Translate

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 27 Richard

-Już lepiej się czujesz?-zapytała Alice.
-Żyje-powiedziała Alex.Uśmiechnęła się lekko by uspokoić przyjaciółkę.
Siedziała w salonie z wszystkimi.Opowiedziała wszystkim dokładnie co wydarzyło się kilka dni temu.Większość była zaskoczona tymi informacjami.
-Może tchórz wynajął kogoś?-zaproponował Emmet.
-Jest to możliwe ale on jest pół wampirem.Można pomylić się co do wieku.
-Ale ta dłoń była ciepła.Miała temperaturę ludzką-powiedziała Alex.
-Może któryś z zaklętych?
-Najprawdopodobniej tak.Ale skoro Richard potrzebuje  Alexandry do rady, po co chciałby ja zabić?-zapytał Carlisle.
-To jest bez sensu-powiedziała Rose.
-A co jeżeli to nie mój ojciec?-zapytała nagle zielonooka.
-Co masz na myśli?-zapytał Edward.
-Co jeżeli mój ojciec nie chce mnie zabić tylko kto inny?-za proponowała.
-No niby tak, ale kto i po co zrobiłby rzeczy w takim stylu? Najpierw zastrasza tym ochyctwem,a potem odcina co hamulce i niszczy kierownice?
-W ogóle to jest bez sensu-zaczął Benjamin-ojca nic nie zrobiła.Richard chce jej praktycznie żywej.Najprawdopodobniej sądzi, że nie żyje od kilku lat.A nawet gdyby wiedział, że jest tu przyszedł by po nią.A te rzeczy.Zastraszanie i hamulce.Ktoś chce jej zrobić krzywdę,a ona niczego nie zawiniła.
-Może dowiemy się czegoś z dzienników.Z reszty której nie przeczytaliście?-powiedział Jasper.
-Możemy je sprawdzić.Musiałabym z Benjaminem po nie pojechać.Zacząć szukać czegoś jeszcze.
-Nie wiem czy to dobry pomysł byś tam wracała.-powiedziała Esme.
-Może została byś tutaj na jakiś czas? Będziesz tu bezpieczniejsza.
-Chciałabym zostać kilka dni u siebie-zaczęła nastolatka.-Chciałabym poszukać jakiś wskazówek czy coś.
-No dobrze-powiedział Carlisle-ale kiedy stan ci się pogorszy daj znać, dobrze? Jesteś strasznie poobijana.
-Dobrze, zadzwonię.
*** 

Dziewczyna spojrzała w swoje odbicie w lustrze.Wyglądała okropnie.W prawym kąciku ust miała małe nacięcie, jej prawa skroń była sina i zaszyta, a na lewym chudym policzku miała fioletowego siniaka.Ubrała ubrania od Nessie i Rosalie. Jeansy od Nessie i biały za duży dla niej sweter od Rose.Jej ubrania były całe od krwi i zniszczone.Ubrała biały płaszcz od blondynki.Był podobny do jej starego, czarnego.Zeszła na dół.Pożegnała się z przyjaciółmi i wyszła z Benjaminem.Za domem był samochód Alexandry.Totalnie zniszczony.Jacob obejrzał go wcześniej.Ktoś w nim wcześniej majstrował.Przed domem stał srebrny samochód.Było to smukłe BMW.Spojrzała na przyjaciela.Otworzył jej drzwi.
-Po twoim wypadku, prosiłem Edwarda by załatwił mi auto.Teraz będziemy musieli nim jeździć.
Pokiwała twierdząco głową.
Podziękowała mu i weszła do środka.Po chwili ruszyli.W oknie widziała Nessie.Pokiwała jej na pożegnanie.
Szybko dojechali na miejsce.Była strasznie śpiąca.Nie spała zbyt dobrze, ciało bolało ją przy najmniejszym ruchu.Spojrzała na zegarek w telefonie.Była za dziesięć jedenasta rano.Zaparkował na miejscu gdzie wcześniej stało jej auto.Nie bała się, była wściekła na osobę która to jej zrobiła.Benjamin otworzył jej drzwi i pomógł wyjść.Nie była zbyt rozmowna.Przy mówieniu bolała ja rana na wardze.Oboje weszli.Zakluczył drzwi.
-Idę się wykąpać i przebrać-powiedziała mu.-Postaram się szybko wrócić.
-Nie śpiesz się.Gorąca kąpiel dobrze ci zdobi.Nie będziesz czuła tak mocno bólu.Ja przejrzę dzienniki.
-Dobrze, dziękuję-i poszła na górę.Od razu weszła do łazienki.Nalała lawendowego płynu do kąpieli i włączyła wodę.Wróciła do swojego pokoju.Po czarne jeansy i szarą bluzę wkładana przez głowę, bez zamka.Wróciła do łazienki.Woda cały czas płynęła do wanny.Zaczęła ściągać ubrania.Najpierw sweter, potem jeansy.Bolało ją ciało przy każdym ruchu.Ściągnęła bieliznę i weszła do pełnej wanny.Włączyła wodę i oparła głowę o brzeg wanny.Gorąca woda uśmierzała ból.Było tak przyjemnie.Przymknęła oczy.Było jej tak przyjemnie, że zasnęła.
***

Obudził ją głos Egipcjanina.Otworzyła oczy.Nadal była w wannie.Woda nie była taka ciepła,a piana zaczęła znikać.
-Wybacz, że cię budzę ale nie chce byś się utopiła.
-Matko, jak długo tu jestem?!-zapytała spanikowana.Chciała wstać ale przypomniało jej się, że jest nagą w wannie.
-Z godzinkę.Spokojnie.Weź się ubierz i połóż spać.
-Przepraszam nie chciałam zasnąć ...
-Nie przesadzaj-uspokoił ją.-Jesteś po wypadku.Musisz odpocząć.
Wstał i wyszedł z pomieszczenia.Szybko wstała ,wytarła się i ubrała.Z szedła na dół i od razu weszła do kuchni.Nalała wody do czajnika i wstała go.Włożyła herbatę do kubka i oparła się o blat.Ciało mniej już bolało.Nalała wody do kubka i weszła do salonu.Usiadła na kanapie i wzięła do ręki dziennik.Zaczęła go przeglądać.Były w nim zapiski z jej narodzin i zdjęcie jak była w jej brzuchu.Uśmiechnęła się.
-Chcesz zobaczyć mnie jak miałam kilka dni?
Spojrzał na nią i usiadł koło niej.
Pod zdjęciem był wpis jej mamy.Zaczęli oboje czytać.
Dziś byłam u naszego lekarza Kaspiana.Powiedział, że jestem w ciąży.To córeczka.Już wymyśliłam dla niej imię Alexandra , Anna.Tak strasznie się cieszę.Czuć w sobie mała istotę to wspaniałe uczucie.To malutkie, drobne maleństwo.Będę je chronić i uczyć.Będę mogła zabierać na jazdę konna, czytać książki , układać do snu , będę mogła kupić jej małe lalki, uczyła mocy.Będzie śliczna , dzielna i mądra.Moje dziecko.Jestem ciekawa jak zareaguje jej ojciec.
Egipcjanin przyglądał się zdjęciu.
-Gdzie ty niby tu jesteś?-zapytał zdezorientowany.
-Tutaj-wskazała mały punkcik.-To byłam ja.Miałam z miesiąc.
-Wyrosłaś-zażartował.
Szatynka zaśmiała się.Chwyciła się za żebra.
-Jesteś cała?
-Nic mi nie jest-uśmiechała się.Rozbawił ją-fakt wyrosłam.Nie jestem do siebie podobna.
-Ślicznie wyszłaś jak na kropkę.Ale teraz wyglądasz o wiele lepiej.
Znowu ją rozbawił.Przyłożyła kartkę.Był to drugi wpis.

Poszłam z nowiną do mojego męża.Byłam taka szczęśliwa.Miałam wiele planów dla naszej córeczki.Powiedziałam Richardowi o mojej ciąży.Zamiast dzielić ze mną radość, wpadł w furię.Krzyczał, że mam zabić dziecko.Nazwał je potworem trującym życie.Mówił, że jestem z nim dzięki temu, że jest zastępca radnych pół wampirów.Dzięki wysokiej pozycji pół wampir mógł być z zaklęta czy wampirzyca.Mógł złamać zasadę ze względu na wysoki stan.Kiedy krzyknęłam , że nie usunę ciąży, uderzył mnie.Uderzył w brzuch,w moje dziecko.Uciekłam do Kaspiana, jednego z lekarzy.On jedyny wiedział o dziecku.Widział, że mała będzie pierwszą z nowej rasy.Powiedział, że muszę uważać bo dziecko jest delikatne.Postanowiłam uciec od człowieka który był nazywany przeze mnie mężem.Osoba którą kochałam zamieniła się w potwora z rządzą władzy.Chciał zabić dziecko.Moją małą Alexandre.Poświęcę wszystko dla mojej córki.Nawet życie.Moja siostra chce mi pomóc.Ne chce by miała problemy przeze mnie ale się uparła.Wyruszamy jutro z samego rana.Richard w środku nocy ma posiedzenie.Uciekniemy i wychowam moją córkę.

To było podle.Jak można nazwać własne dziecko potworem trującym życie?! Jaki ojciec nazywa tak własne dziecko?Poczuła jak jednym ramieniem Egipcjanin ja obejmuję.Nie chciała pocieszenia.Nie potrzebowała go.Była zła.
-On nie jest moim ojcem.Prawdziwy rodzic nigdy by nie nazwał tak swojego dziecka.
-To prawda.On nie zachowuje się jak człowiek.Widać to szczególnie teraz.
Zamknęła dziennik.
-Sądzisz, że za tym wszystkim stoi on?
-Nie wiem Alex, naprawdę nie wiem.Ale nie pozwolę by cię skrzywdzili.
-Dziękuję-powiedziała chwytając jego dłoń.
-Masz podwyższona temperaturę.Powinnaś się położyć.
-Muszę?
-Sama dobrze wiesz, że tak.Musisz dużo odpocząć po tym wypadku.Masz uszkodzona głowę i poobijane ciało.Tylko cierpisz.
-Nie jest tak źle-obroniła się.
-Alex pamiętaj, że jesteśmy połączeni więzią.Czuję twój ból.
-Nie odpuścisz-powiedziała wzdychając.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.Spojrzeli na siebie.
-Ktoś miał przyjść?-zapytała.
-Nie-powiedział.
-Może to Jack.Sprawdzę-wstała i podeszła do drzwi.
-Będę obok-powiedział.
Podeszła do drzwi.Otworzyła je i zobaczyła dwójkę mężczyzn.
Byli wyżsi od niej o głowę.Jeden miał blond włosy i ciemną karnację.Wyglądał bardzo młodo ale zaniepokoił ją drugi mężczyzna.Miał proste, krótkie brązowe włosy w identycznym odcieniu co ona.Miał porcelanową skórę niebieskie oczy.Kiedy spojrzał na dziewczynę jego oczy się powiększyły.Spojrzała na jednego potem na drugiego.
-Dzień dobry-powiedziała-w czym mogę pomóc?
-Dzień dobry-odezwał się blondyn-nazywam się Oliver Cono, a to Richard Aston.Czy zastaliśmy Gabriele Walker?
Jeżeli ktoś zapyta o twoją matkę kłam, że niebawem wróci.Następnie schron się u kogoś-przypomniała sobie słowa z listu.
Kiedy usłyszała , że mężczyzna nazywa się Richard myślała , że zemdleje.Jej ojciec.Stoi przed nią i wpatruje się.Czy on wie kim ona jest?
-Przykro mi-zaczęła wymyślać kłamstwo.-Niestety nie ma jej w domu.Przekazać coś?
Oczy szatyna z zwiększyły się.Zauważyła, że zacisnął dłonie w pięści.
-Nie dziękujemy.Pani to pewnie jej córka?-spojrzał na nią ojciec.
Co miała wymyślić? Skłamać, że jest adoptowana? Nie może, jest zbyt podobna do mamy.
-A dlaczego pan pyta?-powiedziała patrząc mu w oczy.
-A to tylko ciekawość-zaczął uciszać sprawę blondyn-wie pani.Dawno nie widzieliśmy Gabrieli.Gdzie możemy ją zastać?
Co miała wymyślić?! Głowa ją strasznie bolała.Chwyciła się powoli za skroń.
-Wszystko w porządku?-zapytał Richard.Wyglądał na przejętego.
-Tak.Przepraszam nie jestem jak widać w zbyt dobrej formie ostatnio.
-Rozumem.Jakiś wypadek?
-Tak.Wypadek.Dobrze pan trafił.
-Gabriela również jest po wypadku?-zapytał Oliver
Nerwy zaczęły puszczać.Najchętniej powiedziałaby wszystko im w twarz za kogo ich uważa.
-Dlaczego jej szukacie? Wyjechała wczoraj i ma wrócić za dwa dni. Pojechała do lekarza.
-Jest chora? Można jej jakoś pomoc?-zapytał niebieskooki.
-Źle się czuję.Jest przemęczona ale w bardzo dobrej formie.A panowie są kim dla niej?
Mężczyźni jakby coś kalkulowali.Spojrzeli na siebie potem na nią.
-Możemy wejść? Porozmawialibyśmy na spokojnie.
Co wymyślić? Nie może ich wpuścić. Ma za długie rękawki bluzy.Nie widać dłoni.
-Przykro mi ale mój mąż i ja zaraz jedziemy w odwiedziny, więc rozumieją panowie, śpieszę się.
Ich oczy skierowały się ku jej dłonią.Rękawki bluzy zakrywały jej palce.
-Może jednak znajdzie pani chwilę?
Nie wiedziała co zrobić.Zaczynali chyba ją demaskować.Nie miała pomysłów.Nagle poczuła dłonie wokół swojej tali.Ktoś obejmował ja od tyłu.Spojrzała przestraszona.Był to Benjamin.
-Jakiś problem skarbie?-zapytał.
Zaczął grać jej męża.Dobry pomysł ale czy oni nie rozpoznają wampira?! Ona również zaczęła odgrywać rolę.
-Nie kochanie.To są znajomi mojej mamy-spojrzała na mężczyzn.-Szukają jej.
-Rozumiem-również na nich spojrzał-Gabrieli nie ma.Wróci za dwa dni.Ma jakieś kłopoty?
-Nie ależ skąd-zaprzeczył Richard wpatrując się w parę.
-To po co panowie przyszli?-zapytał.
-Kiedyś współpracowaliśmy z Gabriela i chcieliśmy ją odwiedzić.Słyszeliśmy, ze tu mieszka, więc przybyliśmy z wizytą.
-Rozumiem.Jak już mówiliśmy Gabrieli tu nie ma.Przepraszamy ale musimy już iść.Ja wraz z moją małżonka wyjeżdżamy.
-Można wiedzieć dokąd?-zapytał blondyn.
-Do rodziny.Odwiedzić mojego młodszego bratanka, który tak uwielbia moja kochaną-pocałował ją w policzek,a ona uśmiechnęła się, chowając cały nie pokój, by się nie zdradzić.
-Wybaczą panowie-kontynuował-śpieszy nam się.
-Naturalnie.To my przyjedziemy za dwa dni.Dziękujemy za pomoc.
-Długo jesteś już mężatką?-zapytał szatyn Alexandre.
-Słucham?!-udała że nie dosłyszała..Gdyby była mężatką była by zła o takie pytanie. Ma tupet pytać się jak długo jest'' mężatką ''?!?! Po tym jak jej nie chciał?
-Dziękujemy za pomoc.Miłego dnia-powiedział Oliver i zabrał towarzysza.Weszli od razu do wozu i odjechali.
Szybko zamknęła drzwi.Była spanikowana.Oddech przyspieszył tak jak rytm serca.Była zła i przerażona zarazem.Przed nią stał jej ojciec.Wyglądał tak jak opisywała go mama w notatniku.Spojrzała na Benjamina.On również był zaskoczony obrotem sprawy.Szybko chwycił za jej ramiona i powiedział:
-Idź się spakuj.Zaraz ci pomogę i jedziemy do Cullenów.
Nagle ją olśniło.
-Nie możemy do nich jechać!-powiedziała hamując złość i strach.
-Dlaczego?!
-Zdjęcie, pamiętasz?!W tej paczce było zdjęcie jak zasnęłam koło Rosalie.Mogą wiedzieć, że tam się ukryje.
-Zaczekaj-wyciągnął telefon.
***
Jechał samochodem z Oliverem.Milczał w czasie drogi.Myślał o tym co się wydarzyło.Zobaczył własną córkę.Wyglądała tak pięknie i niewinnie, mimo tych ran i siniaka na policzku.Co jej się stało? Miała siniaka na policzku, ranę na ustach i zszyta skroń.Wyglądała na przestraszona przez co pojawiły się wyrzuty sumienia.Kiedy ostatni raz ją widział miała pięć lat.Minęło czternaście.Wtedy.Rok temu otruł Gabriele.Powinna już nie żyć,a jednak żyję.Znalazła lek.Sprytną kobietę poślubił.Ale ona, ta młoda dziewczyna w drzwiach.Wyszła za mąż.Wyglądała z nim tak pięknie.Tworzyli wspaniałe małżeństwo.Każdy ojciec chciał być na ślubie córki, poprowadzić ja do ołtarza.Kiedy patrzyła na niego swymi oczami, miał wrażenie, iż patrzy na niego Gabriela.Odziedziczyła oczy po niej, tak jak włosy.Też ma gęste , lśniące i falujące włosy.Jedynie kolor odziedziczyła po nim.Porcelanową skórę tak samo ma po nim.Ale ta
niewinność.Wyglądała na lekko wystraszona.Kiedy znajdował się pod jej spojrzeniem miał wrażenie, że ona wie.Wyrzuty sumienia dręczyły go.Nawet nie wiedział, nie podejrzewał jak Alexandra go oszukała.
-Minęło dziewiętnaście lat-zaczął blondyn.
-Prorokini powiedziała, że moc zaniknie po dziewiętnastych urodzinach.
-Za późno? Kiedy są jej urodziny?
-Nie mam pojęcia.Wiem tylko że w grudniu.A dziś jest piętnasty dzień miesiąca.
-A co jak narodziła się później?Z tego co widziałem twoja śliczna córeczka,o ile to była ona , nie wyglądała by wiedziała.Gdyby coś podejrzewała patrzyła by się na ciebie.Była by w szoku, że ojciec zawitał u jej drzwi lub też wściekła.
-Gabriela niczego jej by nie powiedziała.Podejrzewam, że ona niczego nie wie o tym świecie.
-To co z radą? Przecież będziemy mieli kłopoty jeżeli jej moc zanikła.
-Ale nie wszystko stracone-powiedział Richard-może nie miała jeszcze urodzin.
-Co z ciebie za ojciec-zażartował towarzysz.-Nie znasz daty urodzin własnej córki!
-Zamknij się ! Prowadź.
-Co zamierzasz?
-Jeżeli jest już za późno nie widzę innego wyjścia jak zaklęci bracia.Oni już zajmą się nią.
-Oszalałeś?! Wszyscy się boją zaklętych braci.Przecież zabiją tą małą jak tylko odzyskają z niej moc.Nie zrobisz tego.Widziałem twoją reakcje.Uczucia wróciły? Wyrzuty sumienia?
Mężczyzna milczał.Blondyn westchnął.
-Przejąłeś się jej stanem.Widziałem jak miękniesz pod jej spojrzeniem.To twoja córka.Może i jest zaklęta singularis ale to nadal twoje dziecko.Kiedy miesiąc temu dowiedziałeś się, że żyje od razu chciałeś ją odnalesc.Nie chcesz jej skrzywdzić.Widziałeś jaką jest szczęśliwa z mężem.
-Ty zawsze byłeś za tym, by singularis żyli.Ona jest jedną z niewielu którzy przeżyli.Nie dosyć, że któreś z nich wypuściło tego potwora z Egiptu.Benjamin jest na wolności i może pragnąc zemsty.Jej moc może nam pomoc go zabić.Zabić inne potężne wampiry.Nasza rada będzie najpotężniejsza.Nigdy nikomu nie mów o tym, że popierasz singularis.Nikomu o tym nie powiem ale milcz, inaczej będziesz miał kłopoty.Nic mnie nie obchodzi ona ani jej mąż.Jak dorwę Gabrielę to odbierzemy część jej mocy.
Towarzysz się już nie odzywał.Znał dobrze Richarda.Wiedział, że kłamie co do córki.Widział jego reakcje.Wyrzuty sumienia, troskę w jego głosie kiedy ją zobaczył.Wiedział, że jego miłość do córki powstała ale nie przyznaję się do tego, nawet przed sobą.
***
-Dobrze Carlisle skontaktujemy się później.
Zakończył rozmowę i poszedł do niej.Wrzucała swoje rzeczy do torby.Wrzucała nie wiele, bo kiedy wrócą tamci mogą domyśleć się od razu, że uciekła.Zobaczyła go.
-To gdzie idziemy?-zapytała.
-Będziesz mieszkać teraz u mnie.Nie wiedzą nic o mnie.Będziesz tam bezpieczna,a bogowie ochronią teren.Już wszystko?
Pokiwała głową.Wziął jej torbę i zeszli na dół.Zaczęła ubierać płaszcz.Nie mogła zapiąć guzików, była tak zdenerwowana.Chwycił jej dłonie.
-Spokojnie.Będziesz bezpieczna.Oni niczego nie podejrzewają.
-Jak mnie znaleźli?-spojrzała na niego.Pomógł zapiąć guziki.-Przecież z nikim nie rozmawiałam prócz z wami.
-Nie wiem.Nie mam pojęcia ale spokojnie.Będziesz u mnie, tam cię nie znajdą.Teraz zaczekaj chwilę.Sprawdzę czy ktoś obserwuje dom.Będę za chwilę.Zaczekaj.
Wyszedł.Siedziała na kanapie.Z nerwów zaczęła bawić się palcami.Minuta, dwie, trzy, pięć.Jego nie było.Wstała i zaczęła chodzić po parterze.Gdzie on jest? Miała mętlik w głowie.Widziała swojego ojca.Człowieka który kazał jej matce zabić ją.Człowieka który nazwał swoje dziecko potworem trującym życie.Wydawał się oszołomiony.Specjalnie patrzyła na Olivera by nie pokazać, że coś wie.Udała grzeczna, porządną i cichą kobietę.Chyba udało się, lecz niczego nie była pewna.Usłyszała ruch i dźwięk otwierających się drzwi.Szybko tam przyszła.Benjamin wrócił.
-Nikogo nie ma.Możemy jechać-powiedział biorąc jej torbę.Oboje wyszli.Dla ogółu zakluczyła dom i wsiedli do samochodu.Jej myśli cały czas wracały do ujrzenia Richarda.Stał i coś podejrzewał.Wiedział, że jest jego córką.Dlatego spytał o długość "związku małżeńskiego".Dlatego tak na nią patrzył.Wypytywał się o jej mamę i pytał czy jest zdrowa.Zginął ją dobić? Dziękowała w duchu za listy od cioci.Jedyne co najbardziej ją niepokoiło to pojawienie się Benjamina.Nie rozpoznali go.A co gdyby było inaczej? Mężczyzna skręcił w prawo.Jechali w kierunku jego domu, które było oddalone od miasta o nie cały kilometr.
-Co cię napadło by udawać mojego męża?!-zapytała nagle.
-Co miałem zrobić? Inaczej by nie wyjechali.Mogli cię porwać lub spróbować to zrobić.
-A co gdyby któryś cię  rozpoznał ?! Nie tylko mnie szukają.Zapomniałeś? Przecież kiedyś dowiedzą się, że
grobowiec jest pusty.
-Podejrzewam, że już o tym wiedzą ale pewności nie mam.Jestem już ponad trzy miesiące na wolności.Widocznie się tym nie przejęli.
-W co wątpisz-dodała.
-Zapomnij o tym.
-Nie, nie zapomnę.A gdyby rozpoznali, że nie jesteś człowiekiem?
-Ale nie rozpoznali.Richard pojawił się przed twoimi drzwiami.A nie rada.Nie przejmuj się mną.Skupmy się by cię nie znalazł lub co gorsza, by cie nie skrzywdził.
-To nie był jego głos-powiedziała nagle.
-O czym ty mówisz?
-Ten głos, wtedy po wypadku.Nie należał do Richarda.Jego głos, a sprawcy się różnią.
-To w takim razie kogoś wynajął.
-To po co by przychodził tutaj?
-Po Gabrielę.
-Dlatego był zaskoczony na mój widok.Dlatego tak natarczywie na mnie patrzył.To jest bez sesu.Chce mnie zabić,a jednak potrzebuje do rady.
-Wiem.Cały czas nad tym myślę.Możliwe, że ktoś jeszcze jest w to zamieszany.
-Ale kto? To musi być on.
-Też stawiam na Richarda.Musimy porozmawiać z Carlislem i Esme.Doczytać do końca dzienniki.Może dowiemy się czegoś.Rozumiem, że najchętniej wykrzyczałabyś mu wszystko w twarz.Ale panuj nad złością, bo ją wyczuwam przez co sam ledwo panuje nad sobą.
-Przepraszam.Myślałam, że zaraz ucieknę,a zarazem miałam ochotę się na niego rzucić i przywalić mu.
-Zabicie go jest bardzo ciekawym pomysłem ale rada szybko by cię wytropiła.A nie chcesz mieć większych kłopotów.
Dojechali właśnie na miejsce.Przyjechali przez bramę, która się otworzyła ,a po ich przejechaniu, zamknęła się.Śnieg tylko dodał uroku temu miejscu.Zatrzymał się koło drzew.Wysiedli , zabrał jej torbę i poszli w kierunku domu.Śnieg zaczął sypać mocniej.We włosach miała pełno białych drobinek.Zakryła je kapturem.Nie rozmawiali.Weszli od razu do domu.Ściągnęła kaptur i zaczynała rozpinać guziki płaszcza.Spojrzała na pomieszczenie.Zapomniała jak było tu pięknie.Tu naprawdę dobrze się czuła.
-Muszę pojechać do Carlisla.Chcesz jechać ze mną czy zostać?
-Może lepiej będzie jak zostanę.
-Uspokój się.Oni nie wiedzą gdzie jesteś.Jesteś tu bezpieczna.
-Wiem.Uspokoję się ale potrzebuje czasu.Jedź.Gdyby ktoś się o mnie pytał powiedz , że wszystko w porządku.
-Mam kłamać?-zapytał.
-Nie chce by przejmowali się moim stanem.Nie chce by ucierpieli przez to, że mi pomagają.
-Wiesz dobrze, że nie uwierzą.No ale dobrze, powiem.
-Dziękuję-powiedziała.
-Tu masz klucze-podał jej dwa srebrne kluczyki na kółku.-Zamknij drzwi.Reszta domu jest zamknięta.
-Dobrze.Będę w pokoju.Zadzwoń jak czegoś się dowiesz.
Skinął głową i wyszedł z domu.Wzięła swoją torbę i poszła na piętro.Zobaczyła korytarz i dwa rzędy drzwi.Po środku były te jaśniejsze.Były od jej pokoju, który dostała od Benjamina.Weszła do niego.Był taki piękny.Położyła torbę koło łóżka.Usiadła na nim.Poczuła miękkość pod spodem.Położyła się.Przed sobą miała obraz ojca,a raczej człowieka, który powinien się tak nazywać i zachowywać.Musiał być on.Wiedziała, że Walker to nazwisko mamy.Aston to nazwisko Richarda.Miałaby mieć jego nazwisko?W życiu.Podobno był kiedyś dobrym człowiekiem.Podobno.Wyczytała to z dzienników mamy.Potem po wieści
o ciąży stał się potworem.Wcześniej był kochającym i troskliwym mężem.Przez nią mama zginęła.Przez nią uciekała tyle lat.Jej ciocia nie wiadomo gdzie jest.Chciałaby ją odnaleźć.Porozmawiać, wyżalić się, zapytać jak to wszystko wyglądało na prawdę.Zniosła by wszystko, byle by poznać prawdę.Od momentu przemiany nie eksperymentuje z mocą.Ona tylko przypomina jej o przeszłości i krzywdzie.Ale teraz musi się tego nauczyć.Wolałaby nie mieć tej mocy, by rada nie spełniła planów.Teraz będzie się uczyć.Będzie bronić siebie i najbliższych.Cullenow, Jack'a , Benjamina.Zdobi wszystko by nie zostali skrzywdzeni.Nie pozwoli radzie zawładnąć nad sobą.Można ja zastraszyć, wysłać groźby, starać się by stała jej się krzywda.Ale zawsze się podniesie.Jest ciężko.Łzy cisnęły jej się do oczu ale panowała nad nimi.Niestety ledwo dawała radę.Najpierw było zaskoczenie, stres, złość i gniew.Teraz przyszedł strach.A co jeżeli nie da rady? Jeżeli nie obroni bliskich?A co jak kogoś straci? Straciła już matkę, nie chce by powtórzyła się podobna sytuacja.Boi się, że sobie nie poradzi z radą, Richardem czy mocą.Ma tyle na głowie.Musi dać sobie radę, musi.Nie ma innego wyjścia.Strach tylko osłabi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz