Translate

piątek, 24 kwietnia 2015

Epilog

Poczuła błogość. Dlaczego? Zaraz nastąpi ból. Dlaczego tak sądziła? Bo zawsze nadchodził? Bo dużo go doświadcza? Bo zawsze był obecny w jej życiu?
Otworzyła oczy. Leżała w jakimś łóżku w niewielkim pokoiku. Gdzie była? Zauważyła, że zamiast ściany, widzi plażę. Znała ten widok. Widziała go z sypialni na wyjeździe z Benjaminem. Właśnie! Gdzie on jest? Przeżył? Czy cierpi? Usiadła na łóżku. Spojrzała na siebie. Dlaczego ma założoną
białą sukienkę? Gdzie była? Nie poznawała tego pokoju. Wstała. Nogi miała trochę chwiejne ale doszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i wyszła na niewielki korytarzyk. Była w domu, gdzie spędziła tydzień z Benjaminem, tylko w pokoju obok ich sypialni. Była tu na wakacjach z nim. Spędzili tu takie radosne chwile. Zaczęła iść w kierunku salonu. Trzymała się ściany, by na wszelki wypadek nie upaść. Usłyszała rozmowę. Głosy. Weszła do salonu. Byli tam wszyscy Cullenowie, Jack, Cleo, Isisa, Astera, Rafael i Jacob. Po jej ujrzeniu Astera do niej przyszła o objęła tak, by nie upadła, a przy okazji wyściskała ją.
-Kochanie, obudziłaś się- zaczęła płakać. –Jak dobrze.
-Alex- podszedł do nich Jack.
-Co się stało?- zapytała. –Ciociu nie płacz.
-Spokojnie, jesteś zdezorientowana- powiedział Carlisle. –Wiesz, gdzie jesteś?
-Byłam tu z Benjaminem. Na jego urodziny i na nowy rok- powiedziała rozglądając się. Jak się tu znalazła?
-Wszystko z nią dobrze. Pamięta wszystko- powiedziała wzruszona Esme.
-Co się stało? Gdzie Benjamin?- zapytała. Chciała go najszybciej zobaczyć.
-Jeszcze śpi. Skoro ty się obudziłaś, on niedługo również powinien- powiedział lekarz.
-Śpi?- zapytała zdezorientowana. –On nie sypia. Chyba nie…- zaczęła się bać, że znowu jest w śpiączce.
-Wszystko z nim dobrze. Przeżyliście przemiany. Spokojnie, usiądź. Wszystko ci wyjaśnimy.
Jack chwycił ją za rękę i usiadł z nią na kanapie.
-Co się stało?- zapytała ponownie.
-By uratować Benjamina musiałaś wyrzec się swojego pochodzenia. Tym przestałaś być zaklętą. Nie jesteś już singularis.
-To czym jestem?- zapytała zaniepokojona.
-Kim- poprawił ją. –Alexandro, jesteś człowiekiem.
Człowiekiem?!
-Przez przemianę zmieniłaś wygląd. Nie wyglądasz już jak zaklęta. Nie masz cech po zaklętej i pół wampirze- powiedział spokojnie.
-Alex, spójrz- podał jej coś w kształcie szczotki do włosów. –Jesteś gotowa?- zapytał. –Zobacz swoje odbicie.
Lusterko. Chwyciła za rączkę i spojrzała na dziewczynę w odbiciu. To… to była ona?
Długie brązowe włosy w lekko ciemniejszym odcieniu brązu. Lokowały się bardziej niż kiedyś. Oczy nadal zielone ale tak naturalnie, ale jej skóra? Miała ją w kolorze kości słoniowej. A teraz? Jej cera była śniada. Nie była biała. Delikatnie dotknęła swojego policzka. Czy to naprawdę ona? Tak wygląda bez mocy? Spojrzała na ramię. Znamię singularis zniknęła. Ponownie wróciła do lusterka. Nie jest singularis.
-Wyglądam jak mama- powiedziała.
Wszyscy promiennie się uśmiechnęli.
-Tak teraz wyglądasz, kochanie. Jesteś tak samo piękna jak ona- powiedziała Astera.
Niedowierzała. Naprawdę to ona?
-A Benjamin? Co z nim?- zapytała. Nie obchodził ją wygląd, choć była nim oszołomiona.
-Alexandro, poprzez wyrzeczenie się nieśmiertelności, całego wampiryzmu przemienił się.
-Jest… czy on jest….- nie mogła dokończyć.
-Tak kochanie- odezwała się Isisa. –Benjamin jest człowiekiem.
Czuła jak krew odpływa z jej ciała. Benjamin człowiekiem? On nienawidził ludzi. Nigdy nie chciał nim zostać. Jak on zareaguje? Czy znienawidzi ją za to? Co będzie dalej?
-Kochanie spokojnie- uspokoiła ją jego matka. –Nic mu nie będzie. Niedługo się obudzi. Powinnaś przy nim być. Może być zdezorientowany i przerażony. Nie był nim od wielu wieków.
-Ale musisz coś zjeść. Długo leżałaś i musisz coś zjeść. Dziecko może być w złym stanie jeżeli będzie przejmowało tylko kroplówki- powiedziała Esme.
-A maleństwo?- zapytała patrząc na swój brzuch, na którym położyła dłoń.
-Jest zdrowe. Ciąża nadal będzie trwać sześć miesięcy, jak za czasu kiedy byłaś zaklętą.
-Jak długo spałam?- zapytała.
-Tydzień- powiedział.
-A co z …
-Rada została zatrzymana przez Volturich. Amun nie żyje. Jane się nim zajęła i inni. Aro jest wam wdzięczny za kontakt. Chciał zostać i osobiście ci podziękować, ale musiał wracać do Włoch. Liczy, że zostanie zaproszony na wasz ślub.
-Czyli to koniec?- zapytała niedowierzając.
-Tak Alex- uśmiechnęła się do niej Nessie. –Już koniec. Nie ma ich.
Poczuła jak Jack kładzie jej na ramię swoją dłoń. Od razu się do niego przytuliła. Usłyszała jak inni się śmieją. Rada nie istnieje. Są wolni. Wszyscy żyją.
***
Trzymała jego dłoń w swoich. Leżał tak spokojnie. On również wyglądał inaczej. Jego cera stała się ciemniejsza. Wcześniej był w złocistej karnacji, teraz jest ciemna, ciemnomiedziana. Taka, jaką miał tysiące lat temu. Włosy stały się jeszcze ciemniejsze. Kruczoczarne. Jego wyrzeźbiona klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół. Oddychał. Naprawdę był człowiekiem. Ale…
Jak on zareaguje? Kochał swój wampiryzm. Dlaczego on go oddał? Bez niego czuł się bezbronny. Co mu powie? Jak mu to wyzna?
Jest tyle spraw. Oni wrócili do prawdziwych postaci, rada nie istnieje, wszyscy są cali i bezpieczni. Czy nie ma w tym haczyka?
Spojrzała przez lustro weneckie. Plaża, piasek, woda, słońce. To tam spędzała z nim dużo czasu. Pływali, leżeli na brzegu, śmiali się i obejmowali w wodzie. Wtedy był to ich wspólny przełom. Czy teraz tak będzie? Będą mogli beztrosko żyć? Po tym wszystkim, mają taką szansę? A jeżeli tak, czy będą to potrafić? Cały czas się czegoś obawiali, coś analizowali, planowali, a teraz nic? Poczuła się taka wolna, ale i zaniepokojona. Co będzie dalej?
Będą mogli spokojnie wychować dziecko? Jakie ono będzie? Człowiekiem? Pół wampirem? Zaklętym singularis? Kim?
Benjamin się poruszył. Jego dłoń się zacisnęła na jej. Spojrzała na niego. Zaczął otwierać oczy. Nadal były takie piękne, takie szare. Rozejrzał się zdezorientowany. Widziała jego panikę w oczach.
-Benjaminie spokojnie- powiedziała. Wiedziała, że musi być przerażony.
Usiadł. Położył dłoń na swej piersi. Patrzył nieodgadnionym wzrokiem.
-Alexandro- położył dłoń na jej policzku.
-Benjaminie- uśmiechnęła się wzruszona. Usiadła koło niego i przytuliła się. Objął ją bez wahania.
-Co się stało? Dlaczego ja…- nie wiedział co powiedzieć.
-Spokojnie, jestem tutaj- powiedziała.
Odchyliła się. Przyglądał jej się.
-Jesteś inna- powiedział. –Jesteś… taka śliczna. Co się stało? Co z Amunem…- położyła mu palec na ustach by zamilkł.
-Spokojnie. Amun jest martwy, tak jak cała jego rada. Oni nie istnieją. Volturi się nimi zajęło. Bogowie nas ocalili i zabrali nam to, czego się wyrzeczeliśmy- wyjaśniła.
-Nie ma ich? Wszyscy są cali?
-Tak. Są cali i bezpieczni. Są w salonie.
Patrzył nadal zdezorientowany.
-Czy ty wiesz, kim jesteśmy?- zapytała.
Zaprzeczył ruchem głowy.
-Po tym co nam odebrali byś przeżył…- zaczęła. –Przemieniliśmy się w ludzi- powiedziała delikatnie.
Jego spojrzenie niedowierzało. Błagała, by nie był zły.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że tak wyjdzie- powiedziała, a z kącika oka popłynęła  drobna łza.
-Nie mów tak. Nie płacz- starł ją delikatnie. –Twoja skóra, jest… nie czuje jej gorąca. Nie słyszę bicia twego serca, nie słyszę co dzieje się poza domem- powiedział. –Jesteśmy…ludźmi? –zapytał.
-Tak Benjaminie. Nie będziesz potrzebował krwi, nie musisz unikać słońca, będziesz mógł spać, poruszać się tak, jak ja wtedy, będziesz….-zamilkła i spuściła głowę w dół.
-Będę co?- objął jej podbródek i podciągnął do góry.
Westchnęła i zamknęła oczy.
-Będziesz się starzał- wyznała.
Nie odezwał się. Ta cisza jej się nie podobała.
-Odezwij się- poprosiła.
Chwilę milczał.
-Nie będę musiał używać pierścienia dnia i nocy?- zapytał.
-Nie będziesz musiał. Chodź, pójdź ze mną i zobaczymy.
Nie potrzebował zachęty. Zaczął powoli wstawać. Trzymała go, żeby nie upadł.
-Możesz chodzić?- zapytała.
-Tak- powiedział cicho.
Delikatnie chwyciła jego dłoń. Przesunęła drzwi lustra weneckiego i wyszła na werandę. Cień był na niej. Musieli wejść na plażę, by weszli na promienie słoneczne. Zatrzymał się. Spojrzała na niego.
-A co jeżeli to prawda? Co będzie dalej?- zapytał z obawą.
-Nauczymy się z tym żyć- przyszła do niego i objęła jego policzki. –Pomogę ci.
-Nie zostawisz mnie?- zapytał.
-Nigdy- powiedziała patrząc mu w oczy.
Delikatnie się uśmiechnął. Wziął jej dłonie z twarzy i zaczęli iść do promieni słonecznych.
Weszła na nie i delikatnie pociągnęła jego. Najpierw jego dłonie były w świetle. Spojrzał niedowierzając. Przyciągnęła go do siebie. Zrobiła krok w tył. Był cały w jego blasku. Patrzył, nie odzywał się. Co jego reakcja mówiła? Nie wiedziała.
-To prawda- powiedział cicho. – Rada nie istnieje?- zapytał.
-Już jej nie ma.
-Amun nie żyje?
-Już go nie ma.
Spojrzał na nią.
-A maleństwo?
-Jest całe i zdrowe. A przede wszystkim jest z nami- uśmiechnęła się.
Nagle wziął ją w ramiona i gorąco pocałował. To było takie ekscytujące. Jego skóra była ciepła, nie zimna jak wcześniej. Usta gorące i pełne miłości. Było to takie piękne. Nie mogła się od niego oderwać. Żył. Miał się dobrze.
-Nie jesteś zły?- zapytała. –Jesteś człowiekiem, nie wampirem. Uwielbiałeś poprzednie wcielenie.
-Dlaczego miałbym być?- zapytał szczęśliwy. –Jesteśmy ludźmi kochanie. Zestarzejemy się razem, możemy mieć dzieci, spędzić razem cały ten czas.
Uśmiechnęła się szeroko. To był ich czas, ich wspólny czas.
7 lat później
Zaczęła chować jedzenie do lodówki. Właśnie wróciła z zakupów. Mała Lili chętnie jej pomagała. Jak na trzyletnie dziecko była bardzo bystrą dziewczynką. Czego miała się dziwić? Miała mądrego ojca. Spojrzała na plażę. Uwielbiała ten widok z okna. Po ślubie przeprowadziła się z Benjaminem do Egiptu na stałe.  Benjamin kupił wielki dom z wieloma pokojami. Było ich na to stać, gdyż dawno temu, poprosił bogów by zaopatrzyli jego konto na wszelki wypadek. Myślał o wszystkim. Mieli swój dom i swoją plażę. Widziała jak Benjamin bawi się ze Nicolasem i Natanem. Kto by pomyślał, że pierwsza ciąża okaże się bliźniacza?
-Mamusiu- zawołała ją córeczka.
-Co się stało skarbie?- zapytała biorąc ją na ręce. Była jej czokiem w głowie, jak każde z dzieci.
-Kiedy przyjedzie do nas ciocia Rosie i wujek Emmet?- zapytała. –Kiedy przyjadą?- zapytała.
-Nie wiem skarbie. Może my pojedziemy kiedyś do nich- odpowiedziała córeczce.
Przez werandę wbiegli chłopcy. Byli cali mokrzy. Po chwili przyszedł ich ojciec.
-Już nasze księżniczki wróciły- powiedział na widok żony i córki. Podszedł do nich i pocałował córkę w czoło, a ukochaną w jej drobne usta.
-Już jesteśmy. Zajęły nam dziś mało czasu. Widzę, że pływaliście- powiedziała do synów.
-Było super- zaczął Nicolas. –Mamo musisz z nami pójść, zobaczysz jaki zamek zbudowaliśmy z piasku.
-Za chwilkę zobaczę, dobrze? Tylko pochowam kilka rzeczy- powiedziała stawiając córkę na ziemi. Od razu pobiegła z braćmi.
-I jak się czujesz kochanie?- zapytał obejmując ją od tyłu.
-Wspaniale i oby tak zostało- powiedziała patrząc na niego przez ramię.
-Nie będzie inaczej- obróciła się i pocałował ją.
Tak. To nie zmieniło się od wielu lat. Uwielbiała jego pocałunki.
-Myślałaś może o kolejnym dziecku?- zapytał zadowolony.
-Nie Benjaminie, mówiłam już ci swoją opinię na ten temat. Niedługo ma urodzić się czwarte.
-A ja chce piąte- powiedział psotnie.
-To sobie je urodź kochanie- powiedziała rozbawiona. –Nie jest to przyjemne.
-Wiem, widziałem już Carlisla w akcji, kiedy potrzebowałaś cesarskiego cięcia w czasie rodzenia Lili- powiedział poważnie.
-To nic takiego. Blizny już prawie w ogóle nie widać. Ale rodzenie dzieci jest kochanie męczące.
-Podejrzewam- powiedział i ponownie ją pocałował.
-Nie wiesz o tym Benjaminie nic. Ciesz się, że nie mamy tej więzi, która łączy nasze odczucia. Wtedy zatrzymałbyś się przy Nicolasie i Natanielu- powiedziała rozbawiona.
-Solenizantka ma dziś bardzo dobry humor- powiedział zadowolony. –Dwudzieste szóste urodziny. Kto by pomyślał- uśmiechnął się szeroko.
-Musisz mi wytykać ile mam lat?
-Też tak robisz- uśmiechnął się.
-Ale ty to co innego.
-Dla mnie zawsze jesteś młoda i piękna.
-Szczególnie z wielkim brzuchem- powiedziała sarkastycznie.
-Wtedy wyglądasz uroczo- pocałował ją przelotnie. Piąty miesiąc, a po tobie nic nie widać. Nadal taka szczupła jak na rozgrywkach siatkowych siedem lat temu.
-To było tak dawno temu- powiedziała.
-I wyglądasz tak cały czas.
-Kilka zmarszczek mi doszło- zaśmiała się. –Idę na górę. Muszę schować rzeczy.
-Zaraz do ciebie przyjdę. Pójdę do maluchów.

Ułożyła już ubrania, które zostały wyprane. Cieszyła się z tego spokoju. Położyła ostatnie ubrania do szafy i zamknęła ją. Położyła swoją dłoń na brzuchu. Benjamin miał rację, że nadal był szczupły ale mały brzuszek ciążowy pojawiał się. Ćwiczyła z nim, dbała o formę. Często chodzili na siłownie razem, ale teraz nie miała na to czasu. Oczekuje kolejnego dziecka. Ciąża posuwała się jak u człowieka. Tylko bliźniaków urodziła jak zaklęta. Usiadła na dużym łóżku. Spojrzała przez okno. Tyle się zmieniło. Jest szczęśliwa. Nigdy nie sądziła, że tak potoczy się ich wspólny los. Kiedyś marzyli o dziecku, jak o czymś nierealnym, a teraz? Mają szczęśliwą rodzinę. Uśmiechnęła się lekko. Tak, tego właśnie pragnęła.
-Mamo!- usłyszała jak woła ją Natan.
-Jestem w sypialni kochanie- powiedziała wstając.
Chłopiec wbiegł do pokoju i przytulił się do niej.
-Mamo, mamo tacie się coś stało- powiedział.
-Co skarbie?- zapytała. Co mogło mu się stać?
-Był na plaży i nagle się przewrócił. Nie może się obudzić- powiedział.
Co mogło się stać? Zaniepokoiła się. Przecież nic mu nie było, nie mogło być. Zemdlał? Może skutek ich przemiany?
-Chodź. Idziemy szybko do tatusia- powiedziała biorąc go na ręce. Wyszła pośpiesznie z sypialni i zeszła po schodach. Co mu mogło być?
Wbiegła do salonu, ale zatrzymała się. W salonie byli wszyscy ich przyjaciele. Cullenowie, wataha Jacoba, Isisa, Cleo, Rafael, Astera, Jack z Callumem. Byli wszyscy. Postawiła synka na podłodze i pobiegł do rodzeństwa. Zakryła usta dłońmi, kiedy zaczęli śpiewać jej Happy Birthday.
Kiedy skończyli podszedł do niej Benjamin i przytulił ją.
-Wszystkiego najlepszego kochanie- powiedział całując ją delikatnie.
-Tacie coś się stało?- zapytała ironicznie.
-Musieliśmy cię jakoś zwabić. Nie wiedziałem, kiedy zejdziesz na dół.
-Mogłeś mnie zawołać, a nie straszyć- przytuliła się do niego. Cieszyła się, że był to tylko mały spisek.
-Ale to dodało lepszego efektu- uśmiechnął się psotnie. –Wszystkiego najlepszego Alex- przytulił ją mocniej.
-Mamo! Mamo- podbiegły do niej jej trójka małych szczęść.
Nachyliła się do nich.
-Mamusiu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin- powiedział Nicolas i podali jej swoje rysunki. Wzięła je. Były śliczne wszystkie przedstawiały ich rodzinę. Byli na nich dokładnie wszyscy.
-Są śliczne. Dziękuję- wzięła córkę na kolana, a synków chwyciła za rączki. Przytuliła ich wszystkich. Z oczu wymknęły się dwie osobne łzy. Łzy wzruszenia.
-Mamusiu nie płacz- powiedziała mała Lili przytulając się do niej mocno. –Nie bądź smutna.
-Mama nie jest smutna. Jest bardzo szczęśliwa- powiedziała im i pocałowała czoła dzieci.
-A ty jak zawsze wrażliwa- wyściskał ją Jack.
-Odczep się- powiedziała jak za dawnych lat. –Ty nigdy nie pokazujesz uczuć. Robię to za nas dwoje- zaśmiał się.
-Jakże by inaczej. Wszystkiego najlepszego Alex- wyściskał ją.


Mała Lili siedziała na kolanach Alexandry i bawiła się małym misiem. Siedziała na kanapie i rozmawiała z Rosalie.
-I jak maluch? To już czwarte- uśmiechnęła się wesoło. Ona uwalniała ich dzieci.
-Zaczyna się pokazywać.
-Planujesz jeszcze jakieś?- zapytała.
-Nic mi nie mów Rose. Benjamin dziś się pytał, czy nie chcę piątego- zaśmiały się obie.
-Ja was popieram- zaśmiała się. –Dzieciaki są śliczne i takie radosne- powiedziała patrząc na jej córeczkę.
-Nie wiem, co byśmy zrobili bez nich. Są wielkimi pociechami. Ale chyba zostaniemy przy czwartym. Benjamin źle zniósł narodziny Lili- powiedziała.
-Miałaś zagrożenie życia. Nie dziwie mu się. Cesarskie cięcie nie jest zbyt przyjemne. Ale i tak wszystko dobrze się skończyła jak na to wszystko, co przeżyliście.
No tak. To cud, że chłopcy narodzili się cali i zdrowi, po tym wszystkim, co rada jej zrobiła.
Chwyciła dłoń blondynki i uśmiechnęła się lekko.
-Jak sobie radzi? Jako człowiek?- zapytała.
-O wiele lepiej niż się spodziewałam. Ale są chwile, kiedy brakuje mu tego, są chwile, kiedy wraca do tych czasów, kiedy… kiedy nim był i całej minionej sytuacji.
-A jego moc nadal jest?
-Tak. Moc żywiołów została mu, na szczęście. Nicolas i Natan odziedziczyli po nim te moce. Zobaczymy, czy nasza księżniczka będzie je miała- pocałowała córkę w czoło.
-Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze.
-Ja też Rose. Nigdy nie sądziłam, że dożyje tego wszystkiego- blondynka chwyciła jej dłoń.
Nagle koło niej pojawił się zadowolony Benjamin. Nicolas właśnie wspinał się po plecach Emmeta, a Natan przyszedł na kolana do Esme i Carlisla.
-Wujku, wiesz, że niedługo pójdę do szkoły?- zapytał Emmeta.
-No co ty powiesz- udał zaskoczonego.
-Inni też będą czarować?- zapytał.
-Nikt inny Nick- odezwał się Benjamin. –Będziesz musiał ukryć ją.
-A jak ktoś będzie się zaczepiał tato?- zapytał Natan patrząc na ojca.
-Wtedy możesz go spalić- zaśmiał się.
-Benjamin!- spiorunowała go wzrokiem.
Dzieci zaczęły się śmiać, a przyjaciele uśmiechnęli się.
-No co?- objął ją ramieniem. Śmiał się z tego.
-Nicolas, możesz przypalić tatę?- zapytała rozbawiona.
-Tylko żartowałem- uścisnął ją. –Nie możesz używać mocy synku. Tylko w domu. I nikomu nie możesz o tym powiedzieć.
-Dlaczego?
-Jak będziesz duży, wszystko ci wyjaśnię- uśmiechnął się. –Rosalie, mogłabyś wziąć Lili? Chciałbym na chwilę porwać wam Alexandrę- powiedział do blondynki.
-Nie ma sprawy. Chętnie ją zaadoptuje- zaśmiali się.
Benjamin chwycił jej dłoń i wyprowadził na dwór. Weszli na plażę. Na niebie świeciły gwiazdy i księżyc. Zbliżała się pełnia.
-Codziennie mnie tu porywasz- powiedziała zadowolona.
-Bo wiem, że kochasz ten widok- stanęli i objął ją.
Uśmiechnęła się. Miał rację. Kochała to miejsce.
-Chciałbym ci coś dać- powiedział po chwili.
Spojrzała na niego zniecierpliwiona.
-Benjaminie, dałeś mi już wiele- położył jej palec na ustach.
-To ode mnie i dzieci- chwycił delikatnie jej dłoń na której miała bransoletkę od niego za czasów, kiedy spędzili pierwszą wigilię. Zaczynał coś przy niej robić. Kiedy odsłonił swoje dzieło, zauważyła zmianę. Dodał srebrne przewieszki. Były to przewieszki: misia, małego samochodu, kwiatka i serduszka. Uśmiechnęła się. Spojrzała na niego. Obserwował ją.
-Są śliczne- przytuliła się mocno do niego.
-Cieszę się. Maluchy wybierały- pocałował jej czoło. –Misja, przyjęcie urodzinowe, zakończona sukcesem. Czy Podobały się Pani urodziny, Pani Sadat?- zapytał.
-Co roku mnie zaskakujesz- zaśmiała się.
-Staram się nadrobić wszystkie lata, jakie były przede mną. Wszystkie urodziny, których nie obchodziłaś.
-Chyba już nadgoniłeś za bardzo- zaśmiała się.
Przyłożył swoje czoło do jej czoła. Nie odrywała wzroku od jego oczu. Uwielbiała wpatrywać się w ten spokój. Zero trosk, zero strachu, zero obaw. Tego pragnęła.
-W końcu spokój?- zapytał.
-W stuprocentach szczęśliwa, kochanie- powiedziała. –Liczę, że ty też.
-Bardzo. Otrzymaliśmy nasze wymarzone zakończenie. Wiesz, dlaczego tak bardzo chce być miała wyjątkowe urodziny?
-Dlaczego?- zapytała.
-Wiem, że nigdy nie przykładasz do tego dnia nic szczególnego. Ale jest inaczej. Chce byś w tym jednym jedynym dniu zrozumiała jak bardzo jesteś dal mnie ważna, dla naszej rodziny. To dzięki tobie to wszystko mam. Mam kobietę marzeń każdego mężczyzny na tej planecie, o której nawet nie marzyłem, bo nie sądziłem, że się zakocham. Mam trójkę wspaniałych dzieci, a kolejne jest prawie z nami. Mam dom z nimi. Mam powody do uśmiechu, powody do radości i powód do zastanowienia, jakim cudem na to wszystko zasłużyłem? Nie miałem zadatków na takie życie. Sądziłem, że bycie człowiekiem jest czymś haniebnym, a okazało się inne. Szczęśliwe- powiedział w jej usta.
Patrzyła na niego z miękkim sercem. Tak bardzo go kochała. Ta przemiana wiele lat temu, to całe cierpienie było warte tego wszystkiego. Teraz mają spokój, a przede wszystkim, mają siebie.
-Kocham cię- powiedziała.
-A ja kocham ciebie- złączył ich pocałunkiem.
To była prawda. Co byłoby, gdyby niejaka nastolatka nie wyjechała z Forks i nie zamieszkała w New Pol? Gdyby nie wyjechała do Egiptu na projekt? Nie odnalazłaby zaginionej świątyni z zaginionym, przetrzymywanym faraonem. Ale dzięki temu, najniebezpieczniejsze postacie, chcące skrzywdzić tyle istnień z jej pomocą, zostały zgładzone. Dzięki tej całej historii dwie osoby, które potrzebowały pomocy, spotkały się. Mimo ich trudnych początków, zaowocowało to w coś więcej. Traktowali się z szacunkiem, opieką, troską, aż w końcu z miłością. Zaowocowało to w coś pięknego. To prawda. Dzięki cierpieniu, mieli teraz spokój.
Byli wdzięczni za to szczęśliwe zakończenie.

Oficjalne zakończenie historii o Benjaminie- egipskim wampirze, faraonie i Aleksandrze- nastolatce, zaklętej singularis. Jestem wdzięczna za Wasze opinie, za Waszą obecność.
Dziękuję Tym, co wspierali mnie od samego początku, za czytanie mnie od pierwszych rozdziałów. Dziękuję również Tym, co zaczęli czytać go również w czasie udostępniania.
Jesteście wspaniałymi czytelnikami i chciałabym Was poinformować, że nie zamierzam skończyć z pisaniem. Tą opowieść skończyłam, ale planuję już następną.
O kim może być?
Macie jakieś propozycje?
Chętnie Was wysłucham i spełnie wasze oczekiania, a nawet zaskoczę.

Dziękuję za czytanie i wsparcie.
Szczególna dedykacja dla Sebastiana, który gorąco pozdrawia mamę, tatę i rodziców :P
Ann

Dwa światy, dwoje zagubionych ludzi w sidłach przeszłości i zdarzeń. Czy Anna odnajdzie w sobie siłę by wybaczyć? Czy Seth zdoła wyjawić wszystkie tajemnice, które są przepaścią w jego życiu? 
 Seth pomoże przetrwać Annie, dzięki uczuciu, którego się boi? A może pozwoli jej żyć, a nie walczyć o dobre jutro?
Zapraszam :




#TheAngelice