Translate

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 19 Rozmowa i tajemnice

Po prysznicu i wysuszeniu włosów ,poszła do garderoby.Patrzyła na ubrania zszokowana.Kupił jej bardzo drogie rzeczy,a była tylko jego przyjaciółką.Przypomniał jej się wczorajszy pocałunek.Był przypadkowy.Chciała na niego spojrzeć i powiedzieć mu,ze jest wdzięczna za to wszystko.A on nachylił się by ucałować jej czoło,by poczuła się bezpiecznie.Był taki delikatny.Spodziewała się,ze jego usta były by lodowate jak jego skóra.Ale myliła się ,pyły letnie.Przyłożyła do ust prawą dłoń.Było to urocze.Wybrała z pośród ubrań brązowe rurki,białą bokserkę i sweterek w stylu over size robiony drutami.Do tego buty na korku,ciemno beżowe.Lubiła ubierać się w ten kolor ,gdyż jej kolor skóry był ocieplony i podkreślał kolor oczu i włosów.Wyglądała bardzo dobrze.Na szyki miała medalion od mamy z którym się nigdy nie rozstawała.Nigdy go nie ściągnie,a na pewno po tym czego się dowiedziała z listu.Łzy automatycznie podszedły do oczu.Jedna jej się wymknęła i spłynęła po policzku.Szybko ją starła.Czuła kłujący ból w sercu.Jej własny ojciec,mąż jej matki zamordował.Zamordował jej matkę.Czy ona będzie następna?Czy będzie potrzebował jej zamiast zmarłej do swojego celu?Tego nie wiedziała.Przemyła ponownie twarz.Nie było już widać,ze miała załzawione oczy.Musiała być dzielna.Mama na pewno by tego chciała.Zostawiła porządek w łazience,a w garderobie zostawiła na kanapie swoją sukienkę i buty.Wyszła z pokoju.Ten nowy sweterek przyjemnie grzał.Był świetny ale i tak źle się trochę czuła ,ze nosi na sobie tak drogie ubranie.Nie musiał niczego jej dawać.Nigdy nie wysyłała takich sygnałów.A jednak to zrobił.Zaprojektował jej piękny pokój jak ze snu.Kupił pełno ślicznych ubrań dla niej.A co ona może mu zaoferować?Pomogła mu się odnaleźć się w tym wieku.Ale dała mu tylko laptopa.Sam resztę zrobił.Będzie musiała z nim o tym porozmawiać z nim.Zeszła do salonu.Zorientowała się,ze zostawiła komórkę w domu.Jack pewnie do niej wydzwaniał.Będzie musiała go przeprosić.Zobaczyła,że na stole jest talerz z trzema naleśnikami i syropem klonowym.Skąd wiedział ,ze uwielbia ten syrop?Do tego sok pomarańczowy,jej ulubiony,bez którego nie rozpocznie dnia.Siedział przy stole i zakończył rozmowę.Spojrzał na nią.Uśmiechnął się.Odwzajemniła gest.
-Wybacz ,ze tak długo.Zasiedziałam się-powiedziała siadając.-To dla mnie?Jak to zrobiłeś?
-A dla kogo innego?-pokazał swoje białe zęby.-Na razie to wszystko co umiem w kwestii gastronomicznej.Więc jak dłużej sobie tu posiedzisz,będziesz miała ich dość.
-Wątpię.Skad wiedziałeś ,że uwielbiam to danie?
-Obiło mi się o uszy.
-Esme?-pokiwał głową.
-Na pewno nie robię takich jak ona.Wygląda nieźle ale nie wiem czy to bezpieczne jeść je z mojego wykonania.
-Zaryzykuje-odkroiła mały kęs.Spojrzała na niego.-Jakby co umiesz zasady pierwszej pomocy?
-Jesteś złośliwa-pokazała mu język i włożyła kawałek do buzi.
Był bardzo dobry.Nie wiedziała,ze będzie to tak smakowało.Esme jest dobrą nauczycielką w kuchni.Przełknęła. Spojrzała na niego i udawała ,ze się zastanawia.Patrzył na nią z niecierpliwością..
-Jeszcze żyję-zaśmiała się.-Jest przepyszne.-wzięła następny kęs.
-Bogowie dziękuje ,że jej nie otrułem-powiedział spoglądając w górę.
Na szczęście dziewczyna miała pustą buzię,inaczej jedzenie miałby na twarzy.Rozśmieszył ją. Śmiała się z jego przejęcia.Naprawdę bał się ,ze nie będzie jej smakowało.
-Dlaczego ty si tak tym martwisz,co?Przecież sama mogłabym sobie zrobić jedzenie-zjadła następny kęs.Z tależa zniknęło półtora naleśników z trzech.-Jestem pełna.
-Zjesz to wszystko-powiedział-nie wypuszczę cię z tąd.
-Dlaczego?-zapytała poważnie.
-Wczoraj-zamilkł na chwilę-jak przebierałem cię widziałem jak jesteś wychudzona.Bardzo mocno żebra ci widać.
-A to.To nic.Od zawsze tak mam-za czerwieniła się.
-Nie rozumiem.Powiedz mi wszystko.
-Raz w wieku dziesięciu lat coś się stało.Teraz tym bardziej tego nie rozumiem po tym liście.Byłam z mamą w nowym domu w Sydney.wyprowadziłyśmy się z Londynu.Był to początek.Tam zaczęły się problemy.Nagle schudłam.Mama była spanikowana,nawet za bardzo.Leżałam w łóżku.Sądziłam ,ze byłam chora.Pamiętam głos mamy.Zapytała się czy to nie jest skutek arhdy.Nie wiem co to jest.Ale pamiętam,ze przed wyprowadzką jakiś mężczyzna był w domu i skaleczyłam się.Pamiętam niebieski błysk.Chyba burza była.Od tamtej pory,od tamtego światełka zaczęłam mieć normalną wagę.Ale nigdy nie będzie taka jak powinna.Zawsze będzie mi brakowało do normy.Ale nie jestem ,aż tak wychudzona.Organizm został osłabiony.
-Powiedziałaś arhdy?!-zapytał przenikliwie.
Spojrzała.Nie rozumiała dlaczego był tak przejęty.
-Tak.Dobrze pamiętam.Mama potem mi powiedziała,ze zachorowałam.Ze miałam zwidy przez nią.A dlaczego pytasz?
-Arhda to nie choroba,to trucizna.Stosowana przez lud który wyginął wiele lat temu.
-To nie możliwe.To...zaraz.
-To dlatego twój ojciec sądzi ,ze nie żyjesz.Musiał ci to zrobić.
-To nie-zakryła twarz dłońmi-nie mógł tego zrobić.
Usłyszała ,że odszedł do niej.Odsunął jej krzesło w bok stołu by była na wprost niego.Usiadł na krześle obok.Siedział na przeciwko.Wziął jej dłonie w swoje.Była przerażona i zdezorientowana.Patrzyła na kolana.To nie możliwe.
-Spójrz na mnie-powiedział poważnie,zrobiła to.-To tylko domysły.Nic nie jest pewne.Porozmawiamy z Esme i Carlislem.Oni znali twoją matkę najlepiej.Jakoś odnajdziemy adresata listu,który dostałaś.Poradzimy sobie.
Pokiwała twierdząco głową.
-Poradzimy-powiedziała cicho-poradzimy sobie.Na pewno.
-Co to będzie dla ciebie.Sprawiłaś ,że faraon usługuje dziewczynie z dwudziestego pierwszego wieku-zaśmiał się.Jego uśmiech był zaraźliwy.Odwzajemniła to.
-A teraz jedz.Sprawię,że te widoczne zebra znikną.Doprowadzę do cudu.
***
Po śniadaniu poszła sprzątnąć naczynia.Benjamin mówił by to zostawiła ale na swój upór pozmywała.Została tak wychowana i była z tego zadowolona.Weszła do salonu.Nie może tu długo zostać.Nie chce go wykorzystywać,co prawda boi się być sama .Musi jeszcze zadzwonić do Jack'a,ze wszystko u niej w porządku.Zatrzymała się.Salon był pusty ,a słyszała głosy przy wejściu.Poszła w tamtą stronę.Była totalnie zaskoczona.W drzwiach stał on wraz z Esme ,Carlislem,Edward z Bellą i Renesmee .Przyjacióka od razu do niej podeszła i przytuliła.Było to miłe z jej strony.
-Alex co się stało?-powiedziała jej na ucho.
-Nic wam nie powiedział?-zapytała.Kiedy pokiwała przecząco głową wyznała-zaraz się dowiecie.
Szatynka przytuliła się mocniej do pół wampirzycy.Wszystkie łzy już zostały wylane poprzedniego wieczoru.Toteż nie uroniła ani jednej.Odsunęła się trochę od niej.Uśmiechnęła się lekko.Dziewczyna również to zrobiła.Podeszła do niej Bella.Esme ,Carlisle i Edward rozmawiali z Benjaminem.
-Cześć Alex-przytuliła ją brunetka.
-Hej Bells-uściskały się-Skąd się tu wzięliście?Zadzwonił do was?
-Tak zadzwonił i powiedział,ze sprawa dotyczy ciebie i twojej matki.Alice widziała w wizji jak czytasz jakąś kartkę i wybiegasz z domu.Dzwoniliśmy ale nie odebrałaś.Poszliśmy do ciebie do domu.Nie było nikogo.Baliśmy się strasznie o ciebie.Potem zadzwonił Benjamin.
-Rozumiem.Dziękuje ,ze się tak troszczycie,to miłe.
-Nie przejmuj się-uśmiechnęła się i potarła jej ramię.-Sprawa jest ,aż tak poważna?
Mogła tylko pokiwać głową.
-Alex chodź ,usiądziemy-usłyszała głos Egipcjanina.Spojrzała na niego.Wszyscy ,prócz Nessie poszli do salonu.
Przytaknęła.Przyjaciółka chwyciła ją za rękę.Mimo tego,że nie wiedziała co nastolatka ma jej powiedzieć i bliskim,wspierała ją.Usiadła na krześle przy dużym mahoniowym stole.Wszyscy wpatrywali się w nią i Benjamina.Zobaczyła,że ma list ,który dostała.Wzięła go z jego ręki.Spojrzała na niego porozumiewawczo.
-A więc-zaczęła-Benjamin do was zadzwonił w pewnej sprawie.Wczoraj wieczorem dostałam list.Ktoś musiał w nim  być bo leżał na stole.Dowiedziałam się z niego,że...-zamilkła te słowa były trudne dla niej.
Poczuła drobną dłoń Esme na swojej.
-Spokojnie-powiedziała-powoli.
Nastolatka się uśmiechnęła.Była jej wdzięczna.
-Chcę wam to powiedzieć,ponieważ znaliście moją mamę bardzo dobrze.Byliście jej przyjaciółmi.Chodzi o to,że...została zamordowana-jej ręce się trzęsły,dlatego położyła je na nogach,by nikt ich nie zobaczył.Spojrzała na przyjaciół.Nessie przyłożyła z Bellą do ust dłonie.Edward był zaskoczony ale nie w dobrym znaczeniu.Esme chwyciła męża za rękę ,a na ich obojgu twarzach malowało się współczucie ,troska i przerażenie.Byli w szoku,nie dziwiła im się.
-Ale-zaczęła Esme-przecież..-zamilkła.Spojrzała na męża.Odwzajemnił to spojrzenie.Było w nim zrozumienie.
-Ale kto to zrobił?-zapytała Bella.
Nessie patrzyła przerażona ze współczuciem na nią.
Alexandra spojrzała na Edwarda.On już wiedział.Wyczytał to z jej myśli.
-Została zamordowana przez mojego ojca-dwie łzy poleciały z jej oczu.Szybko je starła.Poczuła na lewej dłoni czyjąś.Był to Egipcjanin.Uścisnął ją.Wspierał.
-To niemożliwe-powiedział Carlisle.-Gabriela,twoja matka powiedziała,że odszedł.Z kąd te przypuszczenia?Nie wiadomo czy on żyje.
-Wszystko jest tutaj-wyciągnęła mu dłoń z kopertą.Ręka się jej trzęsła.Wziął list ,przy okazji uścisnął dłoń szatynki na znak wsparcia.
Zaczął czytać .Zrobił to bardzo szybko i podał go małżonce.Przez chwile wydawało jej się ,że na jego twarzy pojawił się wyraz gniewu.Esme wyglądała na przerażoną.Kiedy wszyscy go obejrzeli zapadła grobowa cisza.Zauważyła,że Nessie cały czas spogląda na złączone dłonie jej i szarookiego.Po chwili Carlisle się odezwał:
-Teraz rozumiem.Ale jak by cię odnalazł?Z tego co tu jest napisane współpracuje z wampirami.
-Moja mama miala siostrę?-zapytała Pana Cullena.
-Była z nią kiedy byłaś dzieckiem-wyjaśniła Esme.-Pomagała twojej mamie.tylko tyle nam powiedziała.
-Nie wyglądała na osobę ,która uciekała -wyznała Bella.-Tylko na troskliwą matkę.Byłaś jej oczkiem w głowie.
-Teraz wiem ,dlaczego często się przeprowadzałyśmy.Ale mam do was jedno,ważne pytanie.-Spojrzała na małżeństwo.
-Pytaj skarbie-powiedziała Esme.
-Czy moja mama na pewno była człowiekiem?Czy była tylko nim,nie miala żadnych zdolności?
Dłonie Esme prawie nie zauważalnie zacisnęły się na dłoni męża.
-Była człowiekiem-powiedziała spoglądając na list.
-Ale dlaczego w takim razie ścigają ją wampiry?-zapytała szatynka.
-Tego nie wiem ale trzeba się dowiedzieć.-Powiedział Carlisle.-Edward będziemy musieli popytać wampiry z Alp.Może oni coś będą wiedzieli.
-O ile mogę się wtrącić-usłyszała głos Benjamina-czy Alexandrze coś grozi?
-W liście jest napisane,że myśli,iż nie żyje.Powinna być bezpieczna ale powinna być pod czyjąś opieką.-powiedział Pan Cullen
-Ale ta kobieta ją znalazła-powiedziała Nessie-a co jak inni ją znajdą?
-Myślą,że zmarła jako dziecko.To było wiele lat temu więc nie będą jej szukać-spojrzała na zielonooką ,najstarsza wampirzyca.-Twoja ciotka musiała wiedzieć od Gabrieli,gdzie będziesz mieszkać.
-To prawda.Dom kazała kupić mi mama.-Powiedziała Alex.-Ale ja nie widziałam jej siostry od siedmiu?Dziesięciu lat?
-Będziemy musieli się temu przyjrzeć-powiedział Carlisle -możemy zabrać ten list?
Potwierdziła ruchem głowy.Podał go Belli a ona go schowała.
-Najlepiej zajmijmy się teraz-powiedział.
Wszyscy wstali.Carlisle uściskał szatynkę ,podobnie Edward i Bella.Pożegnali się i wyszli.Została Esme z Nessie.
-Przykro mi Alex-przytuliła ją Nessie.
Podeszła Esme.Również ją objęła.
-Kochanie poradzisz sobie.Wszystko będzie dobrze.
-Dziękuje,ze mi pomagacie.Ale...-zamilkła na chwilę-możesz coś dla mnie zrobić?
-Co leży ci na sercu?-zapytała.
-Czy możesz wszystkich poinformować o tym wszystkim.O tym ,że rozmawiałaś z Benjaminem.-Spojrzała na niego i ponownie na nią.-Że nie jest zły.Rozumiem,że Emmet się martwi i inni.Po prostu nie chce by w wszej rodzinie były tajemnice przeze mnie.
-Dobrze,postaram się im to wyjaśnić.-Potarła jej ramię.-My już pójdziemy.Pamiętaj ,że cokolwiek by się działo masz nas i-spojrzała na Egipcjanina-i jego.
-Trzymaj się Alex-powiedziała Nessie.-Zadzwonię wieczorem.A i lepiej zadzwoń do Jack'a.Martwił się.Powiedziałam mu,że byłaś u nas.
-Dobrze dziękuje.
-Zaopiekuj się nią jak nas przy niej nie będzie -usłyszała,jak Esme mówi do Benjamina i ściska mu dłoń.
Pożegnała się z przyjaciółką.Ona również zrobiła to samo.Obie zniknęły za drzwiami.
Została sama z nim.Patrzył na nią z troską.Musi do tego przywyknąć.Rzadko pokazywał uczucia.Podszedł do niej.
-W porządku?
-Tak-nie wie czemu ale poczuła się bardzo mała.
-Chodź ,zadzwonisz do Jack'a.Pewnie umiera z niepokoju.
Pokiwała głową.Poszła z nim.
***
-Alexandra ,dlaczego nie odbierałaś?!-uslyszala głos przyjaciela.
-Wybacz Jack-powiedziała-byłam u doktora Cullena.Zostawiłam telefon w domu.Teraz z Benjaminem zajmujemy się dokumentami do...em dotyczące wymiany.
-Alex wszystko w porządku?-zapytał podejrzliwie.
-Tak,po prostu jeszcze trochę boli mnie głowa-oszukała go po raz kolejny.Źle się z tym czuła.
-Rozumiem.Będziesz w szkole?
-Tak,powinno mi przejść.Jak było na imprezie?
- Była świetnie.Wszyscy żałowali,że nie przyszłaś z Benjaminem.Lisa się o niego pytała.Chyba wpadł jej w oko.-Usłyszała jego śmiech.-Szkoda,że cię nie było.Ale trudno.Wracaj do zdrowia.
-Dzięki.
-Wychoruj się i pozdrów swojego kumpla.
-Tak jest-powiedziała.Starała się by brzmiało to pogodnie.
-Do zobaczenia Alexa.
-Cześć-rozłączyła się.
Odłożyła delikatnie telefon na szafkę nocną.Wzięła do ręki małą figurkę piramidy.Przypomniał jej się czas ,kiedy jako dziecko marzyła by tam polecieć.By zobaczyć wszystkie zabytki.Usłyszała pukanie do drzwi.Nie musiała mówić wejść.Od razu się otworzyły.Wszedł do pokoju.Od razu pojawił się przy niej.Odłożyła piramidkę.Czuła się jak ofiara słabego horroru.Wymęczona psychicznie,bez chęci życia.Łza spłynęła po policzku.Poczuła,że Benjamin ją ściera.Spojrzała na niego.Podciągnął jej nogi i usadził ją na swoich kolanach.Z największą delikatnością przytulił ją.Była mu za to wdzięczna.Oparła się o niego.
-Wszystko będzie dobrze-powiedział.
Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.Miała ochotę przestać istnieć.jej mama była cały czas przy niej.Chroniła ją,opiekowała się nią,kochała.Zrobiła wszystko,a nawet więcej niż powinna.A ona?Nie uratowała jej.Została zatruta kiedy była w szkole.Przypomniało jej się.Kiedy po powrocie do domu znalazła ją w łazience.Leżała nie przytomna z małą fiolką w dłoni.Była pusta.Siedemnastoletnia Alexandra podbiegła do niej szybko.
-Mamo!-krzyknęła i podbiegła do niej.
Obudziła się po chwili.Była w pól przytomna.
-Alexandro zamknij drzwi.Sprawdź czy nikogo tu nie ma.
-Nikogo tu nie ma.Dom jest pusty.Ktoś cię zaatakował?
-Nie,nie-wymruczała Gabriela-dom był otwarty.Zamknij go.
Szybko poszła i zakluczyła dom.Wróciła do mamy.Siedziała oparta o ścianę.Wzięła ją pod ramię.Poszła razem z nią.Położyła na łóżku.Jej ramię krwawiło.
-Jesteś ranna-powiedziała przestraszona szatynka.
-To nic.Nic mi nie będzie.
-Przyniosę apteczkę.
Kiedy zabandażowała jej ramię,matka spała.Wyglądała wtedy blado.Młoda nastolatka była wtedy przerażona.Kiedy wieczorem się obudziła była niespokojna.Cały czas pytała.
-Czy nikogo nie ma w domu?
-Nie,mamusiu.Jesteśmy same.Jak zawsze.Co się stało?Dlaczego pytasz czy ktoś tu jest?Zaatakowano cię?
-Nie.Po prostu śniło i się coś.Będziemy musiały się przenieść.
-Mamo.Mieszkamy w Forks już najdłużej.Myślałam,że nie będziemy musiały się przenosić.
-Będziemy musiały.
-Porozmawiajmy o tym jutro,odpocznij.Co się stało,kiedy mnie nie było?
-Nic kochanie,nic.Zasłabłam i uderzyłam się.Nic mi nie będzie.
Wiele miesięcy później powiedziała straszną wiadomość.
-Mam raka kochanie.Nie mam wiele czasu.Musiałam ci to powiedzieć.
Alexandra rzuciła się wtedy w ramiona matki.Płakała wraz z mamą.Co prawda Gabriela miala problemy z wagą ale nie wiedziała,ze jest tak poważnie.Starała się nią opiekować.Przestała spotykać się z przyjaciółmi.Przestała kontaktować się z Cullenami,którzy dopiero i co się wyprowadzili.Sprzątała w domu,grała mamie na fortepianie.Gabriela chciała by Alexandra występowała.Śpiewała i grała na fortepianie.Kiedy stan się pogarszał grała mamie w domu.
-Będziesz najsławniejszą pianistką-powtarzała jej matka.
Grała,aż do ostatniego jej upadku.Dzień przed śmiercią grała jej.Kobieta zaczęła tracić przytomność.Alexandra wezwała pogotowie.W szpitalu dowiedziała się,że to tylko tymczasowy stan.Kiedy obudziła się następnego dnia,zbliżał się koniec.Matka była zbyt słaba.Lekarze mówili,że przeżyje jeszcze kilka miesięcy.A umarła tak nagle.Jack był wtedy przy niej.Potem Josh.Ale mimo tego czuła się samotnie.Jacka mieszkał w New Pol.Jej matka powiedziała,że tam kupila dom i by ona tam zamieszkała.Spełniła jej prośbę.
Wróciła do rzeczywistości.Powrót do wspomnień byl bolesny.Matka nie umierała przez chorobę.Umierała przez truciznę,a ona niczego nie zauważyła.To takie podłe uczucie.Ale gdyby wiedziała o tym,że jest otruta co by to dało?Mama chciała ją chronić.Martwiła się o nią nawet w obliczu śmierci.Najchętniej by podcięła sobie,żyły.Chwyciła swój nadgarstek z wizją jakby to robiła.Nie nie zrobi tego.Rodzicielka nie po to ją chroniła,nie po to się poświęciła by ona teraz to zaprzepaściła.Benjamin spojrzał na nią i powiedział jakby czytał w jej myślach.
-Nie zrobisz tego.Nie skrzywdzisz się.
Spojrzała w jego oczy.Zaczynały robić się szkarłatne.Potrzebował krwi.
-Nie chce tego zrobić.Nie po to poświęciła życie by mnie chronić.Nie chce jej starań zaprzepaścić.
Przytaknął głową.
-Wrócę do domu.A ty idź na polowanie.Długo na nim nie byłeś.
-Nie zostawię cię samej w domu.Odwiozę cię i będę tam z tobą.
-Dobrze ale potem weźmiesz krew z pudła.
-Nie zrobię tego-wyznał.-Ona może kiedyś się tobie przydać.
-To pójdziesz na polowanie.Proszę.Zrób tylko to.
Jej oczy cechowały upór.Uśmiechnął się do niej.
-Zawsze musisz być taka uparta?
Odwzajemniła nieśmiało gest.
-Nawet wampiry sobie ze mną nie radzą.Chyba rzeczywiście jestem uparta.
-Punkt za przyznanie się.Skoro wampiry z tobą sobie nie radzą to świadczy tylko o twojej wyjątkowości.
-Albo o dziwności.Jaka normalna nastolatka siedzi wampirowi na kolanach?A on ją pociesza i przytula?
Zaśmiali się oboje.

***
-Carlisle ,przecież musimy coś zrobić.-Powiedziała Esme.
-Zgadzam się tylko ,co?Byłem przekonany,że Richard,mąż Gabrieli nie żyje.A okazało się z listu  ,że żył rok temu.Nie wiemy co teraz z nim jest.
-Gabriela chroniła ją przed nim jak tylko mogła.Starała się by nie wiedziała o swojej mocy,o swoim pochodzeniu.Jeżeli moc Alexandry się uaktywni będzie w niebezpieczeństwie.Większym niż teraz.
-Sama widziałaś,że jej aury nie ma.Miałem ten pierścień od Gabrieli na sobie.Nie widziałem by miała aurę.To znaczy,że skoro nie wie nic o swoim pochodzeniu moc nie uaktywni się i będzie normalnym człowiekiem ,nie będzie jedna z singularis*.Nie będzie zaklętą.
-Może ma jakieś przebłyski?Renesmee mówiła,ze ostatnio,przed tym jak Benjamin pojawił się w szkole ,Alexandra zachowywała się dziwnie.
-Gdyby miała jakieś wizję czy znamię powiedziałyby to Nessie.Bardziej mnie niepokoi Richard.
-Ale skoro Astera napisała ten list znaczy, może jednak wie o jej istnieniu?Może dowiedział się,że Alexandra żyje.
-Tylko od kogo?Sprawy mają się gorzej niż myślałem.Gabriela otruta.Potrzebowali jej wtedy do przekazania mocy.Kiedy się nie zgodziła , otruł ją.Ale nie rozumiem dlaczego?Przecież tylko ona miała taką wielką moc do przekazywania mocy,do zakładania wielkich zaklęć.Skoro myślał,że córka nie żyje dlaczego to zrobił?
-Nie wiem ale musimy coś zrobić.Ona jest przerażona.On współpracuje z wampirami.A co jeżeli to tropiciele?
-Benjamin jest przy niej.Obroni ją gdyby coś się działo.
-Ona nie przypadkowo tu się przeprowadziła.Gabriela załatwiła jej dom tu.Musiała jakoś wiedzieć gdzie jesteśmy,bo tylko my prócz niej znamy prawdę.Teraz już tylko my ją znamy.
-Chciała coś nam przekazać.Tylko co?



*z języka łacińskiego: wyjątkowa,wyjątkowi.
Singularis- nowa rasa zaklętych.Dzieci pół wampirów i zaklętych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz