Translate

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 17 Mecz

Alexandra siedziała w swoim mieszkaniu.Właśnie sprzątnęła w kuchni.Była cała nerwowa bo jutrzejszego dnia miała mieć bardzo ważny mecz siatkarski,a ręka nadal nie była w dobrej formie jak na taki wysiłem.Nie bolała ją,ale wiedziała,że to nie będzie bezbolesne.Zauważyła,że jak myśli o rozgrywce serce jej przyśpiesza i ręce zaczynają się trząść.Była teraz sama.Benjamin był na polowaniu.Powiedział jej w szkole,że nie będzie brał krwi z jej lodówki,bo nie chce by jej zabrakło,gdyby znów pojawił się problem z jej zdrowiem.Był kochany.Zaczął żywić się krwią zwierząt.Odłożyła szmatkę.Poszła do salonu.Usiadła na kanape i wsłuchiwała się w ciszę.Starała się uspokoić.Bardzo bała się tego meczu.Od niego zależało stypendium i przyszłość drużyny.Będzie mogła z dziewczynami pójść na studia,bardzo dobre studia.Położyla nogi pod brodę i oparła glowę o nie.Objeła swoje nogi.Stres zaczął ją zżerać.Od tego zależy przyszłość jej koleżanek.Ona sama chciała wybrać egiptologie.Jej serce biło szybko,jakby miała zaraz wystąpić.Miały walczyć z silnymi przeciwniczkami.
-Alexandro ,nic ci nie jest?-uslyszła melodyjny głos.
Podniosła głowę.Był to nie kto inny jak Benjamin.Dziś był ubrany w czarne spodnie i buty.Jego T-shirt był biały i pokazywał jego zbudowane mięśnie.Miał narzuconą kurtkę ze skóry.Wyglądał bardzo seksownie.Jego oczy były wręcz metalowe,a usta były w idealnym kształcie.Włosy miał w lekkim nie ładzie,przez co wyglądał jeszcze lepiej.
-Ja....dobrze,jest dobrze-uśmiechnęła się na sile.
-Nie prawda-usiadł koło niej na kanapie i spojrzał w zielone oczy-twoje serce bije jak oszalałe.Biło tak zanim się pojawiłem,więc wiem,ze to nie ja sprawiłem.Boisz się ,aż tak tego meczu?
Pokiwała twierdząco głową.
-Nie bój się-przytulił ją,ona również go objęła-to tylko mecz.
-Strasznie ważny mecz dla drużyny.Chciałabym wygrać,bo dziewczyny marzą o karierach sportowych.Boje się ,że moge coś przeoczyć.Twierdzą,że ze mną mogą wygrać,bo jestem najlepsza.A co jak nawale?-oparła głowę o jego umięśnioną pierść-nie chce ich zawieść.Chce spełnić ich marzenie.Też chciałabym wygrać.
-I wygrasz.Wiem o tym.Nie wątp w swoje możliwości.I jak zwykle boisz się ,ze nie spełnisz czyiś marzeń.Pomyśl o sobie.Masz jeszcze nie wyleczoną do końca ręke.Nie powinnaś wogóle brać udziału przez nią.Ale jednak jutro zagrasz.Poświęcasz się dla tych dziewczyn ,dla dobra drużyny i szkoły.Sam tego nie rozumiem.
-Tak zostałam wychowana.Mama czasem nie wiedziała skąd tak mam.Po kim to odziedziczyłam.Mówiłam ci,że jestem dziwna.
-Nie dziwna tylko wyjątkowa-mocniej ją objął-uspokój się.Nie myśl o tym meczu.Czuje na sobie bicie twego serca.Jest strasznie szybkie.Aż mnie poli klatka piersiowa przy tych uderzeniach.
-To nie trzym mnie tak mocno-powiedziała tłumiąc śmiech-zaraz mnie zdusisz.
-Wybacz,po prostu martwie się o ciebie.Za bardzo ci zależy-rozluźnił uścisk i puścił ją.
-Wiem ,zawsze tak jest.Ale pierwszy raz tak się denerwuje.Wybacz.Pójdę się wykompać,bo muszę się wyspać dziś.
-Chętnie poczekam-uśmiechnął się ,a nastolatka poszła do łazienki.
***
Po kąpieli trochę się uspokoiła.Ubrała swoją koszulę nocną w kolorze ciemnej zieleni.Był to bardzo ładny odcień pokazujący jej zielone oczy i brązowe włosy.Jej karnacja przy tym kolorze została ocieplona.Ubranie sięgało jej do lekko za połowę ud,a biust był zakryty.Miała cienkie ramiączka.Kiedy wyszła z pomieszczenie i zeszła na dół do kuchni ,nie widziała Egipcjanina. Wzięła małą butelkę wody i pomaszerowała do pokoju.Kiedy zobaczyła ,że jest zajęte o mało co wypadła jej butelka z wodą.Leżał sobie ,bez butów i kurtki na jej łóżku.Kiedy ją zauważył widać było,że tłumił śmiech.
-Wynocha z mojego łóżka-wycedziła przez zęby.Podeszła do torby i spakowała do niej ochraniacze na kolana.Wodę położyła koło stoliczka nocnego.Kiedy spojrzała na Egipcjanina,ten nadal leżał.
-Przecież masz pokój ,dlaczego przesiadujesz w moim?I to bez pukania weszłeś tu.-Powiedziała zakładając ręce na piersi.
-Masz bardzo wygodne łóżko.A w ogóle boję się sam spać.Boje się ciemności-zaśmiali się oboje.
-To nie znaczy,ze będziesz ze mną spał-była nieugięta.
-Ślicznie wyglądasz kiedy się denerwujesz-powiedział uwodzicielsko-do twarzy ci z nią.Wyglądasz jak zdenerwowany kotek.
Otworzyła z wrażenia usta.
-Chyba się przesłyszałam-powiedziała.-To znaczy,że nie wyjdziesz?
Przecząco pokiwał głową i uśmiechał się.
-A więc-położyła się na brzegu łóżka-możesz spać na podłodze-ściągneła szlafrok i zakryła się kołdrą.
-Nie złość się.Złość piękności szkodzi-zadrwił.
Zła odwróciła się do niego plecami.Zaczęła mruczyć pod nosem,jacy wredni są władcy.
-Plan zadziałał-powiedział cicho.
Gwałtownie się do niego odwróciła.
-Jaki plan?!
-Zapomniałaś o meczu-uśmiechnął się.
Spojrzała na niego trochę zdezorientowana.Specjalnie ją zezłościł,by nie myślała o meczu.By się nie denerwowała.
-I tak mnie to nie ominie-powiedziała-Ale dzięki.
-Nie ma sprawy.A teraz dam ci pospać co?
-Ale tak bez bajki?-uśmiechnęła się.
-A jaką chcesz?
-Hmmm-zastanowiła się.-Może o skromnym faraonie i KŁÓCĄCEJ się księżniczce.
 -Dobrze a więc...-i zaczął opowiadać.
***
-Dziewczyny za pięć minut wchodzimy na boisko-powiedział trener-odśpiewamy hymn i gramy.Jak by co Kasandra dajesz znak,ze chcesz zmienić się z Alexandrą.Jakieś pytania?
Żadna nie odpowiedziała.
-A więc zaraz po was przyjdę-wyszedł z szatni.
Wszystkie dziewczyny były już prawie przebrane.Każda była kłębkiem nerwów ale zmotywowane i gotowe walczyć o zwycięstwo w tej rozgrywce.Oczywiście był cien niepewności czy aby na pewno Kasandra sobie poradzi.Młodsza siatkara od zawsze miała problem z radzeniem sobie ze stresem.Gotowe wyszły z szatni.Trener czekał już gotowy w swoim niebieskim dresie.Dziewczyny miały na sobie czerwono-granoatowe stroje.Alexandra miała numerek trzynasty ze swoim nazwiskiem na plecach.Włosy miała spięte w koński ogon bardzo mocno.Uslyszały głos komentatora sportowego.Zostały wywołane.Zaczęły iść.Głosy,krzyki i aplauzy były słyszane w całej sali.Pełno kibiców z jej szkoły,kraju i z zza granicy.Było naprawde głośno.Weszły na lewą połowę.Ustawiły się w rzędzie.Widziały po prawej stronie boiska rywalki.Były skupione tak jak jej zespół.Niektóre patrzyły wrogo,niektóre normalnie.Stanęły.Zobaczyła ,że w samym środku trybun siedzą Cullenowie.Widziała pocieszającą minę Renesmee i Esme.Carlise miał poważną twarz ,wiedziała,ze nie podoba mu się to,iż może zagrać z tą ręką.Ale kiedy napotkał jej wrok uśmiechnął się z dumą.Dalej siedzieli Rosalie i Emmet,Seth i Jacob.Chłopacy podnieśli kciuki do góry i powiedział coś w stylu,,Dajesz mała'',Rosalie uśmiechała się.Podobnie było z Alice,Jasper'em,Bellą i Edwardem. Przed meczem Nessie przyszła do niej i życzyła powodzenia jej i całej drużynie.Tak samo Benjamin.Przed wejściem do szatni powiedział ,,Dasz sobie rade.Poskromiłaś Egipskiego wampira,więc to będzie dla ciebie mała drobnostka''.Wszyscy jej znajomi ją wspierali.W końcu nie czuła się taka samotna.Ustawiły się na swoje pozycję.Alexandra wraz z koleżanką zeszły z boiska,przez co wszyscy byli zszokowani.Pierwszy gwizdek.Gra się rozpoczęła.Kasandra odebrała zaserwowaną piłkę od rywalek.Ładnie poleciała do góry.Lisa odebrała a ciemnoskóra Jessica zaatakowała.Zrobiła to tak gwałtownie,że piłka przeciwniczce wyleciała z ręki i wyszła za aut.Jej drużyna zyskała jeden punkt.Gra toczyła się bardzo dobrze dla dziewczyn,lecz po jakimś czasie gra stała się ostrzejsa.Dziewczyny zaczęły przegrywać.Kasandra bardzo dobrze sobie radzila.Alexandra słyszała słowa zaskoczenia od trenera.Wynik wynosił 20:23.Przegrywaly trzema punktami.Nagle dziewczyny przejeły pilkę.Lisa podbiegla i odbiła piłkę sposobem dolnym.Niestety niesczęśliwie upadła.Zdobyły punkt,ale koleżanka nie mogła wstać.Zarządano chwilową przerwę.Alexandra szybko podbiegła z trenerem i całymn zespołem do koleżanki,która była oglądana przez medyka.
-Skręciła sobie kostkę.Nie będzie w stanie grać dalej-powiedział medyk.
-Walker wchodzisz za Lisę-powiedział trener.
Kiwnęła głową.Zabrali przyjaciółkę i zrobili zmianę na tablicy.Pokazali,że wchodzi na boisko.Uczniowie zaczęli głośniej krzyczeć.Byli zadowoleni.Pokładali w niej wielkie nadzieje.Staneła na końcu boiska.Miała właśnie zaserwować.Przypomniala sobie treningi.Wyciszyła się.Podrzucila piłkę ,podbiegła,wyskoczyła,odbiła.Spojrzała na przeciwników.Piłka była podkręcona i dziewczyna odbierając ,przypadkiem odbiła ją na bok.Punkt dla jej zespolu.Po raz kolejny zaserwowała.Tym razem doszlo do akcji zespołowej.Po chwili wynik wynosił 24:24.Musialy zdobyć dwa punkty przewagi.Kolejna akcja i zdobyty punkt.Alexandra nie była teraz pewna ostatniego strzału.Ręka ją zaczynala boleć.Delikatnie nią poruszyła robiąc kółka nadgarstkiem.Czuła wręcz wzrok doktora Cullena.Wiedziała,że nie powinna ale musi.Zaserwowała.Okazało się ,że ręka zbytnio ją bolała i po odczuciu bólu nie uderzyla tak mocno.Piłka dostała się prosto do ręki przeciwniczki i perfekcyjnie odbiła.Atakująca mocno uderzyła.Alexandra
widziała,gdzie chciała ją odbić.Przed nią było puste pole.Szybko podbiegła do niego.Piłka dotknęła prawię parkietu.Szybko się rzuciła i odbiła sposobem dolnym.Jessica podrzuciła ją do góry ,a Kasandra zaatakowała tak mocno,że przeciwnicce wyleciała z ręki piłka.Dostały punkt.Wygrały pierwszy set.Nastolatka podniosła się ,a dziewczyny z drużyny uścisnęły ją.
-Bylaś niesamowita-powiedziała Kasandra.
-Jeszcze tylko jeden set i wygramy.Musimy się postarać-powiedziała Jessica.
-Dasz radę grać?-zapytała Anastasia
-Tak-odpowiedziała zielonooka.-Musimy to wygrać.
Zeszły z boiska.Była przerwa dwudziesto minutowa.Dziewczyny poszły do szatni na dziesięć minut odpoczynku,a drugie dziesięć było na rozmowę i naradę z trenerem.Alexandra nie mogła wytrzymać z bólu.Ręka naprawdę mocno ją zaczęła boleć od upadku by odebrać piłkę.Była to naprawdę mocna pilka.Usiadła na korytarzu.Nikt tędy nie chodził ,było to miejsce przeznaczone do siatkarzy występujących.Nie musiala się bać ,ze ktoś ją zobaczy.Usiadła opierając się o chłodną ścianę.Polożyła głowę na kolanach i trzymała obolałą ręke.Nie chciała by ktoś zobaczył,że ją boli.Nie pozwolili by jej grać.Poczuła chlodne dłonie na ramionach.Podniosla głowę.
-Mocno cię boli?-był to Benjamin.
-Nic mi nie jest-uśmiechnęła się sztucznie-tylko muszę odpocząć.
Spojrzał na nią w stylu ,,MNIE NIE OSZUKASZ , DAJ SPOKÓJ''.Wyciągnął komórkę.Zaczął coś w niej robić.
-Co ty robisz?-zapytala patrzac na niego?
-Dbam o twoją rękę-powiedział-daj sciągne ci tą opaskę z ręki.
Dziewczyna nie zaprotestowała.Było to miłe,ze się o nią troszczył.Nagle zobaczyła,że ktoś idzie w ich kierunku.Odwróciła się i zobaczyła Carlisle'a i Esme.Kobieta miała zmartwiony wyraz twarzy,ale kiedy zobaczyła ,że dziewczyna na nią patrzy uśmiechnęła się delikatnie dla otuchy.Pan Cullen jak zwykle poważny,równiez posłał jej uśmiech ale bacznie obserwował Benjamina.Egipcjanin ściągnął opaskę.Ręka byla podpuchnięta i obolała.
-Ty jak zwykle musiałaś postawić na swoim-powiedział dokor Cullen życzliwie.Nachylił się nad nią i obejrzał rękę.
-Nic z nią nie będzie,naprawdę.-Zaczęła się bronić dziewczyna.
-Ty chyba zawsze będziesz taka uparta-spojrzał na nią i uśmiechnął się,ona zrobiła tak samo.
-Nie jestem uparta-mrukneła hamując śmiech.Chyba każdy jej to mówił.
-Kochanie lepiej żeby Carlisle zajął się twoją ręką.Bardzo ją poświęciłas by wygrać tę część meczu.
-Pewnie nie zrezygnujesz z gry?-spojrzał na nią złotymi oczami.
Ona energicznie zaprzeczyła ruchem głowy.Doktor zaśmiał się krótko.
-Dobrze muszę ci ją wymasować maść,Będzie trochę bolało.Ale jutro muszę ci ją prześwietlić.
-Muszę?-zapytała
-Nie marudź-powiedział Benjamin,Zapomniala prawie ,ze tu jest-mówiłem ci byś nie przesadzała ale nie słuchałaś.Chociaż raz pomyśl o swoim zdrowiu.
Spojrzała na niego.Była szczerze zdumiona jego wypowiedzią.
-Ma rację -powiedział doktor-zrób taki maly wyjątek,przycinął mocniej ręke.Wmasowywał maść.Strasznie to bolało.Zrobiła grymas bólu.
Zauważyła kątem oka ,że Esme z Benjaminem posyłają sobie tajemnicze spojrzenie.Jakby coś razem zaplanowali.Lecz trwało to tylko.Chwilę.Po wmasowaniu maści,zabandarzowaniu ręki i założeniu opaski ,wstała.
-No to pokaż im teraz na tym boisku.Tylko postaraj się nie przeciążyć jej-powiedział Pan Cullen.
-Powodzenia kochanie-powiedziała Esme
-Dziękuje-powiedziała do małzeństwa-Za wszystko.
Uslyszała ,że ktoś ją woła.Cullenowie zaczęli wracać na trybuny.Pozegnała się z Benjaminem i wróciła do drużyny.
***
Było 15:13.Wygrywały dwoma punktami.Ręka już o wiele mniej bolała od kuracji doktora Cullena.Była szczerze zdumiona zachowaniem i jego i kobiety.Wyglądali jakby tolerowali Egipcjanina.Postanowiła później o tym pomyśleć.Przeciwniczki były bardzo silne.Miały precyzyjne podania i silne ataki.Drużyna dziewczyn z stanów dawała z siebie wszystko.Bardzo dużo podań dostawała od Kasandry i zielonooka oddawała ataki z wielką mocą.Nikt by nie podejrzewał,że w tak drobnej dziewczynie jest taka siła.Po jakimś czasie przeciwniczki skupiły się na innych.Omijały Kasandrę i Alexandrę.Kiedy Alexandra zaczęła serwować zdobyła,ąż siedem punktów dla drużyny.Sama była w szoku.Został teraz ostatni punkt.Ręka zaczęła mocniej boleć ale nie dała tego po sobie poznać.Szczerze była tym faktem zaniepokojona.
Widziała,ze przeciwniczki chcą zaatakować w kierunku pola ,z którego podnosiła się Anastasia.Zielonooka szybko podbiegła i wyskoczyła z rękoma nad głową.Kasandra zrobiła podobnie.Walker wyskoczyła wyżej i odebrala piłkę.Odbiła się o głowe przeciwniczki i wyleciała poza pole.Dostały punkt meczowy.Alexandra upadła do tyły.Piłka była uderzona za mocno przez Irlandzką zawodniczkę.Usłyszała krzyk kibiców.Spojrzała na tabelę.Wygrały drugi set.Nie dojdzie do trzeciego,czego tak bardzo się obawiała.Kamień spadł jej z serca.Spojrzała w górę.Dziewczyny ją otoczyły.Ich uśmiechnięte twarze dawały tyle satysfakcji.
-Żyjesz?-zapytala Anastasia
-Teraz mogę umrzeć w spokoju-zadrwiła zielonooka.
-O nie,możesz iść na wieczny odpoczynek jak odbierzemy nagrodę.
Jedna podala jej ręje.Przyjeła ją tą zdrową.Wstała.Na sali odbył się krzyk zadowolonych kibiców.Wszystkie zdusiły się w jednym uścisku.Były przywołane na podium.Kiedy szła zauważyła,że po prawej stronie od wejscia siedzi Benjamin i wpatruje się uśmiechnięty.Jego oczy mówiły ,,A NIE MÓWIŁEM?ZNOWU MIAŁEM RACJĘ''.Posłała mu jeden z złośliwych uśmiechów i pokazała mu język na chwilkę.Ten przewrócił tylko oczami.Stanęły na podium.
-Dzisiejsze Mistrzostwa Młodziczek wygrała szkoła Imienia .aAlexandre'a Dumas'a-każda dostała złoty medal-Teraz wręczymy Puchar Mistrzostw Młodziczek.A odbierze go..-spojrzał na drużyne nastolatek.Alexandra była bardziej styłu ale wszystkie spojrzały na nią.Pokręciła szybko głową.Jedna z dzieweczyn szepnęła jej imię i nazwisko , areszta wrzuciła ją na prezud.Szatynka spaliła buraka na twarzy.Starała sie go zakryć uśmiechem.-Odbierze go Alexandra Walker,liderka zespołu.-Podarował jej wielki ,złoty puchar.Był bardzo cieżki jak na nagrodę.Uścisnęła rękę i zapozowały do zdjęć.
***
-To co trzeba to utrzccić -powiedziała Anastasia.
-Impreza?Dzisiaj jest w klubie o dziewiątej wieczorem z okazji meczu.Chłopacy się zakładali.Byli pewni ,że wygramy,a jeżeli nie udaloby sie to byłaby impreza pocieszenia.
-To widzimy się na niej-powiedziała Kasandra i wyszła kiwając na pożegnanie.Po prysznicu ubrała się w jeansy,białą bokserkę i czarną kurtkę ze skóry.Trampki również były z jeansu.Wzięła dużą torbę i pozegnała się z dziewczynami.Szła korytarzem i wyszła na parking.Była siódma czterdzieści wieczorem.Szła w kierunku swojego samochodu.Trener zgodził się by pojechała nim a nie autokarem.Zobaczyła przed nim Benjamina.Opierał się o auto.Patrzył na nią zadowolony.Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła szeroko.Podeszła do niego.Torba była ciężka przez puchar,który miała zabrać do siebie.Położyła torbę dwa metry od samochodu i uwiesiła mu się na szyję.Była taka szczęśliwa.Awansowały.Poczuła wokół siebie jego ramiona.Śmiał się z nią.Nigdy nie sądziła,że będzie aż tak dobrze.Chciałaby by ten czas trwal wiecznie.Zero smutku,zero łez,zero strachu.
-A nie mówiłem,ze ci się uda?-powiedział w jej włosy.
-Oj mówiłeś ,mówiłeś-powiedziała wtulona w niego.
-I nie kłóć się ze mną na przyszłość.
Odsuneła głowę.
-Będę-wyszczerzyła się-a teraz puść mnie na ziemie.
Zrobił to z małym ociąganiem.
-Dzięki
-Ale wiesz,że to nie koniec?Musisz iść na tą imprezę.
Spojrzała jak zmarudzone dziecko.
-To twój dzień,zaszalej.Teraz masz weekend ,więc nie musisz iść na zajęcia.
-No dobrze ale przyjdę tylko na początek.Padam z nóg.
-Chodź zawioze cię do domu-wziął jej torbę i otworzył bagażnik.Patrzył gdzieś za nią.
-Jeszcze tylko zobacze się z Renesmee i innymi.Przyjechali tu i chciałabym im podziękować za małe wsparcie i doping.
-Oj Alexia nie musisz-usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się był to Emmet.Uśmiechnęła się ,a on podniósł ją i objął.Odwzajemniła to.
-Mała uparta bohaterka.Rzucałaś się jak dzikuska-śmiał się.
-A ty się wydzierałeś na całą halę-zażartowała.
Puścił ją.Zauważyła ,ze przygląda się Benjaminowi znała to spojrzenie.Było wrogie i niepewne.Przyszedł do niej Seth i również ją uściskał.Potem Renesmee z którą najdłużej rozmawiała i Rosalie z Alice ,które dołączyły.Potem doszła reszta.
-Strasznie się denerwowałaś-powiedział Jasper-podziwiałem cie że jeszcze tam stoisz-zaśmiali się.
-Nie potrzebnie-powiedziała Alice-widziałam w wizji ,jak odbierałaś nagrodę.
-To dlaczego mi nie powiedziałaś?!-zapytała zszokowana szatynka.
-Bo przyszłość moze się w każdej chwili zmienić-powiedziała Esme.
-Mam nadzieje,ze zgłosisz się do mnie z tą ręką Alexandro-uśmiechnął się Carlisle.
-Ten upart osiołek się na to nie zgodzi-mruknął Emmet ,a Rosalie uderzyla go łokciem w rzebra.
-Tak ,obiecuje.
Emmet i Jacob udawali ,że dostają zawału.
-Dobrze się czujesz?Zazwyczaj byś się kłóciła-powiedziała Nessie.
-Obiecałam to i dotrzymie obietnicy.
-Alexa-usłyszała krzyk.Odwróciła się .Był to Jack.Widziała go rano jak jej życzył powodzenia.Pokiwała mu na przywitanie.
-Mistrzyni siatkówki-zaśmiał się i ją przytulił-Cześć -powiedział do reszty.
-Dobra bo mnie udusisz,Jack-puścił ją.
Chwilę z nimi porozmawiała.Zauważyła,że większość spoglądała na Benjamina wrogo i niepewnie ale jakby z odrobiną lęku.Jack,Esme,Carlisle i Alise patrzyli na niego normalnie,lecz reszta nie.
-Dobrze.My będziemy się zmywać-powiedziała Alexandra.
-Nie jestem za byście razem jechali-powiedział Emmet.
-Słucham?!-zapytala zaskoczona szatynka.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-usłyszała głos Benjamina.
O nie.Zaczęło się.
-Nie jestem szczęśliwy kiedy jesteś w jej otoczeniu-powiedział prosto z mostu.
-A mam się tym przejąć?-zapytał sarkastycznie.
-Powinieneś.
-Em uspokój się-powiedział Edward.
-Nikomu to nie pasuje-powiedział na swoją obronę.
-Mi to pasuje-powiedziała Alexandra równo z Esme.
Wszyscy byli zaskoczeni odpowiedzią Esme.
-Po prostu wszyscy się o ciebie martwimy skarbie-powiedziała Esme-to wszystko.
-Dobrze moze już chodźmy.Alexandra na pewno jesteś wykończona dzisiejszym dniem.Do zobaczenia następnym razem-powiedział Carlisle.
Alice ,Jasper,Bella i Edward pozegnali się i poszli.Został Emmet ,Rosalie,Nessie ,Jacob i Seth.
-Uważaj na siebie-powiedziała Rose kiedy ją objeła.
-Wybacz Alexia ,wiesz ,ze mówie co mi ślina na język przyniesie-powiedzieł Em.
Pożegnała się z resztą.Została tylko Renesmee z Jacobem.
-Nessie proszę wytłumacz im to wszystko-powiedziała w objęciu.
-Postaram się.Do zobaczenia po weekendzie-i poszła wraz z wilkołakiem.
Stała koło samochodu.Zabolało ją to,że nie tolerowali go.Uważali,ze jest zły,a tak wcale nie jest.
Spojrzała na niego.Stał przy drzwiach kierowcy.
-Przepraszam-powiedziała do niego.
-Za co to nie twoja wina.I szczerze nie dziwie im się.
Spojrzała zaskoczona.Robiło się chłodno i objęła się.
-Dlaczego?
-Gdybym miał najlepszą przyjaciółkę człowieka i przyczepił się do niej starożytny wampir,silniejszy od dzisiejszych ,który ma brudną przyszłość też bym się wkurzył.
-Ale nie jesteś taki zły.Może kiedyś taki byłeś.Ale teraz nie-potarła swoje ramię.Pojawił się koło niej.Otworzył jej drzwi.
-Chodź pojedziemy.Nie chcesz spóźnić się na imprezę.W czasie drogi porozmawiamy.
-No dobrze-wsiadła.
Zamknął drzwi i był już na miejscu kierowcy.Zapalił silnik i ruszył.
***
Jechali w ciszy.Dziewczyna oparła się o szybę samochodu.Nie była taka rozmowna i uśmiechnięta jak po meczu.Był zły na siebie ,że dał się sprowokować na początku.Kiedy zorientował się ,ze to prowokacja przestał odpowiadać.Żałował ,że jest przyczyną jej złego samopoczucia.Uwielbiał kiedy była uśmiechnięta.To było jego pociechą.jej lekki rumieniec na twarzy,białe zęby,idealne malinowe usta.Teraz siedziała cicho.Bez uśmiechu.Zamyślona.Postanowił przerwać tę ciszę.
-Nadal się tym przejmujesz?-zapytał.
 -Nie powinien się tak odzywać do ciebie.Rozumiem,ze się martwi o mnie.Ale i tak nie powinnien.
-Zdajesz sobie sprawę,że dobrze zareagował?Reszta też?
-Nie!-powiedziała i spojrzała na niego-Nie znają cię.Nie powinni tak zareagować.Esme ,Nessie i Alice i Carlisle zachowali się normalnie.Zaufali mi.Mam to gdzieś ,że uważają cię za kogoś kto powinnien być z dala ode mnie.
-To nie był dobry pomysł bym cię znajdywał-powiedział am do siebie-robie ci tylko kłopoty.Jestem zwykłym potworem żerującym na twoim życiu.
-Nie prawda.Dzięki tobie jeszcze żyję.Praktycznie dzięki tobie nie popełniłam wcześniej samobójstwa.
Gwałtownie zahamował.Dzięki bogu byli za pustej drodze asfaltowej w lesie.
-Słucham?!Co ty powiedziałaś?Chciałaś się zabić?
-A jak myślisz o czym myślałam ,jak zmarła mi matka?Jak oszukiwał mnie Josh i najlepsi przyjaciele?Jak znalazł mnie David?Byłam sama.Gotowa skończyć z życiem.Sama z jakimiś durnymi wizjami.Potem pojawiłeś się ty.Pomagałeś mi.Potwory się tak nie zachowują.Nie ratują życia nastolatkom ,nie rozmawiają z nimi,nie rozśmieszają,nie wspierają jak dziś-patrzyła na niego szklistymi oczami.
Nie odezwał się.Ruszył samochodem.Nie chciał się z nią kłócić.Praktycznie miała rację.Nie znali go i nie mieli prawa oceniać.W Egipcie taki był , a to są Stany.Czas go zmienił.Chwycił jej dłoni prawą ręką.Spojrzała na niego.Ich oczy się spotkały.
-Masz rację nie powinienem był tak mówić.Zapomnijmy o wszystkim. Emmet po prostu przesadził.Może już nie jestem takim potworem jakim wcześniej byłem-uśmiechnął się.
Odwzajemniła go również lekko jak on.
Kiedy zajechali na miejsce Benjamin zorientował się ,że szatynka śpi.Wysiadł z samochodu.Założył na ramię jej torbę i wyciagnął ją.Leżała bezpiecznie w jego ramionach.Głowę miała opartą o jego ramię.Wyglądała słodko.Nie sądził,ze dziewczyna myślała kiedyś o samobójstwie.Nie wyobrażał sobie życia bez niej.Bardzo się do niej przywiał.Otworzył drzwi od domu i zakluczył je.Zaniósł ją do jej sypialni.Jej oddech był delikatny jak piórko.Klatka piersiowa delikatnie opadała i wznosiła się.Położył torbę na ziemi.Odsunął kołdrę.Delikatnie polożył drobną nastolatkę.Musiała być wykończona po całym stresie i rozgrywkach.Była niesmowita.Wyglądała zjawiskowo jak skakała i odbijała piłkę na serwach.Jak atakowała agresywnie.Była szczęśliwa.W życiu by nie powiedział ,że tak delikatna i krucha dziewczyna ma tyle siły i determinacji.Walczyła do ostatniej piłki.Ściągnął jej buty i kurtkę.Przykrył ciepłą pierzyną.Była chłodna.Zmarzła w samochodzie.Patrzył jak lekko się poruszyła.Okryła się i zwinęła w kłębek.Uwielbiał kiedy tak spała.Wyglądała jak mały bezbronny kotek.Delikatnie pogłaskał jej policzek.Miała ciężko w życiu,a ona twierdzi ,że on jest czymś dobrym co ją spotkało.Twierdzi,ze dzięki niemu jeszcze żyje,że dzięki niemu się śmieje ,uśmiecha i ma ciekawiej w życiu.
Nie zostawię Cię -pomyślał,delikatnie gładząc jej policzek.-Pomogę ci.Nie będziesz już cierpieć.
Nachylił się i pocałował jej czoło.
Nigdy cię nie zostawię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz