Translate

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 16 Plany

-Dlaczego jesteś taka nerwowa?-zapytał Egipcjanin kiedy szedł z Alexandrą przez korytarz.
-Bo dziś mam spotkanie drużyny siatkarskiej i myślę nad pewną sprawą-odparła i gwałtownie skręciła korytarzem.
-Możesz powiedzieć jaśniej?
-Powiem ci jak będzie po sprawie.Obiecuje ,ze dowiesz się pierwszy z poza drużyny.
Usłyszała,ze ktoś do nich biegnie.Odwróciła się.Był to Jack.
-Matko ,jak wy pędzicie-powiedział-cześć.
Przywitali go.
-Dokąd ona tak leci?-zapytał Benjamina.
-Ma spotkanie drużyny siatkarskiej.
-A no tak za dwa dni jest ten mecz o który się zakładają u nas.
-Co?!-stanęła jak wryta.
Zatrzymali się i spojrzeli na nią.
-O jakich zakładach mówisz?-zapytała.
-Nie słyszałaś?Są zakłady ,która drużyna wygra.Dużo osób obstawia na was , na naszą szkołę.A głównie na ciebie.Najwyższy zakład polega na tym ,że przy serwach narobisz maksymalnie 4 punkty.
-Tak dużo?Przecież to nie jest drużyna z naszego rejonu.To mistrzostwa.Gramy z dziewczynami zza granicy.Czytałam ,to bardzo dobry zespół.
-Spokojnie,poradzisz sobie-powiedział wampir-Jack-zwrócił się do niego-chętnie wezmę udział w tych zakładach.
-Nie-powiedziała-nie zakładacie się oboje.Jak przegramy stracicie tylko kasę.
-Ja już się założyłem Alex.I wiedz ,ze jestem zły ,iż startujesz z tą ręką.
-A ja jestem zła,ze bierzecie udział w hazardzie-spojrzała na zegarek-muszę iść na trening.Do zobaczenia.
Wyminęła ich i pobiegła po rzeczy treningowe.
***
Przebrana wiązała buty w szatni.Inne dziewczyny z zespołu tez były w trakcie ubierania się.
-Alexa na stówę możesz startować?-zapytała Lisa ,jedna z zawodniczek-mam nadzieje,że dobrze z ręką?
-Dzięki-uśmiechnęła się do niej nastolatka-Co do ręki wiece ,ze lekarz mi nie pozwolił ćwiczyć ale i tak trenuje.Mam zamiar wystartować.W życiu was bym nie zostawiła.Ale wszystko zależy od trenera.
-Na pewno cię wystawi jako pierwszą-powiedziała Anastasia.
-Nie do końca-wyznała Alexandra-mam pewną propozycję dla trenera.
Alexandra była najstarsza z zespołu.Wszystkie były z drugiego rocznika prócz niej i blondynki.Spojrzała na Kasandrę.Była z pierwszego roku.Blondynka o niebieskich oczach i złocistej karnacji.Była szczupła i wysportowana.Lecz niestety bardzo nieśmiała.Alexandra wiedziała,ze dziewczyna ma talent i chciała dać jej szansę.Bardzo lubiła tę dziewczynę , a Kasandra miała najlepszy kontakt z szatynką.Oczywiście.Wszystkie miały do niej zaufanie.
-Jaka to propozycja?-zapytała inna.
-To niespodzianka-uśmiechnęła się tajemniczo i wyszły z szatni.
Dziewczyny po treningu wykąpały się i przebrały.Po dwudziestu minutach miały znów pojawić się na sali gimnastycznej.
***
Benjamin siedział w ciemnym kącie trybun.Oglądał trening siatkarek.Przyglądał się szatynce.Nigdy nie widział osoby na której aż tak zależało.Po każdej uwadze trenera poprawiała się.Pomagała innym koleżanką i słuchała żartów z ich strony.Była zrealaksowana.Widział jak wysoko skacze kiedy chce podciąć piłkę przeciwnej drużynie.Wyglądała zjawiskowo.Nawet lepiej niż na filmach.Dziewczyny miały czas na przebranie się i miały ponownie wrócić.Jego towarzyszka wyglądała na zamyśloną.Nie byla obecna, o czymś myślała.Przyszła wraz z koleżankami.Trener stal przy siatce.Był to wysoki brunet o błękitnych oczach.Miał zbudowaną sylwetkę przez co widać było ,że i sam trenuje.Był ubrany w dres firmy Adidas niebiesko-biały.Nastolatki usiadły na podłodze.Jedne po turecku,jedne na kolanach ,jedne z zgiętymi nogami , a jeszcze inne oparły się o drugą.Alexandra siedziała z zgiętymi kolanami i opartymi łokciami na nich.Cały czas wyglądała na zamyśloną.
-No dobra dziewczyny-powiedział trener-za dwa dni mamy mistrzostwa.Poziom jest naprawdę wysoki.Będziemy grać z dziewczynami z Irlandii.Maja wysoki poziom ,tak jak wy.Więc wszystko w waszych rękach.W skład wchodzą: Lisa Sorenson ,Jessica Rowl , Eleonor Startes,Anastasia Rowsin, Emma Wots i Alexandra Walker -tu spojrzał znacząco na nastolatkę-jako rezerwowe będą Kasandra Power i Elisabeth Conor.Proponujecie jakieś zmiany?
Wyrozumiały-pomyślał chłopak-chętnie słucha.
-Ja mam pewną prośbę trenerze-zgłosiła się jedna.
Spojrzał na nią.Była to Alexandra.Zaskoczony słuchał co ma do powiedzenia.
-Słucham -powiedział mężczyzna 
-Proponuje by za mnie weszła Kasandra-powiedziała.
Benjamin był zaskoczony.Przecież ona jest stworzona do gry w pozycji liderki.Ona jest atakującą i to bardzo dobrą.Spojrzał na trenera.On też był zaskoczony ,a dziewczyny szeptały zaskoczone.Nastolatka spojrzała na koleżankę którą wygłosiła na swoje miejsce.Blondynka była zaskoczona i zawstydzona.Miała zaróżowione policzki.
Trener w końcu odzyskał głos.
-Dlaczego.Nie ma mowy byś ty nie weszła na boisko.To nie są rozgrywki jak na zajęciach z wychowania fizycznego.To poważna gra.
-Wiem-wstała-dlatego chcę żeby to Kasandra dostała szansę wykazania się.Nie chce być znana jako ta w zespole bez której nie można wygrać.
-Ale Alex nie damy bez ciebie rady-powiedziała cicho Kasandra-musisz grać.Zostanę rezerwową.
-Widzę ,ze trener nie jest zadowolony-mężczyzna przecząco kiwał głową-to mam drugą opcję.Kasandra wejdzie od pierwszej polowy.Jeżeli stres ją przerośnie lub innej dziewczynie coś się stanie ,wejdę.A przy okazji będzie to zaskoczenie dla przeciwnika.Wystawią od razu te najlepsze.U nas wszystkie są dobre.
W sali zastała cisza.Egipcjanin słyszał szybsze bicia siatkarek.Najszybciej biło nieśmiałej Kasandry,natomiast Alexandry biło w normalnym trybie.Była pewna siebie.Jak zwykle lubiła się wykłócać o coś z kimś.Trener stał zamyślony.Po chwili odezwał się: 
-A więc dobrze-spojrzał na jego przyjaciółkę-wiem Walker ,że z tobą nie warto się kłócić-dziewczyny się uśmiechnęły-zrobimy tak.Alexandra będzie na ławce rezerwowej z Elisabeth.Kasandra zawdzięczasz miejsce w składzie głównym Alexandrze-zwrócił się do blondynki,potem do całego zespołu-kiedy któraś dostanie kontuzji lub Kasandra nie będzie w stanie grać Walker wchodzi.Pasuje wam taki układ.
Dziewczyny były sceptycznie do tego nastawione.
-Wejdę kiedy sprawa zacznie się pogarszać.Damy sobie radę.Ćwiczyłyśmy dużo i mamy na celu je pokonać-zaczęła szatynka-nie zawiodę was.Ten układ będzie dobry.Zaufajcie mi.
Dziewczyny chwile się zastanawiały.
-Jestem za-usłyszał głos czarnowłosej dziewczyny.To pewnie Jessica-pomyślał
Po chwili każda wyraziła dobry głos.
-A wiec Kasandra wchodzisz za Alexandre.To nic dziewczęta,widzimy się jutro na lekkim rozruchu.W dniu meczu spotykamy się przed szkoła i jedziemy autokarem.Zbiórka o 7:00,Mecz rozpoczyna się o 16:00.Jedziemy trzy godziny.Jak będziemy na miejscu odpoczywacie i na koniec rozgrywka.To wszystko jak na dziś.Do zobaczenia jutro.
Dziewczyny wstały.Zobaczył,że Alexandra wychodzi jako pierwsza.Zszedł na dół.Mówiła mu by wrócił sam ale wolał zaczekać za zielonooką.Czekał przy wyjściu ze szkoły.Zobaczył ją.W czerni wyglądała naprawdę zmysłowo i śliczne.Wyglądała dorosło.Zobaczyła go i posłała mu lekki uśmiech.
-Miałeś wrócić i nie czekać za mną-powiedziała cicho ale wiedziała pewnie,że on ją usłyszy.
-Popatrzyłem sobie jak grasz.to było ciekawsze.
Chciała coś powiedzieć ale ktoś zaczął ją wołać.
-Alexandra!Alex!-była to Kasandra-możemy chwilkę porozmawiać?-doszła do niej szybko.
-Dobrze-spojrzała na niego-Benjamin zaczekaj za mną na dworze.
-Co tylko rozkażesz-wyszedł na zewnątrz.
Oparł się o samochód dziewczyny.Widział ją i jej koleżankę.Nie mógł się powstrzymać i podsłuchał rozmowę.
-O czym chciałaś porozmawiać?-zapytała szatynka.
-Dlaczego to zrobiłaś?-zapytała nieśmiało-dlaczego odstąpiłaś swoje miejsce w głównym składzie?Dlaczego akurat dla mnie?
-Kasandra znasz mnie.Wiesz dlaczego.
-Nie ,nie wiem.Powiedz mi to.
-Widziałam cie jak robiłaś sobie treningi po zajęciach.Ja też je robiłam,a kiedy wracałam widziałam,ze ty też je idziesz robić.Przyjrzałam ci się kilka razy.Masz do tego talent a jesteś dopiero na pierwszym roku.Nadajesz się idealnie.Chce żebyś zabłysła.
-Ale ja nie dam rady-jękła.
-Dasz radę-zielonooka uścisnęła jej rękę-tylko nie pozwól by stres zawładną tobą.Dasz radę.Ale pamiętaj ,jakby co zamienię się z tobą.
-Alexa dziękuje-objęła dziewczynę za szyję.
Widział oszołomienie Alexandry ale odwzajemniła objęcie.
-Nie ma sprawy-usłyszał jej głos-ja zmykam.Do zobaczenia jutro.
-Jeszcze raz dziękuje Alex.Do zobaczenia.

***
Szła zadowolona ,że uszczęśliwiła młodszą siatkarkę.Kasandra przypominała jej ,ją samą ,kiedy była jeszcze młodsza.Też trenowała sama dodatkowo w młodszych latach liceum.Później jeszcze grała na fortepianie i śpiewała.Wyszła z budynku i zobaczyła Egipcjanina opartego o jej auto.
Czy on zawsze musi tak świetnie wyglądać z tym uśmiechem?-pomyślała.
-I co?Kasandra zadowolona ?
-Podsłuchiwałeś?!-była zaskoczona-nie uczono cię ,ze się tego nie robi?
-Gdzieś to wyczytałem ale sądziłem,że to bzdura.Daj kluczyki chce ci coś pokazać.
Spojrzała na niego zaskoczona.Podniosła jedną brew.
-Nikt prócz mnie nie jechał MOIM-podkreśliła ostatni wyraz-MOIM samochodem.
-Ale ja będę pierwszym-uśmiechnął się znów-nie daj się prosić.Nie będziesz żałować.
Spojrzała na niego sarkastycznie.
-A jeżeli się poniżę do prośby?-zapytał z nadzieją.
-Musi ci nieźle zależeć-stwierdziła
-Bzdura-wzruszył ramionami
-To nic złego Wielki władco-mówiła tak do niego kiedy nie traktowała go poważnie-to dobrze,że ci zależy-rzuciła mu kluczyki i poszła do drzwi od strony kierowcy.
Chłopak był szybszy.Kiedy chciała otworzyć drzwi zobaczyła,że już są otwarte.
-Nie zawiedziesz się-pokazał swoje białe zęby w szczerym uśmiechu.
Wsiadła zaskoczona.Zamknął drzwi i w oka mgnieniu był na miejscu kierowcy.
-Od kiedy zachowujesz się tak kulturalnie?-zapytała
-A co nie pasuje ci?-zapytał włączając silnik-mogę tak się nie zachowywać.
-Nie,nie mi się podoba.Po prostu to do ciebie nie podobne.Podoba mi się.
-Naprawdę?-spojrzał na nią sceptycznie.
-Tak,dziękuje za otwarcie drzwi.A teraz powiedz mi gdzie mnie porywasz moim kochanym autkiem?
-Niespodzianka.Powiem ci tylko ,ze to będzie wewnątrz jakiegoś budynku.
-Mówisz to ,żebym nie martwiła czy się przeziębię?
-Mówię ci ,bo wiem,że często jet ci zimno.
-Bardzo śmieszne-mruknęła patrząc na przemijające budynki za oknem.
-Wiesz mi się to podoba.Będę mógł młodą pannę ogrzać-wyszczerzył się.
Spojrzała zaskoczona.
-Z tego co wiem jesteś lodowaty-odpowiedziała na zaczepkę.
-Ale są inne sposoby-uśmiechnął się tajemniczo.
-Nie musisz się niczego obawiać.Będzie mi ciepło.
***
-Mogę otworzyć oczy?-zapytała.
Benjamin pomógł jej wyjść z auta i zakrył jej piękne oczy.Ona położyła swoje dłonie na jego by nie przewrócić się i wiedzieć w jakim kierunku idą.
-Jeszcze nie-powiedział.
-Jak się potknę to zajmę się tobą,że nikt cię nie pozna-mruknęła groźbę.
-Tylko na to liczę Alexandro-powiedział zadowolony z siebie.
-Dlaczego musiałam znaleźć niewyżytego i zadufanego w sobie wampira?-zapytała siebie.
-Nie marudź tak.Wiem ,że jesteś ciekawa-zrobili kilka kroków-oto jesteśmy-odsłonił jej oczy.
Kiedy odsłonił jej oczy ,zaniemówila.Stali na olbrzymim ogrodzie ,a dalej byl duży dom.
W ogrodzie* dookoła byla zielona trawa i egipskie rośliny.Oczywiście te które wytrzymują klimat New Pol.Było pełno krzewów i drzewek.Stała na ścieżce usypanej jakimś piaskiem,podobnym do kamieni.Był w kolorze piasku pustyni.Wokół drogi były zapalone małe lampki ogrodowe.Mimo pół mroku wszystko widziała dobrze.Ogród był piękny ale dom przebił wszystko.Budynek był olbrzymi.Ciągnął się jako długi i szeroki prostokąt z balkonami.Musiał mieć wiele pokoi.Balkony miały piękne łuki a kolor domu był kremowy z elementami drewnianymi.
-I co o nim sądzisz?-zapytał zaciekawiony.
Dziewczyna czuła jego spojrzenie na sobie.Była w szoku.Nigdy nie widziała takiego pięknego domu.Zawsze o takim marzyła jako dziecko.Ten jest jeszcze lepszy niż z dziecięcych marzeń.Starała się odezwać.Po chwili udało jej się odnaleźć język w buzi.
-Cudowne-wyszeptała.
-Świetnie,To chodź zobaczysz go w środku.
-Słucham?!-zapytała zaskoczona
-Nie chcesz go zobaczyć od środka?-zapytał zaskoczony.
-Chce ale...to twoje?To twój dom?-kiedy zobaczyła,że twierdząco pokiwał głową zapytała-Skąd miałeś pieniądze by wybudować takie cudo.O ile dobrze pamiętam jesteśmy niedaleko mojego domu a tu stała ruina.
-Aż tak bardzo jest to dla ciebie ważne?-zapytał znudzony.
-Tak-powiedziała -Skąd miałeś pieniądze i wogóle...jak?
Ten podniósł ręce w górze i powiedział:
-To wszystko dzięki Bogom.
-Poważnie?
-Jakbyś zapomniała.Faraon jest jednym z bogów.Oni maja się opiekować władcami.Nawet takimi jak ja.Nigdy nie przestaną istnieć.Dbają bym miał wszystko.I...-zawahał się -nie ważne.To co idziemy?
-Dobrze ale dokończ.Co jest po i?
Spojrzał na nią jak smutny piesek.
-O nie-zamknęła oczy-nie wejdę do póki nie dokończysz zdania i to szczerze.
-Mogę cię tam przenieść w każdej chwili-powiedział rozbawiony.
-To zamknę oczy.Proszę cię odpowiedź.
Patrzył na nią zmieszany.Jakby się czegoś wstydził.
-Dbają bym miał wszystko.I.... i twierdzą,że dobrze postąpiłem nie krzywdząc cię.A Izyda i Bastet hmmm... lepiej ci nie powiem bo pomyślisz ,ze cię okłamuje.Lepiej żebyś nie wiedziała.
-Tak tylko wzmacniasz moją ciekawość Benjaminie.Powiedz mi wszystko i to szczerze.
-Dobrze ale wiedz ,że powiedziały to Boginie.Twierdzą ,ze mnie zmieniasz.Wiesz jaką boginią jest Izyda.Boginią opieki nad rodzinami ,czarodziejka, Bastet Boginią miłości,radości.Sądzą ,że była by z nas dobra parka.-uśmiechnął się.
-Poważnie?-zapytała zaskoczona.
Pokiwał Głową a ona się uśmiechnęła.
-Musisz kiedyś mi przedstawić twoich Bogów-powiedziała pokazując biale zęby.
-Z wielką przyjemnością.A teraz ,idziemy?-wskazał dom.
-I ty się jeszcze pytasz.-Ruszyła za nim.

***
Weszła do holu.Dziewczyna myślała,ze ma zwidy lub jest pogrążona w transie.Ale to był realizm.
-Benjamin-szepnęła cicho.Była w szoku.
-Co się dzieje?-podszedł do niej.Dzielił ich metr od siebie.Spojrzała na niego.
-Jak ty to zrobiłeś?Tu jest pięknie.Prze pięknie.
-Cieszę się ,że ci się podoba.Droga wolna.Biegaj i oglądaj wszystko.Jak to mówią amerykanie?
-Czuj się jak u siebie w domu?-zapytała.
-Oczywiście.A więc ?
-Nie musisz mnie zachęcać-zaczęła wolno iść.
Hol był piękny.Po wejściu przez wielkie,mahoniowe drzwi zobaczyła duże pomieszczenie.Płytki były w kolorze piasku pustyni,a ściany w kolorze ciemnego brązu.Na ścianach były położone rzadko płytki egipskie wyglądające jak stary kamień.Były elementy głównie drewniane.Kiedy przeszła do pomieszczenia zobaczyła wielki salon,a wokół niego były korytarze do innych pomieszczeń.Salon był ogromny.Przy wejściu do niego były schody na piętro.Biała kanapa i dwa fotele stały przed szklanym stolikiem,a przed tymi meblami był kominek z pustynnej skały .Przed kanapą był wielki plazmowy telewizor.Za siedzeniami był długi stół z mahoniu.Krzesła były też wykonane z tego materiału co stół.Mogło zasiąść dwunastu ludzi.W kierunku północnym była ściana ze szkła pokazująca  druga część ogrodu.Na ścianach były piękne cegiełki w kolorze bieli i kremowego.Na południe przed korytarzami wokół salonu były ciemne meble.Szafki z drogą zastawą.Spojrzała w górę.Był to złoty,olbrzymi żyrandol.Po
zobaczeniu wielkiego pomieszczenia wdrapała się na schody.Zobaczyła,ze to korytarz z balustradą.Z góry można obserwować cały salon,jak z balkonu cały ogród.Podziwiała malowidła na ścianach hieroglify ,księgi (nie tylko dotyczące o starożytnym Egipcie).
Było dużo okien ,a każde miało śliczne kremowe zasłony.Doszła do jakiegoś korytarza gdzie było pełno drzwi.
-A to są pokoje gościnne-powiedział gospodarz.
-Mogę do któregoś wejść?
-Obowiązkowo do jednego-podszedł do najjaśniejszych drzwi od wszystkich w korytarzu-ten został wykonany specjalnie dla ciebie.
Nastolatka zrobiła duże oczy.
-D..dla mnie?-zapytała zaskoczona.
-Pomyślałem-powiedział trochę speszony-że jak już nie będziesz się mnie tak bała,uważała za potwora to będziesz chciała tu przyjść.I pomyślałem ,że ten pokój byłby idealny dla ciebie.To ....hmmm.Taki prezent za to,że mnie uwolniłaś.Uwolniłaś od cierpienia.Ta śpiączka nie była przyjemna.Była męcząca.
-Ale ja nie umarzam cię za potwora.-wyznała bliska łez szczęścia-Benjamin-podeszła do niego-znasz mnie lepiej niż inni,nie licząc Jack'a.Masz aktywniejsze zmysły niż ludzie.Ty wiesz ,ze się nie boje.Bałam się wtedy.Na pierwszym spotkaniu,kiedy myślałam ,że taka sytuacją wydarzyłaby się tylko w filmie fantastycznym.Jesteś moim kolegą,przyjacielem.Wiem ,że starasz się nie skrzywdzić mnie.Mógłbyś zrobić to w każdej chwili nawet teraz ale tego nie zrobiłeś.I proszę-spojrzała dłużej w jego szare oczy-nie myśl o mnie jak o bohaterce czy wybawi cielce.To był czysty przypadek.
-Może dla ciebie.Dla mnie jest to ratunek i nowa ,ostatnia szansa.Pomyśl jaki bylem ,a jaki jestem.
-Od tamtych czasów dużo się zmieniłeś to przyznaje.Chodź czasem zachowujesz się jak rozpieszczone dziecko-uśmiechnęła się zaczepnie-to się zmieniłeś.
-Ale to ...to dzięki komu?-patrzył na nią niepewny-Za..zawdzięczam to tobie.
Patrzyła na niego zaskoczona.Zaczynał wspominać coś o uczuciach.Wiedziała,ze nie lubi tego tematu i najchętniej by o nich nie mówił.Ale dziś to zrobił.Mimo,ze szło mu to z trudem.
-Wejdziesz?-zapytał
Podeszła do drzwi.Położyła dłoń na klamce.Poczuła chłód metalu,nacisnęła i weszła.Komnata była z pięć razy większa niż jej pokój.Pomieszczenie było w formie prostokąta.Przy drzwiach była mała komoda.Na środku byl olbrzymi puszysty dywan w kolorze bieli.Po lewej stronie były dwie kanapy ustawione na przeciw siebie,a po środku był stolik.Na środku lewej ściany było wielkie okno balkonowe.Podeszła do niego.Był to wielki balkon z widokiem na ogród i las.Krajobraz był piękny.Odwrocila się.Zobaczyła olbrzymie łoże z baldachimem.Poduszki i pościel była nieskazitelnie biała.Zasłonki były cieniutkie i jasne.Dookoła były ciemne i jaśniejsze kolory ale łoże odbijało swój najjasniejszy kolor.Po dwóch stronach łóżka były małe stoliczki nocne z lampkami.Na końcu pokoju były szafki z książkami.Podeszła do nich.Były o tematyce fantastycznej.Jej ulubionej tematyce.Pomiędzy regałami była mała sofa z lampką do czytania.Meble były w kolorze ciemnym ,a ściany jaśniejszym.Były również malowidła.Zobaczyła,że nie daleko łóżka są rozsuwane drzwi ,weszła przez nie do łazienki.
Na środku ściany na przeciwko wejścia było olbrzymie lustro.Pod nim umywalka i mydło miodowe.Te które lubi.Po lewej stronie była olbrzymia wanna z ręcznikami.Na środku był dywanik.Po prawej stronie stał duży prysznic.Był tak duży,ze trzy osoby by się w nim zmieściły.Wyszła z łazienki i spojrzała na malowidło koło łóżka.Przedstawiało Izydę,Ozyrysa i Setha.Legenda o Izydzie i Ozyrysie.Delikatnie dotknęła dłonią ściany.Było to piękne.Spojrzała na małe elementy na stoliczku.Były to dwie małe figurki piramid.Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.Spojrzała w górę.Był tam podobny żyrandol co w salonie.Cały pokój był piękny.Czuła się jakby cofnęła się te kilka tysięcy lat i zamieszkała w pałacu jako przyszła królowa.Spojrzała na gospodarza.Patrzył i czekał cierpliwie.
-I jak ci się podoba?-zapytał ciekawy-Jak ci się nie podoba to nie odpowiadaj.Moje ego by tego nie wytrzymało.
Zaśmiała się.
-Jest cudny-podeszła do niego i objęła za szyję-dziękuje.
Poczuła jego ramiona wokół siebie.Były chłodne ale nie lodowate.Było to przyjemne.Była taka szczęśliwa.Komnata była wspomiała i zrobił to z myślą o niej.To było kochane , jak bardzo chciał jej podziękować za uwolnienie.Poczuła,że delikatnie przesuwa dłońmi po jej plecach.Był to tak delikatny dotyk,jakby dotykało je piórko.Na początku jest trochę mocne ale potem łagodnieje.Jakby się opamiętywał,ze jest zbyt delikatna.Trzymaj ją mocno w uścisku.
-Dziękuje ale wiesz ,że nie musiałeś.
-Musiałem-powiedział-gdybyś widziała swoją minę jak oglądałaś to pomieszczenie.czyli podoba się?
-Jest tak piękny,ze brak mi słów.W życiu nie widziałam niczego tak pięknego.
-Cieszę się ale jest jeszcze coś.
Odsunęła się od niego.Dzielił ich nie cały metr.
-Słucham?Benjaminie to za wiele.Naprawdę nie trzeba,to nic...-przerwał jej kładąc palec na jej ustach.Znak by zamilkła.
-Jest to w tym pokoju.Ominęłaś to.Nie zauważyłaś tych drzwi.
Spojrzała na drzwi w kolorze ściany.Nie zauważyła ich.
-Wejdź.Chce zobaczyć twoją reakcję.
-Mam się bać?Co tam jest?Stado węży?
-Coś lepszego-i zaprowadził ją.
Otworzyła drzwi.kolejny szok.Pokój był w wielkości jej pokoju w jej domu.Była to garderoba.Po prawej stronie byla szafka z sukienkami na każdą okazję.Na przeciwko były szafki z butami do wyjścia i torebkami.Po lewej wisiały bluzki , a spodenki były ułożone niżej.Po środku była kanapa.Podeszła do sukienek.Były piękne.Czarna suknia z jednym obnażonym ramieniem do kostek z małym paskiem.Biała sięgająca do jej kolan.Była zaskoczona.
***
Egipcjanin patrzył jak nastolatka ogląda wszystko po kolei.Widział jak delikatnie dotykała meble i ubrania.Była w szoku i szczęśliwa.Wyglądała pięknie.Tak radośnie.Jak dziecko w krainie wymarzonych zabawek.Usiadła na kanapie i patrzyła oszołomiona.Podszedł do niej i usiadł obok.Po chwili spojrzała na niego.Jej zielone oczy blyszczały.Szczęście dało jej blasku.
-Zwariowałeś-powiedziała.
Nie mogł się powstrzymać ,zaśmiał się.
-To wszystko jest twoje.Możesz nawet tu zamieszkać.
-U ucznia z wymiany-powiedziała żartobliwie.
-A żebyś wiedziała-zaśmiał się krótko-możesz przyjść kiedy chcesz.Może będę trochę u ciebie,potem ty trochę u mnie ,co?
-Taki układ mi pasuje.Ale i tak twierdze ,że przesadziłeś.Rozpieszczasz mnie.
-A co w tym złego?
-A to,że bedę taka jak ty-zaśmiała się-przy zwyczaje się do luksusów i będę zrzędzić jak wielki pan i władca.
-Ranisz moje martwe serduszko księżniczko-powiedział rozbawiony ,kiedy zobaczył jej minę.
-Jego już nie da się zranić-dała mu kuksańca w ramię.
-Jak ty to robisz?-chwycił jej dłoń.

-Co?-była zaskoczona jego pytaniem.
-Jak ty to robisz,że traktujesz mnie jak człowieka.Jak równego sobie.Nie uciekasz i nie boisz się mnie teraz.Słysze bicie twego serca.Jest spokojne.Takie jak rozmawiasz z ludźmi.Na przykład z Jack'em.Pamiętam rytm pierwszego dnia.Byłem szczerze zdumiony,ze jeszcze nie zemdlałaś.
-Hmm.No cóż-ziewnęła-nie wiem jak to robię.Nie pytaj się mnie.Coś w tobie jest,ze ci ufam.Może to sprawka bogów?Kto wie?-ziewnęła po raz kolejny.
-Jesteś zmęczona po całym dniu-powiedział-może wypróbujesz to wielkie łóżko co?
-Jest bardzo kuszące,ale źle się z tym czuje.Mam wrażenie ,ze cię wykorzystuje do swoich celów.
-Oj chciałbym być wykorzystany przez taką księżniczkę-powiedział.
-Jesteś okropny.
-No co?Za moich czasów to bylo normalne.Nie wiem dlaczego w tym wieku są tacy porządni.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-zapytała patrząc na niego sennymi oczami.
-To,że jako włada mógłbym powiedzieć,ze cię chce i bym cię zabrał do siebie.Szkoda,ze nie bylo cię w moim wieku-delikatnie pogłaskał jej policzek.
-Jesteś okropny.To są moje czasy i działamy według ich zasad.Naprawdę byś to zrobił?Dziękuje,ze jestem z tego wieku-ziewnęła.
-Chodź zaniosę cię do łóżka co?-zapytał
-Poradzę sobie.Matko starożytność czasem mnie przeraża-wstała i spojrzała na niego-czy aby na pewno będę mogła sama spać w łóżku bez żadnych komplikacji?
-Powstrzymie się.Tak księżniczko.
-Musisz tak do mnie mówić?Nie jestem nikim wyjątkowym.
-Jesteś.A teraz chodź.Tu masz koszule nocne do spania,ręczniki są w łazience.Życzę miłego kapania.Niestety bezemnie ,prawda-zrobił minę zbolałego psa.
-Tak.Sama się wykompie.Matko wampirom też testosteron buzuje w żyłach?-zadrwiła.
-To ja jestem taki wyjątkowy-uśmiechnął się.
Dziewczyna przeglądała się koszulą nocnym.Była przerażona.Większość była skąpa,prześwitająca.
-Wybacz ,że wybrzydzam.Ale nie ma tu żadnej koszuli nocnej nie pokazujących moich atutów?
-Nie,nie było.Sądziłem ,że te będą piekniejsze jeżeli je włożysz-uśmiechnął się flirciarsko-zostawię cię samą.
Zniknął po pożegnaniu z dziewczyną.
***
Po kąpieli w wielkiej wannie i ubraniu się w koszulę była odprężona.Wybrała tą która najwięcej zakrywała.Czarną z cieniutkimi ramiączkami,sięgająca jej do przed połowy uda.Przylegała do jej ciała.Była idealnych rozmiarów.Ubrała na siebie dodatkowo złoty szlafrok sięgający do uda.Narzuciła go na siebie.Sprzątnęła po sobie i ułożyła ręcznik by wyschnął.Wyszła z łazienki i spojrzała jeszcze raz na swoje wielkie łoże.Będzie w nim czuła się taka malutka.Delikatnie dotknęła materiału pościeli.Był taki delikatny i miękki.Usłyszała pukanie do drzwi.Odwróciła się i zobaczyła uchylone drzwi i część sylwetki Egipcjanina.Zobaczyła,że jej się przygląda.Zorientowała się,iż szlafrok ma założony na luźno po bokach,a przód został odkryty.Czarny materiał pokazywał jej porcelanowy kolor skóry,a styl ubrania uwydatniał jej biust i długie szczupłe nogi.Czuła się pod jego spojrzeniem jakby była naga.Szybko zakryła się szlafrokiem i zawiązała go w pasie.
-A był taki świetny widok,ale ta wersja też mi się podoba.-uśmiechnął się.
-Miło to słyszeć ale i tak za dużo widziałeś-usiadła na brzegu łóżka.
-Ale wiesz o tym,że chciałbym zobaczyć więcej-zamknął drzwi.
-To cię zdołuje i nie zobaczysz więcej-ziewnęła.
-Mała Alexandra chce spać-powiedział podchodząc do niej.
-Może trochę.Ale muszę jutro wcześnie wstać na zajęcia.
-To pojedziemy razem-usiadł koło niej-przecież uczeń z wymiany musi jechać na lekcje.
-Nadal nie wierze,że to zrobiłeś-ponownie ziewnęła.
Nagle świat zawirował i zatrzymał.Zobaczyła,że jest pod pierzyną ,oparta o dużą białą poduszkę.On natomiast leżał z metr dalej śmiejąc się pod nosem.
-Jak ty to robisz?-zapytała trochę zdezorientowana.
-Normalnie.Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze?
-Nie-ziewnęła po raz kolejny.
-Może już pójdę?Zaraz tu zaśniesz ,a ja ci przeszkadzam.
-Teraz ziewam ale nie zasnę.Często tak mam.
-To co opowiedzieć ci bajkę?
-Znam wszystkie na pamięć.
-Tej nie będziesz znała.
-No to słucham-poprawiła swoją pozycję by wysłuchać jego opowieści.Głowa leżała na poduszce a lewa ręka była pod nią.Prawa ręka była w pasie.
-Szlafrok nie będzie ci przeszkadzał w nocy?
-Chyba go ściągne-odkryła się i zrobiła to i szybko się zakryła-słucham nowej opowieści-uśmiechnęła się cwanie.
-A był taki piękny widok-przysunął się do niej-A więc:Dawno ,dawno temu w państwie znanym jako Egipt,żył sobie młody,bogaty,przystojny,silny  i skromny faraon.Zwano go Benjaminem.
Dziewczyna zachichotała.
-Skromny?Ta bajka zapowiada się bardzo ciekawie-zaśmiala się wraz z nim-słucham dalej.
-Żył w spokoju w swoim pałacu ale brakowało mu jednego marzenia.Miał wszystko ale oddałby to za kobietę,która kochała by go za to jaki jest.Pewnego dnia poznał piękną księżniczkę,byla piękna ,strasznie uparta , ale mądra ,a nazywała się Alexandra.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Niby kiedy się kłócę?-zapytała uśmiana-i nie jestem uparta.
-Słuchaj dalej-uśmiechnął się opierając się o łokciu i bawiąc się jej włosami-Po pierwszym spotkaniu faraon zakochał się w pięknej księżniczce i poprosił ją o rękę.Alexandra była zaskoczona i szczęśliwa.Przyjęła propozycję.Ale zazdrosny przyjaciel faraona,chciał ją tylko dla siebie.Dlatego uprowadził niewinną dziewczynę.Benjamin przeszukiwał każdy skrawek ziemi.Bez snu,bez wody i jedzenia.Kiedy był już bez nadziei ale i tak poszukiwał.Znalazł w odległej wiosce szal księżniczki.Szybko pojechał w kierunku opuszczonego pałacu,który został zniszczony przez lata dawnych wojen.Znalazł ją zamkniętą w jednym z całych pokoi.Był piękny ale nie tak piękny,jak płacząca księżniczka.Chciał ją zabrać do swego pałacu ,lecz fałszywy przyjaciel zaatakował go.Zaczęli walczyć o dziewczynę.Władca musiał zabić zdrajcę.Przerażoną ukochaną zabrał w swoje silne ramiona i przytulił.Była spokojniejsza i szczęśliwa.Kiedy wrócili do pałacu poślubili się.Żyli długo i szczęśliwi,ale nie byli sami.Po wielu latach ,wychowywali dużą gromadkę dzieci.Wszystkie były silne i piękne.Silne po ojcu,piękne po matce.I tak żyli wszyscy długo ,szczęśliwie i bez żadnych problemów.Koniec bajki.
Dziewczyna miała przymknięte powieki.Prawie zasnęła.Ale i tak spojrzała na niego.Uśmiechnęła się sennie.
-Śliczna bajka.Nigdy jej nie słyszałam.
-A nie mówiłem?-Delikatnie dotknął jej policzka-śpij.Jutro musisz wstać.
-Wiem-ziewnęła.Zamknęła oczy i mruknęła cichutko-Dobranoc.
Benjamin siedział jeszcze przez dłuższą chwilę i głaskał jej policzek.Wyglądała tak słodko i niewinnie ale
wiedział,ze to pozory.Miała silny charakter i ciekawą osobowość ale i tak jest słodka i niewinna.W tej koszuli nocnej wyglądała zmysłowo i pięknie.Powoli odsunął dłoń.Ten widok był tak piękny dla niego,że mógłby patrzeć całą noc.


*W ogrodzie nie bylo basenu tak jak na fotografii.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 15 Opowieść Benjamina

Na zegarku była 7:34.Wstała z ociąganiem.Niestety jeżeli się obudziła znaczy ,ze już nie zaśnie.Wzięła pierwsze z brzegu jeansowe rurki i  bluzę złotą z czarnymi napisami wkładaną przez głowę.Była jej za duża przez co wyglądała słodko.Po prysznicu wybudziła się trochę.Przypomniała sobie ,że Benjamin jest jej podopiecznym.Uśmiechnęła się.Nie przepuszczała,ze Egipcjanin ,aż tak namiesza.Szła schodami ziewając co chwilę.Znów nie mogła spać.Śnił jej się mężczyzna z jakimś tatuażem czy znamieniem na ramieniu.Patrzył się przed siebie.Mówił coś szeptem ale nie rozumiała.Nagle białe światło i zobaczyła las.Ktoś biegł.Byla to dziewczyna.Nie widziała jej koloru włosów ani wyglądu.Słyszała tylko krzyk.Zobaczyła ,ze zostawiła szkarłatne ślady.Była to krew.Dziewczyna była ranna.Był to dziwny koszmar.Kiedy w nocy się budziła nie mogła zasnąć.A kiedy jej się udało miała lekki i niespokojny sen.Zeszła na dół.Zobaczyła,że Benjamin nadal siedzi przy laptopie.Spojrzał na nią i poslal jej jeden z pogodnych uśmiechów.
-Dzień dobry -powiedział-החתול שלי.
Znów zaczął mówić po hebrajsku.
-Dzień dobry-powiedziała-nie mów do mnie kotku-warknęła ale nie złośliwie.
On spojrzał na nią zaskoczony i pełen podziwu.
-W telefonie mam słownik.Wiem co oznacza te słówko.Nie mów do mnie tak.
-Jesteś bystra-uśmiechnął się promiennie-szkoda.Wymyśle coś nowego.
-I jak ci poszła nauka?-podeszła do niego i spojrzała na ekran monitora-najnowsze samochody dwudziestego pierwszego wieku?-spojrzala zaskoczona.
-Tak a co?-zapytał jakby od niechcenia-już wszystkiego się nauczyłem.
Ona patrzyła na niego z niedowieżaniem.
-Co chcesz wiedzieć?Instrukcje obsługi IPhona?Jak tworzone są samochody czy inne wynalazki?
-Ty .... ty....-była w szoku-ee.....jak?
Zaśmiał się.
-Miałem całą noc.Przeczytałem praktycznie o wszystkim.Chyba wpasuje się w tą epokę.
-To w takim razie obsłuż telewizor-dała mu pilot.
Wziął go od niej i zaczął majstrować.Przy okazji dowiedziala sie o wielu funkcjach, o których nie miała pojęcia.Z wrażenia usiadła koło niego na kanapie.
-A tu masz jeszcze opcję 3D-spojrzał na nią-i co?
-Wow-tylko to mogła powiedzieć-ja chyba nadal śpię.Idę do kuchni coś zjeść-poszła zszokowana.
Wyciągneła z szafki pudełko płatków cynamonowych i mleko z lodówki.Zrobila sobie śniadanie i weszła do pokoju.Siedział na kanapie i patrzył na jakiś film.Usiadła na fotelu.Zaczęła jeść i przeglądać telefon.Sprawdzala wiadomości i prognozę pogody.Ale miała wrażenie ,że ktoś ją obserwuje.Spojrzała na Benjamina.Wpatrywał się w nią jakby była czymś fascynującym.Przełknęła i spytała.
-Co?!
-Podziwiam cię jak jesz.Dawno nie widziałem nikogo ,kto by jadł.Zazwyczaj wszyscy ktorych znałem pili krew.
-I to jest takie fascynujące?-zapytala hamują śmiech.
Twierdząco pokiwał głową.
Jadła dalej ,lecz nie długo.Cały czas wpatrywał się w nią.Kiedy ich oczy znowu się spotkały wybuchła smiechem .Na szczęście wcześniej przełknęła jedzenie.
-Proszę cie przestań ,nie mogę jeść.
-Dlaczego ty tak mało jesz?Kiedy byłem jeszcze człowiekiem ,to nie byłoby nawet przystawką.
-Mi wystarczy-powiedziała biorąc ostatni kęs.
-Zapowiada się anoreksja-powiedział
-Słucham?!-odwróciła się do niego zaskoczona-skąd ty wiesz o tej chorob....-spojrzała na laptop-masz szlaban na laptopa-powiedziała zezłoszczona.
-Szlaban?Ja?Zapomniałaś kim jestem?
Spojrzała na niego z przymrużonymi oczami.
-Nie pyskuj-powiedziała-nie jesteś władcą.ja jestem panią tego domu nie ty.Masz się mnie słuchać bo jesteś uczniem z wymiany a ja twoim opiekunem.I nie wtrącaj się co do mojej wagi.Wszystko jest dobrze.
-Czyżby?A kto tu na kogo normalnie poluje?-spojrzał ironicznie na nią.
-Dupek-mrukneła i poszła do kuchni.Pozmywała naczynia i wytarła je.
Nie patrząc w jego kierunku poszla do swojego pokoju.Obraziła się.Nie lubiła jak ktoś czepiał się jej wagi.Zawsze miała z nią problemy i wychodziła na prostą.Rzucila się na łóżko.Lezala na ulożonej poscieli.Zanim zacznie przygotowywać ksiązki i nie zacznie się uczyć,postanowiła chwilę odsapnąć.Była zmęczona przez nie przespane noce.Przymknęła oczy.Uwielbiała tą ciszę.Tylko ona sama w tym pokoju,w swoim królestwie.Nagle poczuła czyjąś brodę na ramieniu.Wiedziała kto to mógł być.Spojrzała na niego z wyrzutem.Uśmiechnął się do niej zadowolony z siebie.
-Czego-mruknęła-słyszałeś o pukaniu do drzwi.Tego chyba nie wyczytałeś w internecie.
-Wyczytałem.Ale chciałem ci zrobić niespodziankę.Aż tak bardzo jesteś zła.
-Tak.Mam na ciebie focha o ile wiesz co to znaczy.
-Z tego co słyszałem od Jack'a to mam kiepską sytuację.
-Dosłownie-uśmiechnęła sie pod nosem.
-Śmiejesz sie ze mnie.Nie jesteś aż tak zła- szturchnął ją.
-A właśnie,ze jestm-uśmiechnęła się szerzej.
Spojrzał jej w oczy.Byly troszeczke ciemniejsze niz jego naturalny odcień.Patrzyla na niego.Mial takie wielkie ładne oczy.Ale kiedy udawał niewinną minę,nie mogła się powstrzymać.Zaśmiała się.
-Mówiłem-był widocznie zadowolony z siebie.
-Jesteś okropny.To jest zły podstęp.
Poczuła,ze położyl się na brzegu łóżka.Odwróciła się.
-Musisz kłaść się na moim łóżku?Przyzwyczajenie faraona czy wampira?
-I tego i tego-pokazal swoje idealne zęby-mam wyostrzone zmysły.Ten materac jet wyjątkowo miękki.Chyba przeniose się do ciebie.
-Nigdy w życiu-jego oczy były ciemniejsze-twoje oczy są ciemniejsze-stwierdziła.
-Będe musiał sie iść najeść-mruknął leniwie.
-Chyba nie chcesz mi tu powiedzieć,ze zabijesz kogoś-powiedziala przerażona.
On niczego nie powiedział.
-Blagam cie nie rób tego-powiedziala z lekiem.
-A jest inne wyjście?Zwierzęta?Ich krew nie jest tak dobra jak ludzka.
-Ale odbierasz komus życie.To takie nie sprawiedliwe.To nie my decydujemy czy ktoś ma umrzeć.Lubie zwierzęta ale nie jestem zapalona miłośniczka zwierząt.
-Poważnie?-zapytał
-Tak.To tak jakbyś odebrał kogoś bliskiego innym.A gdybyś zabił kogoś z mojej rodziny?Kogoś na kim mi zależy?Musi być inny sposób.
-Masz jakąś propozycję?-zapytał
-W mojej lodówce.Jest czarne pudło.W nim są kroplówki z krwią.Grupa 0 Rh+.Weź ją ,mi się już nie przyda.
-Po co ci krew w kroplówce?
-Po śmierci mamy wykryto we mnie braki krwi i anemie.Było kiepsko ale jest już dobrze.Brakowało mi zelaza we krwi.Dlatego każdego dnia jem sałatę i innej jedzenie z tym skladnikiem.
-Nie wiedziałem-był szczerze zdumiony-jak to wyglądało?
-Miałam za mało krwi.Nie wiem dlaczego ,lekarze też nie wiedzieli.Podawali mi kroplówki z krwią.Ale byl też brak zelaza.Miałam go mało bo za mało jadłam ,kiedy opiekowalam się mamą.I podawali mi je.Teraz wiesz po co one tam są,wszystko moze się zdażyć.A co się stanie jak nie nakarmisz się?Umieracie czy nie?
-Nie.Jesteśmy tylko oslabieni a pragnienie jest coraz większe.Jesteśmy wtedy bardzo niebezpieczni.Kiedy potrzebuje krwi oczy zmieniaja się na szkarlatne.
-Dlatego masz teraz ciemniejsze?
Pokiwal głowa.
-Jakie macie jeszcze zdolności?
-Szybkość o tym się już przekonałaś-uśmiechnął się łobuzersko,przez co ona też pokazała swoje zęby-sila,inteligencja,nieśmiertelność,zwinność ruchów i lepszy wygląd.Taki magnetyzm by kusić ludzi,swoje ofiary.Oczywiście ja zawsze byłem tak przystojny.
-O Boże ,dlaczego nie obdarzyłes go skromnością?-mruknęła
-Wiesz bogowie calkiem mnie lubili.Nie wiem o co ci chodzi.
-Bogowie?!-zapytala zaskoczona-oni...istnieli?
-Co cie w tym dziwi.To tak jaby cię dziwiło,ze jestem wampirem.
-Jacy oni byli?
-Normalni.Byli jak rodzina.Wspaniała była Hathor.
-Bogini milosci i nieba?A następnie muzyki i tańca?
-Tak-przytaknał-rzeczywiście  dużo wiesz o Egipcie.Była niesamowita.Troche ją przypominasz z zachowania.
-Byliście blisko ze sobą?
-Nie jeżeli o to ci chodzi-zaśmiał sie-też była taka uparta.Lubila mnie ,gorzej z moją siostrą.Nikt za nią nie przepadał.
-Rozumiem są jeszcze jakieś zdolności po przemianie?
-Ale jesteś ciekawska-spojrzał na nią i usiadł-usiądź-zrobiła to.-Ja mam moc żywiołów.Panuję nad wodą,wiatrem,ogniem i ziemią.Daj dłonie-ułożyła je jakby czekala na prezent-nie wystrasz sie ,dobrze?Poczujesz ciepło ale cię nie poparzy.
-Dobrze-powiedziała niepewnie.
Polożyl jej swoje dłonie pod jej dłońmi.Na początku poczuła lekkie ciepło ale nagle pojawił się płomień.Robil sie coraz większy i był w rozmiarach pileczki od tenisa.Patrzyła zafascynowana na dłonie.Benjamin wziąl swoje dłonie i patzył zadowolony z siebie.
-Jak zamkniesz dłonie płomień zniknie,a tak możesz się nim pobawić-zasmial się.
Wzięła jedną dłoń.Ogień znajdował się na tej jednej.Przyjrzała się drugiej rece i zobaczyła,ze nie jest poparzona.Bylo to fascynujące.Teraz płomyk skierowała na palce i z powrotem na obie dłonie.Zamknęła je jak do modlitwy.Otworzyła.Ognia nie było.Spojrzała zadowolona na niego.
-Podoba mi się.Też tak bym chciała.
-To jesteś pierwszą osobą ,której się to podoba.Ojciec twierdził,że mogę dzięki temu mieć władzę.Matce się to też w sumie podobało.Ale moja siostra-pokiwał przecząco głową.
-Dlaczego ty tak marudzisz na tą Kleopatrę-usiadła po turecku.
-Kiedy byliśmy ludźmi nie było żolnieża ,sługi czy niewolnika z ktorym by si nie przespała.Zazdrościla mi wladzy.Miałem być faraonem-zaczął bawić się jej brzegiem bluzy-potem zostalem przemieniony przez ojca.Zacząlem ''tak zwanie ze znajomymi'' chodzić na łowy.Upojałem się krwią do nieprzytomności,jak ludzie alkoholem.Potem jak ty na nią mówisz.....Kleo?
-Tak,ale nie opowiadaj mi skoro nie chcesz.
-Kleo-kontynuował- też została przemieniona.Przekupiła grono niebezpiecznych wampirów by mnie zamknęli a ona wzięła by tron.I sprytem jej się udało.W dniu koronacji założyli na mnie klatwe.Zawładnęli nad moim umysłem.Byłem tak zwanie uśpiony.Starałem się walczyć ale coś mi wstrzyknęli w ramię.Byłem osłabiony i nie zdolny do obrony.Zamknęli mnie w tej swiątyni.Moi rodzice im w tym pomogli.Głównie ojciec,matka nie mogla nic zrobić.Kleopatra śmiała sie ,że przejmie tron.Matka jedyna się za mną wstawiła.Ona nie została przemieniona.Nie chciała.Kiedy ostatni raz ją widzialem ,plakała.Zawsze mnie broniła,nawet wtedy,kiedy zabijałem dla zabawy.-w jego głosie bylo słychać żal.-pochowali mnie w sarkofagu jak zmarłego.Upozorowali moją smierć.Kilka dni bylem przytomny.Slyszalem glosy ludzi.Kleopatra przejęla tron.Matka umarła ze smutku,ojciec jej nawet nie opłakiwal.Znalazl nową kobietę i patrzył jak moja siostra każdego obsluguje-powiedzial ze wstretem ostatnie zdanie-Po jakimś czasie zmarła.Ktoś ją w końcu zabil,a w kartach historycznych piszą ,ze popełnila samobójstwo.Ale jet szcześliwe zakończenie.Po prawie trzech tysiącach lat znalazła mnie młoda dziewczyna,która pomaga mi zrozumieć to wszystko.Znalazla.W moim więzieniu.
Usmiechnęła się słabo ale na chwilkę.
-Przykro mi,nie wiedziałam-powiedziała smutna.
Spojrzał na nią.
-Nie musisz się zasmucać.To tylko przeszlość-delikatnie dotknął jej policzka-gdyby nie to nie znalazłabyś mnie.Nie byłoby tak ciekawie-uśmiechnął się smutno-i pewnie nie dożylbym tych czasow.
-Ale to nie było w porządku co do ciebie.Własni rodzice...własny ojciec....-umilkła.
-Bywa-powiedział-nie martw się tym.On po prostu mnie znienawidzil kiedy się urodziłem.
-Podobnie było z moim...-powiedziala cicho.
-Jak to?Twój ojciec żyje?-zapytał zaskoczony.
-Tak-przeniosła wzrok z rąk na niego-chyba,nie wiem.Kiedy byłam jeszcze w brzuchu mamy i dowiedział się,ze to dziewczynka ,odszedł.Zostawil kobietę z dzieckiem.Przezemnie mama była sama.
-Nie mow tak-powiedział-gdybyś urodziła sie chlopcem nie przytuliłbym cię.
Założyla mu ręe za szyję i przytulila się do niego.Chłopak sie już tego chyba nauczył,gdyż przyciągnął ją do siebie.Delikatnie ją gładził.Czuł jej długie włosy pod ręka.Byly takie miękkie..
-Przykro mi,nie wiedziałam ,że tak źle miałeś.
-Mówiłem nie przejmuj się...-uscisnąl ją mocniej-chociaż łączą nas ojcowie-zaśmiał się smutno.
Przyłożyła policzek do jego ramienia.On przychylił glowę i delikatnie sie nimi dotykali.Delikatnie głaskał jej długie włosy.Dziewczyna mocno go trzymała.Lepiej się poczuła.
-Dlatego na początku chcialeś mojej krwi?-zapytala-bo kiedyś tyle jej piłeś?
-Tak,bylem taki głupi.Nowonarodzony wampir już tak ma.Ale podobno bilem rekordy.Cieszę się ,ze uciekłaś wtedy.Byłby to wielki błąd-spojrzal na nią i uśmiechnął się.
-Ale z ciebie lizus-powiedziała,by polepszyć atmosferę.
-Wiem ale to wszystko przez ciebie.
-Nowonarodzone wampiry aż tyle zabijają?
-Tak.One nie mają samokontroli.Trzeba sie jej nauczyć.Trwa to długo.Kilkanaście lat.Nowonarodzeni są najniebezpieczniejsi.Zabijają bez zahamowań.
-To boli?Przemiana.
-Niestety tak.Kilka dni w agoni.Kiedy się przemieniałem wszystko mnie bolalo.To tak jakbyś płoneła żywcem i była nakłówania przez noże.A suchość w gardle jest paskudna.Nie chcesz jedzenia ludzkiego.Chcesz krwi.
Odnuseła sie od niego.Wygladala jakby się zastanawiala.
-Mówiłeś ,ze kiedy zostałeś zamknięty ,założono wokól pełno zaklęć ,by nikt cię nie uwolnił.
Przytaknął.
-To jak ja ciebie uwolniłam?-zapytała.
-Tego nie wiem.-wyznał-na początku przyszedłem tu tylko dlatego,żebyś mi powiedziała.Sądziłem,że bogowie mi zesłali ciebie.Kiedy uciekłaś rozmawialem z nimi.Niczego takiego nie było.Byli zadowolenie,ze wróciłem.Po jakimś czasie bóg słońca Re i bóg księżyca Thot dali mi pierścień dnia i nocy.Dzięki któremu mogę chodzić w słońcu-pokazał jej pierścień.Był to złoty pierścień z srebrnym klejnotem ,księżycowym blaskiem.-nie wiedziałem gdzie jesteś.Szukałem cię za dnia i w nocy.Praktycznie chyba cały Egipt zwiedziłem od nowa.Potem w hotelu usłyszałem twoją rozmowe z Jack'iem.Przylecialem.Poobserwowałem cie.Potem szpital do którego cię znlazłem i nadal nic nie wiedziałem.Ale teraz mnie to nie interesuje.Jestem wolny.I to się liczy.
Chwycił ją za dłoń i bawił sie nią w rękach.
-Dziwne-powiedziała-przecież nie jestem ,żadną czarownicą.
-Nie byłbym tego taki pewien.
Spojrzała zaskoczona.
-Przyznaj mi skoro mamy dzień szczerości ,ty miałaś wizję.Wtedy w ogrodzie i chyba wcześniej jak mnie nie cierpiałaś.W mieszkaniu jak bawiłem się książką.
Patrzyła na niego zmieszana.Nie chciała nikomu mówić o tym.Ale bardzo chciała poznać przyczynę.
-No...emmm...tak jakby...chyba tak-spojrzała na swoje palce i zaraz ponownie na niego-tak.
-Co w nich było?
Opowiedziała mu całą historie.O wizjach ,koszmarach w nocy i zasłabnięciu.Słuchał uważnie.Chwilę milczał ale w końcu się odezwał.
-Nie sądzisz ,ze ten mężczyzna mógł być twoim ojcem?
-Też nad tym myślałam.Ale dlaczego miałby być w szpitalu?
-Wyrzuty sumienia?
-Nie wiem.Tak samo nie wiem ,o co chodzi z tymi wizjami.Zawsze je mam kiedy wspomnę coś o mamie.Ma to związek z nią.
-Dziwne -przyznał.
Spojrzała na zegarek.Siedzieli już kilka godzin.
-Miałam się pouczyć-powiedziała wstając.
-A ty znowu przy tych książkach.
-Ty też się przygotuj.Masz-podała mu kartkę-to jest plan szkoły.Zajęcia masz wypisane na odwrocie.Postudiuj sobie.
***
-Gdybyś widział jej minę Jake-powiedziała Renesmee-była totalnie zaskoczona.
-Domysłam się-powiedział rozbawiony-kiedy zobaczyła mnie i Seth'a miała niezapomnianą minę.
-A gdybyś widział jak morderczo patrzyła na Jack'a-powiedział Emmet-gdyby jej wzrok mógłby zabijać,chłopak byłby martwy.
-Dosłownie-zaśmiała się Nessie
Szli we trójkę w kierunku uczelni.Renesmee jako jedyna z rodziny do niej chodziła.Jacob odprowadzał często swoją ukochaną a Emmet czasem dochodził do tego spaceru.
-Wiadomo już co z tym Egipcjaninem?-zapytał Jacob.
-Nie-wyjaśnił wampir-ostatnio kiedy o nim słyszeliśmy to było...
-Kiedy Josh chciał ją zaatakować-powiedziała Nessie.-Uratował ją wtedy.
-A na początku chciał ją zabić-powiedział ze wstrętem wampir.
-Rozmawiałaś z Alexandrą o tym?
-Nie,teraz zajmuję się uczniem z wymiany.
-Ale ty chyba nie on?-wskazał Jacob na parking szkolny.
Z samochodu ich przyjaciółki wyszły dwie osoby.Alexandra.Była wyjątkowo uśmiechnięta.Miała na sobie czarne rurki,trampki identycznego koloru ,białą bluzkę i kurtkę ze skory.Jak zwykle włosy ją oplatały dookoła.Zaczęły jej się lekko falować.W prawej ręce miała czarną torebkę i teczkę z papierami.Ale drugą osobą był Benjamin.Rozmawiał z nią.Był w czarnych spodniach,beżowej bluzce i czarnej kurtce.Oczywiście na szyi miał brązowy szalik.Szli koło siebie.Dziewczyna z nim spokojnie rozmawiała.Podała mu jakąś kartkę.
Nessie na ten widok mówię odjęło.
-Widzę ,że wziął naszą sztuczkę-mruknął Emmet.
-Też udaje ucznia?Wiedziałaś o tym?-zapytał Jake.
-Nie.Gdybym wiedziała powiedziałabym wam.Ale on przecież....
-Chciał ją zabić-warknął Jacob
-Ale i uratował ją-spojrzała na niego.-Pogadam z nią.
-I to na pewno,zanim coś jej zrobi.
-My się nim zajmiemy-powiedział Jake patrząc na towarzysza
-Dobra ale najpierw z nią porozmawiam.
***
Alexandra była w sali biologicznej.Pisała właśnie egzamin dotyczący ludzkiego organizmu.Nazwy danych kości,tkanki,mózg , system nerwowy i pokarmowy.Wyuczyła się wszystkiego.Lubiła medycynę ale nie chciała zostać lekarzem.Oddała arkusz i wyszła z sali.Odetchnęła.Całe dwa tygodnie nauki nie poszło na marne.Poszła w kierunku szafek szkolnych.Wyciagneła trening i szła w kierunku sali.Nagle napotkała koleżankę.Renesmee.Była ubrana w czarny sweterek i jeansy.Jej włosy byly rozpuszczone i kilka kosmykow miala na twary.Śpieszyla się.
-O cześć Alex,złapalam cię w końcu-powiedziała.
-Hej-umiechnęła się-jak tam?
-A wszystko w porządku ale musimy pogadać.
-A co teraz robimy?
Zasmiały się cicho.
-Chodzi o tą wymianę.Chodź nie będziemy tu rozmawiać.Jeszcze ktoś nas usłyszy.
-Idziemy do szatni.Ja będe się przebierać a ty mów.Dobrze?
Weszły do pomieszczenia.
-Błagam cię Alex ,nie mów mi ,ze Benjamin jest tym uczniem.
Przyjaciółka spojrzała na nią zaskoczona.Nie wiedziała,ze bedzie tak przejeta tym.
-Jest nim.Ale,dlaczego się tak tym przejmujesz?
-Alex a co jeżeli on cię skrzywdzi?Przecież sama mówiłaś co się stało kiedy go znalazłaś. Chciał cię nam odebrać-powiedziała z troską.
-Ale jest już wszystko w porządku-zaczęła wiązać but-rozmawialiśmy.Naprawdę nie masz się czego bać.Mieszka u mnie już dwa dni i jak widzisz jeszcze żyję.
Spojrzała zaskoczona i przerażona na nastolatką.
-Alexandro Walker czy ty oszalałas?!W każdej chwili może stracić kontrolę.Może cię skrzywdzić.Ja sobie tego nie wybacze,nikt w mojej rodzinie sobie tego nie wybaczy,jak cie zabraknie.
-Nessie-chwyciła ją za ręke i posadziła koło siebie.
-Nie wiesz jaki on był okrutny.Ile ludzi zabił-mowiła z troska do niej.
-Nessie słuchaj mnie uważnie.Wiem o wszystkim.Od kąd tylko mi pomógł z ...-umilkła na chwilę-z Josh'em przychodzi do mnie często.Dużo rozmawialismy.Dwa dni temu, po spotkaniu z twoimi bliskimi poszlam do biblioteki bo miałam odebrać ucznia.Był nim on.-uśmiechnęła się-Sama byłam zaskoczona.Pojechaliśmy do mnie do domu.Uczyłam go jak żyć w naszych czasach.Duzo się nauczył.Wiele też rozmawialiśmy.Powiedział mi wszystko.Dlaczego zostal zamknięty,przez kogo,kiedy.Wszystko wiem.
-Ale wtedy w świątyni,jak się bałaś go...-przerwała na widok miny przyjaciółki.
-A jaki wampir by tak nie zareagował?-uśmiechnęła się by pocieszyć wampirzycę-Słuchaj on mnie za to przeprosił.Dogadujemy się.Nic mi nie jest,naprawdę.
Renesmee patrzyła na przyjaciolkę z mieszanka uczuć.
-Ale jak straci kontrolę,to co?-zapytała po chwili.
-Twierdzi ,że ma tak wyuczoną wolę ,że nie ma z tym problemu.Przecież jest dużo starszy od waszej rodziny.
-No tak.musi mieć samokontrolę.Ale i tak uważaj ,nie wybaczę sobie jeżeli coś ci zrobi.
-Nessie-przytuliły się-nic mi nie będzie.Doceniam to ,że się o mnie boisz.Ale on nic mi nie zrobi.
-W końcu łączy was jeden temat.Egipt.
Alexandra zaśmiała się.
-No tak.Dogadujemy się.Wiem,ze mu nie ufasz,ale zaufaj mnie.
-Dobrze.Ale pamiętaj.Gdyby coś się stalo dzwonisz lub przychodzisz do nas.Adres ci wyśle sms-em.A tak na marginesie.Esme przyjdzie zaraz do ciebie.Chce cię odwiedzić , a w końcu jesteś w lepszym stanie.
-Dlaczego mówisz do swojej babci po imieniu?
-Chcą by mówić po imieniu.Tak samo rodzice.No bo dziwnie to wygląda jak córka jest w wieku rodziców.
-No tak.
-Ty chyba nie idziesz teraz zrobić sobie trening?
-A po co bym się przebierała?
-Z tą ręką?!
-Jest lepiej niż wygląda ,spokojnie.
-Oby Carlisle cie nie widział.
***
-Mówiłam ci ,że ręka zacznie cie boleć-komentowała Renesmee na trybunach.
-Nie boli mnie,ty to sobie dopowiedziałaś.
-Alexa znam cie.Wystarczy,ze spojrze w te śliczne zielone oczka.Wręcz krzyczą.
-Ness-warknęła przyjacielsko.
Odbiła kolejną piłkę.Po sali ciągnął się dźwięk odbijanej piłki.
-I piędziesiąta-wymruczała kładząc się na podłodze.
Patrzyła na sufit i nagle pojawiła się mała twarzyczka.Sercowata twarz z czarnymi włosami i złotymi oczami.Esme.
-Dzień dobry a ty jak zwykle w świetnej formie-uśmiechnęła się.
Dziewczyna wstała.Obie kbiety porwały się w uścisku.
-I jak się czujesz?
-Jakoś leci-poslała jej jeden z szczerych uśmiechów-a u ciebie?
-Nudno jak zwykle.Nie powinnaś przemęczać tej ręki-wskaała na opaskę ortopedyczną-wiesz ,że bardzo mocno została podmiażdżona.
-Mówiłam jej to -wtrąciła się przyjaciółka-ale jak zwykle nie słucha.
-Ty też czasem nie słuchasz Nessie.
Wszystkie się uśmiechnęły.
-W piątek mam mecz ,więc muszę pilnować formy po tym szpitalu.
-Będziemy na nim.Carlisle przerazi się jak zobaczy,że grasz-wyznała starsza wampirzyca.
Dziewczyna zrobiła duze oczy.
-Ale niczego mu nie powiemy do meczu-dodała Nessie.
-Dziękuje-odpowiedziała z ulgą.

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 14 Cenna rozmowa

Po tym jak nauczycielka przedstawiła jej swojego podopiecznego ,nastolatka nie może w to uwierzyć.Właśnie jechała z nim w samochodzie.Od kąd zostawiła ich w bibliotece i po krótkiej rozmowie nie rozmawiali w ogóle.Egipcjanin był z siebie zadowolony i śmiał się z zszokowanej miny dziewczyny.

-Ty chyba obie żartujesz?!-powiedziała zszokowana-to ty?-spytała w bibliotece.
-Tak to ja-odpowiedział ze spokojem-fajna niespodziana czyż nie?
-W co ty się bawisz?-zapytała
-Obiecałaś mi w domu ,że będziesz milsza dla tego ucznia z wymiany-uśmiechnął się łobuzersko.
Dziewczyna nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się.
-Przecież mogłeś przychodzić kiedy chcesz do mnie-powiedziała-nie musiałeś robić czegoś takiego.
-Ale przyznasz ,ze jest ciekawiej.Przy okazji trochę nauczysz mnie trochę o życiu w tym ... eee...dwudziestym pierwszym wieku i oprowadzisz po mieście.
-Przecież mogłeś poprosić-powiedziała uśmiechnięta.
Nie była zła.Śmiała się z tego.Jest trochę zszokowana ale zadowolona,iż to on.
-Wiesz w moich czasach wystarczyłby mój rozkaz, a byś musiała to zrobić.
-Ale nie jesteśmy w twoich czasach tylko w moich-powiedziała krzyżując ręce na piersi-ty nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.To dziwne.
-Co jest dziwne?-zapytał zaciekawiony ze swoim uśmieszkiem.
-Że dostałam pod opiekę wampira-powiedziała ściszonym głosem-myślałam ,że nie potrzebujesz nikogo.Przecież jesteś samo wystarczalny Wielki władco-zaśmiała się.
-Ktoś musi mnie oprowadzić księżniczko i wyjaśnić kilka wynalazków.
-Nie mów do mnie księżniczko,nie jestem jedną z twoich niewolnic z pałacu,ani panią do towarzystwa-powiedziała -wystarczyło poprosić.
Spojrzał na nią z sarkazmem.
-No słucham-pośpieszyła go.
-A co chcesz usłyszeć?החתול שלי ?-zapytał
-Co ty powiedziałeś?-zapytała.Nie znała tego języka.
-Dobrze ,ze nie znasz hebrajskiego-uśmiechnął się tajemniczo.
-A więc słucham.Mów po angielsku.
-P..pro....sze-powiedział z miną jakby się poniżał.
-Słucham?-położyła dłoń przy uchu.Nie mogła się nie uśmiechać.-Wiesz ludzie mają kiepski słuch-zadrwiła.
Spojrzał na nią sarkastycznie.Przypominał zmarudzone dziecko,które chce wrócić do domu ale rodzice chcą jeszcze zostać.
-A więc?-powiedziała
-Pro..sze cię-powiedział.
-Gratuluje ,poprosiłeś mnie o pomoc-uśmiechnęła się.-było tak źle?
-Było okropnie.
-Jesteś dzielny-zażartowała-chodź będę musiała zawieść cię do mojego domu.Bo przecież ,nikogo tu nie znasz i nie widziałeś go-powiedziała ciekawa jak będzie to wszystko wyglądać.
-Jestem bardzo ciekawy jak wygląda mieszkanie nastoletniej amerykanki-pokazał jej jeden ze swoich ironicznych uśmieszków.

Dojechała do swojego domu.Torba podróżna chłopaka była w bagażniku.Wjechała do swojego garażu.Chłopak był widocznie z siebie zadowolony.Alexandra patrzyła na niego z zaskoczeniem.Jak mogła tego nie zauważyć?Jak nie mogła się domyśleć,tego wszystkiego?
-Co mi się tak przyglądasz?-zapytał kiedy wchodzili do jej domu-wiem ,że jestem przystojny ale nie musisz mnie tak obserwować.
Dziewczynie z wrażenia buzia opadła.
-Słyszałeś może o czymś takim jak o skromności?
-W moich stronach coś takiego nie istnieje-powiedział bez żadnych ceregieli i położył się na jej kanapie.
-Znalazł się wielki władca-mruknęła pod nosem wchodząc do kuchni.
-Słyszałem to-usłyszała jego głos-to gdzie wielki władca będzie spał?
-Przecież ty nie śpisz-powiedziała-tego to już się nauczyłam.Wejdź po schodach.Po prawej stronie są dwa pokoje dla gości.Chyba przygotowałam ci ten pierwszy po prawej.
-Szkoda,ze nie ten przed twoim pokojem-zaśmiał się.
Usłyszała podmuch wiatru.Czyli wszedł zobaczyć pokój.Sama nie wiedziała co o tym myśleć.Bała się,że wprowadzi kogoś obcego do domu.Ale ten człowiek byłby niczym w porównaniu Do niego.Miała mieć pod dachem wampira i to przyzwyczajonego do luksusów i rozkazów.Uśmiechnęła się kiedy przypomniała sobie jego minę ,gdy starał się ją poprosić.Jego szare oczy nie były już takie dumne.Skulił się jak bezbronne zwierzę ale poprosił.To będzie niezła zabawa.po nalaniu sobie soku pomarańczowego do szklanki weszła na górę.Zapukała i weszła do pokoju.Co mógł robić?Leżał rozłożony na dużym łóżku.Pokój był w odcieniach beżu i brązu.Przy drzwiach była komoda z ciemnego drewna.Łóżko było przeznaczone dla dwóch osób.Po prawej stronie łózka było okno , a na przeciwko był puchaty dywan,stolik ,telewizor i szafki na ubrania.Był to przytulny pokój.Na półeczkach miała miniaturowe piramidy , sfinksa i kilku bogów.Chłopak patrzył na nie z dziwnym wyrazem na twarzy.
-Podoba się?-zapytała
-Trochę ciasnawy ale może być-spojrzał na nią-aż tak bardzo interesujesz się Egiptem?
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć.Zaczęła się interesować tym krajem ,gdyż lubiła ich legendy o bogach.Potem mama zaczęła jej opowiadać je i o zwyczajach kraju.Miały tam kiedyś pojechać na wakacje.Spojrzała na swoje ręce ,potem na jego twarz.
-Tak jakby-powiedziała zgaszonym głosem-mam nadzieje,że ci się podoba.Mogę pochować te figurki...
-Nie-powiedział szybko-są świetne.Przypominają i o domu.To te z wyjazdu?
Pokiwała twierdząco głową.
-Co ci się w tym podoba?-zapytał siadając na brzegu łóżka ,opierając łokcie na kolanach-W sensie ,co ciekawego jest w mojej kulturze.
Wpatrywał się w nią z wielka natarczywościa.Stała i nie wiedziała co powiedzieć.
-Jako pięciolatka usłyszałam legendę o Ozyrysie i Izydzie-zaczęła-bardzo mi się spodobała i chciałam dowiedzieć się więcej.Zawsze zabierałam książkę mamie z jej pokoju i zaczęłam czytać inne legendy.Umiałam już czytać.Nauczyłam się wcześniej od moich rowieśnikow.W wieku czterech lat nauczyła mnie mama z jakąś kobietą.Nie wiem kim była.Może ciotką , sąsiadką lub po prostu przyajaciółką mojej mamy.Raz zostałam przyłapana.Ale nie byłam wyzywana.Dowiedziałam się więcej od niej.Już nie siedziałam pod biurkiem w kąciku i nie musiałam ukrywać się z książką.Opowiadała mi zwyczaje,legendy.Mówiła wiele o świątyniach,pałacach i rzece Nil.Od małego dzieciaka opowiadano mi o twoim kraju-spojrzała na niego,potem na figurkę Izydy-w wieku dwunastu lat nauczyłam się czytać hieroglify.I obiecałam mamie ,że kiedyś pojedziemy razem tam i zwiedzimy wszystko dokładnie.Ja umiałam czytać to pismo perfekcyjnie,moja mama nie aż tak.Dlatego miałam być tłumaczem-uśmiechnęła się słabo-no i byłam.Sama.-spojrzała na niego-I znalazłam zaginioną świątynie z faraonem który siedzi w tym pokoju.
-Miałyście razem jechać?-zapytał spokojnie już się nie uśmiechał sarkastycznie-ale nie zdążyłaś?
-Miałyśmy jechać pierwszego czerwca-powiedziała-lekarze powiedzieli,ze będzie żyła jeszcze z rok.Cieszyłam się,że chodź spełnię jej marzenie.Ale nie udało się.Zmarła piętnastego maja-jej oczy były szkliste ale nie płakała-szesnaście dni przed wyjazdem.Lekarze pomylili się o kilka miesięcy.Nie spełniłam jej marzenia.
Chłopak patrzył na nią.Nie wiedział co zrobić.Nie chciał jej przypominać o rodzicielce.Wiedział,ze ją to boli.
-Przykro mi-powiedział.
Skarcił się w duchu.Przykro mu i co?Nie może nic więcej powiedzieć czy zrobić.
-Nie potrzebnie -powiedziała uśmiechając się lekko-jest jej dobrze tam gdzie jest.Na pewno.Była dobrym człowiekiem.
-Nie jesteś jeszcze do końca przekonana do mojej rasy,prawda?-zapytał
-W sensie?Bo nie rozumiem-spojrzała niezrozumiale.
-Boisz się jeszcze mnie,mojej rasy.
-Dopiero co się o niej dowiedziałam.Bałabym się wampira-pierwszy raz powiedziała o jego rasie po imieniu-który by mnie skrzywdził lub by chciał.Przykładowo Josh'a.Na początku bałam się ciebie ,wtedy w świątyni.I jak wróciłam tutaj.
-A teraz?-zapytał
-No cóż jeszcze żyje -uśmiechnęła się-ufam ci ,że nic mi nie zrobisz.Możesz myśleć ,że jestem głupia i pewnie tak jest ale ci ufam.
-Naprawdę?
-Ufam ci -powtórzyła.
-Przepraszam z góry za to co zrobię jeżeli się wystraszysz -powiedział szybko.
Dziewczyna nie wiedziała o co mu chodzi.Ale po chwili zrozumiała.Podszedł do niej tak szybko.Poczuła przy swoim policzku jego klatkę piersiową ,a wokół ramion i pleców czuła jego ramiona.On ją objął.Przytulił.Na początku była zaskoczona.Ona go przytuliła raz,jak mu dziękowała.Zawsze tak robiła.Wiedziała,ze dla niego wtedy to było trudne.Przecież się kontroluje by jej nie zaatakować.Od tamtej pory tego nie zrobiła dla dobra jej i jego.Ale skoro on ja przytulił,to oznacza ,ze ona jego również może.Objęła go w tali.Czuła jak ocierał rękoma po jej plecach z największą delikatnością Przymknęła oczy. Było to takie przyjemne uczucie.Jej głowa oparła się o jego pierś.Mimo,że się nie wznosiła i upadała ,dla niej był człowiekiem ,a nie potworem z horrorów.
-Chyba nie musiałem przepraszać-usłyszała jego głos.
-A z jakiej to okazji?-spytała
-Przez ciebie robię się miękki -powiedział-wybacz.Nie chciałem przywoływać ci bolesnych wspomnień.
-Nic się nie stało-spojrzała na niego-naprawdę.Nie przejmuj się.
-Ale jest jeszcze coś-wyznał-jak to powiedzieć?-Uśmiechnął się na zdezorientowaną minę dziewczyny-no to zrobię tak jak nauczyłem się od ciebie.Dziękuje,że chcesz mnie nauczyć jak żyć w tych czasach.
Powiedział to-pomyślała-naprawdę to powiedział.
Jej nogi zaczęły się robić miękkie.
***
Czuł jak nogi dziewczyny się uginają.Szybko ją podtrzymał.Jej mina była nieodgadniona.
-Alexando wszystko w porządku?-zapytał poważnym tonem.
-Tak -powiedziała szybko-ale czy ty się dobrze czujesz?Czy wampiry też chorują?
-Nie.O czym ty mówisz-teraz to od był zdezorientowany.
-Wcześniej,w Egipcie,w szpitalu , w moim domu i dziś w szkole zachowywałeś się jak dumny władca,co oczywiście mnie wkurzało-dodała-Miałeś problem z poproszeniem mnie o pomoc a teraz mnie i przepraszasz i dziękujesz?Na pewno nie chorujecie?
Ten zaśmiał się krótko.
-Masz na mnie zły wpływ-powiedział-już widzę zaskoczenie mojej matki i minę siostry.
-Ja jestem z  tego dumna uśmiechnęła się promiennie-może jest jeszcze dla ciebie szansa.
-Dobrze.Zrób ze mnie mięczaka i daj na pożarcie krokodylom.
-Jesteś okropny
Przytulił ją mocniej.Czul jak jej klatka piersiowa opada i wznosi się.Jej serce bilo w przysypieszonym rytmie.Delikatnie pogładził jej plecy.Przeszedł ją malutki dreszcz,który wyczul dzięki wyostrzonym zmysłom.Delikatnie pogładził jej włosy.Miała opartą głowę o jego pierś.Chyba spodobał mu się ten ludzki zwyczaj.
Ufam ci-przypomniał sobie jej słowa-ja tobie też.
Zaczynasz mięknąć ,co by pomyśleli o tobie w pałacu?-usłyszał złośliwy głosik w głowie-tak nie zachowuje się prawdziwy władca.
Ale ja już nie jestem władcą.To nie mój dom.Ona nie żyje , a dzięki Alexandrze wszystko się ułoży-pomyślał-ona mnie wszystkiego nauczy.
***
-Nie-powiedziała-w zmywarce nie chowa się ubrań.To robisz w pralce.Pralka jest w łazience.W niej pierze się ubrania.Natomiast zmywarka jest od naczyń.Misek,kubków i innych.Ona jest w kuchni.Rozumiesz?Więc nie waż mi się wrzucać ciuchów do zmywarki-uśmiechnęła się i włożyła naczynia do urządzenia.
-A dlaczego nie można wrzucić wszystkiego do jednego?-opierał się o blat stołu w kuchni.
-Bo nie-spojrzała
-Dobrze-podniósł ręce w geście obrony.
-Możesz mi coś powiedzieć?
Pokiwał głową.
-Skoro wampiry są takie ,jak to nazwać,idealne to szybciej się uczycie od ludzi?
-Moze nie jesteśmy idealni,chodź ja jestem -znów posłał jej idealny uśmiech-taj uczymy się szybciej.Przykładowo.Ten regał jest w nich 58 książek z fantastyki.Przeczytałbym je w mgnieniu oka i opowiedział je.
-A ja je wszystkie przeczytałam w dwa i pół  miesiąca -powiedziała z podziwem.
Usłyszała jego melodyjny śmiech.
Spojrzała na niego i wpadła na genialny pomysł.Uśmiechnęła się cwanie.On spojrzał na nią z dziwną miną.
-Znam tą minę-powiedział
-Chodź za mną-poszła w kierunku salonu-usiądź na kanapie.-Zrobił to.
Podeszła do szafy.Wyciągnęła z szuflady swój biały laptop firmy apple.Dostała go za zrealizowanie projektu.
-Laptop?-usłyszała jego niepewny głos.
-Tak-uśmiechnęła się -skąd wiesz?
-Słyszałem kiedy bylem u ciebie na uczelni-wyjaśnił-w bibliotece.
-A wiesz do czego on jest?Jaką pełni funkcję?
Przecząco pokiwał głową.
-Jest to coś w rodzaju księgi-wyjaśniła i włączyła sprzęt-wpisujesz w wyszukiwarce informację jakich szukasz.Patrz-wskazała myszką na internet-pokazała ci się wyszukiwarka google.Wpisujesz w ten pasek informację których szukasz i znajdujesz je.Naciśnij enter-wskazała na klawisz-jak skończysz pisać.A jeżeli czegoś nie możesz znaleźć to inaczej to sformułuj.Jakieś pytania?
Chłopak patrzył na to niepewnie.
-Może lepiej mi to pokażesz-powiedział
-Daj rękę-wzięła jego dłoń położyła na myszce i trzymała ją-matko jaki ty jesteś zimny.
-Nie przesadzaj-uśmiechnął się szeroko-nie jest tak źle.
-Dobra wróćmy do laptopa-spojrzała na ekran-przesuwamy ,widzisz,naciskasz lewy przycisk myszy i wpisujesz polecenia.Na przykład-zaczęła wpisywać-legendy w starożytnym Egipcie-usłyszała jego śmiech-nic lepszego nie przyszło mi do głowy.Widzisz naciskasz i proszę mas wszystkie legendy.Rozumiesz o co chodzi?
-Oczywiście החתול שלי  uśmiechnął się z wyższością.
-Możesz mówić po angielsku?-wstała i szła w kierunku schodów.
-Może nauczę cię hebrajskiego.
-Może-ziewnęła-do zobaczenia rano.
***
Po długim i ciepłym prysznicu wróciła do swojej sypialni.Zanurzyła się w białym materacu.Zielona pościel otulała ją do snu.Wzięła telefon.Dochodziła północ.Zobaczyła na pulpicie ekranu ,ze ma tłumacz .Słowa które Benjamin mówił wpisała w aplikacje. Pokazało się  jej się jakieś słowo o tym brzmieniu co napisała.Po hebrajsku było napisane החתול שלי ,a w tabelce obok było tłumaczenie na angielski.Te hebrajskie słowa opisywały wręcz jego osobowość.Znaczyły ,,mój kotku''.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 13 Kłopotliwy uczeń

Siedziała w swoim pokoju i czytała książkę Christiana Jacq ,,Tutanchamon ostatni sekret''. Była to piękna opowieść pełna akcji i wątków romantycznych o historii sławnego prawnika Walkera i Egipcjanki Atei. Kiedy czytała nazwisko śmiała się, dziwnie czytać o bohaterze, który ma to samo nazwisko. Przeczytała ostatnia kartkę historii. Położyła delikatnie książkę na półce nocnej. Przeciągnęła się jak kotka. Ręka ją mniej bolała i zmieniła barwę przybliżoną do jej skóry. Do jej porcelanowej barwy. Leżała zmęczona na łóżku. Nie zamierzała jeszcze iść spać. Była sobota w południe. Zadania domowe odrobiła. Musiała sprzątnąć w salonie. Zeszła wolnym krokiem ze schodów. Wrzuciła brudne naczynia do zlewu i zaczęła je zmywać. Ziewała i ziewała. W tym tygodniu dzień w dzień nie spała do trzeciej nad ranem, gdyż uczyła się do egzaminów. Po sprzątnięciu kuchni, zaczęła ogarniać salon. Odkurzyła, przetarła kurze, poukładała ramki ze zdjęciami. Już nie było tam wizerunków jej i Josh'a. W pudłach znalazła zdjęcia jej mamy i Esme, jej z Emmetem, Jacobem, Seth'em na jej dwunastych urodzinach, Edwarda i Belli, Alice i Jaspera, Renesmee, Rosalie i jej. Były też zdjęcia z Jack'iem, ale głównie jej ze swoją matką. Zatrzymała się na zdjęciu Gabrieli. Przykro jej było, że rodzicielki tu nie ma, lecz nie będzie się nad sobą użalać. Kiedy skończyła porządki w domu, w kuchni znalazła starą bułkę, więc weszła do ogrodu i rozkruszone pieczywo włożyła do karmnika dla ptaków. Spojrzała w las. Zobaczyła, że na skraju znów jest ten ptak, który widziała w czasie treningu. Miał śliczne brązowe piórka i ciemny dziób. Jego czarne oczka były skierowane w jej stronę, lecz po chwili schował się za krzewami i straciła go z oczu. Odwróciła się i chciała wrócić do domu, ale
świat nagle zawirował. Zobaczyła wokół siebie jakieś posągi. Przypominały anioły o zimnych twarzach, następnie dostrzegła swój dom, kiedy miała pięć lat. Powietrza było tak mało, że zaczęła dyszeć. Zobaczyła swoją matkę, jak wkłada jej medalion na szyję i mówi ,,On zawsze Cię ochronie kochanie, nie ściągaj go zbyt często, ale lepiej będzie, jak nigdy go nie ściągniesz''. Następnie zobaczyła scenę sprzed czterech miesięcy. Jej mama wychudzona i wyniszczona przez chorobę leżała na kanapie, a Alexandra grała na fortepianie. Następnie matka w szpitalu.
O nie - pomyślała - nie chce drugi raz widzieć jej śmierci.
Zobaczyła coś czego się nie spodziewała. Jakiś mężczyzna przyszedł do jej matki. Rozmawiali. Widziała, że mężczyzna miał proste, krótkie, brązowe włosy. Mógł mieć z 40 lat. Płakał. Miał pełno łez na policzkach. Słyszała pojedyncze słowa mamy:
- Musisz to zrobić... ona nie może o niczym wiedzieć... chroniłam ją... nie chce, byś ją zabrał...nie wychowywałeś jej.... jest niewinna... zostawcie ją... uciekałam z nią, by jej nie dostali... a ty... zostaw...
Nagle mężczyzna zniknął i pojawiła się ta sama scena tylko, że była tam ona. Ściskała jej dłoń, kiedy serce jej matki przestało bić. Płakała. Teraz poczuła, że łzy lecą po jej policzku. Nagle poczuła ostry ból w piersi. Chwyciła klatkę piersiową i zabrakło jej tchu. Zamknęła oczy. Czuła, że upada.
***
Benjamin siedział na drzewie. Zastanawiał się, dlaczego dziewczyna stoi w bezruchu odwrócona do niego plecami. Wiedział, że nie wie nic o jego obecności. Ale dlaczego tak długo stoi? Zeskoczył z drzewa i usłyszał łamanie gałęzi pod stopą, a dziewczyna nie zareagowała. Słyszał jej przyspieszony oddech. Zaczęła się dusić i zgięła się w pół. Kiedy zaczęła upadać, szybko do niej podszedł i złapał. Była blada, a pod oczami miała sińce. Nie sypiała, wiedział o tym. Kiedy przychodził wieczorami, albo przesypiała przy książce, albo uczyła się. Była taka bezwładna.
- Alexandra! - powiedział głośno i starał się ją obudzić.
Dziewczyna była nieruchoma.
***
- Alexandra! - krzyczał głos.
Słyszała melodyjny krzyk. Był taki piękny. Mogłaby słuchać go godzinami, a nawet dniami. Oddychała już, chodź dyszała. Nagle przypomniała sobie wizję i otworzyła szeroko oczy. Rozejrzała się. Była w swoim pokoju okryta kocem, cała rozgrzana. Zorientowała się, że leży w czyiś ramionach. Ten ktoś był dobrze zbudowany i chłodny. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem. Zobaczyła Benjamin, który obejmował ją, a jego twarz wyrażała troskę i dezorientację. Było jej tak ciepło. Delikatnie zaczęła zrzucać z siebie koc, ale on jej na to nie pozwolił.
- Jest mi za ciepło - powiedziała głosem bliskim szeptu.
- Jesteś cała osłabiona i lodowata. Masz obniżoną temperaturę - spojrzał na nią poważnie - co się stało?
Dziewczyna znów widziała te obrazy. Przypomniała sobie wizje i nie miała pojęcia co się stało.
- Nie wiem - odpowiedziała krótko.
- Widziałaś coś? Twój wzrok był zamglony i nieobecny kiedy upadałaś.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała mu mówić o wizji.
- Niczego nie widziałam - skłamała gładko - zrobiło mi się duszno i zemdlałam to wszystko. A zmęczona jestem to fakt, ale to tylko przez to, że uczę się do egzaminów.
- Ty jak zwykle musisz się kłócić. Myślisz, że mnie oszukasz? Co widziałaś?
Spojrzała na niego błagalnie.
- Niczego nie widziałam - powiedziała.
- Niech ci będzie - powiedział niezbyt przekonany - jak się czujesz?
- Bywało lepiej - jej oczy się zamykały, ale gwałtownie je otwierała.
- Prześpij się. Jak będziesz wyglądała przed tą wymianą,co? Ten nowy uczeń się przestraszy tych sińców pod oczami.
- Skąd wiesz o wymianie - zapytała zaskoczona.
- Wiesz dobrze, że oglądam sobie twoje życie. Nie bądź zaskoczona.
- Ale ja cię w ogóle nie widzę i nie podoba mi się to, że ciągle za mną łazisz.
- Widziałaś mnie wiele razy. Jak byłaś w bibliotece, na sali gimnastycznej, wcześniej na zajęciach i dziś przed ogrodem.
- Zamieniasz się w ptaka? - powiedziała zaskoczona.
- To wynalazek z moich czasów. Widzisz ten pierścień? - pokazał jej na kciuku pierścień podobny do obrączki - ich już nie ma. Były dwa, miałem go ja i moja wredna siostrunia Kleopatra. Jej został zniszczony, ale ja zachowałem swój. Każdy wampir marzy o takim cacku - uśmiechnął się łobuzersko, przez co wyglądał jak młody bóg - przemieniam się kiedy tylko zechce. 
- Fajnie - powiedziała wykończona.
- Może i tak ale lepiej się prześpij. Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak - ziewnęła słodko. Zawsze uroczo wyglądała, kiedy tak robiła.
- Ziewasz jak mały kociak - Przycisnął ją do siebie - śpij.
Jej oczy się zamykały, ale chciała jeszcze o coś go poprosić.
- Benjamin? - mruknęła cicho.
- Tak? - spojrzał na nią.
- Opowiesz mi legendę o Izydzie i Ozyrysie?
- I bez niej zaśniesz - zaśmiał się cicho - śpij. Opowiem ci wszystko, jak się obudzisz.
Oparła głowę o jego ramię. Była szczelnie kryta kocem. Przeszedł nią dreszcz. Wampir wyczuł to i szczelniej ją objął. Było jej tak przyjemnie i ciepło. Miała zamknięte oczy, odpływała w krainę snu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był dotyk jego dłoni na jej policzku.
***
Benjamin trzymał drobną nastolatkę w ramionach. Zasnęła. Delikatnie pogładził jej policzek. Kiedy spała wyglądała tak spokojnie. Tylko w objęciach Morfeusza była spokojna. Też chciałby się zatopić w poduszkę i zasnąć. Przypomnieć sobie jak to jest być człowiekiem. Ale i tak podobało mu się bycie wampirem. Był silny i niezniszczalny. Ludzie są tacy delikatni, a on wręcz przeciwnie. Jego rasa mu się podoba. Lubił ryzyko. Nigdy nie poznał tak blisko ludzi. Alexandra jest pierwszym człowiekiem, którego poznał. Dzięki niej zaczął poznawać ich i ich uczucia. A on sam w sobie zaczął powoli zdejmować pancerz chłodu. Alexandra pokazała mu co to troska, żal, rozpacz, szczęście i ambicje. Nigdy by nie przypuszczał, że dziewczyna tak ciężko pracuje na treningach. Przyznał jest strasznie uparta, ale jemu się to bardzo podoba. Zawsze się o coś wykłóca i uśmiecha się. Ostatnio miała może gorszy humor, gdyż straciła najważniejszą jej osobę w życiu, swoją matkę. Następnie dowiedziała się o Joshu. Faraon jest naprawdę pod wrażeniem, że dziewczyna jeszcze nie zwariowała, ale niepokoił go jeden fakt. Czy aby na pewno dziewczyna jest człowiekiem? Wiedział, że stracenie przytomności i duszność nastolatki to nie skutki przemęczenia. Znał inne rodzaje. Dziewczyna musiała mieć wizję, tylko nie był wszystkiego pewny. A to rzadko się zdarzało.
***
Czuła ciepło. Leżała na czymś miękkim. Gdzie była i co robiła? Jej oczy nie chciały się otworzyć, było jej tak wygodnie. Nagle przypomniała sobie co się wydarzyło. Znów miała wizję i to dziwną. Pamiętała sceny z dzieciństwa, ale zastanawiała się kim mógł być ten mężczyzna? Przed czym mama ją chroniła? Przed czym uciekały? Teraz rozumiała, dlaczego często się przeprowadzały. Raz mieszkały w Sydney, w Nowym Jorku, Forks, Houston, Londynie, a po śmierci matki chciała się ustatkować i zamieszkała w New Pol. Przypomniało jej się o Benjaminie. Znalazł ją i coś podejrzewał. Nie chciała nikomu mówić o tych dziwnych przewidzeniach. Pewnie była zmęczona i przypominała sobie czas spędzony z rodzicielką. Był z nią, kiedy zasypiała. Zatroszczył się o nią. Może śmiesznie to brzmi, mówić tak o Egipcjaninie, który na początku chciał ją zabić. Otworzyła swoje zielone oczy. Leżała w swoim pokoju, okryta kołdrą. Była sama. Spojrzała na swój zegarek na stoliczku. Pokazywał godzinę i datę. Kiedy zobaczyła wyświetlacz, wystrzeliła z łóżka jak z procy. Była 5:30 w poniedziałek. Nastolatka o 8:30 miała być na uczelni. Dziś miała odebrać ucznia zza granicy. Szybko wstała, posprzątała w pokoju i poszła pod prysznic. Ciepłe krople spływały po jej drobnym ciele. Nie lubiła swojej sylwetki. Jako trenująca siatkarka dużo czasu spędziła na siłowni, stadionie lekkoatletycznym i sali gimnastycznej. Ale nie było tego widać. Jedynym plusem było to, że przeciwnik myślał, iż jest czarną owcą w zespole, a ona zawsze zaskakiwała. Szybko ubrała beżowe spodnie, wiązane buty na korku, przypominające trampki, białą bokserkę i narzutkę (coś pod rodzaj sweterka nie zapinanego) identycznego koloru co spodnie. Rozczesała włosy i zeszła na dół. Zjadła śniadanie i spakowała torbę. Przygotowała pokój dla nowego ucznia. Kiedy wróciła no dół, rzuciła się na kanapę. Miała jeszcze 40 minut do wyjścia. Wstała i weszła do łazienki. Zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Rany! Egipcjanin miał rację. Pod jej oczami były fioletowe sińce. Wyciągnęła kosmetyki i nałożyła trochę korektoru i pudru.
- To nie halloween, Jack musisz mi wybaczyć, ale nie chce straszyć w szkole - mruknęła do siebie.
Kiedyś dyskutowała z Jack'iem. Twierdził, że ładnie jej bez makijażu. Dziewczyna rzadko się malowała, a kiedy była niezadowolony z tego faktu przyjaciel mówił teksty typu ,,Po co takiej ślicznotce tapeta?'' lub ,,Może tą tapetę włożysz na ścianę?''. Żeby unikać suchych tekstów chłopaka, kompletnie przestała się malować i dobrze jej z tym było. Kiedy odkładała kosmetyki do szafki, zobaczyła kątem oka czyjeś odbicie w lustrze. Odwróciła się i zobaczyła Benjamina. Patrzył na nią zdezorientowany i... szczerze mówiąc ogłupiony.
- Hej - powiedziała, a kiedy dalej tak na nią patrzył spytała - co?
- Co ty nałożyłaś na twarz? - spytał zaskoczony.
Przecież nie wiedział jeszcze o kosmetykach. Biedaczysko, musiała mu wszystko wyjaśnić.
- Kosmetyki, są po to, żeby dziewczyny wyglądały ładniej - powiedziała. 
- Moim zdaniem są po to, by oszukiwać. Chowasz swoje zmęczenie.
- No maluje się tylko wtedy, kiedy mam sińce. Żeby nikt niczego nie podejrzewał.
- Rozumiem, a jak się czujesz? Już lepiej?
- Tak, nie licząc tego, że przespałam pół soboty i całą niedziele jest dobrze - uśmiechnęła się porozumiewawczo- dziękuje, że byłeś niedaleko i mi pomogłeś - wyznała, kiedy wstawała i zamykała szafkę.
- Nie ma sprawy, ale powiedz mi jedno, ty coś widziałaś, prawda? - w jego głosie było słychać (w co sama nie uwierzyła) troskę.
Odwróciła się do niego zszokowana.
- Alexandra? - spytał zaniepokojony, ale nadal wyglądał pewnie i stanowczo. Tak jak na władce przystało.
Dziewczyna otwarła usta, następnie zamknęła je i otwarła. Była zaskoczona tak wielką zmianą.
- Wszystko w porządku? - zrobił kilka kroków.
- T... tak - powiedziała - ale ty... czy ty się przejąłeś tym?
- Chyba - wydawał się zaskoczony swoją odpowiedzią.
- Naprawdę nic mi nie jest - powiedziała - raczej powinnam się zapytać, czy wszystko z tobą w porządku?
- U mnie jak najlepiej. Niedawno jadłem, więc... - uśmiechnął się zaczepnie - śmiesznie wyglądasz, jak spanikowana biegasz po domu i szykujesz się do wyjścia.
Oboje parskneli śmiechem.
- Gdzie byłeś? Nie widziałam cię. Znowu przemiana w ptaka? - zapytała, wychodząc z łazienki - chodź do salonu.
Została sama z podmuchem wiatru. Kiedy zeszła do salonu, siedział rozłożony na jej kanapie. Widać, że miał być królem.
- Nie, siedziałem sobie na kanapie, a ty nawet mnie nie zauważyłaś.
- Poważnie? - zapytała rozbawiona - no to miałeś niezły ubaw.
- A żebyś wiedziała. W pałacu tak nigdy nie było.
Uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek.
- Muszę już jechać. Trzeba wjechać do sklepu i na uczelnie.
- Rozumiem, powodzenia z uczniem z wymiany - uśmiechnął się tajemniczo.
- Tylko mi go nie gnęb.
Jego szare oczy patrzyły na nią z blaskiem rozbawienia i tajemniczności.
- Postaram się, a ty bądź dla niego miła.
- Co tylko rozkażesz Wielki Panie i Władco - ukłoniła się drwiąco - będę milsza.
- Bądź milsza dla niego, bardziej niż dla mnie - powiedział uśmiechnięty i przemienił się w ptaka. Wyleciał przez drzwi. Dziewczyna otworzyła swój garaż i wyjechała z niego swoim samochodem.
***
Szła korytarzem z nauczycielką, była lekko poddenerwowana. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że oszalała. Ona ma wpuścić do swojego ukochanego domu obcego człowieka, który ma u niej zamieszkać. Nie dosyć tego, to jeszcze Egipcjanin wpada do niej.
To będzie ciężki czas - pomyślała - ale co to za życie bez ryzyka?
Nauczycielka wybudziła ją z rozmyśleń.
- Pan Sadat Ben Yamin jest już w bibliotece. W zeszłym tygodniu zamieszkał w naszym mieście. Niestety twierdzi, że dom jest w trakcie remontu i zamieszka u ciebie na czas wymiany, tak jak wcześniej ci mówiłam. Będziesz chodziła na swoje zajęcia, a on na swoje. Dla poznania się, oboje będziecie mieli dwa dni zwolnienia z zajęć. Jakieś pytania?
- Tak jedno - powiedziała zamyślona dziewczyna - w piątek mam ważny mecz siatkówki i czy Sadat będzie na nim czy na tych zajęciach?
- Myśleliśmy o tym, większość uczniów będzie na tym meczu, a tak naprawdę to wszyscy. Stwierdziliśmy na zebraniu rady pedagogicznej, że dobrze będzie jak goście, będą na nim. Pokażemy poziom i ambicje drużyny szkolnej.
Pokiwała głową, miały wejść do biblioteki, ale telefon jej zadzwonił. Nie zdążyła nic powiedzieć, a nauczycielka wyznała.
- Odbierz, jak skończysz rozmowę, przyjdź do biblioteki. Mamy jeszcze dwadzieścia minut na przyjazd ucznia. Może spotkasz Jack'a - uśmiechnęła się - widziałam jak szedł na zewnątrz.
- Dobrze, dziękuje.
Odeszła od drzwi i odebrała. Dzwonił Jack.
- Cześć, jestem w szkole, już do ciebie idę - powiedziała.
- Jestem w szkolnym ogrodzie. Chodź szybko, bo mam małe kłopoty.
- Coś ty znowu zarobił?! Jesteś cały?
- Tak, ale nie na długo, możesz przyjść?Jestem w tym labiryncie z krzewów.
- Już idę - i szybko wyszła ze szkoły.
***
Ominęła drzewa i krzewy z kwiatami. Zeszła schodkami w dół i weszła do labiryntu. Ściany z krzewów miały z cztery metrów. Lubiła ten ogród, kiedy było ciepło uczniowie biegali i gubili się w nim, a po kilku minutach wychodzili. Alexandra znała go na pamięć. Zawsze tu chowała się przed przyjacielem i robiła mu psikusy. Ale teraz nie było jej do śmiechu, jej przyjaciel miał kłopoty. Szła i skręciła w lewo. Zobaczyła na ziemi ulubiony breloczek Jack'a z klubem piłki nożnej ich szkoły. Skoro tu leży musi mieć duże kłopoty. Usłyszała jakiś trzask.
- Jack - powiedziała głośno,lecz nie krzyczała.
Szła dalej.
- Co ty znowu wykombinowałeś - mruknęła do siebie.
Doszła do środka labiryntu. Po środku wolnej przestrzeni, było wielkie drzewo. Ale zobaczyła, że pod nim siedzi przyjaciel. Widziała tylko kawałek jego ramienia i włosów. Ulżyło jej, że jest cały.
- Do jasnej cholery Jack - zawołała i szła w jego kierunku  -ja cię kiedyś uduszę. W co znowu się wpakowałeś?!
Podeszła do niego. Przyjaciel spojrzał na nią. Kiedy zobaczyła jego twarz, cofnęła się. On dusił się ze śmiechu. Powstrzymywał się, by nie wybuchnąć. Zaraz to chyba nie jakiś żart?
- Zabije cię - powiedziała - w jaki kawał wpadłam?
- Uważaj - powiedział.
- Co? - zapytała.
- Uważaj, bo za tobą... - ale nie zdążył dokończyć.
Dziewczyna poczuła, że ktoś ją łapie w tali. Chciała się odwrócić, ale nie zdążyła. Ktoś mocno ją trzymał.
- To naprawdę ona Jack? - zapytała postać.
- Tak.
- Jack lepiej mi powiedz o co tu chodzi, bo normalnie cie zabije? - powiedziała przez zęby zła do przyjaciela.
- Rzeczywiście nic się nie zmieniła - zaśmiała się osoba za nią.
- Zaraz - powiedziała zamyślona - odwróciła głowę - Emmet zaraz cię rozszarpie, ty gburowaty osiłku - powiedziała do niego tak samo jak była dzieckiem.
- No nareszcie rozpoznała mnie - zaśmiał się i puścił ją.
Dziewczyna się odwróciła do niego. Nic się nie zmienił. Nadal był tak mocno zbudowany, wysoki, miał ciemne włosy, jasny kolor skóry i złote oczy. Szybko porwali się w objęcia.
- Jak ty wyrosłaś! - podniósł ją bez problemów - ale charakterek ci został.
- A ty jak zwykle pakujesz - zaśmiała się.
- Zaraz będę o nią zazdrosna - usłyszała głos.
Emmet ją puścił i zobaczyła swoją przyjaciółkę Rosalie. Uśmiechnęła się do niej. Obie mocno się przytuliły.
- Ty jak zwykle ślicznotka - powiedziała Alexandra.
- A ty jak zwykle wyzywasz swojego przyjaciela - zażartowała.
- A o nas jak zwykle zapomniała - usłyszała czyjeś mruknięcie.
Zobaczyła Alice, Jaspera, Belle i Edwarda. Przywitała ich. Wszyscy mówili, że wyrosła i charakterek jej się nie zmienił. Rozmawiała przez dłuższą chwilę z nimi i doszła do nich Renesmee.
- Alexa - zawołała, widać, że się śpieszyła. Zobaczyła swoich bliskich - o cześć - po czym zwróciła się do przyjaciółki - już wiem czemu się nie ma. Zaraz masz być w bibliotece.
- Już lecę - pożegnała się z przyjaciółmi i zwróciła się do Jack'a - a ty się nie szczerz, bo i tak oberwiesz.
- Współczuje Jack - powiedziała Rose.
Nastolatka pobiegła do szkoły z Nessie.
***
Stanęła przed biblioteką. Spóźniła się dokładnie minutkę. Weszła.
- Przepraszam za spóźnienie, miałam mały kłopot z kolegą - odwróciła się do nauczycielki - ale już jestem.
- Znakomicie - powiedziała - Benjaminie, oto twój opiekun.
Nastolatka patrzyła na nauczycielke zdezorientowana.
Benjaminie? - pomyślała.
Spojrzała na chłopaka. Od razu mogła się domyślić.
Sadat Ben Yamin - pomyślała- przecież po egipsku Ben Yamin to Benjamin, Sadat to nazwisko, matko...
Chłopak był dobrze zbudowany. Kolor jego skóry był miedziany. Miał na sobie czarne spodnie i bluzkę identycznego koloru, szarawą kurtkę oraz szalik. Jego szare oczy wpatrywały się w nastolatkę. Oczywiście na twarzy miał swój ironiczny uśmiech. Nauczycielka zobaczyła jej zaskoczenie bo zapytała:
- Wy się znacie?
Dziewczyna zapomniała języka w buzi, więc chłopak ją wyręczył.
- Tak, spotkaliśmy się, kiedy była na projekcie. Chwile rozmawialiśmy - podszedł do niej i podał jej rękę, mówiąc - miło cię znów widzieć Alexandro.
No to zapowiada się ciekawie - pomyślała.
- Miło cię znów widzieć - powiedziała - mam nadzieję, że pobyt ci się spodoba w naszym miecie.
- Na pewno - znów się uśmiechnął i zwrócił się do nauczycielki -dziękuję, że przydzieliła mi pani Alexandrę. Sądzę, że będziemy mogli dobrze współpracować.
- Znakomicie - wyznała zadowolona nauczycielka - ja was tu zostawię, do zobaczenia.
- Do widzenia - powiedzieli oboje.
Nauczycielka wyszła, zostali tylko oni.


Koniec:) Zajmij się skarbie błędami :)