Translate

piątek, 24 października 2014

Rozdział 24 ,,CZAS NA CIEBIE"

Minął dzień odkąd wyjechała z domu Cullenów.Po przyjeździe porozmawiała z Benjaminem i potem poszła spać.Od samego rana,od śniadania siedzi na strychu i przegląda pudła,które były już od jej przyjazdu. Były w nim stare książki al nie dotyczyły jej rasy ani innej. Były to zwykle książki z bajkami.W następnych pudłach stare sztućce i zastawy porcelanowe.A w innych różne starocia.Usiadła na podłodze.Miała dość.Siedzi tu kilka godzin i niczego nie znalazła. Zadzwoniła do Benjamina.Był u Cullenów.Chciał sprawdzić czy może lekarz nie ma czegoś w księgach.Usłyszała,ze wampir odebrał.-Cześć,znaleźliście coś?-zapytała
-Nic.Jest tylko wspomniane,że połączenie obu raz pół wampira i zaklętego było surowo zabronione,gdyż pół wampiry bały się,że nowi zaklęci będą silniejsi.A u ciebie jak?
-Niczego nie znalazłam,a przeszukałam chyba cały strych.
-Może niczego tam nie ma. Idź odpocząć ,nie możesz się przemęczać.
-Mówisz do mnie jakbym była w ciąży.To trochę chore.
-Chore jak dajesz taki przykład-zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne, powodzenia w szukaniu.
-Do zobaczenia niedługo.
Włożyła telefon do kieszeni spodni.Zrezygnowania wzięła pudełko ze zdjęciami i położyła je na ziemię, tam gdzie wcześniej. Usłyszała pod kartonem głuchy odgłos.Jakby pod spodem była pustka.Zaczęła sprawdzać czy deska ie jest poluzowana i tak było.Za pomocą niewielkiej siły deska odpuściła i wyciągnęła ja.W środku była jakaś nieduża paczka.Odwinęła szary papier.Zobaczyła zdjęcie jej mamy ,jej kiedy miała może z dwa latka i jakąś kobietę.Była to pewnie siostra Gabrieli.Kobieta była podobna do jej rodzicielki.Miała czarne włosy, które falowały się ,a sięgały jej do ramion.Jej oczy były również zielone ale nie takie jak Gabrieli.Była wyższa od rodzicielki.Szczupła i ubrana w jasnych kolorach.Siedziały we trzy na kanapie.Ona siedziała na kolanach matki i trzymała palec ciotki.Były uśmiechnięte.Pod spodem były inne zdjęcia.Uwiecznione wspomnienia.Ona z ciocią, ona z mamą.Ale pod nimi były jakieś kartki.Zaczęła je czytać. Były to notatki jej mamy o niej.Podejrzenia jakie zdolności może mieć.Były tez obawy ,że może żywić się krwią ale po jakimś czasie stwierdziła,iż nie będzie się nią posilać.Łza się zakręciła w oku.Matka starała się zrozumieć swoja córkę.Nie chciała jej oddać, nie bala się jej ,chciała pomoc odnaleźć siebie gdyby się dowiedziała o mocy.Wzięła paczuszkę i zeszła na dół.Wejście na strych było na górze , w korytarzu pomiędzy pokojami.Zamknęła je i poszła do salonu.Chciała wczytać się w notatki mamy.

Malutka rośnie szybko.Jest strasznie blada.Dziedziczyła porcelanową barwę skóry po ojcu,pół wampirze , tak jak kolor włosów.Zielone oczy dziedziczyła po mnie.Alexandra została obdarowana mocami zaklętych ,tych co ja miałam.A są nimi: telepatia-która może się u niej szybciej rozwinąć,czyli z kilkanaście dni jeżeli dowiedziałaby się.Włączanie i wyłączanie przedmiotów, wyciszanie myśli ,by nikt nie odczytywał informacji z umysłu.Może mieć inne moce spowodowane jej wyjątkowością.Możliwe ,że moja córeczka może mieć moc wyciszania rozmów,różnego rodzaju wizje ,mogą to być wspomnienia lub przyszłość.Alexandra może mieć jeszcze inne moce ale nie jestem w stanie wszystkich odkryć.Najważniejsze by się nie dowiedziała ,to jest dla niej najbezpieczniejsze.

Czytając to miała dziwne uczucie.Przecież te kartki dotykała kiedyś jej mama.Wtedy Alexandra była małym dzieckiem.Mama troszczyła się o nią.Chciała zrozumieć rasę córki.Dziewczynie łzy krążyły w oczach.Chciała zacząć czytać dalej.Lecz nagle usłyszała dzwonek do drzwi.Odłożyła na stolik notatki i zdjęcia.Szła zdezorientowana do drzwi.Przecież nikogo się nie spodziewała.Otworzyła je ostrożnie.Zobaczyła mężczyznę w średnim wieku.Na kurtce miał logo firmy kurierskiej.Trzymał w dłoni jakaś paczkę.
-Dzień dobry-powiedział miło-przyszła paczka dla Alexandry Walker.
-Dzień dobry -powiedziała zaskoczona.Przecież ona nie zamawiała żadnej paczki.-Ale nie zamawiałam niczego.Na pewno to jest paczka na mój adres?
-Tak adres się zgadza i dane osobowe również.Mogłaby pani podpisać odbiór?
Może Jack lub Benjamin się wygłupił-pomyślała.
-Oczywiście,gdzie podpisać?
Napisała swoje nazwisko i otrzymała paczkę.Wróciła do domu ,nie zakluczając drzwi.
Pakunek był w średniej wielkości i niezbyt ciężki.Był zrobiony z czarnego papieru zawiązany pożądnie czerwoną wstążką.Patrzyła niezdecydowana na prezent.Nagle zadzwonił telefon.Spojrzała na wyświetlacz ,dzwonił Benjamin.Odebrała.
-Cześć zaraz wyjeżdżam od Cullenów-powiedział.-Znalazłaś coś?
-Tak.Jakieś zdjęcia i notatki mojej mamy.Jest coś wspomniane o moich zdolnościach.
-To świetnie może się czegoś dowiemy.
-Benjamin,czy ty wysyłałeś mi jakąś paczkę lub coś zamówiłeś?
-Nie a dlaczego?-zapytał zaskoczony.
-Bo przyszedł kurier i ktoś wysłał mi paczkę.Myślałam ,że wygłupiłeś się.
-Jak jest w środku coś ładnego powiedzmy ,że ode mnie dobrze?
-Czyli to twoja sprawka?
-Nie ale mogę podpisać się pod nadawcę jeżeli ci się to spodoba.Nie mam pojęcia co to jest.
-Bardzo śmieszne.A ty znalazłeś coś?-zapytała.
Zaczynała odwiązywać wstążkę.Była mocno zawiązana.Kiedy już to zrobiła chwyciła za wieczko. Otworzyła paczkę.Telefon miała przy uchu i słuchała co chciał powiedzieć ale jednak go nie słyszała.Po rozwiązaniu wstążki otworzyła paczkę.Krzyknęła,a z przerażenia przypadkowo przewróciła karton na podłogę.Cala zawartość pojawiła się na płytkach.Na podłodze była krew.Pachniała sola i żelazem.Czuła wręcz ból i śmieć istoty do której ciecz należała.Gdyby było tego mało w szkarłatnej substancji było jakieś zwierzę.Był to martwy wąż z otwartymi oczami i rozwartym pyskiem, o niewielkim rozmiarze.Jego bezwładne ciało było rozszarpane.Jakby ktoś nożem przeciął kilkakrotnie jego gardło.Żółte oczy zwierzęcia, tak groźnego zwierzęcia patrzyły na Alexande z przerażeniem.Był to paskudny widok.Takie groźne istoty nie patrzą z przerażeniem, one są mordercami i ich wzrok wręcz jest pełen nienawiści, a nie przerażenia .Słyszała głos
Benjamina w telefonie , który leżał metr od niej na podłodze.Wołał ją. Krzyczał jej imię spanikowany.
 -Alexandro!!! Co się dzieje? Alex! Alex! Odezwij się!!
Krzyczał, przerażony o nią.Chciała się odezwać.Ale nie mogła.Wpatrywała się w jeden punkt.Koło martwego zwierzęcia było zdjęcie.Była to ona.Ubrana w białe spodnie i bluzę.Była skulona na kanapie i spała.Koło niej było widać kawałek blond włosów.Włosy Rose.To zdjęcie z wczorajszego dnia.Na dole były dziury od czegoś ostrego.Pewnie od noża.Nacięcie ukazało napis ,, CZAS NA CIEBIE'' Dziewczyna była przerażona.Ze strachu zrobiła kilka kroków w tył.Poczuła za sobą ścianę.Osunęła się po niej.Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.Normalnie gdyby zobaczyła martwe zwierzę nie płakałaby , nie bała by się aż tak.Ale nie dosyć , ze jest to czyjaś krew, to jeszcze ktoś życzy jej śmierci i ten ktoś mówi poważnie.Strach zawładnął nią.Ten strach w świątyni kiedy faraon chciał ja zabić, strach przed nieznanym czy strach po przeczytaniu listu to było nic.Spojrzała na nogi.Na trampkach były ślady krwi,a na jej spodniach były kropki i rozbryzgi cieczy.Oddychała bardzo szybko.Dusiła się wręcz.Nie nadążała nad oddechem.Usłyszała jakiś pisk.Starała się wstać.Udało jej się lecz kosztowało to dużo siły.Drzwi trzasnęły o ścianę.Nikogo nie widziała ktoś szedł w jej stronę ,a raczej wbiegał.Nagle zobaczyła Benjamina .Był spanikowany.Jego oczy zatrzymały się na krwi, potem szybko szukały nastolatki.Kiedy zobaczył ja przerażona pod ścianą od razu do niej podszedł omijając kałuże krwi.Szybko wpadła mu w objęcia.On zamknął ja również szybko, jak ona.Była przerażona.Chłopak mocno trzymał ją i uspokajał gestem ręki.Delikatnie i szybko pocierał jej plecy ma znak, ze jest już dobrze, że on jest przy niej.Szlochała w jego objęciu.Wtuliła się w jego klatkę piersiową,a ręce kurczowo trzymały jego bluzki.
 -Alex spokojnie jestem już tu.Nic ci nie będzie.Zaraz przyjadą Cullenowie.Spokojnie.
 Dziewczyna trzęsła się w jego objęciach.Oddychała już spokojniej lecz nadal szybko.Wiedziała, że on tu jest.Jej wybawiciel z opresji.Zawsze mogła na niego liczyć.Chłopak chwycił jedną ręką jej policzka.Był cały mokry od jej łez.Spojrzała.Jeszcze nie widział jej tak prze straszonej.Delikatnie dotykał policzka kciukiem.
-Spokojnie jestem tu.Jesteś cała? Nic ci nie jest?
 -Nn.....iiicccc.. błagam to się nie dzieje naprawdę -pokręciła głową.
Ponownie ją przytulił.Delikatnie dotykał jej głowy.Chwycił ja i pocałował we włosy.Tak strasznie się przestraszył.Chyba nigdy nie bal się o kogoś.Zdarzyło mu się to po raz pierwszy.To było okropne.Strach, że mógł ją stracić, że ktoś mógł ją skrzywdzić.Miał ochotę zabić tego kogoś. Ona niczym nie zawiniła, niczym się nie naraziła nikomu.Usłyszał psie kroki.Następnie zobaczył Jacoba i Setha idących do drzwi balkonowych.Potem przez drzwi główne przyszli Carlisle i Esme,a po Emmet, Rosalie i Edward.Kiedy zobaczyli zawartość groźby z pudełka zbledli jeszcze bardziej.Carlisle wymienił spojrzenia z przerażona żoną.Rose od razu podeszła do Benjamina i Alexandry.Delikatnie dotknęła jej ramienia.Nie ruszyła się.Była w szoku.
chwili
-Alex -powiedziała blondynka. Dziewczyna mocno była wtulona w wampira.Przyjaciółka spojrzała na Benjamina.Był tak samo przerażony jak blondynka i jej rodzina.Chłopak spojrzał na Carlisla.
-Wezmę ją na górę.
-Pójdę z tobą-powiedziała Esme-tylko uważaj.
Zwrócił się do nastolatki:
-Alex chodź pójdziemy na górę.Zamknij oczy.
Pokiwała twierdząco głową.Zamknęła je.Poczuła jak spokojnie,a raczej starał się spokojnie ja wziąć.Czuła że jest napięty.Wziął ją do górę.Poczuła tylko podmuch wiatru.Otworzyły się drzwi od jej pokoju i wszedł z nią.Posadził ją na łóżku.Dziewczyna była jak zahipnotyzowana.Oddychała szybko.Ukucnął przed nią i chwycił jej dłonie.Esme usiadła koło niej.
-Alex spokojnie-powiedział melodyjnie. Potwierdziła głową.Przeniosła swoje włosy na prawą stronę.Musiała odkryć szyję by ochłonąć.Jej ręce delikatnie się trzęsły.Esme podtrzymywała ją.Nastolatka sama czuła jej zaskoczenie.
-Musisz się przebrać.Ściągnę ci buty-powiedział.
-Dobrze-powiedziała cicho.
Kiedy pomógł jej pozbyć się butów, wstała.Poszła w kierunku łazienki.Usiadła na sedesie i ściągnęła spodnie poplamione krwią.Szybko zmieniła je na rurki.Podeszła do lustra.Spojrzała na swoje odbicie.Była strasznie blada, oczy duże, okrągłe z przerażenia.Pod lustrem była umywalka.Umyła ręce i twarz.Wytarła buzię.Położyła dłonie na bokach mebla.Oddychała już spokojniej.Kiedy myślała o tym co było na dole, dreszcze przechodziły po jej drobnym ciele.Chciała wyjść ale zaczęła słyszeć część rozmowy Esme i Benjamina:
-Nigdy jeszcze nie widziałam żeby ktoś zrobił takie świństwo-powiedziała Esme
-Ten potwór przesadził.On nie jest zdrowy na umyśle.Widzisz w jakim ona jest stanie.Jest przerażona.
-Nie dziwię się.Jak dojechaliśmy Carlisle musiał mnie przytrzymać,a Jacob z Seth'em musieli wyjść na chwilę.To nie dość , że było obrzydliwe co przerażające.
 -Richard przesadził.Jak tylko go zobaczę rozszarpie na strzępy.
-Uspokój się.Trzeba myśleć racjonalnie.Nie jesteśmy pewni czy to na pewno on.
-Myśleć racjonalnie?!-starał zachowywać się cicho-on chce skrzywdzić Alex.Jeżeli coś jej się stanie... Nie chce nawet o tym myśleć.
-Będziemy cały czas z nią by nikt jej nie skrzywdził.Nic jej nie będzie.
-Ten sukinsyn za to zapłaci-warknął.
Wyczuwała jego wściekłość i strach.Odczytała to bardzo intensywnie.Zależy mu na niej.Było to kochane ale wolałaby o tym się przekonać w inny sposób.Musiała podejść do małego okna w łazience.Otworzyła je i stanęła przy nim.To coś na dole.Było obrzydliwe, przerażające i chore. Usłyszała pukanie do drzwi.
 -Proszę-powiedziała.Jej stan zaczął się powoli poprawiać. Do pomieszczenia wszedł Benjamin.Był cały napięty i spłoszony.Ciepło poczuła na sercu, że ktoś się o nią troszczy, ale nie chciała tego.Nie chciała by wszyscy zamartwiali się nią.Podszedł do niej.Od razu ja przytulił.Czuła się taka bezpieczna w jego ramionach.Położyła głowę na jego klatce piersiowej.Poczuła, że jego dłoń jest na jej talii ,a druga na jej ramieniu.Jej dłonie były położone na jego klatce piersiowej.Czuła się taka mała.Jak tylko przypomniała sobie co było na parterze dreszcze po niej przeszły i to nie przyjemne.Egipcjanin chyba to wyczuł, gdyż mocniej ją uścisnął.
-Myślałem, że umrę jak krzyczałaś.-spojrzał na nią.Położył dłoń na jej policzku i delikatnie go dotykał.-Na pewno jesteś cała?Nikogo tu nie było wcześniej?
-Nikogo tu nie było.Nikt mnie nie obserwował. Nikt nie dzwonił prócz ciebie.Nie wiem kto to mógł zrobić.To jest chore.Ta krew...Boże-schowała twarz w jego ramieniu.
-Nie myśl o tym.Już po wszystkim.Znajdziemy tego potwora i pożałuje.Spokojnie.
-Po prostu mnie nie zostawiaj-powiedziała wtulona.-Nie chce być teraz sama.
-I nie będziesz. Będę cały czas z tobą, tak jak inni.
-Obiecujesz?-spojrzała na niego.
-Ty się jeszcze pytasz.Rozmawiasz z faraonem.Władca musi być godzien zaufania, no może nie w kwestiach dotyczących koszul nocnych.-powiedział by poprawić jej humor.
 I udało się.Uśmiechnęła się lekko.
 -Dobrze, że chociaż tobie udaje się sprawić by się uśmiechała-powiedziała Esme.
-Już po wszystkim? -zapytał Egipcjanin.
 -Już kończą.Rose jest w twoim pokoju.Nie mogła wytrzymać.A ty skarbie, już lepiej?- zapytała z troską.
 -Nie wiem-powiedziała.Nie płakała ale ta sytuacja wprawiła ja w obrzydzenie.-Chyba muszę pójść na balkon-dodała.
-Zaprowadź ją.Ja zejdę na dół.
Dziewczyna ruszyła,a on był koło niej.W pokoju, przy biurku siedziała Rose.Była zszokowana i zmyślona.Jej jasna cera była niezdrowo bledsza.Spojrzała na nastolatkę.Alexandra wzięła bluzę która leżała na łóżku.Narzuciła ją na siebie i trzęsącymi dłońmi weszła na balkon.Benjamin wszedł z nią i podał jej telefon.Musiał go wziąć z dołu.Uśmiechnęła się lekko i schowała go do kieszeni bluzy.Na dworze było już bardzo zimno.Niebawem miał zacząć padać śnieg.Dziewczyna oparła się plecami o balustradę balkonu.Zaczęła miarowo oddychać.Miała dość.
-W porządku ?-zapytał się szarooki.Stanął koło niej.
-Nie-powiedziała prosto z mostu.-Nic nie jest w porządku.Kto normalny wysyła mi coś tak obrzydliwego i chorego? Niczego temu komuś nie zrobiłam,a chce mnie zabić.-była zła.
Po jej strachu został tylko gniew na sprawcę.
 -Alex znajdziemy go-objął ją ramieniem-znajdziemy i pożałuje , że zadarł z nami wszystkimi.Niczego nie zrobiłaś.Jesteś chyba najniewinniejszą istotą jaką znam z charakterkiem-uśmiechnęła się lekko.-Może i czasem wrzeszczysz na mnie ale nikomu się nigdy nie naraziłas-powiedział leki uśmiechnięty.
Starał się poprawić jej humor. Spojrzała na niego.Uśmiechnęła się do niego i przytuliła go.
-Dziękuję-tylko tyle powiedziała.Nie umiała opisać jak jest wdzięczna za wszystko.
-Damy radę.Tak jak wtedy z przemiana.Poradziliśmy sobie to teraz poradzimy z tym.
Nagle telefon zaczął wibrować i usłyszeli krótki dzwonek przychodzącej wiadomości sms.Odsunęli się od siebie i wyciągnęła komórkę.Weszła w wiadomości.Kiedy wiadomość odczytała, nogi jej zmiękły,a gniew i strach wzrosły.Serce zaczęło jej łomotać. -Nie-mogła tylko powiedzieć.Był to chyba najbradziej ciche słowo jakie powiedziała.
-Co się dzieję ?-zapytał spanikowany. Pokazała mu telefon.Doszła do nich Rosalie.
-Co było w tej wiadomości Alex?-zapytała.
Benjamin podał jej telefon.A wiadomość brzmiała: 

,, Poczułem się urażony, że prezent się Tobie nie spodobał Alexandro.Mam nadzieję, że następny będzie w twoim guście.''
 ***
 -Dostałaś tą wiadomość kilka minut temu?-zapytał Pan Cullen.
-Tak.Jak byliśmy na balkonie-wyznała.
-To co teraz zrobimy?-zapytała Rosalie.-Przecież jest nie obliczalny.Napisał, że coś jeszcze zrobi.
 -Najważniejsze, żeby Alexa nie była sama-powiedział Emmet.
-Mogę z nią być cały czas tak jak wcześniej-za proponował Benjamin. Siedział z nią na łóżku,w jej pokoju.W całym pomieszczeniu była część rodziny.Nie chcieli by Alexandra zeszła na dół, że względu na szok wywołany na samym początku.
 -Ale będziesz musiał chodzić na polowanie.Ktoś jeszcze by musiał być.
-Możemy przeszukiwać las w okolicy-za proponował Jacob.
-Najważniejsze są okolice domu.Wieczorami będziecie patrolować okolice.
 Chłopacy pokiwali głowami.Nastolatka negatywnie ruszyła głową.
-Nie możecie mnie cały czas pilnować-zaczęła-To nie należy do waszych obowiązków.
-Kochanie jesteś dla nas jak rodzina.My bronimy swoich-powiedziała Esme.
-Ale jak komuś coś się stanie? Nigdy sobie tego nie wybaczę.Nie chce już nikogo więcej stracić.
-Mała i nie stracisz-usiadł koło niej Emmet.-Pamiętasz? Jesteśmy wampirami.Niezniszczalnymi.Może i ty jesteś odporna na nas, nasza pół krwi ale nadal jesteśmy silniejsi.
-Emmet ma rację.Jesteśmy silniejsi ze względu na długi czas.Każdy za pomocą zdolności może pomóc.Nie musisz się zamartwiać-dodał Edward.
-Będziemy cały czas z tobą .Cały czas do końca.Nie musisz się niczym już martwić-powiedział Carlisle.-Pomożemy ci mimo, że nie jesteśmy rodzina więzami krwi.
 Pokiwała twierdząco głową.Patrzyła cały czas na swoje palce.
-Teraz najważniejsze.Czy chcesz nadal zostać tutaj czy zamieszkać jakiś czas poza domem?
-Chciałabym zostać.Na strychu znalazłam notatki mamy i zdjęcia.Chciałabym jeszcze go poszukać przeszukać.
-Znalazłaś coś?-zapytał Edward.
-Zdążyłam wyczytać tylko o podejrzeniach mojej mamy co do zdolności.Położyłam to na kanapie.Były zwinięte w szary papier.
-Widziałam je.Pójdę po nie-zaoferowała się Rose i poszła.
-A więc Emmet i Benjamin zmieniacie swoje warty.Seth i Jacob patrolujecie okolicę.My jeszcze przeszukamy księgi i listy od twojej mamy.Natomiast będę musiał szybko znaleźć tobie nauczyciela.
Przyszła blondynka z notatkami i zdjęciami.
-Jeżeli wam się przydadzą weźcie je.Tam są tylko informacje o tym co już wiemy.
 -Zostawimy zdjęcia.Są twoim wspomnieniem, nie powinno się ich odbierać.
Przytaknęła.
-Dobrze.To w takim razie zaczniemy od teraz.Zostaniesz z nią-spojrzał na Benjamina.-Wieczorem dołączy do was Emmet.
Wszyscy przytaknęli.Esme ucałowała Alexandrę w czoło jak córkę.Rose mocno objęła przyjaciółkę.Blondynka również mocno to przeżyła jak Alexandra i większość rodziny.Reszta również szybko zniknęła.Została sama w domu z Benjaminem i Carlislem.
-Twój medalion od matki-podał jej amulet.-Na odwrocie jest mała wnęka,możesz do niego włożyć kryształ ,który nosisz na szyi.Od tego one są.
Wzięła od niego artefakt.Bardzo za nim tęskniła.Miała wrażenie ,ze cząstka duszy mamy wróciła do niej.
-Dziękuje-tylko to mogła powiedzieć.
Blondyn na pożegnanie objął ją.Była dla niego jak córka,a dla niej on był jak ojciec.Żałowała ,że jej biologiczny tata nie jest taki jak złotooki.
-Odpocznij i nie myśl zbytnio o tym co się wydarzyło,dobrze?
-Postaram się-powiedziała
***
Po gorącym prysznicu poczuła się lepiej ale niezbyt.Jedynie czego była pewna to tego,że jest zmęczona.Miała ochotę się wyłączyć i nigdy nie włączyć.Chciała mieć w końcu spokój.Takie rzeczy były ciekawe w książkach, a nie w realnym życiu.Założyła spodnie od dresu ,bokserkę i luźną bluzę od zestawu.Dres był w kolorze czerni.Wyszła z łazienki i od razu poszła do swojego pokoju.Bała się nawet otworzyć okna.Usiadła na brzegu materaca.Ściągnęła swój kryształ i włożyła go delikatnie na jedną stronę medalionu.Kiedy to uczyniła ,otworzyła go.Zobaczyła zdjęcie swoje i swojej mamy.Tak strasznie za nią tęskniła.Starała się by była bezpieczna.Teraz zrozumiała dlaczego rodzicielka nie chciała by jej moc się nie uaktywniła.Ten świat jest niebezpieczny.Tyle zagrożeń wokół, niebezpiecznych ludzi.Dlatego przeprowadzały się cały czas,by uciec od człowieka który na dokumentach jest jej ojcem.Może nim być na papierku ale dla niej, NIGDY on nie będzie ojcem.Usłyszała pukanie do drzwi.Do pomieszczenia wszedł Egipcjanin.Wyczuwała w więzi jego zaangażowanie i troskę.Spojrzała na niego na chwilę , potem wróciła do medalionu.Zamknęła go i chciała założyć na szyję .lecz szarooki ją wyręczył.Przetrzymała włosy by mógł spokojnie go zapiąć.Kiedy już to zrobił, poczuła jego ręce jak obejmują jej talię.Położyła dłonie na jego i oparła się o klatkę piersiową.Patrzyli tak razem przez okno.Niczego nie mówili.Tylko patrzyli i słuchali dźwięków z otoczenia.
-On mnie znajdzie,prawda?-zapytała po jakimś czasie.
-Nie,nie znajdzie-odpowiedział.-A jeżeli to zrobi,najpierw będzie musiał zająć się mną i resztą.
-I właśnie tego się boje
-Nie masz czego-przyłożył swoją głowę do jej.-Niedługo zaczniesz posługiwać mocą jak profesjonalistka , dowiemy się wszystkiego o twoim pochodzeniu i wyjedziemy z tego kraju.
-I gdzie będziemy?
-Zamieszkamy we dwójkę w Egipcie.Pokażę ci wszystko.Już niczego nie będziesz musiała się obawiać.
Uśmiechnęła się słabo.
-I będę musiała wytrzymywać z tobą całe dnie?-zażartowała.-Nie wytrzymię.
-Dasz radę-zaśmiał się cicho-jeden pozytyw dla mnie,ze jest tam tak ciepło,że nie będziesz musiała spać w tych koszulach nocnych co ci kupiłem.
-To w czym?-spojrzała na niego.
On uśmiechnął się cwanie.Zrozumiała iluzję.
-Na to nie licz-powiedziała mu uśmiechnięta.
-Szkoda.Może kiedyś zmienisz zdanie.
-Wątpię-zaśmiała się z jego miny niewiniątka.
-Zobaczymy a teraz może się położysz?
-Chyba tak.O ile uda mi się zasnąć.
-Bajki zdziałają cuda-powiedział wstając.
Położyła się na pościeli.Chciała się okryć ale Egipcjanin ją wyręczył i sam to zrobił.Usiadł na brzegu.Położyła swoją głowę na jego kolanach.Czuła jak delikatnie dotyka jej głowy.Było to takie przyjemne uczucie.W ciszy patrzyła za okno.Miała widok na las.Był piękny i przerażający.Przymknęła oczy.Jego dotyk był taki delikatny, jak piórko.Powoli odpływała.Zapomniała jak się nazywa, co tu robi, kim jest, co się wydarzyło.Zamknęła je.Przeniosła się w krainę snu, gdzie wszystkie troski i strach znikają.


sobota, 18 października 2014

Rozdział 23 Informująca więź

Po rozmowie w gabinecie zaczęła więcej myśleć o swoim pochodzeniu.Była ciekawa swojej mocy i zdolności.Potrafiła więcej niż zaklęci i była podobna do pół wampirów.Zastanawiała się co dziedziczyła z wyglądu po rodzicach.Długie lokowane włosy dziedziczyła po mamie.Gabriela miała proste prawie ,że czarne włosy ale z czasem zaczęły się falować,jak nastolatce.Zielone oczy ma również po rodzicielce.Porcelanowy odcień skóry musiała dziedziczyć po ojcu.Był pół wampirem.Kolor włosów najprawdopodobniej też dostała od niego.Nie znała go i nie chciała poznać.Jaka córka chciałaby poznać morderce swojej matki?Poznać osobę która zdradziła?Człowieka który chciał zabić nawet własną córkę?I nadal chce?Nie chciała o nim myśleć.Czuła niepokój i dziwne uczucie,że może się tego dowiedzieć.Ale czy chciała znać prawdę?Kiedy żyła w niewiedzy była spokojna.Nie znała innych istot ,prócz ludzi.Prowadziła normalnie swój los.Uczyła się ,grała na fortepianie, spotykała się z przyjaciółmi,grała w siatkówkę,czytała książki,marzyła.Ale czy życie w niewiedzy jest dobre?Lepiej znać najgorszą prawdę ,niż być oszukiwanym przez całe życie.Prawdę można za akceptować,poradzić sobie z nią,spojrzeć jej w oczy i pokonać problemy.Życie bez wiedzy o prawdzie jest tylko fikcją.Czasem człowiek ucieka od prawdziwych faktów by żyć,a raczej starać się żyć normalnie.W ten sposób człowiek stara się unikać problemu.Ale ona nie będzie go unikać.Nie będzie udawać ,iż wszystko jest w porządku.Nauczy się swoich zdolności,zapanuje nad nimi i jeżeli ojciec ją odnajdzie stawi mu czoła.Spojrzała po raz kolejny w księgę.Zaklęci mają moc:telepatii ale to za awansowana magia , moc przenoszenia, włączenie i wyłączenie przedmiotu, może wyciszać umysł dla innych by nikt nie słyszał ich myśli, potrafili się bronić mocą poprzez rzuceniu zaklęcia.Z mocy dziedziczonych po mamie potrafi użyć: moc przenoszenia przedmiotów(przeniesienie księgi w gabinecie Dr.Cullena), potrafi wyciszyć umysł by nikt nie odczytywał jej myśli(Edward nie może zobaczyć jej przemyśleń).Nie potrafi telepatii, nie sprawdzała czy może obronić się mocą i nie włączyła czy wyłączyła przedmiotu.Na czym ona moze to przetestować?Spojrzała na lampkę koło łóżka.Carlisle powiedział w gabinecie ,ze musi się skupić na przedmiocie jeżeli chce go podnieść.To żeby włączyć czy wyłączyć lampę musi się skupić.Patrzyła na przedmiot. Starała sobie wyobrazić ,że zapala się.Że moc ją włącza.Lampka nocna nagle się zapaliła.Dziewczyna z zaskoczenia odsunęła się nagle od niej.Moc zadziałała.Zaczęła się cicho śmiać.Ponownie skupiła się na rzeczy.Żarówka zgasła.Nastolatka była strasznie zadowolona z siebie.Mimo tego,że Carlisle prosił by odpoczywała,gdyż przemiana, a raczej śpiączka ją strasznie wymęczyła, jakoś nie słuchała.Miała problemy z utrzymaniem równowagi czasem po prostu straciła siły i Benjamin czy kto inny ją łapał.Siedziała w tym pokoju od rana ,a było w okolicach wieczora.Nikt nie chciał jej przeszkadzać w odpoczynku,a ona świetnie się bawiła mocą.Obrała białą bluzę i wstała.Było nieźle.Trzymała się na nogach.Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.Na samym końcu były schody do salonu,gdzie słyszała głos chłopaków i głos komentatora sportowego.Właśnie leciał jakiś mecz.Zamknęła drzwi i zaczęła iść w stronę odgłosów.Nie zrobiła nawet trzech kroków a zobaczyła,że na schodach wspinał się Seth.Stała blisko ściany,żeby nie upaść w razie braku siły w nogach.Młody wilkołak spojrzał na nią i uśmiechnął się.Ten uśmiech mówił,,WIEDZIAŁEM,ZE NIE POSŁUCHASZ I NIE BĘDZIESZ ODPOCZYWAĆ , JESTEŚ STRASZNIE UPARTA'' 
-A ty co ,lunatykujesz?-rzucił na przywitanie.
-Tak lunatykuję-uśmiechnęła się złośliwie.Nogi lekko jej się trzęsły.Ignorowała to ale chłopak to zauważył.
-Zaraz zlecisz.Chodź pomogę ci zejść-podszedł do niej.
-Seth nie traktuj mnie jak dziecka, potrafię zejść sama-zaczęła marudzić.Nie lubiła jak ktoś się nad nią lituje,a ostatnio często to robili w jej towarzystwie.
-Nie traktuje cię jak dzieciaka, po prostu nie chce byś sobie czegoś zrobiła przez swój upór-złapał ją w talli ,a potem wziął na ramiona.
-Odstaw mnie na ziemię ,już-spojrzała na niego morderczo.
-Nie ma sprawy-zaczął szybko iść do salonu.
-Seth jak postawisz mnie to cię zabiję ,zgadzasz się-powiedziała mu.Schodził ze schodów ,a ona miała założone ręce na piersi.Zawsze tak robiła kiedy była zła.
-Wiesz co to chyb a w ogolę cię nie odstawie na ziemię.Nie chce oberwać teraz jak masz te zdolności.
Uderzyła go w głowę. 
-Alexia się obudziła-usłyszała głos Emmeta-Za co tym razem oberwałeś?-zaśmiał się.
-Za to ,że nie pozwoliłem jej zejść samej-postawił ją na ziemię.
Dziewczyna uśmiechnęła się.Zachowywali się tak jak za dawnych czasów.
-Ale nadal z was się śmieje-usłyszała głos Rosalie.
Uderzyła Setha łokciem w żebra ,następnie szybko podeszła do Rose i usiadła koło niej.
-Matko,dziewczyna ale ty masz krzepę-powiedział wilkołak rozmasowując swoje żebra.
-To tylko część horroru jaki cię dopadnie-powiedział Jacob.Siedziała na kanapie kolo Rose.Na przeciwko siedziała Bella z Edwardem i Nessie.Pomiędzy kanapami była jeszcze jedna na której siedział Emmet ,Jacob i Seth.
Alice i Jasper siedzieli oparci o kanapy.Wszyscy byli a gdzie jest Benjamin?Chciała o niego zapytać ,lecz zobaczyła go opartego o ścianę.Miał poważny wyraz twarzy ale, kiedy ich oczy się spotkały uśmiechnął się do niej.Odwzajemniła lekko ten gest.Wyczuwała w ich więzi coś dziwnego.Takie gorzkie uczucie.Nie rozumiała go zbytnio ale było podobne do zazdrości czy nie zadowolenia.Postanowiła, ze później z nim o tym porozmawia,bo zagadał do niej Jasper.
-Oglądasz jeszcze rozgrywki sportowe?Czy masz teraz okres czasu na romansidła jak Nessie?
-Wcale nie oglądam żadnych romansów!-zaprzeczyła Nessie
Wszyscy się zaśmiali.
-Ostatnio nie mam czasu ale śledzę informacji w internecie od czasu do czasu.
-To nieźle bo dziś jest mecz i chyba biedna Renesmee się zanudzi.-Powiedział Emmet-no chyba,że jakiś zawodnik pocałuje drugiego-ponownie wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Emmet!-powiedziała groźnie pół wampirzyca.
-Dlaczego ty się tak czepiasz Renesmee,co?-powiedziała Alexandra-może to ty tak uwielbiasz romanse,że cały czas o niech mówisz?
Ponownie wszyscy zaczęli się śmiać,nawet Benjamin ,a biedny Emmet patrzył zamurowany.
-To nie fair, Alexia-powiedział do niej.
-To nie fair,że mówisz do mnie Alexia-powiedziała patrząc mu prosto w oczy.Patrzyli na siebie natarczywie.W dawnych czasach wpatrywali się tak i czekali kto pierwszy pęknie.
-No nieźle,to teraz będą się na siebie gapić całą noc-powiedziała Rose
-To twój chłopak ,zrób coś z nim-powiedziała do przyjaciółki Alexa.
Nagle usłyszała wraz z resztą dzwonek do drzwi.Była zaskoczona.Ktoś jeszcze miał dojść?
-Spodziewacie się kogoś?
-Jack dołączy do nas.Tylko uważaj by nie czarować tu zbytnio.Chłopak moze dostać zawału-powiedział Jasper podchodząc do drzwi.
Nastolatka nadal z Emmetem wpatrywali się w siebie.Jacob szturchnął go przez co spojrzał na wilkołaka.
-Wygrałam,dzięki Jake-powiedziała zadowolona z siebie.
-Nie ma sprawy-przybił z nią piątkę.
-Wredny kundel-powiedział niezadowolony wampir.
Alexandra się uśmiechnęła.Naprawdę jej tego brakowało.Otuliła się bardziej bluzą.Szkoda ,że moc nie moze jej ogrzać.Dołączył do nich Jack.
-Cześć wszystkim-przywitał się.Spojrzał na dziewczynę.W jego spojrzeniu było widać ulgę.Podszedł do niej.
-Nie krzycz ,nie bij ,nie wyzywaj-powiedziała Alexa.Wiedziała,że przyjaciel strasznie się o nią bał.Cały czas myśli,ze była chora.Źle się z tym czuła ,ale było to dla niego bezpieczna niewiedza.Obiecała sobie ,iż wszystko mu niedługo wyjaśni.
-Nie będę bił ale wyzywał tak-zasmiał się.
Dziewczyna wstała i przytuliła go.Poczuła jak delikatnie ocierał jej plecy.
-I jak będziesz żyła?-zażartował.
-Niestety będziesz musiał jeszcze ze mną wytrzymać-puściła go i pokazała język.
-Widze,że choroba nie polepszyła twojego stanu psychicznego-zażartował Jack.
-Odczep się od mojego mózgu.Przynajmniej ja go mam-powiedziała złośliwie.
-Coraz lepiej pyskujesz-zmierzył jej włosy.
-A odczep się.Kto dzisiaj gra?-zapytała Emmeta.
-Denver Broncos z Kansas City Chiefs.
-Wow nieźle.Będzie ciekawy mecz.
***
Oglądali razem mecz.Alexandra z Jack'em jedli chipsy,a Nessie podbierała je od czasu do czasu.W końcu była pół wampirzycą,mogła jeść jedzenie ludzkie.Wcześniej zakładali się która drużyna wygra.Jack ,ona ,Benjamin ,Emmet i Edward założyli się ,że wygrają Denver Broncos ,a reszta rodziny postawiła na Kansas City Chiefs.Jeden z Zawodników przeciwnej drużyny zrobił spalonego.Sędzia nie przyznawał go.
-Przecież był spalony-powiedziała Alexandra zła na sędziego.-Ten sędzia jest do niczego!
W pokoju zapanowała cisza.Spojrzała na domowników.Chłopacy wpatrywali się w nastolatkę zaskoczeni.Dziewczyny natomiast nie wiedziała o co chodzi.
-Co się tak patrzycie?Nie mówcie mi,że nie było spalonego.Zrobił to jeden z Kansas City Chiefs
-Niemożliwe-powiedział Emmet.
Dziewczyny patrzyły teraz na Alexandrę, potem na Emmeta.
-Jake powiesz o co mi chodzi ,bo chyba nie jestem w temacie?
-Ty wiesz co to jest spalony-powiedział z podziwem wilkołak.
-No i co z tego?-zapytała.
-Rzadko jaka dziewczyna wie ,co to spalony. 
-Spalony jest wtedy gdy jakakolwiek część ciała zawodnika drużyny broniącej przekracza linię wznowienia gry w czasie snapu.I co podoba ci się?To jest definicja spalonego.
-To teraz rozumiem-powiedziała cicho Nessie.
-Normalnie chyba ją poślubię-powiedział Emmet.
Rosalie starała się nie wybuchnąć śmiechem.
-Alexandra jak już będziecie po ślubie ,zwrotu nie przyjmuję-powiedziała.
-Zazdrośnica-powiedział do niej.
-Emmet jesteś zajęty-powiedział Seth-ale ja nie-wyszczerzył się.
-Zero szans-powiedziała uśmiana z ich reakcji.Sędzia przyznał spalonego-W końcu ten sędzia się obudził.Do czegoś się gościu przydałeś.
-Zabrakło mi tych twoich komentarzy w czasie meczów-powiedziała Alice-powinnaś iść na komentatora sportowego.
-A przy okazji na tłumacza zasad futbolu amerykańskiego-powiedziala Nessie-dzięki tobie już zrozumiałam o co chodzi.A Emmet tłumaczył mi to setki razy.
-A tobie udało się to za pierwszym razem-powiedział Jasper.
Zadowolona oglądała dalej.Chłopcy krzyczeli zadowoleni.Czuła w swojej więzi trochę słodkiego odczucia.Benjamin był zadowolony.Spojrzała na niego.Nadal tam stał.Spojrzał i uśmiechnął się lekko.Nie podobało jej się , że stoi tam sam.Oddalony od reszty.Pokazała mu ruchem głowy by usiadł koło niej.Przecząco pokiwał głową.Skoro nie chciał,nie zachęcała.Spojrzała na telewizor ale coś przykuło jej uwagę za oknem.Zobaczyła jakiś blask.Był bardzo mały.Przed przemianą nie zobaczyłaby go pewnie.Zauważyła kątem oka ,że Benjamin patrzy w tamtą stronę odkąd ona się tam wpatruję.Spojrzała na niego.Po chwili zrobił to samo.Jego spojrzenie pytało o co chodzi.Ona wzruszyła ramionami odpowiadając ,że nie wie.Wróciła do oglądania meczu.
***
Mecz zakończył się wygraną drużyny której kibicował.Po zakończeniu meczu Jack postanowił już iść.
-Mówiłem,że oni wygrają-powtarzał cały czas.-Musimy to kiedyś powtórzyć.
Zaczął się żegnać ze wszystkimi.
-Narazie Benjamin,do zobaczenia-uśmiechnął się i podał mu rękę.
-Do zobaczenia-odpowiedział.
Jack szedł teraz do Alexandry.
-Nic dziwnego.Jest przecież wymęczona.
Spojrzał w jej kierunku.Dziewczyna skulona zasnęła koło Rosalie.
-Weź ją ucałuj jutro odemnie.
-Nie ma sprawy.
-To narazie wszystkim.
Kiedy chłopak puścił  dom , w salonie był tylko on, Seth , Jacob ,Emmet i Rose z Nessie.Chciał Alexandre wziąć do pokoju ale został już wyręczony, co mu się bardzo nie podobało.Seth podszedł do niej i wziął ją na ręce i bez słowa poszedł w kierunku jej pokoju.Nie przepadał za młodym wilkołakiem.Nie był pewien ale po prostu za nim nie przepadał.Nie lubił kiedy tak przymilał się do niej.Coś w nim było dziwnego.Po prostu go nie lubił.Widział jak śpiąca dziewczyna znika za ścianą.Chciał później do niej przyjść.Dziś wieczorem wszyscy idą na polowanie ,a wilkołaki pójdą spać.Denerwowała go obecność Setha.Czyżby był zazdrosny?Zazdrosny o nią?Bardzo dużo czasu spędzał z nią.Była bardzo blisko z nim,a w towarzystwie on nie czuł się zbyt dobrze.To wszystko przez więzienie.Tyle lat sam.I tak nagle został wypuszczony.jeszcze się nie przyzwyczaił do innych istot ,ludzi,wampirów ,wilkołaków czy jeszcze innych,takich jak zaklęci.Widział ,że wszyscy starają się by dziewczyna była szczęśliwa.Powrót do starych czasów najlepiej w tym pomógł.Widział jak uśmiech na jej twarzy się pojawił.Widział,że chciała by usiadł koło niej.Nie chciała by był sam.Była na prawdę kochaną osobą.Czuł poprzez więź jej szczęście, jej zadowolenie.Uwielbiał kiedy była w tym stanie.Wyglądała ślicznie, tak beztrosko.Czuł jej niepokój kiedy patrzyła przez okno.Chciał z nią o tym porozmawiać.Coś widziała.On niczego nie widział.Kiedy spojrzał był jakiś ruch.Pewnie zwierzęcia.Ale nic poza nim.Nawet nikogo zbytnio nie wyczuwał.Musi z nią porozmawiać.
***
Następnego dnia ,kiedy państwo Cullenowie wrócili dziewczyna poprosiła by mogła wrócić do domu.Zgodzili się ale prosili by dużo odpoczywała.Zgodziła się niechętnie i obiecała.W końcu Benjamin od kąd ma kontakt z nimi ,wszystko powie.
-Jeszcze raz wam dziękuje za pomoc-przytuliła się do Esme.
-Kochanie to częściowo nasza wina,ze musiałaś zostać.Ale dobrze iż jesteś cała.Znajdziemy Ci tego nauczyciela.
-Proszę cię ,uważaj i odpoczywaj-powiedział Carlisle.-Musisz mieć siły by zadbać o moc.
-Dobrze postaram się. Będę pamiętać.
Zobaczyła przed domem swój samochód.Benjamin już po nią przyjechał.Wyszła z domu i wsiadła do samochodu.Zapięła pas i ruszyli.
-To co dzisiaj robimy?-zapytał.-Pamiętaj,ze masz odpocząć ,więc żadnych szaleństw.
-Błagam cie ,chodź ty nie rób mi kazań-jęknęła.
-Po prostu wszyscy dbamy o twoje bezpieczeństwo.To co zamierzasz dziś?-zapytał ponownie.
-Myślałam o przeszukaniu strychu.Może są tam jakieś wiadomości lub jakieś wskazówki.Mama musiała przewidzieć to,ze przypadkiem mogłam się dowiedzieć.Że wiem o mojej odmiennej rasie.
-Wyjątkowej-poprawi ją i spojrzał na nią.
-Niech ci będzie-uśmiechnęła się słabo.-A teraz zrobię ci przesłuchanie.Co to było w czasie meczu i po jak zasnęłam?
-A co było w czasie meczu?-zapytał
-Wyczułam w trakcie, a raczej przed meczem twoje nie zadowolenie lub zazdrość?Nie wiem, to dziwne odczucie.A po meczu jak zasnęłam odczuwałam podobne emocje tylko silniejsze.
Milczał.Nie chciał odpowiedzieć.
-Czuje twoje zakłopotanie Ben-powiedziała mu w zdrobnieniu.-Odpowiedz.
-Nie chcesz wiedzieć-powiedział.-Nic ważnego.
-Możesz zrzucić maskę faraona i wrócić jako mój Benjamin?
-Twój Benjamin?-zapytał zaskoczony, pozytywnie oczywiście.
-Mój Benjamin opowiada mi bajki i legendy,droczy się ze mną ,denerwuje i robi na złość,a przede wszystkim rozmawia ze mną.To teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Nie odpuścisz ,prawda?-zapytał spoglądając na nią.
-Znasz mnie.Nie muszę odpowiadać.
Patrzył cały czas na drogę.Niezdecydowany,jakby walczy ze sobą czy powiedzieć prawdę.
-Po prostu byłem troszeczkę zazdrosny-powiedział.
Dziewczyna oslupiała.
-Poważnie?O co ?-byla zaskoczona odpowiedzią.
-Naprawdę muszę ci to tłumaczyć teraz?
-Tak, bo później mi nie powiesz.
Przez chwilę siedział cicho.
-Skoro tak.Przyznaję byłem zazdrosny o Setha.Pewnie pytasz się dlaczego?A otóż ci mówię.Cały czas łazi wokół ciebie, nosi na rękach , mówi cały czas o tobie i żartuje,że chce cię poślubić.To irytujące.Zadowolona z odpowiedzi?-powiedział lekko zawstydzony ,ze jej tyle powiedział.Nigdy nie lubił mówić o swoich uczuciach.Zawsze unikał tego tematu.
-To o to chodzi.On jest moim przyjacielem.Takim jak Jack.To normalne.Wiesz jakie są wilkołaki.Takie.... energiczne , lubią sobie pożartować i w ogóle.Ale to nie powód by być zazdrosnym.
-Dla mnie jest.
Przybliżyła się do niego i pocałowała w policzek, po czym wróciła na miejsce.Chłopak był zaskoczony.
-A to co?
-Za twoją zazdrość-uśmiechnęła się promiennie.-Wiesz dobrze o tym,że nie zapomnę cie dla innych przyjaciół.Jesteś tym wyjątkowym.Nie wiem czy to słowo pasuje do ciebie.Ale jesteś jedynym moim przyjacielem ,który kiedyś był faraonem.Wątpię bym o tobie zapomniała.
-Chyba muszę częściej być zazdrosny-zażartował.
-Nie przyzwyczajaj się do tego.To było wyjątkowe.Coś na wzór dowodu.
-Ja chce więcej dowodów.
Zaśmiała się.Podjeżdżali do jej domu.
***
Czarne audi podjechało pod dom.Wysiadł z niego mężczyzna od strony kierowcy.Od strony pasażera wysiadła ona.Dziewczyna która powinna mu być bliska, powinien kochać i chronić.Zamiast tego czuje chęć mordu do niej i nienawiść.Chętnie zobaczyłby na jej twarzy wyraz bólu i przerażenia.Najchętniej od razu chciał ją zaatakować ale jeszcze się nią pobawi.Zobaczyć jak cierpi powoli ,a potem odebrać życie.Była ładna i drobna.Podobna do kobiety której nie poznał bo zmarła.Z daleka było widać,ze jest osoba delikatna.Kusiło go by podejść złapać ją ,zasłonić usta ręką,wejść do jej domu i pozbawić jej życia.Ale nie.Zemsta będzie długa,męcząca i bolesna.On już o to zadba.Dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny,a potem razem weszli do domu.
Twój czas jest policzony Alexandro Walker-pomyślał.-Teraz zbyć jakoś twojego chłopaka i zajmę się tobą raz na zawsze.Ale teraz pilnuj czy czegoś nie dostaniesz.

sobota, 11 października 2014

Rozdział 22 Moc

Po przebudzeniu czuła się o wiele lepiej.Nie była tak bardzo obolała.Jedynie co sprawiało jej ból to ramię i świadomość,że ojciec zamordował matkę i chciał zabić i ją.Wiedziała,że ma okropnego ojca.Ale nie sądziła,że aż tak.To bardzo bolało.Zawsze chciała mieć kochającą rodzinę.Wraz z mamą byłaby w domu,a wieczorami wracałby kochający mąż i ojciec.Bawiłby się z córką i kochał rodzinę.Ale to była głupia fantazja i nierealne marzenie.Nigdy tak nie będzie i była tego świadoma.Była zaklętą.Słyszała o różnych postaciach.Wampirach ,wilkołakach,czarodziejach.Ale nigdy o zaklętych.Teraz rozumiała skąd te wizje,nie przespane noce i uwolnienie Egipcjanina.Trochę jej ulżyło,że nie ześwirowała.Ale najbardziej niepokoiło ją jedno.Jej ojciec chciał jej śmierci.Niczego mu nie zrobiła.Niczym nie zawiniła a już podiął decyzję.To bolała bardzo,tak jak śmierć rodzicielki.Po ciepłym prysznicu było o drobinkę lepiej.Miała wrażenie ,że ból fizyczny odpływa wraz z wodą.Zjadła małe śniadanie.Oczywiście Renesmee i Rose marudziły,że mało je.
-Dziewczyno ty chyba sobie żartujesz?!-powiedziała Rose-Ty się głodzisz.
-Nie ,nie głodzę się Rose.Naprawdę ja już nie mogę jeść.
-Doprowadzimy do cudu i zjesz to-powiedziała Nessie.
-Mówisz jak Benjamin-mruknęła do siebie pijąc herbatę ziołową.
-I ma rację?-Alexa spojrzała na blondynkę z zaskoczeniem.
-Od kiedy to przyznajesz,że ma rację?
-Masz z tym jakiś problem?-uśmiechnęła się złośliwie złotooka.
 Nastolatka wpatrywała się w blondynkę.
-No co?- zapytała-Widzę,że się nie odczepisz.Tak.Popieram jego zdanie,zadowolona?-uśmiechnęła się do niej.Nessie zaczęła chichotać.
-Wow-zdążyła powiedzieć zielonooka.
Trójka przyjaciółek zaśmiała się.Alexa chwyciła się za żebra.Nadal była obolała po uwolnieniu mocy.Zobaczyła zmartwioną minę wampirzyc.
-To nic.Poboli trochę i minie-uspokoiła je.
Do pomieszczenia wszedł Carlisle.Miał ze sobą gruby tom.Był bardzo stary.Okładka była czarna,a na środku był szary,pewnie kiedyś był biały,znak.Nie wiedziała jaki to jest.Spojrzał na Alexandrę.Posłał jej uspokajający uśmiech.
-Jak się dzisiaj czujesz?-zapytał
-Obolała ale jest dobrze-odrzekła
-Musimy zobaczyć jak wygląda twoje znamię.-zrobiła duże oczy.Usiadł na przeciwko niej.-Spokojnie.Tym razem nie będzie cię tak bolało.Najgorsze masz już daleko za sobą.
Pokiwała twierdząco głową.Rose szybkim ruchem odniosła tacę z nie dokończonym jedzeniem i pojawiła się obok.Nastolatka nie zauważyła nawet tego.Była przerażona.Zobaczy swoje znamię.Ostatnio jak je widziała było okropne.Krwawiąca rana,jakby wypalona na jej porcelanowej skórze.Usiadł koło niej.Ściągnęła rękawek bluzy.Ramię było zabandażowane.Czuła się głupio.Teraz wszyscy domownicy pewnie usłyszeli jak serce jej przyśpiesza.Przypomniało jej się ,że Edward czyta w myślach.Spojrzała na niego.Wyglądał na niepewnego.Nie rozumiała o co chodzi.
-Mocno cię boli?-zapytał doktor.
-O wiele mniej niż wcześniej.Tak jakbym się skaleczyła.
Rozwijał bandaż.Serce dziewczyny przyśpieszyło.
-Spokojnie-powiedział złotooki.Posłał jej uspokajający uśmiech.
-Staram się.Ale ostatnio jak je widziałam nie było zbyt piękne.
-Teraz powinno być lepiej-odwinął do końca.
Jej skóra była taka jak wcześniej.Porcelanowa.Tylko tym razem na ramieniu był czarny znak.Nie było krwi.Nie wyglądało jak oparzenie.Znamię wyglądało jak tatuaż,tylko było ciemniejsze.Głęboka czerń.Była totalnie zaskoczona.Spojrzała na doktora.Jego twarz pokazywała z skupienie ale w oczach było zaskoczenie i to niemiłe.
-Coś z nim jest nie tak,prawda?-powiedziała niepewnie.
Delikatnie dotknął znaku.
-Boli cię?
-Nie-odpowiedziała-a powinno?
-Ono za szybko się zagoiło.Ramię powinno być sinawe i obolałe.-Spojrzał na nią uspokajająco.-Dobrze ,że jest już po wszystkim.
-Ale to się stało za szybko,prawda?-spojrzała niepewna.
-Tak-przyznał-Nie wiemy wszystkiego o twoim pochodzeniu.Słyszałem o zaklętych,znam ich zdolności.Znam pół wampiry,pół ludzi ,bo Renesmee nim jest.Ale nigdy nie miałem wiedzy na temat dziecka zaklętej i pół wampira.Nikt nie zna zbyt dobrze dzieci singularis.
Czyli jestem jeszcze większym dziwadłem-pomyślała.
-Myślisz o czymś?-usłyszała głos Edwarda.
Spojrzała na niego.Przecież on powinien pierwszy znać jej myśli od razu po niej.Nie rozumiała o co mu chodzi.
-Co masz na myśli?-zapytała zagubiona .
-Nie słyszę twoich myśli.Nie słyszałem ich tylko u Belli-chwycił ukochaną za rękę- ale teraz nie słyszę ich u ciebie,a wcześniej bez problemu je słyszałem.
-Możliwe,że to przez moc?-zapytał Benjamin.Spojrzała w jego kierunku.Stal przy drzwiach wyjściowych.Nie zauważyła,że przyszedł.
-Bardzo możliwe.Coś blokuje jej myśli.-Powiedział Pan Cullen-Zaklęci tak potrafili ale nieliczni.Musiałaś odziedziczyć ten dar po mamie.
-Następna dziewczyna ,której nie czytasz w myślach-powiedziała Bella do męża-zaczyna mi się to podobać.
Spojrzał na nią lekko rozbawiony.
-To normalne ,że moje Żyły na rękach trochę pieką?-zapytała szatynka pocierając nadgarstki.
-Na początku będziesz to odczuwać ale minie szybko.Pewnie szybciej niż u zaklętych.
Słyszała z piętra włączony telewizor.Strasznie ją głowa bolała.Dla niej najmniejszy dźwięk był strasznie glośny.Carlisle chyba to wyczuł.
-Alice ,wyłączysz ten telewizor?
-Nie,nie trzeba.Można go tylko ściszyć.
Alice chciała pójść do sprzętu ale wszyscy stali nieruchomo.Program w telewizji ucichł.Wpatrywali się w szatynkę.
-Niesamowite-powiedziała Esme.
-To ja zrobiłam?-spojrzała przerażona.
-Spokojnie.Widocznie wola tak chciała i moc zadziałała.Spokojnie.Nauczysz się to kontrolować.
Położyla na kolana łokcie i schowała twarz w dłoniach.Po chwili powiedziała:
-Chyba pójdę się położyć.
-Teraz potrzebny ci jest odpoczynek.Zostawię ci księgę w pokoju.Dowiesz się coś o rasie swojej mamy i częściowo swojej.
-Dziękuje-powiedziała i zaczynała wstawać.Świat nagle zawirował i straciła równowagę.Od razu pojawiła się Alice i Benjamin.Przytrzymali ją z dwóch stron.Chwyciła się za głowę.
-Może lepiej,jak zaniesiesz ją do pokoju-usłyszała glos Alice.
Zobaczyła kątem oka,że Egipcjanin kiwa Głową.Esme zniknęła gdzieś w okolicach kuchni.Carlisle trzymał książkę i przytaknął do nich.Dziewczyna poczuła,że ją chwyta.Wziął ją na ręce.Był tak przyjemnie chłodny.Czuła koło głowy jego ramie.Oczy były przymknięte.Usłyszała i poczuła podmuch wiatru.Potem ruch i czuła materac łóżka.Potem jak ktoś ją okrywa kocem.Otworzyła oczy.Zrobił to Benjamin.Carlisle stal w otwartych drzwiach.Nadal patrzył na niego z odrobiną nieufności.
-Położyłem ci księgę na szafkę.Jak dobrze się poczujesz lub coś,możesz do niej zajrzeć.
-Dziękuje-powiedziała bliska szeptu.
-Zostań z nią-powiedział życzliwie do niego.On kiwnął kłową.Drzwi się zamknęły.Spojrzała na niego.Na jego twarzy malowała się troska.Była wzruszona.Martwił się o nią.Trzy miesiące temu taki nie był.Chwycił jej dłoń,a ona ją uścisnęła.
-Uparta jak zwykle-powiedział-musisz odpocząć.
-Cały dzień mi o tym mówią-uśmiechnęła się słabo-jakoś to będzie.
-Będzie dobrze.
-Ja i tak mam swoją teorię,że wampiry chorują.Ty nie możesz się teraz zamartwiać.To do ciebie nie podobne.
-Bo tamten Benjamin został w sarkofagu-uśmiechnął się do niej.-Mówiłem ci,nie chorujemy.
-Ja i tak wiem swoje.Mówiłam ci,że jestem dziwadłem,a ty w to wątpiłeś.
-Nie jesteś dziwadłem.Jesteś wyjątkowa.
-Jestem jeszcze dziwniejsza niż rasa rodziców.Miałam rację.Wygrałam-lekko go szturchnęła pięścią.
Niech ci będzie dziwolągu.Powinienem się ciebie bać-zażartował.-Możesz mnie pokonać swoimi mocami.
-I tak nie są takie fajne jak moce żywiołów-powiedziała.
-Może będziesz takie miała,kto wie co tam ukrywasz?
-Sama się nie rozumiem ,to ciekawe czy ktoś mnie zrozumie.Powiem mu by wytłumaczył mnie ,mi.
Zaśmiali się oboje.
-Odpocznij.Potrzebny ci wypoczynek.
-Wiem ,wiem-powiedziała zirytowana.-Prześpię się trochę.
***
Spala jakieś dwie godzinki.Dochodziło popołudnie.Nie chciała się nikomu narzucać ,więc postanowiła przejrzeć księgę.Może dowie się czegoś ciekawego.
Zaklęci są pra starą rasą ludzi.Zostali stworzeni by walczyć ze złymi istotami.Dawno temu ich przyjaciółmi zostały pół wampiry i rodowite wampiry.Również wilkołaki do nich należeli.Moce zaklętych były różnorodne ale każdy z nich posługiwał się:telepatią9zaawansowana magia),mocą przenoszenia  ,włączenie i wyłączenia przedmiotu.Może wyciszać umysł dla innych by nikt nie słyszał ich myśli.Potrafili się bronić mocą poprzez rzuceniu zaklęcia.Zaklęci od lat mieli odwiecznego wroga.Byli nimi ludzie podobni do demonów i wampirów.Zabierały energię życiową łowców i w ten sposób umierali.
Czyli będzie mogła posługiwać się telepatią.Nikt nie usłyszy jej myśli.Nawet to było świetne.Ale czytając to wszystko czuła się zagubiona.Dlaczego mamie zależało by tego nie wiedziała?Przecież gdyby rozwijała wiedzę magiczną mogłaby się obronić.Może by nawet ją uratowała.Odłożyła książkę.Położyła się na łóżku i zwinęła w kłębek.Czułą taką bezsilność.Dotknęła dłonią znamienia.Skóra była gładka,chłodna i miękka jak zwykle.Tylko,że na nim był czarny znak.Symbol jej odmienności.Była spokrewniona z wampirami i łowcami zaklętymi.Myślała,że jest zwykłą nastolatką. Prowadziła normalne życie.Nic nie wiedziała o swojej mocy.Czuła się tym przytłoczona.Poczuła,że łza spływa po policzku.Wolno ,cicho i delikatnie,by jej nie zauważyła.Delikatnie ją starła.Nie lubiła swojej wrażliwości,nie lubiła łez.To było nie fair.Od zawsze pakowała się w kłopoty ale tego się nie spodziewała.Usłyszała pukanie do drzwi.Szybko starła łzy i zamrugała kilkakrotnie by je odpędzić.
-Proszę-powiedziała.
Drzwi się lekko uchyliły.Była do nich tyłem więc nie widziała kto wchodzi.
-Jeszcze śpi-usłyszała głos Rose.
-Nie śpię-powiedziała Alexa odwracając się do niej-nie słyszałaś mnie?-zapytała.
Złotooka weszła z nieodgadnionym wyrazem twarzy.Wpatrywała się w nią.
-Płakałaś-stwierdziła siadając koło niej na łóżku.
-Nie,wszystko jest w porządku.
-Zawsze miałaś problemy z kłamaniem-powiedziała ściskając jej dłoń.
Ta uśmiechnęła się lekko.
-Naprawdę nie słyszałaś mnie jak mówiłam do ciebie żebyś weszła?
-Nie słyszałam nawet jak się obudziłaś.Nikt tego nie słyszał.Jasper nawet nie czuje twoich uczuć.
-Czyżby moje dziwactwo?-zapytała.
-Nie mów tak-nastolatka usiadła.Spojrzała w oczy przyjaciółki.Piękna Rosalie,mogąca startować w konkursach Miss z silnym charakterem patrzyła na nią zmartwiona.Nigdy nie widziała jej przygnębionej.Zawsze była tą piękną i silną.Teraz wydawała się wręcz krucha.Spojrzała na swoje dłonie.Jej było trochę łatwiej.Wiedziała kim są wampiry.Miał kto jej powiedzieć kim jest,jakie ma zdolności.Jej nikt nie pomoże.Na tę myśl znowu łza się zakręciła.Nie będzie się rozklejać.Łzy na nic tu nie pomogą.
-Alex-powiedziała blondynka obejmując ją.Nastolatka zrobiła tak samo.Czuła zimno bijące od ciała przyjaciółki.Delikatnie muskała jej plecy.-Nie jesteś dziwna tylko wyjątkowa.Poradzisz sobie, wszyscy razem.Pomożemy ci w poznaniu tych mocy czy energii.Będzie wszystko dobrze.
-Jeden plus tego,że Edward nie słyszy moich myśli-zażartowała.
Obie się cicho zaśmiały.
-Nikt już kompletnie nie będzie cię rozumiał-zaśmiała się blondynka.
-Sama się nie rozumiem-dodała
Odsunęły się.Nadal trzymały się za ręce.
-Wiadomo kiedy będę mogła wrócić do domu?-zapytała poważnie
-Aż tak ci tu źle-zażartowała ponownie.Szatynka lekko się uśmiechnęła.
-Nie,oczywiście ,że nie.Tylko chciałam wrócić i jakoś przemyśleć wszystko.Chciałam też przeszukać strych domu i zobaczyć czy czegoś tam moja matka nie zostawiła.Może czegoś bym się dowiedziała.
-Rozumiem.Na pewno szybko się dowiemy to czego trzeba.Mam nadzieje ,że nie będziesz miała takiej mocy żeby zrewanżować się Emmetowi za to wrzucenie do basenu w twoje urodziny-zaśmiały się obie.
-Zemsta jest słodka.Nie odpuszczę mu tego-powiedziała.
-Niczego mu nie powiem ale chce być w to wtajemniczona.
-Tylko powiedz Edwardowi by niczego nie mówił,a i Alice by też niczego nie mówiła jak zobaczy coś w wizji.
-Nie ma sprawy załatwione-przepiły żółwika.
Usłyszały pukanie do drzwi.Alexandra zaprosiła tego kogoś.Nikt nie wszedł.
-Znowu robią sobie jakieś żarty?-zapytała Alexandra.
-Nie wiem,ale wątpię.
Usłyszały rozmowę przy drzwiach.
-Gdzie jest Rosalie?-był to Emmet.-Pukałem nikogo nie słychać w pokoju.
-Nie wiem-była to Esme.-Szła sprawdzić co z Alexandrą.
-O co chodzi-zapytała zaniepokojona koleżankę.
-Nie wiem-podeszła do drzwi i je otworzyła.Zobaczyła dwoje członków rodziny.Patrzyli zszokowani.
-Wy tu byłyście?-zapytała Esme.
-Cały czas-spojrzała na Alexandrę-właśnie rozmawiałyśmy.
Nastolatka usiadła na brzegu łóżka.Założyła swoją białą bluzę.Było jej chłodno i chciała zakryć znamię.
-Nikogo nie słyszeliśmy,prócz miarowego oddechu Alex .Sądziliśmy ,że śpi.
-Ale ja nie śpię od dwóch godzin-powiedziała zdezorientowana zielonooka.
-Trzeba powiadomić Carlisla.
-Gdzie on teraz jest-zapytała Rose.
-Rozmawia z Benjaminem w gabinecie.Edward jest z nimi.
Nastolatka wstała i założyła swoje tenisówki.
-Może lepiej tam pójdę-wstała i poszła z Esme.

***
Weszła do gabinetu.Przed biurkiem siedział Benjamin z Edwardem na przeciwko,a po drugiej stronie mebla siedział Carlisle z tomami ksiąg.Spojrzeli na nią i wampirzyce.Edward był zaniepokojony,Carlisle poważny,a Benjamin zaskoczony wizytą.Patrzył na nią z troską i ciepłem.Uśmiechnęła się słabo ale uśmiech od razu zszedł.
-Coś się stało?-zapytał Carlisle.
-Chyba następna moc się uwolniła.
-Tak szybko?
Obie podeszły do nich.Benjamin zwolnił jej miejsce i stanął obok.Podziękowała mu i usiadła.Nadal wyczuwała zmęczenie.
-Co się wydarzyło?
-Nie wiem jak ale wycisza pomieszczenie-wyznała Esme koło męża.
-Zrobiła to też w salonie.
-Nie o to chodzi-powiedziała Alexandra.Wszystkie oczy spojrzały się na nią.-Byłam w pokoju i przyszłą Rosalie.Rozmawiałyśmy wystarczająco głośno by wszyscy nas słyszeli.Potem Emmet zapukał do drzwi i słyszałyśmy jak pyta się Esme gdzie ona jest.Mówił,że słyszy ,iż śpię a Rose ze mną nie ma ,a przecież  była.
Mężczyzna chwilę myślał nad jej słowami.
-Wyciszanie myśli i rozmów.Chciałaś by ktoś to usłyszał?
-Nie.Nigdy nie lubię jak ktoś słucha moich prywatnych rozmów.Ale jak to mogłam zrobić skoro zaklęci nie mają takiej zdolności?
-Przejżałaś już księgę?
-Częściowo.
-Może to dzięki połączeniu ras twoich rodziców?Właśnie nad tym myślimy.Edward nie może wyczytać twoich myśli.Sprawdzaliśmy czy Benjaminowi też można po tym połączeniu.
-I co?-zapytała.Carlisle spojrzał na Egipcjanina.
-Nie może mi czytać tak jak tobie.
-Połączenie więzi między wami sprawiło to,że oboje możecie ukrywać myśli.Będziecie czuć uczucia swoje nawzajem.Jeżeli będziesz szczęśliwa ,on to wyczuje.A kiedy on będzie,ty to wyczujesz.Będziesz miała z nim większy,lepszy kontakt telepatyczny.
-I to wszystko ja zrobiłam?-spojrzała z lekkim lękiem.
-Twoja moc.Musieliśmy wymienić więź inaczej byś nie przeżyła-powiedział szarooki-Alex gdyby nie to,nie udałoby się.
-Mówiłam ,że będę przynosić same kłopoty będąc w moim towarzystwie-mruknęła do niego.
-Przestań.Może być całkiem ciekawie.
Spojrzała na niego.Był zadowolony.Chyba nigdy go nie zrozumie.Była tym lekko poirytowana.

-Alex czuje twoją irytację-powiedział hamując śmiech.Usłyszała za to śmiech Edwarda.


-Zaraz zabije cię wzrokiem-powiedział.
Jej irytacja się zwiększyła.
-Dajcie jej spokój-powiedziała Esme.Na twarzy małżeństwa pojawił się lekki uśmiech.Alexadra również się uśmiechnęła.
-Nie da się tego jakoś wyłączyć?-zapytała gestykulując rękami na bok.
-Nie nie da się.Możesz jedynie to zatuszować ale trochę potrwa nauka.Musimy znaleźć jakiegoś zaklętego ,żeby mógł cię uczyć.
-Czyli nie-powiedziała zrezygnowania.-Będzie mnie prześladował do końca moich dni-opuściła bezwładnie rękę.Nagle poczuła szybki podmuch wiatru.Edward zniknął.Zobaczyła go po prawej stronie.Trzymał jakąś ksiązkę.Chyba zleciała.
-Niezła jesteś-powiedział lekko rozbawiony.
-Co ja zrobiłam? -zapytała zdezorientowana.
-Zrzuciłaś książkę.Widziałem-powiedział odkładając ją na biurko.Spojrzał na Carlisla.
-Moc zbyt szybko się uaktywnia.Albo masz jej za dużo w sobie lub jest tak potężna.
-Że niby ja to zrobiłam?-wskazała na siebie palcem.
-Skup się na tej książce.Spraw by się podniosła-powiedział Pan Cullen.
-Przecież ja tego nie potrafię!-zaprzeczyła.
-Przed chwilą to zrobiłaś,nieświadome.
Ale ja nie..-poczuła dłoń na ramieniu.Był to Egipcjanin.
-Dasz sobie radę.Pamiętasz jak pokazywałem ci sztuczkę z ogniem?To pewnie podobnie będzie z tym.Tylko skup się.Wyciągnij rękę i skup się na czynności.
Spojrzała zrezygnowania na księgę.A co zaszkodzi jej spróbować.Skupiła się na księdze i wyciągnęła prawą rękę.Długo nie musiała czekać.Pod książką pojawił się lekko niebieski błysk.Zaskoczona opuściła rękę.
-Było dobrze.Nie przejmuj się to normalne-usłyszała głos blondyna.
Ponownie uniosła rękę.Lekko jej się trzęsła.Pod książką znów pojwaił się połysk błękitu.Lekko się uniosła.Dziewczyna myślała,że śni.Usłyszała śmiech Edwarda.
-To Emmet będzie miał niezłą zemstę za ten basen.
Odłożyła delikatnie książkę.Wpatrywała się w nią w osłupieniu.
-Alex?-zapytał zadowolony Benjamin.Dziewczyna nie odezwała się.
-Alex wszystko w porządku-powiedział Carlisle.
Dziewczyna nie reagowała.
-Musi być w szoku-powiedziała troskliwie Esme,chciała do niej podejść ale nastolatka się odezwała:
-Jestem nienormalna-powiedziała z niedowieżaniem-ale i tak wolałabym moc żywiołów.
Wszyscy się zaśmiali.
-To jest dziwne,mówię poważnie.
-Będziesz musiała się przyzwyczaić-powiedział gospodarz domu-i liczę ,że zostaniemy wtajemniczeni w tajemnicę zemsty nad Emmetem-uśmiechnął się życzliwie.
-Ma się rozumieć.Tylko będe musiała trochę poćwiczyć z moimi zdolnościami-zaśmiali się krótko.
-Postaramy się znależć ci jakiegoś nauczyciela.Księgi też ci pomogą ale lepiej by od kogoś podobnego do siebie się nauczyć praktyki.Postaraj się aż tak nie eksperymentować.
-Postaram się ale niczego nie obiecuje-uśmiechnęła się lekko. 
-I tak nie posłuchasz-powiedział Edwrd.
Spojrzała na niego mrużąc oczy.
-Nic nie mówiłem-podniósł ręce w obronnym geście.
-Szkoda,że nie mam mocy zabijania w oczach-powiedziała hamując śmiech.
-Alexia,Alexia-powiedział rozbawiony.
-Wolałbym ci się przymknąć bo jej złość i irytacja są bardzo wysoko-powiedział Benjamin.
-Ostrzegaj mnie na przyszłość.
-Od kiedy zrobiła się z was para dobrych kumpli?
-Od niedawna-powiedziała Esme-a wszystko sprawiłaś ty.
-Nie róbcie ze mnie anioła,nie jestem święta.
-I ja to potwierdzam-powiedział Egipcjanin.Spojrzała na niego.Dała mu kuksańca w ramię.
-Zdrajca -mruknęła.
-To uaktywnianie mocy zapowiada się bardzo ciekawie-powiedział Carlisle do małżonki.


sobota, 4 października 2014

Rozdział 21 Śpiączka zaklętej

-Chwyć jej rękę-powiedział Carlisle do Egipcjanina.-Muszę namalować ci te same znaki.
Ściągnął kurtkę.Wziął jej lewą dłoń.Była taka zimna.Ludzie nie byli tacy chłodni.Zobaczyła,ze na ręce maluje mu znaki.Były to koła z kwadratami i liniami.Niektóre przypominały gwiazdy.Kiedy skończył ,dziewczyna poruszyła się.Obłożył jej przypalony znak okładami.Rose zamknęła drzwi by mogli zająć się nią na spokojni.Ale dzięki super słuchowi słyszał jak reszta rodziny martwi się o nią.Esme dzwoniła do kogoś przez telefon.Wszyscy byli spięci.Carlisle mówił szybko obce słowa.Mieszanka łaciny,włoskiego i starożytnego języka.
-Powinniśmy dostać trochę czasu.Możesz poczuć ból przepływający z niej.
Przytaknął głową.Nagle poczuł gwałtowny ból przepływający z ręki w głąb ciała.Teraz wiedział jak ona mocno cierpi.Ból rozsadzał go od środka.Czuł się gorzej ,niż w czasie przemiany.Ona była w olbrzymiej agonii.Po tym połączeniu,jakby odetchnęła.Jej powieki delikatnie się poruszyły.Klatka piersiowa zaczęła delikatnie opadać i wznosić się.Powieki ponownie si poruszyły.Otworzyła oczy.Były takie szkliste.Kolor ich oczu był jeszcze bardziej zielony niż wcześniej.Były w kolorze szmaragdu.Spojrzała na niego.Było w nich tyle cierpienia.Obruciła głowę.Rozejrzała się.Była bardzo osłabiona.
-Alexandro,spokojnie.Jesteś u nas w domu-powiedział Carlisle.
Benjamin wyczuł kolejną fale bólu.
-Co...-zaczęła oddychać głębiej-co się ze mną dzieje-z jej oka popłynęła łza.
-Odziedziczyłaś po mamie moc.Gdyby nie uaktywniła się do twoich dziewiętnastych urodzin byłabyś człowiekiem.Masz moc ,która chce się uwolnić.Będzie cię bolało.Ale przejdzie ci.Wszystko ci wyjaśnimy.
Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
-To połączenie nie działa-powiedział Benjamin.-Ona nadal cierpi.
-Ma zbyt duże pokłady mocy.To nie możliwe.Ma jej zbyt wiele.
-Przyniosłam amulet-przyszła Esme.
-Alexandro musimy zdjąć ci medalion od Gabrieli.
-Kazała mi go nie ściągać-powiedziała osłabiona.Wszystko ją bolało.
-On teraz się nie przyda.Odzyskasz go.
Znak znowu zabolał.Pokiwała delikatnie głową.Odpiął go i ściągnął.
-Esme podaj mi proszę amulet-podała mu go do ręki.Był to przezroczysty kamień.Wygladał jak ze szkła.Założył go na jej szyi.Poczuła,że wkłada jej coś małego do dłoni.Był to ten sam klejnot.Nagle poczuła wielką fale bólu.Zagryzła warki.Jęknęła.To było coś gorszego niż agonia,to było piekło.
-Przeniesiemy moc z artefakty.Alexandro spójrz na mnie-poczuła dłonie na policzkach.Zobaczyła rozmazaną twarz doktora-to zaraz minie.
Poczuła gwałtowną fale bólu.Nie wytrzymała krzyknęła.Był to tak przerażający krzyk młodej dziewczyny ,cierpiącej dziewczyny.Benjamin słyszał przez ściany gniew, strach i lęk o nią.Też się o nią bał.Strasznie cierpiała.Przeszła kolejna fala.Czul ją.Gdyby się z nią nie połączył ,cierpiałaby mocniej.Chciał więcej bólu wziąć na siebie.Ale nie udało się.Z jej dłoni pojawiła się jakaś niebieska poświata.Jakby niebieski płomień.Naszyjnik który założył jej Pan Cullen zaczął barwić się na niebiesko.Znowu ten ból.Przeszył jej głowę ,tułów , ręce i nogi.Czuła jakby coś przepływało z niej do kamienia w dłoni.Miała wrażenie,ze kości jej się łamią.Kolejna faza bólu przeszła.Była najsilniejsza ze wszystkich.Nie kontrolowała swojego ciała.Krzyknęła.Był to tak rozpaczliwy krzyk.
Najgorsze w tym wszystkim była niepewność dziewczyny.Czuć ból z niewiadomej przyczyny.Mała jakąś moc.Tylko jaką?Skąd?Nikt jej nie powiedział,ze ją ma.Carlisle zapewniał ją ,że jest człowiekiem.nagle poczuła spokój.Ulgę.Jakby cala agonia spływała po niej.
-Już koniec,spokojnie-Carlisle położył swoja dłoń na jej czole.Był tak przyjemny i chłodny.
Spojrzała.Esme zakrywała usta dłonią.Nie widziała jej twarzy,bo wszystko było zamazane.Wszystko przypominało smugi różnych barw.
-Połączenie zostało przerwane.To koniec-powiedziała Esme do Egipcjanina.
Obróciła głowę w jego kierunku.Chciała zobaczyć jego twarz ale przestawała już widzieć.
-Alex,poradzisz sobie-usłyszała jego głos.Trzymał ją za rękę.Uścisnęła ją resztkami sił.Następne co zobaczyła to ciemność obejmująca ją do snu.
***
Leżała nieprzytomna po ciężkim zabiegu.Oddychała teraz normalnie.Ramię miała zabandażowane.Leżała okryta długim kocem.Nie mogła teraz zmarznąć.Najgorszy był teraz ten lęk.
-Jeszcze niczego nie wiemy.Jeżeli nie wybudzi się ze śpiączki ,umrze.Nie możemy niczego zrobić.Musimy czekać.Benjamin siedział na końcu pokoju,w samym kącie.Przy łóżku siedziała Nessie.Trzymała przyjaciółkę za rękę.Carlisle powiedział rodzinie co się wydarzyło.
-Alexandra jest zaklętą.Ma moc.Nie wiemy jaką.Możliwe ,ze dziedziczyła ją po matce.Kazała nam niczego nie mówić,by była zwykłym człowiekiem.Po dziewiętnastych urodzinach byłaby nim.Coś odblokowało jej moc.Musimy się dowiedzieć.Jeżeli się nie wybudzi,będzie po niej.Wtedy Nessie nie wytrzymała.Zapłakała w ramionach Jacoba.

CZWARTEK
Leżała nieprzytomna.Cały czas siedział przy niej.Nie poszedł nawet na polowanie.Chciał przy niej być ,kiedy się obudzi.

PIĄTEK
Nadal bez zmian.Carlisle przyszedł do niego.
-Idź się nakarm.Będziemy tu cały czas z nią.
Kiedy grzecznie odmówił ,lekarz nadal go zachęcał.
-Nic jej nie będzie a ty nie możesz się głodzić.To połączenie ciebie również osłabiło.
-Nic mi nie będzie.Ona jest ważniejsza.

SOBOTA
Poruszyła się we śnie.Był to niespokojny pomruk ale obiecujący ruch.

NIEDZIELA
Po namowach Carlisle'a poszedł zapolować.Chciał to zrobić szybko.Nie chciał jej opuszczać.Kiedy zamierzał wrócić,ktoś za torował mu drogę.Był to Emmet.Miał założone ręce na piersi.
-Nie mam zamiaru się z tobą kłócić-powiedział Egipcjanin.Nie miał ochoty. W ostatnich dniach wyglądał jak żywy trup.Miał sińce pod oczami,jego skóra zrobiła się szorstka i szarawa ,a nie miedziana.
-Nie mam zamiaru.Przyszedłem ci podziękować-powiedział siłacz.
Ten spojrzał na niego,jakby to był jakiś żart.
-Uratowałeś ją.Esme twierdzi,że gdybyś jej nie przyniósł od razu do nas zmarłaby.Połączyłeś się z nią więzią by nie cierpiała ,aż tak bardzo.
-Ale i tak zbyt mocno cierpiała-powiedział Egipcjanin.
-Jaki to był ból?
-O wiele silniejszy niż przemiana.
Emmet zrobił grymas gniewu ale nie był skierowany do Egipcjanina.
-Dziękuje,ze się nią zaopiekowałeś.Wszyscy są ci wdzięczni.
Na zakończenie rozmowy uścisnęli sobie dłoń.

PONIEDZIAŁEK
Bez zmian.Nessie i Rose siedziały przy niej.On nadal w swoim miejscu.Jasper wyczuwał emocje wszystkich i starał się uspokoić wszystkich.

WTOREK
Jack wydzwaniał.Zaczął bać się o Alexandrę. Cullenowie musieli go oszukać ,że była poważnie chora i musiała zostać u nich.

ŚRODA
Wszyscy powoli tracili nadzieję,że dziewczyna przeżyje.Kiedy był sam dziewczyna poruszyła się.Jej głowa odwróciła się w jego stronę,lecz oczy zostały zamknięte.Podszedł do niej.Nic.Przyszła Rose.
-Słyszałam,że się ruszyła.I co-zapytała z nadzieją.
-Nic-zdołał tylko to powiedzieć.
Usiadła po drugiej stronie łóżka.Chwyciła ją za dłoń.
-Zaprzyjaźniliście się-powiedziała.
Spojrzał na nią.Nie rozumiał o co jej chodzi.
-Dziękuje,że się nią zaopiekowałeś.Nie sądziłam,że będziecie przyjaciólmi.
-Też nie sądziłem,ze można polubić potwora takiego jak ja.
-Zmieniła cię.To znaczy,że nim nie jesteś.Zawdzięczasz to jedynie jej.Wcześniej od razu byśmy si tobą zajęli.
Spojrzał na nią.Po kilku minutach wyszła.

CZWARTEK
Wszyscy się bali,ze dziewczyna odejdzie.Minął już tydzień.Carlisle przyszedł jak każdego dnia.
-Chyba się spóźniliśmy-zdołał tylko powiedzieć.
Benjamin nie chciał w to wierzyć.Został z nią.Powiedział doktorowi,że wszyscy mogą udać się na polowanie ,a on zostanie.
-Jesteś pewien?
-Tak,zostanę z nią.
W nocy z czwartku na piątek wyruszyli.Mieli wrócić za kilka godzin.
PIĄTEK
Został sam.Sam z myślą,że Alexandra umiera.Nie chciał jej zapamiętać jak cierpiała.Jak krzyczała z bólu.Moc strasznie ją skrzywdziła.Chciał pamiętać ją jako niewinną szatynkę,strasznie upartą i kochaną.Jej uśmiech na twarzy,zaróżowione policzki i zielone oczy.Uśmiechniętą i szczęśliwą jak wtedy ,przy wodospadzie czy kiedy zobaczyła jego dom.Chciał widzieć wieczorami zaspane oczy,jej ziewanie jak mały kot i chęć do wysłuchania legend z jego kultury.Była jedyną osobą do której się przywiązał.Była jedyną osobą która miała o czym z nim rozmawiać.Jedyną osobą,która od początku widziała jego dobre strony,ukryte w głębi.Teraz trzymał jej dłoń.Nie ,nie będzie jej wspominał.Ona będzie żyła .Obudzi się.Musi.Nie może go zostawić.Chodź ,szczerze w to wątpił.Niedługo mieli wrócić Cullenowie.Niedługo
odejdzie.Nie będzie zakłócał ich spokoju.Delikatnie pogładził jej dłoń.Przymknął powieki.Brakowało mu jej śmiechu,spojrzenia ,nawet tego karcącego,uścisku jej dłoni który teraz czuje.Tych złośliwych uwag dziewczyny.....zaraz.Uścisk dłoni.Spojrzał na nią.Jej powieki zaczęły się poruszać.Jej dłoń ściskała jego.Ona żyje.Nie zostawiła go.Nie zostawiła ich wszystkich.Otworzyła oczy.Miała nadal zielony połysk.Tylko jej oczy były jakby ciemniejsze.Zieleń się zmieniła na głębszy,jeszcze piękniejszy.A myślał,że jej oczy nie mogą być piękniejsze.
-Żyjesz-powiedział zszokowany.
Chciała się podnieść.Ale jej siły były nikłe.Pomógł jej.Chwycił delikatnie za kark i przytrzymał rękę.Oparła się o jego pierś.Oddychała odrobinę ciężko.Serce biło szybciej niż normalnie.Jej skóra była chłodniejsza niż normalnie.
-Gdzie jestem?-powiedziała zdezorientowana i osłabiona.
-U Cullenów w domu.Spokojnie.Poszli na polowanie.Niedługo wrócą.
Objął ją ramieniem w talli ,a drugą rękę położył na włosach.Ucałował jej czoło.Był tak szczęśliwy.Przeżyła.
-Aż tak ze mną źle było,ze musisz mnie ucałować?-zażartowała.
Starała się go pocieszyć.Była kochana.
-Baliśmy się ,że za późno zainterweniowaliśmy.
-Nie wieże.Wielki Pan i Władca się o mnie bał?-uśmiechnęła się słabo.Była niezwykle osłabiona.
-Tak-ponownie ucałował jej czoło-bałem się.Widzisz co ze mną zrobiłaś?
-Zrobiłam z ciebie bardzo dobrego człowieka.
-Nie jestem tego pewien.
-Dobrze.Zrobiłam z ciebie bardzo dobrego potworka.Może być?-uśmiechnęła się
Zaśmiał się i wyciągnął telefon.
-Zadzwonię do Esme.Martwią się o ciebie.
Wybrał numer wampirzycy.Po jednym sygnale odebrała.
-Co się dzieje?-zapytała z niepokojem.
-Obudziła się.
***
-Kochanie,jak dobrze,że nic ci nie jest-przytuliła ją Esme.
Nastolatka leżała w łóżku.Nie pozwolili jej wyjść z niego.Wszyscy chcieli się z nią zobaczyć.Ale była tak osłabiona,ze mogła tylko od czasu do czasu odpowiedzieć.Doktor Cullen ,chciał by odpoczęła ,lecz ona poprosiła:
-Co się ze mną dzieje?-zapytała.
Mężczyzna z małżonką zostali.Poprosiła by Benjamin został z nią.Kobieta usiadła na brzegu łóżka.Mężczyzna stał za nią.
-Twoja matka prosiła byśmy niczego ci nie mówili.Nie chciała byś stała się zaklętą.
-Kim?-zapytała zaskoczona.
-Zaczniemy od początku-powiedziała Esme.Chwyciła jej dłoń.-Twoja matka należała do zaklętych.Zaklęci to osoby bardzo podobni do czarodziei Mają coś na wzór mocy.Ta rasa wymierała od kilkunastu lat.Aż w końcu została niewielka grupa ludzi z tymi zdolnościami.Takie zdolności to teraz rzadkość.Twoja mama byla jedną z nich.Zaklęci mają moce obrony i ataków,rzutów klątw,łamania ich i inne.Mają lepsze zmysły ale nie tak dobre jak wampiry.Posiadają niezwykłą moc.
-Jestem zaklętą?-spytała zszokowana.
-Tak Alexandro.Jesteś nią.
Nastolatka przez chwile myślała.
-Czyli dzięki temu wypuściłam Benjamina ze świątyni?-spytała.
-Na to wychodzi ,ze tak.
-A mój ojciec?Też był nim?
-Tego nie jesteśmy pewni.Bardzo przypominał wampira.Był pół człowiekiem ,pół wampirem.Takim jak Nessie.Parę lat po ślubie zaszła w ciąże.Miałaś być pierwszym dzieckiem.Była szczęśliwa.Jedynie twój ojciec wpadł w złość kiedy dowiedział się ,że jest w ciąży.Większość wampirów i zaklętych żyło razem w zgodzie.Ale kiedy wieść się rozeszła,że powstało dziecko nowej rasy.Zakochani z dwóch różnych rodzin poszli za przykładem.Richard był z twoją matką legalnie,dlatego ,że był ważnym członkiem jakiejś rady.Inni nie mogli być ze sobą.Twój ojciec stwierdził,ze to poważny błąd byś przychodziła na świat.Jesteś pierwszym dzieckiem z zaklętej i pół wampira.Nie tolerował tej nowej mieszanki.Bał się,że będziecie silniejsi od pół wampirów i wampirów.Odszedł z zamiarem zemsty.Od tamtej pory uciekałyście,aż w koncu twoja matka odnalazła nas.Zaprzyjaźnilismy się.Była dla nas częścią rodziny jak Ty.
-Ale dlaczego mama została zamordowana?
-Tego nie wiemy.Nie rozumiemy też dlaczego to zrobił.Kiedy byłaś małym dzieckiem twoja ciocia Astera została z tobą .Gabriela wróciła do znajomego po informację.Spotkała tam Richarda,twojego ojca.Powiedział,ze potrzebuje jej do przekazania wielkiej ilości mocy i założenia zaklęcia na jakiegoś buntownika.On ,ten buntownik chciał ochronić twoją rasę.Był  bardzo wpływowy i inni go słuchali.Miała dojść do kręgu wampirów,którzy kiedyś byli wyklętymi.Oni zamykali wampiry groźne dla otoczenia lub te,które stawały im na drodze do celu.Ta grupa żyła od starożytnych czasów.Ale dowiedziała się ,że to podstęp.Chcieli by jej użyto by zabić wszystkie mieszane dzieci.
-Czyli mój własny ojciec chciał zabić mnie i dzieci podobno do mnie?-była zszokowana.
-Przykro mi kochanie-powiedziała Esme.-Jest złym człowiekiem.Sądziliśmy,że nie żyje od jakiegoś czasu.Ale po tym liście nie wiemy.Nie jesteśmy pewni.
-Zaraz-powiedział zielonooka-mówiliście coś o starożytnej grupie wampirów.
-Tak-powiedziała nie rozumiejąc o co chodzi nastolatce.
Spojrzała na Benjamina.Wiedział co ona ma na myśli.
-To nie może być możliwe ,Alex.To tylko zbieg okoliczności.
-A co jeżeli to prawda?
-Sądzisz,że grupa do której twoja matka miała siłą pozostać to ,ta sama co zamknęła Benjamina?-zapytał Carlisle.
-Przecież to bardzo możliwe-obroniła swoje zdanie
-Musimy to sprawdzić-powiedział złotooki.-Teraz musisz odpocząć.Najlepiej oboje.Alexandro nie powinniśmy ci teraz tego mówić ale to zrobiliśmy.Odpocznij.Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie.
-Ale..-chciała się kłócić ale Cullen ją uciszył gestem ręki.
-Odpocznij.Nie wiem czy wiesz ale o mało co ,a nie udałoby się nad mi pomóc.Odpocznij i na miłość boską ,nie kłóć się-powiedział spokojnie.
Dziewczyna się poddała.Mieli rację.Teraz poczuła jak bardzo jest obolała i zmęczona.
-Dobrze-powiedziała.
Małżeństwo wyszło z pomieszczenia.Została sama z Benjaminem.Zorientowała się,że cały czas od rozmowy z państwem Cullenów trzymali się za ręce.Spojrzała na niego.
-Prześpij się.Chyba nie będę musiał ci opowiadać legendy przed snem.
-Zdrajca-mruknęła.-Zawsze trzymałeś moją stronę.
-Ale teraz sprawa jest poważna.I nie kłóć się ze mną.
Ziewnęła.
-No dobrze-mruknęła.-A co jak się nie obudzę-uścisnęła jego dłoń.
-Obudzisz się-również uścisnął jej dłoń.-Odpocznij.
Nie musiał jej tego powtarzać.Popłynęła w objęcia mężczyzny.W objęcia Morfeusza.