Translate

sobota, 4 października 2014

Rozdział 21 Śpiączka zaklętej

-Chwyć jej rękę-powiedział Carlisle do Egipcjanina.-Muszę namalować ci te same znaki.
Ściągnął kurtkę.Wziął jej lewą dłoń.Była taka zimna.Ludzie nie byli tacy chłodni.Zobaczyła,ze na ręce maluje mu znaki.Były to koła z kwadratami i liniami.Niektóre przypominały gwiazdy.Kiedy skończył ,dziewczyna poruszyła się.Obłożył jej przypalony znak okładami.Rose zamknęła drzwi by mogli zająć się nią na spokojni.Ale dzięki super słuchowi słyszał jak reszta rodziny martwi się o nią.Esme dzwoniła do kogoś przez telefon.Wszyscy byli spięci.Carlisle mówił szybko obce słowa.Mieszanka łaciny,włoskiego i starożytnego języka.
-Powinniśmy dostać trochę czasu.Możesz poczuć ból przepływający z niej.
Przytaknął głową.Nagle poczuł gwałtowny ból przepływający z ręki w głąb ciała.Teraz wiedział jak ona mocno cierpi.Ból rozsadzał go od środka.Czuł się gorzej ,niż w czasie przemiany.Ona była w olbrzymiej agonii.Po tym połączeniu,jakby odetchnęła.Jej powieki delikatnie się poruszyły.Klatka piersiowa zaczęła delikatnie opadać i wznosić się.Powieki ponownie si poruszyły.Otworzyła oczy.Były takie szkliste.Kolor ich oczu był jeszcze bardziej zielony niż wcześniej.Były w kolorze szmaragdu.Spojrzała na niego.Było w nich tyle cierpienia.Obruciła głowę.Rozejrzała się.Była bardzo osłabiona.
-Alexandro,spokojnie.Jesteś u nas w domu-powiedział Carlisle.
Benjamin wyczuł kolejną fale bólu.
-Co...-zaczęła oddychać głębiej-co się ze mną dzieje-z jej oka popłynęła łza.
-Odziedziczyłaś po mamie moc.Gdyby nie uaktywniła się do twoich dziewiętnastych urodzin byłabyś człowiekiem.Masz moc ,która chce się uwolnić.Będzie cię bolało.Ale przejdzie ci.Wszystko ci wyjaśnimy.
Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
-To połączenie nie działa-powiedział Benjamin.-Ona nadal cierpi.
-Ma zbyt duże pokłady mocy.To nie możliwe.Ma jej zbyt wiele.
-Przyniosłam amulet-przyszła Esme.
-Alexandro musimy zdjąć ci medalion od Gabrieli.
-Kazała mi go nie ściągać-powiedziała osłabiona.Wszystko ją bolało.
-On teraz się nie przyda.Odzyskasz go.
Znak znowu zabolał.Pokiwała delikatnie głową.Odpiął go i ściągnął.
-Esme podaj mi proszę amulet-podała mu go do ręki.Był to przezroczysty kamień.Wygladał jak ze szkła.Założył go na jej szyi.Poczuła,że wkłada jej coś małego do dłoni.Był to ten sam klejnot.Nagle poczuła wielką fale bólu.Zagryzła warki.Jęknęła.To było coś gorszego niż agonia,to było piekło.
-Przeniesiemy moc z artefakty.Alexandro spójrz na mnie-poczuła dłonie na policzkach.Zobaczyła rozmazaną twarz doktora-to zaraz minie.
Poczuła gwałtowną fale bólu.Nie wytrzymała krzyknęła.Był to tak przerażający krzyk młodej dziewczyny ,cierpiącej dziewczyny.Benjamin słyszał przez ściany gniew, strach i lęk o nią.Też się o nią bał.Strasznie cierpiała.Przeszła kolejna fala.Czul ją.Gdyby się z nią nie połączył ,cierpiałaby mocniej.Chciał więcej bólu wziąć na siebie.Ale nie udało się.Z jej dłoni pojawiła się jakaś niebieska poświata.Jakby niebieski płomień.Naszyjnik który założył jej Pan Cullen zaczął barwić się na niebiesko.Znowu ten ból.Przeszył jej głowę ,tułów , ręce i nogi.Czuła jakby coś przepływało z niej do kamienia w dłoni.Miała wrażenie,ze kości jej się łamią.Kolejna faza bólu przeszła.Była najsilniejsza ze wszystkich.Nie kontrolowała swojego ciała.Krzyknęła.Był to tak rozpaczliwy krzyk.
Najgorsze w tym wszystkim była niepewność dziewczyny.Czuć ból z niewiadomej przyczyny.Mała jakąś moc.Tylko jaką?Skąd?Nikt jej nie powiedział,ze ją ma.Carlisle zapewniał ją ,że jest człowiekiem.nagle poczuła spokój.Ulgę.Jakby cala agonia spływała po niej.
-Już koniec,spokojnie-Carlisle położył swoja dłoń na jej czole.Był tak przyjemny i chłodny.
Spojrzała.Esme zakrywała usta dłonią.Nie widziała jej twarzy,bo wszystko było zamazane.Wszystko przypominało smugi różnych barw.
-Połączenie zostało przerwane.To koniec-powiedziała Esme do Egipcjanina.
Obróciła głowę w jego kierunku.Chciała zobaczyć jego twarz ale przestawała już widzieć.
-Alex,poradzisz sobie-usłyszała jego głos.Trzymał ją za rękę.Uścisnęła ją resztkami sił.Następne co zobaczyła to ciemność obejmująca ją do snu.
***
Leżała nieprzytomna po ciężkim zabiegu.Oddychała teraz normalnie.Ramię miała zabandażowane.Leżała okryta długim kocem.Nie mogła teraz zmarznąć.Najgorszy był teraz ten lęk.
-Jeszcze niczego nie wiemy.Jeżeli nie wybudzi się ze śpiączki ,umrze.Nie możemy niczego zrobić.Musimy czekać.Benjamin siedział na końcu pokoju,w samym kącie.Przy łóżku siedziała Nessie.Trzymała przyjaciółkę za rękę.Carlisle powiedział rodzinie co się wydarzyło.
-Alexandra jest zaklętą.Ma moc.Nie wiemy jaką.Możliwe ,ze dziedziczyła ją po matce.Kazała nam niczego nie mówić,by była zwykłym człowiekiem.Po dziewiętnastych urodzinach byłaby nim.Coś odblokowało jej moc.Musimy się dowiedzieć.Jeżeli się nie wybudzi,będzie po niej.Wtedy Nessie nie wytrzymała.Zapłakała w ramionach Jacoba.

CZWARTEK
Leżała nieprzytomna.Cały czas siedział przy niej.Nie poszedł nawet na polowanie.Chciał przy niej być ,kiedy się obudzi.

PIĄTEK
Nadal bez zmian.Carlisle przyszedł do niego.
-Idź się nakarm.Będziemy tu cały czas z nią.
Kiedy grzecznie odmówił ,lekarz nadal go zachęcał.
-Nic jej nie będzie a ty nie możesz się głodzić.To połączenie ciebie również osłabiło.
-Nic mi nie będzie.Ona jest ważniejsza.

SOBOTA
Poruszyła się we śnie.Był to niespokojny pomruk ale obiecujący ruch.

NIEDZIELA
Po namowach Carlisle'a poszedł zapolować.Chciał to zrobić szybko.Nie chciał jej opuszczać.Kiedy zamierzał wrócić,ktoś za torował mu drogę.Był to Emmet.Miał założone ręce na piersi.
-Nie mam zamiaru się z tobą kłócić-powiedział Egipcjanin.Nie miał ochoty. W ostatnich dniach wyglądał jak żywy trup.Miał sińce pod oczami,jego skóra zrobiła się szorstka i szarawa ,a nie miedziana.
-Nie mam zamiaru.Przyszedłem ci podziękować-powiedział siłacz.
Ten spojrzał na niego,jakby to był jakiś żart.
-Uratowałeś ją.Esme twierdzi,że gdybyś jej nie przyniósł od razu do nas zmarłaby.Połączyłeś się z nią więzią by nie cierpiała ,aż tak bardzo.
-Ale i tak zbyt mocno cierpiała-powiedział Egipcjanin.
-Jaki to był ból?
-O wiele silniejszy niż przemiana.
Emmet zrobił grymas gniewu ale nie był skierowany do Egipcjanina.
-Dziękuje,ze się nią zaopiekowałeś.Wszyscy są ci wdzięczni.
Na zakończenie rozmowy uścisnęli sobie dłoń.

PONIEDZIAŁEK
Bez zmian.Nessie i Rose siedziały przy niej.On nadal w swoim miejscu.Jasper wyczuwał emocje wszystkich i starał się uspokoić wszystkich.

WTOREK
Jack wydzwaniał.Zaczął bać się o Alexandrę. Cullenowie musieli go oszukać ,że była poważnie chora i musiała zostać u nich.

ŚRODA
Wszyscy powoli tracili nadzieję,że dziewczyna przeżyje.Kiedy był sam dziewczyna poruszyła się.Jej głowa odwróciła się w jego stronę,lecz oczy zostały zamknięte.Podszedł do niej.Nic.Przyszła Rose.
-Słyszałam,że się ruszyła.I co-zapytała z nadzieją.
-Nic-zdołał tylko to powiedzieć.
Usiadła po drugiej stronie łóżka.Chwyciła ją za dłoń.
-Zaprzyjaźniliście się-powiedziała.
Spojrzał na nią.Nie rozumiał o co jej chodzi.
-Dziękuje,że się nią zaopiekowałeś.Nie sądziłam,że będziecie przyjaciólmi.
-Też nie sądziłem,ze można polubić potwora takiego jak ja.
-Zmieniła cię.To znaczy,że nim nie jesteś.Zawdzięczasz to jedynie jej.Wcześniej od razu byśmy si tobą zajęli.
Spojrzał na nią.Po kilku minutach wyszła.

CZWARTEK
Wszyscy się bali,ze dziewczyna odejdzie.Minął już tydzień.Carlisle przyszedł jak każdego dnia.
-Chyba się spóźniliśmy-zdołał tylko powiedzieć.
Benjamin nie chciał w to wierzyć.Został z nią.Powiedział doktorowi,że wszyscy mogą udać się na polowanie ,a on zostanie.
-Jesteś pewien?
-Tak,zostanę z nią.
W nocy z czwartku na piątek wyruszyli.Mieli wrócić za kilka godzin.
PIĄTEK
Został sam.Sam z myślą,że Alexandra umiera.Nie chciał jej zapamiętać jak cierpiała.Jak krzyczała z bólu.Moc strasznie ją skrzywdziła.Chciał pamiętać ją jako niewinną szatynkę,strasznie upartą i kochaną.Jej uśmiech na twarzy,zaróżowione policzki i zielone oczy.Uśmiechniętą i szczęśliwą jak wtedy ,przy wodospadzie czy kiedy zobaczyła jego dom.Chciał widzieć wieczorami zaspane oczy,jej ziewanie jak mały kot i chęć do wysłuchania legend z jego kultury.Była jedyną osobą do której się przywiązał.Była jedyną osobą która miała o czym z nim rozmawiać.Jedyną osobą,która od początku widziała jego dobre strony,ukryte w głębi.Teraz trzymał jej dłoń.Nie ,nie będzie jej wspominał.Ona będzie żyła .Obudzi się.Musi.Nie może go zostawić.Chodź ,szczerze w to wątpił.Niedługo mieli wrócić Cullenowie.Niedługo
odejdzie.Nie będzie zakłócał ich spokoju.Delikatnie pogładził jej dłoń.Przymknął powieki.Brakowało mu jej śmiechu,spojrzenia ,nawet tego karcącego,uścisku jej dłoni który teraz czuje.Tych złośliwych uwag dziewczyny.....zaraz.Uścisk dłoni.Spojrzał na nią.Jej powieki zaczęły się poruszać.Jej dłoń ściskała jego.Ona żyje.Nie zostawiła go.Nie zostawiła ich wszystkich.Otworzyła oczy.Miała nadal zielony połysk.Tylko jej oczy były jakby ciemniejsze.Zieleń się zmieniła na głębszy,jeszcze piękniejszy.A myślał,że jej oczy nie mogą być piękniejsze.
-Żyjesz-powiedział zszokowany.
Chciała się podnieść.Ale jej siły były nikłe.Pomógł jej.Chwycił delikatnie za kark i przytrzymał rękę.Oparła się o jego pierś.Oddychała odrobinę ciężko.Serce biło szybciej niż normalnie.Jej skóra była chłodniejsza niż normalnie.
-Gdzie jestem?-powiedziała zdezorientowana i osłabiona.
-U Cullenów w domu.Spokojnie.Poszli na polowanie.Niedługo wrócą.
Objął ją ramieniem w talli ,a drugą rękę położył na włosach.Ucałował jej czoło.Był tak szczęśliwy.Przeżyła.
-Aż tak ze mną źle było,ze musisz mnie ucałować?-zażartowała.
Starała się go pocieszyć.Była kochana.
-Baliśmy się ,że za późno zainterweniowaliśmy.
-Nie wieże.Wielki Pan i Władca się o mnie bał?-uśmiechnęła się słabo.Była niezwykle osłabiona.
-Tak-ponownie ucałował jej czoło-bałem się.Widzisz co ze mną zrobiłaś?
-Zrobiłam z ciebie bardzo dobrego człowieka.
-Nie jestem tego pewien.
-Dobrze.Zrobiłam z ciebie bardzo dobrego potworka.Może być?-uśmiechnęła się
Zaśmiał się i wyciągnął telefon.
-Zadzwonię do Esme.Martwią się o ciebie.
Wybrał numer wampirzycy.Po jednym sygnale odebrała.
-Co się dzieje?-zapytała z niepokojem.
-Obudziła się.
***
-Kochanie,jak dobrze,że nic ci nie jest-przytuliła ją Esme.
Nastolatka leżała w łóżku.Nie pozwolili jej wyjść z niego.Wszyscy chcieli się z nią zobaczyć.Ale była tak osłabiona,ze mogła tylko od czasu do czasu odpowiedzieć.Doktor Cullen ,chciał by odpoczęła ,lecz ona poprosiła:
-Co się ze mną dzieje?-zapytała.
Mężczyzna z małżonką zostali.Poprosiła by Benjamin został z nią.Kobieta usiadła na brzegu łóżka.Mężczyzna stał za nią.
-Twoja matka prosiła byśmy niczego ci nie mówili.Nie chciała byś stała się zaklętą.
-Kim?-zapytała zaskoczona.
-Zaczniemy od początku-powiedziała Esme.Chwyciła jej dłoń.-Twoja matka należała do zaklętych.Zaklęci to osoby bardzo podobni do czarodziei Mają coś na wzór mocy.Ta rasa wymierała od kilkunastu lat.Aż w końcu została niewielka grupa ludzi z tymi zdolnościami.Takie zdolności to teraz rzadkość.Twoja mama byla jedną z nich.Zaklęci mają moce obrony i ataków,rzutów klątw,łamania ich i inne.Mają lepsze zmysły ale nie tak dobre jak wampiry.Posiadają niezwykłą moc.
-Jestem zaklętą?-spytała zszokowana.
-Tak Alexandro.Jesteś nią.
Nastolatka przez chwile myślała.
-Czyli dzięki temu wypuściłam Benjamina ze świątyni?-spytała.
-Na to wychodzi ,ze tak.
-A mój ojciec?Też był nim?
-Tego nie jesteśmy pewni.Bardzo przypominał wampira.Był pół człowiekiem ,pół wampirem.Takim jak Nessie.Parę lat po ślubie zaszła w ciąże.Miałaś być pierwszym dzieckiem.Była szczęśliwa.Jedynie twój ojciec wpadł w złość kiedy dowiedział się ,że jest w ciąży.Większość wampirów i zaklętych żyło razem w zgodzie.Ale kiedy wieść się rozeszła,że powstało dziecko nowej rasy.Zakochani z dwóch różnych rodzin poszli za przykładem.Richard był z twoją matką legalnie,dlatego ,że był ważnym członkiem jakiejś rady.Inni nie mogli być ze sobą.Twój ojciec stwierdził,ze to poważny błąd byś przychodziła na świat.Jesteś pierwszym dzieckiem z zaklętej i pół wampira.Nie tolerował tej nowej mieszanki.Bał się,że będziecie silniejsi od pół wampirów i wampirów.Odszedł z zamiarem zemsty.Od tamtej pory uciekałyście,aż w koncu twoja matka odnalazła nas.Zaprzyjaźnilismy się.Była dla nas częścią rodziny jak Ty.
-Ale dlaczego mama została zamordowana?
-Tego nie wiemy.Nie rozumiemy też dlaczego to zrobił.Kiedy byłaś małym dzieckiem twoja ciocia Astera została z tobą .Gabriela wróciła do znajomego po informację.Spotkała tam Richarda,twojego ojca.Powiedział,ze potrzebuje jej do przekazania wielkiej ilości mocy i założenia zaklęcia na jakiegoś buntownika.On ,ten buntownik chciał ochronić twoją rasę.Był  bardzo wpływowy i inni go słuchali.Miała dojść do kręgu wampirów,którzy kiedyś byli wyklętymi.Oni zamykali wampiry groźne dla otoczenia lub te,które stawały im na drodze do celu.Ta grupa żyła od starożytnych czasów.Ale dowiedziała się ,że to podstęp.Chcieli by jej użyto by zabić wszystkie mieszane dzieci.
-Czyli mój własny ojciec chciał zabić mnie i dzieci podobno do mnie?-była zszokowana.
-Przykro mi kochanie-powiedziała Esme.-Jest złym człowiekiem.Sądziliśmy,że nie żyje od jakiegoś czasu.Ale po tym liście nie wiemy.Nie jesteśmy pewni.
-Zaraz-powiedział zielonooka-mówiliście coś o starożytnej grupie wampirów.
-Tak-powiedziała nie rozumiejąc o co chodzi nastolatce.
Spojrzała na Benjamina.Wiedział co ona ma na myśli.
-To nie może być możliwe ,Alex.To tylko zbieg okoliczności.
-A co jeżeli to prawda?
-Sądzisz,że grupa do której twoja matka miała siłą pozostać to ,ta sama co zamknęła Benjamina?-zapytał Carlisle.
-Przecież to bardzo możliwe-obroniła swoje zdanie
-Musimy to sprawdzić-powiedział złotooki.-Teraz musisz odpocząć.Najlepiej oboje.Alexandro nie powinniśmy ci teraz tego mówić ale to zrobiliśmy.Odpocznij.Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie.
-Ale..-chciała się kłócić ale Cullen ją uciszył gestem ręki.
-Odpocznij.Nie wiem czy wiesz ale o mało co ,a nie udałoby się nad mi pomóc.Odpocznij i na miłość boską ,nie kłóć się-powiedział spokojnie.
Dziewczyna się poddała.Mieli rację.Teraz poczuła jak bardzo jest obolała i zmęczona.
-Dobrze-powiedziała.
Małżeństwo wyszło z pomieszczenia.Została sama z Benjaminem.Zorientowała się,że cały czas od rozmowy z państwem Cullenów trzymali się za ręce.Spojrzała na niego.
-Prześpij się.Chyba nie będę musiał ci opowiadać legendy przed snem.
-Zdrajca-mruknęła.-Zawsze trzymałeś moją stronę.
-Ale teraz sprawa jest poważna.I nie kłóć się ze mną.
Ziewnęła.
-No dobrze-mruknęła.-A co jak się nie obudzę-uścisnęła jego dłoń.
-Obudzisz się-również uścisnął jej dłoń.-Odpocznij.
Nie musiał jej tego powtarzać.Popłynęła w objęcia mężczyzny.W objęcia Morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz