Translate

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 13 Kłopotliwy uczeń

Siedziała w swoim pokoju i czytała książkę Christiana Jacq ,,Tutanchamon ostatni sekret''. Była to piękna opowieść pełna akcji i wątków romantycznych o historii sławnego prawnika Walkera i Egipcjanki Atei. Kiedy czytała nazwisko śmiała się, dziwnie czytać o bohaterze, który ma to samo nazwisko. Przeczytała ostatnia kartkę historii. Położyła delikatnie książkę na półce nocnej. Przeciągnęła się jak kotka. Ręka ją mniej bolała i zmieniła barwę przybliżoną do jej skóry. Do jej porcelanowej barwy. Leżała zmęczona na łóżku. Nie zamierzała jeszcze iść spać. Była sobota w południe. Zadania domowe odrobiła. Musiała sprzątnąć w salonie. Zeszła wolnym krokiem ze schodów. Wrzuciła brudne naczynia do zlewu i zaczęła je zmywać. Ziewała i ziewała. W tym tygodniu dzień w dzień nie spała do trzeciej nad ranem, gdyż uczyła się do egzaminów. Po sprzątnięciu kuchni, zaczęła ogarniać salon. Odkurzyła, przetarła kurze, poukładała ramki ze zdjęciami. Już nie było tam wizerunków jej i Josh'a. W pudłach znalazła zdjęcia jej mamy i Esme, jej z Emmetem, Jacobem, Seth'em na jej dwunastych urodzinach, Edwarda i Belli, Alice i Jaspera, Renesmee, Rosalie i jej. Były też zdjęcia z Jack'iem, ale głównie jej ze swoją matką. Zatrzymała się na zdjęciu Gabrieli. Przykro jej było, że rodzicielki tu nie ma, lecz nie będzie się nad sobą użalać. Kiedy skończyła porządki w domu, w kuchni znalazła starą bułkę, więc weszła do ogrodu i rozkruszone pieczywo włożyła do karmnika dla ptaków. Spojrzała w las. Zobaczyła, że na skraju znów jest ten ptak, który widziała w czasie treningu. Miał śliczne brązowe piórka i ciemny dziób. Jego czarne oczka były skierowane w jej stronę, lecz po chwili schował się za krzewami i straciła go z oczu. Odwróciła się i chciała wrócić do domu, ale
świat nagle zawirował. Zobaczyła wokół siebie jakieś posągi. Przypominały anioły o zimnych twarzach, następnie dostrzegła swój dom, kiedy miała pięć lat. Powietrza było tak mało, że zaczęła dyszeć. Zobaczyła swoją matkę, jak wkłada jej medalion na szyję i mówi ,,On zawsze Cię ochronie kochanie, nie ściągaj go zbyt często, ale lepiej będzie, jak nigdy go nie ściągniesz''. Następnie zobaczyła scenę sprzed czterech miesięcy. Jej mama wychudzona i wyniszczona przez chorobę leżała na kanapie, a Alexandra grała na fortepianie. Następnie matka w szpitalu.
O nie - pomyślała - nie chce drugi raz widzieć jej śmierci.
Zobaczyła coś czego się nie spodziewała. Jakiś mężczyzna przyszedł do jej matki. Rozmawiali. Widziała, że mężczyzna miał proste, krótkie, brązowe włosy. Mógł mieć z 40 lat. Płakał. Miał pełno łez na policzkach. Słyszała pojedyncze słowa mamy:
- Musisz to zrobić... ona nie może o niczym wiedzieć... chroniłam ją... nie chce, byś ją zabrał...nie wychowywałeś jej.... jest niewinna... zostawcie ją... uciekałam z nią, by jej nie dostali... a ty... zostaw...
Nagle mężczyzna zniknął i pojawiła się ta sama scena tylko, że była tam ona. Ściskała jej dłoń, kiedy serce jej matki przestało bić. Płakała. Teraz poczuła, że łzy lecą po jej policzku. Nagle poczuła ostry ból w piersi. Chwyciła klatkę piersiową i zabrakło jej tchu. Zamknęła oczy. Czuła, że upada.
***
Benjamin siedział na drzewie. Zastanawiał się, dlaczego dziewczyna stoi w bezruchu odwrócona do niego plecami. Wiedział, że nie wie nic o jego obecności. Ale dlaczego tak długo stoi? Zeskoczył z drzewa i usłyszał łamanie gałęzi pod stopą, a dziewczyna nie zareagowała. Słyszał jej przyspieszony oddech. Zaczęła się dusić i zgięła się w pół. Kiedy zaczęła upadać, szybko do niej podszedł i złapał. Była blada, a pod oczami miała sińce. Nie sypiała, wiedział o tym. Kiedy przychodził wieczorami, albo przesypiała przy książce, albo uczyła się. Była taka bezwładna.
- Alexandra! - powiedział głośno i starał się ją obudzić.
Dziewczyna była nieruchoma.
***
- Alexandra! - krzyczał głos.
Słyszała melodyjny krzyk. Był taki piękny. Mogłaby słuchać go godzinami, a nawet dniami. Oddychała już, chodź dyszała. Nagle przypomniała sobie wizję i otworzyła szeroko oczy. Rozejrzała się. Była w swoim pokoju okryta kocem, cała rozgrzana. Zorientowała się, że leży w czyiś ramionach. Ten ktoś był dobrze zbudowany i chłodny. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem. Zobaczyła Benjamin, który obejmował ją, a jego twarz wyrażała troskę i dezorientację. Było jej tak ciepło. Delikatnie zaczęła zrzucać z siebie koc, ale on jej na to nie pozwolił.
- Jest mi za ciepło - powiedziała głosem bliskim szeptu.
- Jesteś cała osłabiona i lodowata. Masz obniżoną temperaturę - spojrzał na nią poważnie - co się stało?
Dziewczyna znów widziała te obrazy. Przypomniała sobie wizje i nie miała pojęcia co się stało.
- Nie wiem - odpowiedziała krótko.
- Widziałaś coś? Twój wzrok był zamglony i nieobecny kiedy upadałaś.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała mu mówić o wizji.
- Niczego nie widziałam - skłamała gładko - zrobiło mi się duszno i zemdlałam to wszystko. A zmęczona jestem to fakt, ale to tylko przez to, że uczę się do egzaminów.
- Ty jak zwykle musisz się kłócić. Myślisz, że mnie oszukasz? Co widziałaś?
Spojrzała na niego błagalnie.
- Niczego nie widziałam - powiedziała.
- Niech ci będzie - powiedział niezbyt przekonany - jak się czujesz?
- Bywało lepiej - jej oczy się zamykały, ale gwałtownie je otwierała.
- Prześpij się. Jak będziesz wyglądała przed tą wymianą,co? Ten nowy uczeń się przestraszy tych sińców pod oczami.
- Skąd wiesz o wymianie - zapytała zaskoczona.
- Wiesz dobrze, że oglądam sobie twoje życie. Nie bądź zaskoczona.
- Ale ja cię w ogóle nie widzę i nie podoba mi się to, że ciągle za mną łazisz.
- Widziałaś mnie wiele razy. Jak byłaś w bibliotece, na sali gimnastycznej, wcześniej na zajęciach i dziś przed ogrodem.
- Zamieniasz się w ptaka? - powiedziała zaskoczona.
- To wynalazek z moich czasów. Widzisz ten pierścień? - pokazał jej na kciuku pierścień podobny do obrączki - ich już nie ma. Były dwa, miałem go ja i moja wredna siostrunia Kleopatra. Jej został zniszczony, ale ja zachowałem swój. Każdy wampir marzy o takim cacku - uśmiechnął się łobuzersko, przez co wyglądał jak młody bóg - przemieniam się kiedy tylko zechce. 
- Fajnie - powiedziała wykończona.
- Może i tak ale lepiej się prześpij. Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak - ziewnęła słodko. Zawsze uroczo wyglądała, kiedy tak robiła.
- Ziewasz jak mały kociak - Przycisnął ją do siebie - śpij.
Jej oczy się zamykały, ale chciała jeszcze o coś go poprosić.
- Benjamin? - mruknęła cicho.
- Tak? - spojrzał na nią.
- Opowiesz mi legendę o Izydzie i Ozyrysie?
- I bez niej zaśniesz - zaśmiał się cicho - śpij. Opowiem ci wszystko, jak się obudzisz.
Oparła głowę o jego ramię. Była szczelnie kryta kocem. Przeszedł nią dreszcz. Wampir wyczuł to i szczelniej ją objął. Było jej tak przyjemnie i ciepło. Miała zamknięte oczy, odpływała w krainę snu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był dotyk jego dłoni na jej policzku.
***
Benjamin trzymał drobną nastolatkę w ramionach. Zasnęła. Delikatnie pogładził jej policzek. Kiedy spała wyglądała tak spokojnie. Tylko w objęciach Morfeusza była spokojna. Też chciałby się zatopić w poduszkę i zasnąć. Przypomnieć sobie jak to jest być człowiekiem. Ale i tak podobało mu się bycie wampirem. Był silny i niezniszczalny. Ludzie są tacy delikatni, a on wręcz przeciwnie. Jego rasa mu się podoba. Lubił ryzyko. Nigdy nie poznał tak blisko ludzi. Alexandra jest pierwszym człowiekiem, którego poznał. Dzięki niej zaczął poznawać ich i ich uczucia. A on sam w sobie zaczął powoli zdejmować pancerz chłodu. Alexandra pokazała mu co to troska, żal, rozpacz, szczęście i ambicje. Nigdy by nie przypuszczał, że dziewczyna tak ciężko pracuje na treningach. Przyznał jest strasznie uparta, ale jemu się to bardzo podoba. Zawsze się o coś wykłóca i uśmiecha się. Ostatnio miała może gorszy humor, gdyż straciła najważniejszą jej osobę w życiu, swoją matkę. Następnie dowiedziała się o Joshu. Faraon jest naprawdę pod wrażeniem, że dziewczyna jeszcze nie zwariowała, ale niepokoił go jeden fakt. Czy aby na pewno dziewczyna jest człowiekiem? Wiedział, że stracenie przytomności i duszność nastolatki to nie skutki przemęczenia. Znał inne rodzaje. Dziewczyna musiała mieć wizję, tylko nie był wszystkiego pewny. A to rzadko się zdarzało.
***
Czuła ciepło. Leżała na czymś miękkim. Gdzie była i co robiła? Jej oczy nie chciały się otworzyć, było jej tak wygodnie. Nagle przypomniała sobie co się wydarzyło. Znów miała wizję i to dziwną. Pamiętała sceny z dzieciństwa, ale zastanawiała się kim mógł być ten mężczyzna? Przed czym mama ją chroniła? Przed czym uciekały? Teraz rozumiała, dlaczego często się przeprowadzały. Raz mieszkały w Sydney, w Nowym Jorku, Forks, Houston, Londynie, a po śmierci matki chciała się ustatkować i zamieszkała w New Pol. Przypomniało jej się o Benjaminie. Znalazł ją i coś podejrzewał. Nie chciała nikomu mówić o tych dziwnych przewidzeniach. Pewnie była zmęczona i przypominała sobie czas spędzony z rodzicielką. Był z nią, kiedy zasypiała. Zatroszczył się o nią. Może śmiesznie to brzmi, mówić tak o Egipcjaninie, który na początku chciał ją zabić. Otworzyła swoje zielone oczy. Leżała w swoim pokoju, okryta kołdrą. Była sama. Spojrzała na swój zegarek na stoliczku. Pokazywał godzinę i datę. Kiedy zobaczyła wyświetlacz, wystrzeliła z łóżka jak z procy. Była 5:30 w poniedziałek. Nastolatka o 8:30 miała być na uczelni. Dziś miała odebrać ucznia zza granicy. Szybko wstała, posprzątała w pokoju i poszła pod prysznic. Ciepłe krople spływały po jej drobnym ciele. Nie lubiła swojej sylwetki. Jako trenująca siatkarka dużo czasu spędziła na siłowni, stadionie lekkoatletycznym i sali gimnastycznej. Ale nie było tego widać. Jedynym plusem było to, że przeciwnik myślał, iż jest czarną owcą w zespole, a ona zawsze zaskakiwała. Szybko ubrała beżowe spodnie, wiązane buty na korku, przypominające trampki, białą bokserkę i narzutkę (coś pod rodzaj sweterka nie zapinanego) identycznego koloru co spodnie. Rozczesała włosy i zeszła na dół. Zjadła śniadanie i spakowała torbę. Przygotowała pokój dla nowego ucznia. Kiedy wróciła no dół, rzuciła się na kanapę. Miała jeszcze 40 minut do wyjścia. Wstała i weszła do łazienki. Zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Rany! Egipcjanin miał rację. Pod jej oczami były fioletowe sińce. Wyciągnęła kosmetyki i nałożyła trochę korektoru i pudru.
- To nie halloween, Jack musisz mi wybaczyć, ale nie chce straszyć w szkole - mruknęła do siebie.
Kiedyś dyskutowała z Jack'iem. Twierdził, że ładnie jej bez makijażu. Dziewczyna rzadko się malowała, a kiedy była niezadowolony z tego faktu przyjaciel mówił teksty typu ,,Po co takiej ślicznotce tapeta?'' lub ,,Może tą tapetę włożysz na ścianę?''. Żeby unikać suchych tekstów chłopaka, kompletnie przestała się malować i dobrze jej z tym było. Kiedy odkładała kosmetyki do szafki, zobaczyła kątem oka czyjeś odbicie w lustrze. Odwróciła się i zobaczyła Benjamina. Patrzył na nią zdezorientowany i... szczerze mówiąc ogłupiony.
- Hej - powiedziała, a kiedy dalej tak na nią patrzył spytała - co?
- Co ty nałożyłaś na twarz? - spytał zaskoczony.
Przecież nie wiedział jeszcze o kosmetykach. Biedaczysko, musiała mu wszystko wyjaśnić.
- Kosmetyki, są po to, żeby dziewczyny wyglądały ładniej - powiedziała. 
- Moim zdaniem są po to, by oszukiwać. Chowasz swoje zmęczenie.
- No maluje się tylko wtedy, kiedy mam sińce. Żeby nikt niczego nie podejrzewał.
- Rozumiem, a jak się czujesz? Już lepiej?
- Tak, nie licząc tego, że przespałam pół soboty i całą niedziele jest dobrze - uśmiechnęła się porozumiewawczo- dziękuje, że byłeś niedaleko i mi pomogłeś - wyznała, kiedy wstawała i zamykała szafkę.
- Nie ma sprawy, ale powiedz mi jedno, ty coś widziałaś, prawda? - w jego głosie było słychać (w co sama nie uwierzyła) troskę.
Odwróciła się do niego zszokowana.
- Alexandra? - spytał zaniepokojony, ale nadal wyglądał pewnie i stanowczo. Tak jak na władce przystało.
Dziewczyna otwarła usta, następnie zamknęła je i otwarła. Była zaskoczona tak wielką zmianą.
- Wszystko w porządku? - zrobił kilka kroków.
- T... tak - powiedziała - ale ty... czy ty się przejąłeś tym?
- Chyba - wydawał się zaskoczony swoją odpowiedzią.
- Naprawdę nic mi nie jest - powiedziała - raczej powinnam się zapytać, czy wszystko z tobą w porządku?
- U mnie jak najlepiej. Niedawno jadłem, więc... - uśmiechnął się zaczepnie - śmiesznie wyglądasz, jak spanikowana biegasz po domu i szykujesz się do wyjścia.
Oboje parskneli śmiechem.
- Gdzie byłeś? Nie widziałam cię. Znowu przemiana w ptaka? - zapytała, wychodząc z łazienki - chodź do salonu.
Została sama z podmuchem wiatru. Kiedy zeszła do salonu, siedział rozłożony na jej kanapie. Widać, że miał być królem.
- Nie, siedziałem sobie na kanapie, a ty nawet mnie nie zauważyłaś.
- Poważnie? - zapytała rozbawiona - no to miałeś niezły ubaw.
- A żebyś wiedziała. W pałacu tak nigdy nie było.
Uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek.
- Muszę już jechać. Trzeba wjechać do sklepu i na uczelnie.
- Rozumiem, powodzenia z uczniem z wymiany - uśmiechnął się tajemniczo.
- Tylko mi go nie gnęb.
Jego szare oczy patrzyły na nią z blaskiem rozbawienia i tajemniczności.
- Postaram się, a ty bądź dla niego miła.
- Co tylko rozkażesz Wielki Panie i Władco - ukłoniła się drwiąco - będę milsza.
- Bądź milsza dla niego, bardziej niż dla mnie - powiedział uśmiechnięty i przemienił się w ptaka. Wyleciał przez drzwi. Dziewczyna otworzyła swój garaż i wyjechała z niego swoim samochodem.
***
Szła korytarzem z nauczycielką, była lekko poddenerwowana. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że oszalała. Ona ma wpuścić do swojego ukochanego domu obcego człowieka, który ma u niej zamieszkać. Nie dosyć tego, to jeszcze Egipcjanin wpada do niej.
To będzie ciężki czas - pomyślała - ale co to za życie bez ryzyka?
Nauczycielka wybudziła ją z rozmyśleń.
- Pan Sadat Ben Yamin jest już w bibliotece. W zeszłym tygodniu zamieszkał w naszym mieście. Niestety twierdzi, że dom jest w trakcie remontu i zamieszka u ciebie na czas wymiany, tak jak wcześniej ci mówiłam. Będziesz chodziła na swoje zajęcia, a on na swoje. Dla poznania się, oboje będziecie mieli dwa dni zwolnienia z zajęć. Jakieś pytania?
- Tak jedno - powiedziała zamyślona dziewczyna - w piątek mam ważny mecz siatkówki i czy Sadat będzie na nim czy na tych zajęciach?
- Myśleliśmy o tym, większość uczniów będzie na tym meczu, a tak naprawdę to wszyscy. Stwierdziliśmy na zebraniu rady pedagogicznej, że dobrze będzie jak goście, będą na nim. Pokażemy poziom i ambicje drużyny szkolnej.
Pokiwała głową, miały wejść do biblioteki, ale telefon jej zadzwonił. Nie zdążyła nic powiedzieć, a nauczycielka wyznała.
- Odbierz, jak skończysz rozmowę, przyjdź do biblioteki. Mamy jeszcze dwadzieścia minut na przyjazd ucznia. Może spotkasz Jack'a - uśmiechnęła się - widziałam jak szedł na zewnątrz.
- Dobrze, dziękuje.
Odeszła od drzwi i odebrała. Dzwonił Jack.
- Cześć, jestem w szkole, już do ciebie idę - powiedziała.
- Jestem w szkolnym ogrodzie. Chodź szybko, bo mam małe kłopoty.
- Coś ty znowu zarobił?! Jesteś cały?
- Tak, ale nie na długo, możesz przyjść?Jestem w tym labiryncie z krzewów.
- Już idę - i szybko wyszła ze szkoły.
***
Ominęła drzewa i krzewy z kwiatami. Zeszła schodkami w dół i weszła do labiryntu. Ściany z krzewów miały z cztery metrów. Lubiła ten ogród, kiedy było ciepło uczniowie biegali i gubili się w nim, a po kilku minutach wychodzili. Alexandra znała go na pamięć. Zawsze tu chowała się przed przyjacielem i robiła mu psikusy. Ale teraz nie było jej do śmiechu, jej przyjaciel miał kłopoty. Szła i skręciła w lewo. Zobaczyła na ziemi ulubiony breloczek Jack'a z klubem piłki nożnej ich szkoły. Skoro tu leży musi mieć duże kłopoty. Usłyszała jakiś trzask.
- Jack - powiedziała głośno,lecz nie krzyczała.
Szła dalej.
- Co ty znowu wykombinowałeś - mruknęła do siebie.
Doszła do środka labiryntu. Po środku wolnej przestrzeni, było wielkie drzewo. Ale zobaczyła, że pod nim siedzi przyjaciel. Widziała tylko kawałek jego ramienia i włosów. Ulżyło jej, że jest cały.
- Do jasnej cholery Jack - zawołała i szła w jego kierunku  -ja cię kiedyś uduszę. W co znowu się wpakowałeś?!
Podeszła do niego. Przyjaciel spojrzał na nią. Kiedy zobaczyła jego twarz, cofnęła się. On dusił się ze śmiechu. Powstrzymywał się, by nie wybuchnąć. Zaraz to chyba nie jakiś żart?
- Zabije cię - powiedziała - w jaki kawał wpadłam?
- Uważaj - powiedział.
- Co? - zapytała.
- Uważaj, bo za tobą... - ale nie zdążył dokończyć.
Dziewczyna poczuła, że ktoś ją łapie w tali. Chciała się odwrócić, ale nie zdążyła. Ktoś mocno ją trzymał.
- To naprawdę ona Jack? - zapytała postać.
- Tak.
- Jack lepiej mi powiedz o co tu chodzi, bo normalnie cie zabije? - powiedziała przez zęby zła do przyjaciela.
- Rzeczywiście nic się nie zmieniła - zaśmiała się osoba za nią.
- Zaraz - powiedziała zamyślona - odwróciła głowę - Emmet zaraz cię rozszarpie, ty gburowaty osiłku - powiedziała do niego tak samo jak była dzieckiem.
- No nareszcie rozpoznała mnie - zaśmiał się i puścił ją.
Dziewczyna się odwróciła do niego. Nic się nie zmienił. Nadal był tak mocno zbudowany, wysoki, miał ciemne włosy, jasny kolor skóry i złote oczy. Szybko porwali się w objęcia.
- Jak ty wyrosłaś! - podniósł ją bez problemów - ale charakterek ci został.
- A ty jak zwykle pakujesz - zaśmiała się.
- Zaraz będę o nią zazdrosna - usłyszała głos.
Emmet ją puścił i zobaczyła swoją przyjaciółkę Rosalie. Uśmiechnęła się do niej. Obie mocno się przytuliły.
- Ty jak zwykle ślicznotka - powiedziała Alexandra.
- A ty jak zwykle wyzywasz swojego przyjaciela - zażartowała.
- A o nas jak zwykle zapomniała - usłyszała czyjeś mruknięcie.
Zobaczyła Alice, Jaspera, Belle i Edwarda. Przywitała ich. Wszyscy mówili, że wyrosła i charakterek jej się nie zmienił. Rozmawiała przez dłuższą chwilę z nimi i doszła do nich Renesmee.
- Alexa - zawołała, widać, że się śpieszyła. Zobaczyła swoich bliskich - o cześć - po czym zwróciła się do przyjaciółki - już wiem czemu się nie ma. Zaraz masz być w bibliotece.
- Już lecę - pożegnała się z przyjaciółmi i zwróciła się do Jack'a - a ty się nie szczerz, bo i tak oberwiesz.
- Współczuje Jack - powiedziała Rose.
Nastolatka pobiegła do szkoły z Nessie.
***
Stanęła przed biblioteką. Spóźniła się dokładnie minutkę. Weszła.
- Przepraszam za spóźnienie, miałam mały kłopot z kolegą - odwróciła się do nauczycielki - ale już jestem.
- Znakomicie - powiedziała - Benjaminie, oto twój opiekun.
Nastolatka patrzyła na nauczycielke zdezorientowana.
Benjaminie? - pomyślała.
Spojrzała na chłopaka. Od razu mogła się domyślić.
Sadat Ben Yamin - pomyślała- przecież po egipsku Ben Yamin to Benjamin, Sadat to nazwisko, matko...
Chłopak był dobrze zbudowany. Kolor jego skóry był miedziany. Miał na sobie czarne spodnie i bluzkę identycznego koloru, szarawą kurtkę oraz szalik. Jego szare oczy wpatrywały się w nastolatkę. Oczywiście na twarzy miał swój ironiczny uśmiech. Nauczycielka zobaczyła jej zaskoczenie bo zapytała:
- Wy się znacie?
Dziewczyna zapomniała języka w buzi, więc chłopak ją wyręczył.
- Tak, spotkaliśmy się, kiedy była na projekcie. Chwile rozmawialiśmy - podszedł do niej i podał jej rękę, mówiąc - miło cię znów widzieć Alexandro.
No to zapowiada się ciekawie - pomyślała.
- Miło cię znów widzieć - powiedziała - mam nadzieję, że pobyt ci się spodoba w naszym miecie.
- Na pewno - znów się uśmiechnął i zwrócił się do nauczycielki -dziękuję, że przydzieliła mi pani Alexandrę. Sądzę, że będziemy mogli dobrze współpracować.
- Znakomicie - wyznała zadowolona nauczycielka - ja was tu zostawię, do zobaczenia.
- Do widzenia - powiedzieli oboje.
Nauczycielka wyszła, zostali tylko oni.


Koniec:) Zajmij się skarbie błędami :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz