Translate

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 20 Znamię

Minęły trzy dni od wieści o morderstwie rodzicielki Alexandry.Nastolatka ułożyła sobie w głowie wiele faktów.Gabriela została zamordowana.Ukrywała córkę i chroniła ją.Zadbała o wszystko by zamieszkała ,akurat w New Pol.Jej ojciec otruł matkę.Ma ciocię,której nie zna i była w jej domu.Znalazła ją jakoś.Dlaczego nie przyszła kiedy była w domu?Dlaczego nie porozmawiała z nią tylko zostawiła ten list?Była siostrą jej mamy.Wie,że ojciec najprawdopodobniej nie wie o jej istnieniu.Sądzi ,że nie żyje.Było tego naprawdę dużo.Jeszcze kilka miesięcy temu.Po śmierci mamy jak się tu przeprowadzała,nie uwierzyłaby w te rzeczy.Bo nie wiedziała o wielu sprawach.Usłyszała dzwonek na lekcję.Wstała i zabrała ze sobą książki.Była już na progu klasy.Wychodziła ostatnie,lecz usłyszała głos nauczycielki:
-Alexandro,możesz zostać na chwilę?
Spojrzała przed siebie.Na korytarzu stał Benjamin.Czekał na nią.Delikatnie kiwnął głową.Zamknęła drzwi.Wiedziała,ze będzie słyszał całą rozmowę.Podeszła do nauczycielki.
-Chciała pani mnie widzieć-powiedziała życzliwie.
-Tak, chciałam ci podać dokumenty dotyczące wymiany.Jak sobie radzisz z uczniem.
A wymiana ,no tak zapomniała,że uczniem jest Egipcjanin.
-Bardzo dobrze.Dogadujemy się i mamy wiele wspólnych tematów.Oprowadziłam go już po mieście i szkole.Podobał mu się nasz mecz piątkowy.
-Nie dziwie się.Byłyście niesamowite.A jak twoja ręka?W porządku?
W poniedziałek była u Doktora Cullena.Prześwietlił jej rękę i powiedział ,iż  jest już dobrze.Nie musi nosić opaski ortopedycznej,lecz nie ma szaleć z nią.
-Jest już dobrze.Dziękuje.-Spojrzała na dokumenty na biurku.-Kiedy mamy je oddać?
-Jak najszybciej.Dzisiejszy tydzień jest ostatnim w tym roku.W przyszłym tygodniu jest już grudzień,a ten miesiąc cały jest wolny od szkoły.Więc do piątku.
-Dobrze-uśmiechnęła się lekko-czy coś jeszcze?
-To będzie wszytko.Słyszałam ,że w grudniu masz urodziny.To więc będę pierwsza,wszystkiego najlepszego.Wspaniałej dziewiętnastki.
-Dziękuje bardzo-uśmiechnęła się do nauczycielki.-Urodziny mam po świętach.28 grudnia.
***
-I niby ja mam odpowiedzieć na takie głupie pytania?-zapytał na stołówce.
Siedzieli oboje w lewym kącie stołówki.Renesmee i Jack mieli przyjść później.
-Wypełnij i nie dyskutuj-wzięła kartę którą ona ma wypełnić.-Czy uczeń nie sprawiał żadnych problemów w życiu osobistym?!-Rzeczywiście,głupie pytania.
-Mówiłem-uśmiechnął się z wyższością.-Co mam tu napisać?Co najbardziej podobało się Panu/Pani w czasie pobytu u opiekuna.
-Skąd mam wiedzieć.Napisz:oprowadzenie po mieście,ciekawe rozmowy.
-Lepiej nie pisać ,że usypiałem moją opiekunkę ,drażniłem się z nią i kłóciłem?-zapytał sarkastycznie.
Parsknęła śmiechem.On zawsze potrafił ją rozśmieszyć.
-Wolałabym,żebyś tego nie pisał.Powinno być odwrotnie.Ja powinnam się tobą zajmować ,a nie ty mną.
-Oj chciałbym,żebyś usypiała mnie do snu-powiedział flirciarsko.
-Niewyżyty gbur-powiedziała do niego.
Spojrzała w jego szare oczy.Oboje się zaśmiali.
-Ładni marszczysz nosek kiedy się denerwujesz.
-Mógłbyś skupić się na wypełnieniu tej karty?-powiedziała pisząc odpowiedź na kartce.
-Nie bo chce cię gdzieś porwać po szkole.
-Słucham?
-Mam zamiar ci porwać na mały spacer po lesie-powiedział spoglądając na nią.-Znalazłem miejsce ,które by ci się spodobało.
-No nie wiem,nie przepadam za tym lasem.
-Będziesz bezpieczna.To co?Dasz mi się uprowadzić o piętnastej czy mam cię porwać siłą?
-Nie ośmielisz się zabrać mnie siłą z mojego domu-powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
-Na pewno?-zapytał tajemniczo.
-Na pewno bo zgadzam się na uprowadzenie o piętnastej-zaśmiała się.
-To jesteśmy umówieni.
-Cześć-usłyszeli głos.
Spojrzała była to Nessie z Jack'em.Usiedli koło nich.Dziewczyna kolo Alexy ,a Jack koło Egipcjanina.
Była wdzięczna losowi za to,że Nessie polubiła Benjamina.Słyszała ich rozmowę.Zapunktował u niej ,bo wie ,że się o nią martwi i ją wspiera.
-Cześć-odpowiedziała Alex spod włosów.Pochylała się nad kartą.
-Co wy wypisujecie?-zapytała Nessie.
-Dokumenty o wymianie.Zadają strasznie glupie pytania.
-Właśnie widzę-powiedziała z rozbawienieiem.
-Skończyłaś?-zapytał Benjamin.Spojrzała na niego z miną mówiącą,,POWAŻNIE?'' czy ,,ŻARTUJESZ SOBIE ZE MNIE,NIE JESTEM TOBĄ''.
-Ne jestem tak szybka jak ty-powiedziała.
Przyjaciele o czymś dyskutowali.Skończyła wypisywanie.
-Dobrze pójdę oddać to nauczycielce.Chodź-powiedziała do szarookiego-niech pomyśli ,że jestem dobrym opiekunem.-Wstali i pożegnali się z przyjaciółmi.
***
Po zajęciach treningowych wróciła do domu.Benjamin odwiózł ją do domu.Udało jej się namówić by nie pilnował jej cały czas.Było trudno ale się udało.Zjadła coś na obiad i poszła pod prysznic.Trochę za późno poszła i musiała się pośpieszyć,bo wiedziała,ze Wielki Pan i Władca jest niecierpliwy. Szybko się wytarła.Po wysuszeniu włosów ubrała czarne rurki ze skóry,białą bokserkę ,trampki ocieplane i kurtkę ze skóry.Ubrała czarno-Białą arafatkę na szyję.Przed włożeniem kurtki zauważyła,ze na prawym ramieniu ma dużego sińca.Rozciągał się na całym ramieniu.Był sinawy.Delikatnie dotknęła,lekko zabolał.Musiała uderzyć się na treningu. Rozczesała włosy.Zeszła na dól.Zobaczyła go przy kominku.Odwrócił się do niej.Wyglądał bosko.
Czarne spodnie,biała koszula z wycięciem w kształcie litery V ,przez co widać było część jego nagiej klatki piersiowej.Miał na sobie czarną kurtkę i szary szalik na szyi.Na prawej dłoni miał pierścień dnia i nocy ,a na piersi był medalion z egipskimi symbolami.Był w kolorze srebra.
-Wiem,wiem spóźniłam się trzy minuty-powiedziała ,poprawiając chustę.-Przepraszam.
-Nie panikuj.Gotowa?
Prowadź.Mam się bać?
-Nie dzisiaj jest pełnia Księżyca ,wiec będzie słychać dużo wyć wilków.
-Poważnie?
-Jacob jest twoim przyjacielem.Jest nim,prawda?A wogóle nie wiem czy wyje do księżyca.Może przemienić się kiedy chce.Jest przecież Alfą.Ale dobra koniec gadania chodź.

Zabrał ją na obrzeża miasta.Szli jej tempem,a przy okazji rozmawiali.Nikogo wokół nie było.Byli sami przy ruinach starych domów i lesie.Przypomniało jej się spotkanie z Josh'em.
-Serce ci przyśpieszyło-powiedział do niej.
-Nic mi nie jest,po prostu... przypomniało mi się Jak Josh zabrał mnie w podobne miejsce trzy miesiące temu.
Chwycił ją za dłoń.
-Ja nie jestem Josh'em.Niczego ci nie zrobię.
-Wiem,nie wątpię w to-uśmiechnęła się.-Po prostu tak dużo się zmieniło od tamtego czasu.
-Bałaś się wtedy mnie.
-No właśnie,a potem uratowałeś mi dwa razy życie.-Uśmiechnęła się.-W życiu bym nie pomyślała,ze wszystko się tak potoczy.
-Ja też nie.Myślałem,ze tam będę tam cierpiał do końca świata.Ale bogowie zesłali mi anioła.
Zaśmiała się.
-Trochę upartego anioła-dodał.-Ufasz mi wystarczająco bym mógł cię zabrać do lasu moim tępem?Musiałbym wziąć cię na plecy lub na ręce.
-Tak ufam.
-To wskakuj na plecy-odwrócił się.Wskoczyła.Objęła jego ramiona swoimi bardzo mocno by nie upaść.
-Nie zrobisz mi na złość i nie puścisz mnie co?-zapytała
-Może-zaśmiał się -nie nie zrzucę cię.Trzymaj się mocno na wszelki wypadek.I zamknij oczy jeżeli będzie ci się kręcić w głowie.
-Prowadź.
Ruszył.Świat nagle się rozmazał.Widziała plamy drzew i ziemi.Brązowe,zielone i jasne plamy.Wiatr uderzył w twarz,że oczy zaczęły łzawić.Przymknęła je.Kiedy wiatr przestał wiać otworzyła je.Byli na jakiejś ścieżce.
-Żyjesz?-zapytał.Zsunęła się z jego pleców.Złapała równowagę.Wszystko było w porządku.
-Żyje-uśmiechnęła się promiennie.-To gdzie mnie porywasz?-Potarła prawe ramię.Zaczęło ją boleć.
-W miejsce o którym od razu pomyślałem o tobie.
-Stado Dzików?-zażartowała.
-Nie-powiedział hamując śmiech-coś o wiele piękniejszego.
Chwycił ją za rękę by szła za nim.Mówił jej od czasu do czasu w którą stronę ma iść.Zatrzymali się.Słyszała szum wody.
-Chcesz mnie wrzucić do lodowatej wody?-zapytała niepewna.
-Kuszące ale nie.Zakryje ci oczy i nie waż się podglądać.
-Z tobą nie da się podglądać.
Zakrył jej oczy jedną ręką , a drugą chwycił jej dłoń.Dziewczyna czuła pod stopami korzenie,ściółkę  i szyszki.Pilnowała , by nie poślizgnąć się.Szum wody był coraz głośniejszy.Gdzie ją zabierał? Miała wrażenie ,ze woda była nawet w powietrzu.Świerze ,wilgotne powietrze.Poczuła pod stopami kamień.Gdzie była?Kamień był śliski miejscami.Była pewna,że jak się przewróci wpadnie do wody.Zatrzymali się na chwile.Prowadzący,cały czas milczał.
-Mógłbyś się odezwać?Przerażasz mnie-zażartowała.
-Jeszcze chwila-powiedział.-Cały czas myślisz,że wrzucę cię do wody?-zaśmiał się nad jej uchem.
-Po tobie mogę spodziewać się wszystkiego.
-Za grosz zaufania-zadrwił.-Spójrz-odkrył jej oczy.
Spojrzała.I w tym momęcie serce stanęło.Przed sobą miała krajobraz ze snu.Stała kilkanaście była piękna.Słońce zaczynało schodzić.Nastawał zmierzch.Zbliżał się wieczór,a ona stoi przed tym pięknym obrazem.Spojrzała w dół.Byli blisko krawędzi.Kilka metrów w dól była rwąca rzeka.Zapach był niesamowity.Świerza trawa,czysta woda,zapach drzew.Wyglądało to cudnie.Spojrzała na niego.Był rozbawiony.Śmiał się z jej reakcji.
metrów od dużego wodospadu.Jak możliwe,że go nie słyszała?Olbrzymie ilości wody płynęły w dół.Stała na skalnej części.Dookoła było pełno drzew.Pogoda
-Pamiętasz jak się oddycha?-zapytał.
Właśnie zdała sobie sprawę ,że ledwo co oddychała.Obraz był tak piękny ,że zabierał dech.
-Pamiętam.-Uśmiechnęła się złośliwie.-Skąd wiedziałeś o tym miejscu.Myślałam,ze najbliższy wodospad jest kilkadziesiąt kilometrów od New Pol.
-Taka mała niespodzianka.Znalazłem to miejsce przypadkiem.Chciałem ci je pokazać bo wiem,że lubisz takie magiczne miejsca.I chciałem zobaczyć twoją reakcję.
-Tu jest ślicznie.-Powiedziała rozglądają się wokół.
-To chodź,przejdziemy się pod wodospadem-podał jej dłoń.
-Ale nie chciałabym być chora.Jest chłodno ,a jak zmarznę przez tą wodę.Nie chce być chora,nie przed świętami.A przede wszystkim nie chce wpakować się w problem.
-Zapomniałaś?Mam moc żywiołów.Nie będziesz mokra od wody.Zadbam o to.Nic ci nie będzie.
Nie pewnie wzięła jego dłoń.Zaczęli iść powoli.Dbał by się nie przewróciła na ciężkim terenie.
-Co taka nie pewna się zrobiłaś?-zapytał
-Pamiętasz jak mówiłam ci w Egipcie,ze zawsze się w coś wpakuje?-Przytaknął.-Zazwyczaj w takich momentach jak ta,wpadam do wody lub gorzej.
-Nie masz się o co martwić.Spójrz.
Byli kilka metrów od lecącej wody.Podniósł lewą dłoń do góry.Woda lekko się podniosła.Dziewczyna wpatrywała się w to osłupiała.Woda tańczyła jak Benjamin jej zagra.Wznosiła się bardziej,by mogli przejść.Wyczuł jej podziw ,odwrócił się do niej.
-Chodź.
Zaczął iść pewnym krokiem,natomiast ona wręcz przeciwnie.Byli tuż tuż przed wodospadem.Dziewczyna zawahała się.
-Jesteś pewien,że nic nam nie będzie?-zapytała.Ten szum wody ją przerażał.
-Wszystko jest w porządku ,nie panikuj.Zamknij oczy.Poprowadzę cię.
-Nie mam zamiaru tracić widoku-powiedziała.
Zrobiła pierwszy krok.Drugi.Trzeci.Była w wodospadzie.Pod taflą wody była jaskinia ale zbyt mała by nie zmoknąć.Dzięki władzy nad żywiołami,Benjamin jakimś sposobem przesunął wodę.Płynęła nad jej głową ,jakby była nad nią szyba w kierunku prawym.Było to piękne.Po prawej stronie woda zaczęła spływać w dól.Jakby połka ze szkła kończyła się.Stała w części wodospadu i była sucha.Nie było jej zimno,tylko przyjemnie.
-To niesamowite-podeszła do wody.-Jeżeli jej dotknę nic się nie stanie?-zapytała spoglądając na niego.
-Możesz robić z nią co tylko chcesz-uśmiechnął się-taj jak wtedy z ogniem.Usłucha mnie.
Podeszła wolnym krokiem do granicy wody ,a pustego pomieszczenia.Wyciągnęła dłoń.:Lekko drżała.Nie codziennie widzi się taki widok i zdolności.Opuszki palców dotknęły wody.Była bardzo zimna.Delikatnie muskała jej skórę.Normalna woda od wodospadu by ją porywała.Bolało by to.Ale dzięki niemu ,woda jest przyjemna w dotyku.Uśmiechnęła się zszokowana.Cofnęła dłoń.Była sucha.
-Mówiłem,ze nie ma czego się bać.
-Miałeś rację-uśmiechnęła się do niego przez ramię.
Zaśmiała się.Było to piękne miejsce,a z nim było jeszcze piękniejsze.Poczuła delikatny ból na prawym ramieniu.Potarła je druga ręka.
-Zimno ci?-zapytał się.
-Nie,dziękuje za troskę.Ramie mnie boli.Musiałam za mocno uderzyć się na treningu.
-Mocno cię boli?Może wrócimy?
-Nie,to tylko pewnie stłuczenie.Nic mi nie będzie.
Nagle zaczął się rozglądać.
-Coś się stało?
-Krew.Czuje krew.
-Moja?Byłeś na polowaniu wcześniej?
-Byłem.Może nie zbyt dobrze się nakarmiłem.Czuje ją pewnie mocniej.Ale nie martw się.Niczego ci nie zrobię.
Wpatrywała się w taflę spływającej wody.
-Jak ty to robisz?Skąd masz te zdolności?-powiedziała by zmienić temat.
-Przed przemianą byłem zwykłym człowiekiem-zaczął.-Lubiłem bawić się ogniem,przesiadywać w ogrodach w czasie wiatru,czuć pod stopami piasek i wodę.Uwielbiałem te żywioły.Po przemianie okazało się ,ze dostałem dar posługiwania się nimi.Każdy wampir dostaje jakiś dar.Ja dostałem ten.Byłem jedyny który tak potrafił.
-Inni też tak potrafią?-zapytała zaciekawiona.Ponownie bawiła się dłonią w wodzie.
-Wątpię.Bylem jedyny za moich czasów.Ale wszystko mogło się zmienić.Dużo czasu minęło.
Podeszła do niego.
-Przepraszam.Nie chciałam ci tego wypominać.Pewnie nie zbyt dobrze czujesz się w tym czasie.
-Nie jest tak źle.Ale faktem jest to,ze irytująca jest ta skromność niektórych ludzi.-Uśmiechnął się.
Odwzajemniła gest.
-Chodź może zobaczymy resztę?
-Pewnie.Jeszcze się pytasz.
Pomógł jej wyjść.Słońce już prawie zeszło.
-Nic ci nie będzie jeżeli jest słońce?-zapytała-Chyba mi tu nie spłoniesz żywcem?
Zaśmiał się głośno.
-Nie.Zapomniałem ci powiedzieć.Tu tak rzadko ono jest.Słońce nic mi nie może zrobić.
-To po co ci pierścień dnia i nocy?
-Spójrz-ściągnął go i podał jej.
-Co ty robisz?!-byla zaskoczona.
-Potrzymaj go.Chce ci coś pokazać.
-Ale nic ci nie będzie?
-Nic.Obiecuje.
Wzięła go.Zaczął wychodzić z cienia skał.Dziewczyna patrzyła przerażona i zafascynowana.On chce wejść na słońce.Zrobił ostatni krok.Wszedł na ostatnie promienie słońca.Odwrócił się do niej twarzą.Jej serce zaczęło topnieć.Jego skóra nie płonęła jak na filmach.On BŁYSZCZAŁ.Jakby jego skora była zrobiona z milionów kryształków.Mienił się w delikatnych odcieniach tęczy.Wyglądał jak młody bóg.Patrzył na nią.
-Chodź-wyciągnął ku niej dłoń.
Podeszła.Zrobiła to bardzo wolno.
-Ty...-zamilkła była w szoku-ty błyszczysz.
Uśmiechnął się.
-Widzisz.Słońce niczego mi nie robi.Noszę ten pierścień tylko po to,by ludzie nie widzieli tego.Dowiedzieli by się kim jestem.Widzisz?
Miała jego dłoń w swoim.Delikatnie ją pogłaskała.
-Przez to przekleństwo musiałem nosić pierścień.Dlatego twoi przyjaciele tu zamieszkali.Nie ma tu prawie słońca,a pierścienie są od moich bogów.Wampiry nie wiedzą o istnieniu tych artefaktów.
-Ale dzięki temu jesteś jeszcze piękniejszy-powiedziała szeptem.Patrzyła na jego dłon.
-Dziękuje,sprawiasz ,ze zacząłem to lubić.
Spojrzała na niego.Uśmiechał się.
-Wygląda jakbyś był zrobiony z diamentu.To...takie piękne.
Poczuła jego dłoń na policzku.
-Może jakoś sobie poradzę z tym.Ty dałaś radę do mnie przywyknąć ,to ja przywyknę do tego-uśmiechnął się.Chciała zrobić to samo ale poczuła ostry ból w klatce piersiowej.Coś ją dusiło.Jakby niewidzialny wąż był wokół jej piersi i zduszał.Nogi się pod nią ugięły.Uderzyłaby w ziemie,gdyby On jej nie złapał.Poczuła jego ramiona na swoich.
-Alexandro ,co się dzieje.-Na jego twarzy było pełno lęku i troski.
-Nie..nnnie wiem-powiedziała zasapana.-Może jak usiądę to mi przejdzie.
Pomógł jej wstać.Usiadła na dużym głazie.Pochyliła Głowę w dół.Egipcjanin założył pierścień i usiadł kolo.Znów jego nozdrza zaczynały wychwytać zapach.Wstał i nachylił się nad nią.Oddychała głębiej.
-Alexandro ty krwawisz!-powiedział zszokowany.
-Ccco ?!-była spanikowana.O co mu chodziło?Ona miała tylko problemy z oddychaniem ,nie była ranna.-To nic pewnie jestem tylko przemęczona.
-Spójrz-ściągnął jej chustę.Na białej bluzce było pełno krwi.Dziewczynie serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.Skad krew na jej bluzce.
-Ale jak...jak ...jjja nic nnie robiłam.Byłeś caly czas....kolo..-nie dokończyła.Poczuła gwałtowny ból na ramieniu.
Szybko zaczął zdejmować z niej kurtkę.Spojrzeli na nie oboje.Zamiast sińca zobaczyła wypalony znak.Wygadał jakby została zapieczętowana rozgrzanym żelastwem.Jak zwierzęta które naznaczali.
-Coś ty zrobiła?!-zapytał przerażony jej stanem.Jeżeli on jest przerażony,to sprawa wygląda poważnie.
-Ja nic nie.... to nie mozliwe-spojrzała na niego zrozpaczona.-Co się ze mną dzieje?-łza popłynęła po jej bladym policzku.
Z jej znamienia płynęła krew.Ciecz była ciepła i lepka.Przerażała ja.Przecież Benjamin też teraz cierpi.Musi pilnować się.Poczuła kolejną falę bólu. Tym razem dołączyła do niej wizja.Zobaczyła swoja matkę.Dawała coś do dłoni Emse i Carlisle'a.Usłyszała skrawki rozmowy.Słowa:
ona nie może się niczego dowiedzieć.....jeżeli ona będzie wiedziała będzie w niebezpieczeństwie...mogą ją porwać do ...energii......zaufaj nam.....jak przeniesiecie się,kontrolujcie czy nie zbliża się........obiecujemy.....będziemy obserwować czy się pojawi.....nie chce by należała do tego świata,jest niewinna.Potem scena się zmieniła.Zobaczyła matkę jak się nad nią nachyla.Miała to same znamię na ramieniu.Mała Alexandra wskazała na nie.Zasłoniła je i uśmiechnęła się.Nie słyszała nic.Nagle zobaczyła przed sobą Benjamina.Wizja zniknęła.Tak mocno ją osłabła,ze osunęła się z kamienia.Wampir ja złapał.Spojrzała na niego w pół przytomna.
-Esme...on bbędzi wiedzz...-próbowała powiedzieć.
-Miałaś wizję?Widziałaś ją?
Kiwnęła głowa.Powieki zaczęły opadać.Starała się je zatrzymać ,lecz nie udało się.
-Nie zamykaj oczu-powiedział-nie zamykaj ich-poczuła,ze wziął ja na ręce.
-Calisle....Esme....oni...moja matka...-szeptała.Podejrzewała,ze oni coś wiedzą
-Alex nie zamykaj oczu-poczuła,że się przemieszcza.Jego twarz był bliska jej.-Nie możesz....-ale już nie dosłyszała.Świat zniknął,głosy ucichły.Była tylko ona z agonią i mrokiem.
***
Zamknęła oczy.Nie mogła ich zamknąć.Nie rozumiał co się dzieje.Miała na ramieniu wypalony znak.Niczego jej nie zrobił.Byli nad wodospadem.Rozmawiali.Widział,że cierpi.Jak zobaczył jej krew , zamurowało go.Niczego sobie nie zrobiła.Obiecała mu to i wierzył.nie mogła sama sobie tego zrobić.Widział jak byla przerażona kiedy zauważyła znamię.Co to mogło być?Nie wiedział niczego.Nienawidził tego stanu.Była taka bezwładna.Na jej czole były malutkie kropelki potu.To było dziwne.Byla zimna.Oddychała tak delikatnie ,że prawie w ogóle.Była bledsza niż jej prawdziwa cera.Miał nadzieje,że Carlisle będzie wiedział jak jej pomóc.Był już prawie przed ich domem.Kiedy się pojawił zobaczył przy srebrnym samochodzie Emmeta z Rosalie.Właśnie przyszła Alice.Chciała im coś powiedzieć.Spojrzeli na niego.
-Coś ty jej zrobił!-wykrzyknął na ich widok.Chciał podejść ale Rosalie go powstrzymała.
Alice szybko do niego podeszła.
-Carlisle i Esme zaraz będą.Chodź z nią do salonu-popędziła do.
-Alice-odezwał się do nie Emmet.
-On tego nie zrobil.Wyjaśnią nam wszystko niebawem.Nie wiem co jej jest,ale w wizji Carlisle z Esme wiedzieli.Nie wiem co się z nią dzieje.
-Wrócili-powiedziała Rose.
Benjamin odwrócił się w kierunku małżeństwa.Wrócili z lasu.Kiedy zobaczyli nastolatka w jego ramionach,szybko podeszli.
-Alice przygotuj szybko pokój na górze-rozkazał Carlisle poważnym tonem.
-To nie mogło się zacząć,nie mogło.
Pan Cullen wskazał by za nim poszedł.Zrobił to.Dziewczyna przestawała oddychać.Nagle w salonie pojwiła się reszta rodziny.Wyczuli krew nastolatki.
-Boże Alexa!-była to Renesmee-co jej jest?!-spojrzała ze szklistymi oczami na bliskich.
Nikt nie wiedział.
-Rose przynieś okłady,Esme przynieś księgi.Jeżeli nie uwolnimy jej mocy to ona ją zabije.
-Co? Jakiej mocy?-zapytała Bella.
-O czym wy mówicie?-zapytał Benjamin.-Powiedziałeś jej ,ze jest człowiekiem!
-Bo była nim by gdyby coś nie uwolniło jej mocy.Chodź na górę,trzeba jej pomoc.
Szybkim ruchem pojawili się w pokoju.Położył delikatnie ją na materacu.Przyszła Esme z księgą i Rose z okładami.Doktor wyciągnął coś podobnego do pióra i atramentu.Zaczął rysować symbole na ramieniu.Mniejsze i bardzo podobne do tego co jej się pojawił.Poruszyła się.Jej oddech przyśpieszył.Klatka piersiowa zaczęła się poruszać.Na czole miala pot.
-Jest gorzej.Esme znalazłaś już w księdze informację?
-Szukam.Gdzieś tu jest.
Poruszyła delikatnie głową.Jej oddech zanikał.
-Znalazłam.Musi połączyć się więzią z kimś ,kto jest często z jej otoczenia.
-Renesmee,ona jest jej najlepszą przyjaciółką-powiedział Benjamin.
-Jeżeli się nie połączy z kimś lub nie będzie to dobra osoba,ona umrze-powiedziała Esme.
-Ty jesteś z nią blisko.Jesteś z nią cały czas-odezwała się Rosalie.
Spojrzał na nią.Powiedziała to.Mimo tego,że nienawidziła go, powiedziała to.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 19 Rozmowa i tajemnice

Po prysznicu i wysuszeniu włosów ,poszła do garderoby.Patrzyła na ubrania zszokowana.Kupił jej bardzo drogie rzeczy,a była tylko jego przyjaciółką.Przypomniał jej się wczorajszy pocałunek.Był przypadkowy.Chciała na niego spojrzeć i powiedzieć mu,ze jest wdzięczna za to wszystko.A on nachylił się by ucałować jej czoło,by poczuła się bezpiecznie.Był taki delikatny.Spodziewała się,ze jego usta były by lodowate jak jego skóra.Ale myliła się ,pyły letnie.Przyłożyła do ust prawą dłoń.Było to urocze.Wybrała z pośród ubrań brązowe rurki,białą bokserkę i sweterek w stylu over size robiony drutami.Do tego buty na korku,ciemno beżowe.Lubiła ubierać się w ten kolor ,gdyż jej kolor skóry był ocieplony i podkreślał kolor oczu i włosów.Wyglądała bardzo dobrze.Na szyki miała medalion od mamy z którym się nigdy nie rozstawała.Nigdy go nie ściągnie,a na pewno po tym czego się dowiedziała z listu.Łzy automatycznie podszedły do oczu.Jedna jej się wymknęła i spłynęła po policzku.Szybko ją starła.Czuła kłujący ból w sercu.Jej własny ojciec,mąż jej matki zamordował.Zamordował jej matkę.Czy ona będzie następna?Czy będzie potrzebował jej zamiast zmarłej do swojego celu?Tego nie wiedziała.Przemyła ponownie twarz.Nie było już widać,ze miała załzawione oczy.Musiała być dzielna.Mama na pewno by tego chciała.Zostawiła porządek w łazience,a w garderobie zostawiła na kanapie swoją sukienkę i buty.Wyszła z pokoju.Ten nowy sweterek przyjemnie grzał.Był świetny ale i tak źle się trochę czuła ,ze nosi na sobie tak drogie ubranie.Nie musiał niczego jej dawać.Nigdy nie wysyłała takich sygnałów.A jednak to zrobił.Zaprojektował jej piękny pokój jak ze snu.Kupił pełno ślicznych ubrań dla niej.A co ona może mu zaoferować?Pomogła mu się odnaleźć się w tym wieku.Ale dała mu tylko laptopa.Sam resztę zrobił.Będzie musiała z nim o tym porozmawiać z nim.Zeszła do salonu.Zorientowała się,ze zostawiła komórkę w domu.Jack pewnie do niej wydzwaniał.Będzie musiała go przeprosić.Zobaczyła,że na stole jest talerz z trzema naleśnikami i syropem klonowym.Skąd wiedział ,ze uwielbia ten syrop?Do tego sok pomarańczowy,jej ulubiony,bez którego nie rozpocznie dnia.Siedział przy stole i zakończył rozmowę.Spojrzał na nią.Uśmiechnął się.Odwzajemniła gest.
-Wybacz ,ze tak długo.Zasiedziałam się-powiedziała siadając.-To dla mnie?Jak to zrobiłeś?
-A dla kogo innego?-pokazał swoje białe zęby.-Na razie to wszystko co umiem w kwestii gastronomicznej.Więc jak dłużej sobie tu posiedzisz,będziesz miała ich dość.
-Wątpię.Skad wiedziałeś ,że uwielbiam to danie?
-Obiło mi się o uszy.
-Esme?-pokiwał głową.
-Na pewno nie robię takich jak ona.Wygląda nieźle ale nie wiem czy to bezpieczne jeść je z mojego wykonania.
-Zaryzykuje-odkroiła mały kęs.Spojrzała na niego.-Jakby co umiesz zasady pierwszej pomocy?
-Jesteś złośliwa-pokazała mu język i włożyła kawałek do buzi.
Był bardzo dobry.Nie wiedziała,ze będzie to tak smakowało.Esme jest dobrą nauczycielką w kuchni.Przełknęła. Spojrzała na niego i udawała ,ze się zastanawia.Patrzył na nią z niecierpliwością..
-Jeszcze żyję-zaśmiała się.-Jest przepyszne.-wzięła następny kęs.
-Bogowie dziękuje ,że jej nie otrułem-powiedział spoglądając w górę.
Na szczęście dziewczyna miała pustą buzię,inaczej jedzenie miałby na twarzy.Rozśmieszył ją. Śmiała się z jego przejęcia.Naprawdę bał się ,ze nie będzie jej smakowało.
-Dlaczego ty si tak tym martwisz,co?Przecież sama mogłabym sobie zrobić jedzenie-zjadła następny kęs.Z tależa zniknęło półtora naleśników z trzech.-Jestem pełna.
-Zjesz to wszystko-powiedział-nie wypuszczę cię z tąd.
-Dlaczego?-zapytała poważnie.
-Wczoraj-zamilkł na chwilę-jak przebierałem cię widziałem jak jesteś wychudzona.Bardzo mocno żebra ci widać.
-A to.To nic.Od zawsze tak mam-za czerwieniła się.
-Nie rozumiem.Powiedz mi wszystko.
-Raz w wieku dziesięciu lat coś się stało.Teraz tym bardziej tego nie rozumiem po tym liście.Byłam z mamą w nowym domu w Sydney.wyprowadziłyśmy się z Londynu.Był to początek.Tam zaczęły się problemy.Nagle schudłam.Mama była spanikowana,nawet za bardzo.Leżałam w łóżku.Sądziłam ,ze byłam chora.Pamiętam głos mamy.Zapytała się czy to nie jest skutek arhdy.Nie wiem co to jest.Ale pamiętam,ze przed wyprowadzką jakiś mężczyzna był w domu i skaleczyłam się.Pamiętam niebieski błysk.Chyba burza była.Od tamtej pory,od tamtego światełka zaczęłam mieć normalną wagę.Ale nigdy nie będzie taka jak powinna.Zawsze będzie mi brakowało do normy.Ale nie jestem ,aż tak wychudzona.Organizm został osłabiony.
-Powiedziałaś arhdy?!-zapytał przenikliwie.
Spojrzała.Nie rozumiała dlaczego był tak przejęty.
-Tak.Dobrze pamiętam.Mama potem mi powiedziała,ze zachorowałam.Ze miałam zwidy przez nią.A dlaczego pytasz?
-Arhda to nie choroba,to trucizna.Stosowana przez lud który wyginął wiele lat temu.
-To nie możliwe.To...zaraz.
-To dlatego twój ojciec sądzi ,ze nie żyjesz.Musiał ci to zrobić.
-To nie-zakryła twarz dłońmi-nie mógł tego zrobić.
Usłyszała ,że odszedł do niej.Odsunął jej krzesło w bok stołu by była na wprost niego.Usiadł na krześle obok.Siedział na przeciwko.Wziął jej dłonie w swoje.Była przerażona i zdezorientowana.Patrzyła na kolana.To nie możliwe.
-Spójrz na mnie-powiedział poważnie,zrobiła to.-To tylko domysły.Nic nie jest pewne.Porozmawiamy z Esme i Carlislem.Oni znali twoją matkę najlepiej.Jakoś odnajdziemy adresata listu,który dostałaś.Poradzimy sobie.
Pokiwała twierdząco głową.
-Poradzimy-powiedziała cicho-poradzimy sobie.Na pewno.
-Co to będzie dla ciebie.Sprawiłaś ,że faraon usługuje dziewczynie z dwudziestego pierwszego wieku-zaśmiał się.Jego uśmiech był zaraźliwy.Odwzajemniła to.
-A teraz jedz.Sprawię,że te widoczne zebra znikną.Doprowadzę do cudu.
***
Po śniadaniu poszła sprzątnąć naczynia.Benjamin mówił by to zostawiła ale na swój upór pozmywała.Została tak wychowana i była z tego zadowolona.Weszła do salonu.Nie może tu długo zostać.Nie chce go wykorzystywać,co prawda boi się być sama .Musi jeszcze zadzwonić do Jack'a,ze wszystko u niej w porządku.Zatrzymała się.Salon był pusty ,a słyszała głosy przy wejściu.Poszła w tamtą stronę.Była totalnie zaskoczona.W drzwiach stał on wraz z Esme ,Carlislem,Edward z Bellą i Renesmee .Przyjacióka od razu do niej podeszła i przytuliła.Było to miłe z jej strony.
-Alex co się stało?-powiedziała jej na ucho.
-Nic wam nie powiedział?-zapytała.Kiedy pokiwała przecząco głową wyznała-zaraz się dowiecie.
Szatynka przytuliła się mocniej do pół wampirzycy.Wszystkie łzy już zostały wylane poprzedniego wieczoru.Toteż nie uroniła ani jednej.Odsunęła się trochę od niej.Uśmiechnęła się lekko.Dziewczyna również to zrobiła.Podeszła do niej Bella.Esme ,Carlisle i Edward rozmawiali z Benjaminem.
-Cześć Alex-przytuliła ją brunetka.
-Hej Bells-uściskały się-Skąd się tu wzięliście?Zadzwonił do was?
-Tak zadzwonił i powiedział,ze sprawa dotyczy ciebie i twojej matki.Alice widziała w wizji jak czytasz jakąś kartkę i wybiegasz z domu.Dzwoniliśmy ale nie odebrałaś.Poszliśmy do ciebie do domu.Nie było nikogo.Baliśmy się strasznie o ciebie.Potem zadzwonił Benjamin.
-Rozumiem.Dziękuje ,ze się tak troszczycie,to miłe.
-Nie przejmuj się-uśmiechnęła się i potarła jej ramię.-Sprawa jest ,aż tak poważna?
Mogła tylko pokiwać głową.
-Alex chodź ,usiądziemy-usłyszała głos Egipcjanina.Spojrzała na niego.Wszyscy ,prócz Nessie poszli do salonu.
Przytaknęła.Przyjaciółka chwyciła ją za rękę.Mimo tego,że nie wiedziała co nastolatka ma jej powiedzieć i bliskim,wspierała ją.Usiadła na krześle przy dużym mahoniowym stole.Wszyscy wpatrywali się w nią i Benjamina.Zobaczyła,że ma list ,który dostała.Wzięła go z jego ręki.Spojrzała na niego porozumiewawczo.
-A więc-zaczęła-Benjamin do was zadzwonił w pewnej sprawie.Wczoraj wieczorem dostałam list.Ktoś musiał w nim  być bo leżał na stole.Dowiedziałam się z niego,że...-zamilkła te słowa były trudne dla niej.
Poczuła drobną dłoń Esme na swojej.
-Spokojnie-powiedziała-powoli.
Nastolatka się uśmiechnęła.Była jej wdzięczna.
-Chcę wam to powiedzieć,ponieważ znaliście moją mamę bardzo dobrze.Byliście jej przyjaciółmi.Chodzi o to,że...została zamordowana-jej ręce się trzęsły,dlatego położyła je na nogach,by nikt ich nie zobaczył.Spojrzała na przyjaciół.Nessie przyłożyła z Bellą do ust dłonie.Edward był zaskoczony ale nie w dobrym znaczeniu.Esme chwyciła męża za rękę ,a na ich obojgu twarzach malowało się współczucie ,troska i przerażenie.Byli w szoku,nie dziwiła im się.
-Ale-zaczęła Esme-przecież..-zamilkła.Spojrzała na męża.Odwzajemnił to spojrzenie.Było w nim zrozumienie.
-Ale kto to zrobił?-zapytała Bella.
Nessie patrzyła przerażona ze współczuciem na nią.
Alexandra spojrzała na Edwarda.On już wiedział.Wyczytał to z jej myśli.
-Została zamordowana przez mojego ojca-dwie łzy poleciały z jej oczu.Szybko je starła.Poczuła na lewej dłoni czyjąś.Był to Egipcjanin.Uścisnął ją.Wspierał.
-To niemożliwe-powiedział Carlisle.-Gabriela,twoja matka powiedziała,że odszedł.Z kąd te przypuszczenia?Nie wiadomo czy on żyje.
-Wszystko jest tutaj-wyciągnęła mu dłoń z kopertą.Ręka się jej trzęsła.Wziął list ,przy okazji uścisnął dłoń szatynki na znak wsparcia.
Zaczął czytać .Zrobił to bardzo szybko i podał go małżonce.Przez chwile wydawało jej się ,że na jego twarzy pojawił się wyraz gniewu.Esme wyglądała na przerażoną.Kiedy wszyscy go obejrzeli zapadła grobowa cisza.Zauważyła,że Nessie cały czas spogląda na złączone dłonie jej i szarookiego.Po chwili Carlisle się odezwał:
-Teraz rozumiem.Ale jak by cię odnalazł?Z tego co tu jest napisane współpracuje z wampirami.
-Moja mama miala siostrę?-zapytała Pana Cullena.
-Była z nią kiedy byłaś dzieckiem-wyjaśniła Esme.-Pomagała twojej mamie.tylko tyle nam powiedziała.
-Nie wyglądała na osobę ,która uciekała -wyznała Bella.-Tylko na troskliwą matkę.Byłaś jej oczkiem w głowie.
-Teraz wiem ,dlaczego często się przeprowadzałyśmy.Ale mam do was jedno,ważne pytanie.-Spojrzała na małżeństwo.
-Pytaj skarbie-powiedziała Esme.
-Czy moja mama na pewno była człowiekiem?Czy była tylko nim,nie miala żadnych zdolności?
Dłonie Esme prawie nie zauważalnie zacisnęły się na dłoni męża.
-Była człowiekiem-powiedziała spoglądając na list.
-Ale dlaczego w takim razie ścigają ją wampiry?-zapytała szatynka.
-Tego nie wiem ale trzeba się dowiedzieć.-Powiedział Carlisle.-Edward będziemy musieli popytać wampiry z Alp.Może oni coś będą wiedzieli.
-O ile mogę się wtrącić-usłyszała głos Benjamina-czy Alexandrze coś grozi?
-W liście jest napisane,że myśli,iż nie żyje.Powinna być bezpieczna ale powinna być pod czyjąś opieką.-powiedział Pan Cullen
-Ale ta kobieta ją znalazła-powiedziała Nessie-a co jak inni ją znajdą?
-Myślą,że zmarła jako dziecko.To było wiele lat temu więc nie będą jej szukać-spojrzała na zielonooką ,najstarsza wampirzyca.-Twoja ciotka musiała wiedzieć od Gabrieli,gdzie będziesz mieszkać.
-To prawda.Dom kazała kupić mi mama.-Powiedziała Alex.-Ale ja nie widziałam jej siostry od siedmiu?Dziesięciu lat?
-Będziemy musieli się temu przyjrzeć-powiedział Carlisle -możemy zabrać ten list?
Potwierdziła ruchem głowy.Podał go Belli a ona go schowała.
-Najlepiej zajmijmy się teraz-powiedział.
Wszyscy wstali.Carlisle uściskał szatynkę ,podobnie Edward i Bella.Pożegnali się i wyszli.Została Esme z Nessie.
-Przykro mi Alex-przytuliła ją Nessie.
Podeszła Esme.Również ją objęła.
-Kochanie poradzisz sobie.Wszystko będzie dobrze.
-Dziękuje,ze mi pomagacie.Ale...-zamilkła na chwilę-możesz coś dla mnie zrobić?
-Co leży ci na sercu?-zapytała.
-Czy możesz wszystkich poinformować o tym wszystkim.O tym ,że rozmawiałaś z Benjaminem.-Spojrzała na niego i ponownie na nią.-Że nie jest zły.Rozumiem,że Emmet się martwi i inni.Po prostu nie chce by w wszej rodzinie były tajemnice przeze mnie.
-Dobrze,postaram się im to wyjaśnić.-Potarła jej ramię.-My już pójdziemy.Pamiętaj ,że cokolwiek by się działo masz nas i-spojrzała na Egipcjanina-i jego.
-Trzymaj się Alex-powiedziała Nessie.-Zadzwonię wieczorem.A i lepiej zadzwoń do Jack'a.Martwił się.Powiedziałam mu,że byłaś u nas.
-Dobrze dziękuje.
-Zaopiekuj się nią jak nas przy niej nie będzie -usłyszała,jak Esme mówi do Benjamina i ściska mu dłoń.
Pożegnała się z przyjaciółką.Ona również zrobiła to samo.Obie zniknęły za drzwiami.
Została sama z nim.Patrzył na nią z troską.Musi do tego przywyknąć.Rzadko pokazywał uczucia.Podszedł do niej.
-W porządku?
-Tak-nie wie czemu ale poczuła się bardzo mała.
-Chodź ,zadzwonisz do Jack'a.Pewnie umiera z niepokoju.
Pokiwała głową.Poszła z nim.
***
-Alexandra ,dlaczego nie odbierałaś?!-uslyszala głos przyjaciela.
-Wybacz Jack-powiedziała-byłam u doktora Cullena.Zostawiłam telefon w domu.Teraz z Benjaminem zajmujemy się dokumentami do...em dotyczące wymiany.
-Alex wszystko w porządku?-zapytał podejrzliwie.
-Tak,po prostu jeszcze trochę boli mnie głowa-oszukała go po raz kolejny.Źle się z tym czuła.
-Rozumiem.Będziesz w szkole?
-Tak,powinno mi przejść.Jak było na imprezie?
- Była świetnie.Wszyscy żałowali,że nie przyszłaś z Benjaminem.Lisa się o niego pytała.Chyba wpadł jej w oko.-Usłyszała jego śmiech.-Szkoda,że cię nie było.Ale trudno.Wracaj do zdrowia.
-Dzięki.
-Wychoruj się i pozdrów swojego kumpla.
-Tak jest-powiedziała.Starała się by brzmiało to pogodnie.
-Do zobaczenia Alexa.
-Cześć-rozłączyła się.
Odłożyła delikatnie telefon na szafkę nocną.Wzięła do ręki małą figurkę piramidy.Przypomniał jej się czas ,kiedy jako dziecko marzyła by tam polecieć.By zobaczyć wszystkie zabytki.Usłyszała pukanie do drzwi.Nie musiała mówić wejść.Od razu się otworzyły.Wszedł do pokoju.Od razu pojawił się przy niej.Odłożyła piramidkę.Czuła się jak ofiara słabego horroru.Wymęczona psychicznie,bez chęci życia.Łza spłynęła po policzku.Poczuła,że Benjamin ją ściera.Spojrzała na niego.Podciągnął jej nogi i usadził ją na swoich kolanach.Z największą delikatnością przytulił ją.Była mu za to wdzięczna.Oparła się o niego.
-Wszystko będzie dobrze-powiedział.
Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.Miała ochotę przestać istnieć.jej mama była cały czas przy niej.Chroniła ją,opiekowała się nią,kochała.Zrobiła wszystko,a nawet więcej niż powinna.A ona?Nie uratowała jej.Została zatruta kiedy była w szkole.Przypomniało jej się.Kiedy po powrocie do domu znalazła ją w łazience.Leżała nie przytomna z małą fiolką w dłoni.Była pusta.Siedemnastoletnia Alexandra podbiegła do niej szybko.
-Mamo!-krzyknęła i podbiegła do niej.
Obudziła się po chwili.Była w pól przytomna.
-Alexandro zamknij drzwi.Sprawdź czy nikogo tu nie ma.
-Nikogo tu nie ma.Dom jest pusty.Ktoś cię zaatakował?
-Nie,nie-wymruczała Gabriela-dom był otwarty.Zamknij go.
Szybko poszła i zakluczyła dom.Wróciła do mamy.Siedziała oparta o ścianę.Wzięła ją pod ramię.Poszła razem z nią.Położyła na łóżku.Jej ramię krwawiło.
-Jesteś ranna-powiedziała przestraszona szatynka.
-To nic.Nic mi nie będzie.
-Przyniosę apteczkę.
Kiedy zabandażowała jej ramię,matka spała.Wyglądała wtedy blado.Młoda nastolatka była wtedy przerażona.Kiedy wieczorem się obudziła była niespokojna.Cały czas pytała.
-Czy nikogo nie ma w domu?
-Nie,mamusiu.Jesteśmy same.Jak zawsze.Co się stało?Dlaczego pytasz czy ktoś tu jest?Zaatakowano cię?
-Nie.Po prostu śniło i się coś.Będziemy musiały się przenieść.
-Mamo.Mieszkamy w Forks już najdłużej.Myślałam,że nie będziemy musiały się przenosić.
-Będziemy musiały.
-Porozmawiajmy o tym jutro,odpocznij.Co się stało,kiedy mnie nie było?
-Nic kochanie,nic.Zasłabłam i uderzyłam się.Nic mi nie będzie.
Wiele miesięcy później powiedziała straszną wiadomość.
-Mam raka kochanie.Nie mam wiele czasu.Musiałam ci to powiedzieć.
Alexandra rzuciła się wtedy w ramiona matki.Płakała wraz z mamą.Co prawda Gabriela miala problemy z wagą ale nie wiedziała,ze jest tak poważnie.Starała się nią opiekować.Przestała spotykać się z przyjaciółmi.Przestała kontaktować się z Cullenami,którzy dopiero i co się wyprowadzili.Sprzątała w domu,grała mamie na fortepianie.Gabriela chciała by Alexandra występowała.Śpiewała i grała na fortepianie.Kiedy stan się pogarszał grała mamie w domu.
-Będziesz najsławniejszą pianistką-powtarzała jej matka.
Grała,aż do ostatniego jej upadku.Dzień przed śmiercią grała jej.Kobieta zaczęła tracić przytomność.Alexandra wezwała pogotowie.W szpitalu dowiedziała się,że to tylko tymczasowy stan.Kiedy obudziła się następnego dnia,zbliżał się koniec.Matka była zbyt słaba.Lekarze mówili,że przeżyje jeszcze kilka miesięcy.A umarła tak nagle.Jack był wtedy przy niej.Potem Josh.Ale mimo tego czuła się samotnie.Jacka mieszkał w New Pol.Jej matka powiedziała,że tam kupila dom i by ona tam zamieszkała.Spełniła jej prośbę.
Wróciła do rzeczywistości.Powrót do wspomnień byl bolesny.Matka nie umierała przez chorobę.Umierała przez truciznę,a ona niczego nie zauważyła.To takie podłe uczucie.Ale gdyby wiedziała o tym,że jest otruta co by to dało?Mama chciała ją chronić.Martwiła się o nią nawet w obliczu śmierci.Najchętniej by podcięła sobie,żyły.Chwyciła swój nadgarstek z wizją jakby to robiła.Nie nie zrobi tego.Rodzicielka nie po to ją chroniła,nie po to się poświęciła by ona teraz to zaprzepaściła.Benjamin spojrzał na nią i powiedział jakby czytał w jej myślach.
-Nie zrobisz tego.Nie skrzywdzisz się.
Spojrzała w jego oczy.Zaczynały robić się szkarłatne.Potrzebował krwi.
-Nie chce tego zrobić.Nie po to poświęciła życie by mnie chronić.Nie chce jej starań zaprzepaścić.
Przytaknął głową.
-Wrócę do domu.A ty idź na polowanie.Długo na nim nie byłeś.
-Nie zostawię cię samej w domu.Odwiozę cię i będę tam z tobą.
-Dobrze ale potem weźmiesz krew z pudła.
-Nie zrobię tego-wyznał.-Ona może kiedyś się tobie przydać.
-To pójdziesz na polowanie.Proszę.Zrób tylko to.
Jej oczy cechowały upór.Uśmiechnął się do niej.
-Zawsze musisz być taka uparta?
Odwzajemniła nieśmiało gest.
-Nawet wampiry sobie ze mną nie radzą.Chyba rzeczywiście jestem uparta.
-Punkt za przyznanie się.Skoro wampiry z tobą sobie nie radzą to świadczy tylko o twojej wyjątkowości.
-Albo o dziwności.Jaka normalna nastolatka siedzi wampirowi na kolanach?A on ją pociesza i przytula?
Zaśmiali się oboje.

***
-Carlisle ,przecież musimy coś zrobić.-Powiedziała Esme.
-Zgadzam się tylko ,co?Byłem przekonany,że Richard,mąż Gabrieli nie żyje.A okazało się z listu  ,że żył rok temu.Nie wiemy co teraz z nim jest.
-Gabriela chroniła ją przed nim jak tylko mogła.Starała się by nie wiedziała o swojej mocy,o swoim pochodzeniu.Jeżeli moc Alexandry się uaktywni będzie w niebezpieczeństwie.Większym niż teraz.
-Sama widziałaś,że jej aury nie ma.Miałem ten pierścień od Gabrieli na sobie.Nie widziałem by miała aurę.To znaczy,że skoro nie wie nic o swoim pochodzeniu moc nie uaktywni się i będzie normalnym człowiekiem ,nie będzie jedna z singularis*.Nie będzie zaklętą.
-Może ma jakieś przebłyski?Renesmee mówiła,ze ostatnio,przed tym jak Benjamin pojawił się w szkole ,Alexandra zachowywała się dziwnie.
-Gdyby miała jakieś wizję czy znamię powiedziałyby to Nessie.Bardziej mnie niepokoi Richard.
-Ale skoro Astera napisała ten list znaczy, może jednak wie o jej istnieniu?Może dowiedział się,że Alexandra żyje.
-Tylko od kogo?Sprawy mają się gorzej niż myślałem.Gabriela otruta.Potrzebowali jej wtedy do przekazania mocy.Kiedy się nie zgodziła , otruł ją.Ale nie rozumiem dlaczego?Przecież tylko ona miała taką wielką moc do przekazywania mocy,do zakładania wielkich zaklęć.Skoro myślał,że córka nie żyje dlaczego to zrobił?
-Nie wiem ale musimy coś zrobić.Ona jest przerażona.On współpracuje z wampirami.A co jeżeli to tropiciele?
-Benjamin jest przy niej.Obroni ją gdyby coś się działo.
-Ona nie przypadkowo tu się przeprowadziła.Gabriela załatwiła jej dom tu.Musiała jakoś wiedzieć gdzie jesteśmy,bo tylko my prócz niej znamy prawdę.Teraz już tylko my ją znamy.
-Chciała coś nam przekazać.Tylko co?



*z języka łacińskiego: wyjątkowa,wyjątkowi.
Singularis- nowa rasa zaklętych.Dzieci pół wampirów i zaklętych.

środa, 17 września 2014

Rozdział 18 List ,który zmienił zycie

Poczuła materiał pod policzkiem.Otworzyła oczy.Była w swoim pokoju.W swoim łóżku.Usiadła na materacu i przetarła oczy.Zobaczyła,że na zegarku jest 8:13.Wstała i poszła od łazienki.Wykąpała się ,założyła czarną bieliznę i szlafrok.Podejrzewała,ze Benjamin jest na polowaniu.Przypomniała jej się wczorajsza rozmowa.Głupio jej było, że tak wybuchła i powiedziała mu tyle swoich spraw.Ale i cieszyła się,że niczego przed nim nie musi ukrywać.Zna ją bardzo dobrze.Szczerze mówiąc lepiej od Jack'a.Weszła do kuchni.Nalała sobie soku pomarańczowego.Zadzwonił jej telefon.-Halo?-zapytała.
-Cześć Alexa tu Anastasia-usłyszała głos koleżanki.
-O cześć.Wybacz ,ze nie było mnie wczoraj na imprezie ale zasnęłam.
-Nie ma sprawy.Dzwoniłam wczoraj do ciebie,że nie ma zabawy.Została odwołana.Odebrał Benjamin.To twój chłopak?
-Nie ,nie.Kiedy jest impreza?
-Jest dzisiaj o osiemnastej.Wpadniesz?
-Dobrze.Mogę na chwile wpaść.
-To świetnie.
-Anastasia a co z Lisą?Jak jej kostka?
-Już dobrze.Nosi ortezę i też przyjdzie.
-Świetnie do zobaczenia.
Rozlaczyla się.Odłożyła telefon.Benjamin zadbał o wszystkim.Poszła i ubrała czarne rurki i ciemnozieony sweter.Jej oczy były idealnie podkreślone.Zrzedła na dół.Usłyszała pukanie do drzwi.Otworzyła je.Zobaczyła Egipcjanina.Uśmiechał się do niej.
-Dzień dobry.Widzę ,ze już wstałaś.
-Hej wejdź-wpuściła go-nie wstałam pół godziny temu.
-Wyspałaś się?
-Nie za bardzo ,bo spałam w spodniach i odcisnęły mi się na nogach.
-To co następnym razem mam cię przebrać jak małe dziecko?
Zaśmiała się.Usiadła na fotelu a on na kanapie.
-W porządku.Możesz mnie przebrać w koszulę nocną ale wątpię by to się powtórzyło-uśmiechnęła się.
-Czas pokaże-odpowiedział.
-Benjaminie?-powiedziała niepewnie.
-Słucham?Coś się stało?
-Przepraszam za wczoraj,ze tak wybuchłam.To było nie na miejscu.
-A właśnie ,ze było.Dziękuje ,ze mi to wszystko powiedziałaś-uśmiechnął się.
Odwzajemniła to niepewnie.Chwycił jej dłoń.
-Nie przejmuj się.Ja dzisiaj nie zbyt będę mógł przyjść.Muszę mieć spotkanie z Bogami.Muszę wiedzieć,czy mają jakieś informacje o tym,czy ktoś zauważył moje odejście z więzienia.Ten rytuał jest dość długi.Dopiero koło osiemnastej będę mógł przyjść.
-A ja o osiemnastej jestem umówiona na imprezę,która miała być wczoraj.A i dziękuje,ze powiedziałeś Anastasi o tym,iż nie mogłam przyjść.
-Nie ma sprawy.To może przed snem przyjdę?Co?
-Nie będę długo na niej.Więc na pewno dziś.Zadzwonię do ciebie.
-To jesteśmy umówieni-wstał.-Do zobaczenia wieczorem.
-Pa-pokiwała mu i wyszedł szybko przez drzwi.
Zakluczyła drzwi i rozpakowała soją torbę.Wrzuciła strój startowy na zawody do pralki.Puchar położyła na półce.Uśmiech zagościł na jej twarzy.Spełniła marzenia dziewczyn i swoje.Wygrały.Zeszła do kuchni.Musiała wstąpić do sklepu na małe zakupy.Zmieniła bluzkę na czarną i włożyła kurtkę ze skóry.Rzadko ubierała się na czarno.Wyszła z domu i zakluczyła go.Wsiadła do samochodu i wyjechała.
***
Widziała jak młoda kobieta wychodzi z domu i wyjeżdża samochodem.Ubrana była na czarno.
Żałoba po matce,biedna dziewczyna-pomyślała kobieta.
Widziała jak wyjechała.Po kilku minutach weszła do jej domu.Nie potrzebowała kluczy.Dzięki jej magicznym zdolnością może otworzyć każdy zamek.Zobaczyła śliczne i zadbane mieszkanie.Widziała zdjęcia nastolatki z Gabrielą.Były tak blisko.Gabriela była jej jedyną i najlepszą siostrą.Nie mogła się z nią nawet pożegnać,a jej siostrzenica nie zna jej.Była tak podobna do jej siostry.Też ma tak porcelanową cerę i zielone oczy.Weszła po schodach.Otworzyła drzwi.Był to pusty pogój dla gości.Otwarła następny to samo.Otwarła trzeci.Ten pokój należał do niej.Weszła powoli.Kobieta zauważyła,że na półkach są książki z legendami egipskimi.
Te same książki ,które ci czytałyśmy-pomyślała-te same historie ,które ci opowiadałyśmy.
Zobaczyła puchar na półce.Było na nim napisane : data i nazwa zawodów.Kobieta poczuła dumę.Jej siostrzenica była dobra w sporcie.Realizowała część swoich marzeń.Ale nie wiedziała,ze Alexandra nie marzy o karierze sportowej.Zeszła na dół.Położyła list na stoliku przed kanapą.Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie Alexandry i Gabrieli.
Dlaczego nam cię odebrano?-pomyślała.
Z kącików oczu po płynęły łzy.Szybko je starła.Wyszła z domu i zamknęła go.Wsiadła do samochodu zaparkowanego kilkanaście metrów dalej.Chwilę później zobaczyła,że dziewczyna wróciła.Była tak strasznie podobna do matki.
Wygląda tak spokojnie i dojrzale.Mam nadzieje,ze on cię nigdy nie znajdzie.Że ta moc nie uaktywni się,tak jak twoja matka tego chciała.
Zobaczyła ,że dziewczyna wysiada.Odebrała właśnie chyba sms.Uśmiechała się.Miała idealny uśmiech,taki jak matka.
Biedna musi myśleć ,że jest sama na świecie.Bez rodziny.
***
Alexandra wyszła z samochodu.Otworzyła bagażnik i wyciągnęła dwie reklamówki z zakupami.Chodzenie w sklepie zajęło jej godzinę.Telefon jej zawibrował.Dostała sms'a.Był od Jack'a.
Cześć mistrzyni.Do zobaczenia na imprezie.
Uśmiechnęła się.Jej najlepszy przyjaciel zawsze musi coś wymyślić.Zamknęła samochód i weszła do domu.Powędrowała od razu do kuchni.Rozpakowała zakupy i poszła do swojego pokoju.Nie zauważyła nawet listu na stoliku.
***
Po kąpieli szykowała się na spotkanie.Założyła czarną sukienkęZakrywała jej biust ,widać było tylko jej obojczyki i szyję.Dół był rozkloszowany.Długością sięgała jej do przed kolan.Była idealnie dopanowana do tułowia.Długie brązowe włosy,które od niedawna zaczęły się robić falowane zostawiła rozpuszczone.Założyła czarne szpilki na nie dużym obcasie.Rzadko wychodziła ubrana tak elegancko.
Wzięła małą torebeczkę na dokumenty,portfel i klucze od domu i samochodu.Zeszła na dół.Chciała pójść usiąść na kanapie i zadzwonić do Jack'a.Ale nagle się powstrzymała.Na stoliczku zobaczyła nie dużą kopertę ze swoim imieniem.Idealne ,ładne pochyłe pismo.Pomyślała o Benjaminie.Uśmiechnęła się,lecz nie wiedziała,ze przez ten list zmieni się jej całe życie.Otworzyła go,a treść brzmiała:
Droga Alexandro.
Niestety nie będziesz mnie pamiętała ani znała.Jestem , a raczej byłam bliską osobą twojej mamy.Bardzo mi z tego powodu przykro,że odeszła i zostałaś sama.Była wspaniałą kobietą ,matką siostrą i przyjaciółką.To wielka strata dla mnie i dla ciebie.Zostawiłam ci ten lit z informacją i ostrzeżeniem.Przepraszam,że muszę zniszczyć twój spokój ale musisz znać prawdę, dlaczego ona odeszła.Dlaczego się tak często prze prowadzałyście.Otóż,chodzi o to,że twoja matka nie zmarła na raka.Została otruta,otruta przez własnego męża.
Nastolatce serce zaczęło szybciej bić.Zaczęła głębiej oddychać,a ręce zaczynały się trząść,lecz czytała dalej.
Kiedy się narodziłaś twój ojciec chciał cię odebrać.Zabrać twojej matce.Ona nie chciała by cię skrzywdził,więc zaczęła ucieczkę.Ścigał was z grupą niebezpiecznych ludzi,o ile można tak ich nazwać.Potrzebowali twojej matki do pewnej okropnej sprawy ale ona się nie zgodziła.pomagałam jej w wychowywaniu ciebie i ucieczce.Ale zawsze musiała uciekać.Zajmowała się tobą najlepiej jak potrafiła.Lecz rok przed jej śmiercią,znaleźli ją.Byłaś wtedy w szkole.Okłamała twojego ojca że zmarłaś.Był wściekły.Ona nie chciała się zgodzić by ją zabrał i wykorzystał do pewnej sprawy.Otruł ją.Zaczęła stopniowo umierać.Chciał się zemścić.Kazano mu ,a on to zrobił.Jest strasznym tyranem.Twoja matka leczyła się jak mogła ale nic nie mogliśmy zrobić.Dlatego proszę Cię Alexandro,bądź ostrożna.Jeżeli kiedyś,w najbliższej i tej dalekiej przyszłości ktoś zapyta cię o matkę powiedz ,ze wyjechała i wróci niedługo.Potem uciekaj ale schroń się u kogoś.Gabriela nie chciała by cię odnaleźli.Proszę cię w jej imieniu byś uwarzała.Ci ludzie będą chcieli cię skrzywdzić.Są piękni ,lecz niebezpieczni.Krew dla nich jest wybawieniem tak jak i śmierć.Dlatego uważaj.Twoja matka na pewno jest z ciebie dumna.Tak jak ja
                                                                                                       A.W

Po przeczytaniu tego listu dziewczyna wręcz dyszała.Była przerażona.Ktoś chce ją skrzywdzić,a przede wszystkim JEJ MATKA ZOSTAŁA ZAMORDOWANA!.Szybko zadzwoniła do Jack'a.List powoli do niej docierał.Ludzie piękni i niebezpieczni.....krew jest dla nich wybawieniem tak jak śmierć...uważaj...
-Cześć Alexa-usłyszała glos przyjaciela-zaraz jadę.Przyjechać po ciebie?
-Nie Jack.Ja...-zamilkła-chyba nie pójdę na tą imprezę.
-Co?!Dlaczego?-przyjaciel był niezadowolony.
-Jack... ja,po prostu źle się czuje i ręka strasznie mnie boli.Nie dam rady przykro mi.-Serce szybko jej biło.
-Na pewno wszystko w porządku?Dobrze,moze do ciebie przyjechać?Co?
-Nie nie trzeba.Poradzę sobie.Przeproś wszystkich ode mnie.
-Dobrze,trzymaj się Alex.
-Do zobaczenia-rozłączyła się.
Jej serce biło jak oszalałe.Jej matka została zamordowana.Nie miała raka.Była otruta,otruta przez zakluczjąc.Nawet nie była pewna czy prze kluczyła zamek.Weszła do samochodu.Ręce jej się tak mocno trzęsły,ze miała problem z włożeniem kluczyka do stacyjki.Wyjechała.Musiała szybko się z nim zobaczyć.On na pewno jej jakoś pomoże.
własnego męża.Przez jej ojca.Jej świat runął do góry nogami.Poczuła się sama,bezbronna.Co ma zrobić?Łzy zaczęły jej spływać po policzkach.To niemożliwe.On myśli,ze nadal żyje jej matka.Szukają jej,a co jak dowiedzą się ,ze Gabriela nie żyje?Ją wykorzystają do tajemniczej sprawy?Bez namysłu wzięła torbę i wybiegła z mieszkania szybko je
***
Dojechała na miejsce.Tak się śpieszyła,ze nie zabrała kurtki.Była w samej sukience w listopadowy wieczór.Podeszła do drzwi domu.Zapukała.Raz ,drugi,trzeci.Nikt się nie odzywał.Nacisnęła klamkę.Drzwi były otwarte.Szybko weszła do domu.Przecierała co chwilę łzy ,lecz na marne.Ponownie zasłaniały obraz.Cała się trzęsła.Z zimna i strachu.Weszła do salonu.
-Benjamin!-zawołała
Nic ,głucha cisza.
Szła dalej.
-Benjaminie!-zawołała po raz drugi.
Szła po większości domu,którą znała.Była w pokojach,kuchni salonie,nawet w pomieszczeniu gdzie miał basen.Nigdzie go nie było.Wróciła do salonu.Była zrozpaczona.Gdzie on mógł być?Usłyszała za sobą szelest ,szybko się odwróciła.
***
Benjamin właśnie wracał z lasu.Miał rozmowę ze swoimi Bogami.Niczego się nie dowiedział ,co by mu dało dobrą odpowiedź.Był nie cały kilometr od swojego domu.Usłyszał,że ktoś w nim jest.Złodzieje?Co prawda nie zamykał domu,bo bez problemu złapałby rabusia.Pobiegł do domu.W sekundzie nalazł się przed domem.Wszedł do środka.Zrobił kilka kroków.Zatrzymał się.Zobaczył Alexandrę.Stała do niego tyłem.Była w czarnej sukience,a włosy miała ładnie rozczesane.Co ją tu sprowadziło?Chciał ją przywitać,lecz nagle się odwróciła.Tego się nie spodziewał.Jej twarz była zalana łzami.Całe policzki
były mokre,oczy czerwone od nadmiaru łez.Była w totalnej rozsypce.
-Alexando co się stało?-Podszedł do niej,ona również poszła do niego.
Szybko złapał ją w objęcie.Poczuł jej ramiona ,bardzo drobne na swojej talli.Zamknął ją w uścisku.Zaczęła mocniej szlochać.Co jej się stało?Kto jej to zrobił?Co było przyczyną.Wtuliła się w jego pierś.Mężczyzna delikatnie gładził jej głowę.Nastolatka nie mogła się uspokoić.
-Ćsiiii Alex spokojnie.Powiedz ,co się stało?-powiedział jej cicho.
Dziewczyna mocniej się w niego wtuliła i delikatnie pokręciła głową.Wziął jej nogi i zaniósł na kanapę.Siedziała mu na kolanach.Była wtulona w jego zagięciu między szyją, a obojczykiem.Szlochała cały czas.
-Alexandro powiedz coś bo zaraz oszaleję-wział jej twarz w dłonie.Spojrzała na niego.Jej oczy były pełne bólu,serce biło jak oszalałe.Biło nawet szybciej niż wtedy ,w dniu kiedy go odnalazła.
-Spokojnie ,jestem tutaj.Powiedz ,co się dzieje?
Zobaczył ,że w ręku ma jakąś kartkę.Starała się mu podać ją.Wziął ją od niej.
-Mam to wziąć?-zapytał 
Pokiwała głową,a kiedy spojrzała na list ,z jej oczu popłynęło jeszcze więcej łez.Szybko ja objął.Cała się trzęsła.Twarz miała zakrytą włosami.Benjamin wziął i przeczytał list.Był w szoku..
***
,,Ludzie piękni i niebezpieczni..'' ...,,krew jest dla nich wybawieniem tak jak śmierć'' ....  ,,została zamordowana przez swojego męża''..... ,,Ci ludzie będą chcieli cię skrzywdzić''
Te zdania chodziły po umyśle wampira od kąd tylko przeczytał ten list.Matka Alexandry została zamordowana,a następna moze być ona.Na tę myśl wręcz cały się napiął.Jej ojciec zabił własną żonę ,a teraz mogą dowiedzieć się o niej.Ludzie ,piękni ,lubiący krwi i śmierć.Nie możliwe by to były wampiry.Kobieta z listu nie powiedziała wprost,bo sądziła,ze dziewczyna nie będzie wiedziała o ich istnieniu.Teraz rozumiał.Nastolatka jest w niebezpieczeństwie.Skoro ta kobieta ją znalazła,to innym uda się to bez problemu.Poczuł,że dziewczyna mocniej obejmuje go za szyję.Cały czas była w szoku.Trzęsła się i płakała.Nie chciał tego.Obiecał,ze wymorduje każdego ,ktokolwiek ją skrzywdzi.Odłożył szybko list na stolik i objął ją drugą ręką.Delikatnie gładził jej długie włosy.Były miękkie w dotyku jak zawsze.Czuł zapach słonawych łez ,które nie pasowały do niej.Delikatnie pocierał jej plecy na znak bezpieczeństwa.
-Ciii spokojnie-zdołał tylko powiedzieć.
Sam był w szoku.Przecież ona niczego nie zrobiła.Prowadziła normalne życie,uczyła sie ,spotykała znajomych ,spełniała marzenia.Nikomu się nie naraziła ,a tyle wycierpiała.Usłyszał,ze dziewczyna sie już trochę uspokoiła.Poczuł się lżej,ale nadal było ciężko.
-Alexandro spokojnie-powiedział cicho-poradzimy sobie.
-Odebrali mi ją.Mój własny ojciec pozbawił mnie osoby którą kochałam-powiedziala z głową zakrytą przez włosy.Była oparta o jego ramię,jej ręce miał założone na szyi.Nie chciała pokazywać w jakim jest stanie nawet teraz,jak bardzo cierpi.
-Nic na to teraz nie poradzimy.Wiem,ze ci ciężko. Poradzimy sobie.Będę pilnował by nikt cie nie skrzywdził ,ani nikogo z twoich bliskich-wziął jej włosy i delikatnie je odgarnął by zobaczyć jej twarz.Mimo tych łez nadal zachowała urok.Na jej porcelanowych i zaróżowionych policzkach było pełno łez.Te piękne zielone oczy były teraz opuchnięte i załzawione.Nie było w nich widać radości ani determinacji.Był w nich wyłącznie ból i lęk.Spojrzała na niego.Była taka zagubiona.
-Boję się ,Benjaminie.Boje się-powiedziała szeptem.
Po tych słowach objął ją tak,że jej ręce były przy jego klatce piersiowej.Oddała się temu.Nadal czul jej dreszcze po placzu,który nadal trwał.Trzęsła się.Była przestraszona.Chwycił jej twarz w dłonie.Wycierał kciukami jej łzy.Stopniowo zaczęły znikać.
-Nie musisz się bać-powiedział spokojnie.Sam był zdenerwowany i wręcz wrzał gniewem,że szatynka jest w niebezpieczeństwie.Starał się zachować zewnętrzny i wewnętrzny spokój.-Jestem tu przy tobie i będę cały czas.Nie zostawię cię.Będę przy tobie,nikt nie skrzywdzi ciebie,Jack'a i innych.Nie bój się.I pamiętaj-przerwał na chwilę by wytrzeć dwie spływające łzy.Słuchała go.Łzy przestawały spływać-nie mówię tak ,bo mnie uratowałaś i czuje się winny przysługi.Zrobię to dla ciebie,jak dla bliskiej mi osoby.Nie chcę by cię skrzywdzili.
Delikatnie pokiwała głową.Posłał jej delikatny uśmiech na uspokojenie.Przytulił ją.Była już spokojniejsza.Spojrzał na nią.W tej sukience wyglądała tak pięknie.Powinna teraz śmiać się i tańczyć ze znajomymi jak inni.Ale tak nie jest.Leży w objęciach wampira na kanapie.On ją pociesza.Ona jest przerażona.Tak nie powinno być.Delikatnie kołysał ją na boki.Jak małe dziecko,które płakało.
-Dziękuje-usłyszał jej cichy głosik.-Dziękuje,że mogę na ciebie liczyć,że mogę tu z tobą być.
Nie odpowiedział.Delikatnie dotknął wargami jej czoła.Pocałował je.Jej skora była ciepła i miękka pod jego zimnymi ustami.Dziewczyna się uspokoiła.Siedziała juz o wiele spokojniej niż wiele czasu temu.Spojrzał jeszcze raz na nią.Posłał jej kolejny,tym razem śmielszy uśmiech.Odwzajemniła go bardzo delikatnie.
-Dla ciebie zawsze będzie tu miejsce-powiedział.
Poczuł jej dłoń na swojej.Delikatnie się trzęsła.Nadal była w szoku.Uścisnęła jego dłoń.Była wdzięczna.Patrzyła na nie.Ciekawe o czym myślała.Siedzieli tak przez chwilkę.Nachylił się ponownie i jeszcze raz chciał pocałować jej czoło na znak bezpieczeństwa.Ona nagle podniosła głowę i zamiast czoła pocałował jej usta.Były takie miękkie i ciepłe.Smakowały solą po jej łzach.Ona zaskoczona delikatnie ucałowała jego wargi,lecz oboje szybko się odsunęli.Było to wręcz muśnięcie ich warg.Delikatny,niewinny pocałunek.Usłyszał bicie jej serca.Było spokojejsze, a po tym delikatnym pocałunku przyśpieszyło.Spojrzał w jej oczy.Nie chciał by myślała,ze wykorzystuje jej stan dla siebie,dla swoich zachcianek.
-Wybacz-powiedział szybko-nie myśl o mnie ,że wykorzystuję cię ,bo mam okazję.
-Wiem-powiedziała cicho.Posłała mu delikatny uśmiech.Przytuliła się.-Wiem o tym.Dziękuje.
Czuł jej nagie ramiona.Wiedział,że jest wyrozumiała.Uwielbiał ja za to.Ale ten pocałunek.Był taki szybki,delikatny.Zaledwie muśnięcie a Egipcjaninowi ciepło się zrobiło na sercu.Pierwszy raz poczuł takie ciepło od środka.A sądził,ze jako ta istota nie będzie w stanie odczuwał niczego.Mylił się.Był szczęśliwy.Po tym jednym ,przypadkowym razie,chciałby więcej.Wiedział,ze to ją uspokoiło.Jej serce nadal lekko było przyśpieszone,ale nie tak jak przyszła.Nie sądził,ze będzie miał kiedyś motywację do pokochania,czy zaprzyjaźnienia się.teraz to zrobił.Alexandra była jego przyjaciółką.Zależało mu na niej.uwielbiał jej upór ,wolę walki i uśmiech.Kochał jej sprzeczki z nim.Jak ta ,kiedy powiedział ,że za mało je.Niby była zła,a kiedy przyszedł do niej i zrobił niespodziankę,śmiała się.Oddech dziewczyny powoli robił się równomierny zasypiała.Poruszył się lekko.Dziewczyna otworzyła oczy i powiedziała:
-Nie zostawiaj mnie samej-w tym szepcie była odrobina lęku.
-Nie zostawię cię nawet na chwilę.Będę cały czas przy tobie.Możesz spokojnie spać.
Przytaknęła delikatnie głową.Wtuliła się w jego klatkę piersiową.Po chwili jej oddech był miarowy.Serce wróciło do normalnego rytmu.Była spokojna.Zasnęła
                                                  ***
.Jej bezwładne ciało było takie delikatne.Policzki były suche i zaróżowione.Wstał z dziewczyną na rękach.Robił to bardzo cicho i powoli by jej nie obudzić.Zorientował się,że śpi bardzo głęboko.Cały strach ,zdenerwowanie,lęk.Wyciągnęły z niej życiową energię.Szybko pojawił się w swoim pokoju.Całe szczęście pomyślał o tym,by wstawić do niego łóżko.Było tak samo duże jak jej.Pościel była w kolorach złota i czerni.Kolory władzy egipskiej.Wyglądała elegancko.Delikatnie położył dziewczynę na nie.Nadal spała.Szybko pojawił się w pokoju,który był zaprojektowany dla niej.Zabrał koszulę dla dziewczyny i ponownie pojawił się przed drzwiami swojego pokoju.Cicho otworzył drzwi.Bał się,ze przez swoją szybkość może ją obudzić.Szedł powoli i cicho.Jakby nie dotykał stopami ziemi.Leżała spokojnie.Podszedł do niej.Jeden kosmyk włosów był na jej twarzy.Delikatnie go wziął z jej twarzy.Ściągnął jej buty i położył na podłodze.Cicho i niezauważalnie rozpiął zamek w jej sukience.Na szczęście zameczek był na całej długości jej sukienki ,na boku.Rozebrał ją z sukienki i położył ją na brzegu łóżka.Wziął koszulę nocną,która miała za pierwszym razem,kiedy nocowała w swoim pokoju u niego.Spojrzał na nią.Wygląda pięknie.Nawet to słowo nie opisywało jej wyglądu.Jasna cera,długie szczupłe nogi,plaski brzuch,idealny biust,drobna szyja.Ale niepokoiło go jedno.Była bardzo wychudzona.Mimo pięknej figury zauważył,ze w ostatnim czasie bardzo schudła.Postanowił przestać się na nią patrzeć.Przeszedł po niej dreszcz.Chłodno jej.Z największym spokojem ubrał ją w czarną
koszulę nocną.Okrył delikatnie kołdrą ,by było jej ciepło.Położył się kolo niej.Widział jej gęsią skórkę.Przyciągnął ją do siebie i przytulił.Dziewczyna przez sen coś wymruczała.Bał się,że ją obudził tym gestem.Szybko do niej wyszeptał:
-Spij dalej.Jestem przy tobie.
Dziewczyna spokojnie leżała.Poruszyła się.Chłopak miał jej głowę na swoim ramieniu,a jej lewą dłoń na lewej piersi.Przytuliła się do niego przez sen.Pewnie myślała,ze nadal są w salonie.Jego ręka była na jej plecach a druga trzymała jej dłoń na piersi.Czuł,ze dziewczyna rozgrzewa się.Ucieszył się z tego faktu.Złożył na jej czole niewinny pocałunek.Przypomniała mu się ta chwila w salonie.Jej wargi pyły takie miękkie,jak jedwab.Było to takie uzależniające.Miał ochotę zatopić się w jej ustach na dłużej.Lecz nie chce jej skrzywdzić.Obiecał,ze ją ochroni.I tak zrobi.
 ***
Dookoła było bardzo ciepło.Jakby czuła rozgrzane promienie słońca.Było to przyjemne i mięciutkie odczucie.Lecz coś jej nie pasowało.Pod policzkiem i lewej dłoni był chłód.Był to przyjemny chłód.Gdyby nie on było by jej za ciepło.Dookoła było tak przyjemnie.powietrze nie bylo ani za ciepłe,ani za zimne.Był to podmuch przyjemnego powietrza.Wręcz idealne.Nie chciało jej się otworzyć oczu.Było jej tak przyjemnie.Ale coś tu jej nie pasowało.Czy ona nadal śni?Lekko cię poruszyła.Podmuch wiatru znikł.Było cicho.Coś w tej ciszy jej nie pasowało.Otworzyła oczy.Było ciemno.Zauważyła,że okna są zasłonięte grubą zasłoną.Czy jej się wydawało?Czy rzeczywiście śni?
Gdzie ja jestem?-pomyślała.
Zobaczyła ,ze nie leży całkowicie na łóżku.Leżała na mężczyźnie,zbudowanym mężczyźnie.Poniżej łóżka leżała jej sukienka ,a na podłodze leżały jej buty.Były przewrócone.Gdzie ona jest?Nie rozpoznaje tego pomieszczenia.Gdzie ona jest.Nagle świat stanął.Skoro tam leży jej sukienka,to co ma na sobie?Spojrzała.Miała na sobie jakąś koszulę nocną.Wstała jak oparzona.Rozejrzała się po pokoju.Nie znała go.Wielkie czarno-złote łoże było na samym końcu pokoju.Widziała na przeciwko drzwi wyjściowe.Po prawej stronie był olbrzymi balkon.Przed wejściem na niego stał wielki czarny fortepian z ławeczką.Po środku był dywan.Po lewej stronie były szafy.Na wierzchu były jakieś księgi,zwoje.Zauważyła,ze jest dziwnie wysoko.Zobaczyła,ze łoże jest na podwyższeniu.Trzeba zejść po trzech schodach by być na poziomie pokoju.Pomieszczenie było piękne.Po prawej stronie bylo dużo okien.Sufit był bardzo wysoko.Komnata była elegancka i zdobiona.Zobaczyła nad sobą wielki czarno-złoty baldachim.Gdzie ona była?
-Alexandra?-usłyszała głos koło siebie.
Odwróciła się.Był to on.Benjamin.Czyli byla w jego domu.Nocowała.Ale nigdy nie widziała tej komnaty.Patrzył na nią.Był ubrany cały na czarno.Tak jak poprzedniego dnia.Ubrał się tak na spotkanie z Bogami,lecz nie zdążył się przebrać bo przyszła potrzebująca pomocy.Czarne spodnie i koszula rozpięta przy szyi pokazująca jego zbudowaną klatkę piersiową.Przy tym kolorze i miedzianej skórze wyglądał tajemniczo,seksownie i władczo.Patrzył na nią.Zdała sobie sprawę,ze jest w koszuli nocnej.Zasłoniła się kołdrą.
-My chyba nie...-zaczęła się jąkać-powiedz ,że nie...-Powiedziała z lękiem w oczach.
On patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem.Był poważny.Teraz wyglądał jakby zrozumiał.Nie odezwał się czyli...
-To niemożliwe-wzięła jego milczenie za odpowiedź twierdzącą-jak mogłeś...-zamilkła.
On szybko zorientował się o co jej chodzi.Usiadł ,wziął jej dłonie z ust i przytrzymał je delikatnie.Patrzył w jej zielone oczy.
-W życiu bym cię nie skrzywdził Alex,wiesz o tym.Nigdy nie będę cię do niczego zmuszał.Nie nic między nami nie doszło.
Dziewczynie kamień z serca spadł.Uśmiechnęła się lekko zakłopotana.
-Przepraszam-powiedziała czerwona na policzkach-nie wiedziałam...ja...
-Rozumiem.Obudziłaś się w obcym miejscu,w nie swoich ubraniach,które pewnie zobaczyłaś po przebudzeniu i z mężczyzną w nieznanym ci łóżku.To zrozumiałe-uśmiechnął się rozbawiony-gdybyś widziała swoją minę.Była bezcenna i wiesz co?
-Co?-zapytała rumieniąc się jeszcze bardziej.
-Do twarzy ci z tymi rumieńcami-zaśmiał się.
Tego było za wiele.Spojrzała w bok i rzuciła w niego poduszką w złotym odcieniu.Szybko zrobił unik.
-Za co to?-zapytał zaskoczony.
Zrobiła urażoną minę.
-Za to ,ze obudziłam się w obcym miejscu-rzuciła kolejną poduszką w niego,znowu ją ominął.-Za to,że rozebrałeś mnie z mojej sukienki -rzuciła następną.Trafiła w jego pierś bo się zatrzymał.-To za nastraszenie mnie od rana-rzuciła następną.-A to za to,że przez ciebie spaliłam buraka na twarzy-rzuciła w niego i uśmiechnęła się ze satysfakcją na twarzy.
On patrzył na nią zaskoczony tym wybuchem,lecz jego oczy się śmiały.
-Coś jeszcze?-zapytał.
-Jesteś wredny-uśmiechnęła się złośliwie.
-Skoro już skończyłaś-również uśmiechnął się złośliwie.Usiadł na brzegu łóżka z poduszkami ,które rzuciła w niego.-To wczoraj rano przytaknęłaś na moje pytanie ,ze mam cię przebrać kiedy zaśniesz.W sytuacjach podobnych do wczorajszej i przedwczorajszej.Ty byłaś pewna,ze sytuacja się nie powtórzy i zgodziłaś się.Więc jestem niewinny.
-Cwaniak-mruknęła.
-Do usług księżniczko-ukłonił się z z drwiną ,oczywiście w dobrym celu.
Roześmiała się ale na krótko.Na jej twarzy znów była powaga,a w oczach pojawił się ten sam lęk i przerażenie.
-Nie wracaj do tego-chwycił jej dłoń.
Jej serce przyśpieszyło.Przytaknęła ruchem głowy.
-Wiesz,ze będę musiała o tym porozmawiać z Cullenami?Oni znali ją.Muszą wiedzieć.Może przy okazji czegoś się dowiem.Czegoś ,czego jeszcze nie wiem.
-Na pewno twoja mama chciała cię chronić.Dlatego nie chciała ci niczego mówić.Byś się nie zamartwiała.
-Dziękuje Benjaminie-uścisnęła jego dłoń.
-Zadzwonię później do Esme-wstał.
-Słucham?!-była zaskoczona-Ty masz z nią kontakt.
Chłopak wyglądał na zakłopotanego.
-Dlatego Carlisle ,Esme ,Alice i Renesmee ci ufają?Dlatego Edward uspokajał Emmeta?Bo wie o wszystkim?Wcześniej rozmawiałeś z Esme.
Patrzył na nią jak uczeń który coś zbroił na nauczycielkę.
-Powiedz mi,proszę.
-Tak rozmawiałem z Esme i Carlislem.Alice wie,co przepowiedziała to.Edward wie bo czyta w myślach.Renesme wie ,bo jest twoją przyjaciółką.Reszcie chcą powiedzieć później,ze ona się ze mną kontaktuje.
-Ale niby ,po co się kontaktujecie?Nie rozumiem.
-Jest jeden temat który interesuje ich i mnie.A mianowicie jesteś nim ty.-Dziewczyna zrobiła duże oczy z zaskoczenia.-Tak ty-uśmiechnął się.-Esme do mnie zadzwoniła.Rozmawialiśmy.Wyjaśniłem jej wszystko.Przekonałem,że nie uprzykrzam ci życia,że cię nie nękam i ,ze nie planuje cię skrzywdzić.Mówiłem jej to.Nie chce tego.Kochają cię i zależy być była bezpieczna.Są bardzo dobrzy i wyrozumiali.Gorzej z tymi co nie są wtajemniczeni.
Była zszokowana.
-Dlaczego mi niczego nie powiedziałeś?
-Bo wiem,ze byłabyś niezadowolona,ze wypytują się o moją przeszłości o ciebie.I przede wszystkim nie chciałabyś słuchać tych pytań.Zareagowałabyś tak jak wtedy w samochodzie po meczu.
-No..prawda-powiedziała cicho.
-Nie martw się.Masz-rzucił jej jakiś złoty materiał.Był to szlafrok.-Wiem,że nie lubisz chodzić w tej koszuli bez zakrycia się szlafrokiem.Lubisz zakrywać piękny obraz ale trudno-uśmiechnął się cwanie.-idź się wykąp,wybierz coś z tej świetnej garderoby i zejdź na śniadanie.
-Śniadanie?!-zapytała zszokowana-Ty umiesz gotować?
-Powiem troszeczkę zażenowany.Esme wrzuciła mi parę słów do ucha.
Ubrana wstała z łóżka.Uśmiechnęła się do niego.
-Dziękuje.Jesteś niesamowity.
Zeszli razem po trzech schodach i przeszli przez pokój.Za drzwiami rozeszli się w swoje strony.


Przepraszamy za spóźnienie ale w trzeciej klasie gimnazjum jest duże urwanie głowy z testami ;)
Miłego czytania i powodzenia w szkołach :)
xxx

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 17 Mecz

Alexandra siedziała w swoim mieszkaniu.Właśnie sprzątnęła w kuchni.Była cała nerwowa bo jutrzejszego dnia miała mieć bardzo ważny mecz siatkarski,a ręka nadal nie była w dobrej formie jak na taki wysiłem.Nie bolała ją,ale wiedziała,że to nie będzie bezbolesne.Zauważyła,że jak myśli o rozgrywce serce jej przyśpiesza i ręce zaczynają się trząść.Była teraz sama.Benjamin był na polowaniu.Powiedział jej w szkole,że nie będzie brał krwi z jej lodówki,bo nie chce by jej zabrakło,gdyby znów pojawił się problem z jej zdrowiem.Był kochany.Zaczął żywić się krwią zwierząt.Odłożyła szmatkę.Poszła do salonu.Usiadła na kanape i wsłuchiwała się w ciszę.Starała się uspokoić.Bardzo bała się tego meczu.Od niego zależało stypendium i przyszłość drużyny.Będzie mogła z dziewczynami pójść na studia,bardzo dobre studia.Położyla nogi pod brodę i oparła glowę o nie.Objeła swoje nogi.Stres zaczął ją zżerać.Od tego zależy przyszłość jej koleżanek.Ona sama chciała wybrać egiptologie.Jej serce biło szybko,jakby miała zaraz wystąpić.Miały walczyć z silnymi przeciwniczkami.
-Alexandro ,nic ci nie jest?-uslyszła melodyjny głos.
Podniosła głowę.Był to nie kto inny jak Benjamin.Dziś był ubrany w czarne spodnie i buty.Jego T-shirt był biały i pokazywał jego zbudowane mięśnie.Miał narzuconą kurtkę ze skóry.Wyglądał bardzo seksownie.Jego oczy były wręcz metalowe,a usta były w idealnym kształcie.Włosy miał w lekkim nie ładzie,przez co wyglądał jeszcze lepiej.
-Ja....dobrze,jest dobrze-uśmiechnęła się na sile.
-Nie prawda-usiadł koło niej na kanapie i spojrzał w zielone oczy-twoje serce bije jak oszalałe.Biło tak zanim się pojawiłem,więc wiem,ze to nie ja sprawiłem.Boisz się ,aż tak tego meczu?
Pokiwała twierdząco głową.
-Nie bój się-przytulił ją,ona również go objęła-to tylko mecz.
-Strasznie ważny mecz dla drużyny.Chciałabym wygrać,bo dziewczyny marzą o karierach sportowych.Boje się ,że moge coś przeoczyć.Twierdzą,że ze mną mogą wygrać,bo jestem najlepsza.A co jak nawale?-oparła głowę o jego umięśnioną pierść-nie chce ich zawieść.Chce spełnić ich marzenie.Też chciałabym wygrać.
-I wygrasz.Wiem o tym.Nie wątp w swoje możliwości.I jak zwykle boisz się ,ze nie spełnisz czyiś marzeń.Pomyśl o sobie.Masz jeszcze nie wyleczoną do końca ręke.Nie powinnaś wogóle brać udziału przez nią.Ale jednak jutro zagrasz.Poświęcasz się dla tych dziewczyn ,dla dobra drużyny i szkoły.Sam tego nie rozumiem.
-Tak zostałam wychowana.Mama czasem nie wiedziała skąd tak mam.Po kim to odziedziczyłam.Mówiłam ci,że jestem dziwna.
-Nie dziwna tylko wyjątkowa-mocniej ją objął-uspokój się.Nie myśl o tym meczu.Czuje na sobie bicie twego serca.Jest strasznie szybkie.Aż mnie poli klatka piersiowa przy tych uderzeniach.
-To nie trzym mnie tak mocno-powiedziała tłumiąc śmiech-zaraz mnie zdusisz.
-Wybacz,po prostu martwie się o ciebie.Za bardzo ci zależy-rozluźnił uścisk i puścił ją.
-Wiem ,zawsze tak jest.Ale pierwszy raz tak się denerwuje.Wybacz.Pójdę się wykompać,bo muszę się wyspać dziś.
-Chętnie poczekam-uśmiechnął się ,a nastolatka poszła do łazienki.
***
Po kąpieli trochę się uspokoiła.Ubrała swoją koszulę nocną w kolorze ciemnej zieleni.Był to bardzo ładny odcień pokazujący jej zielone oczy i brązowe włosy.Jej karnacja przy tym kolorze została ocieplona.Ubranie sięgało jej do lekko za połowę ud,a biust był zakryty.Miała cienkie ramiączka.Kiedy wyszła z pomieszczenie i zeszła na dół do kuchni ,nie widziała Egipcjanina. Wzięła małą butelkę wody i pomaszerowała do pokoju.Kiedy zobaczyła ,że jest zajęte o mało co wypadła jej butelka z wodą.Leżał sobie ,bez butów i kurtki na jej łóżku.Kiedy ją zauważył widać było,że tłumił śmiech.
-Wynocha z mojego łóżka-wycedziła przez zęby.Podeszła do torby i spakowała do niej ochraniacze na kolana.Wodę położyła koło stoliczka nocnego.Kiedy spojrzała na Egipcjanina,ten nadal leżał.
-Przecież masz pokój ,dlaczego przesiadujesz w moim?I to bez pukania weszłeś tu.-Powiedziała zakładając ręce na piersi.
-Masz bardzo wygodne łóżko.A w ogóle boję się sam spać.Boje się ciemności-zaśmiali się oboje.
-To nie znaczy,ze będziesz ze mną spał-była nieugięta.
-Ślicznie wyglądasz kiedy się denerwujesz-powiedział uwodzicielsko-do twarzy ci z nią.Wyglądasz jak zdenerwowany kotek.
Otworzyła z wrażenia usta.
-Chyba się przesłyszałam-powiedziała.-To znaczy,że nie wyjdziesz?
Przecząco pokiwał głową i uśmiechał się.
-A więc-położyła się na brzegu łóżka-możesz spać na podłodze-ściągneła szlafrok i zakryła się kołdrą.
-Nie złość się.Złość piękności szkodzi-zadrwił.
Zła odwróciła się do niego plecami.Zaczęła mruczyć pod nosem,jacy wredni są władcy.
-Plan zadziałał-powiedział cicho.
Gwałtownie się do niego odwróciła.
-Jaki plan?!
-Zapomniałaś o meczu-uśmiechnął się.
Spojrzała na niego trochę zdezorientowana.Specjalnie ją zezłościł,by nie myślała o meczu.By się nie denerwowała.
-I tak mnie to nie ominie-powiedziała-Ale dzięki.
-Nie ma sprawy.A teraz dam ci pospać co?
-Ale tak bez bajki?-uśmiechnęła się.
-A jaką chcesz?
-Hmmm-zastanowiła się.-Może o skromnym faraonie i KŁÓCĄCEJ się księżniczce.
 -Dobrze a więc...-i zaczął opowiadać.
***
-Dziewczyny za pięć minut wchodzimy na boisko-powiedział trener-odśpiewamy hymn i gramy.Jak by co Kasandra dajesz znak,ze chcesz zmienić się z Alexandrą.Jakieś pytania?
Żadna nie odpowiedziała.
-A więc zaraz po was przyjdę-wyszedł z szatni.
Wszystkie dziewczyny były już prawie przebrane.Każda była kłębkiem nerwów ale zmotywowane i gotowe walczyć o zwycięstwo w tej rozgrywce.Oczywiście był cien niepewności czy aby na pewno Kasandra sobie poradzi.Młodsza siatkara od zawsze miała problem z radzeniem sobie ze stresem.Gotowe wyszły z szatni.Trener czekał już gotowy w swoim niebieskim dresie.Dziewczyny miały na sobie czerwono-granoatowe stroje.Alexandra miała numerek trzynasty ze swoim nazwiskiem na plecach.Włosy miała spięte w koński ogon bardzo mocno.Uslyszały głos komentatora sportowego.Zostały wywołane.Zaczęły iść.Głosy,krzyki i aplauzy były słyszane w całej sali.Pełno kibiców z jej szkoły,kraju i z zza granicy.Było naprawde głośno.Weszły na lewą połowę.Ustawiły się w rzędzie.Widziały po prawej stronie boiska rywalki.Były skupione tak jak jej zespół.Niektóre patrzyły wrogo,niektóre normalnie.Stanęły.Zobaczyła ,że w samym środku trybun siedzą Cullenowie.Widziała pocieszającą minę Renesmee i Esme.Carlise miał poważną twarz ,wiedziała,ze nie podoba mu się to,iż może zagrać z tą ręką.Ale kiedy napotkał jej wrok uśmiechnął się z dumą.Dalej siedzieli Rosalie i Emmet,Seth i Jacob.Chłopacy podnieśli kciuki do góry i powiedział coś w stylu,,Dajesz mała'',Rosalie uśmiechała się.Podobnie było z Alice,Jasper'em,Bellą i Edwardem. Przed meczem Nessie przyszła do niej i życzyła powodzenia jej i całej drużynie.Tak samo Benjamin.Przed wejściem do szatni powiedział ,,Dasz sobie rade.Poskromiłaś Egipskiego wampira,więc to będzie dla ciebie mała drobnostka''.Wszyscy jej znajomi ją wspierali.W końcu nie czuła się taka samotna.Ustawiły się na swoje pozycję.Alexandra wraz z koleżanką zeszły z boiska,przez co wszyscy byli zszokowani.Pierwszy gwizdek.Gra się rozpoczęła.Kasandra odebrała zaserwowaną piłkę od rywalek.Ładnie poleciała do góry.Lisa odebrała a ciemnoskóra Jessica zaatakowała.Zrobiła to tak gwałtownie,że piłka przeciwniczce wyleciała z ręki i wyszła za aut.Jej drużyna zyskała jeden punkt.Gra toczyła się bardzo dobrze dla dziewczyn,lecz po jakimś czasie gra stała się ostrzejsa.Dziewczyny zaczęły przegrywać.Kasandra bardzo dobrze sobie radzila.Alexandra słyszała słowa zaskoczenia od trenera.Wynik wynosił 20:23.Przegrywaly trzema punktami.Nagle dziewczyny przejeły pilkę.Lisa podbiegla i odbiła piłkę sposobem dolnym.Niestety niesczęśliwie upadła.Zdobyły punkt,ale koleżanka nie mogła wstać.Zarządano chwilową przerwę.Alexandra szybko podbiegła z trenerem i całymn zespołem do koleżanki,która była oglądana przez medyka.
-Skręciła sobie kostkę.Nie będzie w stanie grać dalej-powiedział medyk.
-Walker wchodzisz za Lisę-powiedział trener.
Kiwnęła głową.Zabrali przyjaciółkę i zrobili zmianę na tablicy.Pokazali,że wchodzi na boisko.Uczniowie zaczęli głośniej krzyczeć.Byli zadowoleni.Pokładali w niej wielkie nadzieje.Staneła na końcu boiska.Miała właśnie zaserwować.Przypomniala sobie treningi.Wyciszyła się.Podrzucila piłkę ,podbiegła,wyskoczyła,odbiła.Spojrzała na przeciwników.Piłka była podkręcona i dziewczyna odbierając ,przypadkiem odbiła ją na bok.Punkt dla jej zespolu.Po raz kolejny zaserwowała.Tym razem doszlo do akcji zespołowej.Po chwili wynik wynosił 24:24.Musialy zdobyć dwa punkty przewagi.Kolejna akcja i zdobyty punkt.Alexandra nie była teraz pewna ostatniego strzału.Ręka ją zaczynala boleć.Delikatnie nią poruszyła robiąc kółka nadgarstkiem.Czuła wręcz wzrok doktora Cullena.Wiedziała,że nie powinna ale musi.Zaserwowała.Okazało się ,że ręka zbytnio ją bolała i po odczuciu bólu nie uderzyla tak mocno.Piłka dostała się prosto do ręki przeciwniczki i perfekcyjnie odbiła.Atakująca mocno uderzyła.Alexandra
widziała,gdzie chciała ją odbić.Przed nią było puste pole.Szybko podbiegła do niego.Piłka dotknęła prawię parkietu.Szybko się rzuciła i odbiła sposobem dolnym.Jessica podrzuciła ją do góry ,a Kasandra zaatakowała tak mocno,że przeciwnicce wyleciała z ręki piłka.Dostały punkt.Wygrały pierwszy set.Nastolatka podniosła się ,a dziewczyny z drużyny uścisnęły ją.
-Bylaś niesamowita-powiedziała Kasandra.
-Jeszcze tylko jeden set i wygramy.Musimy się postarać-powiedziała Jessica.
-Dasz radę grać?-zapytała Anastasia
-Tak-odpowiedziała zielonooka.-Musimy to wygrać.
Zeszły z boiska.Była przerwa dwudziesto minutowa.Dziewczyny poszły do szatni na dziesięć minut odpoczynku,a drugie dziesięć było na rozmowę i naradę z trenerem.Alexandra nie mogła wytrzymać z bólu.Ręka naprawdę mocno ją zaczęła boleć od upadku by odebrać piłkę.Była to naprawdę mocna pilka.Usiadła na korytarzu.Nikt tędy nie chodził ,było to miejsce przeznaczone do siatkarzy występujących.Nie musiala się bać ,ze ktoś ją zobaczy.Usiadła opierając się o chłodną ścianę.Polożyła głowę na kolanach i trzymała obolałą ręke.Nie chciała by ktoś zobaczył,że ją boli.Nie pozwolili by jej grać.Poczuła chlodne dłonie na ramionach.Podniosla głowę.
-Mocno cię boli?-był to Benjamin.
-Nic mi nie jest-uśmiechnęła się sztucznie-tylko muszę odpocząć.
Spojrzał na nią w stylu ,,MNIE NIE OSZUKASZ , DAJ SPOKÓJ''.Wyciągnął komórkę.Zaczął coś w niej robić.
-Co ty robisz?-zapytala patrzac na niego?
-Dbam o twoją rękę-powiedział-daj sciągne ci tą opaskę z ręki.
Dziewczyna nie zaprotestowała.Było to miłe,ze się o nią troszczył.Nagle zobaczyła,że ktoś idzie w ich kierunku.Odwróciła się i zobaczyła Carlisle'a i Esme.Kobieta miała zmartwiony wyraz twarzy,ale kiedy zobaczyła ,że dziewczyna na nią patrzy uśmiechnęła się delikatnie dla otuchy.Pan Cullen jak zwykle poważny,równiez posłał jej uśmiech ale bacznie obserwował Benjamina.Egipcjanin ściągnął opaskę.Ręka byla podpuchnięta i obolała.
-Ty jak zwykle musiałaś postawić na swoim-powiedział dokor Cullen życzliwie.Nachylił się nad nią i obejrzał rękę.
-Nic z nią nie będzie,naprawdę.-Zaczęła się bronić dziewczyna.
-Ty chyba zawsze będziesz taka uparta-spojrzał na nią i uśmiechnął się,ona zrobiła tak samo.
-Nie jestem uparta-mrukneła hamując śmiech.Chyba każdy jej to mówił.
-Kochanie lepiej żeby Carlisle zajął się twoją ręką.Bardzo ją poświęciłas by wygrać tę część meczu.
-Pewnie nie zrezygnujesz z gry?-spojrzał na nią złotymi oczami.
Ona energicznie zaprzeczyła ruchem głowy.Doktor zaśmiał się krótko.
-Dobrze muszę ci ją wymasować maść,Będzie trochę bolało.Ale jutro muszę ci ją prześwietlić.
-Muszę?-zapytała
-Nie marudź-powiedział Benjamin,Zapomniala prawie ,ze tu jest-mówiłem ci byś nie przesadzała ale nie słuchałaś.Chociaż raz pomyśl o swoim zdrowiu.
Spojrzała na niego.Była szczerze zdumiona jego wypowiedzią.
-Ma rację -powiedział doktor-zrób taki maly wyjątek,przycinął mocniej ręke.Wmasowywał maść.Strasznie to bolało.Zrobiła grymas bólu.
Zauważyła kątem oka ,że Esme z Benjaminem posyłają sobie tajemnicze spojrzenie.Jakby coś razem zaplanowali.Lecz trwało to tylko.Chwilę.Po wmasowaniu maści,zabandarzowaniu ręki i założeniu opaski ,wstała.
-No to pokaż im teraz na tym boisku.Tylko postaraj się nie przeciążyć jej-powiedział Pan Cullen.
-Powodzenia kochanie-powiedziała Esme
-Dziękuje-powiedziała do małzeństwa-Za wszystko.
Uslyszała ,że ktoś ją woła.Cullenowie zaczęli wracać na trybuny.Pozegnała się z Benjaminem i wróciła do drużyny.
***
Było 15:13.Wygrywały dwoma punktami.Ręka już o wiele mniej bolała od kuracji doktora Cullena.Była szczerze zdumiona zachowaniem i jego i kobiety.Wyglądali jakby tolerowali Egipcjanina.Postanowiła później o tym pomyśleć.Przeciwniczki były bardzo silne.Miały precyzyjne podania i silne ataki.Drużyna dziewczyn z stanów dawała z siebie wszystko.Bardzo dużo podań dostawała od Kasandry i zielonooka oddawała ataki z wielką mocą.Nikt by nie podejrzewał,że w tak drobnej dziewczynie jest taka siła.Po jakimś czasie przeciwniczki skupiły się na innych.Omijały Kasandrę i Alexandrę.Kiedy Alexandra zaczęła serwować zdobyła,ąż siedem punktów dla drużyny.Sama była w szoku.Został teraz ostatni punkt.Ręka zaczęła mocniej boleć ale nie dała tego po sobie poznać.Szczerze była tym faktem zaniepokojona.
Widziała,ze przeciwniczki chcą zaatakować w kierunku pola ,z którego podnosiła się Anastasia.Zielonooka szybko podbiegła i wyskoczyła z rękoma nad głową.Kasandra zrobiła podobnie.Walker wyskoczyła wyżej i odebrala piłkę.Odbiła się o głowe przeciwniczki i wyleciała poza pole.Dostały punkt meczowy.Alexandra upadła do tyły.Piłka była uderzona za mocno przez Irlandzką zawodniczkę.Usłyszała krzyk kibiców.Spojrzała na tabelę.Wygrały drugi set.Nie dojdzie do trzeciego,czego tak bardzo się obawiała.Kamień spadł jej z serca.Spojrzała w górę.Dziewczyny ją otoczyły.Ich uśmiechnięte twarze dawały tyle satysfakcji.
-Żyjesz?-zapytala Anastasia
-Teraz mogę umrzeć w spokoju-zadrwiła zielonooka.
-O nie,możesz iść na wieczny odpoczynek jak odbierzemy nagrodę.
Jedna podala jej ręje.Przyjeła ją tą zdrową.Wstała.Na sali odbył się krzyk zadowolonych kibiców.Wszystkie zdusiły się w jednym uścisku.Były przywołane na podium.Kiedy szła zauważyła,że po prawej stronie od wejscia siedzi Benjamin i wpatruje się uśmiechnięty.Jego oczy mówiły ,,A NIE MÓWIŁEM?ZNOWU MIAŁEM RACJĘ''.Posłała mu jeden z złośliwych uśmiechów i pokazała mu język na chwilkę.Ten przewrócił tylko oczami.Stanęły na podium.
-Dzisiejsze Mistrzostwa Młodziczek wygrała szkoła Imienia .aAlexandre'a Dumas'a-każda dostała złoty medal-Teraz wręczymy Puchar Mistrzostw Młodziczek.A odbierze go..-spojrzał na drużyne nastolatek.Alexandra była bardziej styłu ale wszystkie spojrzały na nią.Pokręciła szybko głową.Jedna z dzieweczyn szepnęła jej imię i nazwisko , areszta wrzuciła ją na prezud.Szatynka spaliła buraka na twarzy.Starała sie go zakryć uśmiechem.-Odbierze go Alexandra Walker,liderka zespołu.-Podarował jej wielki ,złoty puchar.Był bardzo cieżki jak na nagrodę.Uścisnęła rękę i zapozowały do zdjęć.
***
-To co trzeba to utrzccić -powiedziała Anastasia.
-Impreza?Dzisiaj jest w klubie o dziewiątej wieczorem z okazji meczu.Chłopacy się zakładali.Byli pewni ,że wygramy,a jeżeli nie udaloby sie to byłaby impreza pocieszenia.
-To widzimy się na niej-powiedziała Kasandra i wyszła kiwając na pożegnanie.Po prysznicu ubrała się w jeansy,białą bokserkę i czarną kurtkę ze skóry.Trampki również były z jeansu.Wzięła dużą torbę i pozegnała się z dziewczynami.Szła korytarzem i wyszła na parking.Była siódma czterdzieści wieczorem.Szła w kierunku swojego samochodu.Trener zgodził się by pojechała nim a nie autokarem.Zobaczyła przed nim Benjamina.Opierał się o auto.Patrzył na nią zadowolony.Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła szeroko.Podeszła do niego.Torba była ciężka przez puchar,który miała zabrać do siebie.Położyła torbę dwa metry od samochodu i uwiesiła mu się na szyję.Była taka szczęśliwa.Awansowały.Poczuła wokół siebie jego ramiona.Śmiał się z nią.Nigdy nie sądziła,że będzie aż tak dobrze.Chciałaby by ten czas trwal wiecznie.Zero smutku,zero łez,zero strachu.
-A nie mówiłem,ze ci się uda?-powiedział w jej włosy.
-Oj mówiłeś ,mówiłeś-powiedziała wtulona w niego.
-I nie kłóć się ze mną na przyszłość.
Odsuneła głowę.
-Będę-wyszczerzyła się-a teraz puść mnie na ziemie.
Zrobił to z małym ociąganiem.
-Dzięki
-Ale wiesz,że to nie koniec?Musisz iść na tą imprezę.
Spojrzała jak zmarudzone dziecko.
-To twój dzień,zaszalej.Teraz masz weekend ,więc nie musisz iść na zajęcia.
-No dobrze ale przyjdę tylko na początek.Padam z nóg.
-Chodź zawioze cię do domu-wziął jej torbę i otworzył bagażnik.Patrzył gdzieś za nią.
-Jeszcze tylko zobacze się z Renesmee i innymi.Przyjechali tu i chciałabym im podziękować za małe wsparcie i doping.
-Oj Alexia nie musisz-usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się był to Emmet.Uśmiechnęła się ,a on podniósł ją i objął.Odwzajemniła to.
-Mała uparta bohaterka.Rzucałaś się jak dzikuska-śmiał się.
-A ty się wydzierałeś na całą halę-zażartowała.
Puścił ją.Zauważyła ,ze przygląda się Benjaminowi znała to spojrzenie.Było wrogie i niepewne.Przyszedł do niej Seth i również ją uściskał.Potem Renesmee z którą najdłużej rozmawiała i Rosalie z Alice ,które dołączyły.Potem doszła reszta.
-Strasznie się denerwowałaś-powiedział Jasper-podziwiałem cie że jeszcze tam stoisz-zaśmiali się.
-Nie potrzebnie-powiedziała Alice-widziałam w wizji ,jak odbierałaś nagrodę.
-To dlaczego mi nie powiedziałaś?!-zapytała zszokowana szatynka.
-Bo przyszłość moze się w każdej chwili zmienić-powiedziała Esme.
-Mam nadzieje,ze zgłosisz się do mnie z tą ręką Alexandro-uśmiechnął się Carlisle.
-Ten upart osiołek się na to nie zgodzi-mruknął Emmet ,a Rosalie uderzyla go łokciem w rzebra.
-Tak ,obiecuje.
Emmet i Jacob udawali ,że dostają zawału.
-Dobrze się czujesz?Zazwyczaj byś się kłóciła-powiedziała Nessie.
-Obiecałam to i dotrzymie obietnicy.
-Alexa-usłyszała krzyk.Odwróciła się .Był to Jack.Widziała go rano jak jej życzył powodzenia.Pokiwała mu na przywitanie.
-Mistrzyni siatkówki-zaśmiał się i ją przytulił-Cześć -powiedział do reszty.
-Dobra bo mnie udusisz,Jack-puścił ją.
Chwilę z nimi porozmawiała.Zauważyła,że większość spoglądała na Benjamina wrogo i niepewnie ale jakby z odrobiną lęku.Jack,Esme,Carlisle i Alise patrzyli na niego normalnie,lecz reszta nie.
-Dobrze.My będziemy się zmywać-powiedziała Alexandra.
-Nie jestem za byście razem jechali-powiedział Emmet.
-Słucham?!-zapytala zaskoczona szatynka.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-usłyszała głos Benjamina.
O nie.Zaczęło się.
-Nie jestem szczęśliwy kiedy jesteś w jej otoczeniu-powiedział prosto z mostu.
-A mam się tym przejąć?-zapytał sarkastycznie.
-Powinieneś.
-Em uspokój się-powiedział Edward.
-Nikomu to nie pasuje-powiedział na swoją obronę.
-Mi to pasuje-powiedziała Alexandra równo z Esme.
Wszyscy byli zaskoczeni odpowiedzią Esme.
-Po prostu wszyscy się o ciebie martwimy skarbie-powiedziała Esme-to wszystko.
-Dobrze moze już chodźmy.Alexandra na pewno jesteś wykończona dzisiejszym dniem.Do zobaczenia następnym razem-powiedział Carlisle.
Alice ,Jasper,Bella i Edward pozegnali się i poszli.Został Emmet ,Rosalie,Nessie ,Jacob i Seth.
-Uważaj na siebie-powiedziała Rose kiedy ją objeła.
-Wybacz Alexia ,wiesz ,ze mówie co mi ślina na język przyniesie-powiedzieł Em.
Pożegnała się z resztą.Została tylko Renesmee z Jacobem.
-Nessie proszę wytłumacz im to wszystko-powiedziała w objęciu.
-Postaram się.Do zobaczenia po weekendzie-i poszła wraz z wilkołakiem.
Stała koło samochodu.Zabolało ją to,że nie tolerowali go.Uważali,ze jest zły,a tak wcale nie jest.
Spojrzała na niego.Stał przy drzwiach kierowcy.
-Przepraszam-powiedziała do niego.
-Za co to nie twoja wina.I szczerze nie dziwie im się.
Spojrzała zaskoczona.Robiło się chłodno i objęła się.
-Dlaczego?
-Gdybym miał najlepszą przyjaciółkę człowieka i przyczepił się do niej starożytny wampir,silniejszy od dzisiejszych ,który ma brudną przyszłość też bym się wkurzył.
-Ale nie jesteś taki zły.Może kiedyś taki byłeś.Ale teraz nie-potarła swoje ramię.Pojawił się koło niej.Otworzył jej drzwi.
-Chodź pojedziemy.Nie chcesz spóźnić się na imprezę.W czasie drogi porozmawiamy.
-No dobrze-wsiadła.
Zamknął drzwi i był już na miejscu kierowcy.Zapalił silnik i ruszył.
***
Jechali w ciszy.Dziewczyna oparła się o szybę samochodu.Nie była taka rozmowna i uśmiechnięta jak po meczu.Był zły na siebie ,że dał się sprowokować na początku.Kiedy zorientował się ,ze to prowokacja przestał odpowiadać.Żałował ,że jest przyczyną jej złego samopoczucia.Uwielbiał kiedy była uśmiechnięta.To było jego pociechą.jej lekki rumieniec na twarzy,białe zęby,idealne malinowe usta.Teraz siedziała cicho.Bez uśmiechu.Zamyślona.Postanowił przerwać tę ciszę.
-Nadal się tym przejmujesz?-zapytał.
 -Nie powinien się tak odzywać do ciebie.Rozumiem,ze się martwi o mnie.Ale i tak nie powinnien.
-Zdajesz sobie sprawę,że dobrze zareagował?Reszta też?
-Nie!-powiedziała i spojrzała na niego-Nie znają cię.Nie powinni tak zareagować.Esme ,Nessie i Alice i Carlisle zachowali się normalnie.Zaufali mi.Mam to gdzieś ,że uważają cię za kogoś kto powinnien być z dala ode mnie.
-To nie był dobry pomysł bym cię znajdywał-powiedział am do siebie-robie ci tylko kłopoty.Jestem zwykłym potworem żerującym na twoim życiu.
-Nie prawda.Dzięki tobie jeszcze żyję.Praktycznie dzięki tobie nie popełniłam wcześniej samobójstwa.
Gwałtownie zahamował.Dzięki bogu byli za pustej drodze asfaltowej w lesie.
-Słucham?!Co ty powiedziałaś?Chciałaś się zabić?
-A jak myślisz o czym myślałam ,jak zmarła mi matka?Jak oszukiwał mnie Josh i najlepsi przyjaciele?Jak znalazł mnie David?Byłam sama.Gotowa skończyć z życiem.Sama z jakimiś durnymi wizjami.Potem pojawiłeś się ty.Pomagałeś mi.Potwory się tak nie zachowują.Nie ratują życia nastolatkom ,nie rozmawiają z nimi,nie rozśmieszają,nie wspierają jak dziś-patrzyła na niego szklistymi oczami.
Nie odezwał się.Ruszył samochodem.Nie chciał się z nią kłócić.Praktycznie miała rację.Nie znali go i nie mieli prawa oceniać.W Egipcie taki był , a to są Stany.Czas go zmienił.Chwycił jej dłoni prawą ręką.Spojrzała na niego.Ich oczy się spotkały.
-Masz rację nie powinienem był tak mówić.Zapomnijmy o wszystkim. Emmet po prostu przesadził.Może już nie jestem takim potworem jakim wcześniej byłem-uśmiechnął się.
Odwzajemniła go również lekko jak on.
Kiedy zajechali na miejsce Benjamin zorientował się ,że szatynka śpi.Wysiadł z samochodu.Założył na ramię jej torbę i wyciagnął ją.Leżała bezpiecznie w jego ramionach.Głowę miała opartą o jego ramię.Wyglądała słodko.Nie sądził,ze dziewczyna myślała kiedyś o samobójstwie.Nie wyobrażał sobie życia bez niej.Bardzo się do niej przywiał.Otworzył drzwi od domu i zakluczył je.Zaniósł ją do jej sypialni.Jej oddech był delikatny jak piórko.Klatka piersiowa delikatnie opadała i wznosiła się.Położył torbę na ziemi.Odsunął kołdrę.Delikatnie polożył drobną nastolatkę.Musiała być wykończona po całym stresie i rozgrywkach.Była niesmowita.Wyglądała zjawiskowo jak skakała i odbijała piłkę na serwach.Jak atakowała agresywnie.Była szczęśliwa.W życiu by nie powiedział ,że tak delikatna i krucha dziewczyna ma tyle siły i determinacji.Walczyła do ostatniej piłki.Ściągnął jej buty i kurtkę.Przykrył ciepłą pierzyną.Była chłodna.Zmarzła w samochodzie.Patrzył jak lekko się poruszyła.Okryła się i zwinęła w kłębek.Uwielbiał kiedy tak spała.Wyglądała jak mały bezbronny kotek.Delikatnie pogłaskał jej policzek.Miała ciężko w życiu,a ona twierdzi ,że on jest czymś dobrym co ją spotkało.Twierdzi,ze dzięki niemu jeszcze żyje,że dzięki niemu się śmieje ,uśmiecha i ma ciekawiej w życiu.
Nie zostawię Cię -pomyślał,delikatnie gładząc jej policzek.-Pomogę ci.Nie będziesz już cierpieć.
Nachylił się i pocałował jej czoło.
Nigdy cię nie zostawię.