Translate

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 29 Klątwa

Wstała jak każdego ranka. Wykąpała się , ubrała. Robiła to zazwyczaj szybko każdego dnia , lecz dziś było inaczej. Po przebudzeniu się zaatakowała ją fala bólu głowy. Chwyciła się za nią. Świat zaczął wirować i po chwili stanął. Poszła do łazienki. Całe ciało ją bolało, zupełnie jakby przejechał ją pociąg lub jakby spadła z drugiego piętra. Szumiało jej w uszach. Czyżby się przeziębiła? Może nie powinna siedzieć wczoraj tyle na balkonie. Założyła czarne rurki i biały luźny sweter robiony najprawdopodobniej na drutach. Był bardzo miękki i ciepły, co bardzo lubiła. Rozczesała włosy i wyszła z pokoju. Było jej nadzwyczaj zimno. Zawsze
się dobrze czuła. Ten sweter dawał jej jedyne ciepło, które odczuwała. Zeszła po schodach i pojawiła się w salonie. Benjamina nigdzie nie widziała. Możliwe ,iż poszedł na polowanie. Weszła do kuchni i nalała wody do czajnika i wyciągnęła kubek. Sięgnęła po herbatę i po kilku minutach pila ziołowy napar. Szklana wydawała się dziwie ciężka. Czyżby osłabła? Nigdy jej się to nie zdarzyło w czasie choroby. Napój rozgrzał ją ale nie na długo. Usłyszała falujące powietrze. Jej kochany potworek wrócił. W pewnej chwili pojawił się przy wejściu. Wyglądał jak zwykle idealnie, niczym młody bóg. Przyznawała, ci Egipcjanie w dawnych czasach byli bardzo przystojni. Miał założone beżowe spodnie , złotą bluzkę i coś w stylu brązowej marynarki a kurtki. Oczywiście na szyi miał medalion za czasów kiedy był jeszcze człowiekiem , szal na szyi i pierścień dnia i nocy na palcu. Uśmiechnął się ale kiedy spojrzał w jej oczy , spoważniał , jakby się martwił.
-Wszystko dobrze?-zapytał. Podszedł do niej- dziewczyno jak ty wyglądasz. Jesteś bledsza niż nieboszczyk w trakcie mumifikacji.
-Dziękuje za to urocze porównanie-zażartowała. - Nie wiem co się stało. Pewnie jestem przeziębiona. Nigdy tak źle się nie czułam z powodu choroby.
-Zadzwonię do Carlisla.
-Nie dzwoń. Przejdzie mi. Nie musimy dawać mu kolejnych spraw. I tak ma dużo do załatwienia.
-Ale powiedz jak będziesz się gorzej czuła. Wtedy będziemy musieli do niego zadzwonić. Obiecasz mi to?
-Tak, obiecuję. Głupio wyszło ,ze jestem teraz chora. Nigdy nie ma dobrych momentów na chorobę , ale ta to naprawdę niezbyt rewelacyjny czas.
-Nie wybierasz sobie dni. Jaka jest twoja natura. Co możesz poradzić?
Uśmiechnęła się. Ludzka natura. Zawsze słabsza od wampirzej. Lubił to pokazywać. Włożyła szklankę do zlewu . Myjąc ją miała wrażenie ,ze zaraz się przewróci. Szybko ją wytarła i odłożyła na miejsce. Spojrzała na Benjamina. Przyglądał jej się badawczo.
-Benji nie patrz tak na mnie. Położę się i minie. Bez obaw. I tak się nie zarazisz. To nic takiego.
-Alex zapomniałaś o najważniejszym szczególe. Czuję twój ból i osłabienie. Gdybym był człowiekiem też bym cierpiał tak samo jak ty. Może lepiej zadzwonię do Carlisla?
-Nie trzeba. Naprawdę.
Poszła w kierunku salonu i usiadła na kanapie. Chłopak stanął przy szybie balkonowej. Spojrzała tam. Widziała swoje i jego odbicie. Był skupiony. Jakby zamyślony. Nie chciała by się martwił. Głupia choroba. Głupia więź. Biedny wszystko wiedział i przejmował się tym. Przecież miał tyle problemów. Powinien teraz szaleć jako nieśmiertelny, upajać się słodyczą ludzkiej krwi, a nie przejmować nastolatką. Jedną z miliona nastolatków. Dlaczego życie musi być takie brutalne? Ale miała nadzieję. Zawsze sadziła, iż jeżeli ktoś dużo cierpi w przyszłości spotka go wiele dobra i radości. Ale czy ona dożyje tego dobrego czasu? Nie wiedziała. Szkoda ,ze w tych wszystkich zdolnościach nie ma przepowiadania przyszłości.
- Benjamin-powiedziała. Niech on przestanie się martwić.
Wstała. Zrobiła trzy kroki. Nagle chłopak się odwrócił. Stanęła. Tak strasznie zabolała ją głowa. Przytrzymała się kanapy.
-Twoje oczy!-powiedział Benjamin w szoku.
Spojrzała w odbicie na szybie. Przeraziła się. Jej oczy w pewnym momencie zaświeciły się na niebiesko. Był to kolor jej mocy. Nogi miała jak z waty i chłopak to zauważył. Szybko się przy niej pojawił i przytrzymał.
-Jak to... co się z nimi stało?-zapytała.
-Były w kolorze twojej mocy. Użyj jej. Może moc się w tobie rozwija. Może przez to jesteś osłabiona.
Prawą ręką trzymała się wampira. Wyciągnęła lewą. Chciała podnieść figurkę. Moc pojawiła się z ociąganiem, lecz było coś nie tak. Kolor magii był ciemno niebieski, ten był blado niebieski. Figurka podniosła się powoli, zupełnie jakby była za ciężka. Opuściła dłoń. Poczuła się słabsza.
-Nie sądzę, by to było rozwinięcie mocy. raczej została osłabiona.
-Spróbuj z czymś innym jeżeli dasz radę.
Podciągnęła rękawki by spróbować dwoma rękoma. Jednak zanim zaczarowała jej wzrok przykuły jej nadgarstki. Puls od razu jej przyśpieszył. Na całych nadgarstkach i przed ramionach miała granatowe ,prawie czarne linie. Po chwili doszła do wniosku, że to jej żyły. Co się z nią działy.
-Nie możliwe bym umierała-powiedziała bliska płaczu.
-O czym ty mówisz Alex?-zapytał spanikowany. Chwycił jej policzki ,a ona oparła się o kanapę. Jego wzrok był spłoszony na słowa ,które wypowiedziała.
-Jeżeli moc zaklętych jest wyblakła i dłonie są w czarnych liniach ... to znak ,że zaklęta czy zaklęty umiera. Wyczytałam to z księgi od Carlisla.  To stan końcowy. Jeden z trzecich etapów przemijania życia zaklętych-powiedziała przerażona.
-Ale ty jesteś singularis. Tak giną przecież zaklęci. Ty jesteś inna.
-Inna ale wszyscy umierają najprawdopodobniej tak samo. Nie wiem jak dokładnie. Jestem w większości zaklętą niz pół wampirem.
-Nie możesz umierać . Nic nie zrobiłaś. Carlisle nam pomoże. Wyleczy cię - w jego głosie było tyle strachu.
Była w dużym szoku. Nie słuchała już go. Co z nią będzie? Od czego mogła umrzeć? Głowa ja tak strasznie bolała, że nie mogła się skupić. Chwycila się za nią. Zauważyła, że Benjamin jest przestraszony nie na żarty. Widziała go takiego kiedy przyszedł po odebraniu tej okropnej paczki, a następnie po przebudzeniu. Wziął telefon ale od razu włożyl go do kieszeni.
-Ledwo stoisz na nogach- wziął ją w ramiona jak młodą małżonkę i szedł w kierunku jej sypialni. Poruszał się ludzkim tempem. Nie wiedział czy to dobry pomysł szybko się poruszać z nią. Może jej to zaszkodzić. Oparła swoją głowę na jego ramieniu przez co poczuł jej szybki ciepły oddech. Miała problemy z oddychaniem, była obolała, bolała ją glowa, czarne ślady na rękach i słaby blask mocy. Przez co może to mieć? Kto jej to zrobił. Przez co?
Zobaczył drzwi od pokoju i wszedł. Przybliżył się do łóżka i położyl ją najdelikatniej jak tylko potrafił. Zrobiła maly grymas. Było coraz gorzej. Okrył ją do połowy kołdrą i wyciągnął telefon. Dziewczyna przymknęła oczy. Jej stan się pogarsza. Chcial zadzwonić do Cullena, lecz jego komórka zaczęła dzwonić. Właśnie dzwonił od.
-Z Alexandrom jest coraz gorzej-powiedział Benjamin.
-Alice właśni miała wizję. Co jej dokladnie jest? Jakie są objawy?
-Silny ból głowy, całe ciało ma obolałe, na dłoniach ma czarne linie, a wcześniej jej oczy tak jakby zaświecily sie w kolorze jej prawdziwej mocy.
-Co masz na myśli prawdziwej mocy?-zapytał zaskoczony.
-Jej moc była ciemna teraz jest wyblakła i słaba. Nie taka jak kiedyś.
Wampir zamilkł. Czy sprawa naprawdę jest tak poważna?
-Zaraz będziemy. W jakim jest stanie? Jest przytomna czy nie.
-Teraz jest w pół śnie. Traci świadomość stopniowo.
-Zaraz będę-powiedział po czym się rozlączył.
Odlożył telefon na półkę nocną. Usiadł na brzegu łóżka i położył dloń na jej czole. Nie była gorąca, tylko chłodna. Oddychała szybko, w różnych rytmach.
-Alex wszystko będzie dobrze. Obiecuje. Wyjdziesz z tego.
Wolno przytaknęła ruchem głowy. Spojrzała na niego mętnymi oczami i posłała mu słaby uśmiech. Starała się go jakoś pocieszyć. Chciała mu pokazać ,że jest silna, że poradzi sobie. Ale nie potrafila. Jej nadzieja malała z każdym oddechem. Nie wiadomo czemu, zaczęła słabnąć.
***
Carlisle przybył tak szybko jak tylko mógł. Sprawdzal jej puls, rytm serca liczyl oddechy i ustalał ich rytm. I to było straszne. Puls był słaby, oddechy głębokie i bez jednolitego rytmu. Leżała blada i osłabiona.
Benjamin stał przy jednej z kolumn łoża. Renesmee siedziała przed nim na materacu. Był tak samo zdenerwowany jak pół wampirzyca. Carlisle westchnął. jego mina nie pokazywała kolorowego zakończenia.
-Ktoś rzucił na nią klatwe-powiedział.
Klątwę? Skąd? Kto mógl to zrobić? Jak to zrobił? Sprawy zaczęły się komplikować i to na poważnie.
-Ale kto? I w ogóle skąd?
-Nie mam pojęcia ale trzeba tą osobę powstrzymać. Jeżeli nie zostanie przerwane... Stosowano to kiedyś na zbrodniarzach ale nie w dzisiejszych czasach. To zakazane. Komuś naprawdę zależy by jej się pozbyć.
-Nie ma innego wyjścia?-zapytała Nessie- Przecież nie znajdziemy tej osoby. Nie ma niczego w księdze?
-Musimy ją przeszukać. U nas w domu mamy ich kilka. Musimy tam pojechać-spojrzał na Benjamina.
-Nie możemy jej zostawić teraz samej-oburzył się Egipcjanin.
-Mogę z nią zostać-zaoferowała się dziewczyna. -Wy pojedźcie , zostanę z nią. Gdyby coś się działo zadzwonię do was.
-To najlepsze wyjście-powiedział Carlisle podchodząc do drzwi.
Był niepewny. Nie chciał jej teraz zostawiać. Chcial się nią zaopiekować , jakoś pomóc. Ale co może zrobić? Czar ją zabija stopniowo. Jedyne co może pomóc to wyczytanie z księgi jakiś wskazówek lub odnalezienie tego mężczyzny. Od razu domyślił się ,że to ta sama osoba co wysłała jej martwe zwierzę , co spowodowała ten wypadek. Wiedzieli tylko ,ze to mężczyzna. Jedynym podejrzanym był Richard.
-Benjamin , jedź-usłyszał cichy głosik przyjaciółki- nie przejmuj się nią. Zostanę z Nessie. Nic mi nie będzie z nią.
Podszedł do niej, a ona splotła ich dłonie. Był to tak naturalny ruch.
-Jedź. A jeżeli znajdziecie go, masz moje pozwolenie ,by mu przywalić-uśmiechnęła się słabo.
-Obiecujesz?-uśmiechnął się. Nawet teraz w czasie kipskiego stanu , musiała się uśmiechać. Była naprawdę silna.
-Masz moje słowo-zaśmiała się słabo.
Uśmiechnął się , uścisnął jej dłoń i zaczął iść w kierunku drzwi. Spojrzał na Cullena:
-Jedźmy-powiedział stanowczo. Jak tylko pomyślal o opcji odnalezienia winnego, poczuł taki gniew,że najchętniej by go zabił samym umysłem.
***
Pojechał. Wiedziała, że może na niego liczyć. Wiedziała ,że go zmotywuje jeżeli pozwoli mu uderzyć jej tak zwanego ojca. Sama najchętniej by to zrobiła, chodż wie, iż nie jest w stanie. Nessie siedziała przy niej i opowiadała co działo się po wyprowadce z Forks. Sama ją o to prosila. Chciała po prostu usłyszeć opowieść i głos przyjaciółki. Miała nadzieję ,iż w najbliższej przyszłości go uslyszy. 
-Alex-zaczęła- może się prześpisz? Odpoczęłabyś. Jest szansa o polepszenie twojego stanu.
-To klątwa nie choroba Ness. To tak nie działa. 
Dziewczyna była przejęta. Chciała jej jakoś pomóc. Nagle Renesmee zaczęla dziwny temat do rozmowy:
-Skoro nie chcesz się przespać to musisz mi coś wyjasnić , jeżeli będziesz miała siłę do mówienia.
-Zapomniałaś ,ze mimo kiepskiej sytuacji zawsze nawijałam jak najęta?-zasmiala się cicho Alexandra.
-No wiem ale to jest inna sprawa. Wtedy byłaś chora. Odpowiedz tylko na jedno pytanie.
-No to słucham.
-Ciebie i Benjamina coś łączy ,prawda?-zapytała.
Alexandra spojrzała na nią jakby ta powiedziała, że jest w ciąży. Szok.
-A co by miało nas łączyć-dziewczyna była zaskoczona. Wszyscy się praktycznie o to pytali. Zaczęło sie od Jack'a.
-Nie udawaj taką niewinną. Coś między wami jest.
-Nie prawda. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. To ,że u niego mieszkam wynika tylko z jego zaangażowania w sprawę. Co ty kombinujesz?
-Alex. Widzę jak na niego patrzysz, jak on na ciebie patrzy. Opiekuje się tobą, broni, stara się o twoje bezpieczeństwo, pociesza, spędzacie razem dużo czasu. Zawsze jest przy tobie.
-Jack też zawsze był przy mnie w Forks.
-Ale to wyglądało wtedy z nim jak dwoje rodzeństwa. A ty z Benjaminem wyglądacie razem jak... para. I nie powiem bo podobacie mi się jak jesteście razem.
-Nessie ty jak coś powiesz... Nic nas nie łączy. Przyznaję jesteśmy dziwnym przypadkiem . Zaklęta singularis i starożytny wampir. Oboje mamy podobne sytuację. Richard współpracuje z ludźmi , przepraszam, z wampirami ,którzy zamknęli go. Oboje mamy tych samych wrogów. Jak to mówią wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Niech zgadnę. Wymyśliłaś to z Emmetem?
-Nie. Sama z Esme na to wpadłam.
-Mogłam się domyślić. Słuchaj jesteś moją przyjaciólką, gdyby coś się wydarzylo pomiędzy mna a nim dowiedziałabyś się od razu i zakodowala ci to, by Edward nie mógl odczytać tej myśli z głowy.
-Wierzę ci Alex. Obiecasz na mały palec?-składały tak obietnice, kiedy obie były małe.
-Na mały palec-uśmiechnęła się i ziewnęła.
-Dziewczyno idź spać.
-Chyba się zdrzemnę. Idź obejrzeć telewizje. Nie musisz cały czas tu siedzieć. 
-Oj będę. Nie wiem co ci strzeli do głowy. Benjamin mnie zabije.
-Spokojnie. Nie lunatykuje, a w ogóle nie zrobię sama kroku-przymknęła oczy.
-No dobrze, a gdyby coś się stało?
-Zawsze mogę szepnąć , a moja moc prześle ci głośniejszy dźwięk. Bez obaw. Ty też nie przejmuj się aż tak mną. Wszystko będzie dobrze.
***
Nessie wyszła z pokoju i została sama. Nie chciała by wszyscy się o nią martwili. Powiedziała przyjaciółce ,że wszystko będzie dobrze, chodź sama w to nie wierzyła. Nie rozumiała po co ta klątwa. Skoro Richard chciał kiedyś ją żywą , to teraz też by jej potrzebował. Może zrozumiał ,że wie i uciekła? Tego nie była pewna. Usłyszała cichą melodię. Dzwonek jej komórki. Wzięła go z półki nocnej. Podciągnęła się by usiadła. Spojrzała , a jej serce praktycznie stanęło. Dzwonił ten który jej to zrobił. Ten sam numer który wysyłał jej dziwne smsy. Bała się odebrać. Ale chyba niczego jej nie zrobi przez telefon? Teraz nie była tego taka pewna. Dotknęła zielona słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
-Halo?-powiedziała. Jej serce podskoczyło niespokojnie.
-I jak się czujesz po porannej dawce? -zapytał głos.
Nie odezwała się. Rozpoznała ten głos. Ten sam usłyszała kiedy była po wypadku.
-Nie wiem gdzie się ukrywasz ale pewnie twój mąż-podkreślił ostatnie słowo- tam jest razem z tobą. Przyjaciele również. No cóż zapomniałaś o jednym. Nie wiem także jak mogłaś przeżyć. Miało być inaczej-mówił męski głos. -Miałaś zginąć. Próbowałem wieloma sposobami , więc wymyśliłem ten. Podoba się klątwa?
-O kim zapomniałam? Czego ty ode mnie chcesz? Co ci takiego zrobiłam, że się na mnie mścisz?-powiedziała w końcu.
-Wiesz dobrze za co. Podejrzewam ,ze nie jesteś głupia , wręcz przeciwnie. Zapłacisz za to swoja śmiercią.
-Twierdzisz ,iż jesteś taki sprytny? Taki mściwy? Jesteś tchórzem! Nawet nie masz odwagi się ze mną spotkać twarzą w twarz, tylko podkładasz jakieś świństwa. To żałosne-powiedziała z przepływem gniewu. W duchu modliła się by przyjaciółka tego nie usłyszała.
-Jaka groźna-zaśmiał się w słuchawkę. -Nie będziesz już taka dzielna jak usłyszysz kogo tu obok siebie mam-nagła cisza. Zaczęła przerażać ją. Co ten człowiek robił? Nagle usłyszała inny głos. Na jego brzmienie myślała ,ze się rozpłacze.
-Alex?! Alex to ty?-był to jej przyjaciel Jack- nie wiem co się dzieje ale sprawa nie wygląda za wesoło-jego głos był spłoszony.
-Jack! Nic ci nie jest? Jesteś cały? Boże przepraszam, wytłumaczę ci wszystko.
-Obawiam się ,że nie zdążysz-usłyszała ponownie ten głos.
-Czego chcesz? Zostaw, zrobię wszystko tylko go zostaw żywego i zdrowego.
-Może tak zrobię, może nie. Wszystko zależy od ciebie. Przyjdziesz na opuszczony cmentarz 10 kilometrów od New Pol. Tam gdzie została pochowana Gabriela. Masz godzinę. Inaczej twój przyjaciel zostanie jednym z tych wszystkich co na nim są.
-Będę ale jak mam przyjść skoro klątwa mnie uziemiła? Nie mogę nawet się podnieść. Nie mogę wstać.
-Jestem trochę zły,że muszę ja zdjąć ale perspektywa twojej śmierci przede mną jest zadowalająca. Zdejmę ją ale masz czterdzieści minut. Bądź sama , nie chcesz przecież śmierci Jack'a i reszty bliskich. Nie prawda?
-Będę. Niczego mu nie rób. Ściągnij ją, a przyjadę.
-Do zobaczenia wkrótce -powiedział śmiejąc się i rozłączył połączenie.
Odłożyła telefon. Tylko nie Jack. Jak mogła zapomnieć o najlepszym przyjacielu ,który cały czas był przy niej? Świadek jej pierwszego wygranego meczu, śmierci mamy , upadków i wzniesień. Przecież byli jak siostra i brat. Przez to wszystko odstawiła go na bok. Schowała twarz w dłoniach.
-Jestem okropną przyjaciółką-powiedziała.
W pewnej chwili odczuła spokój. Ból zelżał. Spojrzała na dłonie. Czarne linie zaczynały znikać. Energia zaczęła wracać, duszności zniknęły. Podniosła swoją mocą doniczkę z kwiatem. Udało się za pierwszym razem bez problemu. Kolor magii był taki jaki powinien być. Musi teraz jakoś wyjść by Renesmee jej nie zobaczyła. Nie słyszała rozmowy bo moc ją zagłuszyła , chyba. Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Stała właśnie w nich Renesmee. Jej oczy były takie wielkie z nerwów.
-Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz. Zadzwoń do Benjamina!
-Telefon zostawił. Nessie ja tam muszę iść. On ma Jack'a. Jeżeli coś mu się stanie będzie to wyłącznie moja wina. Znienawidzę się .
-To nie wyjście. On przecież cię zabiję. Nie ma szans bym cię wypuściła-podeszła i chwiciła ją za ramiona.
-Nie będę z tobą dyskutować. Mogę wyjść stąd nawet przez okno.
-Ani mi się śni. Zostajesz, a ja dzwonię do Carlisla-wzięła telefon Benjamina z szafki nocnej.
Szatynka wpdała na pewien pomysł.
-Przepraszam Renesmee ale to jedyne wyjście. Już za wiele osób które kocham są w to wplatane. Przeprasam za to co zrobię.
Nessie spojrzała na nia zdezorientowana. Nagle zamknęła oczy i upadła w ramiona Alexandry. Łzy świeciły w jej oczach. Użyła mocy uśpienia. Musiała ją uśpić, inaczej Jack zginie. Położyła przyjaciółkę na łóżko.
-Nessie przepraszam, mam nadzieję ,że mi wybaczysz.
Spojrzała na zegarek w telefonie w czasie biegu przez dom. Miała jeszcze dwadzieścia minut. Cholera ,trochę mało!
Zeszła ze schodów i zobaczyła ,iż przed domem stoi samochód Benjamina. Kluczyki wisiały przy wyjściu. Wzięła je i od kluczyła zamek w drzwiach , po czym wyszła z budynku. Wskoczyła do samochodu i odjechała. Musiała ratować przyjaciela, który został wpakowany przez nią w kłopoty.

Przez całą drogę myślała tylko o Jack'u. Bała się ,że ten człowiek może coś mu zrobić. Modliła się równiez o to, by Nessie spała na tyle , by nie poinformowała reszty. Nie wiedziala sama co chce zrobić. Przyjedzie tam i co dalej? Wie tylko, iż swoją obecnością wypuści przyjaciele , o resztę będzie się martwiła później. Gdyby teraz ją Benjamin zobaczył.
-Wiem Benji, zabijesz mnie za to co robię jeżeli przeżyję . Znowu bawię się w bohaterkę. To durne pieprzone życie musi takie być-krzyknęła zrozpaczona w samochodzie. Pomyślała właśnie o nim. Tak bardzo się o nią bal, zawsze wspierał i chronił. Co z tego ,że początki byly chlodne. z czasem się zmienił. Sam powiedział do niej ,,Zawdzięczam to wszystko tobie'' pamiętała jak się wtedy jąkał. Były to początki ,kiedy zaczął mówić o uczuciach. Uśmiechnęła się lekko i pojedyńcza łza spłynęla po policzku. Musi przeżyć. Musi. Nie ma innej opcji. 
-Cale szczęście ,że przejrzałam zaklęcia w księdze od Carlisla- powiedziala z nutą nadziei.
No dobra przeczytała i co? Ona jest początkująca ,a ten ktoś? Może jest już od dawna zaklętym?
Teraz jednego była pewna. Tym kimś nie był Richard. Ta osoba miała młode dłonie. Zapamiętała to ,kiedy dotknął jej policzek w dniu wyskoczenia z wozu. To kto to mógł być? Nie znała go. Ale pozna. Dojechała na miejsce. Szybko wysiadła. Nikogo w pobliżu nie było. Zobaczyła tylko stare drzewa, pomniki i starą kaplicę, która spłonęła wiele lat temu. Minęła pierwsze nagrobki. Żadnej żywej duszy. Czyżby ją oszukał? Gdyby taka akcja działa się w powieści fantastycznej byłaby wniebowzięta. Niestety to nie byla powieść, tylko rzeczywistość, nieciekawa rzeczywistość. Przyjrzała się wszystkiemu dookoła. Śnieg zakrył większość pomników i cały dach kaplicy, a raczej to co z niego zostało. Minęła wielką rzeźbę anioła i szła dalej. Postanowiła wejść do kaplicy. Spodziewała się tam zobaczyć chłopaka. Przecież jej szantażysta lubił efekty. Przekonała się po tym , jak wysłał jej paczkę. Chwiejnym krokiem weszla do środka. Dreszcz po niej przeszedł z zimna. Wzięła pierwszą lepszą kurtkę. Okazalo sie ,iz była to czarna kurtka ze skóry. Niezbyt ciepła jak na ten czas. Nie przejęła się tym. Przed sobą widziała Jack'a.
***
-Jesteś pewien, że to jej pomoże?-zapytał z nadzieją Benjamin.
-To nasza jedyna nadzieja. Jezeli nie zadziała musimy odnaleźć twórce klątwy-powiedział Carlisle.
-To będzie trudne.
-Nawet niemożliwe-wtrącił Edwart
Benjamin wraz z Carlislem, Edwardem, Rose i Emmetem jechali do jego domu, gdzie mieli pomoc Alexandrze. Byli przed domem. Egipcjanin zauważył braku samochodu. Coś mu nie pasowało.
-Zanim wyjeżdżaliśmy twoje auto tu stało, prawda?-zapytał Carlisle również podejrzliwy.
-Tak mi się wydaje-powiedział niepewny.
Wyszli z wozu. Za nimi dojechała Esme z Alice i Jasperem.
-Bella została na wszelki wypadek-powiedziała Esme.
Poszli w kierunku drzwi. Rose otworzyła je.
-Na przyszłość mógłbyś zakluczać drzwi. Tak na wszelki wypadek-wtrąciła.
-One były zamknięte-powiedział.
Spojrzał na Carlisla. Wszyscy od razu weszli do domu. W salonie słyszał dzwięk telewizora. Leciały wlasnie wiadomosci sportowe, lecz na kanapie nikogo nie było. On wraz z Edwardem i doktorem poszli do pokoju ,gdzie powinna być Nessie z Alex. Coś mu nie pasowało. Wszedli do środka. Kiedy zobaczył zamiast Alexandry , Renesmee leżącą na łóżku, przeraził się. Gdzie była ona? Blondyn podszedł do niej i zaczął ją budzić było trudno ale obudziła się z krzykiem:
-Alex nie możesz!
-Nessie spokojnie-powiedział Carlisle-co się stało? Gdzie jest Alexandra?
-Uśpiła mnie!  On ją zabije!
-Uspokój się. Co sie stało?
-Miała odpocząć, więc poszłam po rozmowie z nią na dół. Oglądałam telewizję i nagle usłyszałam jej cichy głos. Próbowała chyba to zatuszować ale była tak słaba ,że nie dała rady. On dzwonil do niej. Ten co spowodował wcześniejsze wypadki. Ma Jack'a. Uwolnil ją od klątwy i miała przyjechać na cmentarz ,gdzie jej matka została pochowana. Miała byc sama, bo inaczej skrzywdzi go. Nie chciałam jej puścić i musiała mnie uśpić mocą. Ona była załamana. Pojechała tam, a wcześniej powiedziała ,że i tak zbyt dużo osób które
kocha są w to wplątane. On ją zabiję!-była przerażona.
-Nie! Nie mogła tego zrobić-szok szarookiego byl ogromny.

2 komentarze:

  1. wspaniały rozdział czekam następny, nie mogę się doczekać pisz szypko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że się podoba :)
      Postaramy się nie zawieść :)

      Usuń