Translate

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 11 Przywiązanie

Oparta o kanapę usłyszała pukanie do drzwi.
Przecież je zamknęłam - pomyślała.
- Mogłyby się otworzyć - szepnęła zdenerwowana.
Jak za pociągnięciem magicznej różdżki drzwi były otwarte. Chciała wstać, ale zobaczyła, że przyjaciółka próbowała wejść, naciskając klamkę. Chciała powiedzieć, że klucz jest koło krzewu różanego, obok drzwi. Ale otwarła je bez problemu. Jakby ich nie zamykała. Pomyślała, że to jedna z umiejętności przyjaciółki, ale nie wie
jak bardzo się myliła. Zobaczyła ją. Jej oczy symbolizowały tylko niepokój. Brązowe włosy dziewczyny były w nieładzie, widać, iż się śpieszyła. Miała na sobie ciemne rurki, trampki, rozpiętą kurtkę i złotą bluzkę.  Kiedy zobaczyła Alexę zapłakaną z lodem przy dłoni, szybko do niej podbiegła. Nie zastanawiała się nawet jak przyjmie to, objęła ją. Alexa również przytuliła przyjaciółkę, szlochając. Było jej przykro. Dlaczego była zła na nią? Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniła. Tylko ona jej została i Jack. Tylko ona, jeżeli jej wybaczy to, że ją odrzuciła.
- Renesmee tak mi przykro - zaczęła mówić przez łzy - Przepraszam. Jestem taka głupia....
- Cicho Alex - powiedziała z troską - przestań. Nie przepraszaj. Nie jesteś głupia. Rozumiem cię. Powiedz co się stało.
Siedziały przytulone na podłodze. Alexandra nie mogła się opanować. Tak strasznie boli zdrada. Zawsze bała się odrzucenia, a kiedy się odważyła otworzyć na świat, znów została skrzywdzona. To tak strasznie boli - pomyślała.
- Alexandra co on ci zrobił? - ponownie zapytała.
Jak mam jej to powiedzieć? - pomyślała w duchu. To takie nie fair. Obwiniała Nessie, że jest tym kim jest. A ona jest dobra. Josh był podłym wampirem, chcącym tylko jej krwi. Jak mogła się tak mocno mylić? Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do domu. Nawet nie podnosiła głowy. Miała już dosyć. Niech ktoś mnie zabije - pomyślała. Poczuła na plecach chłodne dłonie i głos ich właściciela :
- Alexandra spokojnie - była to Esme - co się stało?
- Nic nie powiedziała, odkąd tu jestem. Musi być w szoku - usłyszała głos przyjaciółki. Zwróciła się do przyjaciółki - Alex co z twoja ręką?
Nastolatka postanowiła wziąć się w garść.Nie może cały czas się nad sobą użalać.Te cztery miesiące były okropne. Uniosła lekko głowę pokazując twarz. Łzy nie chciały przestać spływać. Oparła głowę o ramię przyjaciółki i przytrzymała lód przy nadgarstku. Poczuła, że Esme delikatnie odsuwa jej grzywkę na bok i gładzi włosy.
- Już lepiej? - spytała ostrożnie Nessie.
Pokiwała twierdząco głową.
- Co się stało? - spytała Esme - co Benjamin chciał ci zrobić?
Nastolatka wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- On mnie uratował.
Obie kobiety spojrzały na siebie zaskoczone.
- Ale jak... - przyjaciółka była w szoku.
- Powiedz mi tylko - Alexandra zwróciła się do przyjaciółki - czy wiedziałaś kim jest Josh? - spojrzała na wampirzycę.
- Jest z tobą... zaraz - spojrzała na nią poważnie - Chyba nie chcesz powiedzieć, że Josh jest...
Potwierdziła ruchem głowy.
- Mówiłaś, że podejrzewasz, iż jest wampirem - powiedziała Esme - ale Edward powiedział, że to niemożliwe.
- Wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Mogłam mu się przyjrzeć - mówiła Nessie z wyrzutem.
- Skarbie - Esme zwróciła się do Alexandry -co się stało, opowiedz.
- Byliśmy... w parku - zaczęła. Starła łzy - wszystko było idealnie. Ale... - zamilkła
- Ale? Alex co było dalej? - zapytała przyjaciółka.
- Spytał się nie wprost, ale dał do zrozumienia, czy chce spotkać się z matką, skoro jest mi tak źle. Wiedziałam jak mogę się z nią spotkać. Zaniepokoiło mnie to. Potem pojawił się Benjamin. Myślał, że wszystko wiem. Dowiedziałam się, że nim jest. Mówił, iż sam miał problemy z rozszyfrowaniem jego pochodzenia. Był ze mną tylko dlatego, bo przypominałam mu mojego przodka z osiemnastego wieku. Chciał tylko mnie zabić - kilka łez spłynęło po jej policzku,ale już nie szlochała.
- Ciii kochanie - powiedziała Esme, gładząc jej włosy.
- Przepraszam - powiedziała wycierając łzy.
- Alex za co? - spytała Renesmee.
- Za wszystko - wyznała schowana w jej objęciu - za to, że się nie odzywałam. Że nie powiedziałam ci wszystkiego z Egiptu. Za wszystko...
- Alexandro to my powinniśmy Cię przeprosić - powiedziała starsza wampirzyca.
- Ale nie mogłyście nic powiedzieć prawda? - odwróciła się do niej.
- Pamiętasz Belle? -zapytała.
Twierdząco pokiwała głową.
- Została przemieniona w wampira jak byłaś dzieckiem. Też wiedziała o naszym istnieniu. Chciała być taka jak my - opowiadała - została przemieniona, gdyż nasza tak zwana rada twierdzi, że ludzie nie mogą znać naszej rasy. Muszą myśleć, że nie istniejemy.
- To ja też będę musiała... - zamilkła wycierając łzy.Jej oczy były pełne lęku.
- Nie - powiedziała Nessie równo z Esme - nie będziesz musiała. Jakoś ukryjemy ten fakt - kontynuowała Esme.
Nastolatka siedziała oparta o ramię przyjaciółki. Nadal mocno ją obejmowała, a Esme siedziała koło niej gładząc włosy nastolatki. Uspakajała się. Chodź nadal była w szoku po tym jak została oszukana.. Jej oczy symbolizowały tylko niepokój. Jej oddech wrócił do normy. Zaczęła sobie wszystko układać. Renesmee jak i cała jej rodzina byli wampirami, a Jacob wilkołakiem. Jack był człowiekiem, a Josh wampirem, który udawał cały czas miłość do niej.
- Chodź wstań - powiedziała Nessie - nie będziemy cały czas siedziały na podłodze.
Dziewczyna jak maszyna pokiwała lekko głową i patrzyła przed siebie. Usiadła na kanapie. Obie wampirzyce siedziały teraz przejęte jej stanem.
- Pokaż ten nadgarstek - powiedziała spokojnie Esme.
Alexandra pokazała jej swoją rękę. Nadal bolała i była opuchnięta. Skóra miała kolory ciemnego fioletu i granatu. Kiedy wampirzyca dotknęła jej nadgarstka zrobiła grymas bólu.
- Który ci to zrobił? - zapytała delikatnie.
Po chwili odpowiedziała z trudem.
- Josh - szepnęła, oddychając głębiej by powstrzymać łzy.
- Może Carlisle zajmie się twoją ręką? Jest lekarzem, a to poważnie wygląda.
Kiwnęła delikatnie głową.
- Położysz się? - zaproponowała Esme - później byśmy zajęli się twoim nadgarstkiem.
- Chyba tak - powiedziała cicho - chyba się położę.
- Możemy przyjść później?
- Tak - szepnęła - tak.
***
Kiedy wampirzyce zniknęły z jej domu, poszła pod prysznic. Gorące krople ją ogrzały. Ubrała białe spodnie i czarną za dużą bluzę, wkładaną przez głowę. Położyła się na swoim łóżku. Zanim zdążyła się położyć, zobaczyła w ramkach zdjęcie jej i Josh'a. Wstała, a z jej oczu płynęły strumienie łez. Łzy nie smutku, lecz gniewu i rozczarowania. Tak strasznie zostać skrzywdzonym przez osobę, którą się kochało. Wyciągnęła wszystkie zdjęcie z nim. Zeszła na parter i zrobiła podobnie z ramkami z kominka. Wszystko wrzuciła do kosza. Nie chciała wspominać. Chciała zapomnieć. Po wyrzuceniu zdjęć poszła do swojego pokoju. Większość ramek była pusta. Postanowiła, że następnego dnia włoży tam inne zdjęcia. Położyła się na łóżku. Wtuliła się w poduszkę i objęła rękoma mniejszą. Ręka nadal ją bolała. Zwinęła się w kłębek. Leżała w pół mroku. Prześladowała ją cała sytuacja, która się wydarzyła całkiem niedawno. Miał to być jej szczęśliwy dzień. Miała spotkać się ze swoim ukochanym, pośmiać się z nim, porozmawiać i wrócić potem do szkoły. Zacząć normalnie funkcjonować. Ale nic z tego. Okazało się, że nie było tak kolorowo jak się zdawało. Cały czas żyła w zagrożeniu. Czy chciałabyś zobaczyć się z matką? -
przypomniała sobie jego pytanie. Pewnie, że chciałaby się z nią zobaczyć, lecz nie w taki sposób. W żadnym wypadku nie chciała tak umrzeć. Nawet wolałaby, żeby kto inny ją zabił niż on. W żadnym razie nie chciała dać mu satysfakcji. Przypomniała sobie nagle o jej wybawcy. Benjamin. Gdzie on teraz jest? Czy jest ranny? Czy wszystko w porządku? Co z tym draniem Josh'em? Nagle usłyszała gwałtowne pukanie do drzwi. Pomyślała, że to jej udawany ukochany, potem myśl, że to Benjamin lub jeszcze inna osoba. Nie chciała zejść. Bała się. A co jeżeli to Josh?
- Nie za żadne skarby nie zejdę - pomyślała - chce być sama.
Pukanie nie ustawało. Telefon zaczął jej dzwonić. Spojrzała kto to. Jack. I co ma mu powiedzieć? Że jego przyszywany kuzyn jest potworem? Że chciał ją zabić? Nie odebrała. Chciała przestać istnieć. Ale przecież nie może go odrzucać. Wzięła telefon do ręki ale nagle zamarła. Usłyszała, że ktoś prze klucza zamek w drzwiach. Nikt prócz niej nie miał kluczy. Jack oddał jej zapasową parę, kiedy wyszła ze szpitala. Cullenowie? Jacob? Kto? Przetarła szybko oczy. Chciała wstać, ale nagle ją sparaliżowało. Ktoś otwierał drzwi od jej pokoju. Leżała przerażona słuchała. Nagle dźwięk szurania i ktoś stał w jej pokoju. Dziewczyna bała się. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Kątem oka zobaczyła kawałek skórzanej kurtki. Zaraz! Taką kurtkę miał Josh!
- Josh zostaw mnie w spokoju, wynoś się! - krzyknęła i skuliła się jeszcze bardziej, zakrywając twarz w dłoniach.
Była przerażona, śmiertelnie przerażona.
- Alexandra, Alex to ja Jack - usłyszała spanikowany głos przyjaciela - Alexa spójrz na mnie. To ja Jack.
Odwróciła się do niego swymi szklistymi oczami. To był on, jej najlepszy przyjaciel. Zawsze się o nią martwił. Zawsze z nią był. Odetchnęła.
Usiadł koło niej. Jack wziął ją w swoje troskliwe objęcie. Wtuliła się w jego ramię. Czuła jak delikatnie gładzi jej głowę. Stara się by czuła się bezpiecznie. Był taki kochany. Siedzieli tak razem. Chciała w końcu przestać być oszukiwana i żyć w nie szczęściu. Nie chciała być pocieszana. Chciała normalnie żyć.
- W porządku - powiedział delikatnie Jack - spokojnie. On już niczego ci nie zrobi.
Odsunęła się delikatnie od niego i spojrzała na niego. Uśmiechnął się do niej lekko by dać jej otuchy. Ale uśmiech zniknął, kiedy zobaczył jej siny nadgarstek. Poczuła, że napiął mięśnie. Spojrzała na niego błagalnie.
- Mam nadzieje, że gnojek zdechnie - powiedział zły.
- S... skąd wiesz o tym wszystkim? Kto ci powiedział? - zapytała.
- Twój przyjaciel Benjamin do mnie zadzwonił i przyjechałem tu od razu jak mi powiedział. Jak to bydle mogło być z tobą dla zabawy. Zabiłbym go, gdybym go teraz spotkał.
- Przestań - powiedziała cicho, niemal błagalnie.
- Wybacz - przytulił ją mocniej - znasz mnie. Mówię to co myślę. I nie broń go.
- Nie mam zamiaru go bronić. Mam nadzieje, że Benjamin mu mocno przywalił. Bo gdybym była w stanie, to bym zrobiła to.
- Żałuje, że ujdzie mu to na sucho. Benjamin powiedział mi, że Josh wyjechał od razu jak kazał ci uciekać. Wcześniej pewnie lekko mu przywalił i zazdroszczę mu - uśmiechnął się złośliwie, ale od razu spoważniał - mocno boli cię ręka? - delikatnie dotknął sinej skóry.
- Boli ale mniej. Nessie załatwiła, że Doktor Cullen przyjedzie mi ją zbadać.
- To dobrze - nagle zamilkł - pogodziłyście się? - spytał zaskoczony - Kiedy?
- Parę godzin wcześniej. Zauważyła mnie jak biegłam trzymiąc nadgarstek w materiale.
- Chociaż coś dobrego cie spotkało. Pogodziłaś się z przyjaciółką - uśmiechnął się do niej.
Leżała oparta na nim. Przy nim czuła się bezpieczna. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała. Po jakimś czasie przyjaciel zapytał:
- Alex może... - ale dziewczyna w ogóle nie zareagowała - Alex? - spojrzał na nią.
Dziewczyna zasnęła.
***
Chwilka spokoju w objęciach Morfeusza. Tylko tam mogła znaleźć tymczasowy spokój. Chodź po jakimś czasie znów widziała sceny z poranka. Gwałtownie się przebudziła. Była oparta na czymś ciepłym. Ale na czym? Oczy nie chciały jej się otworzyć. Nagle usłyszała część rozmowy.
- I co z nią? Lepiej? - usłyszała czyiś melodyjny głos.
- Nie wiem - był to Jack - jak przyszedłem tu myślała, że Josh tu jest. Ale od razu zorientowała się, iż to ja. Jest przestraszona i zła, ale widać, że walczy. Jesteś pewien, że nie wróci?
- Nie, nie wróci. Idiota zniknął. Roz... - nagle ten melodyjny głos zamilkł - ja już pójdę .Wpadnę później.
Alexa się poruszyła i otworzyła oczy.
Zobaczyła, że jest oparta o Jack'a. Nie widziała nikogo innego. Z kim rozmawiał?
- Witamy w śród żywych - powiedział uśmiechając się do niej.
- Bardzo śmieszne - powiedziała lekko się uśmiechając - Z kim ty rozmawiałeś?
Zaczęła wstawać. Oparła chorą rękę o łóżko, lecz kiedy zaczęła się podciągać do pozycji siedzącej zabolała ją głowa. Zrobiła grymas bólu.
- Geniusz - mruknął Jack.
- Cicho. Nie bolała mnie więc zapomniałam - położyła rękę na czole - wydawało mi się, czy z kimś rozmawiałeś. Tylko nie mów mi, że mam omamy...
- Rozmawiałem z Benjaminem. Pytał się o ciebie...
- Nic mu nie jest? - zapytała zaniepokojona.
- Wszystko z nim dobrze.
Odetchnęła z ulgą. Od kiedy to się pyta o wampira?
- Może zostanę na noc, co? Czy chcesz pobyć sama?
- Nie wiem - wyznała - może wróć do domu.Odpocznij, a ja poukładam sobie trochę.
- No dobrze, ale zadzwoń do mnie jak będziesz potrzebowała pomocy lub jak będziesz się czegoś obawiała. Dobrze?
Kiwnęła głową.
- Która jest godzina?
- Za dwadzieścia minut skończy się ten kiepski dzień - uśmiechnął się.
- Tak długo ze mną wytrzymałeś? - zapytała zaskoczona - Jack...
- Miałem towarzysza i też się trochę wyspałem.
Spojrzała na swoja chorą dłoń. Przyjaciel zobaczył jej zaskoczenie, że ma zabandażowany nadgarstek. Zaczął tłumaczyć:
- Pan Cullen przyszedł kiedy spałaś. Zostawił ci maść. Masz dłoń schładzać w zimnych okładach. Nie wiem jak to zrobił, ale bardzo mocno musiał cie chwycić za nadgarstek.
- Wyrywałam się - wyznała i pomyślała też o jego niezwykłej sile.
- Wiem, wiem i dobrze. Nie dasz sobą pomiatać - przytulili się - ja już znikam. A ty odpocznij. Idziesz do szkoły w poniedziałek, czy lepiej nie?
- Muszę. Nie będę zamykała się w domu przez to, że zerwałam.
Przez to, że omal nie zabił mnie mój były, udawany chłopak - dodała w myślach.
- Trzymaj się. Klucz zostawiłem ci na komodzie przy wejściu.
- Zejdę z tobą. Idę czegoś się napić.
***
Zeszli razem. Otworzyła drzwi przyjacielowi.
- I pamiętaj - przytulił ją - jakby co dzwonisz.
- Tak - uśmiechnęła się delikatnie - pamiętam.
- Nie martw się, on już cię nie znajdzie.
- Wiem. A raczej mam taką nadzieję.
- Na pewno. Do zobaczenia. Zadzwonię jutro.
Pokiwała mu na pożegnanie i zakluczyła drzwi. Poszła do kuchni. Nalała sobie soku pomarańczowego do szklanki. Wyciągnęła tabletkę przeciwbólową i popiła po niej. Po umyciu szklanki, zgasiła światło i wróciła do swojego pokoju.
***
Benjamin był właśnie w jej ogrodzie. Słyszał i widział jej pożegnanie z przyjacielem. Był pod wrażeniem, że dziewczyna cały czas starała się żyć normalnie mimo tylu przeszkód. Nie była tylko przestraszona. Czuł jej gniew. Była zła, że niczego nie zauważyła, że dała się. Pokazywała cały czas, że się stara. Jako niedoszły faraon nigdy nie odczuwał negatywnych emocji. Czuł je jedynie w dniu zamknięcia. Czuł, że w okolicach serca coś go bolało, delikatni kuło. Pierwszy raz zaczął odczuwać żal. Żal i to z powodu zwykłej dziewczyny. Jej historia poruszyła Egipcjanina, który do pewnego dnia myślał wyłącznie o sobie. Jego światopogląd zaczął się gwałtownie zmieniać, kiedy zobaczył przestraszoną szatynkę w swoim więzieniu. Poznaje od tamtej pory swoje uczucia. Zaczyna zdejmować pancerz. Zobaczył, że dziewczyna idzie do swojego pokoju. Szybkim ruchem znalazł się na balkonie dziewczyny. Okno było uchylone, więc szybko się przez nie prześliznął. Drzwi otworzyły się i zobaczył nastolatkę. Był krucha, delikatna i zamyślona. Zamknęła drzwi i spojrzała na niego. Była zaskoczona, to widział, ale nie rozumiał jednego. W pewnej sekundzie zobaczył na jej twarzy ulgę. Martwiła się? O... o niego?
- Nic ci nie zrobił? - zapytała delikatnie.
Był zaskoczony. Ona martwiła się o niego. Nie bała się o siebie, tylko o wampira. Potwora z horrorów. Zorientował się, iż milczy bo dziewczyna patrzy na niego z cierpliwością.
- Nie... nic - zamilkł na chwilkę - a tobie? Jesteś cała? 
- Nic mi nie jest, tylko rękę mam trochę pokiereszowaną - zrobiła kilka kroków do łóżka i usiadła. Pokazała mu dłonią, żeby usiadł koło niej.
- Od kiedy chcesz, żebym był koło ciebie? Żebym siedział blisko ciebie? Zazwyczaj chcesz bym był z dala.
- Wielki pan i władca pyta się o pozwolenie śmiertelniczki? - spojrzała na niego lekko rozbawiona, ale od razu spoważniała.
- Wielki pan i władca jest zaskoczony - uśmiechnął się nie pewnie - Na pewno dobrze się czujesz?
Twierdząco pokiwała głowa. Wsunęła kolana pod brodę i objęła nogi. Usiadł koło niej.
- Co do tego ranka - zaczął - nie musisz się już bać, że go spotkasz.
- Zabiłeś go? - zapytała spoglądając na niego.
- A miałem wyjście?
Przecząco pokręciła głową.
- Da się was zabić? - spytała lekko zaskoczona.
- Każdy ma jakiś słaby punkt. Nawet wampiry.
- Ale jak? Kołkiem? Jak w tych wszystkich filmach? - uśmiechnęła się zakłopotana.
- Nie, nie - zaśmiał się krótko - ani kołek, ani czosnek na nas nie działa. Srebro też nie - zaśmiał się ponownie.
- Podejrzewałam, że czosnek to bzdura - mruknęła z lekkim uśmieszkiem.
- Wystarczy, że rozszarpiesz wampira na strzępy, a następnie spalisz każdą jego część.
Spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Poważnie? - spytała z lekkim lękiem.
Pokiwał twierdząco głową.
- Skąd się wziąłeś w tym parku - zamilkła - jak?
- Nie bądź zła, ale obserwowałem cię i was. Coś nie podobało mi się w nim, a miałem nosa do takich spraw. Nie wiedziałem, że o tym nie wiesz. Od razu bym ci powiedział. Ale byłem zły. Sądziłem, że okłamałaś mnie w świątyni. A uwierz. Za moich czasów nie tolerowało się kłamstwa. Miałem ochotę, żeby Josh cię skrzywdził - spojrzała przestraszona, od razu zaczął jej tłumaczyć dalej - ale jak powiedziałaś, że nic nie wiesz, nie chciałem tego. Kiedy uciekłaś, musiałem rozłożyć go na części i spalić. Więc mam nadzieję, że park nie był twoim ulubionym miejscem.
- Nie, nie był - powiedziała cicho po chwili dodała - czyli on nie wróci?
- Nie - odpowiedział krótko.
Odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego wysłałeś do mnie Jack'a?
Po dłuższej chwili odpowiedział.
- Nie wiedziałem jak zareagujesz kiedy ja przyjdę. Sądziłem, że będziesz się mnie bała, więc powiadomiłem Jack'a. Wiem, że macie bliskie kontakty. Troszczy się o ciebie więc stwierdziłem, iż cię pocieszy czy coś...
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Widział przerażenie w jej oczach, kiedy powiedział, że chciał by umarła. Potem była jakby zamyślona. Cały czas patrzył na nią i czekał. Dał jej się zastanowić.Żeby prze analizowała całą historię. Oczekiwał, że coś powie. Ale zaskoczyło go, to co zrobiła. Spojrzała na niego i przytuliła go. Chłopak zesztywniał. Nie wiedział co dziewczyna robi. Jej szyja, jej nadgarstek był tak blisko. Ciepła, pulsująca krew. Nie chciał jej skrzywdzić.
- Dziękuje za uratowanie życia - usłyszał jej cichy głos.
No tak. Jej styl dziękowania. Powoli, niepewny położył ramiona i dłonie na jej plecach. Czyli tak to robią ludzie? Objął ją. Teraz zrozumiał te istoty. Rzeczywiście było to przyjemne uczucie. Alexandra traktowała go jak człowieka, jak równego sobie, a nie jak bestię. Rozumiała wszystko. Czuł jak delikatnie podnosi się i opada jej klatka piersiowa. Jak jej oddech krąży wokół jego szyi. Alexandra mu podziękowała. Nie bała się. Nie zraził jej do siebie poprzez wyznanie jej prawdy. Nie zraził jej od siebie tym, że jest wampirem. Teraz poczuł, że zaczyna się do niej przywiązywać. Delikatnie pogłaskał jej plecy pokazując, że wszystko jest w porządku. Odsunęli się od siebie. Była spokojna. Słyszał bicie jej serca. Miało umiarkowany rytm. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało. On również odwzajemnił lekki uśmiech.
- Kurde przytuliłam się do wampira. Rzeczywiście ze mną jest coś nie tak - zażartowała i zaśmiali się oboje.
- Ale do nie byle jakiego wampira - powiedział rozbawiony - do faraona wampira.
- Musisz mi kiedyś opowiedzieć o Egipcie za twoich czasów - poprosiła.
- Nie ma sprawy. Mam cała wieczność.

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 10 Zdrada

Nastał sobotni poranek.Alexandra otwarła ciążące powieki i doszła do wniosku ,że śpi na kanapie.Po głowie znów chodziły jej dziwne obrazy.Wyglądają trochę jak wspomnienia, lecz nie mogły nimi być.Nie skupiała się na nich,gdyż zastanawiała się nad snem z którego przed chwilą się wybudziła.W nocy śniła ,że biegła przez las.Coś lub ktoś gonił ją,a ona była przerażona.Ubrana w białą suknie pobiegła do końca lasu i zatrzymała się przed przepaścią.Stała na końcu klifu.Woda była ciemna i mętna.Niebo było pokryte ciemnymi,ciężkimi chmurami.Nagle wiatr się zerwał i był bardzo porywczy.Usłyszała za sobą łamane gałęzie.Ktoś szedł w jej kierunku.Spojrzała za siebie i nikogo nie widziała.Usłyszała cichy szept w głowie.Wybierz.Dziewczyna nie wiedziała o co chodziło w związku ze snem.Dlatego nie chciała się nim zamartwiać.Do głowy przyszła jej przyjemna myśl.Dziś zobaczy się z Josh'em.Pójdą razem na spacer,ale niestety nie wiedziała ,że dzisiejszy dzień będzie jednym z tych najgorszych.Spojrzała na budzik.Była 6;20 rano.Skoro teraz się obudziła już nie zaśnie.
Wstała włożyła płytę z muzyką do odtwarzacza DVD i zaczęła lecieć jej ukochana piosenka w wykonaniu ''Indili ,, Dernière Danse''.Spojrzała na teledysk , a następnie wstała i poszła do pokoju.Piosenka brzmiała w głośnikach w całym domu. Delektowała się każdą nutą.Kiedy miała czas wolny uwielbiała słuchać od rana muzyki,a szczególnie francuskiej piosenkarki Indili.Wyciągnęła z szafy czarne rurki,białą bokserkę a na to sweterek ower size z kremowym odcieniu.Przyszykowała też ocieplane czarne trampki firmy coverse.Wskoczyła pod prysznic ,który ją wybudził .Następnie ubrała się w przyszykowane ubranie i zeszła do salonu.Odblokowała w panelu ustawienia i rolety odsłoniły jej widok na świat.Było pochmurnie jak zwykle,lecz deszcz przestał padać.Teraz leciała kolejna piosenka pięknej francuski pt.S.O.S.Słuchając przyszykowała sobie kanapkę i sałatkę grecką.Do tego nalała sobie do szklanki wodę.Głowa ją lekko bolała ,lecz postanowiła nie brać lekarstw,gdyż już i tak dużo łykała chemicznych środków w czasie leczenia rany po zatruciu.Cichutko nuciła piosenkę francuski w czasie zmywania miski.Wzięła szklankę z wodą i szła w kierunku salonu.Śpiewała po cichu ,Tourner Dans Le Vide Indili.Alexandra miała piękny głos ,lecz od początku choroby mamy przestała śpiewać na występach czy konkursach i grać na fortepianie.Na instrumencie grała w czasie choroby mamy ,gdyż kobieta ją o to prosiła.A kiedy Gabriela zmarła, nastolatka pożuciła  muzykę i zajęła się innymi zajęciami :historią , angielskim ,a szczególnie pisanie w formie dziennikarskiej i szkicowaniem obrazów.(Z tych zajęć również była niesamowita).Czasem miała wrażenie ,ze duch mamy jest w pobliżu i nuciła piosenkę , lecz robiła to również czasem gdy miała mętlik w głowie.Wzięła łyk wody.Omijała stół ,a po prawej stronie było okno balkonowe z którego widziała ogród.Spojrzała w kierunku szyby tak od niechcenia.Nagle zobaczyła szczupłą i piękną blondynkę.Jej oczy były złote,cera porcelanowa.Była przepiękna.Ubrana w ciemny strój.Długie złote włosy delikatnie opadały.Rosalie?-pomyślała.Kiedy zobaczyła postać upuściła szklankę z wodą i wzdrygnęła się.Czy widziała właśnie przyjaciółkę?Spojrzała w dół.Szklanka była rozbita ,a woda pomoczyła jej skarpetki.Spojrzała szybko w kierunku dziewczyny.Nie było jej.Przewidziało jej się?Normalnie by tak stwierdziła i byłaby spokojna,lecz teraz niczego nie była pewna.Poszła do kuchni po ręcznik i zmiotkę.Wytarła podłogę ,następnie wzięła ostrożnie duże kawałki szkła.Odłożyła je delikatnie na szufelkę ,mniejsze kawałki
zmiotła.Kiedy wrzucała mokry papier zahaczyła wewnętrzną częścią dłoni o szkło i przecięła rękę.
-Pięknie -powiedziała zezłoszczona
Wzięła zdrową ręką szufelkę ze szkłem i zmiotkę,a zranioną rękę trzymała tak by krew nie była w całym domu.Wyżuciła szkło i rękę podlała strumieniem zimnej wody.Obejrzała czy nie ma w rance szkła.Nie była poważna.Położyła gazę na zranione miejsce i krótkim bandarzem owinęła kawałek dłoni.Wydarła ręcznik papierowy i wytarła zakrwawioną wodę ze zlewu.Spojrzała czy na podłodze nie ma krwi.Przy miejsce gdzie opuściła szklankę było trochę szkarłatnej cieczy.Zawsze miała problemy z zakrzepem krwi.W czasie wykonywania czynności dziewczynie wydawało się ,iż coś w ogrodzie się poruszyło.Spojrzała.Nikogo nie było.Wyrzuciła zużyty ręcznik i wzięła śmieci.Nie chciała by zapach krwi był w całym domu.Otworzyła drzwi i wyrzuciła odpady do kontenera.Przywitała się grzecznie z sąsiadką z udawanym uśmiechem i wróciła do domu.Prze kluczyła klucze i poszła w kierunku okna .Otwarła je i spojrzała na ogród.Nikogo nie było.Słyszała tylko melodię z domu.Zlustrowała cały krajobraz i zamknęła szczelnie okno.
***
-Jestem za chwilkę-powiedział Josh przez telefon
-Dobrze.To ja już się ubieram-powiedziała i zakończyli rozmowę.
Założyła na siebie czarną skórzaną kurtkę.Telefon włożyła do kieszeni.Włożyła czarne trampki i owinęła szyję białą apaszką.Wyszła z domu ,zakluczyła drzwi i włożyła klucze do kieszeni w spodniach.Nie lubiła torebek.Robiła jak mężczyźni,najważniejsze rzeczy nosiła w kieszeniach,czyli telefon ,portfel czy klucze.Odwróciła się i zobaczyła biały samochód swojego chłopaka.Uśmiechał się do niej z czarnego audi R7.Weszła do samochodu ,usiadła i przywitała się z nim.
-Cześć-uśmiechnęła się 
-Cześć-ucałował ją -gotowa?
-Chyba tak.
-Chyba?-spojrzał podejrzliwie.
-Przyznasz,że mało ostatnio wychodzę-powiedziała patrząc na niego-jakoś się muszę przyzwyczaić do wychodzenia bo stanę się dziwolągiem ,którym i tak jestem.
Zaśmiali się oboje.
-Dziś będzie wyjątkowo-powiedział całując jej szyję-nie będziesz musiała się przyzwyczajać do niczego.
Spojrzała podejrzliwie na niego.
-Co ty kombinujesz?
-Nic takiego.Chce zabrać moją dziewczynę do parku,gdzie będziemy tam we dwoje.Bo w poprzednim mieście nie było takiego miejsca gdzie byśmy byli sami.
-No dobra.Prowadź-pocałował ją i ruszyli.
***
Szli dróżką przez park.Dziewczyna była wykończona.Spędziła w parku w towarzystwie Josh'a już trzy godziny.Raz się śmiali,raz całowali ,a raz jeszcze dyskutowali.Wyglądali jak kochająca się para od wielu lat,lecz jedynym minusem w ich związku jest oszustwo i zły postępek.Dziewczyna teraz była szczęśliwa,lecz nie wiedziała,ze to całe przedstawienie ,zniknie.Podbiegła do Josh'a,który specjalnie przyśpieszył.Dziewczyna śmiała się.
-Zaczekaj-zawołała śmiejąc się-Bo ja się teraz obrażę-zatrzymała się,nadal uśmiechnięta.
Chłopak odwrócił się i szybko porał ją w objęcia.
-Puścisz na mnie focha?Za to ,ze prawie wrzuciłem cię do opuszczonego stawu?Jak możesz-udawał urażonego.
-A ja mam cię wrzucić do jakiegoś bagna?-spytała udając złą-i jeszcze mam moze cię gonić?Nie jestem taka szybka.
-Och mój ślimaczek-zadrwił z niej przyjaźnie po czym pocałował przelotnie-aż taka wolna jesteś?Będę musiał zapuścić tu korzenie byś mnie dogoniła.
Spojrzała na niego.Jej oczy mówiły ,,SERIO?'' lub ,,CZY CHCESZ OBERWAĆ TĄ PIĘŚCIĄ?''
-Jesteś okropny-powiedziała kładąc mu ręce za szyje.
-Wiem.Ale kocham cię za te twoje miny.
-Josh-uderzyła go lekko w pierś-jesteś wredny.Co ja w tobie widzę?-zapytała żartując
-Wszystko
Objął ją mocniej i zaczął namiętnie całować.Jego wargi były strasznie twarde i chłodne,ale po jakimś czasie były cieplejsze i bardziej miękkie.Zaczął coraz gwałtowniej. Dziewczynę aż usta zaczęły boleć.Kiedy oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza patrzył na nią jak zahipnotyzowany i rozbawiony.
-Masz kiepską kądycje-powiedział
Uśmiechnęła się.
-A ty twarde wargi-zaśmiała się
Nadal trzymał ją w objęciach.Jego dłonie były na plecach dziewczyny.Jego uścisk byl silny.
-Nie boli cie ramię?-zapytał
-Nie wszystko jest już dobrze z nim.Zagoiło się.
-A jak ostatnio samopoczucie?Pogodziłaś się z przyjaciółką?
Nastala chwila ciszy.Dziewczyna nie chciała go zamartwiać swoimi problemami.
-Nie przejmuj się moimi problemami-przytuliła się do niego-rozwiąże je.
-Chce wiedzieć -zaczął bawić się jej kosmykiem-zależy mi na tym.Dzięki twojej odpowiedzi podejmę pewną decyzję.
-Jaką decyzję?-spojrzała na niego
-Wyjaśnię ci zaraz-powiedział całując jej policzek-ale opowiedz mi najpierw.
-No coz....Dzwoni do mnie i zostawiła pelno wiadomości na telefonie i sekretarce.Nawet ich nie wysłuchałam.Ale chyba do niej zadzwonię albo spotkam się w szkole.Jest moją przyajciólką.Oszukała mnie bo musiała.Bała się o moje dobro.Nie mogę jej za to winić.
-Ale jest coś jeszcze ,prawda?Widzę to w twoich oczach.Co się dzieje .Nie tylko przez to jesteś taka smutna.
Wtuliła się w niego. Czula miękki materiał kurtki.
-Brakuje mi jej.Od jej śmierci śni mi się coraz częściej.Chciałabym ją w końcu zobaczyć ,by było jak dawniej.Żeby pomagała mi w przygotowaniach do występów , uczyła nowych melodii na fortepianie ,pomagała napisać piosenki.Żebym tylko trzymała ją za rękę.
Umilkła.Łzy napływały lecz powstrzymywała je jak mogła.
-Ale mimo tego ,mam nadzieje,ze lepiej jej tam ,gdzie jest.Oby nie czuła bólu i nie męczyła się jak w domu i szpitalu.
-Chciałabyś ją zobaczyć ,prawda?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.Ale to chyba jeszcze nie mój czas.Kiedyś się znów zobaczymy-uśmiechnęła się uroczo-wierzę ,że jest jej dobrze.Nie mogę się użalać nad sobą.Dam radę.Na pewno by tego chciała.
-Mógłbym w pewien sposób pomóc ci w realizacji tego marzenia-powiedział mocniej ją przytrzymując.
Spojrzała na niego zaskoczona i lekko przestraszona.
-Słucham?-spytała ,myśląc ,ze się przesłyszaa.
-Czy chciałabyś zobaczyć się z matką?-szepnął jej koło ucha.Polożyła dłonie na jego ramionach by się od niego odsunąć.Ale nie mogła był zbyt silny.Delikatnie musnął jej szyję ustami. Byly chłodniejsze niż przed chwila.
-O czym ty mówisz?Niby w jaki sposób?Musiałabym...-nie dokończyła  -Josh proszę puść mnie-zaczęła się znów odpychać.Bała się ,ze jej nie puści ale zrobił to bardzo delikatnie.Odsunęła się od niego o pół metra.
Patrzyli sobie w oczy.Ona lekko przestraszona ,a on ze swoją pewnością siebie.Wyglądał jakby chciał się na nią rzucić.Patrzył jak drapieżnik na swoja ofiarę.
-Oszalałeś?!
Patrzyl tak na nią ,jak na zwierzynę.
-Drżysz-powiedział do niej.
-Dziwisz się -usłyszeli oboje głos z boku-proponujesz jej śmierć.
Alexandra odwróciła się w kierunku melodyjnego głosu.Należał do mężczyzny.Był opart o pień drzewa.Miał miedzianą cerę,ciemno brązowe włosy były w nieładzie.Miał na sobie czarne spodnie,T-shirt tego samego koloru i skórzana kurtkę.Patrzył to na dziewczynę, to na chłopaka.
Alexandra miala dosyć.Benjamin cały czas ją prześladował.Teraz była spanikowana,chodź na zewnątrz zachowywała lekki spokój.
-Sądziłem,ze byłaś ze mną szczera Alexandro-powiedział Benjamin do niej-nie byłem pierwszym mojego rodzaju ,którego znasz.Oszukałaś mnie w Egipcie.
-Twojego rodzaju?Słucham?-spojrzała zaskoczona na niego-chyba nie sądzisz ,że...-umilkła.
Patrzył na nią śmiertelnie poważnie.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć,ze niczego o nim nie wiesz-jego twarz zaczęła być pełna gniewu.
Patrzyła na niego nadal zdezorientowana.
-No pięknie-powiedział sam do siebie.Spojrzał na Josh'a.-Zamierzałeś jej powiedzieć czy się nia bawies?To trochę podłe.Nie sądzisz?Nawet ja się tak nie bawiłem ludźmi.
Josh spojrzał na Benjamina pelen gniewu.Alexa spojrzała na swojego chłopaka.Kiedy zobaczyła jego twarz przestraszyła się i nie zdążyła tego ukryć.Zrobiła szybkie trzy kroki w tył.Spojrzał na nia.Jego oczy.Nie to niemożliwe.Cały czas byla oszukiwana.Niczego jej nie powiedział.Jak mogła tego nie zauwazyc?Jego oczy... Było tyle wskazówek,tyle sytuacji na to wskazujących ... Byla tak przejęta wszystkim,ze nie zauważyła tego.Jak mogła być tak ślepa?!Jego oczy byly szkarłatne.Znów spojrzał na Benjamina.Dziewczyna była w szoku.Ta propozycja spotkania z matką ,to wszystko...
-Czy zamierzasz jej to powiedzieć?A raczej czy zamierzałeś?-spytał ponownie
-Jak mnie rozpoznałeś?-spytał Josh
-Cóż przyznam nie bylo łatwo-umiechnąl się sztucznie ,ale szybko znikł,a na jego twarzy był gniew.-Podejrzewałem cię odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz.Wtedy w szpitalu,ale wydałeś się.Wiesz kiedy?
-Słucham-powiedział pusto Josh
-Alexandra wrocila z Egiptu i znalazłem ją.Następnie śledziłem po tym jak wyszła ze szpitala na żądanie .Widziałem każde wasze wspólne spotkanie.Miałeś chłodne ręce,to był jeden symptom.Ciemne oczy, drugi symptom.Zawsze chodziłeś zbyt szybko jak na człowieka.Ale wydałeś się głownie dzisiaj.Alexa sama powiedziała, masz twarde usta, czyli cała skóra jest twarda.Niezniszczalna.Ale każdy wampir ma jakąś zdolność.Ja panuje nad żywiołami,a ty zabierasz ciepło od ludzi by cię  nie rozpoznali.To było trudne do zgadnięcia ,ale się udało.
-Gratuluje-wycedził-jesteś bardzo spostrzegawczy.
Dziewczyna była załamana.Czy kiedyś jej się ułoży?Bedzie kiedyś szczęśliwa.Czy będzie żyła bez kłamstw i oszustw.Wyczuła ,ze Josh chce wziąść jej dłoń.Cofnęła się o dwa kroki.Oczy były szkliste,lecz nie uroniła żadnej łzy.Nie teraz.Nie tutaj.
-Alexa spokojnie-mówił powoli-wszystko ci wyjaśnię-powiedział Josh
Benjamin szedł w ich kierunku.Patrzył cały czas na chłopaka.
-Od kiedy nim jesteś?
-Przemiana w XVI wieku-powiedział i spojrzał na dziewczynę.
Patrzyła się na niego wzrokiem pełnym zawodu.
-Alexandra...-ale przerwała mu gestem ręki.
Wzięła dwa oddechy.Dwójka mężczyzn patrzyła się na nią.Zaczęła mówić.
-Dlaczego wybrałeś sobie akurat mnie?Dlaczego w ogóle pojawiłeś się przy mnie?
-Jesteś tak podobna do Elisabeth-kiedy dziewczyna spojrzała zdezorientowana wyjaśnil-była w twojej rodzinie.Zyla w osiemnastym wieku.Jesteś do niej tak strasznie podobna.Ona była taka urocza,delikatna jak dziecko.Ale ty jesteś jej lepszym wydaniem.Masz charakter ,walczysz i nie jesteś uległa ,jak ona.Lecz jedną cechę masz taką jak każda w twojej rodzinie.Jesteś wrażliwa,chodź udajesz ,iż tak nie jest.Chcesz być silna i jesteś nią ...
-I dlatego sprawdzasz czy jestem odporna na wrażliwość bawiąc się mną ?Sprawdzasz czy jestem silna psychicznie?!-warknęła na niego załamana-nią też się tak bawiłeś?!
-Nie bawiłem się tobą.Kiedy mnie nie było przesyłałem Jack'a byś nie była sama...
-Bym nie uciekła może?!-na chwile umilkła-Powiedz mi ,ze Jack nie jest... że on nie jest-nie mogła się wysłowić .Głęboko oddychała by się nie rozpłakać.
-Nie on nie jest wampirem,jest człowiekiem. Jestem adoptowany.Pamiętasz?
-Przysyłałeś Jack'a by dłużej mieć swoją zabawkę.By zaczekać ,aż ją wykorzystać i wyrzucić!-powiedziała
-Wiesz ,ze nigdy bym cię nie skrzywdził-podszedł do niej,lecz ona się odsunęła.Złapał ją za rękę i chwycił nadgarstek by nie uciekła,chodź nadal starała się odsunąć-tak jakoś wyszło.Chciałaś wrócić do matki.Mówiłaś ,ze cierpiałaś.To chciałem skorzystać z okazji...Ona podobnie skończyła...Elisabeth też...Chciałem skorzystać z okazji....
-I mnie zabić?!Dlatego się wypytywałeś o moje problemy?By nie mieć wyrzutów sumienia?!Puść mnie to boli!
-Właśnie widzę jak jej nie chcesz skrzywdzić-powiedział Benjamin z sarkazmem-dobra koniec.Puść ją.
-Wyluzuj stary-powiedział Josh odwracając się do Benjamina-możemy się nią podzielić.Krwi wystarczy jak na naszą dwójkę.
-Na pewno nie pozwole żebyś ty ją wziął-warknęła na Josh'a-wolalabym każdego ,byle nie był tobą.
-Jeszcze zmienisz zdanie-powiedział do niej zaciskając uścisk na nadgarstku.
Benjamin widział przerażenie i zdradę w oczach dziewczyny.Została skrzywdzona.Nie rozumiał dlaczego,ale chciał ją uratować.Nie rozumiał samego siebie,ale jego martwe serce tak mówiło.Ocal Alexandre. Ona się boi.Została zdradzona.Jej sytuacja jest beznadziejna.Jest sama,z chłopakiem ,który chce ją zabić.Sama z wieloma problemami.Sama z wampirami.Jeden chce jej krwi,drugi chce jej bezpieczeństwa.I to właśnie Benjamin  jest tym drugim.Uśmiechnął się do siebie prze co , Josh wziął to za potwierdzenie.Benjamin powiedział:
-Puść ją
Spojrzał mu w oczy.
-Wolisz ,zeby uciekala?-uśmiechął się wrednie.
Dziewczynie serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.Chcą się nią pobawić?Żeby uciekała i zabić ją ,robiąc jej nadzieję,ze ucieknie?!Nagle poczuła czyjeś ramiona na barkach , klatce piersiowej i poczuła,ze ktoś ją odsuwa.Stało się to tak szybko.Zorientowała się,że to jest Benjamin.Spojrzała przez ramię na niego.Ich oczy się spotkały .Jej zielone tęczówki z ciemnymi.Nagle usłyszała szept przy uchu.
-Kiedy powiem ci byś uciekała ,uciekaj-był to tak cichy szept,ze ledwo go słyszała.
On chce mi pomóc?-była zszokowana.
Nie chce jej skrzywdzić.Obcy pomaga jej przed, niedawno, swoją najbliższą osobą.To było okropne.
-Nie sądzę by była twoja-powiedział spokojnie.
Josh dostał szału.Zgiął nogi w kolanach rozstawił szeroko ręce.Benjamin szybkim ruchem pojawił się przed nim.Zrobił to tak gwałtownie i szybko ,że dziewczyna  upadła.Patrzyła przerażona przed siebie.Dwoje mężczyzn w tych samych pozach, lustrowało się gniewnie spojrzeniami.Z gardła Josh'a wydobył się ryk jak u zwierzęcia.Alexa zatkała uszy.Egipcjanin zaatakował pierwszy pchnął z wielką siłą na chłopaka lecz on poleciał tylko dwa metry do tyłu.Szybko wstał i zaczęli się szarpać.Alexandra patrzyła paraliżowana.Chciała pomóc swojemu wybawcy ale nie wiedziała jak.Były chłopak dziewczyny zaatakował swojego wroga.Na Benjaminie nie zrobiło większego wrażenia.Udeżył go z całej sily w klatkę piersiową.Josh poleciał na drzewo ,które było wielkie i potężne.Pod jego ciężarem zostało połamane i spadło.Benjamin odwrócił się do nastolatki.
-ALEXANDRA ,UCIEKAJ!!!!
Nie wiedziała jak się podnieść.Nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić.Osoba którą kochała,oszukiwała ją i bawiło się jej uczuciami.O mało co by nie umarła tylko dlatego,że odpowiedziała na pytanie o matce.Dlatego że wyżalała się ukochanemu,udawanemu ukochanemu.Był z nią nie z miłości,lecz z powodu krwi.
Zobaczyła twarz Egipcjanina.Wstała szybko i zaczęła biec w kierunku wyjścia z parku.Nikt jej nie mógł zobaczyć w parku,gdyż byl opuszczony.Nadgarstek który trzymał Josh była cała sina i chłodna.Ściągnęła chustę i zawiązała ją wokół ręki.Wybiegła przez starą,zardzewiałą bramę.Odwróciła się i widziała tylko drzewa.Straciła ich z oczu.Niestety, biegla dalej.Szybko przemieszczała się.Minęła las.Drzewa przypominały jej ,jak Josh jedno zniszył.Potężne drzewo,które nie miało prawo pęknąć,nie miało prawo zostać zniszczone.Spojrzała kątem oka i zobaczyła Jacoba ,Renesmee i Alice.Tak rozpoznała ją po elfiej fryzurze i delikatnej posturze.Wyglądali jakby się kłócili.Nie chciała nikomu mówić o tym co zaszło.Nie chciała nikomu się wyzalać.Chciała po prostu nie istnieć.Biegła z nadzieją,ze jej nie rozpoznają.Wbiegła na swoją ulicę.Zdawało jej się,że ktoś ją woła ,ale nie zareagowała.Na szczęście nikogo ze sąsiadów nie było.Wyciągneła klucze z kieszeni.Jej ręka się tak trzęsła,ze nie mogła trafić w zamek.Zaklęła pod nosem.Kiedy przekluczyła szybko weszła do domu.Zakluczyła drzwi na wszystkie spusty.W panelu ustawiła by rolety zeszły w dół.Została sama.W ciemnym domu.Niczego nie widziała.Mogła teraz się rozpłakać.Łzy zaczęły lecieć strumieniami.Ręce i nogi zaczęły się trząść.Szlochała.Zaświeciła w salonie malą lampę.Telefon był rozradowany. Podłączyła telefon stacjonarny by zadzwonić do Jack'a by przyszedł.On jest jej najwierniejszym przyjacielem.Niczego nie wiedział.Nagle zadzwonił telefon.Nie odebrała. Czekała ,aż osoba się rozłączy lub zostawi wiadomość.Zaczęła palic w kominku.Było jej zimno.Słuchała w trakcie czynności.
-Cześć-powiedziała nagrana przez nia informacja powitalna-tu Alexandra Walker.Nie ma mnie w domu lub jestem zajęta by odebrać.Zostaw wiadomość a zadzwonię później.
Pobiegła szybko do kuchni po lód.Ręka była sina.Bolała ją i spuchła trochę.Przykladając lód sunęła się po ścianie na podłogę.Siedząc na zimnej powieszchni słuchała.
I wiadomość zbila ją z tropu.Był to glos Renesmee:
-Alexa?-byla zdenerwowana-wiem ,ze mnie słyszysz odbierz.Co się stalo?Widziałam jak biegniesz przerażona do domu?Co z twoją ręką?Proszę odbierz.Przyjdę do ciebie.Ale proszę porozmawiaj ze mną.Blagam cie..Proszę porozmawiaj ze mną.Powiedz co się stało,ze jesteś przerażona.Oddzwoń .Błagam.Co ci zrobił Benjamin.Alice widziała go w wizji.Oddzwoń.Odezwij się...
Alexandra bez namysłu wstała przytrzymując lód i nacisnęła szybko guzik.Zrobiła to impulsywnie.Skoro ona jest wampirem ,dlaczego nie powiedziała ,że jest nim Josh?!Przecież rozpoznają swój rodzaj.Odebrała rozmowę.Szlochając powiedziała tylko:
-Renesmee.... przyjdź
I usłyszała ,że ktoś puka do drzwi.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 9 Zycie toczy się dalej.

Deszcz stukał w szyby okien.Krajobraz był szary, ponury.Słońce zostało zakryte ciemnymi chmurami, jakby chciały pokazać swój zły humor.Od czasu do czasu pojawiały się, to białe, to lekko czerwone czy fioletowe błyski burzy. Odgłosy grzmotu były słyszane bardzo dobrze. Raz były ciche, jakby ktoś szeptał, następnie były głośniejsze, jakby ktoś mówił, a rzadziej głośne, jakby ktoś krzyczał ze złości. Kiedy Alexandra była mała, matka zawsze jej mówiła, że kiedy pada-aniołki podlewają kwiatki, kiedy błyska się, robią ludziom zdjęcia, jak grzmi,coś się turlało po im podnóżu, czyli po chmurach. Za małego dziecka zawsze bała się burz. Chowała się pod kołdrą i trzymała małego pluszowego misia. Nastolatka właśnie wspominała całą historię. Była podobna pogoda co teraz. Chowała się pod kocem, a z jej dużych oczu leciały grochy łez.
Gabriela podeszła wtedy do niej i opowiedziała historykę, dzięki której nie bała się już tego zjawiska.
-Nie bój się Alexandro-powiedziała rodzicielka do małej córki -chodź na kolanka.
Mała szatynka z pasemkami o kolorze blond usiadła na kolanach mamy. Dziewczynka była okryta kocem, a w drobnych rączkach trzymała małego pluszowego misia. Jej oczka były pełne łez.
-Mamusiu-powiedziała cichutko wtulając się w kobietę-one są złe-wskazała na burzę.
Kobieta delikatnie się uśmiechnęła.
-Nie skarbie. One są dobre. Posłuchaj-starła łezki z policzka-spójrz na to z innej strony. Jak robisz zdjęcie błyska lampka, prawda?
Kiwnęła głową patrząc na mamę.
-Tak samo jest z burzą. Błyska się, bo aniołki robią zdjęcie ludziom.
Alexandra spojrzała zaskoczona na rodzicielkę.
-A jak deszczyk pada-powiedziała nieśmiało-to podlewają kwiatki?
Kobieta kiwnęła głową. Mała spojrzała przez okno i uśmiechnęła się. Nagle był duży błysk.Lekko drgnęła ale spojrzała na mamę z lekkim uśmiechem.
-Zrobiło mi zdjęcie-Gabriela się uśmiechnęła.
-Chodź skarbie -wzięła dziewczynkę na ręce-zmarzłaś. Chodź do kominka.
-Poczytasz mi książeczkę?-zapytała młoda Alexandra
-Poczytam .Tą o pieskach?
-Nie, tą o złej czarownicy i ślicznej księżniczce.

Na to wspomnienie uśmiechnęła się delikatnie. Często wspominała matkę. Najczęściej z lat najmłodszych, ponieważ rodzicielka była wtedy w dobrym stanie. Nie czuła się wtedy taka samotna jak teraz. Pojechałaby na cmentarz, lecz boi się, że spotka tam swojego byłego. Nie chce wpadać w większe tarapaty. Podeszła do kominka i usiadła przed nim. Otuliła się ciepłą bluzą, lecz nadal było jej chłodno. Zresztą jak zwykle. Od małego była typem dziewczyny, która zawsze marznie. Cały czas dręczyła ją rozmowa w szpitalu z Nessie. Była jedną z nich. Okłamała ją. I zarzuciła, że Alexa będzie jej się bać. Czy aż tak, mnie nie zna? Bać się własnej przyjaciółki?-pomyślała. Minął już tydzień od tej rozmowy. Nie chodziła do szkoły, gdyż zalecenia kazały jej odpoczywać, a w ogóle źle się czuła. Czasem zaklinała swój upór. Zawsze pokazywała, że jest niezależna i dzielna. Że nic jej nie przeszkodzi i jest dobrze. Ale to nie była prawda.Większość znajomych sądzi, że jest wesoła, a prawda jest inna.Tylko kila osób wie całą prawdę o niej, chodź dziewczyna stara się pokazać, iż jest dobrze, jej bliscy (których praktycznie nie ma) zawsze dopatrzą drugie dno. Po raz setny zadzwonił telefon Alexandry. Za każdym razem widziała imię przyjaciółki, która ją okłamała. Nie chciała z nią rozmawiać. Chodź większość czasu Renesmee dzwoniła kiedy spała. Alexandra przesypiała dnie i noce, a kiedy się budziła widziała wiele nieodebranych połączeń od niej. Codziennie przychodził do niej Josh, który się nią opiekował i rozmawiala przez Skype z Jackiem.

Siedziała skulona na kanapie. Josh usiadł koło niej kładąc na stole ciepłe kakao. Objął dziewczynę i delikatnie głaskał jej brązowe włosy. Zawsze obejmowała go w talii i kładła głowę na jego ramieniu.
-Jak się dzisiaj czujesz, hmm?-zapytał jak codziennie.
-Dobrze. Lepiej niż wczoraj-nagle telefon zaczął wibrować. Dzwoniła Renesmee i zignorowała to połączenie.
-Aż tak jest źle?-spytał delikatnie-Może porozmawiasz z nią?
-Nie chce-odpowiedziała po dłuższej chwili-chłopak pytał się ,dlaczego się pokłóciły,lecz dziewczyna nie chcioała o tym mówić i rozumiał.
-A może jednak? Jesteście najlepszymi przyjaciółkami. Widziałem w szpitalu jak się o ciebie bała. A kiedy wychodziłem i minąłem Jack'a zobaczyłem z dala ją i tego ciemnego chłopaka-na wspomnienie o Benjaminie napięła się lekko-Co jest? Od tamtej pory jesteś mało kontaktowa. Zamknęłaś się w domu jak na wojnie. Z nikim nie rozmawiasz. Jack mówił, że odpowiadasz kilkoma słowami, a zawsze byłaś taka rozmowna, uśmiechnięta. Kochanie co jest?-przytulił ją mocniej, kiedy zaczęła szlochać.
-Ona... była mmm... moją... przy... przyjaciółką-wyznała-a z tym chłopakiem nie chce mieć nic wspólnego. Nic mi nie jest. To wszystko przez tą ranę. Siedzę w domu, bo źle się czuje i to wszystko.
Wsunął palce pod jej podbródek i zmusił delikatnie by spojrzała mu w oczy. Wycierał każdą łzę, lecz nie delikatnie, a bez uczuciowo. Jakby robiła to maszyna.
-Wiesz, że nie chce byś cierpiała-wyszeptał.
-Wiem, przepraszam.
-Nie przepraszaj. Obiecuje, niedługo będziesz szczęśliwa.
-Skąd ta pewność?-spytała z zwątpieniem.
-Oj skarbie uwierz -na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech-na pewno będziesz szczęśliwa mimo tego, że będzie cię bolało. Będziesz potem szczęśliwa.
Kiedy spotkasz się z matką na pewno będziesz -dokończył w myślach.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie.Chłopak delikatnie dotykał jej szyi. Jej skóra była chłodna, gładka i miękka. Taka... idealna. Dziewczyna przymrużyła oczy. Uwielbiał widzieć ją w tym stanie. Już niedługo chciał zrealizować swój plan.
-Może wyjdziemy niedługo na spacer? Może jutro. Następnego dnia nie ma padać.
-Może-ale nie była przekonana-sama nie wiem.
-Nie daj się prosić-delikatnie pocałował jej usta, następnie szyję i położył głowę przy jej szyi a ramieniem.
Zaczęła się uśmiechać, delikatnie ale uśmiechała się.
-No dobrze-pocałowali się przelotnie w usta-ale jutro. W przyszłym tygodniu idę do szkoły i tak będę musiała zacząć wychodzić.
-Widzisz.Wychodzi na dobre, będzie fajnie. Może w parku, na końcu miasta?
-Przecież mieszkam na końcu miasta-uśmiechnęła się-ten do którego mam około 600 metrów?Ten opuszczony?
-Tak do tego. Nikt tam nie chodzi. Bylibyśmy tam sami-powiedział szeptem.
-No nie wiem czy to dobry pomysł. Nie ufam temu lasowi , a szczególnie temu miejscu.
Gwałtownie podciągnął dziewczynę i w oka mgnieniu leżała na nim. Położyła dłonie na jego szyi i wpatrywała się w jego ciemne oczy. Delikatnie całował jej usta, szyję. Przesuwał dłońmi po jej niewinnym ciele. Czuł delikatne dreszcze dziewczyny.
-Nie daj się prosić-powiedział-nic nam nie będzie. Będziemy sami. Ja tam będę z tobą i nic ci nie będzie grozić.
-No dobra-po czym chłopak zatopił się w jej ustach.
                                                                                 ***
Dziewczyna ucałowała chłopaka na pożegnanie i otwarła mu drzwi .Było już ciemno, chodź na niebie widniały ostatnie promyki słońca. Josh ucałował ją na pożegnanie i wsiadł do samochodu. Patrzyła jak wsiadał i zapina pas. Nagle zobaczyła jakiś ruch w ogromnym ogrodzie sąsiadów. Ktoś tam stał i dziewczyna rozpoznała Benjamina. Ciemne ubranie, brązowe włosy, ciemne oczy wyglądające jak małe szparki, ciemna karnacja.Wyglądał niebezpiecznie i atrakcyjnie.Wpatrywał się w samochód jej chłopaka.Jego spojrzenie było wrogie.Dziewczyna poczuła niepokój.Kiedy odprowadziła wzrokiem samochód Josh'a.Spojrzała na miejsce gdzie stał wampir.Ich oczy się spotkały.Normalnie dziewczyna szybko by wróciła do domu i się schowała,lecz nie teraz.Patrzyła niezłomnym wzrokiem prosto w oczy chłopaka.Jej twarz nie pokazywała uczuć,a oczy pokazywały gniew,waleczność i obojętność.Zawiał chłodny wiatr i odwróciła się by zamknąć dom.Kiedy prze kluczyła w zamku klucze,odetchnęła.Dopiero teraz zdała sobie sprawę,że traktuje Benjamina jak człowieka.Przecież sam przyznał ,iż nie jest taki jak Renesmee.Wróciła przed kominek.Nagle zobaczyła,że zamiast ognia widzi jakieś obrazy.Widziała jakąś kobietę idącą przez las.Byla przestraszona.Potem następny obraz kobieta podawała jakiemuś dziecku medalion,potem zobaczyła płonący budynek,który był duży i bogata zdobiony.A przy ostatnim obrazie zobaczyła leżące ciało dziewczyny.Kobieta mogła mieć z 20 lat , a nawet mogła być w wieku Alexandry.Dziewczyna leżała w jakimś ciemnym pomieszczeniu.Jej twarz została zasłonięta przez jej długie brązowe włosy.W pewnej chwili obrazy zniknęły.Głowa ją mocno zabolała i chwyciła ją.Ból był tak nie do zniesienia,że upadła na kolana.Szumiało jej w uszach,ból był coraz większy ... i nagle puściło.Nie czuła bólu, cisza była wokół niej.Słyszała tylko bicie jej serca i przyśpieszony oddech.Szybko przeniosła kolana do przodu i usiadła na kanapie.Oparła głowę o dłonie.
-Matko co mi dolega-zaczęła mówić do siebie spanikowana-ała...moja głowa.
-Wszystko w porządku?-usłyszała w oddali głos.
Szybko się odwróciła.Zobaczyła go.Miała ochotę krzyczeć.Co on tu robił?!Z wrażanie zsunęła się z kanapy i usiadła na podłodze. Objęła nogi rękoma i oparła głowę o kolana.
-Słyszałeś może o przestrzeni prywatnej?-spytała zła.
-Słyszałem-miała wrażenie,ze się uśmiecha.
-To dobrze,wiedzę masz dobrą ale gorzej z praktyką-zripostowała go.
-Może mnie nauczysz?-zadrwił
Nie patrząc na niego wskazała ręką drzwi.
-Tam masz drzwi ,przekręcasz klucze ,naciskasz klamkę ,otwierasz drzwi i wychodzisz.Zostaje ci tylko zamknięcie drzwi.
Odpowiedziała jej cisza.Nie słyszała go więc podniosła głowę.Widziała,że chłopak ogląda jej regał z książkami.
Jezu,jak strasznie działa mi na nerwy-pomyślała.
-Widzę ,że uwielbiasz książki-powiedział beznamiętnie z nutą ciekawości-fantastykę.Wampiry i ludzie ,tak?-zapytał patrząc na nią z rozbawieniem.
Wyciągnął jedną książkę i zaczął bawić się nią w dłoni.Zła wstała.Zachwiała się ale szybko odzyskała równowagę.Podeszła do niego,wyciągnęła mu lekturę z ręki i odłożyła na miejsce.Oparła się o regał i spojrzała mu w oczy.Przerażały ją ale na swój upór patrzyła.
-Czego chcesz?-spytała tracąc cierpliwość
Patrzył na nią z rozbawieniem.
-Mam kilka opcji i rozważam je-powiedział tłumiąc śmiech
-Mogę ci pomóc.Albo mnie teraz zabijesz albo wychodzisz-powiedziała bez uczuciowo krzyżując ręce na piersi.
Chłopak na to przestał się uśmiechać  spojrzał nie pokazując uczuć.Jego głos zabrzmiał poważnie.
-Dajesz mi ultimatum?-słychać było zaskoczenie,które maskował-zazwyczaj ludzie chcą żyć i błagają o litość.Twierdzą ,ze chcą jeszcze pożyć,że co zrobią bez niego przyjaciele ,rodzina.Mówią,iż chcą zrealizować plany...
-Mówiłam ci już,nie jestem każdy -powiedziała zamykając oczy-zastanów się nad odpowiedzią.
-Przyszedłem tu z innej sprawy-rzekł-Chciałem sprawdzić jak się czujesz po wyjściu ze szpitala i po dowiedzeniu się o pochodzeniu swojej przyjaciółki ,a raczej przyjaciołach.
-Wychodzisz?-spytała gniewnie spoglądając na niego
-I tak nieźle sobie radzisz jak na bezbronnego człowieka-powiedział delikatnie dotykając jej policzka,kiedy ich oczy się spotkały wziął rękę-nie każdy zachowywałby się tak jak ty...
-Nie jestem taka jak inni-warknęła-ile razy mam ci to mówić?
-Masz zahartowany charakter -powiedział głosem bliskim szeptu,wziął jej kosmyk włosów i bawił się nim w dłoni-niezależna,cicha,dająca sobie rade ze wszystkimi.A co najlepsze nie bojąca się wampirów.Nie spotkałem takiego człowieka jeszcze.Mądra, inteligenta, ładna nie żal ci tracić życia?
-Może nie jestem mądra tylko głupia?Moze powinnam się bać?
-Powinnaś-wyznał-lecz...
Nagle ucichł.Wyglądał jakby coś nasłuchiwał.Spojrzał w kierunku okna.Po jakimś czasie napiął się a jego twarz cechowała gniew i zniecierpliwienie.Spojrzał na dziewczynę.Jeszcze nigdy nie widziała tak przerażające i niebezpiecznej twarzy.
-To ja lepiej już pójdę-powiedział starając zachować się spokój-twoi przyjaciele nie odstępują cię na krok i jeżeli nie chcesz ,żeby twój dom został zdemolowany pójdę już.
-Jacy przyjac....-pomyślała o Cullenach i Jacobie.
-Boją się o ciebie-powiedział patrząc na okno-Esme twierdzi,że powinni tu wejść ,bo się boisz i byś miała spokój ale nie chcą cię przestraszyć.A Emmet rwie się by tu wejść z głupim psem-spojrzał na nią -w ogrodzie są Esme,Jacob i Emmet-uśmiechnął się -Do zobaczenia Alexandro.
I tak szybko znikł jak się pojawił.Dziewczyna była zdezorientowana.Przyjaciele?Zdemolowany dom?Nie opuszczają cię na krok?Cullenowie w ogrodzie?
Dziewczyna miała dość.Ona jest obserwowana przez zgraje wampirów i wilkołaka.Cudownie.Podeszła do panelu sterowania koło wyjściowych drzwi.Nacisnęła by jej automatyczne żaluzje zasłoniły okna.Sama w ciemnym pokoju widziała tylko czerwono-pomarańczowe światło z komika.Położyła się na kanapie i patrzyła na zdjęcie jej mamy.Zamknęła oczy i powiedziała cichym szeptem:
-Mamo co ja mam ze sobą zrobić,co zrobiłam źle?-spłynęły jej łzy z oczu po czym zasnęła.
***
Esme stała koło drzewa w ogrodzie.Wraz z Emmet'em i Jacobem słuchali rozmowę Benjamina z Alexandrą.Wampirzyca była zaniepokojona.Alexa jest dla niej jak córka.
-Czy on nie moze dać jej spokoju?-warknął Jake
-Może wejdziemy tam i zajmiemy się panem egipcjanem?-powiedział Emmet
-Nie, wystraszysz ją-powiedziała-już dosyć.Ona jest przestraszona nie rozumiesz?Mógłby dać jej święty spokój.
-To co damy mu szanse by ją skrzywdził?Rose i Nessie zabiją go przy pierwszej okazji ze mną włącznie.
-I ze mną -dodał wilkołak
-I z tobą.Sama nie chcesz by Alexandrze coś się stało-wyznał Emmet
-Jak będzie jakiś gwałtowny ruch z jego strony idziemy.
-Myślisz ,ze to ultimatum było szczere?-zapytał Jacob
Nikt nie odpowiedział.
Usłyszeli pożegnanie Benjamina i to,że powiedział jej o ich obecności.
-Nigdy nie widziałem jej w takim stanie -mruknął gniewnie Jacob-nie mogliśmy jej powiedzieć od razu?
-Idźcie już-powiedziała Esme-on już poszedł ale jakby co dam wam znać.
-Ale..-Jake chciał zapotestować ale oboje poszli.
Wampirzyca niczego już nie słyszała.Wiedziała ,ze dziewczyna jest w pomieszczeniu.Chciała wejść do domu,sprawdzić jak się czuje,lecz usłyszała szept nastolatki
Mamo co ja mam ze sobą zrobić,co zrobiłam źle?Kobiecie żal się zrobiło dziewczyny.Chciała do niej przyjść ,przytulić ,powiedzieć ,że wszystko będzie dobrze i ,ze bardzo ją kocha.Przeprosić ,ze nic jej nie powiedzieli.Ale darzyła dziewczynę szacunkiem.Ona nie była zła,że są postaciami z hororu ,jest zła,gdyż została oszukana.Po jakimś czasie weszła do domu.Było ciemno więc wiedziała,iż nastolatka jej nie zobaczy.Podeszła do niej.Zobaczyła jej niewinną twarz.Była mokra od łez.Jej oddech był spokojny lecz głęboki.Trzymała  medalion w dłoni.Spała. Esme widziała koc leżący koło kanapy.Okryła delikatnie dziewczynę , pogłaskała jej policzek po czym zniknęła z domu.