Translate

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 9 Zycie toczy się dalej.

Deszcz stukał w szyby okien.Krajobraz był szary, ponury.Słońce zostało zakryte ciemnymi chmurami, jakby chciały pokazać swój zły humor.Od czasu do czasu pojawiały się, to białe, to lekko czerwone czy fioletowe błyski burzy. Odgłosy grzmotu były słyszane bardzo dobrze. Raz były ciche, jakby ktoś szeptał, następnie były głośniejsze, jakby ktoś mówił, a rzadziej głośne, jakby ktoś krzyczał ze złości. Kiedy Alexandra była mała, matka zawsze jej mówiła, że kiedy pada-aniołki podlewają kwiatki, kiedy błyska się, robią ludziom zdjęcia, jak grzmi,coś się turlało po im podnóżu, czyli po chmurach. Za małego dziecka zawsze bała się burz. Chowała się pod kołdrą i trzymała małego pluszowego misia. Nastolatka właśnie wspominała całą historię. Była podobna pogoda co teraz. Chowała się pod kocem, a z jej dużych oczu leciały grochy łez.
Gabriela podeszła wtedy do niej i opowiedziała historykę, dzięki której nie bała się już tego zjawiska.
-Nie bój się Alexandro-powiedziała rodzicielka do małej córki -chodź na kolanka.
Mała szatynka z pasemkami o kolorze blond usiadła na kolanach mamy. Dziewczynka była okryta kocem, a w drobnych rączkach trzymała małego pluszowego misia. Jej oczka były pełne łez.
-Mamusiu-powiedziała cichutko wtulając się w kobietę-one są złe-wskazała na burzę.
Kobieta delikatnie się uśmiechnęła.
-Nie skarbie. One są dobre. Posłuchaj-starła łezki z policzka-spójrz na to z innej strony. Jak robisz zdjęcie błyska lampka, prawda?
Kiwnęła głową patrząc na mamę.
-Tak samo jest z burzą. Błyska się, bo aniołki robią zdjęcie ludziom.
Alexandra spojrzała zaskoczona na rodzicielkę.
-A jak deszczyk pada-powiedziała nieśmiało-to podlewają kwiatki?
Kobieta kiwnęła głową. Mała spojrzała przez okno i uśmiechnęła się. Nagle był duży błysk.Lekko drgnęła ale spojrzała na mamę z lekkim uśmiechem.
-Zrobiło mi zdjęcie-Gabriela się uśmiechnęła.
-Chodź skarbie -wzięła dziewczynkę na ręce-zmarzłaś. Chodź do kominka.
-Poczytasz mi książeczkę?-zapytała młoda Alexandra
-Poczytam .Tą o pieskach?
-Nie, tą o złej czarownicy i ślicznej księżniczce.

Na to wspomnienie uśmiechnęła się delikatnie. Często wspominała matkę. Najczęściej z lat najmłodszych, ponieważ rodzicielka była wtedy w dobrym stanie. Nie czuła się wtedy taka samotna jak teraz. Pojechałaby na cmentarz, lecz boi się, że spotka tam swojego byłego. Nie chce wpadać w większe tarapaty. Podeszła do kominka i usiadła przed nim. Otuliła się ciepłą bluzą, lecz nadal było jej chłodno. Zresztą jak zwykle. Od małego była typem dziewczyny, która zawsze marznie. Cały czas dręczyła ją rozmowa w szpitalu z Nessie. Była jedną z nich. Okłamała ją. I zarzuciła, że Alexa będzie jej się bać. Czy aż tak, mnie nie zna? Bać się własnej przyjaciółki?-pomyślała. Minął już tydzień od tej rozmowy. Nie chodziła do szkoły, gdyż zalecenia kazały jej odpoczywać, a w ogóle źle się czuła. Czasem zaklinała swój upór. Zawsze pokazywała, że jest niezależna i dzielna. Że nic jej nie przeszkodzi i jest dobrze. Ale to nie była prawda.Większość znajomych sądzi, że jest wesoła, a prawda jest inna.Tylko kila osób wie całą prawdę o niej, chodź dziewczyna stara się pokazać, iż jest dobrze, jej bliscy (których praktycznie nie ma) zawsze dopatrzą drugie dno. Po raz setny zadzwonił telefon Alexandry. Za każdym razem widziała imię przyjaciółki, która ją okłamała. Nie chciała z nią rozmawiać. Chodź większość czasu Renesmee dzwoniła kiedy spała. Alexandra przesypiała dnie i noce, a kiedy się budziła widziała wiele nieodebranych połączeń od niej. Codziennie przychodził do niej Josh, który się nią opiekował i rozmawiala przez Skype z Jackiem.

Siedziała skulona na kanapie. Josh usiadł koło niej kładąc na stole ciepłe kakao. Objął dziewczynę i delikatnie głaskał jej brązowe włosy. Zawsze obejmowała go w talii i kładła głowę na jego ramieniu.
-Jak się dzisiaj czujesz, hmm?-zapytał jak codziennie.
-Dobrze. Lepiej niż wczoraj-nagle telefon zaczął wibrować. Dzwoniła Renesmee i zignorowała to połączenie.
-Aż tak jest źle?-spytał delikatnie-Może porozmawiasz z nią?
-Nie chce-odpowiedziała po dłuższej chwili-chłopak pytał się ,dlaczego się pokłóciły,lecz dziewczyna nie chcioała o tym mówić i rozumiał.
-A może jednak? Jesteście najlepszymi przyjaciółkami. Widziałem w szpitalu jak się o ciebie bała. A kiedy wychodziłem i minąłem Jack'a zobaczyłem z dala ją i tego ciemnego chłopaka-na wspomnienie o Benjaminie napięła się lekko-Co jest? Od tamtej pory jesteś mało kontaktowa. Zamknęłaś się w domu jak na wojnie. Z nikim nie rozmawiasz. Jack mówił, że odpowiadasz kilkoma słowami, a zawsze byłaś taka rozmowna, uśmiechnięta. Kochanie co jest?-przytulił ją mocniej, kiedy zaczęła szlochać.
-Ona... była mmm... moją... przy... przyjaciółką-wyznała-a z tym chłopakiem nie chce mieć nic wspólnego. Nic mi nie jest. To wszystko przez tą ranę. Siedzę w domu, bo źle się czuje i to wszystko.
Wsunął palce pod jej podbródek i zmusił delikatnie by spojrzała mu w oczy. Wycierał każdą łzę, lecz nie delikatnie, a bez uczuciowo. Jakby robiła to maszyna.
-Wiesz, że nie chce byś cierpiała-wyszeptał.
-Wiem, przepraszam.
-Nie przepraszaj. Obiecuje, niedługo będziesz szczęśliwa.
-Skąd ta pewność?-spytała z zwątpieniem.
-Oj skarbie uwierz -na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech-na pewno będziesz szczęśliwa mimo tego, że będzie cię bolało. Będziesz potem szczęśliwa.
Kiedy spotkasz się z matką na pewno będziesz -dokończył w myślach.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie.Chłopak delikatnie dotykał jej szyi. Jej skóra była chłodna, gładka i miękka. Taka... idealna. Dziewczyna przymrużyła oczy. Uwielbiał widzieć ją w tym stanie. Już niedługo chciał zrealizować swój plan.
-Może wyjdziemy niedługo na spacer? Może jutro. Następnego dnia nie ma padać.
-Może-ale nie była przekonana-sama nie wiem.
-Nie daj się prosić-delikatnie pocałował jej usta, następnie szyję i położył głowę przy jej szyi a ramieniem.
Zaczęła się uśmiechać, delikatnie ale uśmiechała się.
-No dobrze-pocałowali się przelotnie w usta-ale jutro. W przyszłym tygodniu idę do szkoły i tak będę musiała zacząć wychodzić.
-Widzisz.Wychodzi na dobre, będzie fajnie. Może w parku, na końcu miasta?
-Przecież mieszkam na końcu miasta-uśmiechnęła się-ten do którego mam około 600 metrów?Ten opuszczony?
-Tak do tego. Nikt tam nie chodzi. Bylibyśmy tam sami-powiedział szeptem.
-No nie wiem czy to dobry pomysł. Nie ufam temu lasowi , a szczególnie temu miejscu.
Gwałtownie podciągnął dziewczynę i w oka mgnieniu leżała na nim. Położyła dłonie na jego szyi i wpatrywała się w jego ciemne oczy. Delikatnie całował jej usta, szyję. Przesuwał dłońmi po jej niewinnym ciele. Czuł delikatne dreszcze dziewczyny.
-Nie daj się prosić-powiedział-nic nam nie będzie. Będziemy sami. Ja tam będę z tobą i nic ci nie będzie grozić.
-No dobra-po czym chłopak zatopił się w jej ustach.
                                                                                 ***
Dziewczyna ucałowała chłopaka na pożegnanie i otwarła mu drzwi .Było już ciemno, chodź na niebie widniały ostatnie promyki słońca. Josh ucałował ją na pożegnanie i wsiadł do samochodu. Patrzyła jak wsiadał i zapina pas. Nagle zobaczyła jakiś ruch w ogromnym ogrodzie sąsiadów. Ktoś tam stał i dziewczyna rozpoznała Benjamina. Ciemne ubranie, brązowe włosy, ciemne oczy wyglądające jak małe szparki, ciemna karnacja.Wyglądał niebezpiecznie i atrakcyjnie.Wpatrywał się w samochód jej chłopaka.Jego spojrzenie było wrogie.Dziewczyna poczuła niepokój.Kiedy odprowadziła wzrokiem samochód Josh'a.Spojrzała na miejsce gdzie stał wampir.Ich oczy się spotkały.Normalnie dziewczyna szybko by wróciła do domu i się schowała,lecz nie teraz.Patrzyła niezłomnym wzrokiem prosto w oczy chłopaka.Jej twarz nie pokazywała uczuć,a oczy pokazywały gniew,waleczność i obojętność.Zawiał chłodny wiatr i odwróciła się by zamknąć dom.Kiedy prze kluczyła w zamku klucze,odetchnęła.Dopiero teraz zdała sobie sprawę,że traktuje Benjamina jak człowieka.Przecież sam przyznał ,iż nie jest taki jak Renesmee.Wróciła przed kominek.Nagle zobaczyła,że zamiast ognia widzi jakieś obrazy.Widziała jakąś kobietę idącą przez las.Byla przestraszona.Potem następny obraz kobieta podawała jakiemuś dziecku medalion,potem zobaczyła płonący budynek,który był duży i bogata zdobiony.A przy ostatnim obrazie zobaczyła leżące ciało dziewczyny.Kobieta mogła mieć z 20 lat , a nawet mogła być w wieku Alexandry.Dziewczyna leżała w jakimś ciemnym pomieszczeniu.Jej twarz została zasłonięta przez jej długie brązowe włosy.W pewnej chwili obrazy zniknęły.Głowa ją mocno zabolała i chwyciła ją.Ból był tak nie do zniesienia,że upadła na kolana.Szumiało jej w uszach,ból był coraz większy ... i nagle puściło.Nie czuła bólu, cisza była wokół niej.Słyszała tylko bicie jej serca i przyśpieszony oddech.Szybko przeniosła kolana do przodu i usiadła na kanapie.Oparła głowę o dłonie.
-Matko co mi dolega-zaczęła mówić do siebie spanikowana-ała...moja głowa.
-Wszystko w porządku?-usłyszała w oddali głos.
Szybko się odwróciła.Zobaczyła go.Miała ochotę krzyczeć.Co on tu robił?!Z wrażanie zsunęła się z kanapy i usiadła na podłodze. Objęła nogi rękoma i oparła głowę o kolana.
-Słyszałeś może o przestrzeni prywatnej?-spytała zła.
-Słyszałem-miała wrażenie,ze się uśmiecha.
-To dobrze,wiedzę masz dobrą ale gorzej z praktyką-zripostowała go.
-Może mnie nauczysz?-zadrwił
Nie patrząc na niego wskazała ręką drzwi.
-Tam masz drzwi ,przekręcasz klucze ,naciskasz klamkę ,otwierasz drzwi i wychodzisz.Zostaje ci tylko zamknięcie drzwi.
Odpowiedziała jej cisza.Nie słyszała go więc podniosła głowę.Widziała,że chłopak ogląda jej regał z książkami.
Jezu,jak strasznie działa mi na nerwy-pomyślała.
-Widzę ,że uwielbiasz książki-powiedział beznamiętnie z nutą ciekawości-fantastykę.Wampiry i ludzie ,tak?-zapytał patrząc na nią z rozbawieniem.
Wyciągnął jedną książkę i zaczął bawić się nią w dłoni.Zła wstała.Zachwiała się ale szybko odzyskała równowagę.Podeszła do niego,wyciągnęła mu lekturę z ręki i odłożyła na miejsce.Oparła się o regał i spojrzała mu w oczy.Przerażały ją ale na swój upór patrzyła.
-Czego chcesz?-spytała tracąc cierpliwość
Patrzył na nią z rozbawieniem.
-Mam kilka opcji i rozważam je-powiedział tłumiąc śmiech
-Mogę ci pomóc.Albo mnie teraz zabijesz albo wychodzisz-powiedziała bez uczuciowo krzyżując ręce na piersi.
Chłopak na to przestał się uśmiechać  spojrzał nie pokazując uczuć.Jego głos zabrzmiał poważnie.
-Dajesz mi ultimatum?-słychać było zaskoczenie,które maskował-zazwyczaj ludzie chcą żyć i błagają o litość.Twierdzą ,ze chcą jeszcze pożyć,że co zrobią bez niego przyjaciele ,rodzina.Mówią,iż chcą zrealizować plany...
-Mówiłam ci już,nie jestem każdy -powiedziała zamykając oczy-zastanów się nad odpowiedzią.
-Przyszedłem tu z innej sprawy-rzekł-Chciałem sprawdzić jak się czujesz po wyjściu ze szpitala i po dowiedzeniu się o pochodzeniu swojej przyjaciółki ,a raczej przyjaciołach.
-Wychodzisz?-spytała gniewnie spoglądając na niego
-I tak nieźle sobie radzisz jak na bezbronnego człowieka-powiedział delikatnie dotykając jej policzka,kiedy ich oczy się spotkały wziął rękę-nie każdy zachowywałby się tak jak ty...
-Nie jestem taka jak inni-warknęła-ile razy mam ci to mówić?
-Masz zahartowany charakter -powiedział głosem bliskim szeptu,wziął jej kosmyk włosów i bawił się nim w dłoni-niezależna,cicha,dająca sobie rade ze wszystkimi.A co najlepsze nie bojąca się wampirów.Nie spotkałem takiego człowieka jeszcze.Mądra, inteligenta, ładna nie żal ci tracić życia?
-Może nie jestem mądra tylko głupia?Moze powinnam się bać?
-Powinnaś-wyznał-lecz...
Nagle ucichł.Wyglądał jakby coś nasłuchiwał.Spojrzał w kierunku okna.Po jakimś czasie napiął się a jego twarz cechowała gniew i zniecierpliwienie.Spojrzał na dziewczynę.Jeszcze nigdy nie widziała tak przerażające i niebezpiecznej twarzy.
-To ja lepiej już pójdę-powiedział starając zachować się spokój-twoi przyjaciele nie odstępują cię na krok i jeżeli nie chcesz ,żeby twój dom został zdemolowany pójdę już.
-Jacy przyjac....-pomyślała o Cullenach i Jacobie.
-Boją się o ciebie-powiedział patrząc na okno-Esme twierdzi,że powinni tu wejść ,bo się boisz i byś miała spokój ale nie chcą cię przestraszyć.A Emmet rwie się by tu wejść z głupim psem-spojrzał na nią -w ogrodzie są Esme,Jacob i Emmet-uśmiechnął się -Do zobaczenia Alexandro.
I tak szybko znikł jak się pojawił.Dziewczyna była zdezorientowana.Przyjaciele?Zdemolowany dom?Nie opuszczają cię na krok?Cullenowie w ogrodzie?
Dziewczyna miała dość.Ona jest obserwowana przez zgraje wampirów i wilkołaka.Cudownie.Podeszła do panelu sterowania koło wyjściowych drzwi.Nacisnęła by jej automatyczne żaluzje zasłoniły okna.Sama w ciemnym pokoju widziała tylko czerwono-pomarańczowe światło z komika.Położyła się na kanapie i patrzyła na zdjęcie jej mamy.Zamknęła oczy i powiedziała cichym szeptem:
-Mamo co ja mam ze sobą zrobić,co zrobiłam źle?-spłynęły jej łzy z oczu po czym zasnęła.
***
Esme stała koło drzewa w ogrodzie.Wraz z Emmet'em i Jacobem słuchali rozmowę Benjamina z Alexandrą.Wampirzyca była zaniepokojona.Alexa jest dla niej jak córka.
-Czy on nie moze dać jej spokoju?-warknął Jake
-Może wejdziemy tam i zajmiemy się panem egipcjanem?-powiedział Emmet
-Nie, wystraszysz ją-powiedziała-już dosyć.Ona jest przestraszona nie rozumiesz?Mógłby dać jej święty spokój.
-To co damy mu szanse by ją skrzywdził?Rose i Nessie zabiją go przy pierwszej okazji ze mną włącznie.
-I ze mną -dodał wilkołak
-I z tobą.Sama nie chcesz by Alexandrze coś się stało-wyznał Emmet
-Jak będzie jakiś gwałtowny ruch z jego strony idziemy.
-Myślisz ,ze to ultimatum było szczere?-zapytał Jacob
Nikt nie odpowiedział.
Usłyszeli pożegnanie Benjamina i to,że powiedział jej o ich obecności.
-Nigdy nie widziałem jej w takim stanie -mruknął gniewnie Jacob-nie mogliśmy jej powiedzieć od razu?
-Idźcie już-powiedziała Esme-on już poszedł ale jakby co dam wam znać.
-Ale..-Jake chciał zapotestować ale oboje poszli.
Wampirzyca niczego już nie słyszała.Wiedziała ,ze dziewczyna jest w pomieszczeniu.Chciała wejść do domu,sprawdzić jak się czuje,lecz usłyszała szept nastolatki
Mamo co ja mam ze sobą zrobić,co zrobiłam źle?Kobiecie żal się zrobiło dziewczyny.Chciała do niej przyjść ,przytulić ,powiedzieć ,że wszystko będzie dobrze i ,ze bardzo ją kocha.Przeprosić ,ze nic jej nie powiedzieli.Ale darzyła dziewczynę szacunkiem.Ona nie była zła,że są postaciami z hororu ,jest zła,gdyż została oszukana.Po jakimś czasie weszła do domu.Było ciemno więc wiedziała,iż nastolatka jej nie zobaczy.Podeszła do niej.Zobaczyła jej niewinną twarz.Była mokra od łez.Jej oddech był spokojny lecz głęboki.Trzymała  medalion w dłoni.Spała. Esme widziała koc leżący koło kanapy.Okryła delikatnie dziewczynę , pogłaskała jej policzek po czym zniknęła z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz