Translate

środa, 28 maja 2014

Rozdział 5 Powrót

Dziewczyna siedziała wraz z kolegami z grupy na śniadaniu.Siedziała cicho, bo zaskoczył ja fakt, iż Benjamin nie chciał jej wczoraj zabić.Zamyślona siedziała i z nikim nie rozmawiała.Mało jadła od śmierci mamy,a jeszcze mniej po dziwnym odkryciu pewnej świątyni.Nagle szturchnal ja Jack.Obudziła się i wróciła do żywych.
-Co jest?-zapytała zmieszana
-Nauczycielka cię wezwała , żebyś poszła po śniadaniu do jej pokoju.Chce z tobą porozmawiać.Wszystko w porządku?
-Aha- przytaknela-jest ok.
-Jesteś mało kontaktowa-stwierdził.
Bo codziennie widzę ,jak wampir mnie obserwuje ,kiedy jestem z wami-pomyślała
-Słońce na mnie żle działa-odpowiedziała-lepiej pójdę do nauczycielki.
-Powodzenia-uśmiechnął się życzliwie i kontynuował śniadanie.
***
Alexandra szła spięta.Denerwowała się , bo bała się, iż nauczycielka będzie z nia rozmawiać o zachowaniu.Ze jest cicha i nieobecna.A może wie coś o tej świątyni?Zapukała do brązowych drzwi.Usłyszała życzliwe WEJŚĆ i otworzyła drzwi.Poluj był taki sam jak nastolatki.Kobieta o bond włosach do ramion siedziała na balkonie z dokumentami.Przywitała dziewczynę uśmiechem i wskazała jej krzesło obok.Nastolatka usiadła na wskazane miejsce z miną jakby była winna jakiegos przestępstwa.Kobieta była ubrana w luźną spódniczkę w kolorze złota i białą bokserke.Patrzyła na dziewczynę jakby się bila z myślami.Po chwili zaczęła:
-Dobrze, ze przyszłaś Alexandro. Musze z tobą porozmawiać.
-Dobrze- przytaknela lekko speszona.
-Nie miej miny skazańca - zażartowala nauczycielka-niczego nie przeskrobalaś. Chodzi mi o projekt i pobyt w Egipcie.
Kiwnęła głową, że rozumie.Kobieta kontynuowała:
-Masz najlepsze noty z projektu.Jesteś z materiałem do przodu ,a raczej już na końcu.Patrząc na twoje notatki i osiągnięcia zdałaś go wzorowo.I mogę to ci powiedzieć bez zarzutu.
-Dziękuję-uśmiechnęła się szatynka
-Teraz pytanie, czy chcesz wrócić do New Pol?
Dziewczyna miała wrażenie, że Bóg się nad nią lituje.Może ten wampir jej już nie odnajdzie?W sercu Alexandry pojawiła się iskierka nadziei.Chodź nie wiedziała o tym, że Benjamin może ja odnalesc bardzo szybko dzięki dobremu węchowi i szybkości.
-Dokończyłas materiał.Dam ci dokumenty do otrzymania stypendium i informację o projekcie przez ciebie wykonanym.
-Tak.Strasznie chciałabym wrócić do domu.Kiedy miałabym samolot powrotny?
-Jeżeli dasz rade , to jeszcze dziś-uśmiechnęła się-proszę to są bilety-podała jej dwa papierowe przedmioty
-Naprawdę?!-dziewczyna była szczęśliwa
-Naprawdę.Jesteś niezwykle utalentowaną uczennicą , a stypendium otrzymasz od razu po przyjeżdzie. Chyba nie było tak źle na tym projekcie,że się tak cieszysz?
-Było wspaniale,ale strasznie stęskniłam się za domem.Podróże nie są w moim stylu.Nigdzie nie wytrzymie dłużej niż tydzień.
-No to życzę powodzenia.Wylot masz o dwudziestej piętnaście.
***
Spakowała się błyskawicznie.Co kilka minut obracała się ,czy w pokoju nie ma czerwonookiego Benjamina.Szatynka miała wszystkiego dość.Egipt.Miejsce jej marzeń i jej rodzicielki.Ten wyjazd na początku był wspaniały.Podziwiała piękne budowle liczące wiele lat, zobaczyła piękne plaże , zabytki ,pustynię.Ale z czasem sam widok tego wszystkiego bolał ją.Nie miała tu przyjechać w sprawach projektowych z przyjaciółmi.Miała tu przyjechać z chorą mamą na wakacje.Alexandra chciała spełnić jej marzenie przed śmiercią ,lecz nie zdążyła,bo mama zmarła tak nagle.Lekarze dali jej rok życia,a zmarła po miesiącu.Zamknęła walizkę.Spojrzała jeszcze raz na pokój hotelowy.To nie tak miało być.Miała wykonać projekt,zdać go ,powygłupiać się z przyjaciółmi.A wpakowała się w same kłopoty.Bała się Benjamina,a jednocześnie był jej jedyną nadzieją.Nadzieją na koniec cierpienia.Jeżeli wampir będzie chciał ją skrzywdzić,zobaczy się z mamą,za którą strasznie tęskni.Zamknęła drzwi od pokoju.Pożegnała się z przyjaciółmi i nauczycielką.Miała wylecieć z kraju.Mogła uciec od wampira ,którego tu spotkała.A raczej tak myślała.
***
Słońce zaszło .Na niebie pojawił się srebrny księżyc.Benjamin właśnie ''szedł'' w kierunku hotelu, w ktrórym zatrzymała się grupa nastolatków,w celu zrealizowania pewnego projektu.Był bardzo ciekawy jednej osoby.Przerażonej szatynki,którą ,jak sam stwierdził,coś trapi.Nie przychodził za dzia do niej,lecz ją obserwował.Miał nadzieję,ze dowie się jak otwarła jego grobowiec.Lecz na marne.Nie mógł pokazywać się w dzień,inaczej ludzie rozpoznaliby kim jest.Więc poszedł odnaleść pierścień dnia i nocy,który da mu moc pokazywania się za dnia,w słońcu i nikt go nie rozpozna.Chcial znać odpowiedź,na pytanie,której mu nie powiedziała.Był zaskoczony po tym co powiedziała
-Stało się coś ,przez co nie mam chęci żyć.
Co się wydarzyło,że tak mądra,ładna i utalentowana dziewczyna ,nie ma chęci żyć?
Był niezwykle ciekawy jej osoby.Chciał dziś spokojnie z nią porozmawiać,by wyjaśniła mu prawdę,jak otwarła jego więzienie. Komnate ,jak i całą świątynie strzegły zaklęcia,które nie mogły być zniszczone przez nikogo ,prócz tego,kto je założył.Więc ,dlaczego Alexandra weszła bez żadnych przeszkód???Jak odnalazła sposób i odwagę by uciec z komnaty przed nim?Była bardzo ciekawą postacią jak dla niedoszłego faraona,który został zamknięty na wiele set lat.Wszedł do pokoju nastolatki.Słyszał wodę lecącą spod prysznica.Zobaczył dużą czarną walizkę przed łóżkiem.
Czyżby wyjeżdżała?-pomyślał
Jednak coś mu nie pasowało.Coś było nie w porządku.Nie wyczuwał tej samej woni dziewczyny.Znów wróciło to samo uczucie , co w świątyni.Jakby Alexandra zniknęła z jego zasięgu.Usłyszał,ze ktoś podchodzi do drzwi łazienki i otwiera je.Wyszła z niego jakaś kobieta.Miała krutkie czarne włosy,śniadą cerę,a oczy miała brązowe.Była niska.Owinięta w biały hotelowy ręcznik,odłożyła coś na pułkę i spostrzegła Benjamina.
Jej oczy zrobiły się olbrzymie z przerażenia.Benjamin był pierwszy raz w życiu zaskoczony,że ktoś przed nim uciekł.Alexandra zniknęła,nie ma jej.Uciekła.Był wściekły.Tylko dzięki niej jest wolny,a on nawet nie wie jak to zrobiła.Widział w oczach Alexandry jakąś tajemniczą iskrę.Może sama o tym nie wiedziała,że złamała najmocniejsze zaklęcia?Chciał ją jak najszybciej znaleść.Przecież,jeżeli ci,którzy zamknęli go ,mogą niedługo się dowiedzieć.A co potem?Będą szukali i jego, i dziewczyny.Przez niego będzie zagrożona zagubiona nastolatka.Niby nie robi to różnicy dla wampira,lecz ta nastolatka była wyjątkowa.Nie chciał by ją odnaleźli.Jest jej dłużnikiem.Kobieta przed nim spojrzała sa jego oczy.Przeraziły ją.Cofnęła się o kilka kroków rozglądając się dookoła ,mrucząc pod nosem nerwowym głosem:
-Gdzie jest mój krzyż?!
-Nic ci nie pomoże-odrzekł-postaram się by cię nie bolało.
Z niezwykłą szybkością kobieta leżała martwa na podłodze , a wampir ocierał kącik ust z jej krwi.
***
Benjamin przeszukał całe miasto i hotel.Nigdzie nie widzial dziewczyny.Szukał jej już jeden dzień. Mogł
szukać za dnia,dzięki temu ,że miał pierścień.Nie miał pojęca z jakiego kraju pochodziła czy miasta.Jego nadzieja zniknęła.Ma przeszukać całą kule ziemską by odnaleźć szatynkę?Zdenerwowany chciał już odejść,gdy nagle zobaczył Jacka przechodzącego koło niego.Nie wiedział jego koloru oczu,co go by zdradziło od razu,bo było ciemnawo.Gdzieś dzwonił.Skoro on tu jest,to gdzie ona?
***
Dziewczyna wypakowywała się z walizki.Była szczęśliwa,iż wróciła do domu.Strasznie za nim tęskniła.Za trzy dni wraca Jack z innymi i dopiero wtedy pójdzie do szkoły.Ma zatem trzy dni wolnego.Po rozpakowaniu się zrobila sobie herbatę ,usiadła na kanapie i włączyła TV.Właśnie leciał film o wampirach i wilkołakach.Wcześniej obejrzałaby go odrazu,lecz nie teraz.Szybko przełączyła kanał.Oglądała film science-fiction ,,Real Steel''.W przerwie na reklamy zadzwonił jej telefon.Był to Jack.Uśmiechnęła się i odebrała.
***
Benjamin ukrył się w rogu ciemnego korytarza i obserwował Jack'a.Usłyszał ,ze dzwoni do kogoś.Mógł wykorzystać teraz swój dobry słuch.
-Hej Jack-powiedziała osoba w telefonie.Była to dziewczyna.Ben nie był pewny czy to jest szatynka,która zniknęła.
-Cześć Alexa-powiedział Jack-i jak w domu?Nie tęsknisz za Egiptem?
Czyli wróciła do domu-pomyślał
-Nie ,nie mam zamiaru tam wracać-było słychać nutę smutku w jej głosie-jednak wole mój dom.Chodź Egipt był całkiem,całkiem.Jednak nie chciałam  tam przyjechać z powodu projektu-jej głos posmutniał.Wampir był zaskoczony.
-Wiem Alexia ,że to nie miało tak wyglądać,tylko proszę cię nie płacz całą noc-słychać było troskę w głosie przyjaciela-wiesz ,iż tego nie znoszę.Wszystko się ułoży,będzie dobrze
Co będzie dobrze?Co się stało-czerwonooki był zaskoczony
-Bedzie dobrze Jack,obiecuje-słychać było,iż nastolatka się śmieje-ty mi nie odpouścisz.
-Świetnie.Jesteś tego świadoma ,że bede ci truł życie-zaśmiał się-i co widziałaś się z Johs'em?
-Jeszcze nie , wraca jutro.Niczego mu nie mówiłeś ,prawda?Po tym wiesz , kiedy mnie znalazłeś na granicy miasta?
-Nie nic nie mówiłem ,chodź chciałbym mu powiedzieć.Dzwonił nie dawno,powiedziałem by cię bardziej pilnował...
-Jack!!!Mówiłam, nic mu nie mów-powiedziała z wyrzutem
-Nic mu nie powiedziałem o tamtym dniu.Powiedziałem tylko to,że ma mieć się na oku i ,ze strasznie tęskniłaś.
-Dzięki-poczuła ulgę-nie chce byście oboje się o mnie martwili.
-Ja zawsze będe się o ciebie martwił.
-Nie musisz , nic mi tu nie będzie.
-Jak wrócę do New Pol będe spokojniejszy.
-Jack nie jestem małym dzieckiem.Jestem sama i dobrze sobie radze.
-Wole być przy tobie.Od czegoś są przyjaciele.Dobra Alexia muszę lecieć.Muszę wskoczyć po dokumenty z labo. Odzwonie.
-Jesteś kochany.Trzymaj się i pozdrów ekipę.Buziak
-Do zobaczenia.Uważaj na siebię-i zakończył rozmowę.
New Pol-pomyślał-teraz będe mógł Cię odnaleźć Alexandro.



środa, 21 maja 2014

Rozdział 4 Ponowne spotkanie

Po incydencie z rana , Jack zaprowadził roztrzęsioną nastolatkę do jej pokoju. Położyła się na łóżku, a chłopak powiedział nauczycielce, że Alexandra źle się poczuła i musi dziś zrezygnować z zajęć laboratoryjnych. Wszyscy znajomi z grupy pytali się go o zdrowie koleżanki. Mówił, że jest coraz lepiej. Kiedy załatwił usprawiedliwienie szatynce, przyszedł do niej, dowiedzieć się co się wydarzyło. Zapukał lekko w drzwi jej pokoju i wszedł. Alexandra leżała skulona w łóżku. Podciągnęła nogi i je objęła. Usiadł koło niej i położył dłoń na jej ramieniu. Zadrżała i odwróciła głowę do przyjaciela. Jej oczy były całe zapłakane.
Nigdy nie była w takiej sytuacji, by płakać. Zawsze była pogodną nastolatką, która pocieszała innych, nigdy nie martwiąca się o siebie, tylko myśląca o innych. Zaczęła się uspokajać. Usiadła na łóżku. Przyjaciel objął ją delikatnie. Jej oddech powoli unormował się. Po chwili spytał:
- Alexa co się stało? Dlaczego byłaś tak daleko, przecież miałaś znaleźć nowe miejsce na swoje stanowisko. Tak mi mówiłaś.
Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież, przyjaciel jej nie uwierzy, że widziała wampira. Była święcie przekonana, iż przyjaciel nie zrobiłby czegoś takiego. Co wymyślić?
- Bo byłam - otarła spływającą łzę - byłam w terenie znalazłam ciekawe miejsce i... - nie wiedziała co wymyślić.
- I? - spytał podejrzliwie - co dalej?
- Jakiś facet... Wsadził mnie do wozu i wyjechał. Chciałam mu uciec, ale dzięki bogu zwiałam przy pierwszym jego przystanku. Szłam przez te pustkowie. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie było zasięgu - tylko to przyszło jej do głowy - przepraszam. Błagam tylko nie mów Josh'owi. Nie chce by się martwił.
- Alex - zaczął - jestem jego kuzynem. Powinienem do niego od razu zadzwonić - widząc jej błagalny wzrok zmiękł - no dobrze, ale uważaj. Dobrze? Następnym razem nie wychodzisz nigdzie sama. Zrozumiano?
- Tak - uśmiechnęła się - dzięki Jack. Jestem ci winna dziś imprezę.
- Jesteś pewna? Może jednak zostaniesz w hotelu?
- Przed chwilą mówiłeś, że nigdzie nie mogę być sama - oboje zaczęli się śmiać - idę, bo zwariuje tu sama. A w ogóle dotrzymuje obietnic.
- Jak uważasz. Będę cie miał na oku, bo jak coś ci się stanie kuzyn mnie zabije.
W końcu uśmiechnęła się beztrosko.
***
Catherine, Lisa, Callum, Dean i Jack czekali pod hotelem za Alexandrą. Była godzina 19:16, a za kilka minut planowali bawić się na dyskotece w klubie. Po chwili dziewczyna zeszła.
Ubrała rozkloszowaną sukienkę bez rękawków. Od pasa w górę, strój był w kolorze czerni. Od pasa w dół materiał był śnieżnobiały. Założyła niskie szpilki, a swoje długie brązowe włosy pozostawiła luźne.
- To co idziemy - starała się, by głos jej się nie łamał i udało się.
-No pewnie, impreza bez nas się nie rozkręci -zażartował Callum.
-Ładna sukienka-powiedziała Lisa.
-Dzięki-uśmiechnęła się szatynka-to co idziemy?
***
W klubie bawili się wyśmienicie.Kolorowe swiatła padały na twarze imprezowiczów.Nastolatkowie tańczyli do upadłego,chodź jedna osoba nie bawiła sie w pełni zadowolona.Alexandra cały czas miała obraz krwisoczerwonych oczu egipcjanina,który ....był wampirem.Jack chyba to zauważał,ze jest zamyślona ,bo od razu brał ją do tańca.Porobiła swoim telefonem pełno zdjęć z przyjaciółmi.Po godzinie,obraz z rana zniknął i bawiła się beztrosko.Po dłużym czasie spojrzała na zegarek w telefonie.Byla 23:03.Wcześnie powiedzieli nauczycielce,ze wróca około drugiej nad ranem,a Alexsie pozwoliła pójść z dwóch powodów.Po pierwsze miala nadrobiony material do przodu,po drugie ''już dobrze się czuła ,po niby bolu brzucha''.Podeszla do Jack'a.
-Ja już będe się zmywać,bo jutro nie wstanę.
-Zostań jeszcze dwie godzinki-poprosił ją przyjaciel.
-Jack to był zbyd zwariowany dzień.Idę już do hotelu.
-Odprowadze cię.
-Nie, nie musisz.Hotel mam 600 m od klubu i jestem w centrum miasta .Nic mi nie będzie ,baw się dobrze.
-Jesteś pewna?Lepiej pójdę.
-Baw się ,ja się zmywam.Milej zabawy.
Nim chlopak mógł zaprotestować,dziewczyna zniknęła za tlumem tancerzy.
***
Szła ulicami miasta.Dookoła siebie widziała uśmiechniętych turystów.Rodziny,dzieci,zakochanych.Wszystko szło w normalny obieg,a jednak dziewczyna widziała teraz świat w innym kontraście.Wampiry.ci wszyscy ludzie nie wiedzą o ich istnieniu.A ona dziś rano spotkała właśnie osobe z tej rasy.na myśl o mężczyźnie łzy zaczęły napływać do oczu.Nie bala sie.Zawsze miala nadzieje ,ze mimo pochodzenia,osoba jest inna.Ile razy czytała książki o wampirach żyjących wraz z ludźmi w zgodzie.Czytała o tym jak , nie chcieli nimi być,bo uważali,iż to przekleństwo.Ale życie to nie bajka.To jest realizm.Realny świat.Nie chciała popaść w histerię.Postanowila zadzwonić do swojego ukochanego,Josh'a.Chciala uslyszeć jego głos.Strasznie za nim tęskniła.Usłyszała ,ze ktoś odbiera.
-Johs?-zapytała
-Cześć księżniczko-odpowiedział-jak w Egipcie?Znowu coś ciekawego odkryłaś?
A żebyś wiedział-pomyślała
-Hej,nie nic nowego nie odnalazłam ,a jak w Irlandii?
-Same nudy.Siedzimy co chwilę w jakimś zamku.A jak tam u ciebie?Wszystko w porządku?
-Tak-odpowiedziala szybko-po protu jestem zmęczona.Wracam z imprezy.
-U nas imprezy są tak nudne,ze w hotelu je robimy-usłyszała jego śmiech,przez co sama się uśmiechnęła.
-A tu w Egipcie jest całkiem nieźle.Słysze,ze u ciebie Irlandia jest nudna-zaśmiała się
-A zebyś wiedziała-westchnął-jeszcze tydzień i się widzimy.
-Do zobaczenia,strasznie tęsknie-powiedziała smutnym głosem.
-Ja za tobą również,jeszcze tylko tydzień.Pa ksieżniczko.
I zakończyli swoją rozmowę.Szła dalej ulicą .byla w polowie drogi.Skręciła w uliczke gdzie nie było ludzi.Pisała sms do Jack'a by sie nie martwił.Kiedy schowała telefon poczuła,ze ktoś ją łapie za talię i ciągnie w ciemny zaułek.Chciała krzyknąć ale napastnik zasłonił jej usta ręką.Wyrywała się ,lecz byl zbyt silny.Starala się opanować,lecz było ciężko.Poczuła coś chłodnego przy brzuchu.Ostrze zalśniło przy jej ciele.Osoba trzymiąca ją chyba to zauważyła, bo cicho się zaśmiala.
-Co taka śliczna dziewczyna idzie sama o tak późnej porze?-zapytał mężczyzna.
-Zostaw mnie -udało jej się wykrzyczeć.
-Badź grzeczna ,a nic ci nie będzie.Spokojnie-poczuła jak próbuje ja zaciągnąć dalej.
Wyrywała się ale bez skutku.Nagle usłyszała inny,drugi męski głos i ręce mężczyzny znikły.Odbiegła kilka kroków i spojrzała na swojego wybawce.Myślała ,ze ta Jack,ale się myliła.Był to mężczyzna z zaginionej świątyni,który zamknął ją w komnacie.Jej strach dociągnął zenitu.Szybko ruszyła do hotelu.Nie chciała być widziana ,ani dotykana przez tę dwójkę,mimo to,że napastnik przegra,nie chce widzieć chłopaka który ją zamknął.Była już pod hotelem.Spotkała nauczycielkę i zameldowała swój powrót.
***
Szła swoim korytarzem.Wyciągneła swój telefon z kieszeni sukienki,była 23:38.Zapomniała o swojej karcie do pokoju.Miał ją Jack.Wzięła swoją zapasową kartę od recepcjonistki i przesuneła przy otworze, by otworzyć pokój.Weszła doi niego i zamknęła drzwi.Była cała roztrzęsiona.Wzięła białe leginsy do przed kolan i białą bluzkę z napisem ,,STORY OF MY LIVE''Zamknęła się w łazience i wzięła kąpiel.Kiedy już umyta założyła strój do spania otworzyła drzwi łazienki i przewiesiła ręcznik przez drewno.Zaczęła myć zęby.Kiedy wypluła całą pianę i umyła twarz, spojrzała na siebie w lustrze.Nadal była w szoku ale i zła.Dlaczego ON uwziął się akurat na nią?
-Dlaczego zawsze muszę się w coś wpakować-powiedziała do siebie wychodząc z łazienki.
-Sam chciałem cię o to zapytać-usłyszała głos od strony drzwi.
Odwróciła się.Zobaczyła wysokiego mulata.Jego ciemnobrązowe włosy były w nieładzie,a krwistoczerwone oczy były skierowane w jej osobę.Był ubrany w czarne ,zwężane spodnie ,biały T-shir i czarną skórzaną,letnią kurtkę.Dziewczyna jak go zobaczyła staneła zaskoczona i przerażona.Ale jednak czuła jeszcze coś.Gniew.Była wściekła ,ze jest śledzona przez niego.
-Co ty tu...-wyjąkła-co tu robisz?
-Zazwyczaj wszyscy by dziękowali na twoim miejscu,że ci pomogłem-powiedział sarkastycznym tonem.
-Tyle że ja nie jestem wszyscy-powiedziała z małym przypływem odwagi-czego chcesz?Kim jesteś?.
-Chyba już wiesz,jesteś bystra.Przekonałem się o tym dziś rano.Nie każdy by uciekł z świątyni liczącej tyle lat i to przedemną.
Stała wmurowana.Kiedy przybysz zrobił kilka kroków ona zrobiła również,żeby nie przybliżał się w jej kierunku.Przybliżyła się do balkonu.Mulat przyglądał jej się z zaciekawieniem.
-Nie bój się ,nie mam zamiaru cię tu zabijać-powiedział lekko rozbawiony.
-Narazie ale w każdej chwili może się to zmienić-stwierdziła fakt.
On jakby potwierdzając to uśmiechnął się.
-Może w końcu mi wyjaśnisz jak mnie znalazłaś?
-Może w końcu powiesz mi dlaczego mnie śledzisz i nękasz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Pierwszy spytałem-drobił kolejne kroki w jej kierunku
Zmierzyła go wzrokiem.Przerażał ją , a szczególnie jego oczy.
-Przypadkiem.Szukałam odpowiedniego miejsca do...
-Badań-przerwał jej-słyszałem ,ze masz tu projekt.No cóż ciekawe odkrycie.
-Teraz ty odpowiedz-powiedziała cofając się.
-Otwarłaś świątynie,odnalazłaś mnie ,uwolniłaś.Przyznasz ,ze rzadko się zdarza by człowiek to zrobił.
-Uważaj bo ci uwierze.Dziś rano chciałeś mnie zabić...
-Chciałem-przyznał.Zrobił kilka kroków w jej stronę.
-Nie podchodź-cofnęła się była już na balkonie-nie-powiedziała stanowczo z nutą strachu.
-Niby dlaczego.Benjamin niczego sobie nie zakazuje?
-Benjamin?-zapytała zaskoczona.
-Tak Alexandro tak się nazywam-uśmiechnął się lekko.Znów zrobił kilka kroków.
-Nie podchodź powiedziałam-cofnęła się tak szybko,że zachwiała się i wyleciała przez barjerkę.
Mieszkała na drugim piętrze.Upadek mocno by nią pokiereszował.Mogła zginąć.Była w takim szoku,że nie dopuszczała nawet myśli o swoim życiu.Zazwyczaj w chwilach takich jak ta ,sceny z całego życia pokazują się i widzimy co zrobiliśmy ,oraz widzimy swoich znajomych.Widzimy bliskich , przyjaciół , uśmiechy,płacz,czasy szkolne ,wspomnienia złe jak i te dobre.Alexandrze nie pojawiły się.Spadła.Grunt nie był ,aż tak twardy jak myślała.Nie czuła takiego wielkiego bólu,prawie wcale go nie odczuła.Ze strachu nie mogła się poruszać.Nie chciała widzieć tego widoku.Bała się ,ze kiedy to uczyni poczuje ból ,a widok ciała będzie straszne.Ale nagle poczuła jakby się przemieszczała.Otwarła lekko jedno oko.Była w takim szoku ,że przechodziły nią dreszcze.Lekko się trzęsła , a oczy były mokre od łez.Benjamin ją złapał.Wiedziała ,iż chłopak jest szybki jak wampir ,ale i tak była skołowana.Ten lekki ból odczuwała,bo uderzyła w niego, kiedy wpadła w ramiona mulata.Zamknęła oczy.Była zbyt mocno przerażona.Spadła z drugiego piętra i przeżyła.
***
Benjamin trzymał przerażoną nastolatkę z taką łatwością,jakby codziennie to robił.Czuł jej strach i paraliż.Niósł dziewczynę do jej pokoju.W oka mgnieniu był ponownie w pomieszczeniu.W całym swym życiu nie spotkał się z taka sytułacją.Szatynka zakryła swoją twarz dłońmi.Rozumiał jej strach.Przecież nie codziennie spada się z drogiego piętra,a co lepsze nie spotyka się wampira.Położył dziewczynę na łóżku i okrył ją kołdrą.Oddychała głęboko.Trzęsła się i płakała.Chłopakowi pierwszy raz w życiu zrobilo sie żal z powodu strachu dziewczyny.Zniknął tak szybko, jak się pojawił
.***
 Dziewczyna poczuła, że leży w łóżku, chciała podziękować za uratowanie, lecz nie zdążyła.Zasnęła szybko, jak zawsze, kiedy płakała. Była ciemność,.Po chwili nastala jasność jakby w pokoju , ktoś zapalił światło.Zobaczyła , że lezy na kanapie w swoim domu w New Pol,a koło niej kuca starsza od niej kobieta.Glaskala dziewczynę po głowie.Miała brązowe, krótkie włosy.Zielone oczy, jasna karnację,a jej figura była nienaturalnie chuda.Jej ciało było wyniszczona, tak jak jej organizm po chorobie.Alexandra spojrzała na nią.Była to jej zmarła mama.
-Mamo?-zapytała szatynka ze łzami w oczach-mamo, to ty, jak...
 Kobieta przerwała jej ruchem ręki.Glaskala ja nadal po głowie.
 -Dlaczego odeszłaś, brakuje mi ciebie-po jej policzku poleciały łzy Kobieta posmutniala, wycierała łzy córki.
 -Skarbie-zaczęła kobieta -mój żywot już się zakończył.Tak musialo być.Nie odtracaj innych.Nie zamykaj się w sobie.Żyj dalej, chce byś była szczęśliwa.Jak wtedy.Ktoś inny będzie musiał cię chronić.
 -To nie fair -zaprotestowała-jestem sama.Pakuje się w same kłopoty między innymi w Egipcie.Miałyśmy, kiedyś tu razem przyjechać.
 -Alexandro daj innym szanse , nie jestem przy tobie w ciele ludzkim, ale duchem w twoim sercu.Zawsze będę z tobą.Kocham cię córeczko.
-Mamo nie odchodź-krzyknęła-nie... Wyciągnęła rękę do kobiety i nastała nagła ciemność.Nie widziała matki , nie widziała nic.
 ***
 Obudziła się z wrzaskiem.Na czole miała zimny pot.Trzęsła się.Śniła jej się matka.Strasznie jej , nastolatce brakowało.Zauważyła, że trzymie medalion od rodzicielki.Był w ksztalcie owalu ,a po środku był wygrawerowana literka A i kwiat lili.Otworzyła go.W środku zobaczyła zdjęcie mamy i siebie.Łza jej poleciała.Strasznie tęskniła.Nie rozumiała , co mama chciała powiedzieć , przez ten Wyczuła jakiś ruch.Spojrzała na otwarty balkon.Zobaczyła jakiś cień.Nagle wyłonił się z mroku mulat.Benjamin patrzył na szatynke z lekkim przejęciem.Jakby się...... martwił? Dziewczyna przerażona myślała, że znowu jest we śnie.Więc wzięła szybko budzik z szafki nocnej i rzuciła w wampira.Chłopak szybko zrobił unik.
 -Ja ci ratuje życie,a ty rzucasz we mnie tym ustrojstwem-powiedział rozbawiony.
-Jednak to nie sen-powiedziała do siebie ocierając łzę
. -Nie, to nie sen-powiedział przyglądając jej się badawczo-jeszcze żyjesz-położył się na jej łóżku rozbawiony. Dziewczyna siedziała z objętymi nogami.
 -Podziekujesz mi kiedyś za uratowanie życia?
-Właśnie się zastanawiam nad tym i chyba zrezygnuje z tego-nie mogła ukryć lekkiego uśmiechu.Rozbawiła ja ,jego zaskoczona mina.
 -Jak to?!-zapytał zaskoczony, udawajac obrażonego
. -Tak to-pokazała mu żartobliwie język-Dobra tak na poważnie, dziękuję za ponowne uratowanie życia.
-Tak lepiej-uśmiechnął się łobuzersko. Nastolatce słaby uśmiech zszedł z twarzy.Znów wróciła myśl o śnie, śnie o mamie.Była ciekawa czy to była wiadomość od rodzicielki? Czy ja odwiedziła? Cały czas czuła wzrok wampira.Patrzył się na nią.Nagle z zamyślenia wyrwał ją melodyjny głos Benjamina, zapytał:
 -Wszystko w porządku? Krzyczałaś przez sen.
-U mnie noc bez koszmarów jest nocą straconą-wyznała.
-Od urodzenia tak masz?
 -Nie , mam tak od czterech miesięcy.
 -A co się stało , że tak masz ?-zapytał jakby od niechcenia.
 -Nie ważne-powiedziala chwytając za medalion-czego chcesz? Jak chcesz mnie zabić to mógłbyś się pośpieszyć.
Spojrzał na nią zaciekawiony.Dziewczyna oparła się o ścianę.Patrzyła smutnym wzrokiem na koniec pokoju.
-Nie mam zamiaru ciebie zabijać.Odpowiedź na to pytanie.
 -Nie powinno cię to interesować-powiedziała -A może jednak? Dziewczynie napłynęły łzy do oczu.
-Stało się coś ,przez co nie mam chęci żyć.
 Jego spojrzenie cechowało zaskoczenie i nuta żalu.Dziewczyna nie spodziewała się tego, by wampir jej wspólczul.Nagle poczuła ostry podmuch wiatru i chłopaka nie było.Po chwili usłyszała , że ktoś puka i wchodzi do pokoju.Miał że sobą nie duzego misia,a jego oczy się świeciły.
 -Alex wszystko w porządku ?-zapytał przyjęty-słyszałem krzyki.
 -Chciałeś mnie uratować tym misiem zombie?-nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Dla twojej informacji, to jest latarka-usiadł koło niej , ma łóżku
. -Dobra, dobra-uśmiechnęła się wraz z przyjacielem-wszystko w porządku jak zwykle mały koszmar. -Dziś widocznie nie był taki mały, cała się trzesiesz.
Właśnie to zauważyła.Tak się bała Benjamina, że tego nie zauważyła.Byla cala chłodna , trzęsła się. -Nic mi nie jest-powiedziała cicho-po prostu chce już wyjechać z tego kraju.Wszystko mi się wali. -Nie martw się-przytulił przyjaciółkę-jeszcze ci się ułoży.Masz mnie,Johs'a.Zawsze mogę ci pomóc. -Dzięki Jack, ale nie chce cie martwić swoją osobą.
-Oj przestań.Ty jak zwykle.Myślisz o innych,a nigdy o sobie.
-Musisz ze mna wytrzymać-zaśmiała się -To będzie sama przyjemność.


Angels, Karin
Szczególne podziękowania dla Sebastiana , Który pomógł nam wymyślić całą historie :*****
Pozdro for Marek <333333 :*******************-


sobota, 10 maja 2014

Rozdział 3 Oryginalny faraon

Siedziała w laboratorium. Właśnie wróciła z wykopalisk niedaleko Doliny Królów. Miała setki próbek, a wraz z kolegą z zespołu - Jackiem - pracowała nad dziesięcioma z nich. Ogólnie rzecz biorąc badanie odłamków skalnych wydaje się śmieszne i nudne, ale w rzeczywistości tak nie jest. Badanie i sprawdzanie z jakiej epoki jest kawałek skały. Mają szansę znaleźć nawet coś nowego. Kiedy kopała wraz z dwoma kolegami z grupy, znaleźli przypadkowo starą misę. Kiedy Alexandra ją znalazła, wszyscy zaczęli skakać z radości jak z jakiegoś filmu o odkrywcach. Dzięki temu małemu odkryciu, dziewczyna dostała kolejne pozytywne noty na projekt. Był to już szósty dzień wyjazdu. W laboratorium było cicho. Jack zajmował się swoimi sprawami, Catherine, Lisa, Callum i Dean poszli już do hotelu w celu przygotowawczym na jutrzejszą dyskotekę.
- Idziesz jutro z nami na imprezę? - usłyszała głos przyjaciela.
- Nie mam pojęcia - odrzekła znad okularu mikroskopu.
- Weź chodź z nami - zachęcał ją - nie będziesz siedzieć tu sama z tymi kamieniami - zaśmiał się, przez co szatynka uśmiechnęła się - powariujemy w szóstkę, Lisa znowu wyleje na siebie napój, jak wtedy w drugi dzień na zabawie.
- Oj, chyba nie mam wyboru - zaśmiała się.
- Proszę, Alex - błagał przyjaciółkę - dasz radę. Jesteś dobrą tancerką, nauczyłabyś mnie...
- Dobra, dobra - pokazała dłonią by przestał, pokazując swoje białe zęby - pójdę, ale po jutrzejszych wykopaliskach i żadnego ale dobra? Chce mieć z głowy ten projekt.
- Dobra - uśmiechnął się zaczepnie i wyszedł z laboratorium.
***
Alexandra wstała wcześnie. Planowała tego dnia pójść sama w dalszy teren wykopalisk w celu rozpoznania nowego terenu i mając nadzieję ,że coś ciekawego odkryje. I w tym przypadku się nie pomyli.Wstała o szóstej rano. Wzięła prysznic, zjadła śniadanie i spakowała do małej podręczne torby: butelkę wody, latarkę, telefon, nóż do skał i inne przyrządy do wykopalisk. Założyła białą koszulę, beżowe krótkie spodenki, oraz wygodne buty w teren przypominające trampki. Swoje włosy zostawiła rozpuszczone. Wyszła z pokoju hotelowego z ciekawością na nowe odkrycia.
***
Szła już godzinę, znalazła wiele ciekawych miejsc do zaplanowania pracy na jutrzejszy dzień.
Mama cieszyłaby się będąc tu - pomyślała.
Szła w zamyśleniu. Dookoła dziewczyny rozciągał się skalisty krajobraz. Dookoła był piasek, tak ciepły, że gdyby dziewczyna ściągnęła buty, poparzyłaby się. Z dala widziała jedną piramidę. Z daleka wyglądała jak mała figurka, którą kupiła trzy dni temu na straganie Egipcjanina. Idąc, omijała duże skaliste odłamy z ruin dawnych budynków czy pomników.
Zauważyła, że parę metrów dalej jest wzniesienie i widać coś w jego ścianie. Podeszła do skalnej ściany. Kilka metrów przed nią zobaczyła jakiś blask. Podeszła i zobaczyła sam piach. Chcąc się wycofać, zeskoczyła z pułki. Zrobiła parę kroków, chcąc obejść górkę.W pewnym momencie miała dziwne wrażenie, iż piasek pod jej butami jest chłodniejszy, chodź nie jest w cieniu. Nagle nie czuła piasku pod sobą.Wpadła do niewielkiej dziury w ziemi.Zaczęła krzyczeć z zaskoczenia i małego strachu. Przeleciała przez otwór i wylądowała na piaszczystej powierzchni. Wstała i otrzepała się. Lustrowała pomieszczenie wzrokiem. Było to w swego rodzaju mała komnata. Była w formie prostokąta, a po obu stronach stały posągi egipskich faraonów.
Na suficie znajdowały się piękne malowidła hieroglifów przedstawiające Boga Ra-bóg słońca i najprawdopodobniej jego służących. Podłoga została wyłożona gliną robiona w interesujący sposób, ponieważ wyglądały jak deski. W komnacie było ciemno, a jedyne co widziała to pierwsze kilka metrów. Spojrzała w górę. Wyjście na powierzchnie było cztery metry w górę. Nie doskoczy, ani nie będzie mogła się wspiąć, bo ściana jest równiutka.
- Co ja mam zrobić - szeptała do siebie przestraszona - Jack. No pewnie może on mnie znajdzie.
Wyciągnęła telefon. Wybrała numer przyjaciela i nacisnęła zieloną słuchawkę. Usłyszała komunikat:
- Brak zasięgu, nie można zrealizować połączenia.
Jęknęła ze strachu i frustracji. Co miała zrobić? Nikt nie wiedział gdzie jest. Pod powierzchnią było strasznie chłodno, przez co miała gęsią skórkę. Nie miała jedzenia. Chciała tylko rozejrzeć się za nowym miejscem do znalezienia nowych materiałów.
Nie mogę tak skończyć - mówiła do siebie w duchu Alexa - weź się w garść. Znajdź inne wyjście z tego miejsca.
Rozejrzała się po komnacie. Postanowiła znaleźć inne wyjście na powierzchnię. Wyciągnęła latarkę. Zrobiła kilka nerwowych kroków, niczego się nie spodziewając, szła dalej. W pewnym momencie po obu stronach zapłonęły pochodnie. Nastolatka wydała cichy okrzyk zaskoczenia i zaciekawienia. Zgasiła latarkę.Widziała już o wiele lepiej. Wyszła z komnaty pełnej posągów. Zobaczyła kolejne pomieszczenie. Tu również płonęły latarnie ognia. Na ścianach zobaczyła normalne stare hieroglify. Były przepiękne. Tysiące lat temu były malowane w tej świątyni. Ciekawość wzięła górę. Strach zniknął. Szła powoli zatrzymując się od czasu do czasu by przyjrzeć malowidłom. Pilnowała się, by nie dotykać ich z troską
o ich wytrzymałość. Odczuwała coraz bardziej chłód. Oparła się pokusie i szła dalej. Wędrowała z komnaty do komnaty. W jednej z pomieszczeń dotknęła posągu i przypadkiem uruchomiła pułapkę. Ze ścian zaczęły wystrzeliwać nie duże strzały. Dziewczyna uciekała przed nimi, ale została draśnięta w lewy bark. Z niewielkiej rany zaczęła lecieć krew. Uciekała dalej. Błądziła bezradnie. Bliska załamania, zmarznięta i przerażona, że nie zobaczy już powierzchni i nie odczuje już ciepła słońca. Bliska płaczu zobaczyła jak przez mgłę, średni otwór w ścianie. Doszła do wniosku, iż nie była w tej części. Z małą nadzieją w sercu przeszła przez otwór. Zobaczyła kwadratowe pomieszczenie. Po środku był kamienny sarkofag. Na ścianach jak w każdej komnacie, znajdowały się malowidła egipskie. Po prawej stronie zobaczyła wielki głaz, który najprawdopodobniej zakrywał wejście do złota, które zostało zostawione po śmierci faraona. Podeszła do kamiennej trumny. Była piękna. Na jej ściankach były znaki pośmiertne dla zmarłego. Podeszła wolnym krokiem.
Jeżeli wierzyć legendom, zagłuszając sen zmarłego, można zabawić o wielkiego pecha. Alexandra nie wierzyła w takie zabobony, ale odczuwała strach i zainteresowanie. Dotknęła dłonią pokrywy. Nie była taka silna by go odsunąć, więc zaskoczyło ją to ,że zamknięcie samo się poruszyło i spadło z głuchym trzaskiem. Odsunęła się o kilka kroków. Nie lubiła patrzeć na szczątki zwłok, czy mumie. Ale wiedziała jedno, musi to zobaczyć, mimo że będzie to coś okropnego. Zrobiła kilka chwiejnych kroków. Położyła dłoń na brzegu trumny i zajrzała. Jej oczekiwania były kompletnie inne. Myślała, że zobaczy ludzki szkielet liczący tysiące lat. Każdy na jej miejscu by tak pomyślał. Lecz się myliła. W sarkofagu leżał człowiek, co dziwne wyglądał jakby spał. Był to mężczyzna. Mógł mieć z 23 lub 25 lat. Miał ciemnobrązowe krótkie włosy. Jego karnacja pokazywała, że był Egipcjaninem. Był odziany w długi materiał od pasa w dół z elementami błękitu, brązu i beżu. Na ramionach miał założoną szatę w kolorach złota. A przy klatce piersiowej duży naszyjnik po śmiertelny. Wyglądał tak nierealnie, leżąc w trumnie. Dziewczyna była zaskoczona nie na żarty. Nie chciała wierzyć, że przed sobą ma tak przystojnego chłopaka. Pytania nasuwały jej się do głowy: Kim jesteś? Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś szkieletem? Drżącą ręką chciała dotknąć jego policzka. Uczyniła to. Jego skóra była miękka, gładka ale chłodna. Patrzyła na niego z fascynacją i przerażeniem. Ale strach powiększył się, gdy otworzył oczy. Krzyknęła przerażona i cofnęła się do tyłu. Postać wstała zaskoczona i wyszła z kamiennego sarkofagu.
Chłopak był wysoki. Mógł mieć z 1,80 wzrostu. Zobaczyła jego umięśnioną klatkę piersiową i tors. Patrzył na nią zaskoczony, jakby zainteresowany. Jego oczy były czerwone jak krew. Wpatrywały się w nastolatkę. Alexandra w szybkim tempie wyciągnęła nóż i wyciągnęła go przed siebie. Była całkowicie sparaliżowana ze strachu. Za sobą czuła ścianę. Mężczyzna nie spuszczając z niej wzroku, podszedł bliżej o trzy kroki i obserwował. Po chwili usłyszała jego miękki, melodyjny głos:
- Kim jesteś? - zapytał z ciekawością.
- Jack, czy to jakieś żarty?! Może jestem w ukrytej kamerze?! Wyjdź to nie jest śmieszne - krzyczała przerażona.
- Kim ty jesteś? - powtórzył pytanie i zrobił kilka kroków.
- To nie jest śmieszne! Nie zbliżaj się - podniosła wyżej nóż.
- Jak ty tu trafiłaś... - umilkł na chwile - kim ty jesteś?
Był może z dwa metry od niej. Dziewczyna widziała jego krwistoczerwone oczy. Przerażały ją.
- Jack wyjdź. To nie jest śmieszne. To, że czytam książki o wampirach nie znaczy, iż chce je widzieć na oczy.
Kiedy chłopak to usłyszał, wyglądał jakby został urażony. Spojrzał na jej ramię i zobaczył szkarłatną plamę. Wyglądał jak zahipnotyzowany. Po chwili powiedział:
- Gdybym był na twoim miejscu, nie mówiłbym, że nie przepadam za wampirami, jeżeli stoi on przed tobą.
- Nie jesteś nim - wykrztusiła z siebie przerażona, bliska płaczu - oni nie istnieją. Przestańcie się ze mnie nabijać.
- O czym ty mówisz, nikogo tu nie ma, nikogo nie słyszę żywego prócz - chwilowo zamilkł i spojrzał na nią od dołu do góry - prócz ciebie.
Alexandra myślała, że tam zemdleje. Nie wierzyła w takie rzeczy. Wilkołaki, wampiry czy inne magiczne stworzenia nie istniały. Żyła w takim błędnym przekonaniu. Jej oddech stawał się płytki. Ręce się trzęsły. Najchętniej uciekła by, ale wyjście było za chłopakiem, a nawet gdyby mogła uciec mogłaby zostać złapana. Otwór był zbyt mały by szybko z niego wyskoczyć.
- Jak się tu dostałaś? - zapytał.
Dziewczyna patrzyła na niego przerażona. To nie Jack. On nie robi sobie z niej żartów. Ma kłopoty.
- Odpowiedz - podniósł na nią głos przez co wzdrygnęła.
Dziewczyna pokiwała głową przecząco i szeptała do siebie.
- To niemożliwe, niemożliwe.
Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Podszedł do niej nagle tak szybko, że nawet nie zauważyła kiedy. Ekspresowym tempem wyrwał jej nóż z dłoni i zaciągnął ją za sobą.
- Puszczaj mnie to boli - krzyczała, lecz jego uścisk nie zelżał.
Odsunął głaz po prawej stronie pomieszczenia i rzucił dziewczyną jak szmacianą lalką.
- Co ty robisz?!
- Zamykam cie - odpowiedział dziwnie spokojnym tonem - zajmę się tobą za chwilkę.
- Że niby co?! - wstała z podłogi ocierając ramię.
- Twoja krew pachnie idealnie, chętnie coś bym wypił po tych wszystkich przeklętych kilkuset latach.
I zasłonił wyjście. Została sama w całkowitej ciemności.
***
Było tak ciemno, że prawie nic nie widziała. Wiedziała tylko tyle, że pomieszczenie nie jest duże i wypełnione było złotem. Figurkami, klejnotami, biżuterią i drogimi szatami. Jednak coś jej nie pasowało w tym wszystkim. Złota było zbyt mało jak na grobowiec. Jakby ktoś je kradł. Nie zastanawiała się tym długo. W głowie miała obraz mężczyzny, który jest... trudno przyznać... wampirem. Kiedy tylko o tym pomyślała, dreszcze po niej przechodziły.
- On chce... moją krew... on... to niemożliwe - szeptała sama do siebie. Łzy napłynęły jej do oczu. Dała im upust. Spływały po jej policzku, brudnym od piasku.
- Musisz stąd uciec - pomyślała.
Wstała, lecz jej nogi trzęsły się ze strachu i nadmiaru informacji. On. Ten facet z sarkofagu, żyje. I jest wampirem. Poczuła coś w kieszeni. Wsadziła rękę do kieszeni i zobaczyła swój telefon. Zasięgu nadal nie było. Postanowiła coś zrobić. Nie będzie przecież czekała na śmierć. Zaczęła się rozglądać.
- Tu jest zbyt mało złota - pomyślała - ktoś musiał je zabierać.
Podeszła bliżej ułożonych kupek złota. Dotykała kamieni sprawdzając,czy nie było żadnych tajemnych przejść. Nic. Po kilku chwilach poszukiwań. Usiadła na szatach ułożonych w kącie. Usłyszała głuchy dźwięk. Jakby pod nimi była pusta przestrzeń. Wstała jak poparzona. Odsunęła drogie szaty i zobaczyła mały promyczek światła. Odsunęła materiały i zaczęła stukać w ścianę. Kamienie się odsunęły. Wzięła złoty posążek i uderzała o ścianę. Po kilku minutach powstała dziura wielkości malej budy dla psa. Odłożyła posążek i szybko przeszła przez przejście. Zobaczyła błękitne niebo, piasek i małe punkciki. Miasto. Szybko wstała i ruszyła chwiejnym krokiem. Zaczęła biec. Po kilku minutach morderczego biegu zadzwoniła do Jacka, najlepszego przyjaciela. Była z 500 m od miasta. Była po wschodniej części.
- Alexandra - usłyszała niepewny głos przyjaciela - gdzie ty byłaś?! Szukałem cię cały dzień...
- Jack ja - ledwo mówiła. Przyjaciel wyczuł jej strach.
- Alex co ci jest? Co się stało?
- Przyjdź na wschodnią granice miasta. Proszę, nie dam rady dalej - głęboko oddychała, szlochała
- Już idę  - zawołał i rozłączyła się.
***
Mężczyzna, który zamknął dziewczynę, przechodził się korytarzami świątyni. Zobaczył w jednym korytarzu torbę Alexandry. Zaczął ją przeglądać. Zobaczył mały kalendarz dziewczyny. Zobaczył dzisiejszy rok 2014.
- Trochę długo mnie przetrzymaliście - powiedział sam do siebie. 
Kiedy zwiedził  swoje więzienie, wrócił do sali, gdzie odnalazła go szatynka. Był bardzo zaskoczony jej obecnością. Osoba jej rasy nigdy nie była tak odważna, by nie zemdleć, czy nie popełnić samobójstwa. Ona jednak nie zrobiła tego. Poczuł, jakby coś było nie tak. Jakby... dziewczyna zniknęła. Nie wyczuwał jej tak dobrze. Odsunął głaz, który blokował jej wyjście ucieczki. Dziewczyny nie było. Rozejrzał się i zobaczył otwór w ścianie. Powiększył otwór poprzez uderzenie w nią. Wszedł na górę. W oddali zobaczył chłopaka klęczącego, który tulił leżącą dziewczynę.