Translate

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 11 Przywiązanie

Oparta o kanapę usłyszała pukanie do drzwi.
Przecież je zamknęłam - pomyślała.
- Mogłyby się otworzyć - szepnęła zdenerwowana.
Jak za pociągnięciem magicznej różdżki drzwi były otwarte. Chciała wstać, ale zobaczyła, że przyjaciółka próbowała wejść, naciskając klamkę. Chciała powiedzieć, że klucz jest koło krzewu różanego, obok drzwi. Ale otwarła je bez problemu. Jakby ich nie zamykała. Pomyślała, że to jedna z umiejętności przyjaciółki, ale nie wie
jak bardzo się myliła. Zobaczyła ją. Jej oczy symbolizowały tylko niepokój. Brązowe włosy dziewczyny były w nieładzie, widać, iż się śpieszyła. Miała na sobie ciemne rurki, trampki, rozpiętą kurtkę i złotą bluzkę.  Kiedy zobaczyła Alexę zapłakaną z lodem przy dłoni, szybko do niej podbiegła. Nie zastanawiała się nawet jak przyjmie to, objęła ją. Alexa również przytuliła przyjaciółkę, szlochając. Było jej przykro. Dlaczego była zła na nią? Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniła. Tylko ona jej została i Jack. Tylko ona, jeżeli jej wybaczy to, że ją odrzuciła.
- Renesmee tak mi przykro - zaczęła mówić przez łzy - Przepraszam. Jestem taka głupia....
- Cicho Alex - powiedziała z troską - przestań. Nie przepraszaj. Nie jesteś głupia. Rozumiem cię. Powiedz co się stało.
Siedziały przytulone na podłodze. Alexandra nie mogła się opanować. Tak strasznie boli zdrada. Zawsze bała się odrzucenia, a kiedy się odważyła otworzyć na świat, znów została skrzywdzona. To tak strasznie boli - pomyślała.
- Alexandra co on ci zrobił? - ponownie zapytała.
Jak mam jej to powiedzieć? - pomyślała w duchu. To takie nie fair. Obwiniała Nessie, że jest tym kim jest. A ona jest dobra. Josh był podłym wampirem, chcącym tylko jej krwi. Jak mogła się tak mocno mylić? Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do domu. Nawet nie podnosiła głowy. Miała już dosyć. Niech ktoś mnie zabije - pomyślała. Poczuła na plecach chłodne dłonie i głos ich właściciela :
- Alexandra spokojnie - była to Esme - co się stało?
- Nic nie powiedziała, odkąd tu jestem. Musi być w szoku - usłyszała głos przyjaciółki. Zwróciła się do przyjaciółki - Alex co z twoja ręką?
Nastolatka postanowiła wziąć się w garść.Nie może cały czas się nad sobą użalać.Te cztery miesiące były okropne. Uniosła lekko głowę pokazując twarz. Łzy nie chciały przestać spływać. Oparła głowę o ramię przyjaciółki i przytrzymała lód przy nadgarstku. Poczuła, że Esme delikatnie odsuwa jej grzywkę na bok i gładzi włosy.
- Już lepiej? - spytała ostrożnie Nessie.
Pokiwała twierdząco głową.
- Co się stało? - spytała Esme - co Benjamin chciał ci zrobić?
Nastolatka wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- On mnie uratował.
Obie kobiety spojrzały na siebie zaskoczone.
- Ale jak... - przyjaciółka była w szoku.
- Powiedz mi tylko - Alexandra zwróciła się do przyjaciółki - czy wiedziałaś kim jest Josh? - spojrzała na wampirzycę.
- Jest z tobą... zaraz - spojrzała na nią poważnie - Chyba nie chcesz powiedzieć, że Josh jest...
Potwierdziła ruchem głowy.
- Mówiłaś, że podejrzewasz, iż jest wampirem - powiedziała Esme - ale Edward powiedział, że to niemożliwe.
- Wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Mogłam mu się przyjrzeć - mówiła Nessie z wyrzutem.
- Skarbie - Esme zwróciła się do Alexandry -co się stało, opowiedz.
- Byliśmy... w parku - zaczęła. Starła łzy - wszystko było idealnie. Ale... - zamilkła
- Ale? Alex co było dalej? - zapytała przyjaciółka.
- Spytał się nie wprost, ale dał do zrozumienia, czy chce spotkać się z matką, skoro jest mi tak źle. Wiedziałam jak mogę się z nią spotkać. Zaniepokoiło mnie to. Potem pojawił się Benjamin. Myślał, że wszystko wiem. Dowiedziałam się, że nim jest. Mówił, iż sam miał problemy z rozszyfrowaniem jego pochodzenia. Był ze mną tylko dlatego, bo przypominałam mu mojego przodka z osiemnastego wieku. Chciał tylko mnie zabić - kilka łez spłynęło po jej policzku,ale już nie szlochała.
- Ciii kochanie - powiedziała Esme, gładząc jej włosy.
- Przepraszam - powiedziała wycierając łzy.
- Alex za co? - spytała Renesmee.
- Za wszystko - wyznała schowana w jej objęciu - za to, że się nie odzywałam. Że nie powiedziałam ci wszystkiego z Egiptu. Za wszystko...
- Alexandro to my powinniśmy Cię przeprosić - powiedziała starsza wampirzyca.
- Ale nie mogłyście nic powiedzieć prawda? - odwróciła się do niej.
- Pamiętasz Belle? -zapytała.
Twierdząco pokiwała głową.
- Została przemieniona w wampira jak byłaś dzieckiem. Też wiedziała o naszym istnieniu. Chciała być taka jak my - opowiadała - została przemieniona, gdyż nasza tak zwana rada twierdzi, że ludzie nie mogą znać naszej rasy. Muszą myśleć, że nie istniejemy.
- To ja też będę musiała... - zamilkła wycierając łzy.Jej oczy były pełne lęku.
- Nie - powiedziała Nessie równo z Esme - nie będziesz musiała. Jakoś ukryjemy ten fakt - kontynuowała Esme.
Nastolatka siedziała oparta o ramię przyjaciółki. Nadal mocno ją obejmowała, a Esme siedziała koło niej gładząc włosy nastolatki. Uspakajała się. Chodź nadal była w szoku po tym jak została oszukana.. Jej oczy symbolizowały tylko niepokój. Jej oddech wrócił do normy. Zaczęła sobie wszystko układać. Renesmee jak i cała jej rodzina byli wampirami, a Jacob wilkołakiem. Jack był człowiekiem, a Josh wampirem, który udawał cały czas miłość do niej.
- Chodź wstań - powiedziała Nessie - nie będziemy cały czas siedziały na podłodze.
Dziewczyna jak maszyna pokiwała lekko głową i patrzyła przed siebie. Usiadła na kanapie. Obie wampirzyce siedziały teraz przejęte jej stanem.
- Pokaż ten nadgarstek - powiedziała spokojnie Esme.
Alexandra pokazała jej swoją rękę. Nadal bolała i była opuchnięta. Skóra miała kolory ciemnego fioletu i granatu. Kiedy wampirzyca dotknęła jej nadgarstka zrobiła grymas bólu.
- Który ci to zrobił? - zapytała delikatnie.
Po chwili odpowiedziała z trudem.
- Josh - szepnęła, oddychając głębiej by powstrzymać łzy.
- Może Carlisle zajmie się twoją ręką? Jest lekarzem, a to poważnie wygląda.
Kiwnęła delikatnie głową.
- Położysz się? - zaproponowała Esme - później byśmy zajęli się twoim nadgarstkiem.
- Chyba tak - powiedziała cicho - chyba się położę.
- Możemy przyjść później?
- Tak - szepnęła - tak.
***
Kiedy wampirzyce zniknęły z jej domu, poszła pod prysznic. Gorące krople ją ogrzały. Ubrała białe spodnie i czarną za dużą bluzę, wkładaną przez głowę. Położyła się na swoim łóżku. Zanim zdążyła się położyć, zobaczyła w ramkach zdjęcie jej i Josh'a. Wstała, a z jej oczu płynęły strumienie łez. Łzy nie smutku, lecz gniewu i rozczarowania. Tak strasznie zostać skrzywdzonym przez osobę, którą się kochało. Wyciągnęła wszystkie zdjęcie z nim. Zeszła na parter i zrobiła podobnie z ramkami z kominka. Wszystko wrzuciła do kosza. Nie chciała wspominać. Chciała zapomnieć. Po wyrzuceniu zdjęć poszła do swojego pokoju. Większość ramek była pusta. Postanowiła, że następnego dnia włoży tam inne zdjęcia. Położyła się na łóżku. Wtuliła się w poduszkę i objęła rękoma mniejszą. Ręka nadal ją bolała. Zwinęła się w kłębek. Leżała w pół mroku. Prześladowała ją cała sytuacja, która się wydarzyła całkiem niedawno. Miał to być jej szczęśliwy dzień. Miała spotkać się ze swoim ukochanym, pośmiać się z nim, porozmawiać i wrócić potem do szkoły. Zacząć normalnie funkcjonować. Ale nic z tego. Okazało się, że nie było tak kolorowo jak się zdawało. Cały czas żyła w zagrożeniu. Czy chciałabyś zobaczyć się z matką? -
przypomniała sobie jego pytanie. Pewnie, że chciałaby się z nią zobaczyć, lecz nie w taki sposób. W żadnym wypadku nie chciała tak umrzeć. Nawet wolałaby, żeby kto inny ją zabił niż on. W żadnym razie nie chciała dać mu satysfakcji. Przypomniała sobie nagle o jej wybawcy. Benjamin. Gdzie on teraz jest? Czy jest ranny? Czy wszystko w porządku? Co z tym draniem Josh'em? Nagle usłyszała gwałtowne pukanie do drzwi. Pomyślała, że to jej udawany ukochany, potem myśl, że to Benjamin lub jeszcze inna osoba. Nie chciała zejść. Bała się. A co jeżeli to Josh?
- Nie za żadne skarby nie zejdę - pomyślała - chce być sama.
Pukanie nie ustawało. Telefon zaczął jej dzwonić. Spojrzała kto to. Jack. I co ma mu powiedzieć? Że jego przyszywany kuzyn jest potworem? Że chciał ją zabić? Nie odebrała. Chciała przestać istnieć. Ale przecież nie może go odrzucać. Wzięła telefon do ręki ale nagle zamarła. Usłyszała, że ktoś prze klucza zamek w drzwiach. Nikt prócz niej nie miał kluczy. Jack oddał jej zapasową parę, kiedy wyszła ze szpitala. Cullenowie? Jacob? Kto? Przetarła szybko oczy. Chciała wstać, ale nagle ją sparaliżowało. Ktoś otwierał drzwi od jej pokoju. Leżała przerażona słuchała. Nagle dźwięk szurania i ktoś stał w jej pokoju. Dziewczyna bała się. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Kątem oka zobaczyła kawałek skórzanej kurtki. Zaraz! Taką kurtkę miał Josh!
- Josh zostaw mnie w spokoju, wynoś się! - krzyknęła i skuliła się jeszcze bardziej, zakrywając twarz w dłoniach.
Była przerażona, śmiertelnie przerażona.
- Alexandra, Alex to ja Jack - usłyszała spanikowany głos przyjaciela - Alexa spójrz na mnie. To ja Jack.
Odwróciła się do niego swymi szklistymi oczami. To był on, jej najlepszy przyjaciel. Zawsze się o nią martwił. Zawsze z nią był. Odetchnęła.
Usiadł koło niej. Jack wziął ją w swoje troskliwe objęcie. Wtuliła się w jego ramię. Czuła jak delikatnie gładzi jej głowę. Stara się by czuła się bezpiecznie. Był taki kochany. Siedzieli tak razem. Chciała w końcu przestać być oszukiwana i żyć w nie szczęściu. Nie chciała być pocieszana. Chciała normalnie żyć.
- W porządku - powiedział delikatnie Jack - spokojnie. On już niczego ci nie zrobi.
Odsunęła się delikatnie od niego i spojrzała na niego. Uśmiechnął się do niej lekko by dać jej otuchy. Ale uśmiech zniknął, kiedy zobaczył jej siny nadgarstek. Poczuła, że napiął mięśnie. Spojrzała na niego błagalnie.
- Mam nadzieje, że gnojek zdechnie - powiedział zły.
- S... skąd wiesz o tym wszystkim? Kto ci powiedział? - zapytała.
- Twój przyjaciel Benjamin do mnie zadzwonił i przyjechałem tu od razu jak mi powiedział. Jak to bydle mogło być z tobą dla zabawy. Zabiłbym go, gdybym go teraz spotkał.
- Przestań - powiedziała cicho, niemal błagalnie.
- Wybacz - przytulił ją mocniej - znasz mnie. Mówię to co myślę. I nie broń go.
- Nie mam zamiaru go bronić. Mam nadzieje, że Benjamin mu mocno przywalił. Bo gdybym była w stanie, to bym zrobiła to.
- Żałuje, że ujdzie mu to na sucho. Benjamin powiedział mi, że Josh wyjechał od razu jak kazał ci uciekać. Wcześniej pewnie lekko mu przywalił i zazdroszczę mu - uśmiechnął się złośliwie, ale od razu spoważniał - mocno boli cię ręka? - delikatnie dotknął sinej skóry.
- Boli ale mniej. Nessie załatwiła, że Doktor Cullen przyjedzie mi ją zbadać.
- To dobrze - nagle zamilkł - pogodziłyście się? - spytał zaskoczony - Kiedy?
- Parę godzin wcześniej. Zauważyła mnie jak biegłam trzymiąc nadgarstek w materiale.
- Chociaż coś dobrego cie spotkało. Pogodziłaś się z przyjaciółką - uśmiechnął się do niej.
Leżała oparta na nim. Przy nim czuła się bezpieczna. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała. Po jakimś czasie przyjaciel zapytał:
- Alex może... - ale dziewczyna w ogóle nie zareagowała - Alex? - spojrzał na nią.
Dziewczyna zasnęła.
***
Chwilka spokoju w objęciach Morfeusza. Tylko tam mogła znaleźć tymczasowy spokój. Chodź po jakimś czasie znów widziała sceny z poranka. Gwałtownie się przebudziła. Była oparta na czymś ciepłym. Ale na czym? Oczy nie chciały jej się otworzyć. Nagle usłyszała część rozmowy.
- I co z nią? Lepiej? - usłyszała czyiś melodyjny głos.
- Nie wiem - był to Jack - jak przyszedłem tu myślała, że Josh tu jest. Ale od razu zorientowała się, iż to ja. Jest przestraszona i zła, ale widać, że walczy. Jesteś pewien, że nie wróci?
- Nie, nie wróci. Idiota zniknął. Roz... - nagle ten melodyjny głos zamilkł - ja już pójdę .Wpadnę później.
Alexa się poruszyła i otworzyła oczy.
Zobaczyła, że jest oparta o Jack'a. Nie widziała nikogo innego. Z kim rozmawiał?
- Witamy w śród żywych - powiedział uśmiechając się do niej.
- Bardzo śmieszne - powiedziała lekko się uśmiechając - Z kim ty rozmawiałeś?
Zaczęła wstawać. Oparła chorą rękę o łóżko, lecz kiedy zaczęła się podciągać do pozycji siedzącej zabolała ją głowa. Zrobiła grymas bólu.
- Geniusz - mruknął Jack.
- Cicho. Nie bolała mnie więc zapomniałam - położyła rękę na czole - wydawało mi się, czy z kimś rozmawiałeś. Tylko nie mów mi, że mam omamy...
- Rozmawiałem z Benjaminem. Pytał się o ciebie...
- Nic mu nie jest? - zapytała zaniepokojona.
- Wszystko z nim dobrze.
Odetchnęła z ulgą. Od kiedy to się pyta o wampira?
- Może zostanę na noc, co? Czy chcesz pobyć sama?
- Nie wiem - wyznała - może wróć do domu.Odpocznij, a ja poukładam sobie trochę.
- No dobrze, ale zadzwoń do mnie jak będziesz potrzebowała pomocy lub jak będziesz się czegoś obawiała. Dobrze?
Kiwnęła głową.
- Która jest godzina?
- Za dwadzieścia minut skończy się ten kiepski dzień - uśmiechnął się.
- Tak długo ze mną wytrzymałeś? - zapytała zaskoczona - Jack...
- Miałem towarzysza i też się trochę wyspałem.
Spojrzała na swoja chorą dłoń. Przyjaciel zobaczył jej zaskoczenie, że ma zabandażowany nadgarstek. Zaczął tłumaczyć:
- Pan Cullen przyszedł kiedy spałaś. Zostawił ci maść. Masz dłoń schładzać w zimnych okładach. Nie wiem jak to zrobił, ale bardzo mocno musiał cie chwycić za nadgarstek.
- Wyrywałam się - wyznała i pomyślała też o jego niezwykłej sile.
- Wiem, wiem i dobrze. Nie dasz sobą pomiatać - przytulili się - ja już znikam. A ty odpocznij. Idziesz do szkoły w poniedziałek, czy lepiej nie?
- Muszę. Nie będę zamykała się w domu przez to, że zerwałam.
Przez to, że omal nie zabił mnie mój były, udawany chłopak - dodała w myślach.
- Trzymaj się. Klucz zostawiłem ci na komodzie przy wejściu.
- Zejdę z tobą. Idę czegoś się napić.
***
Zeszli razem. Otworzyła drzwi przyjacielowi.
- I pamiętaj - przytulił ją - jakby co dzwonisz.
- Tak - uśmiechnęła się delikatnie - pamiętam.
- Nie martw się, on już cię nie znajdzie.
- Wiem. A raczej mam taką nadzieję.
- Na pewno. Do zobaczenia. Zadzwonię jutro.
Pokiwała mu na pożegnanie i zakluczyła drzwi. Poszła do kuchni. Nalała sobie soku pomarańczowego do szklanki. Wyciągnęła tabletkę przeciwbólową i popiła po niej. Po umyciu szklanki, zgasiła światło i wróciła do swojego pokoju.
***
Benjamin był właśnie w jej ogrodzie. Słyszał i widział jej pożegnanie z przyjacielem. Był pod wrażeniem, że dziewczyna cały czas starała się żyć normalnie mimo tylu przeszkód. Nie była tylko przestraszona. Czuł jej gniew. Była zła, że niczego nie zauważyła, że dała się. Pokazywała cały czas, że się stara. Jako niedoszły faraon nigdy nie odczuwał negatywnych emocji. Czuł je jedynie w dniu zamknięcia. Czuł, że w okolicach serca coś go bolało, delikatni kuło. Pierwszy raz zaczął odczuwać żal. Żal i to z powodu zwykłej dziewczyny. Jej historia poruszyła Egipcjanina, który do pewnego dnia myślał wyłącznie o sobie. Jego światopogląd zaczął się gwałtownie zmieniać, kiedy zobaczył przestraszoną szatynkę w swoim więzieniu. Poznaje od tamtej pory swoje uczucia. Zaczyna zdejmować pancerz. Zobaczył, że dziewczyna idzie do swojego pokoju. Szybkim ruchem znalazł się na balkonie dziewczyny. Okno było uchylone, więc szybko się przez nie prześliznął. Drzwi otworzyły się i zobaczył nastolatkę. Był krucha, delikatna i zamyślona. Zamknęła drzwi i spojrzała na niego. Była zaskoczona, to widział, ale nie rozumiał jednego. W pewnej sekundzie zobaczył na jej twarzy ulgę. Martwiła się? O... o niego?
- Nic ci nie zrobił? - zapytała delikatnie.
Był zaskoczony. Ona martwiła się o niego. Nie bała się o siebie, tylko o wampira. Potwora z horrorów. Zorientował się, iż milczy bo dziewczyna patrzy na niego z cierpliwością.
- Nie... nic - zamilkł na chwilkę - a tobie? Jesteś cała? 
- Nic mi nie jest, tylko rękę mam trochę pokiereszowaną - zrobiła kilka kroków do łóżka i usiadła. Pokazała mu dłonią, żeby usiadł koło niej.
- Od kiedy chcesz, żebym był koło ciebie? Żebym siedział blisko ciebie? Zazwyczaj chcesz bym był z dala.
- Wielki pan i władca pyta się o pozwolenie śmiertelniczki? - spojrzała na niego lekko rozbawiona, ale od razu spoważniała.
- Wielki pan i władca jest zaskoczony - uśmiechnął się nie pewnie - Na pewno dobrze się czujesz?
Twierdząco pokiwała głowa. Wsunęła kolana pod brodę i objęła nogi. Usiadł koło niej.
- Co do tego ranka - zaczął - nie musisz się już bać, że go spotkasz.
- Zabiłeś go? - zapytała spoglądając na niego.
- A miałem wyjście?
Przecząco pokręciła głową.
- Da się was zabić? - spytała lekko zaskoczona.
- Każdy ma jakiś słaby punkt. Nawet wampiry.
- Ale jak? Kołkiem? Jak w tych wszystkich filmach? - uśmiechnęła się zakłopotana.
- Nie, nie - zaśmiał się krótko - ani kołek, ani czosnek na nas nie działa. Srebro też nie - zaśmiał się ponownie.
- Podejrzewałam, że czosnek to bzdura - mruknęła z lekkim uśmieszkiem.
- Wystarczy, że rozszarpiesz wampira na strzępy, a następnie spalisz każdą jego część.
Spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Poważnie? - spytała z lekkim lękiem.
Pokiwał twierdząco głową.
- Skąd się wziąłeś w tym parku - zamilkła - jak?
- Nie bądź zła, ale obserwowałem cię i was. Coś nie podobało mi się w nim, a miałem nosa do takich spraw. Nie wiedziałem, że o tym nie wiesz. Od razu bym ci powiedział. Ale byłem zły. Sądziłem, że okłamałaś mnie w świątyni. A uwierz. Za moich czasów nie tolerowało się kłamstwa. Miałem ochotę, żeby Josh cię skrzywdził - spojrzała przestraszona, od razu zaczął jej tłumaczyć dalej - ale jak powiedziałaś, że nic nie wiesz, nie chciałem tego. Kiedy uciekłaś, musiałem rozłożyć go na części i spalić. Więc mam nadzieję, że park nie był twoim ulubionym miejscem.
- Nie, nie był - powiedziała cicho po chwili dodała - czyli on nie wróci?
- Nie - odpowiedział krótko.
Odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego wysłałeś do mnie Jack'a?
Po dłuższej chwili odpowiedział.
- Nie wiedziałem jak zareagujesz kiedy ja przyjdę. Sądziłem, że będziesz się mnie bała, więc powiadomiłem Jack'a. Wiem, że macie bliskie kontakty. Troszczy się o ciebie więc stwierdziłem, iż cię pocieszy czy coś...
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Widział przerażenie w jej oczach, kiedy powiedział, że chciał by umarła. Potem była jakby zamyślona. Cały czas patrzył na nią i czekał. Dał jej się zastanowić.Żeby prze analizowała całą historię. Oczekiwał, że coś powie. Ale zaskoczyło go, to co zrobiła. Spojrzała na niego i przytuliła go. Chłopak zesztywniał. Nie wiedział co dziewczyna robi. Jej szyja, jej nadgarstek był tak blisko. Ciepła, pulsująca krew. Nie chciał jej skrzywdzić.
- Dziękuje za uratowanie życia - usłyszał jej cichy głos.
No tak. Jej styl dziękowania. Powoli, niepewny położył ramiona i dłonie na jej plecach. Czyli tak to robią ludzie? Objął ją. Teraz zrozumiał te istoty. Rzeczywiście było to przyjemne uczucie. Alexandra traktowała go jak człowieka, jak równego sobie, a nie jak bestię. Rozumiała wszystko. Czuł jak delikatnie podnosi się i opada jej klatka piersiowa. Jak jej oddech krąży wokół jego szyi. Alexandra mu podziękowała. Nie bała się. Nie zraził jej do siebie poprzez wyznanie jej prawdy. Nie zraził jej od siebie tym, że jest wampirem. Teraz poczuł, że zaczyna się do niej przywiązywać. Delikatnie pogłaskał jej plecy pokazując, że wszystko jest w porządku. Odsunęli się od siebie. Była spokojna. Słyszał bicie jej serca. Miało umiarkowany rytm. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało. On również odwzajemnił lekki uśmiech.
- Kurde przytuliłam się do wampira. Rzeczywiście ze mną jest coś nie tak - zażartowała i zaśmiali się oboje.
- Ale do nie byle jakiego wampira - powiedział rozbawiony - do faraona wampira.
- Musisz mi kiedyś opowiedzieć o Egipcie za twoich czasów - poprosiła.
- Nie ma sprawy. Mam cała wieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz