Translate

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 20 Znamię

Minęły trzy dni od wieści o morderstwie rodzicielki Alexandry.Nastolatka ułożyła sobie w głowie wiele faktów.Gabriela została zamordowana.Ukrywała córkę i chroniła ją.Zadbała o wszystko by zamieszkała ,akurat w New Pol.Jej ojciec otruł matkę.Ma ciocię,której nie zna i była w jej domu.Znalazła ją jakoś.Dlaczego nie przyszła kiedy była w domu?Dlaczego nie porozmawiała z nią tylko zostawiła ten list?Była siostrą jej mamy.Wie,że ojciec najprawdopodobniej nie wie o jej istnieniu.Sądzi ,że nie żyje.Było tego naprawdę dużo.Jeszcze kilka miesięcy temu.Po śmierci mamy jak się tu przeprowadzała,nie uwierzyłaby w te rzeczy.Bo nie wiedziała o wielu sprawach.Usłyszała dzwonek na lekcję.Wstała i zabrała ze sobą książki.Była już na progu klasy.Wychodziła ostatnie,lecz usłyszała głos nauczycielki:
-Alexandro,możesz zostać na chwilę?
Spojrzała przed siebie.Na korytarzu stał Benjamin.Czekał na nią.Delikatnie kiwnął głową.Zamknęła drzwi.Wiedziała,ze będzie słyszał całą rozmowę.Podeszła do nauczycielki.
-Chciała pani mnie widzieć-powiedziała życzliwie.
-Tak, chciałam ci podać dokumenty dotyczące wymiany.Jak sobie radzisz z uczniem.
A wymiana ,no tak zapomniała,że uczniem jest Egipcjanin.
-Bardzo dobrze.Dogadujemy się i mamy wiele wspólnych tematów.Oprowadziłam go już po mieście i szkole.Podobał mu się nasz mecz piątkowy.
-Nie dziwie się.Byłyście niesamowite.A jak twoja ręka?W porządku?
W poniedziałek była u Doktora Cullena.Prześwietlił jej rękę i powiedział ,iż  jest już dobrze.Nie musi nosić opaski ortopedycznej,lecz nie ma szaleć z nią.
-Jest już dobrze.Dziękuje.-Spojrzała na dokumenty na biurku.-Kiedy mamy je oddać?
-Jak najszybciej.Dzisiejszy tydzień jest ostatnim w tym roku.W przyszłym tygodniu jest już grudzień,a ten miesiąc cały jest wolny od szkoły.Więc do piątku.
-Dobrze-uśmiechnęła się lekko-czy coś jeszcze?
-To będzie wszytko.Słyszałam ,że w grudniu masz urodziny.To więc będę pierwsza,wszystkiego najlepszego.Wspaniałej dziewiętnastki.
-Dziękuje bardzo-uśmiechnęła się do nauczycielki.-Urodziny mam po świętach.28 grudnia.
***
-I niby ja mam odpowiedzieć na takie głupie pytania?-zapytał na stołówce.
Siedzieli oboje w lewym kącie stołówki.Renesmee i Jack mieli przyjść później.
-Wypełnij i nie dyskutuj-wzięła kartę którą ona ma wypełnić.-Czy uczeń nie sprawiał żadnych problemów w życiu osobistym?!-Rzeczywiście,głupie pytania.
-Mówiłem-uśmiechnął się z wyższością.-Co mam tu napisać?Co najbardziej podobało się Panu/Pani w czasie pobytu u opiekuna.
-Skąd mam wiedzieć.Napisz:oprowadzenie po mieście,ciekawe rozmowy.
-Lepiej nie pisać ,że usypiałem moją opiekunkę ,drażniłem się z nią i kłóciłem?-zapytał sarkastycznie.
Parsknęła śmiechem.On zawsze potrafił ją rozśmieszyć.
-Wolałabym,żebyś tego nie pisał.Powinno być odwrotnie.Ja powinnam się tobą zajmować ,a nie ty mną.
-Oj chciałbym,żebyś usypiała mnie do snu-powiedział flirciarsko.
-Niewyżyty gbur-powiedziała do niego.
Spojrzała w jego szare oczy.Oboje się zaśmiali.
-Ładni marszczysz nosek kiedy się denerwujesz.
-Mógłbyś skupić się na wypełnieniu tej karty?-powiedziała pisząc odpowiedź na kartce.
-Nie bo chce cię gdzieś porwać po szkole.
-Słucham?
-Mam zamiar ci porwać na mały spacer po lesie-powiedział spoglądając na nią.-Znalazłem miejsce ,które by ci się spodobało.
-No nie wiem,nie przepadam za tym lasem.
-Będziesz bezpieczna.To co?Dasz mi się uprowadzić o piętnastej czy mam cię porwać siłą?
-Nie ośmielisz się zabrać mnie siłą z mojego domu-powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
-Na pewno?-zapytał tajemniczo.
-Na pewno bo zgadzam się na uprowadzenie o piętnastej-zaśmiała się.
-To jesteśmy umówieni.
-Cześć-usłyszeli głos.
Spojrzała była to Nessie z Jack'em.Usiedli koło nich.Dziewczyna kolo Alexy ,a Jack koło Egipcjanina.
Była wdzięczna losowi za to,że Nessie polubiła Benjamina.Słyszała ich rozmowę.Zapunktował u niej ,bo wie ,że się o nią martwi i ją wspiera.
-Cześć-odpowiedziała Alex spod włosów.Pochylała się nad kartą.
-Co wy wypisujecie?-zapytała Nessie.
-Dokumenty o wymianie.Zadają strasznie glupie pytania.
-Właśnie widzę-powiedziała z rozbawienieiem.
-Skończyłaś?-zapytał Benjamin.Spojrzała na niego z miną mówiącą,,POWAŻNIE?'' czy ,,ŻARTUJESZ SOBIE ZE MNIE,NIE JESTEM TOBĄ''.
-Ne jestem tak szybka jak ty-powiedziała.
Przyjaciele o czymś dyskutowali.Skończyła wypisywanie.
-Dobrze pójdę oddać to nauczycielce.Chodź-powiedziała do szarookiego-niech pomyśli ,że jestem dobrym opiekunem.-Wstali i pożegnali się z przyjaciółmi.
***
Po zajęciach treningowych wróciła do domu.Benjamin odwiózł ją do domu.Udało jej się namówić by nie pilnował jej cały czas.Było trudno ale się udało.Zjadła coś na obiad i poszła pod prysznic.Trochę za późno poszła i musiała się pośpieszyć,bo wiedziała,ze Wielki Pan i Władca jest niecierpliwy. Szybko się wytarła.Po wysuszeniu włosów ubrała czarne rurki ze skóry,białą bokserkę ,trampki ocieplane i kurtkę ze skóry.Ubrała czarno-Białą arafatkę na szyję.Przed włożeniem kurtki zauważyła,ze na prawym ramieniu ma dużego sińca.Rozciągał się na całym ramieniu.Był sinawy.Delikatnie dotknęła,lekko zabolał.Musiała uderzyć się na treningu. Rozczesała włosy.Zeszła na dól.Zobaczyła go przy kominku.Odwrócił się do niej.Wyglądał bosko.
Czarne spodnie,biała koszula z wycięciem w kształcie litery V ,przez co widać było część jego nagiej klatki piersiowej.Miał na sobie czarną kurtkę i szary szalik na szyi.Na prawej dłoni miał pierścień dnia i nocy ,a na piersi był medalion z egipskimi symbolami.Był w kolorze srebra.
-Wiem,wiem spóźniłam się trzy minuty-powiedziała ,poprawiając chustę.-Przepraszam.
-Nie panikuj.Gotowa?
Prowadź.Mam się bać?
-Nie dzisiaj jest pełnia Księżyca ,wiec będzie słychać dużo wyć wilków.
-Poważnie?
-Jacob jest twoim przyjacielem.Jest nim,prawda?A wogóle nie wiem czy wyje do księżyca.Może przemienić się kiedy chce.Jest przecież Alfą.Ale dobra koniec gadania chodź.

Zabrał ją na obrzeża miasta.Szli jej tempem,a przy okazji rozmawiali.Nikogo wokół nie było.Byli sami przy ruinach starych domów i lesie.Przypomniało jej się spotkanie z Josh'em.
-Serce ci przyśpieszyło-powiedział do niej.
-Nic mi nie jest,po prostu... przypomniało mi się Jak Josh zabrał mnie w podobne miejsce trzy miesiące temu.
Chwycił ją za dłoń.
-Ja nie jestem Josh'em.Niczego ci nie zrobię.
-Wiem,nie wątpię w to-uśmiechnęła się.-Po prostu tak dużo się zmieniło od tamtego czasu.
-Bałaś się wtedy mnie.
-No właśnie,a potem uratowałeś mi dwa razy życie.-Uśmiechnęła się.-W życiu bym nie pomyślała,ze wszystko się tak potoczy.
-Ja też nie.Myślałem,ze tam będę tam cierpiał do końca świata.Ale bogowie zesłali mi anioła.
Zaśmiała się.
-Trochę upartego anioła-dodał.-Ufasz mi wystarczająco bym mógł cię zabrać do lasu moim tępem?Musiałbym wziąć cię na plecy lub na ręce.
-Tak ufam.
-To wskakuj na plecy-odwrócił się.Wskoczyła.Objęła jego ramiona swoimi bardzo mocno by nie upaść.
-Nie zrobisz mi na złość i nie puścisz mnie co?-zapytała
-Może-zaśmiał się -nie nie zrzucę cię.Trzymaj się mocno na wszelki wypadek.I zamknij oczy jeżeli będzie ci się kręcić w głowie.
-Prowadź.
Ruszył.Świat nagle się rozmazał.Widziała plamy drzew i ziemi.Brązowe,zielone i jasne plamy.Wiatr uderzył w twarz,że oczy zaczęły łzawić.Przymknęła je.Kiedy wiatr przestał wiać otworzyła je.Byli na jakiejś ścieżce.
-Żyjesz?-zapytał.Zsunęła się z jego pleców.Złapała równowagę.Wszystko było w porządku.
-Żyje-uśmiechnęła się promiennie.-To gdzie mnie porywasz?-Potarła prawe ramię.Zaczęło ją boleć.
-W miejsce o którym od razu pomyślałem o tobie.
-Stado Dzików?-zażartowała.
-Nie-powiedział hamując śmiech-coś o wiele piękniejszego.
Chwycił ją za rękę by szła za nim.Mówił jej od czasu do czasu w którą stronę ma iść.Zatrzymali się.Słyszała szum wody.
-Chcesz mnie wrzucić do lodowatej wody?-zapytała niepewna.
-Kuszące ale nie.Zakryje ci oczy i nie waż się podglądać.
-Z tobą nie da się podglądać.
Zakrył jej oczy jedną ręką , a drugą chwycił jej dłoń.Dziewczyna czuła pod stopami korzenie,ściółkę  i szyszki.Pilnowała , by nie poślizgnąć się.Szum wody był coraz głośniejszy.Gdzie ją zabierał? Miała wrażenie ,ze woda była nawet w powietrzu.Świerze ,wilgotne powietrze.Poczuła pod stopami kamień.Gdzie była?Kamień był śliski miejscami.Była pewna,że jak się przewróci wpadnie do wody.Zatrzymali się na chwile.Prowadzący,cały czas milczał.
-Mógłbyś się odezwać?Przerażasz mnie-zażartowała.
-Jeszcze chwila-powiedział.-Cały czas myślisz,że wrzucę cię do wody?-zaśmiał się nad jej uchem.
-Po tobie mogę spodziewać się wszystkiego.
-Za grosz zaufania-zadrwił.-Spójrz-odkrył jej oczy.
Spojrzała.I w tym momęcie serce stanęło.Przed sobą miała krajobraz ze snu.Stała kilkanaście była piękna.Słońce zaczynało schodzić.Nastawał zmierzch.Zbliżał się wieczór,a ona stoi przed tym pięknym obrazem.Spojrzała w dół.Byli blisko krawędzi.Kilka metrów w dól była rwąca rzeka.Zapach był niesamowity.Świerza trawa,czysta woda,zapach drzew.Wyglądało to cudnie.Spojrzała na niego.Był rozbawiony.Śmiał się z jej reakcji.
metrów od dużego wodospadu.Jak możliwe,że go nie słyszała?Olbrzymie ilości wody płynęły w dół.Stała na skalnej części.Dookoła było pełno drzew.Pogoda
-Pamiętasz jak się oddycha?-zapytał.
Właśnie zdała sobie sprawę ,że ledwo co oddychała.Obraz był tak piękny ,że zabierał dech.
-Pamiętam.-Uśmiechnęła się złośliwie.-Skąd wiedziałeś o tym miejscu.Myślałam,ze najbliższy wodospad jest kilkadziesiąt kilometrów od New Pol.
-Taka mała niespodzianka.Znalazłem to miejsce przypadkiem.Chciałem ci je pokazać bo wiem,że lubisz takie magiczne miejsca.I chciałem zobaczyć twoją reakcję.
-Tu jest ślicznie.-Powiedziała rozglądają się wokół.
-To chodź,przejdziemy się pod wodospadem-podał jej dłoń.
-Ale nie chciałabym być chora.Jest chłodno ,a jak zmarznę przez tą wodę.Nie chce być chora,nie przed świętami.A przede wszystkim nie chce wpakować się w problem.
-Zapomniałaś?Mam moc żywiołów.Nie będziesz mokra od wody.Zadbam o to.Nic ci nie będzie.
Nie pewnie wzięła jego dłoń.Zaczęli iść powoli.Dbał by się nie przewróciła na ciężkim terenie.
-Co taka nie pewna się zrobiłaś?-zapytał
-Pamiętasz jak mówiłam ci w Egipcie,ze zawsze się w coś wpakuje?-Przytaknął.-Zazwyczaj w takich momentach jak ta,wpadam do wody lub gorzej.
-Nie masz się o co martwić.Spójrz.
Byli kilka metrów od lecącej wody.Podniósł lewą dłoń do góry.Woda lekko się podniosła.Dziewczyna wpatrywała się w to osłupiała.Woda tańczyła jak Benjamin jej zagra.Wznosiła się bardziej,by mogli przejść.Wyczuł jej podziw ,odwrócił się do niej.
-Chodź.
Zaczął iść pewnym krokiem,natomiast ona wręcz przeciwnie.Byli tuż tuż przed wodospadem.Dziewczyna zawahała się.
-Jesteś pewien,że nic nam nie będzie?-zapytała.Ten szum wody ją przerażał.
-Wszystko jest w porządku ,nie panikuj.Zamknij oczy.Poprowadzę cię.
-Nie mam zamiaru tracić widoku-powiedziała.
Zrobiła pierwszy krok.Drugi.Trzeci.Była w wodospadzie.Pod taflą wody była jaskinia ale zbyt mała by nie zmoknąć.Dzięki władzy nad żywiołami,Benjamin jakimś sposobem przesunął wodę.Płynęła nad jej głową ,jakby była nad nią szyba w kierunku prawym.Było to piękne.Po prawej stronie woda zaczęła spływać w dól.Jakby połka ze szkła kończyła się.Stała w części wodospadu i była sucha.Nie było jej zimno,tylko przyjemnie.
-To niesamowite-podeszła do wody.-Jeżeli jej dotknę nic się nie stanie?-zapytała spoglądając na niego.
-Możesz robić z nią co tylko chcesz-uśmiechnął się-taj jak wtedy z ogniem.Usłucha mnie.
Podeszła wolnym krokiem do granicy wody ,a pustego pomieszczenia.Wyciągnęła dłoń.:Lekko drżała.Nie codziennie widzi się taki widok i zdolności.Opuszki palców dotknęły wody.Była bardzo zimna.Delikatnie muskała jej skórę.Normalna woda od wodospadu by ją porywała.Bolało by to.Ale dzięki niemu ,woda jest przyjemna w dotyku.Uśmiechnęła się zszokowana.Cofnęła dłoń.Była sucha.
-Mówiłem,ze nie ma czego się bać.
-Miałeś rację-uśmiechnęła się do niego przez ramię.
Zaśmiała się.Było to piękne miejsce,a z nim było jeszcze piękniejsze.Poczuła delikatny ból na prawym ramieniu.Potarła je druga ręka.
-Zimno ci?-zapytał się.
-Nie,dziękuje za troskę.Ramie mnie boli.Musiałam za mocno uderzyć się na treningu.
-Mocno cię boli?Może wrócimy?
-Nie,to tylko pewnie stłuczenie.Nic mi nie będzie.
Nagle zaczął się rozglądać.
-Coś się stało?
-Krew.Czuje krew.
-Moja?Byłeś na polowaniu wcześniej?
-Byłem.Może nie zbyt dobrze się nakarmiłem.Czuje ją pewnie mocniej.Ale nie martw się.Niczego ci nie zrobię.
Wpatrywała się w taflę spływającej wody.
-Jak ty to robisz?Skąd masz te zdolności?-powiedziała by zmienić temat.
-Przed przemianą byłem zwykłym człowiekiem-zaczął.-Lubiłem bawić się ogniem,przesiadywać w ogrodach w czasie wiatru,czuć pod stopami piasek i wodę.Uwielbiałem te żywioły.Po przemianie okazało się ,ze dostałem dar posługiwania się nimi.Każdy wampir dostaje jakiś dar.Ja dostałem ten.Byłem jedyny który tak potrafił.
-Inni też tak potrafią?-zapytała zaciekawiona.Ponownie bawiła się dłonią w wodzie.
-Wątpię.Bylem jedyny za moich czasów.Ale wszystko mogło się zmienić.Dużo czasu minęło.
Podeszła do niego.
-Przepraszam.Nie chciałam ci tego wypominać.Pewnie nie zbyt dobrze czujesz się w tym czasie.
-Nie jest tak źle.Ale faktem jest to,ze irytująca jest ta skromność niektórych ludzi.-Uśmiechnął się.
Odwzajemniła gest.
-Chodź może zobaczymy resztę?
-Pewnie.Jeszcze się pytasz.
Pomógł jej wyjść.Słońce już prawie zeszło.
-Nic ci nie będzie jeżeli jest słońce?-zapytała-Chyba mi tu nie spłoniesz żywcem?
Zaśmiał się głośno.
-Nie.Zapomniałem ci powiedzieć.Tu tak rzadko ono jest.Słońce nic mi nie może zrobić.
-To po co ci pierścień dnia i nocy?
-Spójrz-ściągnął go i podał jej.
-Co ty robisz?!-byla zaskoczona.
-Potrzymaj go.Chce ci coś pokazać.
-Ale nic ci nie będzie?
-Nic.Obiecuje.
Wzięła go.Zaczął wychodzić z cienia skał.Dziewczyna patrzyła przerażona i zafascynowana.On chce wejść na słońce.Zrobił ostatni krok.Wszedł na ostatnie promienie słońca.Odwrócił się do niej twarzą.Jej serce zaczęło topnieć.Jego skóra nie płonęła jak na filmach.On BŁYSZCZAŁ.Jakby jego skora była zrobiona z milionów kryształków.Mienił się w delikatnych odcieniach tęczy.Wyglądał jak młody bóg.Patrzył na nią.
-Chodź-wyciągnął ku niej dłoń.
Podeszła.Zrobiła to bardzo wolno.
-Ty...-zamilkła była w szoku-ty błyszczysz.
Uśmiechnął się.
-Widzisz.Słońce niczego mi nie robi.Noszę ten pierścień tylko po to,by ludzie nie widzieli tego.Dowiedzieli by się kim jestem.Widzisz?
Miała jego dłoń w swoim.Delikatnie ją pogłaskała.
-Przez to przekleństwo musiałem nosić pierścień.Dlatego twoi przyjaciele tu zamieszkali.Nie ma tu prawie słońca,a pierścienie są od moich bogów.Wampiry nie wiedzą o istnieniu tych artefaktów.
-Ale dzięki temu jesteś jeszcze piękniejszy-powiedziała szeptem.Patrzyła na jego dłon.
-Dziękuje,sprawiasz ,ze zacząłem to lubić.
Spojrzała na niego.Uśmiechał się.
-Wygląda jakbyś był zrobiony z diamentu.To...takie piękne.
Poczuła jego dłoń na policzku.
-Może jakoś sobie poradzę z tym.Ty dałaś radę do mnie przywyknąć ,to ja przywyknę do tego-uśmiechnął się.Chciała zrobić to samo ale poczuła ostry ból w klatce piersiowej.Coś ją dusiło.Jakby niewidzialny wąż był wokół jej piersi i zduszał.Nogi się pod nią ugięły.Uderzyłaby w ziemie,gdyby On jej nie złapał.Poczuła jego ramiona na swoich.
-Alexandro ,co się dzieje.-Na jego twarzy było pełno lęku i troski.
-Nie..nnnie wiem-powiedziała zasapana.-Może jak usiądę to mi przejdzie.
Pomógł jej wstać.Usiadła na dużym głazie.Pochyliła Głowę w dół.Egipcjanin założył pierścień i usiadł kolo.Znów jego nozdrza zaczynały wychwytać zapach.Wstał i nachylił się nad nią.Oddychała głębiej.
-Alexandro ty krwawisz!-powiedział zszokowany.
-Ccco ?!-była spanikowana.O co mu chodziło?Ona miała tylko problemy z oddychaniem ,nie była ranna.-To nic pewnie jestem tylko przemęczona.
-Spójrz-ściągnął jej chustę.Na białej bluzce było pełno krwi.Dziewczynie serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.Skad krew na jej bluzce.
-Ale jak...jak ...jjja nic nnie robiłam.Byłeś caly czas....kolo..-nie dokończyła.Poczuła gwałtowny ból na ramieniu.
Szybko zaczął zdejmować z niej kurtkę.Spojrzeli na nie oboje.Zamiast sińca zobaczyła wypalony znak.Wygadał jakby została zapieczętowana rozgrzanym żelastwem.Jak zwierzęta które naznaczali.
-Coś ty zrobiła?!-zapytał przerażony jej stanem.Jeżeli on jest przerażony,to sprawa wygląda poważnie.
-Ja nic nie.... to nie mozliwe-spojrzała na niego zrozpaczona.-Co się ze mną dzieje?-łza popłynęła po jej bladym policzku.
Z jej znamienia płynęła krew.Ciecz była ciepła i lepka.Przerażała ja.Przecież Benjamin też teraz cierpi.Musi pilnować się.Poczuła kolejną falę bólu. Tym razem dołączyła do niej wizja.Zobaczyła swoja matkę.Dawała coś do dłoni Emse i Carlisle'a.Usłyszała skrawki rozmowy.Słowa:
ona nie może się niczego dowiedzieć.....jeżeli ona będzie wiedziała będzie w niebezpieczeństwie...mogą ją porwać do ...energii......zaufaj nam.....jak przeniesiecie się,kontrolujcie czy nie zbliża się........obiecujemy.....będziemy obserwować czy się pojawi.....nie chce by należała do tego świata,jest niewinna.Potem scena się zmieniła.Zobaczyła matkę jak się nad nią nachyla.Miała to same znamię na ramieniu.Mała Alexandra wskazała na nie.Zasłoniła je i uśmiechnęła się.Nie słyszała nic.Nagle zobaczyła przed sobą Benjamina.Wizja zniknęła.Tak mocno ją osłabła,ze osunęła się z kamienia.Wampir ja złapał.Spojrzała na niego w pół przytomna.
-Esme...on bbędzi wiedzz...-próbowała powiedzieć.
-Miałaś wizję?Widziałaś ją?
Kiwnęła głowa.Powieki zaczęły opadać.Starała się je zatrzymać ,lecz nie udało się.
-Nie zamykaj oczu-powiedział-nie zamykaj ich-poczuła,ze wziął ja na ręce.
-Calisle....Esme....oni...moja matka...-szeptała.Podejrzewała,ze oni coś wiedzą
-Alex nie zamykaj oczu-poczuła,że się przemieszcza.Jego twarz był bliska jej.-Nie możesz....-ale już nie dosłyszała.Świat zniknął,głosy ucichły.Była tylko ona z agonią i mrokiem.
***
Zamknęła oczy.Nie mogła ich zamknąć.Nie rozumiał co się dzieje.Miała na ramieniu wypalony znak.Niczego jej nie zrobił.Byli nad wodospadem.Rozmawiali.Widział,że cierpi.Jak zobaczył jej krew , zamurowało go.Niczego sobie nie zrobiła.Obiecała mu to i wierzył.nie mogła sama sobie tego zrobić.Widział jak byla przerażona kiedy zauważyła znamię.Co to mogło być?Nie wiedział niczego.Nienawidził tego stanu.Była taka bezwładna.Na jej czole były malutkie kropelki potu.To było dziwne.Byla zimna.Oddychała tak delikatnie ,że prawie w ogóle.Była bledsza niż jej prawdziwa cera.Miał nadzieje,że Carlisle będzie wiedział jak jej pomóc.Był już prawie przed ich domem.Kiedy się pojawił zobaczył przy srebrnym samochodzie Emmeta z Rosalie.Właśnie przyszła Alice.Chciała im coś powiedzieć.Spojrzeli na niego.
-Coś ty jej zrobił!-wykrzyknął na ich widok.Chciał podejść ale Rosalie go powstrzymała.
Alice szybko do niego podeszła.
-Carlisle i Esme zaraz będą.Chodź z nią do salonu-popędziła do.
-Alice-odezwał się do nie Emmet.
-On tego nie zrobil.Wyjaśnią nam wszystko niebawem.Nie wiem co jej jest,ale w wizji Carlisle z Esme wiedzieli.Nie wiem co się z nią dzieje.
-Wrócili-powiedziała Rose.
Benjamin odwrócił się w kierunku małżeństwa.Wrócili z lasu.Kiedy zobaczyli nastolatka w jego ramionach,szybko podeszli.
-Alice przygotuj szybko pokój na górze-rozkazał Carlisle poważnym tonem.
-To nie mogło się zacząć,nie mogło.
Pan Cullen wskazał by za nim poszedł.Zrobił to.Dziewczyna przestawała oddychać.Nagle w salonie pojwiła się reszta rodziny.Wyczuli krew nastolatki.
-Boże Alexa!-była to Renesmee-co jej jest?!-spojrzała ze szklistymi oczami na bliskich.
Nikt nie wiedział.
-Rose przynieś okłady,Esme przynieś księgi.Jeżeli nie uwolnimy jej mocy to ona ją zabije.
-Co? Jakiej mocy?-zapytała Bella.
-O czym wy mówicie?-zapytał Benjamin.-Powiedziałeś jej ,ze jest człowiekiem!
-Bo była nim by gdyby coś nie uwolniło jej mocy.Chodź na górę,trzeba jej pomoc.
Szybkim ruchem pojawili się w pokoju.Położył delikatnie ją na materacu.Przyszła Esme z księgą i Rose z okładami.Doktor wyciągnął coś podobnego do pióra i atramentu.Zaczął rysować symbole na ramieniu.Mniejsze i bardzo podobne do tego co jej się pojawił.Poruszyła się.Jej oddech przyśpieszył.Klatka piersiowa zaczęła się poruszać.Na czole miala pot.
-Jest gorzej.Esme znalazłaś już w księdze informację?
-Szukam.Gdzieś tu jest.
Poruszyła delikatnie głową.Jej oddech zanikał.
-Znalazłam.Musi połączyć się więzią z kimś ,kto jest często z jej otoczenia.
-Renesmee,ona jest jej najlepszą przyjaciółką-powiedział Benjamin.
-Jeżeli się nie połączy z kimś lub nie będzie to dobra osoba,ona umrze-powiedziała Esme.
-Ty jesteś z nią blisko.Jesteś z nią cały czas-odezwała się Rosalie.
Spojrzał na nią.Powiedziała to.Mimo tego,że nienawidziła go, powiedziała to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz