Translate

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 29 Klątwa

Wstała jak każdego ranka. Wykąpała się , ubrała. Robiła to zazwyczaj szybko każdego dnia , lecz dziś było inaczej. Po przebudzeniu się zaatakowała ją fala bólu głowy. Chwyciła się za nią. Świat zaczął wirować i po chwili stanął. Poszła do łazienki. Całe ciało ją bolało, zupełnie jakby przejechał ją pociąg lub jakby spadła z drugiego piętra. Szumiało jej w uszach. Czyżby się przeziębiła? Może nie powinna siedzieć wczoraj tyle na balkonie. Założyła czarne rurki i biały luźny sweter robiony najprawdopodobniej na drutach. Był bardzo miękki i ciepły, co bardzo lubiła. Rozczesała włosy i wyszła z pokoju. Było jej nadzwyczaj zimno. Zawsze
się dobrze czuła. Ten sweter dawał jej jedyne ciepło, które odczuwała. Zeszła po schodach i pojawiła się w salonie. Benjamina nigdzie nie widziała. Możliwe ,iż poszedł na polowanie. Weszła do kuchni i nalała wody do czajnika i wyciągnęła kubek. Sięgnęła po herbatę i po kilku minutach pila ziołowy napar. Szklana wydawała się dziwie ciężka. Czyżby osłabła? Nigdy jej się to nie zdarzyło w czasie choroby. Napój rozgrzał ją ale nie na długo. Usłyszała falujące powietrze. Jej kochany potworek wrócił. W pewnej chwili pojawił się przy wejściu. Wyglądał jak zwykle idealnie, niczym młody bóg. Przyznawała, ci Egipcjanie w dawnych czasach byli bardzo przystojni. Miał założone beżowe spodnie , złotą bluzkę i coś w stylu brązowej marynarki a kurtki. Oczywiście na szyi miał medalion za czasów kiedy był jeszcze człowiekiem , szal na szyi i pierścień dnia i nocy na palcu. Uśmiechnął się ale kiedy spojrzał w jej oczy , spoważniał , jakby się martwił.
-Wszystko dobrze?-zapytał. Podszedł do niej- dziewczyno jak ty wyglądasz. Jesteś bledsza niż nieboszczyk w trakcie mumifikacji.
-Dziękuje za to urocze porównanie-zażartowała. - Nie wiem co się stało. Pewnie jestem przeziębiona. Nigdy tak źle się nie czułam z powodu choroby.
-Zadzwonię do Carlisla.
-Nie dzwoń. Przejdzie mi. Nie musimy dawać mu kolejnych spraw. I tak ma dużo do załatwienia.
-Ale powiedz jak będziesz się gorzej czuła. Wtedy będziemy musieli do niego zadzwonić. Obiecasz mi to?
-Tak, obiecuję. Głupio wyszło ,ze jestem teraz chora. Nigdy nie ma dobrych momentów na chorobę , ale ta to naprawdę niezbyt rewelacyjny czas.
-Nie wybierasz sobie dni. Jaka jest twoja natura. Co możesz poradzić?
Uśmiechnęła się. Ludzka natura. Zawsze słabsza od wampirzej. Lubił to pokazywać. Włożyła szklankę do zlewu . Myjąc ją miała wrażenie ,ze zaraz się przewróci. Szybko ją wytarła i odłożyła na miejsce. Spojrzała na Benjamina. Przyglądał jej się badawczo.
-Benji nie patrz tak na mnie. Położę się i minie. Bez obaw. I tak się nie zarazisz. To nic takiego.
-Alex zapomniałaś o najważniejszym szczególe. Czuję twój ból i osłabienie. Gdybym był człowiekiem też bym cierpiał tak samo jak ty. Może lepiej zadzwonię do Carlisla?
-Nie trzeba. Naprawdę.
Poszła w kierunku salonu i usiadła na kanapie. Chłopak stanął przy szybie balkonowej. Spojrzała tam. Widziała swoje i jego odbicie. Był skupiony. Jakby zamyślony. Nie chciała by się martwił. Głupia choroba. Głupia więź. Biedny wszystko wiedział i przejmował się tym. Przecież miał tyle problemów. Powinien teraz szaleć jako nieśmiertelny, upajać się słodyczą ludzkiej krwi, a nie przejmować nastolatką. Jedną z miliona nastolatków. Dlaczego życie musi być takie brutalne? Ale miała nadzieję. Zawsze sadziła, iż jeżeli ktoś dużo cierpi w przyszłości spotka go wiele dobra i radości. Ale czy ona dożyje tego dobrego czasu? Nie wiedziała. Szkoda ,ze w tych wszystkich zdolnościach nie ma przepowiadania przyszłości.
- Benjamin-powiedziała. Niech on przestanie się martwić.
Wstała. Zrobiła trzy kroki. Nagle chłopak się odwrócił. Stanęła. Tak strasznie zabolała ją głowa. Przytrzymała się kanapy.
-Twoje oczy!-powiedział Benjamin w szoku.
Spojrzała w odbicie na szybie. Przeraziła się. Jej oczy w pewnym momencie zaświeciły się na niebiesko. Był to kolor jej mocy. Nogi miała jak z waty i chłopak to zauważył. Szybko się przy niej pojawił i przytrzymał.
-Jak to... co się z nimi stało?-zapytała.
-Były w kolorze twojej mocy. Użyj jej. Może moc się w tobie rozwija. Może przez to jesteś osłabiona.
Prawą ręką trzymała się wampira. Wyciągnęła lewą. Chciała podnieść figurkę. Moc pojawiła się z ociąganiem, lecz było coś nie tak. Kolor magii był ciemno niebieski, ten był blado niebieski. Figurka podniosła się powoli, zupełnie jakby była za ciężka. Opuściła dłoń. Poczuła się słabsza.
-Nie sądzę, by to było rozwinięcie mocy. raczej została osłabiona.
-Spróbuj z czymś innym jeżeli dasz radę.
Podciągnęła rękawki by spróbować dwoma rękoma. Jednak zanim zaczarowała jej wzrok przykuły jej nadgarstki. Puls od razu jej przyśpieszył. Na całych nadgarstkach i przed ramionach miała granatowe ,prawie czarne linie. Po chwili doszła do wniosku, że to jej żyły. Co się z nią działy.
-Nie możliwe bym umierała-powiedziała bliska płaczu.
-O czym ty mówisz Alex?-zapytał spanikowany. Chwycił jej policzki ,a ona oparła się o kanapę. Jego wzrok był spłoszony na słowa ,które wypowiedziała.
-Jeżeli moc zaklętych jest wyblakła i dłonie są w czarnych liniach ... to znak ,że zaklęta czy zaklęty umiera. Wyczytałam to z księgi od Carlisla.  To stan końcowy. Jeden z trzecich etapów przemijania życia zaklętych-powiedziała przerażona.
-Ale ty jesteś singularis. Tak giną przecież zaklęci. Ty jesteś inna.
-Inna ale wszyscy umierają najprawdopodobniej tak samo. Nie wiem jak dokładnie. Jestem w większości zaklętą niz pół wampirem.
-Nie możesz umierać . Nic nie zrobiłaś. Carlisle nam pomoże. Wyleczy cię - w jego głosie było tyle strachu.
Była w dużym szoku. Nie słuchała już go. Co z nią będzie? Od czego mogła umrzeć? Głowa ja tak strasznie bolała, że nie mogła się skupić. Chwycila się za nią. Zauważyła, że Benjamin jest przestraszony nie na żarty. Widziała go takiego kiedy przyszedł po odebraniu tej okropnej paczki, a następnie po przebudzeniu. Wziął telefon ale od razu włożyl go do kieszeni.
-Ledwo stoisz na nogach- wziął ją w ramiona jak młodą małżonkę i szedł w kierunku jej sypialni. Poruszał się ludzkim tempem. Nie wiedział czy to dobry pomysł szybko się poruszać z nią. Może jej to zaszkodzić. Oparła swoją głowę na jego ramieniu przez co poczuł jej szybki ciepły oddech. Miała problemy z oddychaniem, była obolała, bolała ją glowa, czarne ślady na rękach i słaby blask mocy. Przez co może to mieć? Kto jej to zrobił. Przez co?
Zobaczył drzwi od pokoju i wszedł. Przybliżył się do łóżka i położyl ją najdelikatniej jak tylko potrafił. Zrobiła maly grymas. Było coraz gorzej. Okrył ją do połowy kołdrą i wyciągnął telefon. Dziewczyna przymknęła oczy. Jej stan się pogarsza. Chcial zadzwonić do Cullena, lecz jego komórka zaczęła dzwonić. Właśnie dzwonił od.
-Z Alexandrom jest coraz gorzej-powiedział Benjamin.
-Alice właśni miała wizję. Co jej dokladnie jest? Jakie są objawy?
-Silny ból głowy, całe ciało ma obolałe, na dłoniach ma czarne linie, a wcześniej jej oczy tak jakby zaświecily sie w kolorze jej prawdziwej mocy.
-Co masz na myśli prawdziwej mocy?-zapytał zaskoczony.
-Jej moc była ciemna teraz jest wyblakła i słaba. Nie taka jak kiedyś.
Wampir zamilkł. Czy sprawa naprawdę jest tak poważna?
-Zaraz będziemy. W jakim jest stanie? Jest przytomna czy nie.
-Teraz jest w pół śnie. Traci świadomość stopniowo.
-Zaraz będę-powiedział po czym się rozlączył.
Odlożył telefon na półkę nocną. Usiadł na brzegu łóżka i położył dloń na jej czole. Nie była gorąca, tylko chłodna. Oddychała szybko, w różnych rytmach.
-Alex wszystko będzie dobrze. Obiecuje. Wyjdziesz z tego.
Wolno przytaknęła ruchem głowy. Spojrzała na niego mętnymi oczami i posłała mu słaby uśmiech. Starała się go jakoś pocieszyć. Chciała mu pokazać ,że jest silna, że poradzi sobie. Ale nie potrafila. Jej nadzieja malała z każdym oddechem. Nie wiadomo czemu, zaczęła słabnąć.
***
Carlisle przybył tak szybko jak tylko mógł. Sprawdzal jej puls, rytm serca liczyl oddechy i ustalał ich rytm. I to było straszne. Puls był słaby, oddechy głębokie i bez jednolitego rytmu. Leżała blada i osłabiona.
Benjamin stał przy jednej z kolumn łoża. Renesmee siedziała przed nim na materacu. Był tak samo zdenerwowany jak pół wampirzyca. Carlisle westchnął. jego mina nie pokazywała kolorowego zakończenia.
-Ktoś rzucił na nią klatwe-powiedział.
Klątwę? Skąd? Kto mógl to zrobić? Jak to zrobił? Sprawy zaczęły się komplikować i to na poważnie.
-Ale kto? I w ogóle skąd?
-Nie mam pojęcia ale trzeba tą osobę powstrzymać. Jeżeli nie zostanie przerwane... Stosowano to kiedyś na zbrodniarzach ale nie w dzisiejszych czasach. To zakazane. Komuś naprawdę zależy by jej się pozbyć.
-Nie ma innego wyjścia?-zapytała Nessie- Przecież nie znajdziemy tej osoby. Nie ma niczego w księdze?
-Musimy ją przeszukać. U nas w domu mamy ich kilka. Musimy tam pojechać-spojrzał na Benjamina.
-Nie możemy jej zostawić teraz samej-oburzył się Egipcjanin.
-Mogę z nią zostać-zaoferowała się dziewczyna. -Wy pojedźcie , zostanę z nią. Gdyby coś się działo zadzwonię do was.
-To najlepsze wyjście-powiedział Carlisle podchodząc do drzwi.
Był niepewny. Nie chciał jej teraz zostawiać. Chcial się nią zaopiekować , jakoś pomóc. Ale co może zrobić? Czar ją zabija stopniowo. Jedyne co może pomóc to wyczytanie z księgi jakiś wskazówek lub odnalezienie tego mężczyzny. Od razu domyślił się ,że to ta sama osoba co wysłała jej martwe zwierzę , co spowodowała ten wypadek. Wiedzieli tylko ,ze to mężczyzna. Jedynym podejrzanym był Richard.
-Benjamin , jedź-usłyszał cichy głosik przyjaciółki- nie przejmuj się nią. Zostanę z Nessie. Nic mi nie będzie z nią.
Podszedł do niej, a ona splotła ich dłonie. Był to tak naturalny ruch.
-Jedź. A jeżeli znajdziecie go, masz moje pozwolenie ,by mu przywalić-uśmiechnęła się słabo.
-Obiecujesz?-uśmiechnął się. Nawet teraz w czasie kipskiego stanu , musiała się uśmiechać. Była naprawdę silna.
-Masz moje słowo-zaśmiała się słabo.
Uśmiechnął się , uścisnął jej dłoń i zaczął iść w kierunku drzwi. Spojrzał na Cullena:
-Jedźmy-powiedział stanowczo. Jak tylko pomyślal o opcji odnalezienia winnego, poczuł taki gniew,że najchętniej by go zabił samym umysłem.
***
Pojechał. Wiedziała, że może na niego liczyć. Wiedziała ,że go zmotywuje jeżeli pozwoli mu uderzyć jej tak zwanego ojca. Sama najchętniej by to zrobiła, chodż wie, iż nie jest w stanie. Nessie siedziała przy niej i opowiadała co działo się po wyprowadce z Forks. Sama ją o to prosila. Chciała po prostu usłyszeć opowieść i głos przyjaciółki. Miała nadzieję ,iż w najbliższej przyszłości go uslyszy. 
-Alex-zaczęła- może się prześpisz? Odpoczęłabyś. Jest szansa o polepszenie twojego stanu.
-To klątwa nie choroba Ness. To tak nie działa. 
Dziewczyna była przejęta. Chciała jej jakoś pomóc. Nagle Renesmee zaczęla dziwny temat do rozmowy:
-Skoro nie chcesz się przespać to musisz mi coś wyjasnić , jeżeli będziesz miała siłę do mówienia.
-Zapomniałaś ,ze mimo kiepskiej sytuacji zawsze nawijałam jak najęta?-zasmiala się cicho Alexandra.
-No wiem ale to jest inna sprawa. Wtedy byłaś chora. Odpowiedz tylko na jedno pytanie.
-No to słucham.
-Ciebie i Benjamina coś łączy ,prawda?-zapytała.
Alexandra spojrzała na nią jakby ta powiedziała, że jest w ciąży. Szok.
-A co by miało nas łączyć-dziewczyna była zaskoczona. Wszyscy się praktycznie o to pytali. Zaczęło sie od Jack'a.
-Nie udawaj taką niewinną. Coś między wami jest.
-Nie prawda. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. To ,że u niego mieszkam wynika tylko z jego zaangażowania w sprawę. Co ty kombinujesz?
-Alex. Widzę jak na niego patrzysz, jak on na ciebie patrzy. Opiekuje się tobą, broni, stara się o twoje bezpieczeństwo, pociesza, spędzacie razem dużo czasu. Zawsze jest przy tobie.
-Jack też zawsze był przy mnie w Forks.
-Ale to wyglądało wtedy z nim jak dwoje rodzeństwa. A ty z Benjaminem wyglądacie razem jak... para. I nie powiem bo podobacie mi się jak jesteście razem.
-Nessie ty jak coś powiesz... Nic nas nie łączy. Przyznaję jesteśmy dziwnym przypadkiem . Zaklęta singularis i starożytny wampir. Oboje mamy podobne sytuację. Richard współpracuje z ludźmi , przepraszam, z wampirami ,którzy zamknęli go. Oboje mamy tych samych wrogów. Jak to mówią wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Niech zgadnę. Wymyśliłaś to z Emmetem?
-Nie. Sama z Esme na to wpadłam.
-Mogłam się domyślić. Słuchaj jesteś moją przyjaciólką, gdyby coś się wydarzylo pomiędzy mna a nim dowiedziałabyś się od razu i zakodowala ci to, by Edward nie mógl odczytać tej myśli z głowy.
-Wierzę ci Alex. Obiecasz na mały palec?-składały tak obietnice, kiedy obie były małe.
-Na mały palec-uśmiechnęła się i ziewnęła.
-Dziewczyno idź spać.
-Chyba się zdrzemnę. Idź obejrzeć telewizje. Nie musisz cały czas tu siedzieć. 
-Oj będę. Nie wiem co ci strzeli do głowy. Benjamin mnie zabije.
-Spokojnie. Nie lunatykuje, a w ogóle nie zrobię sama kroku-przymknęła oczy.
-No dobrze, a gdyby coś się stało?
-Zawsze mogę szepnąć , a moja moc prześle ci głośniejszy dźwięk. Bez obaw. Ty też nie przejmuj się aż tak mną. Wszystko będzie dobrze.
***
Nessie wyszła z pokoju i została sama. Nie chciała by wszyscy się o nią martwili. Powiedziała przyjaciółce ,że wszystko będzie dobrze, chodź sama w to nie wierzyła. Nie rozumiała po co ta klątwa. Skoro Richard chciał kiedyś ją żywą , to teraz też by jej potrzebował. Może zrozumiał ,że wie i uciekła? Tego nie była pewna. Usłyszała cichą melodię. Dzwonek jej komórki. Wzięła go z półki nocnej. Podciągnęła się by usiadła. Spojrzała , a jej serce praktycznie stanęło. Dzwonił ten który jej to zrobił. Ten sam numer który wysyłał jej dziwne smsy. Bała się odebrać. Ale chyba niczego jej nie zrobi przez telefon? Teraz nie była tego taka pewna. Dotknęła zielona słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
-Halo?-powiedziała. Jej serce podskoczyło niespokojnie.
-I jak się czujesz po porannej dawce? -zapytał głos.
Nie odezwała się. Rozpoznała ten głos. Ten sam usłyszała kiedy była po wypadku.
-Nie wiem gdzie się ukrywasz ale pewnie twój mąż-podkreślił ostatnie słowo- tam jest razem z tobą. Przyjaciele również. No cóż zapomniałaś o jednym. Nie wiem także jak mogłaś przeżyć. Miało być inaczej-mówił męski głos. -Miałaś zginąć. Próbowałem wieloma sposobami , więc wymyśliłem ten. Podoba się klątwa?
-O kim zapomniałam? Czego ty ode mnie chcesz? Co ci takiego zrobiłam, że się na mnie mścisz?-powiedziała w końcu.
-Wiesz dobrze za co. Podejrzewam ,ze nie jesteś głupia , wręcz przeciwnie. Zapłacisz za to swoja śmiercią.
-Twierdzisz ,iż jesteś taki sprytny? Taki mściwy? Jesteś tchórzem! Nawet nie masz odwagi się ze mną spotkać twarzą w twarz, tylko podkładasz jakieś świństwa. To żałosne-powiedziała z przepływem gniewu. W duchu modliła się by przyjaciółka tego nie usłyszała.
-Jaka groźna-zaśmiał się w słuchawkę. -Nie będziesz już taka dzielna jak usłyszysz kogo tu obok siebie mam-nagła cisza. Zaczęła przerażać ją. Co ten człowiek robił? Nagle usłyszała inny głos. Na jego brzmienie myślała ,ze się rozpłacze.
-Alex?! Alex to ty?-był to jej przyjaciel Jack- nie wiem co się dzieje ale sprawa nie wygląda za wesoło-jego głos był spłoszony.
-Jack! Nic ci nie jest? Jesteś cały? Boże przepraszam, wytłumaczę ci wszystko.
-Obawiam się ,że nie zdążysz-usłyszała ponownie ten głos.
-Czego chcesz? Zostaw, zrobię wszystko tylko go zostaw żywego i zdrowego.
-Może tak zrobię, może nie. Wszystko zależy od ciebie. Przyjdziesz na opuszczony cmentarz 10 kilometrów od New Pol. Tam gdzie została pochowana Gabriela. Masz godzinę. Inaczej twój przyjaciel zostanie jednym z tych wszystkich co na nim są.
-Będę ale jak mam przyjść skoro klątwa mnie uziemiła? Nie mogę nawet się podnieść. Nie mogę wstać.
-Jestem trochę zły,że muszę ja zdjąć ale perspektywa twojej śmierci przede mną jest zadowalająca. Zdejmę ją ale masz czterdzieści minut. Bądź sama , nie chcesz przecież śmierci Jack'a i reszty bliskich. Nie prawda?
-Będę. Niczego mu nie rób. Ściągnij ją, a przyjadę.
-Do zobaczenia wkrótce -powiedział śmiejąc się i rozłączył połączenie.
Odłożyła telefon. Tylko nie Jack. Jak mogła zapomnieć o najlepszym przyjacielu ,który cały czas był przy niej? Świadek jej pierwszego wygranego meczu, śmierci mamy , upadków i wzniesień. Przecież byli jak siostra i brat. Przez to wszystko odstawiła go na bok. Schowała twarz w dłoniach.
-Jestem okropną przyjaciółką-powiedziała.
W pewnej chwili odczuła spokój. Ból zelżał. Spojrzała na dłonie. Czarne linie zaczynały znikać. Energia zaczęła wracać, duszności zniknęły. Podniosła swoją mocą doniczkę z kwiatem. Udało się za pierwszym razem bez problemu. Kolor magii był taki jaki powinien być. Musi teraz jakoś wyjść by Renesmee jej nie zobaczyła. Nie słyszała rozmowy bo moc ją zagłuszyła , chyba. Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Stała właśnie w nich Renesmee. Jej oczy były takie wielkie z nerwów.
-Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz. Zadzwoń do Benjamina!
-Telefon zostawił. Nessie ja tam muszę iść. On ma Jack'a. Jeżeli coś mu się stanie będzie to wyłącznie moja wina. Znienawidzę się .
-To nie wyjście. On przecież cię zabiję. Nie ma szans bym cię wypuściła-podeszła i chwiciła ją za ramiona.
-Nie będę z tobą dyskutować. Mogę wyjść stąd nawet przez okno.
-Ani mi się śni. Zostajesz, a ja dzwonię do Carlisla-wzięła telefon Benjamina z szafki nocnej.
Szatynka wpdała na pewien pomysł.
-Przepraszam Renesmee ale to jedyne wyjście. Już za wiele osób które kocham są w to wplatane. Przeprasam za to co zrobię.
Nessie spojrzała na nia zdezorientowana. Nagle zamknęła oczy i upadła w ramiona Alexandry. Łzy świeciły w jej oczach. Użyła mocy uśpienia. Musiała ją uśpić, inaczej Jack zginie. Położyła przyjaciółkę na łóżko.
-Nessie przepraszam, mam nadzieję ,że mi wybaczysz.
Spojrzała na zegarek w telefonie w czasie biegu przez dom. Miała jeszcze dwadzieścia minut. Cholera ,trochę mało!
Zeszła ze schodów i zobaczyła ,iż przed domem stoi samochód Benjamina. Kluczyki wisiały przy wyjściu. Wzięła je i od kluczyła zamek w drzwiach , po czym wyszła z budynku. Wskoczyła do samochodu i odjechała. Musiała ratować przyjaciela, który został wpakowany przez nią w kłopoty.

Przez całą drogę myślała tylko o Jack'u. Bała się ,że ten człowiek może coś mu zrobić. Modliła się równiez o to, by Nessie spała na tyle , by nie poinformowała reszty. Nie wiedziala sama co chce zrobić. Przyjedzie tam i co dalej? Wie tylko, iż swoją obecnością wypuści przyjaciele , o resztę będzie się martwiła później. Gdyby teraz ją Benjamin zobaczył.
-Wiem Benji, zabijesz mnie za to co robię jeżeli przeżyję . Znowu bawię się w bohaterkę. To durne pieprzone życie musi takie być-krzyknęła zrozpaczona w samochodzie. Pomyślała właśnie o nim. Tak bardzo się o nią bal, zawsze wspierał i chronił. Co z tego ,że początki byly chlodne. z czasem się zmienił. Sam powiedział do niej ,,Zawdzięczam to wszystko tobie'' pamiętała jak się wtedy jąkał. Były to początki ,kiedy zaczął mówić o uczuciach. Uśmiechnęła się lekko i pojedyńcza łza spłynęla po policzku. Musi przeżyć. Musi. Nie ma innej opcji. 
-Cale szczęście ,że przejrzałam zaklęcia w księdze od Carlisla- powiedziala z nutą nadziei.
No dobra przeczytała i co? Ona jest początkująca ,a ten ktoś? Może jest już od dawna zaklętym?
Teraz jednego była pewna. Tym kimś nie był Richard. Ta osoba miała młode dłonie. Zapamiętała to ,kiedy dotknął jej policzek w dniu wyskoczenia z wozu. To kto to mógł być? Nie znała go. Ale pozna. Dojechała na miejsce. Szybko wysiadła. Nikogo w pobliżu nie było. Zobaczyła tylko stare drzewa, pomniki i starą kaplicę, która spłonęła wiele lat temu. Minęła pierwsze nagrobki. Żadnej żywej duszy. Czyżby ją oszukał? Gdyby taka akcja działa się w powieści fantastycznej byłaby wniebowzięta. Niestety to nie byla powieść, tylko rzeczywistość, nieciekawa rzeczywistość. Przyjrzała się wszystkiemu dookoła. Śnieg zakrył większość pomników i cały dach kaplicy, a raczej to co z niego zostało. Minęła wielką rzeźbę anioła i szła dalej. Postanowiła wejść do kaplicy. Spodziewała się tam zobaczyć chłopaka. Przecież jej szantażysta lubił efekty. Przekonała się po tym , jak wysłał jej paczkę. Chwiejnym krokiem weszla do środka. Dreszcz po niej przeszedł z zimna. Wzięła pierwszą lepszą kurtkę. Okazalo sie ,iz była to czarna kurtka ze skóry. Niezbyt ciepła jak na ten czas. Nie przejęła się tym. Przed sobą widziała Jack'a.
***
-Jesteś pewien, że to jej pomoże?-zapytał z nadzieją Benjamin.
-To nasza jedyna nadzieja. Jezeli nie zadziała musimy odnaleźć twórce klątwy-powiedział Carlisle.
-To będzie trudne.
-Nawet niemożliwe-wtrącił Edwart
Benjamin wraz z Carlislem, Edwardem, Rose i Emmetem jechali do jego domu, gdzie mieli pomoc Alexandrze. Byli przed domem. Egipcjanin zauważył braku samochodu. Coś mu nie pasowało.
-Zanim wyjeżdżaliśmy twoje auto tu stało, prawda?-zapytał Carlisle również podejrzliwy.
-Tak mi się wydaje-powiedział niepewny.
Wyszli z wozu. Za nimi dojechała Esme z Alice i Jasperem.
-Bella została na wszelki wypadek-powiedziała Esme.
Poszli w kierunku drzwi. Rose otworzyła je.
-Na przyszłość mógłbyś zakluczać drzwi. Tak na wszelki wypadek-wtrąciła.
-One były zamknięte-powiedział.
Spojrzał na Carlisla. Wszyscy od razu weszli do domu. W salonie słyszał dzwięk telewizora. Leciały wlasnie wiadomosci sportowe, lecz na kanapie nikogo nie było. On wraz z Edwardem i doktorem poszli do pokoju ,gdzie powinna być Nessie z Alex. Coś mu nie pasowało. Wszedli do środka. Kiedy zobaczył zamiast Alexandry , Renesmee leżącą na łóżku, przeraził się. Gdzie była ona? Blondyn podszedł do niej i zaczął ją budzić było trudno ale obudziła się z krzykiem:
-Alex nie możesz!
-Nessie spokojnie-powiedział Carlisle-co się stało? Gdzie jest Alexandra?
-Uśpiła mnie!  On ją zabije!
-Uspokój się. Co sie stało?
-Miała odpocząć, więc poszłam po rozmowie z nią na dół. Oglądałam telewizję i nagle usłyszałam jej cichy głos. Próbowała chyba to zatuszować ale była tak słaba ,że nie dała rady. On dzwonil do niej. Ten co spowodował wcześniejsze wypadki. Ma Jack'a. Uwolnil ją od klątwy i miała przyjechać na cmentarz ,gdzie jej matka została pochowana. Miała byc sama, bo inaczej skrzywdzi go. Nie chciałam jej puścić i musiała mnie uśpić mocą. Ona była załamana. Pojechała tam, a wcześniej powiedziała ,że i tak zbyt dużo osób które
kocha są w to wplątane. On ją zabiję!-była przerażona.
-Nie! Nie mogła tego zrobić-szok szarookiego byl ogromny.

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 28 Potwór

Po rozmowie z Carlisle'm od razu wyjechał. Nie chciał by Alexandra zostawała sama. Był już wieczór. W czasie rozmowy z wampirem dużo ustalili. Carlisle nadal szukał nauczyciela dla dziewczyny. Przez to, że ktoś wie o nich , nastolatka nie może u nich zostać. Jacob z Sethem mieli patrolować las i okolice. Alex ma mieszkać u niego. Kiedy powiedział wszystkim o Richardzie , oburzyli się. Emmet już chciał interweniować tak jak inni. Teraz jechał do domu. Był zaniepokojony faktem, że ojciec zielonookiej , odnalazł ją. Kiedy usłyszał ukryty jego imię nie wiedział co zrobić. Widział reakcje dziewczyny raczej słyszał. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Poczuł w więzi jej zaskoczenie, gniew, lęk. Kiedy chcieli wejść, nie wiedział co zrobić. Wykorzystał kłamstwo o małżeństwie i udał jej męża. Sam był w szoku, że go nie rozpoznali. A może tak było tylko nie dali po sobie znać?  Nie wiedział. Ciekawe czy wiedza o pustym grobowcu. Teraz najważniejsza jest Alexandra. Kiedy myślał o niej, to tak , jakby poczuł ciepło. Odnalazła go. Uwolniła. Nie odwróciła się od niego mimo, że chciał na początku ją zabić. Bała się na początku, to rozumie. Każdy by się bał. Światopogląd wtedy zmienia się gwałtownie, zbyt gwałtownie. Zaczynała się do niego przekonywać. Cały czas widziała w nim cechy ludzkie. Nie widziała samych wad. Zaprzyjaźnili się. Spędzali ze sobą dużo czasu. Kłócili się, śmiali się, rozmawiali. Opowiadał jej legendy przed snem, wspierał, opiekował się nią, przytulał kiedy tego potrzebowała. Zmieniła go. Nigdy nie sądził, ze będzie się tak zachowywał. Pokazała mu świat z perspektywy zwykłego człowieka. Nie jako ważna postać, jako zwykła dziewczyna. Lubił ja za to. Nauczyła go, ze bogactwo to nie wszystko. Że trzeba walczyć o swój cel, trenować by być lepszym. Zapracować na przyszłość. Dla niego świat był łatwiejszy ale poznał trudy losu. Alexandra sprawiła, ze zaczął widzieć świat jako człowiek, lecz nie chciał się w niego zamieniać. Lubił swoją moc i nieśmiertelność. Z siłą mógł wszystko. Ale na pewno swoją siłę wykorzysta do obrony przyjaciółki. Na pewno przyjaciółki? Ostatnio bardzo zacisnęły się ich więzi. Były dwie sytuację w których myślał, ze ją stracił. Były to okropne chwilę. Najpierw usłyszał jej krzyk w telefonie. Był pełen przerażenia. Następnie zobaczył ja nie ruchomą na drodze. Szybko wtedy do niej podszedł. Była taka sztywna, zimna, nieruchoma. Bał się, że ją stracił. Nie chciał tego. Zaczął coś do niej czuć. Stało się to od momentu kiedy przyjechała do niego po przeczytaniu listu. Pocieszał ja i przypadkowo się pocałowali. Następnie pocałował ją po tym jak się wybudziła po wypadku. Jej usta były takie miękkie jak jedwab. Ciepłe i pełne słodyczy. Chciałby je całować dniami. Nigdy nie spotkał takiej dziewczyny. W pałacu przespał się z wieloma kobietami. Całował je ale nie miały takich ust jak ona. Podjechał do budynku. Wysiadł i zaczął iść. Dokoła było ciemno ,a księżyc na niebie był w pełni. Wyglądał pięknie na tyle gwiazd i sypiącego śniegu. Wyciągnął klucze z myślą, co może robić szatynka. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Od razu zamknął wszystkie zamki. Zobaczył, że salon jest pogrążony w ciemności. Nigdzie nie było widać światła. Gdzie ona była? Szybko poszedł w kierunku jej pokoju. Zapukał do jej drzwi i wszedł. W pokoju świeciły się dwie lampki nocne po obu stronach łoża. Ale jej nie było. Zobaczył jakąś sylwetkę na balkonie. Podszedł do szyby. Stała tam i patrzyła w przestrzeń. W więzi czuł pustkę. Nie rozumiał co ona oznacza. Otworzył drzwi balkonowe i wszedł na balkon. Był bardzo duży. Nastolatka nie zauważyła jego przyjścia. Patrzyła cały czas na księżyc ,a lewą dłonią przesuwała palcem po śniegu na murku. Wyglądała na zamyślona i zmęczona. Chciał ją jakoś pocieszyć ale jak to zrobić, by nie pomyślała, że się lituje? Wiedział, że nie lubi kiedy ktoś się o nią boi, troszczy czy lituje. Zawsze pokazywała, iż jest silna. I tak jest. Zawsze się podnosi po upadku.

***
Księżyc był w pełni. Wyglądał pięknie. Dookoła były gwiazdy usypane jak drobinki śniegu na czarnym materiale. Śnieg sypał obficie. Obserwowała ciało niebieskie i palcem przesuwała po śniegu. Kiedy on wróci? Bała się, że mogło się coś wydarzyć. Nie chciała myśleć. Nie chciała istnieć. Sprawa zaczyna ją przerastać. Nagle coś się wydarzyło. Dwa płatki śniegu złączyły się i przesunęły po jej policzku. Kolejne dwa płatki połączyły się i przesunęły po tym samym policzku. Spojrzała na nie. Krążyły wokół własnej osi. Dotknęła je zaciekawiona dłonią. Ruszyły się jakby były w nie widzialnej trąbie powietrznej. Nadstawiła dłoń i zaczęły krążyć nad dłonią dziewczyny. Dołączyło kilka mniejszych. Wyglądało to ślicznie. Potem dołączyły kolejne i kolejne. Śnieg zaczął tworzyć jakiś kształt. Niewyraźny kształt poruszył się. Płatki skończyły wirować i kilka upadło. Na dłoni miała śnieżnego ptaka. Wyglądał jak wróbelek tylko, że ten był stworzony ze śniegu. Ruszał główka i wpatrywał się w dziewczynę. Uśmiechnęła się. Było to piękne. Taką małą, piękną rzecz można stworzyć za pomocą czarów. Wróbelek otarł swoją małą główkę o jej policzek i spojrzał się na nią. Uśmiechnęła się szerzej. Wiedziała, że Benjamin stoi za tym. Był przecież władca żywiołów. Śniegowa postać ruszają łepkiem i odfrunęła. Leciała w stronę księżyca ,po chwili już nie było widać wróbla. Zniknął za sypiącym  śniegiem i ciemnością. Obróciła się. Ujrzała go. Właśnie chował jedna dłoń do kieszeni kurtki. Wiedziała, że to on stworzył śnieżnego wróbelka. Uśmiechnął się do niej i podszedł.
-Idealny wieczór-powiedział stając koło niej. Oparł się o murek balkonu i wpatrywał się z nią w księżyc.
-Idealny wieczór na co? -zapytała.
-By coś ciekawego robić -spojrzał. Uśmiechnął się a ona zrobiła tak samo.
-Nie staraj się mnie pocieszać. Zaraz zobaczysz słynną Alexandre na kanapie z chipsami która ogląda smutne romansidło. Zalana łzami bo główna bohaterka umrze a jej chłopak będzie cierpiał ,a ona zapłakana będzie jadła chipsy.-Spojrzała na niego.
Uśmiechnął się i przytulił ja.
-Wiesz są inne sposoby. Słyszałaś jak w starożytności pocieszają?
Spojrzała nie widząc o co chodzi. Potem wybuchła śmiechem. Już sobie przypomniała.
-Nie dziękuję-powiedziała śmiejąc się.-Nie musisz się ze mną kochać, by mnie pocieszyć.
On również się śmiał.
-Wiedziałem ,że się nie zgodzisz-zażartował.
-Wybacz jestem jeszcze dziewicą i czekam na tego jedynego -powiedziała.-Może kiedy indziej -zażartowała.
-Daj znać a przybędę-uśmiechnął się i mocniej ją objął. Czuł jak jej ciało przechodzi dreszcz-zmarzłaś.
-Może troszeczkę.
-Chodź. Idziemy na dół. Zrobimy coś w kuchni i zaczniesz wprowadzać mnie w świat romansów. Możesz wypłakać mi się na ramieniu-zaśmiał się krótko.
-Nie lubię romansidel -powiedziała śmiejąc się.
-Wiem. Lubiłaś  fantastykę ale chyba teraz nie za bardzo za nią przepadasz, co ?
-A właśnie, że do póki nie chcesz się na mnie rzucić i zjeść to mogę oglądać-znowu się zaśmiała. Jego mina na słowo "zjeść" była bezcenna.
-Zjeść? Nie jem ludzi, tylko piję ich krew-spojrzał z udawana obrazą.
-Dla mnie to jedno i to samo. Nie obrażaj mi się. Obejrzymy coś fajnego .Może ,, Sekretne życie wampira?"
-Mogę zapytać dlaczego akurat wampiry?
-Bo od małego lubiłam te postacie. Nie pytaj się. Po prostu lubiłam sądzić, że one mimo swojej natury, nie zabijają z zimną krwią. Że walczą z tym.
-Tak jak Cullenowie?
-Tak, tak jak oni i teraz jeszcze ty doszedłeś.
-To co mi powiedziałaś w szpitalu było prawdą? Że nie ważne jest dla ciebie pochodzenie.
-No tak. Wiem, że to głupie i moje zachowanie tego nie potwierdziło ale sądziłam, że są w tobie cechy. Bałam się , że jak zacznę to mówić to...
-To cię skrzywdzę -dokończył za nią. -Wiem. Potem dałaś mi ultimatum. Wiedziałaś , że nic co nie zrobię?
-Niczego w tamtym czasie nie byłam pewna-oparła głowę o jego klatkę piersiową.
-A jednak to powiedziałaś wtedy. Nie wiedziałaś jak zareaguje, a jednak to zrobiłaś. Mimo, że nie byłaś pewna. Jesteś szalona.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
-Wiem. Ale nie mów mi, że ryzyko było warte. Powstał kochany potworek.
-Nie prawda-zaczął się z nią droczyć.
-A właśnie, że było.
-Nie.
-Tak i nie dyskutuj.
Nagle chwycił ją w pasie i przełożył przez ramię.
-Puszczaj co ty robisz?! I tak mam rację.
-Idę zrobić to co każdy wampir powinien. Zobaczymy czy jestem kochanym potworkiem.
Zaczęła się śmiać.
-Umrę z myślą, że miałam rację.
Wszedł z nią na ramieniu do pokoju i zamknął drzwi balkonowe. Cały czas śmiała się i wyrywała.
-I tak nie uda ci się uciec-powiedział znudzony. Śmiał się z jej reakcji.
-Puszczaj mnie-poczuła, pod stopami podłogę. Stanął przed nią. Zaczęła ściągać płaszcz.
-Ja zawsze mam rację i nie kłuć się ze mną.
-Moja biedna ofiara-odłożyła płaszcz na krzesło i ponownie założył ja sobie na ramię-puszczaj!!! Nie zrywaj się! Zabije cię jak mnie postawisz!!
-Ja jestem już martwy księżniczko -powiedział wychodząc z pokoju.
-To zabije cię po raz drugi, co ty na to?- zaczęła bić go po plecach -ała.
-Zrobisz sobie krzywdę, lepiej tego nie rób.
-Dajesz mi radę a to oznacza, ze nie jesteś zły.
-Moja biedna ofiara jest taka naiwna-byli w salonie. Niczego nie widziała było tak ciemno. Nagle wampir się zatrzymał. Był jak posąg.
-Możesz mnie puścić ? Zaczyna to boleć. Masz twarde ramię.
-Ktoś tu jest-powiedział poważnym głosem.
Szybko ją postawił na ziemię. Chciała do niego podejść, lecz go już nie było.
-Jak to? Benjamin? Gdzie jesteś? -zapytała.
Nie widziała go ani pokoju. Szukała na ślepo. Starała się go dostrzec.
-Benji gdzie jesteś? -zapytała. Podejrzewała, ze to podstęp przyjaciela. Ale zaczynała powoli wątpić. Nagle poczuła czyjeś ramiona wokół swojej talii. Zdenerwowana chciała spojrzeć ale nie zdążyła. Szybko jakimś sposobem znalazła się na kanapie. Zdezorientowana rozejrzała się i nagle w kominku pojawił się ogień. Zobaczyła przez to twarz Benjamina. Zaskoczona podniosła się. Ten tylko się śmiał i ponownie ją położył. Zakneblował jej ręce nad głową.
-Niech ci będzie-powiedziała hamując śmiech-jesteś okropnym, strasznym, przerażającym, krwiopijnym potworem.
-Mówiłem, że mam rację-uśmiechnął się-wygrałem.
-Nie, nie wygrałeś-chciała się podnieść ,lecz cały czas miała ręce nad głową.-Puszczaj mnie.
-Nie.
Przestała się wyrywać. Spojrzała zmarudzona.
-To co ze mną zrobisz?
-Zjem-wybuchła śmiechem.
Przybliżył usta do jej szyi ,a potem do ucha.
-Benjaminie, ty wredny potworze! Puszczaj mnie! Teraz bo obrazę się na ciebie. Ani mi się waż tknąć mojej krwi.
Szepnął do jej ucha.
-Potwory lubią małe niewinne dziewczynki.
Ponownie wybuchła śmiechem.
-Właśnie daję ci dowody , że nie jestem dobrym-uśmiechnął się cwanie  pocałował jej policzek, po czym puścił jej ręce. Ona wstała i usiadła. Założyła ręce na piersi i patrzyła w ogień.
Spojrzał pytająco. Ona powiedziała tylko jedno:
-Foch.
Uśmiechnął się . Usiadł koło niej. Ona odsunęła się od niego. Kiedy była na brzegu kanapy, przeszła na fotel. Kiedy usiadła zamiast miękkiego materiału poczuła twarde kolana Egipcjanina. Szybko chciała wstać, lecz zatrzymał ją obejmując.
Spojrzała na niego morderczo. On natomiast zrobił minę słodkiego psa.
-Nie wiem za co mam przepraszać ale przepraszam.
-Coraz lepiej ci idzie potworze. Umiesz przepraszać-uśmiechnęła się.
-Jesteś okropna-puścił ja. Zeszła z jego kolan i usiadła na kanapie.
-To co oglądamy?
-"Sekretne życie wampira" -powiedziała.
-Co tylko sobie życzysz księżniczko. Coś jeszcze?
-Chodź zrobimy coś do jedzenia-zaproponowała.
-Będę patrzył jak się obżerasz.
-Nalej sobie krwi do szklanki i nie marudź.
-Uwielbiam twoje kreatywne poczucie humoru.
Uśmiechnęła się cwanie i poszła w kierunku kuchni. Otworzyła jakieś drzwi, które okazały się drzwiami od spiżarni. Znalazła kukurydzę porażona. Postanowiła zrobić popcorn. Wyszła z pomieszczenia i położyła paczkę na blat. Benjamin opierał się o lodówkę i patrzył rozbawiony. Pokazała mu język.
-Teraz powiedz co masz w szafkach.
-Szukaj a znajdziesz.
Przymrużyła oczy. Nie chciała dać za wygraną  nie da wygrać temu zapatrzonemu w siebie wampirowi. Spojrzała na szafki, stanęła przed nimi.
-Alex znam tą minę.
Nie zareagowała. Skupiła swoją moc. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie. Na początku nic, niczego nie wyczuła. Skupiła się mocniej na rzeczach które potrzebuje. Nagle poczuła wibracje przechodzące z jej kamienia do ręki. W pewnej chwili z jej dłoni pojawiła się niebieska poświata. Była w kształcie kuli. Rozczepiła się i powstały dwie. Błękitne smugi poleciały w dwa różne kierunki.  Jedna w kierunku dolnej szafki, a druga do górnej. Przez chwilę stały w miejscu i zniknęły. Podeszła do szafek i pootwierała szafki . Wzięła przedmioty i uśmiechnęła się z wyższością.
-To było oszustwo-powiedział markotnie.
-Wcale nie-zaczęła przygotowywać posiłek.
-Zajrzę co z tym twoim filmem-powiedział i zniknął jej z oczu.
Włączyła podgrzewanie garnka. Uwielbiała świeżą prażoną kukurydzę. Spokojnie oparła się o blat i czekała. Otarła obolałe ramię. Ciało nadal odczuwało skutki wypadku. Zastanawiała się co z jej ukochanym wozem. Pewnie nadaje się tylko do kasacji. Szkoda. Był bardzo dobry i dziewczyna przywiązała się do czarnego audi. Kukurydza zaczęła odbijać się o ścianki naczynia robiąc przy tym charakterystyczny dźwięk strzelania. Podeszła do garnka ale nagle się oddaliła. Nie wiedziała co się dzieje. Świat nagle zawirował. Spojrzała. Nie przybliżyła się tylko oddaliła. Zdezorientowana zorientowała się, że koło niej stał Benjamin. Był jakby zmieszany, a w połączeniu czuła niepokój chłopaka.
-Możesz mi wyjaśnić co robisz? -spytała lekko oburzona.
-Mógłbym zapytać o to samo.
-To co przed twoim wyjściem z tego pomieszczenia. A w ogóle z czego mam się tłumaczyć? Ty mnie niespodziewanie przeniosłeś!
Spojrzał nie spokojnie w kierunku dźwięków.
-Sądziłem....-rozluźnił się.- Usłyszałem hałas przez co sądziłem, że coś ci się stało-powiedział lekko napiętym głosem.
-Sadziłeś, że coś mi się dzieję złego i przyszedłeś? -zapytała lekko zszokowana.
-No... tak.
-Mój kochany potworek się o mnie bał-powiedziała słodko, wiedziała, że go to pocieszy.-Wielki Pan i Władca zaniepokoił się o mnie. Czuję się zaszczycona-uśmiechnęła się do niego.
-O nie Alex, to za dużo na moje nerwy-podszedł do niej i wziął na ręce. Zszokowana nie wiedziała o co chodzi. Posadził ją na kanapę i ponownie zniknął. Położyła się na kanapie i czekała. Po minucie przyszedł, położył miskę i spojrzał na nią.
-Posuń się.
-Kilka tysięcy lat temu też byłeś taki troskliwy?
-Bo sam zaraz cię podniosę-powiedział omijając pytanie szatynki.
-A może jestem tym wyjątkiem?
Chwycił jej nadgarstki i podciągnął tak, że była oparta o jego klatkę piersiową.
-Jesteś zimny-powiedziała.
-Przeżyjesz. Skupisz się na filmie, zapomnisz.
-Ale najpierw chce usłyszeć odpowiedź-zażądała.
-Po filmie.
-Ja chce teraz.
-Alex..
-Benji -powiedziała. Wiedziała o tym, że nie lubi tego zdrobnienia.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Benji odpowiedź na pytanie-poprosiła słodko powstrzymując śmiech.
-Niech ci będzie. Jesteś pierwsza, możemy oglądać?
-Teraz tak-uśmiechnęła się in zaczęli oglądać film.
***
-To nie dla dzieci-zakrył jej oczy ręką.

-Ej, ja chce oglądać! Jeszcze tego nie robiłam, więc mogę oglądać -zażartowała.
Oglądali film. Właśnie była scena łóżkowa, gdzie główna bohaterka kochała się z jej ukochanym, który był wampirem.
-Nie. Jesteś za młoda.
-Mam dziewiętnaście lat. Nie jestem dzieckiem!!-udało jej się odsłonić oczy.
-A ja mam dwa tysiące dziewięćset dziewięćdziesiąt. Chcesz dalej dyskutować?
-Jesteś okropny-uderzyła go łokciem w żebra.
-Ja tylko stwierdzam fakty.
-Przestań, oglądam.
-Wolisz oglądać jak człowiek uprawia seks z wampirem na telewizorze niż robić to w realnym świecie?! Ranisz moje uczucia.
Spojrzała na niego.
-Nie wierzę ,że to powiedziałeś.
-A jednak.
-Nie prawda. Teraz ona musi przekonać dziewczyny do ucieczki, widzisz? Tu nie chodzi o starożytne pocieszanie-zaśmiała się.
-Ten film jest do bo bani. Te wampiry są do niczego-powiedział oburzony Benjamin.
-Wcale nie!- Podniosła się- są super!
-Kto piję krew z kieliszka? Albo ukrywa przed swoją dziewczyną , że jest potworem?
-On nie jest potworem. Ale fakt źle zrobił.
-Ja od razu pokazałem kim jestem.
-Pamiętam to doskonale. Najpierw chciałeś mnie zabić-spojrzał na nią zirytowany, zaczęła dalej wyliczać- potem ocaliłeś od psychola, upadku z balonu, w sprawie trucizny i od Josh'a.
-Gdybyś widziała swoją minę kiedy mnie zobaczyłaś-zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. Nie skrzywdził byś mnie, bo sama bym dostała zawału.
-Byłaś dzielna. Nie zemdlałaś i uciekłaś, co mnie wkurzyło.
-Zawsze ci uciekam-pokazała mu język.
-Ale to się zmieni. Będę musiał cię mieć na oku , młoda.
-Staruch-warknęła.
Film dobiegł końca. Benjamin wstał i wyłączył telewizor. Wykorzystała to i rozciągnęła się na całej długości kanapy. Pozostała w takiej lezącej pozycji.
-Nie za wygodnie ci Alex?
-Jest idealnie. Która jest godzina?
-Dochodzi ósma wieczorem.
-Dlaczego jestem taka zmęczona skoro jest tak wcześnie- położyła swoją dłoń na czoło.
-Miałaś ciężki dzień. Może wcześniej się dziś położysz?
-Chyba tak-ziewnęła.
-Ziewasz jak kotek. Zanieść cię?
-Wiesz co? Jak będziesz mnie tak wszędzie zanosił , zapomnę jak się chodzi.
-Wiesz ja z tego skorzystam.
-A ja nie.
-Doznasz zaszczytu dotknięcia faraona. Czy to nie korzyść?
-Ale sobie wlewasz skromnisiu.
-Niczego nie wlewam. Starsi mają rację, czyż nie?
-Nie zawsze. Przykładem jesteś ty.
-Alex , Alex.
-Idę spać. Koniec dyskusji. Pamiętaj Alexa ma zawsze rację.
-Postaram się szybko zapomnieć. Dobranoc. Idę na polowanie. Jeszcze wpadnę do ciebie.

***

Po trzydziestu minutach w lesie wrócił do swojego egipskiego domu. Nie chciał zbyt długo zostawiać dziewczyny samej. Wiedział ,że jest u niego absolutnie bezpieczna , lecz cały czas czuł niepokój. Zobaczył dziś jednego z winnych jego zamknięcia. Richard współpracował z Amunem i innymi, którzy go otruli i zamknęli. Miał ochotę wtedy się na niego rzucić ale miał ważniejszą sprawę na głowie. Musiał udawać męża Alexandry i uspokoić ją, Przytulił ją , wiedział ,że to ją uspokaja, a przy okazji wyglądało na czułość małżeńską. Widział jak Richardowi grunt z pod nóg osunął się ,gdy usłyszał ,że Alexa jest ''po ślubie''. Wypytywał się jakby się interesował. Przecież chciał ją zabić! Jako małe dziecko, bezbronne dziecko. Ten potwór nie jest jej ojcem. Tak jak ona nie jest jego córką. Zgasił światło w salonie. Po chwili pojawił się w korytarzu , gdzie były drzwi. Wszystkie były hebanowe, prócz jednych. Były wykonane z klonu kanadyjskiego. Zapukał co było nowym nawykiem. Zazwyczaj wszedłby bez pukania, lecz ona oczywiście to zmieniła. Niczego nie usłyszał. Wszedł bez zastanowienia. Może coś się stało?

Zobaczył mały czarny punkcik po drugiej stronie łóżka. Podszedł do niej. Leżała skulona na brzegu materaca. Uśmiechnął się. Uwielbiał kiedy spała. Jej twarz była spokojna. Nie bała się. Nie miała czego w krainie Morfeusza. Tam miała spokój. Nie to co na tym okropnym , bolesnym świecie. Tutaj wyłącznie cierpiała. Chodź potrafiła cieszyć się z najmniejszych rzeczy, cierpiała. Potrafiła zajmować się wszystkim czy wszystkimi tylko nie sobą. Wziął kołdrę i przykrył delikatnie nastolatkę. Poruszyła się w śnie. Wziął cicho jeden kosmyk włosów z jej twarzy i założył go za ucho. Musiała być wymęczona przez cały stres z dzisiejszego dnia. Przynajmniej spędzili trochę czasu w miłej atmosferze. Przecież niewiadomo co maż być następnego dnia. Nie wiadomo co przyniesie przyszłość , a ta przyszłość nie pokazywała się w wielu barwach.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 27 Richard

-Już lepiej się czujesz?-zapytała Alice.
-Żyje-powiedziała Alex.Uśmiechnęła się lekko by uspokoić przyjaciółkę.
Siedziała w salonie z wszystkimi.Opowiedziała wszystkim dokładnie co wydarzyło się kilka dni temu.Większość była zaskoczona tymi informacjami.
-Może tchórz wynajął kogoś?-zaproponował Emmet.
-Jest to możliwe ale on jest pół wampirem.Można pomylić się co do wieku.
-Ale ta dłoń była ciepła.Miała temperaturę ludzką-powiedziała Alex.
-Może któryś z zaklętych?
-Najprawdopodobniej tak.Ale skoro Richard potrzebuje  Alexandry do rady, po co chciałby ja zabić?-zapytał Carlisle.
-To jest bez sensu-powiedziała Rose.
-A co jeżeli to nie mój ojciec?-zapytała nagle zielonooka.
-Co masz na myśli?-zapytał Edward.
-Co jeżeli mój ojciec nie chce mnie zabić tylko kto inny?-za proponowała.
-No niby tak, ale kto i po co zrobiłby rzeczy w takim stylu? Najpierw zastrasza tym ochyctwem,a potem odcina co hamulce i niszczy kierownice?
-W ogóle to jest bez sensu-zaczął Benjamin-ojca nic nie zrobiła.Richard chce jej praktycznie żywej.Najprawdopodobniej sądzi, że nie żyje od kilku lat.A nawet gdyby wiedział, że jest tu przyszedł by po nią.A te rzeczy.Zastraszanie i hamulce.Ktoś chce jej zrobić krzywdę,a ona niczego nie zawiniła.
-Może dowiemy się czegoś z dzienników.Z reszty której nie przeczytaliście?-powiedział Jasper.
-Możemy je sprawdzić.Musiałabym z Benjaminem po nie pojechać.Zacząć szukać czegoś jeszcze.
-Nie wiem czy to dobry pomysł byś tam wracała.-powiedziała Esme.
-Może została byś tutaj na jakiś czas? Będziesz tu bezpieczniejsza.
-Chciałabym zostać kilka dni u siebie-zaczęła nastolatka.-Chciałabym poszukać jakiś wskazówek czy coś.
-No dobrze-powiedział Carlisle-ale kiedy stan ci się pogorszy daj znać, dobrze? Jesteś strasznie poobijana.
-Dobrze, zadzwonię.
*** 

Dziewczyna spojrzała w swoje odbicie w lustrze.Wyglądała okropnie.W prawym kąciku ust miała małe nacięcie, jej prawa skroń była sina i zaszyta, a na lewym chudym policzku miała fioletowego siniaka.Ubrała ubrania od Nessie i Rosalie. Jeansy od Nessie i biały za duży dla niej sweter od Rose.Jej ubrania były całe od krwi i zniszczone.Ubrała biały płaszcz od blondynki.Był podobny do jej starego, czarnego.Zeszła na dół.Pożegnała się z przyjaciółmi i wyszła z Benjaminem.Za domem był samochód Alexandry.Totalnie zniszczony.Jacob obejrzał go wcześniej.Ktoś w nim wcześniej majstrował.Przed domem stał srebrny samochód.Było to smukłe BMW.Spojrzała na przyjaciela.Otworzył jej drzwi.
-Po twoim wypadku, prosiłem Edwarda by załatwił mi auto.Teraz będziemy musieli nim jeździć.
Pokiwała twierdząco głową.
Podziękowała mu i weszła do środka.Po chwili ruszyli.W oknie widziała Nessie.Pokiwała jej na pożegnanie.
Szybko dojechali na miejsce.Była strasznie śpiąca.Nie spała zbyt dobrze, ciało bolało ją przy najmniejszym ruchu.Spojrzała na zegarek w telefonie.Była za dziesięć jedenasta rano.Zaparkował na miejscu gdzie wcześniej stało jej auto.Nie bała się, była wściekła na osobę która to jej zrobiła.Benjamin otworzył jej drzwi i pomógł wyjść.Nie była zbyt rozmowna.Przy mówieniu bolała ja rana na wardze.Oboje weszli.Zakluczył drzwi.
-Idę się wykąpać i przebrać-powiedziała mu.-Postaram się szybko wrócić.
-Nie śpiesz się.Gorąca kąpiel dobrze ci zdobi.Nie będziesz czuła tak mocno bólu.Ja przejrzę dzienniki.
-Dobrze, dziękuję-i poszła na górę.Od razu weszła do łazienki.Nalała lawendowego płynu do kąpieli i włączyła wodę.Wróciła do swojego pokoju.Po czarne jeansy i szarą bluzę wkładana przez głowę, bez zamka.Wróciła do łazienki.Woda cały czas płynęła do wanny.Zaczęła ściągać ubrania.Najpierw sweter, potem jeansy.Bolało ją ciało przy każdym ruchu.Ściągnęła bieliznę i weszła do pełnej wanny.Włączyła wodę i oparła głowę o brzeg wanny.Gorąca woda uśmierzała ból.Było tak przyjemnie.Przymknęła oczy.Było jej tak przyjemnie, że zasnęła.
***

Obudził ją głos Egipcjanina.Otworzyła oczy.Nadal była w wannie.Woda nie była taka ciepła,a piana zaczęła znikać.
-Wybacz, że cię budzę ale nie chce byś się utopiła.
-Matko, jak długo tu jestem?!-zapytała spanikowana.Chciała wstać ale przypomniało jej się, że jest nagą w wannie.
-Z godzinkę.Spokojnie.Weź się ubierz i połóż spać.
-Przepraszam nie chciałam zasnąć ...
-Nie przesadzaj-uspokoił ją.-Jesteś po wypadku.Musisz odpocząć.
Wstał i wyszedł z pomieszczenia.Szybko wstała ,wytarła się i ubrała.Z szedła na dół i od razu weszła do kuchni.Nalała wody do czajnika i wstała go.Włożyła herbatę do kubka i oparła się o blat.Ciało mniej już bolało.Nalała wody do kubka i weszła do salonu.Usiadła na kanapie i wzięła do ręki dziennik.Zaczęła go przeglądać.Były w nim zapiski z jej narodzin i zdjęcie jak była w jej brzuchu.Uśmiechnęła się.
-Chcesz zobaczyć mnie jak miałam kilka dni?
Spojrzał na nią i usiadł koło niej.
Pod zdjęciem był wpis jej mamy.Zaczęli oboje czytać.
Dziś byłam u naszego lekarza Kaspiana.Powiedział, że jestem w ciąży.To córeczka.Już wymyśliłam dla niej imię Alexandra , Anna.Tak strasznie się cieszę.Czuć w sobie mała istotę to wspaniałe uczucie.To malutkie, drobne maleństwo.Będę je chronić i uczyć.Będę mogła zabierać na jazdę konna, czytać książki , układać do snu , będę mogła kupić jej małe lalki, uczyła mocy.Będzie śliczna , dzielna i mądra.Moje dziecko.Jestem ciekawa jak zareaguje jej ojciec.
Egipcjanin przyglądał się zdjęciu.
-Gdzie ty niby tu jesteś?-zapytał zdezorientowany.
-Tutaj-wskazała mały punkcik.-To byłam ja.Miałam z miesiąc.
-Wyrosłaś-zażartował.
Szatynka zaśmiała się.Chwyciła się za żebra.
-Jesteś cała?
-Nic mi nie jest-uśmiechała się.Rozbawił ją-fakt wyrosłam.Nie jestem do siebie podobna.
-Ślicznie wyszłaś jak na kropkę.Ale teraz wyglądasz o wiele lepiej.
Znowu ją rozbawił.Przyłożyła kartkę.Był to drugi wpis.

Poszłam z nowiną do mojego męża.Byłam taka szczęśliwa.Miałam wiele planów dla naszej córeczki.Powiedziałam Richardowi o mojej ciąży.Zamiast dzielić ze mną radość, wpadł w furię.Krzyczał, że mam zabić dziecko.Nazwał je potworem trującym życie.Mówił, że jestem z nim dzięki temu, że jest zastępca radnych pół wampirów.Dzięki wysokiej pozycji pół wampir mógł być z zaklęta czy wampirzyca.Mógł złamać zasadę ze względu na wysoki stan.Kiedy krzyknęłam , że nie usunę ciąży, uderzył mnie.Uderzył w brzuch,w moje dziecko.Uciekłam do Kaspiana, jednego z lekarzy.On jedyny wiedział o dziecku.Widział, że mała będzie pierwszą z nowej rasy.Powiedział, że muszę uważać bo dziecko jest delikatne.Postanowiłam uciec od człowieka który był nazywany przeze mnie mężem.Osoba którą kochałam zamieniła się w potwora z rządzą władzy.Chciał zabić dziecko.Moją małą Alexandre.Poświęcę wszystko dla mojej córki.Nawet życie.Moja siostra chce mi pomóc.Ne chce by miała problemy przeze mnie ale się uparła.Wyruszamy jutro z samego rana.Richard w środku nocy ma posiedzenie.Uciekniemy i wychowam moją córkę.

To było podle.Jak można nazwać własne dziecko potworem trującym życie?! Jaki ojciec nazywa tak własne dziecko?Poczuła jak jednym ramieniem Egipcjanin ja obejmuję.Nie chciała pocieszenia.Nie potrzebowała go.Była zła.
-On nie jest moim ojcem.Prawdziwy rodzic nigdy by nie nazwał tak swojego dziecka.
-To prawda.On nie zachowuje się jak człowiek.Widać to szczególnie teraz.
Zamknęła dziennik.
-Sądzisz, że za tym wszystkim stoi on?
-Nie wiem Alex, naprawdę nie wiem.Ale nie pozwolę by cię skrzywdzili.
-Dziękuję-powiedziała chwytając jego dłoń.
-Masz podwyższona temperaturę.Powinnaś się położyć.
-Muszę?
-Sama dobrze wiesz, że tak.Musisz dużo odpocząć po tym wypadku.Masz uszkodzona głowę i poobijane ciało.Tylko cierpisz.
-Nie jest tak źle-obroniła się.
-Alex pamiętaj, że jesteśmy połączeni więzią.Czuję twój ból.
-Nie odpuścisz-powiedziała wzdychając.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.Spojrzeli na siebie.
-Ktoś miał przyjść?-zapytała.
-Nie-powiedział.
-Może to Jack.Sprawdzę-wstała i podeszła do drzwi.
-Będę obok-powiedział.
Podeszła do drzwi.Otworzyła je i zobaczyła dwójkę mężczyzn.
Byli wyżsi od niej o głowę.Jeden miał blond włosy i ciemną karnację.Wyglądał bardzo młodo ale zaniepokoił ją drugi mężczyzna.Miał proste, krótkie brązowe włosy w identycznym odcieniu co ona.Miał porcelanową skórę niebieskie oczy.Kiedy spojrzał na dziewczynę jego oczy się powiększyły.Spojrzała na jednego potem na drugiego.
-Dzień dobry-powiedziała-w czym mogę pomóc?
-Dzień dobry-odezwał się blondyn-nazywam się Oliver Cono, a to Richard Aston.Czy zastaliśmy Gabriele Walker?
Jeżeli ktoś zapyta o twoją matkę kłam, że niebawem wróci.Następnie schron się u kogoś-przypomniała sobie słowa z listu.
Kiedy usłyszała , że mężczyzna nazywa się Richard myślała , że zemdleje.Jej ojciec.Stoi przed nią i wpatruje się.Czy on wie kim ona jest?
-Przykro mi-zaczęła wymyślać kłamstwo.-Niestety nie ma jej w domu.Przekazać coś?
Oczy szatyna z zwiększyły się.Zauważyła, że zacisnął dłonie w pięści.
-Nie dziękujemy.Pani to pewnie jej córka?-spojrzał na nią ojciec.
Co miała wymyślić? Skłamać, że jest adoptowana? Nie może, jest zbyt podobna do mamy.
-A dlaczego pan pyta?-powiedziała patrząc mu w oczy.
-A to tylko ciekawość-zaczął uciszać sprawę blondyn-wie pani.Dawno nie widzieliśmy Gabrieli.Gdzie możemy ją zastać?
Co miała wymyślić?! Głowa ją strasznie bolała.Chwyciła się powoli za skroń.
-Wszystko w porządku?-zapytał Richard.Wyglądał na przejętego.
-Tak.Przepraszam nie jestem jak widać w zbyt dobrej formie ostatnio.
-Rozumem.Jakiś wypadek?
-Tak.Wypadek.Dobrze pan trafił.
-Gabriela również jest po wypadku?-zapytał Oliver
Nerwy zaczęły puszczać.Najchętniej powiedziałaby wszystko im w twarz za kogo ich uważa.
-Dlaczego jej szukacie? Wyjechała wczoraj i ma wrócić za dwa dni. Pojechała do lekarza.
-Jest chora? Można jej jakoś pomoc?-zapytał niebieskooki.
-Źle się czuję.Jest przemęczona ale w bardzo dobrej formie.A panowie są kim dla niej?
Mężczyźni jakby coś kalkulowali.Spojrzeli na siebie potem na nią.
-Możemy wejść? Porozmawialibyśmy na spokojnie.
Co wymyślić? Nie może ich wpuścić. Ma za długie rękawki bluzy.Nie widać dłoni.
-Przykro mi ale mój mąż i ja zaraz jedziemy w odwiedziny, więc rozumieją panowie, śpieszę się.
Ich oczy skierowały się ku jej dłonią.Rękawki bluzy zakrywały jej palce.
-Może jednak znajdzie pani chwilę?
Nie wiedziała co zrobić.Zaczynali chyba ją demaskować.Nie miała pomysłów.Nagle poczuła dłonie wokół swojej tali.Ktoś obejmował ja od tyłu.Spojrzała przestraszona.Był to Benjamin.
-Jakiś problem skarbie?-zapytał.
Zaczął grać jej męża.Dobry pomysł ale czy oni nie rozpoznają wampira?! Ona również zaczęła odgrywać rolę.
-Nie kochanie.To są znajomi mojej mamy-spojrzała na mężczyzn.-Szukają jej.
-Rozumiem-również na nich spojrzał-Gabrieli nie ma.Wróci za dwa dni.Ma jakieś kłopoty?
-Nie ależ skąd-zaprzeczył Richard wpatrując się w parę.
-To po co panowie przyszli?-zapytał.
-Kiedyś współpracowaliśmy z Gabriela i chcieliśmy ją odwiedzić.Słyszeliśmy, ze tu mieszka, więc przybyliśmy z wizytą.
-Rozumiem.Jak już mówiliśmy Gabrieli tu nie ma.Przepraszamy ale musimy już iść.Ja wraz z moją małżonka wyjeżdżamy.
-Można wiedzieć dokąd?-zapytał blondyn.
-Do rodziny.Odwiedzić mojego młodszego bratanka, który tak uwielbia moja kochaną-pocałował ją w policzek,a ona uśmiechnęła się, chowając cały nie pokój, by się nie zdradzić.
-Wybaczą panowie-kontynuował-śpieszy nam się.
-Naturalnie.To my przyjedziemy za dwa dni.Dziękujemy za pomoc.
-Długo jesteś już mężatką?-zapytał szatyn Alexandre.
-Słucham?!-udała że nie dosłyszała..Gdyby była mężatką była by zła o takie pytanie. Ma tupet pytać się jak długo jest'' mężatką ''?!?! Po tym jak jej nie chciał?
-Dziękujemy za pomoc.Miłego dnia-powiedział Oliver i zabrał towarzysza.Weszli od razu do wozu i odjechali.
Szybko zamknęła drzwi.Była spanikowana.Oddech przyspieszył tak jak rytm serca.Była zła i przerażona zarazem.Przed nią stał jej ojciec.Wyglądał tak jak opisywała go mama w notatniku.Spojrzała na Benjamina.On również był zaskoczony obrotem sprawy.Szybko chwycił za jej ramiona i powiedział:
-Idź się spakuj.Zaraz ci pomogę i jedziemy do Cullenów.
Nagle ją olśniło.
-Nie możemy do nich jechać!-powiedziała hamując złość i strach.
-Dlaczego?!
-Zdjęcie, pamiętasz?!W tej paczce było zdjęcie jak zasnęłam koło Rosalie.Mogą wiedzieć, że tam się ukryje.
-Zaczekaj-wyciągnął telefon.
***
Jechał samochodem z Oliverem.Milczał w czasie drogi.Myślał o tym co się wydarzyło.Zobaczył własną córkę.Wyglądała tak pięknie i niewinnie, mimo tych ran i siniaka na policzku.Co jej się stało? Miała siniaka na policzku, ranę na ustach i zszyta skroń.Wyglądała na przestraszona przez co pojawiły się wyrzuty sumienia.Kiedy ostatni raz ją widział miała pięć lat.Minęło czternaście.Wtedy.Rok temu otruł Gabriele.Powinna już nie żyć,a jednak żyję.Znalazła lek.Sprytną kobietę poślubił.Ale ona, ta młoda dziewczyna w drzwiach.Wyszła za mąż.Wyglądała z nim tak pięknie.Tworzyli wspaniałe małżeństwo.Każdy ojciec chciał być na ślubie córki, poprowadzić ja do ołtarza.Kiedy patrzyła na niego swymi oczami, miał wrażenie, iż patrzy na niego Gabriela.Odziedziczyła oczy po niej, tak jak włosy.Też ma gęste , lśniące i falujące włosy.Jedynie kolor odziedziczyła po nim.Porcelanową skórę tak samo ma po nim.Ale ta
niewinność.Wyglądała na lekko wystraszona.Kiedy znajdował się pod jej spojrzeniem miał wrażenie, że ona wie.Wyrzuty sumienia dręczyły go.Nawet nie wiedział, nie podejrzewał jak Alexandra go oszukała.
-Minęło dziewiętnaście lat-zaczął blondyn.
-Prorokini powiedziała, że moc zaniknie po dziewiętnastych urodzinach.
-Za późno? Kiedy są jej urodziny?
-Nie mam pojęcia.Wiem tylko że w grudniu.A dziś jest piętnasty dzień miesiąca.
-A co jak narodziła się później?Z tego co widziałem twoja śliczna córeczka,o ile to była ona , nie wyglądała by wiedziała.Gdyby coś podejrzewała patrzyła by się na ciebie.Była by w szoku, że ojciec zawitał u jej drzwi lub też wściekła.
-Gabriela niczego jej by nie powiedziała.Podejrzewam, że ona niczego nie wie o tym świecie.
-To co z radą? Przecież będziemy mieli kłopoty jeżeli jej moc zanikła.
-Ale nie wszystko stracone-powiedział Richard-może nie miała jeszcze urodzin.
-Co z ciebie za ojciec-zażartował towarzysz.-Nie znasz daty urodzin własnej córki!
-Zamknij się ! Prowadź.
-Co zamierzasz?
-Jeżeli jest już za późno nie widzę innego wyjścia jak zaklęci bracia.Oni już zajmą się nią.
-Oszalałeś?! Wszyscy się boją zaklętych braci.Przecież zabiją tą małą jak tylko odzyskają z niej moc.Nie zrobisz tego.Widziałem twoją reakcje.Uczucia wróciły? Wyrzuty sumienia?
Mężczyzna milczał.Blondyn westchnął.
-Przejąłeś się jej stanem.Widziałem jak miękniesz pod jej spojrzeniem.To twoja córka.Może i jest zaklęta singularis ale to nadal twoje dziecko.Kiedy miesiąc temu dowiedziałeś się, że żyje od razu chciałeś ją odnalesc.Nie chcesz jej skrzywdzić.Widziałeś jaką jest szczęśliwa z mężem.
-Ty zawsze byłeś za tym, by singularis żyli.Ona jest jedną z niewielu którzy przeżyli.Nie dosyć, że któreś z nich wypuściło tego potwora z Egiptu.Benjamin jest na wolności i może pragnąc zemsty.Jej moc może nam pomoc go zabić.Zabić inne potężne wampiry.Nasza rada będzie najpotężniejsza.Nigdy nikomu nie mów o tym, że popierasz singularis.Nikomu o tym nie powiem ale milcz, inaczej będziesz miał kłopoty.Nic mnie nie obchodzi ona ani jej mąż.Jak dorwę Gabrielę to odbierzemy część jej mocy.
Towarzysz się już nie odzywał.Znał dobrze Richarda.Wiedział, że kłamie co do córki.Widział jego reakcje.Wyrzuty sumienia, troskę w jego głosie kiedy ją zobaczył.Wiedział, że jego miłość do córki powstała ale nie przyznaję się do tego, nawet przed sobą.
***
-Dobrze Carlisle skontaktujemy się później.
Zakończył rozmowę i poszedł do niej.Wrzucała swoje rzeczy do torby.Wrzucała nie wiele, bo kiedy wrócą tamci mogą domyśleć się od razu, że uciekła.Zobaczyła go.
-To gdzie idziemy?-zapytała.
-Będziesz mieszkać teraz u mnie.Nie wiedzą nic o mnie.Będziesz tam bezpieczna,a bogowie ochronią teren.Już wszystko?
Pokiwała głową.Wziął jej torbę i zeszli na dół.Zaczęła ubierać płaszcz.Nie mogła zapiąć guzików, była tak zdenerwowana.Chwycił jej dłonie.
-Spokojnie.Będziesz bezpieczna.Oni niczego nie podejrzewają.
-Jak mnie znaleźli?-spojrzała na niego.Pomógł zapiąć guziki.-Przecież z nikim nie rozmawiałam prócz z wami.
-Nie wiem.Nie mam pojęcia ale spokojnie.Będziesz u mnie, tam cię nie znajdą.Teraz zaczekaj chwilę.Sprawdzę czy ktoś obserwuje dom.Będę za chwilę.Zaczekaj.
Wyszedł.Siedziała na kanapie.Z nerwów zaczęła bawić się palcami.Minuta, dwie, trzy, pięć.Jego nie było.Wstała i zaczęła chodzić po parterze.Gdzie on jest? Miała mętlik w głowie.Widziała swojego ojca.Człowieka który kazał jej matce zabić ją.Człowieka który nazwał swoje dziecko potworem trującym życie.Wydawał się oszołomiony.Specjalnie patrzyła na Olivera by nie pokazać, że coś wie.Udała grzeczna, porządną i cichą kobietę.Chyba udało się, lecz niczego nie była pewna.Usłyszała ruch i dźwięk otwierających się drzwi.Szybko tam przyszła.Benjamin wrócił.
-Nikogo nie ma.Możemy jechać-powiedział biorąc jej torbę.Oboje wyszli.Dla ogółu zakluczyła dom i wsiedli do samochodu.Jej myśli cały czas wracały do ujrzenia Richarda.Stał i coś podejrzewał.Wiedział, że jest jego córką.Dlatego spytał o długość "związku małżeńskiego".Dlatego tak na nią patrzył.Wypytywał się o jej mamę i pytał czy jest zdrowa.Zginął ją dobić? Dziękowała w duchu za listy od cioci.Jedyne co najbardziej ją niepokoiło to pojawienie się Benjamina.Nie rozpoznali go.A co gdyby było inaczej? Mężczyzna skręcił w prawo.Jechali w kierunku jego domu, które było oddalone od miasta o nie cały kilometr.
-Co cię napadło by udawać mojego męża?!-zapytała nagle.
-Co miałem zrobić? Inaczej by nie wyjechali.Mogli cię porwać lub spróbować to zrobić.
-A co gdyby któryś cię  rozpoznał ?! Nie tylko mnie szukają.Zapomniałeś? Przecież kiedyś dowiedzą się, że
grobowiec jest pusty.
-Podejrzewam, że już o tym wiedzą ale pewności nie mam.Jestem już ponad trzy miesiące na wolności.Widocznie się tym nie przejęli.
-W co wątpisz-dodała.
-Zapomnij o tym.
-Nie, nie zapomnę.A gdyby rozpoznali, że nie jesteś człowiekiem?
-Ale nie rozpoznali.Richard pojawił się przed twoimi drzwiami.A nie rada.Nie przejmuj się mną.Skupmy się by cię nie znalazł lub co gorsza, by cie nie skrzywdził.
-To nie był jego głos-powiedziała nagle.
-O czym ty mówisz?
-Ten głos, wtedy po wypadku.Nie należał do Richarda.Jego głos, a sprawcy się różnią.
-To w takim razie kogoś wynajął.
-To po co by przychodził tutaj?
-Po Gabrielę.
-Dlatego był zaskoczony na mój widok.Dlatego tak natarczywie na mnie patrzył.To jest bez sesu.Chce mnie zabić,a jednak potrzebuje do rady.
-Wiem.Cały czas nad tym myślę.Możliwe, że ktoś jeszcze jest w to zamieszany.
-Ale kto? To musi być on.
-Też stawiam na Richarda.Musimy porozmawiać z Carlislem i Esme.Doczytać do końca dzienniki.Może dowiemy się czegoś.Rozumiem, że najchętniej wykrzyczałabyś mu wszystko w twarz.Ale panuj nad złością, bo ją wyczuwam przez co sam ledwo panuje nad sobą.
-Przepraszam.Myślałam, że zaraz ucieknę,a zarazem miałam ochotę się na niego rzucić i przywalić mu.
-Zabicie go jest bardzo ciekawym pomysłem ale rada szybko by cię wytropiła.A nie chcesz mieć większych kłopotów.
Dojechali właśnie na miejsce.Przyjechali przez bramę, która się otworzyła ,a po ich przejechaniu, zamknęła się.Śnieg tylko dodał uroku temu miejscu.Zatrzymał się koło drzew.Wysiedli , zabrał jej torbę i poszli w kierunku domu.Śnieg zaczął sypać mocniej.We włosach miała pełno białych drobinek.Zakryła je kapturem.Nie rozmawiali.Weszli od razu do domu.Ściągnęła kaptur i zaczynała rozpinać guziki płaszcza.Spojrzała na pomieszczenie.Zapomniała jak było tu pięknie.Tu naprawdę dobrze się czuła.
-Muszę pojechać do Carlisla.Chcesz jechać ze mną czy zostać?
-Może lepiej będzie jak zostanę.
-Uspokój się.Oni nie wiedzą gdzie jesteś.Jesteś tu bezpieczna.
-Wiem.Uspokoję się ale potrzebuje czasu.Jedź.Gdyby ktoś się o mnie pytał powiedz , że wszystko w porządku.
-Mam kłamać?-zapytał.
-Nie chce by przejmowali się moim stanem.Nie chce by ucierpieli przez to, że mi pomagają.
-Wiesz dobrze, że nie uwierzą.No ale dobrze, powiem.
-Dziękuję-powiedziała.
-Tu masz klucze-podał jej dwa srebrne kluczyki na kółku.-Zamknij drzwi.Reszta domu jest zamknięta.
-Dobrze.Będę w pokoju.Zadzwoń jak czegoś się dowiesz.
Skinął głową i wyszedł z domu.Wzięła swoją torbę i poszła na piętro.Zobaczyła korytarz i dwa rzędy drzwi.Po środku były te jaśniejsze.Były od jej pokoju, który dostała od Benjamina.Weszła do niego.Był taki piękny.Położyła torbę koło łóżka.Usiadła na nim.Poczuła miękkość pod spodem.Położyła się.Przed sobą miała obraz ojca,a raczej człowieka, który powinien się tak nazywać i zachowywać.Musiał być on.Wiedziała, że Walker to nazwisko mamy.Aston to nazwisko Richarda.Miałaby mieć jego nazwisko?W życiu.Podobno był kiedyś dobrym człowiekiem.Podobno.Wyczytała to z dzienników mamy.Potem po wieści
o ciąży stał się potworem.Wcześniej był kochającym i troskliwym mężem.Przez nią mama zginęła.Przez nią uciekała tyle lat.Jej ciocia nie wiadomo gdzie jest.Chciałaby ją odnaleźć.Porozmawiać, wyżalić się, zapytać jak to wszystko wyglądało na prawdę.Zniosła by wszystko, byle by poznać prawdę.Od momentu przemiany nie eksperymentuje z mocą.Ona tylko przypomina jej o przeszłości i krzywdzie.Ale teraz musi się tego nauczyć.Wolałaby nie mieć tej mocy, by rada nie spełniła planów.Teraz będzie się uczyć.Będzie bronić siebie i najbliższych.Cullenow, Jack'a , Benjamina.Zdobi wszystko by nie zostali skrzywdzeni.Nie pozwoli radzie zawładnąć nad sobą.Można ja zastraszyć, wysłać groźby, starać się by stała jej się krzywda.Ale zawsze się podniesie.Jest ciężko.Łzy cisnęły jej się do oczu ale panowała nad nimi.Niestety ledwo dawała radę.Najpierw było zaskoczenie, stres, złość i gniew.Teraz przyszedł strach.A co jeżeli nie da rady? Jeżeli nie obroni bliskich?A co jak kogoś straci? Straciła już matkę, nie chce by powtórzyła się podobna sytuacja.Boi się, że sobie nie poradzi z radą, Richardem czy mocą.Ma tyle na głowie.Musi dać sobie radę, musi.Nie ma innego wyjścia.Strach tylko osłabi.