Translate

wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 35 Reakcja

Po dwóch dniach musieli wyjechać. Benjamin miał zaplanowany kolejny wyjazd. Kiedy wrócą będzie musiała spakować dodatkowe ubrania, gdyż Egipcjanin następnego dnia po powrocie zabiera ją do Egiptu z okazji Nowego Roku. Czuła, ze będzie to niezapomniany Sylwester. Teraz siedziała koło niego na kanapie w samolocie. Za godzinę mieli wrócić do New Pol. Bała się tego powrotu. Teraz było wspaniałe, lecz rzeczywistość uderza. Problemy wracają. Wraca rada, singularis, brat, narażanie siebie czy bliskich. Nie chciała tego. Nie chciała powrotu zmartwień.
-Alex nie zamartwiaj się. Wszytko będzie dobrze-pocałował jej czoło.
-Od kiedy czytasz w myślach? -zapytała spoglądając na niego.
-Więź cię zdradza. A skoro się martwisz to tylko powrotem i jaką zastaniemy sytuację.
Jak dobrze ją znał.
-Ale i tak warto było jechać. Nawet jeżeli musiałeś mnie obudzić w nocy-oparła głowę o jego pierś.
-Też nie byłem rannym ptaszkiem, kiedy jeszcze potrzebowałem snu.
-Podejrzewam-uśmiechnęła się złośliwie.
Podciągnął ją na swoje kolana i spojrzał w jej twarz.
-A co to miało być? -zapytał.
-Sądząc po tym czym, a raczej kim się zajmowałeś nie wstawałeś wcześniej-powiedziała powstrzymując się przed wybuchem śmiechu.
-Już nigdy więcej nie wezmę do ust wina. Za dużo ci powiedziałem-zaśmiał się-w ogóle co ci powiedziałem?
-Dużo-zaśmiała się z jego miny-biedne trzysta służących dziewczyn.
-Trzysta służących jako człowiek-powiedział spokojnie.
-Słucham?! Było ich więcej?!
-Nie myślałaś chyba ,że w ciągu mego panowania było tylko trzysta służących.
-Bo zaraz się załamię. To ja którą będę?
-Tą jedyną-przyciągnął ją bliżej do siebie- ostatnią. Tą z którą ułożę sobie życie. Chce zapomnieć o poprzednim życiu. W tym drugim chce być tylko z tobą. Żadna inna nie będzie tą samą ,co ty. Z tobą mi jest tak dobrze, że z inną lepiej być nie może. Jesteś moim numerem jeden-pogłaskał jej policzek.
Uśmiechnęła się i wtuliła w niego. Zachował swój starożytny romantyzm. W tamtych czasach Egipcjanie szanowali swoje kobiety. Była pewna, że w końcu trafiła na tego jedynego.
-Jak myślisz, jak zareaguje reszta? -zapytała obejmując go za szyję.
-Alice wie, nie wiem, czy powiedziała reszcie. Wątpię.
-Miała wizję?
-Tak. Pomogła mi wtedy. Pamiętasz ,kiedy dostałem ten sms? Był wtedy od niej.
-Pamiętam. Spryciula z niej.
-Teraz jak zareaguje biedny Emmet. Jego ulubienica nie jest już sama.
-Jak zobaczy z kim jest, zawału dostanie, nawet w tym wcieleniu.
***
Wrócili do domu. Miło było znów zobaczyć ten dom z motywami egipskimi. Wypakowała ubrania i wrzuciła je do pralki. Na miejsce ich, włożyła kolejne ubrania od ukochanego. Uśmiechnęła się na tą myśl. W końcu odnalazła swoje szczęście. Ten wyjazd projektowy nie był taki zły. Od nienawiści do miłości. Czuła się zupełnie jak bohaterka książki. Teraz jeszcze muszą razem przetrwać i pokonać radę. Wtedy odzyskają spokój. Weszła do garderoby i spakowała czyste koszule nocne, sukienki , bieliznę, spodnie i bluzki bez ramiączek. Po chwili była spakowana. Zauważyła również w czasie pakowania, że Benjamin musiał kiedyś wziąć jej rzeczy z domu, bo wszystkie je tu znalazła. Był kochany, że o wszystkim pamiętał. Położyła walizkę przy łóżku. Ale chwileczkę. Na jak długo chce ją zabrać do Egiptu? Przecież musi zacząć przypominać sobie materiał, gdyż ma egzaminy pod koniec stycznia. Wyszła z pokoju. Wiedziała, gdzie może być. Zapukała do jego sypialni. Od razu weszła. Było w niej ciemno jak zwykle. Zamknęła drzwi i przymrużyła oczy. Ledwo widziała swój czubek nosa. Podeszła do okna w celu odsłonięcia zasłon, lecz zatrzymały ją jego dłonie wokół jej talii. Podskoczyła delikatnie.
-Mógłbyś mnie nie straszyć łaskawie?- powiedziała.
-Taka jest moja natura-usłyszała jego śmiech.
-Mógłbyś wpuścić tu trochę światła. Ciemno tu, że niczego nie widzę.
-Dzięki temu też mnie nie widzisz-usłyszała odpowiedz. Poczuła jak nosem przesuwa po jej szyi.
-Ale wiesz ,że nie widzę żadnego przystojniaka-zaśmiała się krótko. Wiedziała, że jeżeli to powie, odsłoni zasłonę. I też tak zrobił. Widziała go teraz przed sobą. W pomieszczeniu było szarawo.
-Teraz już widzisz-przyciągnął ją do siebie.
-Teraz tak-pocałowała go- powiedz mi, na jak długo wyjeżdżamy?
-Na bardzo, bardzo, bardzo długo-powiedział.
-A dokładniej? Wiesz, że mam egzaminy pod koniec stycznia.
-Wiem, wszystko obmyśliłem. Pojedziemy sobie na tydzień. Wystarczy?
-Najchętniej bym w ogóle nie wracała ale musimy.
-Kto powiedział, że musimy wracać?
-Wiesz, że musimy. 
-Wiem-wziął jej kosmyk włosów i schował go za uch dziewczyny-wiesz co? Chodź się przejść. Jesteśmy oboje już spakowani. Mamy dużo czasu. Porozmawiamy co dalej.
-Pewnie. Tylko pójdę po płaszcz.
*** 
Po wyjściu z domu, poszli się przejść po lesie, który otaczał dom. Wiedzieli, że ta część jest dla nich bezpieczna. Śniegu było bardzo dużo. W ciągu trzech dni nasypało wiele cali. Trzymali się za ręce. Rozmawiali i śmiali się jak najzwyklejsza para. Łatwo można było ich pomylić. Wyglądali normalnie, ale byli inni. 
-Będziesz musiała znowu wstać wcześnie i przygotuj się na lot samolotem. Żebyś mi się nie wystraszyła. 
-Nie będę się bać-uderzyła go w ramię- wtedy było to niespodziewane. O której mam wstać?
-Obudzę cię koło piątej nad ranem.
-Nie jest tak źle. To powiedz mi teraz ,co planujesz zrobić? Też chciałabym mieć w tym swój wkład.
Zatrzymał się. Podeszła do niego i założyła ręce na jego ramiona , następnie chłopak spojrzał na jej twarz.
-Masz bardzo ważny wkład, a raczej ważną rolę do wykonania.
-Jaką?- zapytała ciekawa.
-Po prostu bądź ze mną tam i daj się oprowadzić.
Uśmiechnęła się zniecierpliwiona.
-Mogłam się tego spodziewać.
-Ty niczego nie musisz robić. Pozwól zachować mi się jak na mężczyznę przystało i zająć się każdym szczegółem wyjazdu. 
-W tych czasach jest inaczej.
-Bo w tych czasach nie ma prawie w ogóle mężczyzn-zaśmiała się. - No co? Stwierdzam tylko fakty.
-Jesteś naprawdę bardzo skromny. Nie pamiętam bym ciebie tego uczyła.
-Tej lekcji jeszcze nie miałem. I jeszcze jednej, którą bym bardzo chciał.
-No słucham. Jakiej lekcji jeszcze nie dałam mojemu uczniowi z wymiany?
-Wychowania fizycznego-po tym parsknęła śmiechem. Rozumiała go bardzo dobrze. -Kiedy odbędą się zajęcia?
-Nie mam pojęcia-starała się uspokoić- ale jeżeli będę potrzebowała pocieszenia, zgłoszę się od razu do ciebie-pocałowała jego policzek.
-Postaram się być cały czas obok, gotowy do dyspozycji.
-Jesteś niemożliwy. Zostało ci coś z poprzedniego życia.
-Mówiłem już. Nawyki mi zostaną ale będą związane tylko z tobą-pogładził jej policzek.
Uśmiechnęła się, a na policzkach miała rumieńce przez chłód. Jedyny punkt, na którym była skupiona to jego stalowe oczy. Były takie piękne, czuła się pod ich spojrzeniem bezpieczna i pełna szczęścia. Benjamin położył swoją dłoń na jej szyi. Położyła swoje dłonie na jego ramionach i zatopili się swoimi ustami. Wiatr delikatnie dmuchał, a śnieg latał wokół nich, zupełnie jakby się goniły. Ich języki się odnalazły i zaczęły delikatnie masować. Z początku delikatnie i czule, potem drapieżniej ale nadal czule. Wiedziała, że cały czas musiał kontrolować swoją siłę, by nie zrobić jej krzywdy. Mocniej zacisnęła swoje dłonie na jego ramionach. Wiedziała ,że się uśmiecha, też to zrobiła. Najchętniej teraz zatrzymałaby czas. Tak jest jej najlepiej.

***
Emmet właśnie wracał z polowania. Był sam, bo reszta jego rodziny była wcześniej, a on z Nessie i Jacobem byli u Setha. Złapał w okolicy duże zwierzęta w nie zbyt dużym czasie. Teraz był w okolicy, gdzie mieszkała Alexandra z Benjaminem. Przechodził w okolicy i zastanawiał się ,czy już wrócili. Ominął dom i biegł dalej. Nagle kogoś wyczuł. Dziwne. Wyczuł swoja przyjaciółkę, Alexandrę. Poszedł cicho w tamtym kierunku. Zza drzewa stały dwie osoby. Nie musiał starać się być w ukryciu, bo te osoby były zbyt zajęte sobą. Alexandra stała z Benjaminem. Byli objęci i całowali się. Od razu na twarzy złotookiego pojawił się uśmiech. Wiedział, że tak się to skończy. Widział niedawno jak się o nią troszczył, jak patrzyli na siebie. Jak rzucił się na Rafaela. Widać, że jest szczęśliwa, to nie będzie tego psuł. Szybko zniknął. Zadowolony pojawił się w domu. Musiał przekazać wesołą nowinę rodzinie. Wszedł do domu. W salonie siedziała Rose i czytała jakąś gazetę, Nessie z Jacobem oglądali telewizor, a Alice z Jasperem rozmawiali na schodach. Od razu zauważyli ,że Em jest w dziwnie wesołym nastroju.
-Nie uwierzycie co mam wam do powiedzenia-usiadł koło ukochanej, zadowolony z siebie. 
-Co? Ma być jakiś koncert? - zapytała Nessie
-Nie, lepiej-powiedział zakładając nogi na stół.
-Odbędzie się mecz w okolicy? - zapytał Jacob
-Nie, widziałem bardzo ciekawe zjawisko.
-Zaraz ciekawym zjawiskiem będzie moją pięść przy twojej twarzy-powiedziała Rosalie- co ciekawego się wydarzyło w tym mieście?
-Widziałem naszą grzeczna Alexandrę całującą się z naszym egipskim Benjaminem-powiedział. 
Po tych słowach Jacob, Nessie, Rose i Jasper spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Żartujesz?!- powiedziała Rosalie zbita z tropu.
-Poważnie. Alice wiedziałaś o tym?- zapytał Em. Wszyscy spojrzeli na nią.
-Tak jakby-nie powstrzymała uśmiechu.
-Dlaczego nie powiedziałaś?!- zapytała Nessie.
-Bo to ona miała wam powiedzieć, nie Emmet. A z resztą. Jutro rano wyjeżdżają do Egiptu.
-Lecę do niej-powiedziała Rose.
-Zaczekaj idziemy z wami- Jake wstał z Renesmee
-Też idę. Powiedziałem wam o tym.
Po kilku chwilach byli w lesie, gdzie widział ich Emmet. Nie było ich. 
-Wiedziałem ,że to ściema -powiedział Jacob
-Byli tu. Chodźmy do nich.
-Jeżeli to ściema, zabiję cię kochanie-powiedziała Rosalie.
Poszli pod dom. Nessie chciała zapukać do drzwi ale Emmet ją powstrzymał.
-Tak się mogą wszystkiego wyprzeć. Musicie zobaczyć ich z ukrycia.
-To idiotyczne-mruknęła.
Obok drzwi było okno. Stanęli przy nim. Widać było część salonu, a w niej ich. Alexandra leżała na kanapie, a Benjamin koło niej. Bawił się jej kosmykiem włosów. Rozmawiali o czymś ale nie wiedzieli o czym. Zaklęcie chroniło dom. Nagle chłopak się pochylił nad dziewczyną i ją pocałował. Alexandra położyła dłoń na jego policzku. Wszyscy byli zaskoczeni ,a siłacz był zadowolony.
-A nie mówiłem?
-Wiedziałam, że tak będzie-powiedziała Nessie.
Rose zapukała do okna. Para spojrzała się w ich kierunku. Alexandra zrobiła duże oczy z zaskoczenia. Benjamin coś jej powiedział i zaczęła się śmiać. Emmet pokazał by otworzyli drzwi. Benjamin machnął lekceważąco ręką i wrócił do całowania swojej dziewczyny.
-Są zbyt zajęci sobą-zaśmiał się Jacob.
***

-Zaczekaj otworzę im drzwi-powiedziała rozbawiona pomiędzy pocałunkami.
-Mogą poczekać, ja nie-zaśmiał się Egipcjanin.
-Otworzę mocą, zaczekaj-pachnęła ręką i drzwi były już otwarte. Oddała mu pocałunek i wstali. Oczywiście weszli zadowoleni.
-Jak mogłaś Alex! -podbiegła do niej Nessie- Niczego mi nie powiedziałaś! -przytuliły się.
-Jakoś tak wyszło.
-No stary gratuluje-przebili sztamę chłopacy
-Dzięki.
-Tylko by mi nie płakała przez ciebie-powiedziała Rose.
Alexandra wypuściła przyjaciółkę z objęć i już była otoczona ramieniem ukochanego.
-Nie będzie, na pewno.
-Pamiętaj! Nie będę za siebie ręczył-Em dał mu kuksańca w ramię- A ty moja panno-podszedł do Alexandry i uściskał-niczego mi nie powiedziałaś. Niedawno byłaś małym złośliwym dzieciakiem, a tu duża dziewczyna. Jak ten czas szybko leci.
Zaśmiała się. Lubiła kiedy udawał dramatyzm. Poszli do salonu i rozsiedli się na wypoczynku.
-Mieliśmy do was wjechać wieczorem w odwiedziny. Jeszcze nie macie mnie dość? - zapytała.
-Ciebie, nigdy! Nie pozbędziesz się nas kochana.
-Uwielbiam was. 
-Zawsze z wami będziemy-powiedziała Rose- tym bardziej teraz. Musimy was pilnować byście niczego głupiego nie zrobili.
-Mówiłam, że tak będzie. Ale ty się wypierałaś- zaczęła Nessie- jesteśmy tylko przyjaciółmi , usprawiedliwiałaś się. Mówiłam ,słuchaj się mnie na przyszłość.
-Jak braciszek zareagował?- zapytała Rose.
-O niczym mu nie mam zamiaru mówić, a ty? -zwróciła się do Benjamina.
-Nie powinno go to interesować-powiedział gładko.
-Zaraz znowu sobie przypomni ,że ma siostrę i zacznie dawać kazania takie jak my.
-Wątpię. Bo gdyby powiedział, że jak ją skrzywdzi ma przechlapane, to dotyczy się głównie jego. To on ci zrobił krzywdę, to Benjamin da mu za swoje.
-Z największą chęcią-powiedział Egipcjanin bardzo zadowolony.
-Możemy przestać o nim rozmawiać? - powiedziała Alexandra
-Chętnie. Niedobrze mi się robi jak o nim słyszę.
-Nie tylko tobie-dodała Rose.
-Kiedy wyjeżdżacie?
-Jutro, po piątej rano-odpowiedział szarooki.
-Na jak długo ją porywasz? - zapytał Jake
-Tylko tydzień. Carlisle nadal szuka nauczyciela?- zapytał Egipcjanin
-Dziś poszedł z Esme się z kimś spotkać. Możliwe, że mają kogoś na to miejsce.
-Jak miło. Znowu szkoła - westchnęła.
-A żebyś wiedziała-powiedziała
-Nie marudź. My chodzimy do szkoły dwieście lat.
-Ale ja to co innego. Wy jesteście nieśmiertelni, a ja nie mam tyle czasu.
-Wiesz, dożyjesz jakieś dwieście lat. Jesteś córką pół wampira i zaklętej. Carlisle wywnioskował z notatek twojej mamy, że możesz dożyć takiego wieku?
-Kiedy na to wpadł? Nic mi nie powiedział-zapytała zaskoczona nastolatka.
-Po waszym wyjeździe. Chcieli was poinformować po waszym wyjeździe na sylwestra. My wyjeżdżamy w Alpy do znajomych i tam chciał popracować nad tym-powiedziała Rose.
-Nie powinien nad tym tyle myśleć-powiedziała Alexandra.
-Obiecał twojej mamie, że się tym zajmie jeżeli moc się uaktywni.A z resztą, jest zadowolony, że Benjamin cię zabiera na wyjazd. Esme też. Masz trochę wolnego od całej tej sytuacji.
-Ale to jest nie sprawiedliwe-powiedziała Alexandra- Powinien spędzać czas z wami, a nie nad sprawą mojego rodzaju.
-Myślisz, że dla niego to jest obowiązek? On to robi z czystej ciekawości. Interesuje się takimi przypadkami. Ja jestem tego przykładem- powiedziała Renesmee. – Dzięki tobie ma zajęcie. Myślisz, że będąc nieśmiertelnym marnuje czas? Ma go bardzo dużo.
-No niby tak - przyznała niezdecydowana.
-Ty się lepiej tym nie przejmuj – powiedziała Rosalie – lepiej pomyśl, co spakować do Egiptu-uśmiechnęła się.
-Już się spakowała-powiedział zadowolony Benjamin obejmując ją ramieniem – o dziwo bardzo szybko .
-Wiesz Alex, musimy pojechać na zakupy. Alice będzie zachwycona. Zajrzymy tu i tam. Kupimy to i tamto-uśmiechnęła się tajemniczo, tak jak szatynka.
-Rose , ja już znam tą minę-zaśmiał się Em- muszę waszej dwójce coś powiedzieć.
-Słucham? – zapytała niepewna Alex.
-Właśnie wam uświadamiam fakt, że jadę z wami do Egiptu.
-Chyba nie- powiedziała równocześnie para.
-Po co? –zapytała zaskoczona Nessie.
-Ja nie puszczę mojej małej Alexi samej z nim-oparł się i założył rozbawiony ręce na piersi- nie wiadomo co tam będą robić. Moim zdaniem jest za młoda. Ile jest pomiędzy nimi różnicy?
-Tylko dwa tysiące dziewięćset siedemdziesiąt jeden lat –powiedziała spokojnie szatynka.
-Tylko?! Ja jej nie puszcze samej. Dodatkowo tak daleko i to jeszcze z chłopakiem kobieciarzem, byłym kobieciarzem, dodatkowo takim starym dla niej -zakończył rozbawiony. Widać było, że dobrze się bawi.
-Bez obaw. Będę ją pilnował – powiedział Benjamin , po czym pocałował czubek głowy Alexandry
-Ciebie stary nie da się pilnować. Rosalie – zwrócił się do swojej ukochanej – miałaś dobry pomysł z tymi zakupami. Wybieram się z wami i kupujemy jej szczelną ,zakrywającą całe ciało piżamę. Nie do ściągnięcia. Ma być niezniszczalna.
Alexandra nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. W jej ślady poszła Renesmee, Rosalie i przede wszystkim Benjamin. Emmet patrzył zaangażowany w swoją przemowę.
-A jaką mają jej kupić piżamę?- zapytał Benjamin widocznie zainteresowany.
-Z długim rękawkiem i długimi spodniami. Najlepiej różową w serduszka-powiedział Em.
-Tak będziesz wyglądała uroczo. Bardzo uroczo-powiedział uwodzicielsko Egipcjanin do nastolatki.
-Mówisz? Chyba sobie taką kupię-uśmiechnęła się po czym zaczęła śmiać, kiedy zobaczyła minę Emmeta.
-Boże, być malutka nie zrobiła żadnego głupstwa-westchnął teatralnie siłacz.
-Nie jestem malutka! - zaprotestowała.
-Jesteś- obroniła ukochanego Rosalie- jesteś naszym oczkiem w głowie- zażartowała.
-Emmet-zaczął nagle Benjamin- wiesz, że jej niczego nie zrobię na siłę. Nie chce skrzywdzić naszej Alexandry-pocałował jej czoło i spojrzała się na niego- jest naszym oczkiem w głowie i nic tego nie zmieni.
-Mam nadzieję-zaśmiał się. –Chciałbym zobaczyć teraz minę twojego braciszka Alex. Już widzę jego załamanie.
-Prędzej zacznie gadać o tym ,że zwariowała lub ,że jest nienormalna-powiedziała Renesmee.
-Nessie powiedz mi- zaczęła Alexandra- czy ktokolwiek z mojego otoczenia wraz ze mną jest normalny?
***

Po rozmowie z przyjaciółmi i ich wyjściu Alexandra z Benjaminem siedzieli w salonie. Cieszyli się swoim towarzystwem. Kiedy wybiła godzina siódma, nastolatka postanowiła pójść do swojego pokoju. Wzięła długi, relaksacyjny prysznic. Jak miło było nie myśleć o problemach. Dni bez strachu o Radę, pojawienie się Richarda czy obecność Rafaela, jej brata. W końcu mogła cieszyć się życiem wraz z ukochanym. Była szczęśliwa i taka perspektywa jej się podobała. Cieszyłaby się, gdyby taką miała przyszłość. Ale nie może spoczywać na laurach. Musi zacząć być czujna. Być gotową na nagły zwrot wydarzeń. Ale czy można być zwartą i gotową , kiedy ma się przy sobie takiego mężczyznę jak Benjamin? Takiego wampira jak on? Mężczyznę, który ją kocha? Szanuję? Broni? Zadowala? Nie, nie da się. Wierzy, że teraz będzie lepiej. Założyła swoją nową koszulę nocną. Była w kolorze bieli z koronką przy biuście i wycięciem pomiędzy nim. Ubranie miało dwa cieniutkie ramiączka. Pod biustem do przed połowy uda była satyna. Odłożyła ręcznik by wysechł i umyła zęby. Wyszła z łazienki i ustawiła budzik na wczesną godzinę, by nie przespać. Jednak nie zdążyła, gdyż poczuła jak silne ramiona obejmują ją w pasie. Przyszedł. Spojrzała przez ramię. Jak zwykle uśmiechał się uwodzicielsko. Wyglądał przy tym jak młody bóg. Wziął jej telefon z rąk i położył na stolik nocny. Obróciła się twarzą do niego.
-Jak zwykle się skradasz-uśmiechnęła się i ucałowała jego wargi.
-Nie prawda. Po prostu cicho się poruszam. Zrób coś dla mnie, proszę.
-A co takiego?
-Chciałbym byś przyszła do mojej komnaty i tam spała.
-Przecież i tak nie śpisz. Co to byłaby za różnica, hmm?
-Zachowajmy chociaż tylko pozory? Chciałbym mieć cię blisko, tuż obok-schował twarz w jej włosach.
-Ale ja lubię mój pokój-powiedziała rozmarzona, zaczął delikatnie dłonią dotykać jej szyi. Wiedział, że to uwielbia.
-Będę na ciebie czekał. Chciałbym byś leżała obok. Nie chce być sam. Bez ciebie. Nie rań mojego martwego serca i przyjdź-powiedział lekko rozbawiony. Widział jej niezdecydowanie i dodał- będę czkał- pocałował jej czoło i zniknął z pokoju.
Wiedziała, że zrobił to częściowo jej na złość. Był kochany. Widać jak bardzo się zmienił. Zaczął ukazywać uczucia, z czym miał DUŻY problem. Stara się być czuły i delikatny, chodź jego natura jest wręcz przeciwieństwem. Każdego dnia ją zaskakuje. Jest prawdziwą szczęściarą, że go odnalazła. Że pozwoliła sobie na poznanie łowcy, który poluję na jej rasę. Zakochała się i wie, że jest to inna miłość, niż jej i Josha. Jest to miłość prawdziwa. Bez kłamstw, bez oszustwa. Westchnęła. To wszystko brzmi jak  powieści. Odłożyła telefon na półeczce i wyszła z pokoju. Przeszła boso przez korytarz i doszła do drzwi jego komnaty. Nie musiała pukać, wiedziała o tym. Weszła. Jak zwykle, przywitała ją ciemność. Przeszła powoli. Ku jej zdziwieniu , zauważyła go. Koło łoża była jego walizka. On leżał po środku. Czekał, jak obiecał. Podeszła wolno do łoża i położyła się na nim. Nie spuścił z niej oka, nawet na chwilę. Położyła się koło niego. Od razu przykrył ją kołdrą. Spojrzała na niego. Podziwiał ją bez słowa. Delikatnie dotknął jej policzek i pogłaskał go. Dopiero po chwili się odezwał :
-Wiedziałem, że przyjdziesz.
-Ja również wiedziałam-uśmiechnęła się.
-Tylko nie przyszłaś w piżamie, którą wyznaczył ci Emmet.
-Sądzę, że w takich koszulach nocnych jest mi najlepiej. A jak ty sądzisz?- zapytała wtulając się w jego pierś.
-Sądzę, że wyglądasz bosko w każdej piżamie. Ale w takiej, prowokujesz mnie Alex-spojrzała zadowolona na niego- i doskonale o tym wiesz-uśmiechnął się.
-Może wiem, może nie. Kto wie? - udała niewiniątko.
-Oj Alex-westchnął po czym przybliżył się do jej szyi. Złożył na niej delikatny pocałunek. Dziewczyna westchnęła. Wiedział, że szyja jest jej słabym punktem, tak samo jak delikatny masaż ud. Wyczuł jej dreszcz. Najchętniej okryłby ją i siebie kołdrą i nigdy nie wychodził z łoża. Była taka piękna… kusząca.
-Jesteś moim owocem zakazanym-powiedział.
Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Delikatnie ujęła jego twarz w dłoniach i pocałowała. Delikatnie złączyła ich wargi. Najchętniej przeszedłby do inny rzeczy, tak jak ona. Ale oboje wiedzieli, że nie mogą.
-Wiesz, że muszę jutro wstać-powiedziała jakby niezadowolona.
-Wiem. Pośpij sobie. Jutro jak będziemy na miejscu nie dam ci chwili spokoju. Pokaże ci obiecane miejsca. Miejsca w których się wychowałem. Powinny ci się spodobać.
-Wątpię bym marudziła na brak rozrywki-ziewnęła uroczo.
-Będziesz zajęta cały dzień.
-A całą noc również? - zażartowała.
-Jak będziesz chciała, kto wie jak sprawy się potoczą? - zaśmiał się- śpij kochanie-ucałował jej czoło.
-Dobranoc-powiedziała po czym wtuliła się w niego. Już po chwili odpłynęła w krainę Morfeusza.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 34 Dziewiętnaste urodziny.

Alexandra spała. Nic dziwnego. Była druga w nocy. Wszedł do jej pokoju najciszej jak potrafił w ciele wampira. Spała spokojnie. Przeszedł koło jej łóżka. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał na nią. Leżała odziana w zieloną koszulę nocną na cieniutkich ramiączkach. Oddychała spokojnie. Rękę miała przy głowie, drugą miała luźno w pasie. Była okryta kołdrą. Powinno się udać. Poszedł do niej i delikatnym ruchem dotknął jej policzka. Pomyślał o nocy sprzed kilku dni. Spędzili ją razem rozmawiając i pieszcząc swoje ciała w jego sypialni. Następnie o ich rozmowie z rana. Podobało jeno j się, przyznała to. Od tamtej pory był pewien. Pewny jak nigdy w życiu. Powie jej to. Odszedł od śpiącej szatynki i powędrował do jej garderoby. Wyciągnął ubrania w które zaraz się ubierze i spakował większość do walizki. Teraz jeszcze... kosmetyki? Cicho poszedł do łazienki. Musiał spakować te ostatnie rzeczy.
-Dobra. Co ty używasz?-powiedział cicho. Wziął szczoteczkę- szczoteczka do zębów. Przyda jej się czy nie? A wrzucę , najwyżej jej się nie przyda.-Wziął kosmetyk-tusz do ....rzęs?! Na Ozyrysa jak ona nimi pisze? Pasta do zębów. To chyba do szczoteczki. Szminka. Na bogów ile ich jest?! Wrzucę wszystko. Nie wiem po co jej to.
Po spakowaniu kosmetyczki, co było dla niego trudnością, gdyż nie czytał zbytnio o nich w laptopie, włożył ją do walizki. Wziął torbę i wyszedł z nią. Uda się, musi.
***
-Alex-usłyszała głos Benjamina.
Otworzyła niechętnie oczy. Czy on oszalał?! Która była? Pierwsza? Druga w nocy? Po co ją budził? Chyba, że coś złego się wydarzyło. Usiadła. Spojrzała na niego.
-Coś się stało?!-zapytała. Tylko wtedy by ją budził.
-Nic, spokojnie. Chodź ubierz się. Zaraz musimy wyjść.
-Dokąd?-ziewnęła- przecież jest druga w nocy?
-Zaufaj mi Alex. Chodź. Położyłem ci ubrania w łazience. Będę za pięć minut.
-Eeee... okey?
Uśmiechnął się i zniknął z pokoju. O co chodziło? Wstała. Nie zakładała nawet szlafroku. Poszła od razu do łazienki. Zapaliła światło i zaniemówiła. Zobaczyła białą sukienkę. Oszalał?! Sukienkę zimną? I to jeszcze bez rajstop?! Niech mu będzie. Nie zaskoczy ją nawet fakt, że to tylko sen. Umyła twarz i zaczęła się ubierać. Założyła białą bieliznę i zabrała się za sukienkę. Włożyła ją. Była bez ramiączek. Biała idealnie dopasowana przy biuście i w tali. Od pasa do przed kolan spadała luźno. Ubrała prześwitującą białą narzutkę zwaną również małym sweterkiem. Był rozpinany z.jednym guzikiem i długim rękawkiem. Na stopy założyła srebrne buty na małym obcasie.Rozczesała włosy. Spojrzała na swoje odbicie. Strój był idealnie dopasowany. Ładnie wyglądała ale zmęczenie dawało wy znaki. Zgasiła światło. Podeszła do drzwi biorąc wcześniej komórkę w małej srebrnej torebce, którą narzuciła na ramię. Wyszła z pokoju. Przeszła przez korytarz i zeszła po schodach. Gdzie on był? Otworzyły się drzwi. Pojawił się w nich Benjamin.
-Gotowa?-zapytał.
-Na co? Benji co się dzieję? Normalnie nie budzisz mnie w nocy i nie każesz ubrać mi się jak na lato.
-Wiem, wiem. Musimy pojechać w jedno miejsce. Obiecuję. Pośpisz sobie. Nie pożałujesz-poszedł za nią i pomógł ubrać czarny płaszcz.
-No dobrze-ziewnęła.
Otuliła się płaszczem i wyszli obaj. Uderzył w nią chłód. Na dworze było bardzo zimno. Weszli do samochodu. Na szczęście było w nim nagrzane przez ogrzewanie.
-Dokąd jedziemy?
-Nie daleko. Bez obaw. Obudzę cię jak zaśniesz.
Zaczął jechać. Śnieg leżał bezwładnie na ziemi. Ku zaskoczeniu dziewczyny, nie sypało białym puchem. Jechali wśród drzew. Patrzyła przez okno. Krajobraz drzew ją usypiał. Po chwili nie widziała go. Zasnęła.
***
Spadło jej się bardzo dobrze. Poduszki były wygodne jak zwykle, kołdra okrywała jej ciało. Było cieplutko i przyjemnie. To co lubiła. Nie przeszkadzał jej nawet cichy szum. Zaraz. Szum?! Łóżko?! Przecież jechała samochodem z Benjaminem! Może jej się to  śniło? Otworzyła oczy. Pościel biała i puchata. Musiała być w domu. Ale coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoją koszulkę nocną. Gdzie była jej piżama?! Była w białej sukience. W sukience ze snu. Powoli odkryła się i usiadła na brzegu łóżka. Przy nim były jej obcasy. Włożyła je i spojrzała dookoła. Była... to był problem. Nie wiedziała gdzie! Siedziała na łóżku, które było na końcu długiego pokoju. Dookoła były małe okna. Przed łóżkiem bym biały dywan,a pod nim była szara podłoga. Po środku, po lewej  stronie był plazmowy telewizor i kanapa, a obok były dwa fotele. Zestaw był czarny. Po prawej były małe szafki z książkami. O co tu chodzi? Gdzie była? I skąd ten szum? Spojrzała w lewo. Zobaczyła jakąś kopertę z złotym napisem Alexandra. Otworzyła ją. W środku był mały list.

Kochana Alex. Bez obaw. Wiem, że ta sprawa wygląda dziwnie ale cieszę się, że mi zaufałaś. Będziesz zadowolona. A przy okazji.

Sto lat moja ty starsza o rok dziewczyno.

Z okazji twoich dziewiętnastych urodzin wymyśliłem coś specjalnego. Na twoja prośbę pilnowałem granicy rozsądku. Będziesz zachwycona.


Ponownie się zaśmiała. Kompletnie zapomniała o swoich urodzinach. Jak zwykle. Ciekawe jak wyglądała jego granica rozsądku. Usłyszała otwierające się drzwi. Spojrzała. Nie wierzyła własnym oczom. Benjamin w brązowych spodniach i białej koszuli do łokci szedł do niej z... taca pełną jedzenia. On z taca?.Uśmiechnął się na widok jej miny. Usłyszała jak zaczął śpiewać piosenkę ,,Happy birthday to you''. Zaczęła się śmiać. Zakryła usta dłońmi, gdyż nie mogła przestać . Usiadł koło niej i położył tacę z jedzeniem. Skończył śpiewać piosenkę.
-Wszystkiego najlepszego-uścisnął ją-nieśmiertelności, boskiego faceta,najlepiej takiego jak ja-zaśmiała się-pieniędzy, dzieci, super mocy, szczęścia, radości, uśmiechu, wielu wrażeń i spełnienia marzeń.
-Jejku jesteś kochany. Dziękuję-powiedziała wtulona w niego.
-Mówiłem, że będziesz zadowolona.
-Zapomniałam o moich urodzinach. Więc była podwójna niespodzianka.
-Dziś będą same niespodzianki-spojrzała z rozbawieniem-spokojnie. Nie przekroczyłem granicy rozsądku.
-Mam nadzieję. A w sumie, gdzie jesteśmy?
-Aktualnie nad oceanem. Za jakąś godzinę powinniśmy być w Australii.
-Słucham?!-była w szoku.-Żartujesz?!
-Nie, dlaczego bym miał?-zasiadł zdziwiony.
-Przecież jesteśmy w Stanach-powiedziała.
-Kilka godzin temu tak. Teraz jesteśmy nad oceanem jak już mówiłem.
Wstała i podeszła do okna. Nie przyglądała im się wcześniej, gdyż była skupiona na swoim pobycie tutaj. Podeszła i serce jej stanęło. Za oknem zobaczyła ocean i linie chmur. Momentalnie zbladła, sama to wyczuła.
-Alex?-zapytał zaniepokojony.
Boże znajdowała się nad oceanem. Zazwyczaj przed lotem musiała sobie uświadomić, ze wszystko będzie dobrze. Ale teraz...
-Nie mów mi, że boisz się latać samolotem-podszedł do niej.
-Nie jest tak źle-powiedziała biorąc się powoli w garść. Patrzyła cały czas na ocean.
-Ej. Spokojnie-obrócił ją twarzą do siebie-nic się nie dzieję-przyciągnął ją do siebie i objął. Delikatnie zaczął głaskać jej szyję kciukiem. Oparła się o niego przymykając oczy. Wiedział co ja uspokaja.
-Nie wiedziałem, że boisz się latać.
-Bo nie pytałeś. Nie jest tak źle. Po prostu nie jestem przygotowana na takie coś.
-Wiem. No nie wyszło-spojrzał na nią-zapamiętam, że następnym razem cię uprzedzić.
-I to nie jest przegięcie granicy rozsądku?! Oszalałeś?!-powiedziała nie rozumiejąc go.
-Nie rozumem o co ci chodzi.
-Zabierasz mnie do Australii. Teraz ,jak oboje powinniśmy się ukrywać by nas nie złapano-powiedziała z nutą obaw.
-Mówiłem byś niczego się nie obawiała. Wszystko było sprawdzone. W Australii ich nie ma. Rafael rozmawiał z Carlislem. Będziemy tam bezpieczni. A w ogóle. To twoje święto. Powinnaś się teraz bawić. Nie przejmuj się tym wszystkim. Masz teraz czas dla siebie. Wszystko zaplanowałem i chce byś pamiętała ten dzień. Więc pomyśl o sobie. Ten jeden jedyny dzień, tyko ty. Bez tych co nas szukają.
Spojrzała na niego zupełnie jakby mówiła ,, JESTEŚ SZALONY, COŚ TY W OGÓLE ZROBIŁ?! JAK ZWYKLE COŚ KOMBINUJESZ''
-Dobrze-uśmiechnęła się.
-Cieszę się-pocałował jej czoło-teraz zapraszam na śniadanie do łóżka.
***
Wylądowali. Na małym lotnisku czekał samochód. Benjamin rzeczywiście postarał się o wszystko. Od razu rozpoznała jakie to miasto. Sydney. Widziała tą wielką operę, do której zabierała ją mama, kiedy miała siedem lat.
-Powinnaś dobrze znać to miasto-powiedział zadowolony.
Siedzieli razem na tyłach samochodu. Kierowca jechał do ich kwatery.
-Jesteś niesamowity-przytuliła się do niego. Objął ją mocno ramieniem.
-To dopiero początek-powiedział. -Nie jest ci zbytnio zimno?
-Człowieku jest tu bardzo ciepło z 25 stopni. Miałeś dobry pomysł z tą sukienka.
-Czuję się zaszczycony. Teraz tylko musimy dojechać do apartamentu. Zabawa się zaczyna.
-Chcesz w ciągu kilku godzin tyle zrobić?
-Kto powiedział, że będziemy tu kilka godzin?
-A ile tutaj będziemy?!
-Dwa dni.
Zrobiła wielkie oczy.
-Nie patrz tak na mnie. Na sylwestra chce zabrać cie do Egiptu.
-Zwariowałeś?! Nie masz lepszego zajęcia niż oprowadzanie śmiertelniczki po świecie?
-Nie byle jakiej śmiertelniczki-pogłaskał jej policzek. Uśmiechnęła się.
-Jesteś kochany-pocałowała go w policzek- i nienormalny.
-A ty wspaniała i uparta -uśmiechnął się do niej-już jesteśmy.
Spojrzała na ich kwaterę. W otoczeniu nie było domów, prócz jednego. Biały wysoki, nie szeroki budynek. Miał konstytucję z drewna, białych ścian i szkła. Dalej był ogród, aż w końcu ocean.
Po wejściu do apartamentu czuła się jak jakaś księżniczka. Salon był duży wykonany z bieli, szkła i srebra. Z niego, szklane schody prowadziły na piętro. Był tam duży korytarz i drzwi do pokoju. Inne były wejściem do łazienki czy pokoju gier. Sypialnia była piękna i duża. Wielkie łoże,a przed nim ściana wykonana z szyby. Był to widok na ogród i ocean. Na samym końcu pokoju była łazienka. Przeszła przez oszklone drzwi na balkon. Świerze powietrze przywitało ją. Jak bardzo była szczęśliwa. Poczuła męskie ramiona wokół swojej talii. Spojrzała na ich właściciela. Nie mogła przestać się uśmiechać.
-Jesteś szalony. Dziękuję Benji. Jesteś najlepszy.
-Cieszę się. Ale chciałbym ci coś dać-stanął na przeciwko dziewczyny i podał jej małe pudełeczko -nie mów mi, że nie musiałem-chwycił jej ramiona. -Musiałem. Chce widzieć twój uśmiech Alex. Chce byś była szczęśliwa. Ja....-zamilkł. -Chce byś zapamiętała ten dzień.
Spojrzała na pudełeczko. Otworzyła je. Ujrzała srebrny naszyjnik. Był drobny i cieniutki. Była na nim przewieszka trójkąta a w nim koło. Pamiętała go. Kiedy była na zakupach z Jackem zobaczyła go. Nie kupiła go sobie bo kosztował bardzo dużo.
-Chciałbym byś go nosiła.
-Był drogi, ja... -była zaskoczona.
-Cena nie gra roli. Daj założę ci go-podała mu go. Odwróciła się do niego tyłem. Poczuła srebrny wisiorek na swojej klatce piersiowej. Zapiął go. Spojrzała na odbicie w szybie balkonowej. Wisiorek był śliczny i ładnie komponował się z medalionem mamy. Widziała przed sobą zadowoloną minę wampira. Objął ją w tali.
-I co ? Podoba się rozpoczęcie dnia?
-Dobijasz mnie. Ile ty pieniędzy wydałeś? Wisiorek kosztował bardzo dużo , samolot nie wiem się też dużo, apartament nie wiem , świadoma jestem tego, że dużo i to bardzo dużo. Nie chce byś na mnie tyle wydawał, źle się potem z tym czuję.
-Nie przejmuj się kosztami. Wszystko dostałem od bogów jako ich podopieczny. Kiedyś dostawałem o wiele więcej. To jest błahostka.
-Poważnie?-spojrzała zaskoczona.
-Poważnie. Kiedyś mieli wręcz dość spełniać moich życzeń. Przez te tysiące lat zebrało się ich sporo. Chcą bym je wykorzystał. A podoba im się najbardziej to, że te życzenia są związane z tobą.Hathor i Izyda nawet chciały osobiście przyjść ale przekazują ci życzenia os dalej rady.
-Dziękuję, są bardzo mili. Dlaczego cieszą się, że robisz to wszystko dla mnie jak mówiłeś wcześniej.
-Uważają cię za cud, który zmienił ich podopiecznego. Teraz nie spełnia swoich zachcianek sto razy na dzień, tylko o wiele mniej i to dla kogoś, nie dla siebie-uśmiechnęła się.
-Co ja z tobą zrobiłam. Zastanawiam się czasem, czy chciałabym zobaczyć urywek twoich wspomnień i zobaczyć jaki byłeś.
-Uwierz Alexandro, nie chcesz wiedzieć. Sam nie chce pamiętać, wszystko traktowałem przedmiot owo, nawet taką wigilię, którą razem spędziliśmy bym potraktował. Ale nie teraz. Nauczyłaś mnie wszystkiego.
Była uśmiechnięta,a jej oczy były jakby szkliste. Odwróciła się do niego i objęła za szyję. By go przytulić musiała trochę  stanąć na palcach.
-Cieszę się, że mogłam ci pomóc. Udało nam się oboje. Też mi wiele razy pomogłeś. Dziękuję ci za to, nawet za ten numer w Egipcie-zaśmiali się krótko.
-Nawet za to, że cię nastraszyłem? Zapamiętam to sobie. Teraz chodź. Muszę cię gdzieś uprowadzić.
-Gdzie mnie porywasz?
-Dobrze znasz to miejsce. Grałaś tam na fortepianie w wieku szesnastu lat.
-Chyba nie mówisz o operze?
-Właśnie tam.
***
Była znów w tej operze. Wspomnienia zaatakowały. Widziała siebie samą w wieku szesnastu lat, jak grała na fortepianie. Była liderką,a za nią grała reszta orkiestry. Byli to jej znajomi. Pewnie jej nie pamiętali. Teraz siedziała w wygodnym fotelu z pośród wielu. Coś wręcz zabolało ją w sercu. Kiedyś tam występowała, a mama siedziała w pierwszym rzędzie. Kurtyna wzbiła się w górę. Zobaczyła  niewiele starszych od siebie ludzi. Zaczęli grać na instrumentach. Rozpłynęła się piękna melodia po sali. Była tak wyraźna i uspokajająca,
że rozluźniła się w fotelu. Oparła głowę o ramię Benjamina i słuchała. Chłopak chwycił jej dłoń i lekko uścisnął. Te urodziny będą najwspanialsze. Byłyby jeszcze lepsze, gdyby mama żyła. Ale i tak są wspaniale. Są, bo jest z nim. Zawsze jej pomoże. Jeżeli uda się im przetrwać, nie pozwoli mu odejść. Wtedy będzie miała dopiero spokój. Ale nie będzie się tym teraz przejmować. Benjamin postarał się by ten dzień był wspaniały,a ona mu w tym pomoże. Orkiestra skończyła grać. Dookoła rozległy się oklaski. Ucichły i młoda dziewczyna zaczęła grać kolejny utwór. Grała sama na fortepianie, potem dołączyły instrumenty dęte. Łzy pojawiły się znienacka. Nie chciała ich. Nie były łzami bólu. Były łzami wspomnień i szczęścia. Przetarła oczy. Łzy zniknęły z jej policzków. Benjamin niestety je zauważył :
-Co się dzieję?-zapytał troskliwie szeptem.
-Nic-nie chciała go martwić. Głupie łzy-coś mi wpadło do oczu.
-Alex załatwię ci lekcję kłamania, bo jesteś w tym beznadzieja. Dodatkowo zdradza cię więź. Co się stało? -chwycił jej policzek. Nie patrzyła na niego,oparł policzek o jej głowę. Delikatnie pocalowal jej włosy.
-Grałam tą melodie dwa lata przed śmiercią mamy-powiedziała nadzwyczaj spokojnie- ta dziewczyna przypomina mi siebie jak tu grałam na występach i konkursach.
-Nie wiedziałem-przytulił ją ramieniem.
-To nic. To tylko wspomnienia.
-Chcesz wyjść?
Spojrzała na niego.
-Nie. Dzięki temu o niej pamiętam-uśmiechnęła się-dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To najwspanialsze urodziny.
-Cieszę się-pocałował jej czoło.
Wróciła do oglądania, a raczej słuchania. To była prawda. Dzisiejsze urodziny były najwspanialsze na świecie.
***
Po koncercie wyszli z opery i poszli na spacer. Spacerowali alejką w parku. Dookoła były drzewa i zielona trawa. Wiatr wiał delikatnie od morza. Widać było błękitną wodę i zachodzące słońce. Widział jak dziewczyna jest  niezwykle w dobrym humorze.
-Nadal nie wierzę, że zabrałeś mnie do Australii-powiedziała trzymając go za rękę.
-Uwierz. Nie śnisz. Jest to jak najbardziej rzeczywistość wasza wysokość-zaśmiał się. Poszła w jego ślady i również się zaśmiała.
-Od kiedy faraon mówi wasza wysokość do zwykłej śmiertelniczki?
-Bo ta śmiertelniczka jest śliczną, kochaną zaklęta, która kończy dziś dziewiętnastkę.
-Śliczną?! Kochaną?! O kim ty mówisz?-zapytała uśmiechnięta.
-O Alexandrze Walker-zatrzymał się i objął ją. Położyła ręce na jego ramionach. Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Jesteś wspaniały Benji-powiedziała wtulona w jego pierś -chciałabym częściej tak spędzać czas z tobą, a nie ukrywać się w domu przed nimi.
-Jeszcze tak będziemy wyjeżdżali. Będziesz miała w końcu dość,a ja mini tego, będę ciebie zabierał.
-Wątpię by mi się z tobą nudziło.
-Ja już o to zadbam-powiedział.
Chciał jej jakoś to przekazać. Tylko jak? Był szczęśliwy, że ona jest zadowolona. Chciał widzieć ją w takim stanie każdego dnia.
-Alex?
-Tak?-zapytała
-Ja...Może pójdziemy na przystań?
-Pewnie-uśmiechnęła się i zaczęli iść w kierunku plaży. Ściągnęła buty i szli nią aż doszli do betonowego pomostu . Zaczęli iść w głąb wody.
Benjamin zastanawiał się jak jej to powiedzieć. Nie chce jej do niczego przymuszać. Spojrzał na nią. Rozglądała się i obserwowała zachód słońca. Jeszcze godzina,a będzie ciemno. A co jak odmówi? Usłyszał krótki dzwonek informujący, że dostał sms. Wziął szybko telefon. Może coś się stało?


Nadawca: Alice Cullen

Benjaminie powiedz jej to wreszcie :) 


Alice wiedziała. Wizje jej wszystko mówią. No tak, tylko przez nie mogła wiedzieć. Koniec. Musi jej powiedzieć. Schował telefon i zatrzymał się z dłonią dziewczyny w ręku. Spojrzała na niego.
-Alex... ja... muszę ci coś powiedzieć-był podenerwowany. Jak to się robi?
-Coś się stało?-zapytała.
-Ja...Alex nie zrozum mnie źle... ja...-nie widział jak to zrobić. Przez to jąkał się jak małe dziecko.
-Benjamin, co się stało? Kto do ciebie napisał?-była zaniepokojona.
-To nie chodzi o tą wiadomość.
-To o co? Powiedz mi-chwyciła jego dłoń drugą ręką.
-Chodzi o to, że.... że....-patrzyła i czekała. Jak miał to zrobić? Nigdy tego nie robił, mimo tylu lat.
-Benji spokojnie, bo wyglądasz jakby zaraz miał być koniec świata-uśmiechnęła się delikatnie, chciała dać mu otuchy. Nawet nie wiedziała , co on chce jej powiedzieć.
-To... Alex....
Położyła obie dłonie na jego policzkach. Delikatnie gładziła je kciukami ,a następnie położyła je na jego ramionach i dotykała teraz jego szyi. Chciała go uspokoić.
-Ty co? Spokojnie. Powiedz mi o co chodzi-powiedziała z troską. Zaczynała się chyba bać o niego.
Gdyby był człowiekiem, nie chciałby siebie wtedy widzieć. Dzięki ulepszonym zdolnością potrafił zachować spokój na zewnątrz, ale to było okropne. Skoro teraz nie panował nad tym, to co by było, gdyby nie był wampirem. Wziął głęboki oddech.
-Czy to jest bardzo ważne?-zapytała. -Może coś się stało?
-To... ważne.... bardzo...
-To powiedz, proszę. Zaczynam się o ciebie bać.
Milczał. Jak ma jej to powiedzieć? Jak się przełamać? Czy dobrze to zrobi?
-Boże Benjaminie odezwij się!-była już zaniepokojona-co się stało?
-Ja... Kocham Cie Alex.
Spojrzała zdezorientowana. Czy właśnie wyznał jej miłość? Czy to był sen? Delikatnie chwycił jej policzek. Była zaskoczona. Otworzyła usta i zamknęła je. Powiedział to. Powiedział.
-Naprawdę?-zapytała cicho.
Chciał jej to udowodnić. Przybliżył się do niej. Był spokojniejszy, kiedy ona zrobiła tak samo. Przywarli do siebie. Chłopak objął ją jedną ręką w talii , a drugą położył na policzku dziewczyny. Nastolatka położyła swoje dłonie na jego ramieniu i piersi. Była pewna. Ich języki pieściły się niezwykle delikatnie. Chłopak chciał w ten sposób ukazać, że naprawdę ją kocha. Że nie chce jej ze w względu na swoje żądze, lecz ze względu na miłość. Przywarli do siebie tak blisko, ze nie było pomiędzy nimi przerwy. Im bliskość była potrzebna, nawet bardzo. Po tym długim i prawdziwym pocałunku, oddalili swoje usta. Dziewczyna oddychała szybciej ale nie sapała. Spojrzała na niego, tak jak on na nią. Ich spojrzenia się odnalazły i pokazywały jakie są naprawdę. Szczęśliwe.Delikatnie pogładził jej policzek. Udało mu się, udało. Po raz pierwszy raz wyznał swoje użycia do kobiety. Do kobiety, którą kocha.
-To jest szczere? To nie żaden żart, czy dowcip?-zapytała.
-Alex-uklęknął przed nią i objął w pasie- ja... nigdy bym ci tego nie zrobił. Będę lepszy niż Josh czy Daniel. Nie jestem i nie będę taki jak oni. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Powinnaś być traktowana jak księżniczka i tego właśnie chce. Sprostam temu zadaniu. Dlatego chciałem cię tutaj zabrać, dlatego udało mi się zorganizować święta, dlatego pojedziemy do Egiptu w sylwestra. To nie żart. Kocham cię. Przyznaję Wielki Pan i Władca zakochał się w śmiertelniczce.-Chwycił jej twarz w dłonie i wstał -czekałem ponad dwa tysiące lat na ciebie, nie po to by żartować, po to by ci wyznać co czuję. Dzięki tobie zrozumiałem wiele i poznałem siebie. Kocham cię Alexandro Walker.
Widział w jej oczach łzy. Smutku czy radości? Bał się, że w jakiś sposób ją zranił. Po chwili odezwała się :
-Benjaminie ja... cholera zakochałam się wampirze-powiedziała szczęśliwa.
Kamień spadł mu z serca, kiedy to usłyszał. Pocałowali się jeszcze raz tym razem przelotnie. Boże, udało się! Objął ja mocno,a ona wtuliła się w jego pierś. Czuł jej nagie ramiona. Sweterek jej się zsunął z ramion. Był taki szczęśliwy. Wyznał miłość ukochanej. Udało się!
-Kocham cię-powiedziała schowana w jego koszuli.
-Oj ja ciebie bardziej. Bogowie dziękuję-powiedział z ulgą.
Śmiała się wtulona.
-Tak bardzo cię to stresowało?-zapytała.
-Bardzo-pocałował jej linie głowy.
-Nie potrzebne. Gdybyś widział swoją minę, nastraszyłeś mnie.
-Zapamiętaj ją, bo ja pamiętam twoją w świątyni.
-Chyba mnie pobiłeś, co do tych min. Mój faraon klęczał przed człowiekiem, dopiero teraz do mnie dociera co ja z tobą zrobiłam.
-Mówiłem? Zróbmy to tak, jak robią w dzisiejszych czasach.
-A wiesz jak?-ponownie się zaśmiała.
Stanął przed nią i chwycił jej dłonie. Patrzyła na niego szeroko uśmiechnięta.
-A więc-zaśmiał się i chrząknął- Alexandro Walker, czy chciałabyś zostać moją drugą połówką?
-Z wielką chęcią-powiedziała.
***
Po uroczym wyznaniu, para, tak teraz para, poszła wzdłuż plaży. Było tam pełno stoisk z grami i pamiątkami. Alex zagrała z Benjaminem w cyber game. Przegrała dwa razy przez to, że chłopak miał wampirzy refleks i szybkość. Udawała złą, co rozbawiało ich oboje.
Teraz byli na pomoście, niedaleko ich apartamentu oddzielonego od reszty domów.
-Oszukiwałeś! To się nie liczy! -broniła się.
-Przyznaj, że jesteś kiepska w tej grze-powiedział rozbawiony.
-To ty przyznaj, że oszukiwałeś!
Przyciągnął ją do siebie.
-Przyznaj się Alex.
-Do czego? Że jesteś oszustem? Boisz się, że dziewczyna cię pokona? Jeszcze ta, która jest człowiekiem?
-Mogłaś użyć mocy-zaśmiał się.
-Ha! Przyznałeś się! Miałam rację.
-Pamiętaj , że mnie do tego zmusiłaś.
-Do czego?-zapytała.
Nagle wziął ją w ramiona  jak pannę młodą, którą prowadzi się przez próg domu. Tylko on prowadził ją w kierunku .... wody!
-Ani mi się warz Benjaminie!-powiedziała teraz przestraszona.
-To twoja wina, pamiętaj o tym-powiedział rozbawiony.
-Nie ośmielisz się-powiedziała przymrużając oczy.
Uśmiechnął się cwanie i wrzucił ją do wody. Dziewczyna chciała złapać go za rękę lub nadgarstek, by też wpadł ale na próżno. Już była w lodowatej wodzie. Włosy przeszkadzały jej w widoczności. Podpłynęła do jakiejś belki i wypłynęła na powierzchnię. Była pod pomostem. Widziała chłopaka pięć metrów dalej. Skoro twierdzi, że jest taki dowcipny, ona też taka będzie. Nie zauważył jej , więc uda się.

Długo nie wychodziła z wody. Albo robiła mu na złość, albo coś się stało. Sądził, że to pierwsze. Ale jednak dziewczyna nie wypływała na powierzchnie. Zaraz.... czy ona potrafiła pływać?!
-Alex!?-zawołał, może jednak żartowała? -Alex to nie jest śmieszne, wypływaj-powiedział.
Jednak nigdzie jej nie było. Bez zastanowienia wskoczył do wody. Uderzyła w niego fala chłodu, którego ledwo co odczuł. Ale czy dla niej nie był to szok termiczny? Patrzył w dół. Popłynął siedem metrów w dół, aż dopłynął do dna. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. Zobaczył jakieś belki. Przy jednej było coś białego. Może tam jest? Przecież była ubrana w tym kolorze. Podpłynął do belki. Nie było jej.Biały skrawek był od jej sukienki lub narzutki. Co jeżeli, ktoś ją zabrał? Może jednak miała rację, żeby nie wyjeżdżać?! Jeżeli coś jej się stało... Wypłynął na powierzchnię. Nie było jej. Jednak coś przykuło jego uwagę na brzegu. Spojrzał tam. Ulżyło mu. Stała na brzegu z założonymi rękoma na piersi. Śmiała się z jego reakcji. Mała spryciula, nawet nie wiedziała, jak bardzo się przestraszył.

Podpłynął do brzegu niezwykle szybko. Cały czas miała założone ręce na piersi z kpiącym uśmieszkiem. Widziała jak się przestraszył. Było to urocze i okropne. Ale musiała mu pokazać. Po chwili był przy niej.
-Nigdy więcej tego nie rób-powiedzieli równo.
-Nigdy więcej nie wrzucaj mnie do wody!-powiedziała od razu.
-Nigdy więcej mnie nie strasz, Alex!-powiedział i przytulił ją.
-Musiałam się odegrać. Jak mogłeś wrzucić mnie do tej zimnej wody!
-Mówiłem, zmusiłaś mnie do tego.
-A ja nie zmuszam się teraz do focha!
-Obraziłaś się?-zaśmiał się.
-Tak! -zaczęła iść w kierunku apartamentu.
***
Po powrocie nie odzywała się do niego. Było już po zachodzie słońca i w pokoju były włączone lampki. Wykąpała się i przebrała w białą koszulę nocną na ramiączkach i koronką przy biuście. Narzuciła na siebie szlafrok i wyszła z łazienki. Chciała się położyć i odpocząć po całym dniu ale łoże było już zajęte. 
-Wynocha!-powiedziała do niego, ten uśmiechnął się cwanie.
-Dlaczego? Czekałem na ciebie-powiedział widocznie zadowolony z siebie.
-Ty nie śpisz, nie potrzebujesz łóżka. Wynocha!-weszła do łóżka
-Też mam do niego prawo-powiedział rozbawiony. Uwielbiał ją denerwować.
-Boże nie dosyć, że jest gorąco to jeszcze zesłałeś mi go-wyszła z łóżka i podeszła do lodówki.
-Zawsze możesz się przytulić a będzie ci chłodniej-uśmiechnął się jak młody bóg.
-Dzięki. Ale teraz wolę kostki lodu-wyciągnęła je i położyła na ręcznik.
Przyłożyła je sobie do karku ale zamiast chłodzić, grzały. Wiedziała dlaczego.
-Benjamin!-warkła- przestań używać mocy!
-Nie rozumiem o co ci chodzi-starał się nie śmiać.
Wrzuciła kostki do zlewu i wróciła do łóżka ściągając po drodze szlafrok.
Spojrzała na niego zła. Położyła ręce o jego ramię i chciała go wyrzucić z łóżka. Ale skończyło się na niepotrzebnym wysiłku. Nie ruszyła go nawet na mikromilimetry. 
-Co ty robisz?-zapytał udając zaskoczenie.
-Dobrze się bawisz?-zapytała, a kiedy się uśmiechnął powiedziała- nie znoszę cię- i odwróciła się do niego plecami.

Leżała tyłem już ponad godzinę. Musiała być naprawdę zła. Słyszał, że nie może zasnąć. Wierciła się, wzdychała, a na czole miała malutkie kropelki potu. Jej duma była zbyt wysoka. Lubił robić jej na złość. On jemu też. Uroczo wtedy wyglądała. Przybliżył się do niej delikatnie i objął w pasie. Dziewczyna leniwym ruchem wzięła jego ramię i odrzuciła. Zaśmiał się cicho. To jest jak najbardziej w jej stylu. Odwrócił ją , by była do niego przodem. Była w pół śnie. Miała przymknięte oczy. Przycisnął ją do siebie. Wiedział, że tak
będzie jej przyjemniej ,bo jest zimny, a jest jej za ciepło. Ręką chciała się odepchnąć od niego, ale był to zbyt delikatny ruch.
-Alex, Alex-westchnął. Pocałował jej czoło.
-I tak cię nie cierpię-powiedziała cicho jak małe dziecko.
Objął ją ,a ona wtuliła się w niego. Po chwili już spała.

sobota, 27 grudnia 2014

Małe podsumowanie roku 2014

Na początku pierwszego semestru w szkole, na lekcji informatyki , nauczycielka kazała zrobić film. 
Postanowiłam zrobić o naszym blogu. Jest wykonany od początku do pewnego momentu. Jak myślicie? Do jakiego?
To jeszcze nie koniec. Nasi bohaterowie będą z nami do 2015r.
Mam nadzieję, że wam się spodoba xxx

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 33 Niezapomniana wigilia.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam kochani zdrowych i spokojnych swiat, by były pełne radości ,uśmiechu , pełne prezentów. A z okazji nadchodzącego sylwestra, życzę Wam wspaniałego roku 2015. Dedykuję ten rozdział Wszystkim Czytelnikom, którzy są z nami od początku i tym, którzy do nas dołączyli. Wszystkiego Najlepszego !
 Ann xxx



  Po wyznaniu Jack'a o swojej odmienności, Alexandra spędzała z nim całe dnie. Głównie dlatego, że spędzali go w kuchni. Bawili się w pieczenie ciast i gotowanie małych porcji dań wigilijnych. Przy  tym nieźle się ubawili. Jack opowiadał Benjaminowi na jego prośbę kilka wspomnień z ich dzieciństwa. Alex kazała mu się zamknąć, by nie opowiedział jej występu w przebraniu małego aniołka na jasełkach.
-Miałam wtedy dziewięć lat!- usprawiedliwiała się.
-Ale przyznasz, że wyglądałaś uroczo w białej sukience i aureolą-zaśmiał się Jack.
Rzuciła wtedy w niego ciastem.
Fajnie było chociaż przez cztery dni nie myśleć o poważnych sprawach. Cullenowie wyjechali na święta w Alpy do znajomych. Ona spędzała ten czas z Benjaminem i Jackem. Nie musiała myśleć o bracie, ojcu, zaklętych. Co do Rafaela. Cullenowie po rozmowie telefonicznej z nią i Egipcjaninem stwierdzili, iż mogą go wypuścić. Nikt nie był za tym pomysłem, lecz Alex im zapewniła, że on niczego nie powie ze względu na wieczystą przysięgę. Kiedy ją składała pomyślała o wszystkim. Rafael nie może nic powiedzieć, inaczej straci życie. A z tego co widziała i usłyszała, brat chce żyć.
Ale to nie czas na takie rozmyślania. Teraz trzeba wstać. Leżała w łóżku z myślą, że to wigilia. Oczy nie chciały jej się otworzyć. W łożu było jej tak wygodnie i ciepło. Ale myśl, że dziś będzie ubierać choinkę dodała jej siły. Przeciągnęła się i wyczuła pod palcami jakiś kwiat? roślinę? Otworzyła oczy i oparła się na lewym łokciu. Zobaczyła, że przy ramię jest jakaś roślina. Nagle ją olśniło. Jemioła. Od razu wiedziała o co chodzi i kto ją tu położył.
-O nie-powiedziała i opadła na łóżko zakrywając się kołdrą. Usłyszała cichy śmiech. W pewnej chwili nakrycie z niej znikło i poczuła coś na ramieniu. Spojrzała jednym okiem. Benjamin oparł swoją głowę na jej ramieniu. Uśmiechnął się głupio. Schowała twarz w poduszkę i powiedziała w nią :
-Nawet o tym nie myśl!
-Przecież tak uwielbiasz święta. Jak wyczytałem o tej tradycji, również je polubiłem.
-Cwaniak z ciebie-zrzuciła go z ramienia i obróciła się do niego. -Jak mogłeś mi to tu położyć? Widziałeś mnie śpiącą. Założę się, że ze mnie się śmiałeś.
-Wcale nie. Uroczo wyglądasz jak śpisz. Taki mała spokojna kicia.
-Uważaj, bo uwierzę.
-To uwierz. To co? Wykonujesz tradycyjne zadanie z jemiołą?
Chciała powiedzieć nie ale się nie wysłowiła.
-Nie można łamać czy zapomnieć o tradycji przecież-uśmiechnął się cwanie-to moje pierwsze święta. Pamiętaj o tym.
-Niech co będzie-pocałowała go w policzek i położyła się na plecy.
-Nie zaliczone-powiedział.
-Słucham?!
-Nie to miejsce.
-To niby jakie?
-Zazwyczaj to są wargi.
-Wymuszasz całusa Benji. Faraonowi nie przystoi robić takich rzeczy.
-Normalnie bałbym co chce.
-To inne czasy-uśmiechnęła się.
-A jak poproszę?
-Dobry boże. Niech ci będzie. Inaczej nie dasz mi spokoju-zaśmiała się.
-Dobra decyzja-zaśmiał się krótko.
-Nie chce mi się wstać-mruknęła.
Nie musiała. Przed sobą miała twarz Benjamina. Objęła jego szyję i złączyli się wargami. Jak zwykle były zimne przez co przeszedł ją dreszcz po plecach. Poczuła jak chłopak obejmuje ją, jak trzyma dłonie na jej plecach i podnoszą się do pozycji siedzącej. Tylko  pocałunek wyszedł z pod kontroli im obojgu. Oboje rozwarli usta i ich języki się spotkały. Delikatnie się muskały. Jakby wampir nie chciał jej skrzywdzić jakby kontrolował swoja siłę. Zatopiła się w tym. Benjamin przyciągnął ją ciaśniej do siebie,a ona mu w tym pomogła. Było już tak blisko,a chciała być jeszcze bliżej, mimo tego, iż nie dało się więcej. W połączeniu czuła zadowolenie. Było mocno odczuwalne , gdyż oboje byli zadowoleni. Oderwali się od siebie. Nie wiedziała jak, ale siedziała mu na kolanach po środku łoża. Była zakryta od pasa w dół kołdrą. Przy nim zawsze o czymś zapomniała, głównie wtedy, kiedy dochodziło do takich sytuacji jak ta. Spojrzała na niego. Patrzył na nią zadowolony i spokojny ale wiedziała, ze to tylko maska. Miała ochotę zostać tu z nim i kontynuować tą tradycje przez następne chwile. Ale dzień już jest. Trzeba wstać. Na myśl, ze mogła spędzić trochę czasu z nim, jej policzki zrobiły się czerwone.
-Nie rób się nie śmiała. Przed chwilą było inaczej-powiedział flirciarko
-Wykorzystałeś okazję. Jestem tylko człowiekiem. Niższą istotą od wampira.
-To może wykorzystam cały dzień?
Była to kusząca propozycja.
-Jack by tu przyszedł i zaraz pewnie będzie nas szukał-zażartowała.
- Nie jest małym dzieckiem. Śpi jak zabity. Powiedział przecież wczoraj, że będzie długo spał, bo weźmie jakieś leki.
-A rzeczywiście-oparła się o niego-ale trzeba wstać. Chce zacząć ubierać choinkę.
-To na co czekamy? Wskakuj do wanny, ubierz się i chodź.
-Najpierw poszukam w łazience jemioły. Założę się, że coś tam schowałeś.
***
-Jack nie zaczynaj bo uduszę cię tymi łańcuchami.
-Tęskniłabyś.
-Weźcie mi go-zaczęła iść w jego stronę z łańcuchami.
-Ej, ej zaraz się pozabijacie-powiedział Benjamin.
-Nic nowego. Ile razy już się zabijaliśmy-zażartował Jack.
-Ty głównie. Ja przeżyłam wszystkie nasze bójki-pokazała mu język i ułożyła dwa łańcuchy na drzewku.
Usłyszała melodie. Telefon przyjaciela dzwonił.
-Zostawiłem go w pokoju. Wrócę za godzinę.
-Tak długo?-zapytał zaskoczony wampir.
-Callum dzwoni. Daj mu spokój-uśmiechnęła się-ucałuj go ode mnie jeżeli się nie obrazi.
Pokazał jej złośliwie język i poszedł na górę. Została z nim sam na sam. Założyła kolejną ozdobę na
drzewko świąteczne.
-Nadal jesteś czerwona na policzkach-zaśmiał się.
-Bo mi ciepło-zripostowała.
-Mam w to uwierzyć?
-Bezpieczniej będzie dla ciebie-uśmiechała się.
-Niech ci będzie. Nasze dzieło wygląda nieźle.
-Zapomniałeś o gwieździe. Podaj mi krzesło.
-Nie rób z siebie takiej cnotki Alex. Wiem, że przy mnie, nią nie jesteś-podszedł do niej i złapał ja w pasie. Podniósł ją i usiadła na jego ramieniu. Spojrzała na niego.
-Teraz dosięgniesz-uśmiechnął się.
Wróciła do choinki. Wyciągnęła ramie i włożyła gwiazdę na czubek drzewka. Następnie zsunęła się po jego ramieniu i chwyciła jego ramiona by zachować równowagę. Znowu byli bardzo blisko siebie.
Spojrzała na choinkę, on również.
-Nie jest taka zła.
-Coś ty. Jest najlepsza-powiedział Benjamin.
-Twoja pierwsza choinka. Pierwsza od dwóch tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt lat.
-Mogłaś sobie darować te lata.
-Lubię podkreślać to, że jestem jeszcze młoda.
-Rozumiem-uśmiechnął się.-Zapomnisz o tych latach kiedy wypijemy trochę wina do świątecznej kolacji.
-My? Przecież ty nie możesz pić. Jesteś wampirem.
-Nie wiesz o takim ciekawym starym wynalazku. W starożytności wymyślono wino dla nas. Nic nam po nim nie będzie, tylko będę troszeczkę nie świadomy.
-Czyli jak ludzie. Odbija ci po procentach.
-Nie porównuj mnie do ludzi.
-Przepraszam Wielki Panie i Władco.
-Zaczynam to lubić.
-Wymyślę co innego. Mam wiele opcji.
-Chętnie wszystkie usłyszę.
-Coś mnie ominęło?-usłyszała głos Jack'a.
Szybko się oderwali od siebie. Zapomniała, że byli cały czas w objęciu. Widziała podejrzenia  przyjaciela. Jego oczy zdradzały to.
-Nic ciekawego.
-Właśnie widzę. Zaczynamy coś szykować?
-Musimy. Wiesz, że zawsze trwa to przynajmniej godzinę?
-Pamiętam. A teraz podejrzewam, że potrwa to dłużej-mrugnął okiem.
-Nie bądź za mądry-powiedział Benjamin rozbawiony.
-Tak jest-udał, że salutuje.
-Dzieciaki-mruknęła i poszła do kuchni.
Po godzinie wszystko było już gotowe. Teraz lukrowała z przyjacielem obrazek dwóch ludzików.
-O co chodzi z tymi rysunkami?-zapytał Benjamin na przeciwko pary przyjaciół.
-Zawsze na cieście marchewkowym robiliśmy z lukru obrazki, które symbolizują to, co wydarzyło się w ciągu roku. Tak jak to-powiedział Jack wskazując na obrazek tablicy punktowej- wygrana meczu siatkarskiego.
-Brakuje tu jeszcze czegoś-stwierdziła Alex.
-Zastąpię cię Jack. Wiem, co narysować.
Jack odszedł i zastąpił go wampir. Miała go za plecami, a jego ramiona były pomiędzy jej ramionami. Chwycił jej dłonie na lukrowniczce i zaczął naprowadzać ją. Po chwili pojawił się rysunek z lukru. Dwa ludziki. Jeden uciekał, drugi gonił. Pierwszym człowieczkiem była dziewczyna, druga chłopcem.
-Ej-zaśmiała się.
-To też się wydarzyło-zaśmiał się.
Dorobiła dwa kły chłopakowi. Uśmiechnęła się. Spojrzała przez ramie na niego. Brakowało parę centymetrów, a by się zderzyli.
-Teraz jest lepiej.
-Co to jest?!-zapytał przyjaciel.
-Ja uciekająca przed krwiopijcą, który stoi za mną-uśmiechnęła się.
-Aha-zaśmiał się krótko.
-Dobra. Wszystko jest gotowe. Idę się umyć i przebrać.
-My chyba też. Tylko żebyśmy nie musieli czekać godzinę. Głodny jestem-powiedział Jack.
-Będę gotowa szybciej niż wy-zaśmiała się i rozeszli się do swoich komnat.
***
Tak jak prawdziwa i każda kobieta miała problem. A było nim pytanie, w co ma się ubrać?! W garderobie miała wiele sukienek od Benjamina. Czarna, zielona, różowa, czerwona, żółta. Było ich naprawdę dużo. Postanowiła tym razem zaszaleć. Wzięła czerwoną sukienkę i czarne buty na małym obcasie. Weszła do łazienki, włożyła czarną bieliznę. Stanik był bez ramiączek, bo sukienka również ich nie miała. Włożyła czerwona sukienkę. Była idealnie dopasowana do pasa. Od bioder, aż do przed kolan czerwone fale spływały, pokazując jej zgrabne nogi. Przy tej sukience jej biust został delikatnie wyeksponowany. Spojrzała w lustro. Rozczesała włosy i zostawiła je rozpuszczone. Opadały jej aż za biust. Zaczęły się lokować. Włożyła czarne obcasy i spojrzała na siebie. Wyglądała inaczej niż się przyzwyczaiła. Nigdy nie wyglądała tak jak teraz. Ale coś w głębi mówiło, by tak postąpiła. Wzięła czarny tusz do rzęs i podkreśliła je. Rzucając ostatnie spojrzenie , wyszła z pomieszczenia. Czas obchodzić święta. Niestety, święta bez mamy.
Przeszła przez korytarz i stanęła przed schodami. Nikogo nie było. Czyżby była pierwsza? A przyjaciel bał się, że będą na nią długo czekać. Zaczęła schodzić. Szła wolno. Nigdzie się jej nie spieszyło. Zobaczyła kątem oka jakiś ruch. Przy wejściu do kuchni stał Benjamin oparty o ścianę. Wyglądał rewelacyjnie ( jak zwykle). Odział się w czerń. Koszulę miał rozpięta i widziała nawet z tej odległości, część zbudowanej piersi wampira. Włosy miał wyczesane i w nieładzie. Nie spuszczał wzroku z niej. Stojąc tam, wyglądał jak młody bóg. Każda w tym momencie wpatrywałaby się w niego, jak w obraz. Uśmiechnęła się i zeszła ze schodów. Wyglądał na zadowolonego ale w oczach miał tą swoją tajemniczość. Podszedł do niej wolnym krokiem. Dopiero teraz poczuła się pod jego spojrzeniem jakby była naga. Uderzyła ją fala jego perfum. Najchętniej wdychałaby je cały dzień.
-Ślicznie wyglądasz-powiedział biorąc jej kosmyk włosów i zakładając go za jej ucho. -Zawsze ślicznie wyglądałaś ale teraz przebiłaś samą siebie.
-Dziękuję-uśmiechnęła się. -Mogę powiedzieć to samo o tobie.
Obdarował ją swoim uśmiechem boga. Coś wręcz przyciągało ich oboje. Chłopak był zdumiony jej wyglądem. Ślicznie, pięknie, nieziemsko, takie słowa ją opisały.Usłyszeli kroki. Jack się zbliżał. Podeszła do stołu i oparła się o krzesło. Przyjaciel zszedł.
-Wow Alexia-powiedział zaskoczony.
-Tylko nie Alexia-ostrzegła go.-A mówiłeś, że będę najdłużej się szykować. Wypadło na ciebie.
-Jestem pod wrażeniem-zaśmiał się.
-Nie tylko ty-zaśmiał się Benjamin.
-Cud świąteczny-powiedział przyjaciel.
-Może zaczniemy zanim się obrażę?-zaśmiała się i podeszli do stołu.
Po złożeniu sobie nawzajem życzeń, zaczęli jeść,a raczej Alex i Jack. Benjamin jako wampir nie miał w zwyczaju jeść. Był w końcu nieśmiertelny. Po jakimś czasie przenieśli się na kanapę. Jack otworzył wino i nalał sobie i przyjaciółce. Benjamin pił wino specjalnie zrobione dla jego rasy. Pod choinką były prezenty. Drzewko świąteczne mieniło się w lampkach. Na stoliczku przed nimi były świeczki i butelki z napojami. Telewizor był włączony na jakimś świątecznym filmie, na którym nie byli zbytnio skupieni. Śmiali się i żartowali. Alexandra odłożyła kieliszek z winem i powiedziała:
-Czas na prezenty!
-Zasłużyłaś na Rózgę-zaśmiał się Jack.
Sięgnęła prezenty, które zrobiła dla obu mężczyzn. Podała im je.
Jack pierwszy rozpakował paczkę.
-Alex chyba żartujesz?! Zdobiłaś to?! jak?!-był widocznie zadowolony.
-Ma się znajomości-zażartowała.
Wyciągnął zawartość. Była to gra o której opowiadał jej. Wiedziała, że o niej marzy.
-Alex jesteś najlepsza-powiedział szczęśliwy-dzięki.
-Nie ma sprawy-zwróciła się do Benjamina.- Otwórz powinien ci się spodobać.
-Może jakaś wskazówka?-zapytał.
-Należało to kiedyś do ciebie. Tak sądzę.
Rozpakował prezent. Był to złoty pierścień z błękitnym kamieniem. Pod spodem były wygrawerowane czy wydziergane hieroglify. Znaczyły : Benjamin. Jego imię.
-Skąd go masz? Jak? Sądziłem, że zaginął te tysiące lat temu-powiedział zszokowany.
-Znalazłam go po ucieczce. Przypadkiem. Coś mi mówiło by go zostawić. Po jakimś czasie pomyślałam, że należał do ciebie. Pomogły mi hieroglify. W Egipcie był tylko jeden Benjamin.
-Jesteś cudowna-przytulił ją. -Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłam ci go oddać.
-Teraz ty coś dostaniesz. Weź to-podał jej pudełeczko.
-Wskazówka?-zapytała jak on.
-Spodoba ci się-uśmiechnął się.
-To nie podpowiedź-uśmiechnęła się i zaczęła otwierać prezent. Wciągnęła coś srebrnego. Była to bransoletka z zawieszkami. Mały srebrny łańcuszek z przewieszkami : skrzydła, serduszka, piramidy, hieroglifu jej imienia, kła oraz wilka. Była śliczna.
Wziął ją z jej dłoni i zaczął zakładać na drobną rękę dziewczyny..
-Pomyślałem, że bransoletka może opowiedzieć twoją historię. Taka pamiątka.
-Jest śliczna, dziękuję-objęła jego szyję i przytuliła. Prezent był śliczny nawet piękny i lepiej.
Jack dostał od Benjamina księgę , Alex dostała od Jack'a album z zdjęciami, a Benjamin zestaw kolekcjonerski sztyletów. Po rozpakowaniu prezentów oglądali jej album , popijając wino. Benjamin wskazał na jej zdjęcie w przebraniu czarownicy.
-Już wtedy wiedziałaś, że będziesz czarownicą?-zaśmiał się.
-Nie. Miałam wtedy osiem lat. Nasze pierwsze Halloween-również się zaśmiała.
-To zdjęcie jest najlepsze-powiedział Jack.
-Może skończymy oglądać te kompromitujące mnie zdjęcia, co?-dopiła napój.
-Niech ci będzie. Dziś twoja prośba jest dla mnie rozkazem-powiedział Benjamin.
-Wielki Pan i Władca się mnie słucha. To świąteczny cud-wybuchnęli śmiechem.
-Oj Alex. Lepiej uważaj-zaczął przyjaciel. -Wielki Pan i Władca może cię zjeść.
Zaśmiała się
-Ja wcale nie jem ludzi-poprawił go wampir-ja ich wypijam.
-Mam się bać?
-Zawsze księżniczko-objął ją ramieniem,a ta oparła się o niego, biorąc pełny kieliszek wina.
-Jak smakuje twoje? Jest jakaś różnica?-zapytała.
-Nie będzie ci smakować. Ludziom nie smakuje. Jest tylko silniejsze.
-Zapomniałeś, że nie jestem człowiekiem. Daj łyczka-poprosiła.
-Dobrze ale nie będę cię zbierał z podłogi-zaśmiał się podając swój kieliszek.
Wzięła łyk. Poczuła bardzo gorzki smak napoju. Jak on mógł to pić?
-Okropne-powiedziała krzywiąc się.
-Mówiłem, nie słuchałaś?
-Wiem, wiem-oddała mu kieliszek i wzięła łyk swojego wina.
-Ja chyba zostawię was samych. Pójdę już do pokoju.
-Źle się czujesz?-zapytała kontrolując swoją nie trzeźwość.
-Trochę. Położę się i będzie lepiej. Dobranoc-powiedział i wstał chwieje.
-Pomogę ci-wstała i zaprowadziła go przez schody,a następnie przez korytarz. Otworzyła drzwi jego pokoju i weszli. Położyła go na łóżku. Chłopak skrzywił się.
-Mocno boli cię rana na brzuchu?-zapytała.
-Nie. Nic mi nie jest. Dziękuję ci Alex. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu z wami być. Idź się baw. Ja pójdę spać.
-Nie ma sprawy. Dobranoc Jack.
-Dobranoc Alex-powiedział sennie. Zostawiła go i zamknęła drzwi. Przeszła korytarzem i stanęła na schodach. Benjamin podszedł do nich i czekał na nią. Zaczęła schodzić i już była przy nim. W uszach jej szumiało. Rzadko kiedy była w takim stanie. Szczerze? To jej pierwszy raz. Uśmiechnęła się do niego.
-Dobrze się czuje?  Jest cały?-zapytał podając jej kieliszek.
-Jest zmęczony. Rana boli go troszeczkę. Twierdzi, że będzie dobrze.
-Kontynuujemy?
-Oczywiście. Noc jeszcze młoda. Dochodzi pierwsza w nocy.
-Chodź-chwycił jej wolną dłoń. Zaprowadził ją przed kanapę. W telewizji leciał właśnie wolny kawałek.
-Zatańczymy?
-Umiesz tańczyć?-odłożyła kieliszek.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz-przyciągnął ją do siebie.
Oboje czuli wyłącznie zapach alkoholu i cynamonowego wosku świec zapachowych. Złapała jego szyję,a on objął ją w pasie. Byli tak blisko siebie, że czuli swe oddechy.
Dookoła było ciemno. Jedynym światłem były świeczki i lampki choinkowe. Widziała zaledwie rysy jego twarzy. Klimat był niesamowity.
-I jak podoba ci się pierwsza wigilia?
-Idealna-powiedział wprost do jej ucha-a twoja? Kolejna ?
-Jestem szczęśliwa. I chce by było tak zawsze chodź wiem, że będzie inaczej-powiedziała pod wpływem procentów we krwi.
-Nie mów tak. Będziesz szczęśliwa, będziemy. Ja o to się postaram.
-Obiecasz mi coś?
-Co tylko sobie zapragniesz księżniczko.
-Nie zostawiaj mnie, nigdy. Chce byś był ze mną do końca. Nie chce by stało się tak, jak z Johs'em.
-I będę. Zawsze-szepnął do jej ucha,a po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
Poczuła jak dłonie chłopaka muskają jej plecy. Było to takie przyjemne. Oparła głowę o jego pierś i zamknęła oczy. Mogła tak cały czas. Przez to byli jeszcze bliżej siebie. Przylegali do siebie całym ciałem. Czuł jej ciepło, ona czuła jego chłód. Jego dłonie zsunęły się niżej. Delikatne położył je na jej biodrach, następnie na zgrabną pupie. Chwyciła go mocniej jedną ręką za koszulę. Było to takie pobudzające.
-Zawsze będę przy tobie księżniczko-odezwał się. -Będziesz szczęśliwa.
-Przy tobie trudno być nieszczęśliwa-powiedziała uśmiechając się.
-Cieszę się. A więc nie opuszczę cię nawet na chwilę.
-Obiecujesz mi to? Nie będziesz taki jak Josh?
-Będę o wiele lepszy-zatrzymali się. Wpatrywali się w siebie. -Nie chce twojej krwi. Chce ciebie ze względu na wszystko-powiedział.
Poczuła takie ciepło w sercu. Najchętniej teraz by go pocałowała. Alkohol w żyłach zagłuszał jej myślenie.  Tak jak jemu. Od bardzo dawna nie pił takiej ilości wina. Chwyciła jego policzek i delikatnie go pogłaskała. Chłopak przycisnął ją niezbyt szybko do ściany. Oparła się o nią. Czuła jak wdycha jej zapach. Mężczyzna wyczuwał mieszankę perfum i alkoholu. Tak bardzo go kusiła. Przybliżyła swoją twarz do niego. Bez namysłu zrobił to samo. Pocałowali się. Odczuwała gorzki smak alkoholu na jego ustach. Jednocześnie była to sama słodycz, którą chciała czuć. Benjamin pogłębił pocałunki. Stały się namiętne i wręcz drapieżne.
Wziął jej dłonie i przygwoździł je do ściany nad głową. Dziewczyna podała się temu. Jej usta smakowały słodyczą wina. Ten smak stał się uzależniający. Przestał ją całować. Ich usta teraz się muskały. Oddychała głęboko.Oboje mieli oczy zamknięte by odczuć wszystko mocniej, lepiej. Pochylił głowę w kierunku szyi  i wdychał jej zapach. Czuła jak delikatnie muska jej szyję nosem. Wąchał jej zapach. Złożył delikatny pocałunek na niej. Od razu wyczuł dreszcz podniecenia i przyjemności. Chciała więcej. Tak jak on. Nie mógł się powstrzymać. Wrócił do jej ust. Ta słodycz była teraz jego. Czuł jak w połączeniu oboje byli zadowoleni i spragnieni. Oddawała wszystkie pocałunki. Przesuwała dłońmi po jego szyi, ramionach , piersi. Nie chciała przestać. Chciała być blisko niego. Oparła się o szafę. Ostrożnie chwycił jej udo nadal całując. Przesunął swoją chłodną dłoń w górę, aż była przy koronkowych majtkach. Jak on na nią działał. Jak ona działała na niego. Poczuła jak podnosi ją. Złapał za jej tył,a ona objęła go nogami w pasie. Wiatr uderzył ją z nie wielką siłą. Usłyszała otwieranie drzwi i zamknięcie. Po chwili czuła miękkość za plecami. Oderwali się od siebie. Głęboko oddychała. Ściągnął jej jednego buta, potem drugiego. Przy okazji ściągnął swoje i położył się koło niej. Oparł się ramieniem i leżał bokiem nad nią. Jak ona wyglądała uroczo i pięknie. Wpatrywała się w niego i dotknęła jego policzka. Chwycił jej dłoń na swojej twarzy.
-Do niczego nie dojdzie. Wiem, że nie chcesz tego w taki sposób-powiedział resztkami trzeźwości delikatnie całując jej palce.
-Benjamin-powiedziała.
-Czego chcesz księżniczko?-zapytał wręcz jakby była jego boginią.
-Chce byś był blisko mnie. Tutaj, teraz.
-I tak będzie-pomylił się i zaczął całować. Wolno, spokojnie. Wyczuł na jej plecach zamek. Zaczął go zsuwać, a następnie ściągnął z niej sukienkę. Była w samej bieliźnie. Wyglądała cudownie. Dziewczyna zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Po chwili był bez niej i dotykała jego zbudowanej piersi, ramiona i mięśni brzucha. Czuła każdy jego mięsień. Wyszukała guzika od spodni i od razu był w samych bokserkach. Przesuwał dłońmi po jej szyi, biuście, brzuchu, udach. Jej skóra była taka miękka i ciepła. Każdy dotyk kończył się wręcz miłym uczuciem. Wiedzieli oboje o tym w połączeniu. Delikatnie przygryzł jej wargę tak, by nie zranić. Chwyciła go za szyję. Tak jak spokojnie całował jej usta zszedł z toru. Przeniósł pocałunki na jej szyję, następnie na ramię. Odchyliła głowę w tył. Tak bardzo jej się to podobało. Wrócił do jej twarzy. Zatrzymał się, po czym spojrzał w jej piękną twarzy. Uśmiechała się, oczy miała przymrużone z przyjemności.
-I co?-szepnął-Całuję lepiej niż Josh?
-Mam dane z przed minuty. Są zbyt stare by stwierdzić wynik-uśmiechnęła się.
Pochylił się i złączył ich wargi. Zrobił to delikatnie, wręcz jak para ukrywających się kochanków.
-Stwierdzam, że przy tobie on jest nikim-uśmiechnęła się.
-I to mi odpowiada-zaśmiał się krótko.
-Wieloletnia praktyka-zaśmiała się-ile razy już tak robiłeś?
-Co ile razy robiłem księżniczko?-zapytał delikatnie masując policzek dziewczyny.
-Ile tych biednych służących dziewczyn zaliczyłeś?-zapytała prosto z mostu pod wpływem alkoholu.
-Hmm. Wiele ich było-stwierdził.
-Potrafisz zliczyć?
-Może coś około dwustu? Trzystu?
Zrobiła wielkie oczy.
-Jak to zrobiłeś?!-była zaskoczona
-Kto by nie chciał iść z faraonem do łóżka co?
-A jak je brałeś? Na jakie pozycje?-zapytała bez zahamowań.
-Wiesz kochana, zawsze mogę ci to pokazać-delikatnie przesunął dłonią po jej udzie. Chwycił pod kolanem i przyciągnął je. Powoli przesuwał dłonią w górę i w dół.
-Nie dziękuję-zaśmiała się.
-Szkoda. Będę cierpliwym. Jesteś pierwsza, która opiera mi się.
-Zawsze musi być ten pierwszy cios. Skoro było tak dużo twoich kochanek, to skąd wiesz, że nie zostałeś tatusiem?
-Załóżmy, że byłem ostrożny-pocałował jej policzek. -Chciałbym mieć swoje potomstwo. Nawet bardzo, lecz to niemożliwe. Jestem kim jestem. Ale uwielbiam to niezniszczalne ciało.
-Wiesz co?
-Hmmm?-zapytał.
-A jak wybierałeś sobie dziewczyny? Nie każda była przecież w twoim guście. Czym się kierowałeś? Biustem czy pupą?
-I tym, i tym. Całym ciałem. Kobieta musiała być zgrabna,a same takie były. Wtedy nie kierowaliśmy się takimi atutami kobiety. Dla mężczyzny owocem zakazanym były nogi kobiety. Głównie ich górna partia.
-Dlatego cały czas głaszczesz moje udo?
-Mądra dziewczynka-pocałował ją przelotnie.
-Chyba wolałabym żyć w starożytności. Tam było lepiej. Nie to co tu. Kierują się wyłącznie kobiecym biustem.
-Szkoda, że nie było cię za mojego panowania-westchnął.
Uśmiechnęła się. Przeszedł ją dreszcz. Nie zadowolenia tylko chłodu. Sięgnął po kołdrę i okrył ich. Otoczona ciepłym materiałem i tak wtuliła się w jego nagą klatkę piersiową. Oparty na łokciu patrzył na nią. Wyglądała tak pięknie, dojrzale i spokojnie. Zaczynał mieć wręcz pewność, że zakochuje się w niej. Spojrzała na niego. Uśmiechnął się i kontynuował masaż uda. Przymrużyła oczy. Podobało jej się.
-Lubisz być dotykana? -zapytał cicho.
Uśmiechnęła się i otworzyła oczy. Położyła dłoń na jego zbudowanej piersi. Przesuwała po niej palcem.
-Tak ale tylko przez jednego faraona-powiedziała rozmarzona.
Kiedy to powiedziała uśmiechnął się szeroko. Uwielbiał ją.
-Chyba się w tobie zakochałem, wiesz?-powiedział.
-Jesteś chyba pierwszy, który mi  tak powiedział. Poprzednicy nie byli tacy jak ty.
-Pochwal się. Miałaś swój pierwszy raz łamaczko serc?
-Nie.
-Pamiętaj, że jak będziesz chciała to zmienić, powiedz-zażartował.
-Jeżeli będziesz tym jedynym, to owszem, powiem.
-Ilu ich było?-zapytał. Teraz on zaczął przesłuchanie.
-Dwóch. Daniel, zwany również jako David. Uratowałeś mnie od niego na cmentarzu po tym jak wyjechałam z Egiptu.
-Kojarzę tą poczwarę. Więcej szczekał niż gryzł.
-Był chyba gorszy od Josh'a-powiedziała z szklistymi oczami.
-Dlaczego?-zapytał przejęty jej szklistymi oczami.
-Próbował mnie wtedy zgwałcić-powiedziała-gdyby nie Jack i właśnie Josh... nie byłoby mnie tutaj. Zawdzięczam Jack'owi życie.
-Nie wiedziałem-był zaskoczony ale negatywnie-żałuję, że nie przywaliłem mu mocniej.
-Potem był Josh, który był ze ma tylko po to by mnie zabić. Bo przypomniałam mu mojego przodka.
-Pamiętam. Rozszarpałem go w parku. Wtedy oboje działaliśmy sobie na nerwy. Były to początki naszej przygody z zaklętymi.
-Tak-uśmiechnęła się. -Tak wyglądało moje życie miłosne. Do bani i żałośnie-pożaliła się.
-Wszystko można zmienić-powiedział.
-Nie mogę się skupić Benji na rozmowie. Rozprasza mnie twój masaż-powiedziała lekko rozbawiona.
-Jaki? Ten?-kontynuował dotykanie jej uda. Przeszedł na wewnętrzną stronę. Położyła się na plecach,a on nad nią. Jej nogi miał między swoimi biodrami. Wziął drugą rękę, powoli i delikatnie dotykał wnętrza ud. Dziewczyna zaczęła głęboko oddychać. Wyczuł jej podniecenie. Przejechał dłonią po brzegu jej czarnej koronkowej bielizny i pochylił się nad nią.
-Co się dzieję księżniczko?-zapytał uwodzicielsko szeptem przy jej uchu.
-Po prostu mnie dotykaj-powiedziała oddychając głęboko.
Zaśmiał się cicho. Pocałował jej czoło. Powoli przesuwał dłońmi po jej brzuchu z dołu w górę. Czuł jej zadowolenie. Doszedł do biustu. Delikatne zakrył obie piersi dłońmi. Głowę pochyliła w tył. Wygięła się w lekki łuk. Wiedziała co mu się podoba. Przybliżył usta do jej szyi. Czuł pod wargami jak jej krew pulsuje w żyłach. Słyszał bicie jej serca. Taka wspaniała melodia. Odnalazł jej usta i tym razem to ona łapczywie , namiętnie zaczeła go całować. Trzymała mocno jego ramiona. Zupełnie jakby nie chciała by oddalił się od niej. Smak alkoholu nie był już tak dominujący. Jego chłód powodował, że miała zwiększone dreszcze przyjemności. Przesunęła dłońmi po jego plecach. Były zbudowane i chłodne. Chłopak oderwał się niechętnie. Delikatnie dotknął jej szyi,a następnie położył głowę na jej klatce piersiowej. Wsłuchiwał się w rytm jej serca. Wzięła dłonie i splotła je z jego włosami. Były takie miękkie. Wiedziała, co robi. Słucha go.
-Chciałbym słuchać go codziennie-powiedział prawie niesłyszalnie.
Przyłożyła twarz do jego głowy i głaskała jego policzek.
-Przecież codziennie je słyszysz-powiedziała.
-Ale nie tak głośno, gdyż nie jestem blisko ciebie tak jak teraz-wyznał.
Po jakimś czasie podniósł się i położył na plecy. Przyciągnął ją do siebie w taki sposób, że leżała na nim całym ciele. Przykrył ich kołdrą. Dziewczyna uśmiechnęła się sennie.
-Uwielbiam cię ,wiesz?-powiedziała.
-Ja ciebie też Alex. Nawet bardzo.
Położyła głowę na jego piersi i zamknęła oczy. Zmęczenie, miłe towarzystwo i alkohol szybko ją uśpiły. Nie przeszkadzał jej nawet chłód Ciała wampira. Poczuła jak delikatnie głaszcze jej plecy. W ten sposób odpłynęła.
Zasnęła. Jej oddech się unormował. Leżała wtulona w niego. Wyglądała tak spokojnie. Alkohol w jego organizmie zaczął stopniowo zanikać. Dochodziło właśnie do niego co się wydarzyło. Ich szczera rozmowa i pieszczoty otworzyły mu oczy. Jej szkliste oczy , kiedy mówiła o nieudanych związkach z tymi potworami. Nie zasługiwali na nią. Jeden chciał ją skrzywdzić, drugi pozbawić życia. Nie powinno dojść do takich rzeczy. Nie rozumiał tych czasów. Tak wielu mężczyzn krzywdzi teraz kobiety,a one mimo strachu czy bólu , walczą. Za jego czasów zabijano takich ludzi. I najchętniej by to zrobił. Ale widział, że Alex ma dobre serce i po prostu chce zapomnieć. Ma zamiar jej pomóc. W najbliższej i dalszej przyszłości ma zamiar jej pomóc. Nie zostawi jej. Delikatnie głaskał jej nagie ramię. Czuł na sobie bicie jej serca. Rozumiał to wszystko. Zależy jemu na niej. Teraz to wie. Zakochał się w niej.
***
-Alex-ktoś do niej mówił.
Ten głos dochodził z oddali. Był piękny. Leżała na czymś chłodnym. Coś delikatnie ją ocierało na ramieniu. Otworzyła lekko oczy. Uderzyła ją fala bólu głowy. No tak. Wynik wczorajszego świętowania. Ile wypiła? Półtora butelki? Jedną? Wie tylko tyle, że zaszalała. Niezbyt dużo pamiętała. A właśnie, gdzie jest? Otworzyła oczy. Czarno-złota pościel, ciemność w pomieszczeniu. Była tu raz. Komnata Benjamina. Teraz wiedziała już na kim leży. Przesunęła sennie ręką przez jego pierś i zatrzymała się przy szyi. Ale...dlaczego był bez koszuli? Podniosła głowę. Ostrość jej się poprawiła. Zobaczyła go uśmiechniętego. Zdobiła podobnie. Pokazała mu swoje białe zęby.
-Dzień dobry śpiąca królewno-powiedział.
-Dzień dobry -powiedziała i podrapała się po głowie. -Mogę dowiedzieć się co ja tu robię?-zaśmiała się lekko zakłopotana.
-Leżysz na nie żywym człowieku-zaśmiał się-też zbytnio niczego nie pamiętasz?
-Troszeczkę-ziewnęła-która jest godzina?-położyła się obok.
-Dochodzi druga.
-O matko. Zabalowałam. Jack już wstał?
-Nie ,śpi. Wstał rano i zszedł do kuchni. Potem wrócił do pokoju.
-Ale to denerwujące-powiedziała.
-Co jest denerwujące?-zapytał.
-Staram sobie przypomnieć co się działo. Ale nic z tego. Pewnie gadałam głupoty. Jedyne co pamiętam to, to że było fajnie.
-Cieszę się-objął ją ramieniem.
-Zaraz-odkryła się-dlaczego nie mam na sobie mojej sukienki?
-Sama chciałaś bym ją ściągnął.
-Poważnie? Boże widziałeś te kości-zakryła się kołdrą.
-Nie przesadzaj. Jeszcze ich nie będzie widać.
-Trzeba wstać.Idę się wykąpać.
-Leć. Zaraz zejdę do salonu.
-Zimno tu-otarła swoje ramiona.
-Łap-rzucił jej czarny materiał- na drogę do pokoju powinno ci być ciepło. Chodź osobiście wolałbym zostać tutaj z tobą.
-Możliwe, że ja też-założyła jego koszulę-oby teraz mnie Jack nie zobaczył. Inaczej nie da mi żyć.
-To zostań-rzucił w nią poduszką.
Położyła się obok. Oparła się o jego nagą pierś.
-Powiedziałabym ale muszę wstać, zjeść coś,ty musisz iść na polowanie. A w czasie kąpieli postaram sobie przypomnieć.
-Będę wiedzieć kiedy sobie przypomnisz.
-Ty pamiętasz!-usiadła
-Możliwe-usiadł i przyciągnął ją do siebie.
-To powiedz mi-poprosiła.
-Idź się wykąpać, zjesz coś i wtedy ci wszystko opowiem.
-No dobrze-wstała i wzięła swoją sukienkę i buty. Spojrzała na niego. Nie spuszczał jej wzroku.
-Co się tak patrzysz? Jakbym miała być twoim śniadaniem-powiedziała rozbawiona.
-Uroczo wyglądasz w tej koszuli.
Spojrzała na siebie. Koszula sięgała jej do połowy ud.
-Lepiej idź bo nie wypuszczę cię stąd-powiedział uwodzicielsko.
-Jestem zaklęta. Pokonam cię małym palcem-pokazała mu złośliwie język. Zeszła ze schodków i podeszła do drzwi. Spojrzała znów na niego. Cały czas ją obserwował. Pomachała mu i wyszła z komnaty.
***
Wyszła z pod prysznica. Po ciepłym prysznicu od razu lepiej się poczuła. Ból głowy zelżał. Stanęła przed lustrem. Nie było tak źle. Wytarła włosy i wysuszyła je. Ubrała brązowe spodnie i kremowy sweterek odkrywający jej ramiona. Umyła zęby i posmarowała się kremem. W czasie kąpieli starała sobie przypomnieć. Nic. Rozczesała włosy ,nagle zobaczyła cień na szyi tuż przy linii włosów. Przyjrzała się . Na szyi miała malinkę. Zaraz... Nagle wszystko jej się przypomniało. Salon, sypialnia. Teraz już wie dlaczego obudziła się przy nim, bez sukienki,a on był bez koszuli i spodni. Na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.
-Benjamin!!-zawołała.
Usłyszała cichy śmiech. Odwróciła się. Stał przed nią ubrany identycznie jak poprzedniego dnia. Przypomniał jej się ten wieczór.
-Powiedz mi teraz, że to co  przypomniało mi się to tylko sen.
-Zależny co sobie przypomniałaś. Chętnie posłucham.
-Żądam odpowiedzi!-powiedziała poważnie pokazując ślad na szyi.
-Owszem. To się wczoraj wydarzyło.
-Jak mogłeś do tego dopuścić?!
-Dlaczego ja miałem nas pilnować? Oboje wypiliśmy.
-Sam podkreślałeś, że jesteś starszy i odpowiedzialny.
-Starszy owszem, odpowiedzialny? Nie sądzę.
-To nie powinno się w ogóle się wydarzyć-powiedziała odwracając się przodem do lustra. Położyła pudełko na półkę.
Pojawił się obok niej. Spojrzała na ich odbicie.
-Powiedz mi teraz, że żałujesz. Powiedz mi to prosto w oczy.
-Benjamin-powiedziała. Co miała mu powiedzieć?
Objął ją w pasie. Oparł brodę o jej ramię.
-Zastanów się nad odwiedzają. Wskazówka. Było ci bardzo przyjemnie. Wiem o tym. Czułem to w więzi i nie wyglądałaś na przymuszona.
Patrzyła na niego w odbiciu. Położyła swoje ręce na jego w pasie. Co miała powiedzieć? Jedynie prawdę.
-Nie mogę -zaśmiała się-nie będę kłamać.
Usłyszała jego śmiech. Spojrzała na niego w lustrze.
-Podobało ci się i to bardzo-przeniósł dłoń pod jej sweterek. Poczuła jak delikatnie dotyka jej brzucha i zaczyna iść w górę. Oparła się o niego i zamknęła oczy. Przyznała. Był wspaniały. Chwyciła jego dłoń i wzięła ją. Zaśmiał się.
-Możesz przestać?-zapytała.
-Lubisz to Alex.
Odwróciła się do niego i od razu położył dłonie na jej plecach.
-Musisz to robić? Chciałabym się skupić na oddychaniu.
-Pomogę ci w tym-przybliżył usta do jej warg.Nie czula już alkoholu. Był bardzo słodki i delikatny. Odsunęli się od siebie. Spojrzała na niego. Był uroczy.
-No dalej wyrzuć to z siebie. Nie byłaś taką cnotka dziś w nocy.
-Zabiłabym cię, gdybyś nie był taki kochany i nieziemski-zaśmiali się.
-To będę kontynuował.
-Ani mi się waż. To był ostatni.
-Czuje się odrzucony.
-Moje biedactwo. Idź odreaguj na polowaniu.
-Co tylko rozkażesz księżniczko-uśmiechnął się.
-Jak wrócisz będę na polowaniu w kuchni.
-Dobrze ale powiedz. Podobało ci się?
-Szczerze? Jeszcze nigdy nie było mi tak przyjemnie.