Translate

piątek, 24 października 2014

Rozdział 24 ,,CZAS NA CIEBIE"

Minął dzień odkąd wyjechała z domu Cullenów.Po przyjeździe porozmawiała z Benjaminem i potem poszła spać.Od samego rana,od śniadania siedzi na strychu i przegląda pudła,które były już od jej przyjazdu. Były w nim stare książki al nie dotyczyły jej rasy ani innej. Były to zwykle książki z bajkami.W następnych pudłach stare sztućce i zastawy porcelanowe.A w innych różne starocia.Usiadła na podłodze.Miała dość.Siedzi tu kilka godzin i niczego nie znalazła. Zadzwoniła do Benjamina.Był u Cullenów.Chciał sprawdzić czy może lekarz nie ma czegoś w księgach.Usłyszała,ze wampir odebrał.-Cześć,znaleźliście coś?-zapytała
-Nic.Jest tylko wspomniane,że połączenie obu raz pół wampira i zaklętego było surowo zabronione,gdyż pół wampiry bały się,że nowi zaklęci będą silniejsi.A u ciebie jak?
-Niczego nie znalazłam,a przeszukałam chyba cały strych.
-Może niczego tam nie ma. Idź odpocząć ,nie możesz się przemęczać.
-Mówisz do mnie jakbym była w ciąży.To trochę chore.
-Chore jak dajesz taki przykład-zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne, powodzenia w szukaniu.
-Do zobaczenia niedługo.
Włożyła telefon do kieszeni spodni.Zrezygnowania wzięła pudełko ze zdjęciami i położyła je na ziemię, tam gdzie wcześniej. Usłyszała pod kartonem głuchy odgłos.Jakby pod spodem była pustka.Zaczęła sprawdzać czy deska ie jest poluzowana i tak było.Za pomocą niewielkiej siły deska odpuściła i wyciągnęła ja.W środku była jakaś nieduża paczka.Odwinęła szary papier.Zobaczyła zdjęcie jej mamy ,jej kiedy miała może z dwa latka i jakąś kobietę.Była to pewnie siostra Gabrieli.Kobieta była podobna do jej rodzicielki.Miała czarne włosy, które falowały się ,a sięgały jej do ramion.Jej oczy były również zielone ale nie takie jak Gabrieli.Była wyższa od rodzicielki.Szczupła i ubrana w jasnych kolorach.Siedziały we trzy na kanapie.Ona siedziała na kolanach matki i trzymała palec ciotki.Były uśmiechnięte.Pod spodem były inne zdjęcia.Uwiecznione wspomnienia.Ona z ciocią, ona z mamą.Ale pod nimi były jakieś kartki.Zaczęła je czytać. Były to notatki jej mamy o niej.Podejrzenia jakie zdolności może mieć.Były tez obawy ,że może żywić się krwią ale po jakimś czasie stwierdziła,iż nie będzie się nią posilać.Łza się zakręciła w oku.Matka starała się zrozumieć swoja córkę.Nie chciała jej oddać, nie bala się jej ,chciała pomoc odnaleźć siebie gdyby się dowiedziała o mocy.Wzięła paczuszkę i zeszła na dół.Wejście na strych było na górze , w korytarzu pomiędzy pokojami.Zamknęła je i poszła do salonu.Chciała wczytać się w notatki mamy.

Malutka rośnie szybko.Jest strasznie blada.Dziedziczyła porcelanową barwę skóry po ojcu,pół wampirze , tak jak kolor włosów.Zielone oczy dziedziczyła po mnie.Alexandra została obdarowana mocami zaklętych ,tych co ja miałam.A są nimi: telepatia-która może się u niej szybciej rozwinąć,czyli z kilkanaście dni jeżeli dowiedziałaby się.Włączanie i wyłączanie przedmiotów, wyciszanie myśli ,by nikt nie odczytywał informacji z umysłu.Może mieć inne moce spowodowane jej wyjątkowością.Możliwe ,że moja córeczka może mieć moc wyciszania rozmów,różnego rodzaju wizje ,mogą to być wspomnienia lub przyszłość.Alexandra może mieć jeszcze inne moce ale nie jestem w stanie wszystkich odkryć.Najważniejsze by się nie dowiedziała ,to jest dla niej najbezpieczniejsze.

Czytając to miała dziwne uczucie.Przecież te kartki dotykała kiedyś jej mama.Wtedy Alexandra była małym dzieckiem.Mama troszczyła się o nią.Chciała zrozumieć rasę córki.Dziewczynie łzy krążyły w oczach.Chciała zacząć czytać dalej.Lecz nagle usłyszała dzwonek do drzwi.Odłożyła na stolik notatki i zdjęcia.Szła zdezorientowana do drzwi.Przecież nikogo się nie spodziewała.Otworzyła je ostrożnie.Zobaczyła mężczyznę w średnim wieku.Na kurtce miał logo firmy kurierskiej.Trzymał w dłoni jakaś paczkę.
-Dzień dobry-powiedział miło-przyszła paczka dla Alexandry Walker.
-Dzień dobry -powiedziała zaskoczona.Przecież ona nie zamawiała żadnej paczki.-Ale nie zamawiałam niczego.Na pewno to jest paczka na mój adres?
-Tak adres się zgadza i dane osobowe również.Mogłaby pani podpisać odbiór?
Może Jack lub Benjamin się wygłupił-pomyślała.
-Oczywiście,gdzie podpisać?
Napisała swoje nazwisko i otrzymała paczkę.Wróciła do domu ,nie zakluczając drzwi.
Pakunek był w średniej wielkości i niezbyt ciężki.Był zrobiony z czarnego papieru zawiązany pożądnie czerwoną wstążką.Patrzyła niezdecydowana na prezent.Nagle zadzwonił telefon.Spojrzała na wyświetlacz ,dzwonił Benjamin.Odebrała.
-Cześć zaraz wyjeżdżam od Cullenów-powiedział.-Znalazłaś coś?
-Tak.Jakieś zdjęcia i notatki mojej mamy.Jest coś wspomniane o moich zdolnościach.
-To świetnie może się czegoś dowiemy.
-Benjamin,czy ty wysyłałeś mi jakąś paczkę lub coś zamówiłeś?
-Nie a dlaczego?-zapytał zaskoczony.
-Bo przyszedł kurier i ktoś wysłał mi paczkę.Myślałam ,że wygłupiłeś się.
-Jak jest w środku coś ładnego powiedzmy ,że ode mnie dobrze?
-Czyli to twoja sprawka?
-Nie ale mogę podpisać się pod nadawcę jeżeli ci się to spodoba.Nie mam pojęcia co to jest.
-Bardzo śmieszne.A ty znalazłeś coś?-zapytała.
Zaczynała odwiązywać wstążkę.Była mocno zawiązana.Kiedy już to zrobiła chwyciła za wieczko. Otworzyła paczkę.Telefon miała przy uchu i słuchała co chciał powiedzieć ale jednak go nie słyszała.Po rozwiązaniu wstążki otworzyła paczkę.Krzyknęła,a z przerażenia przypadkowo przewróciła karton na podłogę.Cala zawartość pojawiła się na płytkach.Na podłodze była krew.Pachniała sola i żelazem.Czuła wręcz ból i śmieć istoty do której ciecz należała.Gdyby było tego mało w szkarłatnej substancji było jakieś zwierzę.Był to martwy wąż z otwartymi oczami i rozwartym pyskiem, o niewielkim rozmiarze.Jego bezwładne ciało było rozszarpane.Jakby ktoś nożem przeciął kilkakrotnie jego gardło.Żółte oczy zwierzęcia, tak groźnego zwierzęcia patrzyły na Alexande z przerażeniem.Był to paskudny widok.Takie groźne istoty nie patrzą z przerażeniem, one są mordercami i ich wzrok wręcz jest pełen nienawiści, a nie przerażenia .Słyszała głos
Benjamina w telefonie , który leżał metr od niej na podłodze.Wołał ją. Krzyczał jej imię spanikowany.
 -Alexandro!!! Co się dzieje? Alex! Alex! Odezwij się!!
Krzyczał, przerażony o nią.Chciała się odezwać.Ale nie mogła.Wpatrywała się w jeden punkt.Koło martwego zwierzęcia było zdjęcie.Była to ona.Ubrana w białe spodnie i bluzę.Była skulona na kanapie i spała.Koło niej było widać kawałek blond włosów.Włosy Rose.To zdjęcie z wczorajszego dnia.Na dole były dziury od czegoś ostrego.Pewnie od noża.Nacięcie ukazało napis ,, CZAS NA CIEBIE'' Dziewczyna była przerażona.Ze strachu zrobiła kilka kroków w tył.Poczuła za sobą ścianę.Osunęła się po niej.Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.Normalnie gdyby zobaczyła martwe zwierzę nie płakałaby , nie bała by się aż tak.Ale nie dosyć , ze jest to czyjaś krew, to jeszcze ktoś życzy jej śmierci i ten ktoś mówi poważnie.Strach zawładnął nią.Ten strach w świątyni kiedy faraon chciał ja zabić, strach przed nieznanym czy strach po przeczytaniu listu to było nic.Spojrzała na nogi.Na trampkach były ślady krwi,a na jej spodniach były kropki i rozbryzgi cieczy.Oddychała bardzo szybko.Dusiła się wręcz.Nie nadążała nad oddechem.Usłyszała jakiś pisk.Starała się wstać.Udało jej się lecz kosztowało to dużo siły.Drzwi trzasnęły o ścianę.Nikogo nie widziała ktoś szedł w jej stronę ,a raczej wbiegał.Nagle zobaczyła Benjamina .Był spanikowany.Jego oczy zatrzymały się na krwi, potem szybko szukały nastolatki.Kiedy zobaczył ja przerażona pod ścianą od razu do niej podszedł omijając kałuże krwi.Szybko wpadła mu w objęcia.On zamknął ja również szybko, jak ona.Była przerażona.Chłopak mocno trzymał ją i uspokajał gestem ręki.Delikatnie i szybko pocierał jej plecy ma znak, ze jest już dobrze, że on jest przy niej.Szlochała w jego objęciu.Wtuliła się w jego klatkę piersiową,a ręce kurczowo trzymały jego bluzki.
 -Alex spokojnie jestem już tu.Nic ci nie będzie.Zaraz przyjadą Cullenowie.Spokojnie.
 Dziewczyna trzęsła się w jego objęciach.Oddychała już spokojniej lecz nadal szybko.Wiedziała, że on tu jest.Jej wybawiciel z opresji.Zawsze mogła na niego liczyć.Chłopak chwycił jedną ręką jej policzka.Był cały mokry od jej łez.Spojrzała.Jeszcze nie widział jej tak prze straszonej.Delikatnie dotykał policzka kciukiem.
-Spokojnie jestem tu.Jesteś cała? Nic ci nie jest?
 -Nn.....iiicccc.. błagam to się nie dzieje naprawdę -pokręciła głową.
Ponownie ją przytulił.Delikatnie dotykał jej głowy.Chwycił ja i pocałował we włosy.Tak strasznie się przestraszył.Chyba nigdy nie bal się o kogoś.Zdarzyło mu się to po raz pierwszy.To było okropne.Strach, że mógł ją stracić, że ktoś mógł ją skrzywdzić.Miał ochotę zabić tego kogoś. Ona niczym nie zawiniła, niczym się nie naraziła nikomu.Usłyszał psie kroki.Następnie zobaczył Jacoba i Setha idących do drzwi balkonowych.Potem przez drzwi główne przyszli Carlisle i Esme,a po Emmet, Rosalie i Edward.Kiedy zobaczyli zawartość groźby z pudełka zbledli jeszcze bardziej.Carlisle wymienił spojrzenia z przerażona żoną.Rose od razu podeszła do Benjamina i Alexandry.Delikatnie dotknęła jej ramienia.Nie ruszyła się.Była w szoku.
chwili
-Alex -powiedziała blondynka. Dziewczyna mocno była wtulona w wampira.Przyjaciółka spojrzała na Benjamina.Był tak samo przerażony jak blondynka i jej rodzina.Chłopak spojrzał na Carlisla.
-Wezmę ją na górę.
-Pójdę z tobą-powiedziała Esme-tylko uważaj.
Zwrócił się do nastolatki:
-Alex chodź pójdziemy na górę.Zamknij oczy.
Pokiwała twierdząco głową.Zamknęła je.Poczuła jak spokojnie,a raczej starał się spokojnie ja wziąć.Czuła że jest napięty.Wziął ją do górę.Poczuła tylko podmuch wiatru.Otworzyły się drzwi od jej pokoju i wszedł z nią.Posadził ją na łóżku.Dziewczyna była jak zahipnotyzowana.Oddychała szybko.Ukucnął przed nią i chwycił jej dłonie.Esme usiadła koło niej.
-Alex spokojnie-powiedział melodyjnie. Potwierdziła głową.Przeniosła swoje włosy na prawą stronę.Musiała odkryć szyję by ochłonąć.Jej ręce delikatnie się trzęsły.Esme podtrzymywała ją.Nastolatka sama czuła jej zaskoczenie.
-Musisz się przebrać.Ściągnę ci buty-powiedział.
-Dobrze-powiedziała cicho.
Kiedy pomógł jej pozbyć się butów, wstała.Poszła w kierunku łazienki.Usiadła na sedesie i ściągnęła spodnie poplamione krwią.Szybko zmieniła je na rurki.Podeszła do lustra.Spojrzała na swoje odbicie.Była strasznie blada, oczy duże, okrągłe z przerażenia.Pod lustrem była umywalka.Umyła ręce i twarz.Wytarła buzię.Położyła dłonie na bokach mebla.Oddychała już spokojniej.Kiedy myślała o tym co było na dole, dreszcze przechodziły po jej drobnym ciele.Chciała wyjść ale zaczęła słyszeć część rozmowy Esme i Benjamina:
-Nigdy jeszcze nie widziałam żeby ktoś zrobił takie świństwo-powiedziała Esme
-Ten potwór przesadził.On nie jest zdrowy na umyśle.Widzisz w jakim ona jest stanie.Jest przerażona.
-Nie dziwię się.Jak dojechaliśmy Carlisle musiał mnie przytrzymać,a Jacob z Seth'em musieli wyjść na chwilę.To nie dość , że było obrzydliwe co przerażające.
 -Richard przesadził.Jak tylko go zobaczę rozszarpie na strzępy.
-Uspokój się.Trzeba myśleć racjonalnie.Nie jesteśmy pewni czy to na pewno on.
-Myśleć racjonalnie?!-starał zachowywać się cicho-on chce skrzywdzić Alex.Jeżeli coś jej się stanie... Nie chce nawet o tym myśleć.
-Będziemy cały czas z nią by nikt jej nie skrzywdził.Nic jej nie będzie.
-Ten sukinsyn za to zapłaci-warknął.
Wyczuwała jego wściekłość i strach.Odczytała to bardzo intensywnie.Zależy mu na niej.Było to kochane ale wolałaby o tym się przekonać w inny sposób.Musiała podejść do małego okna w łazience.Otworzyła je i stanęła przy nim.To coś na dole.Było obrzydliwe, przerażające i chore. Usłyszała pukanie do drzwi.
 -Proszę-powiedziała.Jej stan zaczął się powoli poprawiać. Do pomieszczenia wszedł Benjamin.Był cały napięty i spłoszony.Ciepło poczuła na sercu, że ktoś się o nią troszczy, ale nie chciała tego.Nie chciała by wszyscy zamartwiali się nią.Podszedł do niej.Od razu ja przytulił.Czuła się taka bezpieczna w jego ramionach.Położyła głowę na jego klatce piersiowej.Poczuła, że jego dłoń jest na jej talii ,a druga na jej ramieniu.Jej dłonie były położone na jego klatce piersiowej.Czuła się taka mała.Jak tylko przypomniała sobie co było na parterze dreszcze po niej przeszły i to nie przyjemne.Egipcjanin chyba to wyczuł, gdyż mocniej ją uścisnął.
-Myślałem, że umrę jak krzyczałaś.-spojrzał na nią.Położył dłoń na jej policzku i delikatnie go dotykał.-Na pewno jesteś cała?Nikogo tu nie było wcześniej?
-Nikogo tu nie było.Nikt mnie nie obserwował. Nikt nie dzwonił prócz ciebie.Nie wiem kto to mógł zrobić.To jest chore.Ta krew...Boże-schowała twarz w jego ramieniu.
-Nie myśl o tym.Już po wszystkim.Znajdziemy tego potwora i pożałuje.Spokojnie.
-Po prostu mnie nie zostawiaj-powiedziała wtulona.-Nie chce być teraz sama.
-I nie będziesz. Będę cały czas z tobą, tak jak inni.
-Obiecujesz?-spojrzała na niego.
-Ty się jeszcze pytasz.Rozmawiasz z faraonem.Władca musi być godzien zaufania, no może nie w kwestiach dotyczących koszul nocnych.-powiedział by poprawić jej humor.
 I udało się.Uśmiechnęła się lekko.
 -Dobrze, że chociaż tobie udaje się sprawić by się uśmiechała-powiedziała Esme.
-Już po wszystkim? -zapytał Egipcjanin.
 -Już kończą.Rose jest w twoim pokoju.Nie mogła wytrzymać.A ty skarbie, już lepiej?- zapytała z troską.
 -Nie wiem-powiedziała.Nie płakała ale ta sytuacja wprawiła ja w obrzydzenie.-Chyba muszę pójść na balkon-dodała.
-Zaprowadź ją.Ja zejdę na dół.
Dziewczyna ruszyła,a on był koło niej.W pokoju, przy biurku siedziała Rose.Była zszokowana i zmyślona.Jej jasna cera była niezdrowo bledsza.Spojrzała na nastolatkę.Alexandra wzięła bluzę która leżała na łóżku.Narzuciła ją na siebie i trzęsącymi dłońmi weszła na balkon.Benjamin wszedł z nią i podał jej telefon.Musiał go wziąć z dołu.Uśmiechnęła się lekko i schowała go do kieszeni bluzy.Na dworze było już bardzo zimno.Niebawem miał zacząć padać śnieg.Dziewczyna oparła się plecami o balustradę balkonu.Zaczęła miarowo oddychać.Miała dość.
-W porządku ?-zapytał się szarooki.Stanął koło niej.
-Nie-powiedziała prosto z mostu.-Nic nie jest w porządku.Kto normalny wysyła mi coś tak obrzydliwego i chorego? Niczego temu komuś nie zrobiłam,a chce mnie zabić.-była zła.
Po jej strachu został tylko gniew na sprawcę.
 -Alex znajdziemy go-objął ją ramieniem-znajdziemy i pożałuje , że zadarł z nami wszystkimi.Niczego nie zrobiłaś.Jesteś chyba najniewinniejszą istotą jaką znam z charakterkiem-uśmiechnęła się lekko.-Może i czasem wrzeszczysz na mnie ale nikomu się nigdy nie naraziłas-powiedział leki uśmiechnięty.
Starał się poprawić jej humor. Spojrzała na niego.Uśmiechnęła się do niego i przytuliła go.
-Dziękuję-tylko tyle powiedziała.Nie umiała opisać jak jest wdzięczna za wszystko.
-Damy radę.Tak jak wtedy z przemiana.Poradziliśmy sobie to teraz poradzimy z tym.
Nagle telefon zaczął wibrować i usłyszeli krótki dzwonek przychodzącej wiadomości sms.Odsunęli się od siebie i wyciągnęła komórkę.Weszła w wiadomości.Kiedy wiadomość odczytała, nogi jej zmiękły,a gniew i strach wzrosły.Serce zaczęło jej łomotać. -Nie-mogła tylko powiedzieć.Był to chyba najbradziej ciche słowo jakie powiedziała.
-Co się dzieję ?-zapytał spanikowany. Pokazała mu telefon.Doszła do nich Rosalie.
-Co było w tej wiadomości Alex?-zapytała.
Benjamin podał jej telefon.A wiadomość brzmiała: 

,, Poczułem się urażony, że prezent się Tobie nie spodobał Alexandro.Mam nadzieję, że następny będzie w twoim guście.''
 ***
 -Dostałaś tą wiadomość kilka minut temu?-zapytał Pan Cullen.
-Tak.Jak byliśmy na balkonie-wyznała.
-To co teraz zrobimy?-zapytała Rosalie.-Przecież jest nie obliczalny.Napisał, że coś jeszcze zrobi.
 -Najważniejsze, żeby Alexa nie była sama-powiedział Emmet.
-Mogę z nią być cały czas tak jak wcześniej-za proponował Benjamin. Siedział z nią na łóżku,w jej pokoju.W całym pomieszczeniu była część rodziny.Nie chcieli by Alexandra zeszła na dół, że względu na szok wywołany na samym początku.
 -Ale będziesz musiał chodzić na polowanie.Ktoś jeszcze by musiał być.
-Możemy przeszukiwać las w okolicy-za proponował Jacob.
-Najważniejsze są okolice domu.Wieczorami będziecie patrolować okolice.
 Chłopacy pokiwali głowami.Nastolatka negatywnie ruszyła głową.
-Nie możecie mnie cały czas pilnować-zaczęła-To nie należy do waszych obowiązków.
-Kochanie jesteś dla nas jak rodzina.My bronimy swoich-powiedziała Esme.
-Ale jak komuś coś się stanie? Nigdy sobie tego nie wybaczę.Nie chce już nikogo więcej stracić.
-Mała i nie stracisz-usiadł koło niej Emmet.-Pamiętasz? Jesteśmy wampirami.Niezniszczalnymi.Może i ty jesteś odporna na nas, nasza pół krwi ale nadal jesteśmy silniejsi.
-Emmet ma rację.Jesteśmy silniejsi ze względu na długi czas.Każdy za pomocą zdolności może pomóc.Nie musisz się zamartwiać-dodał Edward.
-Będziemy cały czas z tobą .Cały czas do końca.Nie musisz się niczym już martwić-powiedział Carlisle.-Pomożemy ci mimo, że nie jesteśmy rodzina więzami krwi.
 Pokiwała twierdząco głową.Patrzyła cały czas na swoje palce.
-Teraz najważniejsze.Czy chcesz nadal zostać tutaj czy zamieszkać jakiś czas poza domem?
-Chciałabym zostać.Na strychu znalazłam notatki mamy i zdjęcia.Chciałabym jeszcze go poszukać przeszukać.
-Znalazłaś coś?-zapytał Edward.
-Zdążyłam wyczytać tylko o podejrzeniach mojej mamy co do zdolności.Położyłam to na kanapie.Były zwinięte w szary papier.
-Widziałam je.Pójdę po nie-zaoferowała się Rose i poszła.
-A więc Emmet i Benjamin zmieniacie swoje warty.Seth i Jacob patrolujecie okolicę.My jeszcze przeszukamy księgi i listy od twojej mamy.Natomiast będę musiał szybko znaleźć tobie nauczyciela.
Przyszła blondynka z notatkami i zdjęciami.
-Jeżeli wam się przydadzą weźcie je.Tam są tylko informacje o tym co już wiemy.
 -Zostawimy zdjęcia.Są twoim wspomnieniem, nie powinno się ich odbierać.
Przytaknęła.
-Dobrze.To w takim razie zaczniemy od teraz.Zostaniesz z nią-spojrzał na Benjamina.-Wieczorem dołączy do was Emmet.
Wszyscy przytaknęli.Esme ucałowała Alexandrę w czoło jak córkę.Rose mocno objęła przyjaciółkę.Blondynka również mocno to przeżyła jak Alexandra i większość rodziny.Reszta również szybko zniknęła.Została sama w domu z Benjaminem i Carlislem.
-Twój medalion od matki-podał jej amulet.-Na odwrocie jest mała wnęka,możesz do niego włożyć kryształ ,który nosisz na szyi.Od tego one są.
Wzięła od niego artefakt.Bardzo za nim tęskniła.Miała wrażenie ,ze cząstka duszy mamy wróciła do niej.
-Dziękuje-tylko to mogła powiedzieć.
Blondyn na pożegnanie objął ją.Była dla niego jak córka,a dla niej on był jak ojciec.Żałowała ,że jej biologiczny tata nie jest taki jak złotooki.
-Odpocznij i nie myśl zbytnio o tym co się wydarzyło,dobrze?
-Postaram się-powiedziała
***
Po gorącym prysznicu poczuła się lepiej ale niezbyt.Jedynie czego była pewna to tego,że jest zmęczona.Miała ochotę się wyłączyć i nigdy nie włączyć.Chciała mieć w końcu spokój.Takie rzeczy były ciekawe w książkach, a nie w realnym życiu.Założyła spodnie od dresu ,bokserkę i luźną bluzę od zestawu.Dres był w kolorze czerni.Wyszła z łazienki i od razu poszła do swojego pokoju.Bała się nawet otworzyć okna.Usiadła na brzegu materaca.Ściągnęła swój kryształ i włożyła go delikatnie na jedną stronę medalionu.Kiedy to uczyniła ,otworzyła go.Zobaczyła zdjęcie swoje i swojej mamy.Tak strasznie za nią tęskniła.Starała się by była bezpieczna.Teraz zrozumiała dlaczego rodzicielka nie chciała by jej moc się nie uaktywniła.Ten świat jest niebezpieczny.Tyle zagrożeń wokół, niebezpiecznych ludzi.Dlatego przeprowadzały się cały czas,by uciec od człowieka który na dokumentach jest jej ojcem.Może nim być na papierku ale dla niej, NIGDY on nie będzie ojcem.Usłyszała pukanie do drzwi.Do pomieszczenia wszedł Egipcjanin.Wyczuwała w więzi jego zaangażowanie i troskę.Spojrzała na niego na chwilę , potem wróciła do medalionu.Zamknęła go i chciała założyć na szyję .lecz szarooki ją wyręczył.Przetrzymała włosy by mógł spokojnie go zapiąć.Kiedy już to zrobił, poczuła jego ręce jak obejmują jej talię.Położyła dłonie na jego i oparła się o klatkę piersiową.Patrzyli tak razem przez okno.Niczego nie mówili.Tylko patrzyli i słuchali dźwięków z otoczenia.
-On mnie znajdzie,prawda?-zapytała po jakimś czasie.
-Nie,nie znajdzie-odpowiedział.-A jeżeli to zrobi,najpierw będzie musiał zająć się mną i resztą.
-I właśnie tego się boje
-Nie masz czego-przyłożył swoją głowę do jej.-Niedługo zaczniesz posługiwać mocą jak profesjonalistka , dowiemy się wszystkiego o twoim pochodzeniu i wyjedziemy z tego kraju.
-I gdzie będziemy?
-Zamieszkamy we dwójkę w Egipcie.Pokażę ci wszystko.Już niczego nie będziesz musiała się obawiać.
Uśmiechnęła się słabo.
-I będę musiała wytrzymywać z tobą całe dnie?-zażartowała.-Nie wytrzymię.
-Dasz radę-zaśmiał się cicho-jeden pozytyw dla mnie,ze jest tam tak ciepło,że nie będziesz musiała spać w tych koszulach nocnych co ci kupiłem.
-To w czym?-spojrzała na niego.
On uśmiechnął się cwanie.Zrozumiała iluzję.
-Na to nie licz-powiedziała mu uśmiechnięta.
-Szkoda.Może kiedyś zmienisz zdanie.
-Wątpię-zaśmiała się z jego miny niewiniątka.
-Zobaczymy a teraz może się położysz?
-Chyba tak.O ile uda mi się zasnąć.
-Bajki zdziałają cuda-powiedział wstając.
Położyła się na pościeli.Chciała się okryć ale Egipcjanin ją wyręczył i sam to zrobił.Usiadł na brzegu.Położyła swoją głowę na jego kolanach.Czuła jak delikatnie dotyka jej głowy.Było to takie przyjemne uczucie.W ciszy patrzyła za okno.Miała widok na las.Był piękny i przerażający.Przymknęła oczy.Jego dotyk był taki delikatny, jak piórko.Powoli odpływała.Zapomniała jak się nazywa, co tu robi, kim jest, co się wydarzyło.Zamknęła je.Przeniosła się w krainę snu, gdzie wszystkie troski i strach znikają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz