Translate

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 15 Opowieść Benjamina

Na zegarku była 7:34.Wstała z ociąganiem.Niestety jeżeli się obudziła znaczy ,ze już nie zaśnie.Wzięła pierwsze z brzegu jeansowe rurki i  bluzę złotą z czarnymi napisami wkładaną przez głowę.Była jej za duża przez co wyglądała słodko.Po prysznicu wybudziła się trochę.Przypomniała sobie ,że Benjamin jest jej podopiecznym.Uśmiechnęła się.Nie przepuszczała,ze Egipcjanin ,aż tak namiesza.Szła schodami ziewając co chwilę.Znów nie mogła spać.Śnił jej się mężczyzna z jakimś tatuażem czy znamieniem na ramieniu.Patrzył się przed siebie.Mówił coś szeptem ale nie rozumiała.Nagle białe światło i zobaczyła las.Ktoś biegł.Byla to dziewczyna.Nie widziała jej koloru włosów ani wyglądu.Słyszała tylko krzyk.Zobaczyła ,ze zostawiła szkarłatne ślady.Była to krew.Dziewczyna była ranna.Był to dziwny koszmar.Kiedy w nocy się budziła nie mogła zasnąć.A kiedy jej się udało miała lekki i niespokojny sen.Zeszła na dół.Zobaczyła,że Benjamin nadal siedzi przy laptopie.Spojrzał na nią i poslal jej jeden z pogodnych uśmiechów.
-Dzień dobry -powiedział-החתול שלי.
Znów zaczął mówić po hebrajsku.
-Dzień dobry-powiedziała-nie mów do mnie kotku-warknęła ale nie złośliwie.
On spojrzał na nią zaskoczony i pełen podziwu.
-W telefonie mam słownik.Wiem co oznacza te słówko.Nie mów do mnie tak.
-Jesteś bystra-uśmiechnął się promiennie-szkoda.Wymyśle coś nowego.
-I jak ci poszła nauka?-podeszła do niego i spojrzała na ekran monitora-najnowsze samochody dwudziestego pierwszego wieku?-spojrzala zaskoczona.
-Tak a co?-zapytał jakby od niechcenia-już wszystkiego się nauczyłem.
Ona patrzyła na niego z niedowieżaniem.
-Co chcesz wiedzieć?Instrukcje obsługi IPhona?Jak tworzone są samochody czy inne wynalazki?
-Ty .... ty....-była w szoku-ee.....jak?
Zaśmiał się.
-Miałem całą noc.Przeczytałem praktycznie o wszystkim.Chyba wpasuje się w tą epokę.
-To w takim razie obsłuż telewizor-dała mu pilot.
Wziął go od niej i zaczął majstrować.Przy okazji dowiedziala sie o wielu funkcjach, o których nie miała pojęcia.Z wrażenia usiadła koło niego na kanapie.
-A tu masz jeszcze opcję 3D-spojrzał na nią-i co?
-Wow-tylko to mogła powiedzieć-ja chyba nadal śpię.Idę do kuchni coś zjeść-poszła zszokowana.
Wyciągneła z szafki pudełko płatków cynamonowych i mleko z lodówki.Zrobila sobie śniadanie i weszła do pokoju.Siedział na kanapie i patrzył na jakiś film.Usiadła na fotelu.Zaczęła jeść i przeglądać telefon.Sprawdzala wiadomości i prognozę pogody.Ale miała wrażenie ,że ktoś ją obserwuje.Spojrzała na Benjamina.Wpatrywał się w nią jakby była czymś fascynującym.Przełknęła i spytała.
-Co?!
-Podziwiam cię jak jesz.Dawno nie widziałem nikogo ,kto by jadł.Zazwyczaj wszyscy ktorych znałem pili krew.
-I to jest takie fascynujące?-zapytala hamują śmiech.
Twierdząco pokiwał głową.
Jadła dalej ,lecz nie długo.Cały czas wpatrywał się w nią.Kiedy ich oczy znowu się spotkały wybuchła smiechem .Na szczęście wcześniej przełknęła jedzenie.
-Proszę cie przestań ,nie mogę jeść.
-Dlaczego ty tak mało jesz?Kiedy byłem jeszcze człowiekiem ,to nie byłoby nawet przystawką.
-Mi wystarczy-powiedziała biorąc ostatni kęs.
-Zapowiada się anoreksja-powiedział
-Słucham?!-odwróciła się do niego zaskoczona-skąd ty wiesz o tej chorob....-spojrzała na laptop-masz szlaban na laptopa-powiedziała zezłoszczona.
-Szlaban?Ja?Zapomniałaś kim jestem?
Spojrzała na niego z przymrużonymi oczami.
-Nie pyskuj-powiedziała-nie jesteś władcą.ja jestem panią tego domu nie ty.Masz się mnie słuchać bo jesteś uczniem z wymiany a ja twoim opiekunem.I nie wtrącaj się co do mojej wagi.Wszystko jest dobrze.
-Czyżby?A kto tu na kogo normalnie poluje?-spojrzał ironicznie na nią.
-Dupek-mrukneła i poszła do kuchni.Pozmywała naczynia i wytarła je.
Nie patrząc w jego kierunku poszla do swojego pokoju.Obraziła się.Nie lubiła jak ktoś czepiał się jej wagi.Zawsze miała z nią problemy i wychodziła na prostą.Rzucila się na łóżko.Lezala na ulożonej poscieli.Zanim zacznie przygotowywać ksiązki i nie zacznie się uczyć,postanowiła chwilę odsapnąć.Była zmęczona przez nie przespane noce.Przymknęła oczy.Uwielbiała tą ciszę.Tylko ona sama w tym pokoju,w swoim królestwie.Nagle poczuła czyjąś brodę na ramieniu.Wiedziała kto to mógł być.Spojrzała na niego z wyrzutem.Uśmiechnął się do niej zadowolony z siebie.
-Czego-mruknęła-słyszałeś o pukaniu do drzwi.Tego chyba nie wyczytałeś w internecie.
-Wyczytałem.Ale chciałem ci zrobić niespodziankę.Aż tak bardzo jesteś zła.
-Tak.Mam na ciebie focha o ile wiesz co to znaczy.
-Z tego co słyszałem od Jack'a to mam kiepską sytuację.
-Dosłownie-uśmiechnęła sie pod nosem.
-Śmiejesz sie ze mnie.Nie jesteś aż tak zła- szturchnął ją.
-A właśnie,ze jestm-uśmiechnęła się szerzej.
Spojrzał jej w oczy.Byly troszeczke ciemniejsze niz jego naturalny odcień.Patrzyla na niego.Mial takie wielkie ładne oczy.Ale kiedy udawał niewinną minę,nie mogła się powstrzymać.Zaśmiała się.
-Mówiłem-był widocznie zadowolony z siebie.
-Jesteś okropny.To jest zły podstęp.
Poczuła,ze położyl się na brzegu łóżka.Odwróciła się.
-Musisz kłaść się na moim łóżku?Przyzwyczajenie faraona czy wampira?
-I tego i tego-pokazal swoje idealne zęby-mam wyostrzone zmysły.Ten materac jet wyjątkowo miękki.Chyba przeniose się do ciebie.
-Nigdy w życiu-jego oczy były ciemniejsze-twoje oczy są ciemniejsze-stwierdziła.
-Będe musiał sie iść najeść-mruknął leniwie.
-Chyba nie chcesz mi tu powiedzieć,ze zabijesz kogoś-powiedziala przerażona.
On niczego nie powiedział.
-Blagam cie nie rób tego-powiedziala z lekiem.
-A jest inne wyjście?Zwierzęta?Ich krew nie jest tak dobra jak ludzka.
-Ale odbierasz komus życie.To takie nie sprawiedliwe.To nie my decydujemy czy ktoś ma umrzeć.Lubie zwierzęta ale nie jestem zapalona miłośniczka zwierząt.
-Poważnie?-zapytał
-Tak.To tak jakbyś odebrał kogoś bliskiego innym.A gdybyś zabił kogoś z mojej rodziny?Kogoś na kim mi zależy?Musi być inny sposób.
-Masz jakąś propozycję?-zapytał
-W mojej lodówce.Jest czarne pudło.W nim są kroplówki z krwią.Grupa 0 Rh+.Weź ją ,mi się już nie przyda.
-Po co ci krew w kroplówce?
-Po śmierci mamy wykryto we mnie braki krwi i anemie.Było kiepsko ale jest już dobrze.Brakowało mi zelaza we krwi.Dlatego każdego dnia jem sałatę i innej jedzenie z tym skladnikiem.
-Nie wiedziałem-był szczerze zdumiony-jak to wyglądało?
-Miałam za mało krwi.Nie wiem dlaczego ,lekarze też nie wiedzieli.Podawali mi kroplówki z krwią.Ale byl też brak zelaza.Miałam go mało bo za mało jadłam ,kiedy opiekowalam się mamą.I podawali mi je.Teraz wiesz po co one tam są,wszystko moze się zdażyć.A co się stanie jak nie nakarmisz się?Umieracie czy nie?
-Nie.Jesteśmy tylko oslabieni a pragnienie jest coraz większe.Jesteśmy wtedy bardzo niebezpieczni.Kiedy potrzebuje krwi oczy zmieniaja się na szkarlatne.
-Dlatego masz teraz ciemniejsze?
Pokiwal głowa.
-Jakie macie jeszcze zdolności?
-Szybkość o tym się już przekonałaś-uśmiechnął się łobuzersko,przez co ona też pokazała swoje zęby-sila,inteligencja,nieśmiertelność,zwinność ruchów i lepszy wygląd.Taki magnetyzm by kusić ludzi,swoje ofiary.Oczywiście ja zawsze byłem tak przystojny.
-O Boże ,dlaczego nie obdarzyłes go skromnością?-mruknęła
-Wiesz bogowie calkiem mnie lubili.Nie wiem o co ci chodzi.
-Bogowie?!-zapytala zaskoczona-oni...istnieli?
-Co cie w tym dziwi.To tak jaby cię dziwiło,ze jestem wampirem.
-Jacy oni byli?
-Normalni.Byli jak rodzina.Wspaniała była Hathor.
-Bogini milosci i nieba?A następnie muzyki i tańca?
-Tak-przytaknał-rzeczywiście  dużo wiesz o Egipcie.Była niesamowita.Troche ją przypominasz z zachowania.
-Byliście blisko ze sobą?
-Nie jeżeli o to ci chodzi-zaśmiał sie-też była taka uparta.Lubila mnie ,gorzej z moją siostrą.Nikt za nią nie przepadał.
-Rozumiem są jeszcze jakieś zdolności po przemianie?
-Ale jesteś ciekawska-spojrzał na nią i usiadł-usiądź-zrobiła to.-Ja mam moc żywiołów.Panuję nad wodą,wiatrem,ogniem i ziemią.Daj dłonie-ułożyła je jakby czekala na prezent-nie wystrasz sie ,dobrze?Poczujesz ciepło ale cię nie poparzy.
-Dobrze-powiedziała niepewnie.
Polożyl jej swoje dłonie pod jej dłońmi.Na początku poczuła lekkie ciepło ale nagle pojawił się płomień.Robil sie coraz większy i był w rozmiarach pileczki od tenisa.Patrzyła zafascynowana na dłonie.Benjamin wziąl swoje dłonie i patzył zadowolony z siebie.
-Jak zamkniesz dłonie płomień zniknie,a tak możesz się nim pobawić-zasmial się.
Wzięła jedną dłoń.Ogień znajdował się na tej jednej.Przyjrzała się drugiej rece i zobaczyła,ze nie jest poparzona.Bylo to fascynujące.Teraz płomyk skierowała na palce i z powrotem na obie dłonie.Zamknęła je jak do modlitwy.Otworzyła.Ognia nie było.Spojrzała zadowolona na niego.
-Podoba mi się.Też tak bym chciała.
-To jesteś pierwszą osobą ,której się to podoba.Ojciec twierdził,że mogę dzięki temu mieć władzę.Matce się to też w sumie podobało.Ale moja siostra-pokiwał przecząco głową.
-Dlaczego ty tak marudzisz na tą Kleopatrę-usiadła po turecku.
-Kiedy byliśmy ludźmi nie było żolnieża ,sługi czy niewolnika z ktorym by si nie przespała.Zazdrościla mi wladzy.Miałem być faraonem-zaczął bawić się jej brzegiem bluzy-potem zostalem przemieniony przez ojca.Zacząlem ''tak zwanie ze znajomymi'' chodzić na łowy.Upojałem się krwią do nieprzytomności,jak ludzie alkoholem.Potem jak ty na nią mówisz.....Kleo?
-Tak,ale nie opowiadaj mi skoro nie chcesz.
-Kleo-kontynuował- też została przemieniona.Przekupiła grono niebezpiecznych wampirów by mnie zamknęli a ona wzięła by tron.I sprytem jej się udało.W dniu koronacji założyli na mnie klatwe.Zawładnęli nad moim umysłem.Byłem tak zwanie uśpiony.Starałem się walczyć ale coś mi wstrzyknęli w ramię.Byłem osłabiony i nie zdolny do obrony.Zamknęli mnie w tej swiątyni.Moi rodzice im w tym pomogli.Głównie ojciec,matka nie mogla nic zrobić.Kleopatra śmiała sie ,że przejmie tron.Matka jedyna się za mną wstawiła.Ona nie została przemieniona.Nie chciała.Kiedy ostatni raz ją widzialem ,plakała.Zawsze mnie broniła,nawet wtedy,kiedy zabijałem dla zabawy.-w jego głosie bylo słychać żal.-pochowali mnie w sarkofagu jak zmarłego.Upozorowali moją smierć.Kilka dni bylem przytomny.Slyszalem glosy ludzi.Kleopatra przejęla tron.Matka umarła ze smutku,ojciec jej nawet nie opłakiwal.Znalazl nową kobietę i patrzył jak moja siostra każdego obsluguje-powiedzial ze wstretem ostatnie zdanie-Po jakimś czasie zmarła.Ktoś ją w końcu zabil,a w kartach historycznych piszą ,ze popełnila samobójstwo.Ale jet szcześliwe zakończenie.Po prawie trzech tysiącach lat znalazła mnie młoda dziewczyna,która pomaga mi zrozumieć to wszystko.Znalazla.W moim więzieniu.
Usmiechnęła się słabo ale na chwilkę.
-Przykro mi,nie wiedziałam-powiedziała smutna.
Spojrzał na nią.
-Nie musisz się zasmucać.To tylko przeszlość-delikatnie dotknął jej policzka-gdyby nie to nie znalazłabyś mnie.Nie byłoby tak ciekawie-uśmiechnął się smutno-i pewnie nie dożylbym tych czasow.
-Ale to nie było w porządku co do ciebie.Własni rodzice...własny ojciec....-umilkła.
-Bywa-powiedział-nie martw się tym.On po prostu mnie znienawidzil kiedy się urodziłem.
-Podobnie było z moim...-powiedziala cicho.
-Jak to?Twój ojciec żyje?-zapytał zaskoczony.
-Tak-przeniosła wzrok z rąk na niego-chyba,nie wiem.Kiedy byłam jeszcze w brzuchu mamy i dowiedział się,ze to dziewczynka ,odszedł.Zostawil kobietę z dzieckiem.Przezemnie mama była sama.
-Nie mow tak-powiedział-gdybyś urodziła sie chlopcem nie przytuliłbym cię.
Założyla mu ręe za szyję i przytulila się do niego.Chłopak sie już tego chyba nauczył,gdyż przyciągnął ją do siebie.Delikatnie ją gładził.Czuł jej długie włosy pod ręka.Byly takie miękkie..
-Przykro mi,nie wiedziałam ,że tak źle miałeś.
-Mówiłem nie przejmuj się...-uscisnąl ją mocniej-chociaż łączą nas ojcowie-zaśmiał się smutno.
Przyłożyła policzek do jego ramienia.On przychylił glowę i delikatnie sie nimi dotykali.Delikatnie głaskał jej długie włosy.Dziewczyna mocno go trzymała.Lepiej się poczuła.
-Dlatego na początku chcialeś mojej krwi?-zapytala-bo kiedyś tyle jej piłeś?
-Tak,bylem taki głupi.Nowonarodzony wampir już tak ma.Ale podobno bilem rekordy.Cieszę się ,ze uciekłaś wtedy.Byłby to wielki błąd-spojrzal na nią i uśmiechnął się.
-Ale z ciebie lizus-powiedziała,by polepszyć atmosferę.
-Wiem ale to wszystko przez ciebie.
-Nowonarodzone wampiry aż tyle zabijają?
-Tak.One nie mają samokontroli.Trzeba sie jej nauczyć.Trwa to długo.Kilkanaście lat.Nowonarodzeni są najniebezpieczniejsi.Zabijają bez zahamowań.
-To boli?Przemiana.
-Niestety tak.Kilka dni w agoni.Kiedy się przemieniałem wszystko mnie bolalo.To tak jakbyś płoneła żywcem i była nakłówania przez noże.A suchość w gardle jest paskudna.Nie chcesz jedzenia ludzkiego.Chcesz krwi.
Odnuseła sie od niego.Wygladala jakby się zastanawiala.
-Mówiłeś ,ze kiedy zostałeś zamknięty ,założono wokól pełno zaklęć ,by nikt cię nie uwolnił.
Przytaknął.
-To jak ja ciebie uwolniłam?-zapytała.
-Tego nie wiem.-wyznał-na początku przyszedłem tu tylko dlatego,żebyś mi powiedziała.Sądziłem,że bogowie mi zesłali ciebie.Kiedy uciekłaś rozmawialem z nimi.Niczego takiego nie było.Byli zadowolenie,ze wróciłem.Po jakimś czasie bóg słońca Re i bóg księżyca Thot dali mi pierścień dnia i nocy.Dzięki któremu mogę chodzić w słońcu-pokazał jej pierścień.Był to złoty pierścień z srebrnym klejnotem ,księżycowym blaskiem.-nie wiedziałem gdzie jesteś.Szukałem cię za dnia i w nocy.Praktycznie chyba cały Egipt zwiedziłem od nowa.Potem w hotelu usłyszałem twoją rozmowe z Jack'iem.Przylecialem.Poobserwowałem cie.Potem szpital do którego cię znlazłem i nadal nic nie wiedziałem.Ale teraz mnie to nie interesuje.Jestem wolny.I to się liczy.
Chwycił ją za dłoń i bawił sie nią w rękach.
-Dziwne-powiedziała-przecież nie jestem ,żadną czarownicą.
-Nie byłbym tego taki pewien.
Spojrzała zaskoczona.
-Przyznaj mi skoro mamy dzień szczerości ,ty miałaś wizję.Wtedy w ogrodzie i chyba wcześniej jak mnie nie cierpiałaś.W mieszkaniu jak bawiłem się książką.
Patrzyła na niego zmieszana.Nie chciała nikomu mówić o tym.Ale bardzo chciała poznać przyczynę.
-No...emmm...tak jakby...chyba tak-spojrzała na swoje palce i zaraz ponownie na niego-tak.
-Co w nich było?
Opowiedziała mu całą historie.O wizjach ,koszmarach w nocy i zasłabnięciu.Słuchał uważnie.Chwilę milczał ale w końcu się odezwał.
-Nie sądzisz ,ze ten mężczyzna mógł być twoim ojcem?
-Też nad tym myślałam.Ale dlaczego miałby być w szpitalu?
-Wyrzuty sumienia?
-Nie wiem.Tak samo nie wiem ,o co chodzi z tymi wizjami.Zawsze je mam kiedy wspomnę coś o mamie.Ma to związek z nią.
-Dziwne -przyznał.
Spojrzała na zegarek.Siedzieli już kilka godzin.
-Miałam się pouczyć-powiedziała wstając.
-A ty znowu przy tych książkach.
-Ty też się przygotuj.Masz-podała mu kartkę-to jest plan szkoły.Zajęcia masz wypisane na odwrocie.Postudiuj sobie.
***
-Gdybyś widział jej minę Jake-powiedziała Renesmee-była totalnie zaskoczona.
-Domysłam się-powiedział rozbawiony-kiedy zobaczyła mnie i Seth'a miała niezapomnianą minę.
-A gdybyś widział jak morderczo patrzyła na Jack'a-powiedział Emmet-gdyby jej wzrok mógłby zabijać,chłopak byłby martwy.
-Dosłownie-zaśmiała się Nessie
Szli we trójkę w kierunku uczelni.Renesmee jako jedyna z rodziny do niej chodziła.Jacob odprowadzał często swoją ukochaną a Emmet czasem dochodził do tego spaceru.
-Wiadomo już co z tym Egipcjaninem?-zapytał Jacob.
-Nie-wyjaśnił wampir-ostatnio kiedy o nim słyszeliśmy to było...
-Kiedy Josh chciał ją zaatakować-powiedziała Nessie.-Uratował ją wtedy.
-A na początku chciał ją zabić-powiedział ze wstrętem wampir.
-Rozmawiałaś z Alexandrą o tym?
-Nie,teraz zajmuję się uczniem z wymiany.
-Ale ty chyba nie on?-wskazał Jacob na parking szkolny.
Z samochodu ich przyjaciółki wyszły dwie osoby.Alexandra.Była wyjątkowo uśmiechnięta.Miała na sobie czarne rurki,trampki identycznego koloru ,białą bluzkę i kurtkę ze skory.Jak zwykle włosy ją oplatały dookoła.Zaczęły jej się lekko falować.W prawej ręce miała czarną torebkę i teczkę z papierami.Ale drugą osobą był Benjamin.Rozmawiał z nią.Był w czarnych spodniach,beżowej bluzce i czarnej kurtce.Oczywiście na szyi miał brązowy szalik.Szli koło siebie.Dziewczyna z nim spokojnie rozmawiała.Podała mu jakąś kartkę.
Nessie na ten widok mówię odjęło.
-Widzę ,że wziął naszą sztuczkę-mruknął Emmet.
-Też udaje ucznia?Wiedziałaś o tym?-zapytał Jake.
-Nie.Gdybym wiedziała powiedziałabym wam.Ale on przecież....
-Chciał ją zabić-warknął Jacob
-Ale i uratował ją-spojrzała na niego.-Pogadam z nią.
-I to na pewno,zanim coś jej zrobi.
-My się nim zajmiemy-powiedział Jake patrząc na towarzysza
-Dobra ale najpierw z nią porozmawiam.
***
Alexandra była w sali biologicznej.Pisała właśnie egzamin dotyczący ludzkiego organizmu.Nazwy danych kości,tkanki,mózg , system nerwowy i pokarmowy.Wyuczyła się wszystkiego.Lubiła medycynę ale nie chciała zostać lekarzem.Oddała arkusz i wyszła z sali.Odetchnęła.Całe dwa tygodnie nauki nie poszło na marne.Poszła w kierunku szafek szkolnych.Wyciagneła trening i szła w kierunku sali.Nagle napotkała koleżankę.Renesmee.Była ubrana w czarny sweterek i jeansy.Jej włosy byly rozpuszczone i kilka kosmykow miala na twary.Śpieszyla się.
-O cześć Alex,złapalam cię w końcu-powiedziała.
-Hej-umiechnęła się-jak tam?
-A wszystko w porządku ale musimy pogadać.
-A co teraz robimy?
Zasmiały się cicho.
-Chodzi o tą wymianę.Chodź nie będziemy tu rozmawiać.Jeszcze ktoś nas usłyszy.
-Idziemy do szatni.Ja będe się przebierać a ty mów.Dobrze?
Weszły do pomieszczenia.
-Błagam cię Alex ,nie mów mi ,ze Benjamin jest tym uczniem.
Przyjaciółka spojrzała na nią zaskoczona.Nie wiedziała,ze bedzie tak przejeta tym.
-Jest nim.Ale,dlaczego się tak tym przejmujesz?
-Alex a co jeżeli on cię skrzywdzi?Przecież sama mówiłaś co się stało kiedy go znalazłaś. Chciał cię nam odebrać-powiedziała z troską.
-Ale jest już wszystko w porządku-zaczęła wiązać but-rozmawialiśmy.Naprawdę nie masz się czego bać.Mieszka u mnie już dwa dni i jak widzisz jeszcze żyję.
Spojrzała zaskoczona i przerażona na nastolatką.
-Alexandro Walker czy ty oszalałas?!W każdej chwili może stracić kontrolę.Może cię skrzywdzić.Ja sobie tego nie wybacze,nikt w mojej rodzinie sobie tego nie wybaczy,jak cie zabraknie.
-Nessie-chwyciła ją za ręke i posadziła koło siebie.
-Nie wiesz jaki on był okrutny.Ile ludzi zabił-mowiła z troska do niej.
-Nessie słuchaj mnie uważnie.Wiem o wszystkim.Od kąd tylko mi pomógł z ...-umilkła na chwilę-z Josh'em przychodzi do mnie często.Dużo rozmawialismy.Dwa dni temu, po spotkaniu z twoimi bliskimi poszlam do biblioteki bo miałam odebrać ucznia.Był nim on.-uśmiechnęła się-Sama byłam zaskoczona.Pojechaliśmy do mnie do domu.Uczyłam go jak żyć w naszych czasach.Duzo się nauczył.Wiele też rozmawialiśmy.Powiedział mi wszystko.Dlaczego zostal zamknięty,przez kogo,kiedy.Wszystko wiem.
-Ale wtedy w świątyni,jak się bałaś go...-przerwała na widok miny przyjaciółki.
-A jaki wampir by tak nie zareagował?-uśmiechnęła się by pocieszyć wampirzycę-Słuchaj on mnie za to przeprosił.Dogadujemy się.Nic mi nie jest,naprawdę.
Renesmee patrzyła na przyjaciolkę z mieszanka uczuć.
-Ale jak straci kontrolę,to co?-zapytała po chwili.
-Twierdzi ,że ma tak wyuczoną wolę ,że nie ma z tym problemu.Przecież jest dużo starszy od waszej rodziny.
-No tak.musi mieć samokontrolę.Ale i tak uważaj ,nie wybaczę sobie jeżeli coś ci zrobi.
-Nessie-przytuliły się-nic mi nie będzie.Doceniam to ,że się o mnie boisz.Ale on nic mi nie zrobi.
-W końcu łączy was jeden temat.Egipt.
Alexandra zaśmiała się.
-No tak.Dogadujemy się.Wiem,ze mu nie ufasz,ale zaufaj mnie.
-Dobrze.Ale pamiętaj.Gdyby coś się stalo dzwonisz lub przychodzisz do nas.Adres ci wyśle sms-em.A tak na marginesie.Esme przyjdzie zaraz do ciebie.Chce cię odwiedzić , a w końcu jesteś w lepszym stanie.
-Dlaczego mówisz do swojej babci po imieniu?
-Chcą by mówić po imieniu.Tak samo rodzice.No bo dziwnie to wygląda jak córka jest w wieku rodziców.
-No tak.
-Ty chyba nie idziesz teraz zrobić sobie trening?
-A po co bym się przebierała?
-Z tą ręką?!
-Jest lepiej niż wygląda ,spokojnie.
-Oby Carlisle cie nie widział.
***
-Mówiłam ci ,że ręka zacznie cie boleć-komentowała Renesmee na trybunach.
-Nie boli mnie,ty to sobie dopowiedziałaś.
-Alexa znam cie.Wystarczy,ze spojrze w te śliczne zielone oczka.Wręcz krzyczą.
-Ness-warknęła przyjacielsko.
Odbiła kolejną piłkę.Po sali ciągnął się dźwięk odbijanej piłki.
-I piędziesiąta-wymruczała kładząc się na podłodze.
Patrzyła na sufit i nagle pojawiła się mała twarzyczka.Sercowata twarz z czarnymi włosami i złotymi oczami.Esme.
-Dzień dobry a ty jak zwykle w świetnej formie-uśmiechnęła się.
Dziewczyna wstała.Obie kbiety porwały się w uścisku.
-I jak się czujesz?
-Jakoś leci-poslała jej jeden z szczerych uśmiechów-a u ciebie?
-Nudno jak zwykle.Nie powinnaś przemęczać tej ręki-wskaała na opaskę ortopedyczną-wiesz ,że bardzo mocno została podmiażdżona.
-Mówiłam jej to -wtrąciła się przyjaciółka-ale jak zwykle nie słucha.
-Ty też czasem nie słuchasz Nessie.
Wszystkie się uśmiechnęły.
-W piątek mam mecz ,więc muszę pilnować formy po tym szpitalu.
-Będziemy na nim.Carlisle przerazi się jak zobaczy,że grasz-wyznała starsza wampirzyca.
Dziewczyna zrobiła duze oczy.
-Ale niczego mu nie powiemy do meczu-dodała Nessie.
-Dziękuje-odpowiedziała z ulgą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz