Wstała włożyła płytę z muzyką do odtwarzacza DVD i zaczęła lecieć jej ukochana piosenka w wykonaniu ''Indili ,, Dernière Danse''.Spojrzała na teledysk , a następnie wstała i poszła do pokoju.Piosenka brzmiała w głośnikach w całym domu. Delektowała się każdą nutą.Kiedy miała czas wolny uwielbiała słuchać od rana muzyki,a szczególnie francuskiej piosenkarki Indili.Wyciągnęła z szafy czarne rurki,białą bokserkę a na to sweterek ower size z kremowym odcieniu.Przyszykowała też ocieplane czarne trampki firmy coverse.Wskoczyła pod prysznic ,który ją wybudził .Następnie ubrała się w przyszykowane ubranie i zeszła do salonu.Odblokowała w panelu ustawienia i rolety odsłoniły jej widok na świat.Było pochmurnie jak zwykle,lecz deszcz przestał padać.Teraz leciała kolejna piosenka pięknej francuski pt.S.O.S.Słuchając przyszykowała sobie kanapkę i sałatkę grecką.Do tego nalała sobie do szklanki wodę.Głowa ją lekko bolała ,lecz postanowiła nie brać lekarstw,gdyż już i tak dużo łykała chemicznych środków w czasie leczenia rany po zatruciu.Cichutko nuciła piosenkę francuski w czasie zmywania miski.Wzięła szklankę z wodą i szła w kierunku salonu.Śpiewała po cichu ,Tourner Dans Le Vide Indili.Alexandra miała piękny głos ,lecz od początku choroby mamy przestała śpiewać na występach czy konkursach i grać na fortepianie.Na instrumencie grała w czasie choroby mamy ,gdyż kobieta ją o to prosiła.A kiedy Gabriela zmarła, nastolatka pożuciła muzykę i zajęła się innymi zajęciami :historią , angielskim ,a szczególnie pisanie w formie dziennikarskiej i szkicowaniem obrazów.(Z tych zajęć również była niesamowita).Czasem miała wrażenie ,ze duch mamy jest w pobliżu i nuciła piosenkę , lecz robiła to również czasem gdy miała mętlik w głowie.Wzięła łyk wody.Omijała stół ,a po prawej stronie było okno balkonowe z którego widziała ogród.Spojrzała w kierunku szyby tak od niechcenia.Nagle zobaczyła szczupłą i piękną blondynkę.Jej oczy były złote,cera porcelanowa.Była przepiękna.Ubrana w ciemny strój.Długie złote włosy delikatnie opadały.Rosalie?-pomyślała.Kiedy zobaczyła postać upuściła szklankę z wodą i wzdrygnęła się.Czy widziała właśnie przyjaciółkę?Spojrzała w dół.Szklanka była rozbita ,a woda pomoczyła jej skarpetki.Spojrzała szybko w kierunku dziewczyny.Nie było jej.Przewidziało jej się?Normalnie by tak stwierdziła i byłaby spokojna,lecz teraz niczego nie była pewna.Poszła do kuchni po ręcznik i zmiotkę.Wytarła podłogę ,następnie wzięła ostrożnie duże kawałki szkła.Odłożyła je delikatnie na szufelkę ,mniejsze kawałki
zmiotła.Kiedy wrzucała mokry papier zahaczyła wewnętrzną częścią dłoni o szkło i przecięła rękę.
-Pięknie -powiedziała zezłoszczona
Wzięła zdrową ręką szufelkę ze szkłem i zmiotkę,a zranioną rękę trzymała tak by krew nie była w całym domu.Wyżuciła szkło i rękę podlała strumieniem zimnej wody.Obejrzała czy nie ma w rance szkła.Nie była poważna.Położyła gazę na zranione miejsce i krótkim bandarzem owinęła kawałek dłoni.Wydarła ręcznik papierowy i wytarła zakrwawioną wodę ze zlewu.Spojrzała czy na podłodze nie ma krwi.Przy miejsce gdzie opuściła szklankę było trochę szkarłatnej cieczy.Zawsze miała problemy z zakrzepem krwi.W czasie wykonywania czynności dziewczynie wydawało się ,iż coś w ogrodzie się poruszyło.Spojrzała.Nikogo nie było.Wyrzuciła zużyty ręcznik i wzięła śmieci.Nie chciała by zapach krwi był w całym domu.Otworzyła drzwi i wyrzuciła odpady do kontenera.Przywitała się grzecznie z sąsiadką z udawanym uśmiechem i wróciła do domu.Prze kluczyła klucze i poszła w kierunku okna .Otwarła je i spojrzała na ogród.Nikogo nie było.Słyszała tylko melodię z domu.Zlustrowała cały krajobraz i zamknęła szczelnie okno.
***
-Jestem za chwilkę-powiedział Josh przez telefon
-Dobrze.To ja już się ubieram-powiedziała i zakończyli rozmowę.
Założyła na siebie czarną skórzaną kurtkę.Telefon włożyła do kieszeni.Włożyła czarne trampki i owinęła szyję białą apaszką.Wyszła z domu ,zakluczyła drzwi i włożyła klucze do kieszeni w spodniach.Nie lubiła torebek.Robiła jak mężczyźni,najważniejsze rzeczy nosiła w kieszeniach,czyli telefon ,portfel czy klucze.Odwróciła się i zobaczyła biały samochód swojego chłopaka.Uśmiechał się do niej z czarnego audi R7.Weszła do samochodu ,usiadła i przywitała się z nim.
-Cześć-uśmiechnęła się
-Cześć-ucałował ją -gotowa?
-Chyba tak.
-Chyba?-spojrzał podejrzliwie.
-Przyznasz,że mało ostatnio wychodzę-powiedziała patrząc na niego-jakoś się muszę przyzwyczaić do wychodzenia bo stanę się dziwolągiem ,którym i tak jestem.
Zaśmiali się oboje.
-Dziś będzie wyjątkowo-powiedział całując jej szyję-nie będziesz musiała się przyzwyczajać do niczego.
Spojrzała podejrzliwie na niego.
-Co ty kombinujesz?
-Nic takiego.Chce zabrać moją dziewczynę do parku,gdzie będziemy tam we dwoje.Bo w poprzednim mieście nie było takiego miejsca gdzie byśmy byli sami.
-No dobra.Prowadź-pocałował ją i ruszyli.
***
Szli dróżką przez park.Dziewczyna była wykończona.Spędziła w parku w towarzystwie Josh'a już trzy godziny.Raz się śmiali,raz całowali ,a raz jeszcze dyskutowali.Wyglądali jak kochająca się para od wielu lat,lecz jedynym minusem w ich związku jest oszustwo i zły postępek.Dziewczyna teraz była szczęśliwa,lecz nie wiedziała,ze to całe przedstawienie ,zniknie.Podbiegła do Josh'a,który specjalnie przyśpieszył.Dziewczyna śmiała się.
-Zaczekaj-zawołała śmiejąc się-Bo ja się teraz obrażę-zatrzymała się,nadal uśmiechnięta.
Chłopak odwrócił się i szybko porał ją w objęcia.
-Puścisz na mnie focha?Za to ,ze prawie wrzuciłem cię do opuszczonego stawu?Jak możesz-udawał urażonego.
-A ja mam cię wrzucić do jakiegoś bagna?-spytała udając złą-i jeszcze mam moze cię gonić?Nie jestem taka szybka.
-Och mój ślimaczek-zadrwił z niej przyjaźnie po czym pocałował przelotnie-aż taka wolna jesteś?Będę musiał zapuścić tu korzenie byś mnie dogoniła.
Spojrzała na niego.Jej oczy mówiły ,,SERIO?'' lub ,,CZY CHCESZ OBERWAĆ TĄ PIĘŚCIĄ?''
-Jesteś okropny-powiedziała kładąc mu ręce za szyje.
-Wiem.Ale kocham cię za te twoje miny.
-Josh-uderzyła go lekko w pierś-jesteś wredny.Co ja w tobie widzę?-zapytała żartując
-Wszystko
Objął ją mocniej i zaczął namiętnie całować.Jego wargi były strasznie twarde i chłodne,ale po jakimś czasie były cieplejsze i bardziej miękkie.Zaczął coraz gwałtowniej. Dziewczynę aż usta zaczęły boleć.Kiedy oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza patrzył na nią jak zahipnotyzowany i rozbawiony.
-Masz kiepską kądycje-powiedział
Uśmiechnęła się.
-A ty twarde wargi-zaśmiała się
Nadal trzymał ją w objęciach.Jego dłonie były na plecach dziewczyny.Jego uścisk byl silny.
-Nie boli cie ramię?-zapytał
-Nie wszystko jest już dobrze z nim.Zagoiło się.
-A jak ostatnio samopoczucie?Pogodziłaś się z przyjaciółką?
Nastala chwila ciszy.Dziewczyna nie chciała go zamartwiać swoimi problemami.
-Nie przejmuj się moimi problemami-przytuliła się do niego-rozwiąże je.
-Chce wiedzieć -zaczął bawić się jej kosmykiem-zależy mi na tym.Dzięki twojej odpowiedzi podejmę pewną decyzję.
-Jaką decyzję?-spojrzała na niego
-Wyjaśnię ci zaraz-powiedział całując jej policzek-ale opowiedz mi najpierw.
-No coz....Dzwoni do mnie i zostawiła pelno wiadomości na telefonie i sekretarce.Nawet ich nie wysłuchałam.Ale chyba do niej zadzwonię albo spotkam się w szkole.Jest moją przyajciólką.Oszukała mnie bo musiała.Bała się o moje dobro.Nie mogę jej za to winić.
-Ale jest coś jeszcze ,prawda?Widzę to w twoich oczach.Co się dzieje .Nie tylko przez to jesteś taka smutna.
Wtuliła się w niego. Czula miękki materiał kurtki.
-Brakuje mi jej.Od jej śmierci śni mi się coraz częściej.Chciałabym ją w końcu zobaczyć ,by było jak dawniej.Żeby pomagała mi w przygotowaniach do występów , uczyła nowych melodii na fortepianie ,pomagała napisać piosenki.Żebym tylko trzymała ją za rękę.
Umilkła.Łzy napływały lecz powstrzymywała je jak mogła.
-Ale mimo tego ,mam nadzieje,ze lepiej jej tam ,gdzie jest.Oby nie czuła bólu i nie męczyła się jak w domu i szpitalu.
-Chciałabyś ją zobaczyć ,prawda?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.Ale to chyba jeszcze nie mój czas.Kiedyś się znów zobaczymy-uśmiechnęła się uroczo-wierzę ,że jest jej dobrze.Nie mogę się użalać nad sobą.Dam radę.Na pewno by tego chciała.
-Mógłbym w pewien sposób pomóc ci w realizacji tego marzenia-powiedział mocniej ją przytrzymując.
Spojrzała na niego zaskoczona i lekko przestraszona.
-Słucham?-spytała ,myśląc ,ze się przesłyszaa.
-Czy chciałabyś zobaczyć się z matką?-szepnął jej koło ucha.Polożyła dłonie na jego ramionach by się od niego odsunąć.Ale nie mogła był zbyt silny.Delikatnie musnął jej szyję ustami. Byly chłodniejsze niż przed chwila.
-O czym ty mówisz?Niby w jaki sposób?Musiałabym...-nie dokończyła -Josh proszę puść mnie-zaczęła się znów odpychać.Bała się ,ze jej nie puści ale zrobił to bardzo delikatnie.Odsunęła się od niego o pół metra.
Patrzyli sobie w oczy.Ona lekko przestraszona ,a on ze swoją pewnością siebie.Wyglądał jakby chciał się na nią rzucić.Patrzył jak drapieżnik na swoja ofiarę.
-Oszalałeś?!
Patrzyl tak na nią ,jak na zwierzynę.
-Drżysz-powiedział do niej.
-Dziwisz się -usłyszeli oboje głos z boku-proponujesz jej śmierć.
Alexandra odwróciła się w kierunku melodyjnego głosu.Należał do mężczyzny.Był opart o pień drzewa.Miał miedzianą cerę,ciemno brązowe włosy były w nieładzie.Miał na sobie czarne spodnie,T-shirt tego samego koloru i skórzana kurtkę.Patrzył to na dziewczynę, to na chłopaka.
Alexandra miala dosyć.Benjamin cały czas ją prześladował.Teraz była spanikowana,chodź na zewnątrz zachowywała lekki spokój.
-Sądziłem,ze byłaś ze mną szczera Alexandro-powiedział Benjamin do niej-nie byłem pierwszym mojego rodzaju ,którego znasz.Oszukałaś mnie w Egipcie.
-Twojego rodzaju?Słucham?-spojrzała zaskoczona na niego-chyba nie sądzisz ,że...-umilkła.
Patrzył na nią śmiertelnie poważnie.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć,ze niczego o nim nie wiesz-jego twarz zaczęła być pełna gniewu.
Patrzyła na niego nadal zdezorientowana.
-No pięknie-powiedział sam do siebie.Spojrzał na Josh'a.-Zamierzałeś jej powiedzieć czy się nia bawies?To trochę podłe.Nie sądzisz?Nawet ja się tak nie bawiłem ludźmi.
Josh spojrzał na Benjamina pelen gniewu.Alexa spojrzała na swojego chłopaka.Kiedy zobaczyła jego twarz przestraszyła się i nie zdążyła tego ukryć.Zrobiła szybkie trzy kroki w tył.Spojrzał na nia.Jego oczy.Nie to niemożliwe.Cały czas byla oszukiwana.Niczego jej nie powiedział.Jak mogła tego nie zauwazyc?Jego oczy... Było tyle wskazówek,tyle sytuacji na to wskazujących ... Byla tak przejęta wszystkim,ze nie zauważyła tego.Jak mogła być tak ślepa?!Jego oczy byly szkarłatne.Znów spojrzał na Benjamina.Dziewczyna była w szoku.Ta propozycja spotkania z matką ,to wszystko...
-Czy zamierzasz jej to powiedzieć?A raczej czy zamierzałeś?-spytał ponownie
-Jak mnie rozpoznałeś?-spytał Josh
-Cóż przyznam nie bylo łatwo-umiechnąl się sztucznie ,ale szybko znikł,a na jego twarzy był gniew.-Podejrzewałem cię odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz.Wtedy w szpitalu,ale wydałeś się.Wiesz kiedy?
-Słucham-powiedział pusto Josh
-Alexandra wrocila z Egiptu i znalazłem ją.Następnie śledziłem po tym jak wyszła ze szpitala na żądanie .Widziałem każde wasze wspólne spotkanie.Miałeś chłodne ręce,to był jeden symptom.Ciemne oczy, drugi symptom.Zawsze chodziłeś zbyt szybko jak na człowieka.Ale wydałeś się głownie dzisiaj.Alexa sama powiedziała, masz twarde usta, czyli cała skóra jest twarda.Niezniszczalna.Ale każdy wampir ma jakąś zdolność.Ja panuje nad żywiołami,a ty zabierasz ciepło od ludzi by cię nie rozpoznali.To było trudne do zgadnięcia ,ale się udało.
-Gratuluje-wycedził-jesteś bardzo spostrzegawczy.
Dziewczyna była załamana.Czy kiedyś jej się ułoży?Bedzie kiedyś szczęśliwa.Czy będzie żyła bez kłamstw i oszustw.Wyczuła ,ze Josh chce wziąść jej dłoń.Cofnęła się o dwa kroki.Oczy były szkliste,lecz nie uroniła żadnej łzy.Nie teraz.Nie tutaj.
-Alexa spokojnie-mówił powoli-wszystko ci wyjaśnię-powiedział Josh
Benjamin szedł w ich kierunku.Patrzył cały czas na chłopaka.
-Od kiedy nim jesteś?
-Przemiana w XVI wieku-powiedział i spojrzał na dziewczynę.
Patrzyła się na niego wzrokiem pełnym zawodu.
-Alexandra...-ale przerwała mu gestem ręki.
Wzięła dwa oddechy.Dwójka mężczyzn patrzyła się na nią.Zaczęła mówić.
-Dlaczego wybrałeś sobie akurat mnie?Dlaczego w ogóle pojawiłeś się przy mnie?
-Jesteś tak podobna do Elisabeth-kiedy dziewczyna spojrzała zdezorientowana wyjaśnil-była w twojej rodzinie.Zyla w osiemnastym wieku.Jesteś do niej tak strasznie podobna.Ona była taka urocza,delikatna jak dziecko.Ale ty jesteś jej lepszym wydaniem.Masz charakter ,walczysz i nie jesteś uległa ,jak ona.Lecz jedną cechę masz taką jak każda w twojej rodzinie.Jesteś wrażliwa,chodź udajesz ,iż tak nie jest.Chcesz być silna i jesteś nią ...
-I dlatego sprawdzasz czy jestem odporna na wrażliwość bawiąc się mną ?Sprawdzasz czy jestem silna psychicznie?!-warknęła na niego załamana-nią też się tak bawiłeś?!
-Nie bawiłem się tobą.Kiedy mnie nie było przesyłałem Jack'a byś nie była sama...
-Bym nie uciekła może?!-na chwile umilkła-Powiedz mi ,ze Jack nie jest... że on nie jest-nie mogła się wysłowić .Głęboko oddychała by się nie rozpłakać.
-Nie on nie jest wampirem,jest człowiekiem. Jestem adoptowany.Pamiętasz?
-Przysyłałeś Jack'a by dłużej mieć swoją zabawkę.By zaczekać ,aż ją wykorzystać i wyrzucić!-powiedziała
-Wiesz ,ze nigdy bym cię nie skrzywdził-podszedł do niej,lecz ona się odsunęła.Złapał ją za rękę i chwycił nadgarstek by nie uciekła,chodź nadal starała się odsunąć-tak jakoś wyszło.Chciałaś wrócić do matki.Mówiłaś ,ze cierpiałaś.To chciałem skorzystać z okazji...Ona podobnie skończyła...Elisabeth też...Chciałem skorzystać z okazji....
-I mnie zabić?!Dlatego się wypytywałeś o moje problemy?By nie mieć wyrzutów sumienia?!Puść mnie to boli!
-Właśnie widzę jak jej nie chcesz skrzywdzić-powiedział Benjamin z sarkazmem-dobra koniec.Puść ją.
-Wyluzuj stary-powiedział Josh odwracając się do Benjamina-możemy się nią podzielić.Krwi wystarczy jak na naszą dwójkę.
-Na pewno nie pozwole żebyś ty ją wziął-warknęła na Josh'a-wolalabym każdego ,byle nie był tobą.
-Jeszcze zmienisz zdanie-powiedział do niej zaciskając uścisk na nadgarstku.
Benjamin widział przerażenie i zdradę w oczach dziewczyny.Została skrzywdzona.Nie rozumiał dlaczego,ale chciał ją uratować.Nie rozumiał samego siebie,ale jego martwe serce tak mówiło.Ocal Alexandre. Ona się boi.Została zdradzona.Jej sytuacja jest beznadziejna.Jest sama,z chłopakiem ,który chce ją zabić.Sama z wieloma problemami.Sama z wampirami.Jeden chce jej krwi,drugi chce jej bezpieczeństwa.I to właśnie Benjamin jest tym drugim.Uśmiechnął się do siebie prze co , Josh wziął to za potwierdzenie.Benjamin powiedział:
-Puść ją
Spojrzał mu w oczy.
-Wolisz ,zeby uciekala?-uśmiechął się wrednie.
Dziewczynie serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.Chcą się nią pobawić?Żeby uciekała i zabić ją ,robiąc jej nadzieję,ze ucieknie?!Nagle poczuła czyjeś ramiona na barkach , klatce piersiowej i poczuła,ze ktoś ją odsuwa.Stało się to tak szybko.Zorientowała się,że to jest Benjamin.Spojrzała przez ramię na niego.Ich oczy się spotkały .Jej zielone tęczówki z ciemnymi.Nagle usłyszała szept przy uchu.
-Kiedy powiem ci byś uciekała ,uciekaj-był to tak cichy szept,ze ledwo go słyszała.
On chce mi pomóc?-była zszokowana.
Nie chce jej skrzywdzić.Obcy pomaga jej przed, niedawno, swoją najbliższą osobą.To było okropne.
-Nie sądzę by była twoja-powiedział spokojnie.
Josh dostał szału.Zgiął nogi w kolanach rozstawił szeroko ręce.Benjamin szybkim ruchem pojawił się przed nim.Zrobił to tak gwałtownie i szybko ,że dziewczyna upadła.Patrzyła przerażona przed siebie.Dwoje mężczyzn w tych samych pozach, lustrowało się gniewnie spojrzeniami.Z gardła Josh'a wydobył się ryk jak u zwierzęcia.Alexa zatkała uszy.Egipcjanin zaatakował pierwszy pchnął z wielką siłą na chłopaka lecz on poleciał tylko dwa metry do tyłu.Szybko wstał i zaczęli się szarpać.Alexandra patrzyła paraliżowana.Chciała pomóc swojemu wybawcy ale nie wiedziała jak.Były chłopak dziewczyny zaatakował swojego wroga.Na Benjaminie nie zrobiło większego wrażenia.Udeżył go z całej sily w klatkę piersiową.Josh poleciał na drzewo ,które było wielkie i potężne.Pod jego ciężarem zostało połamane i spadło.Benjamin odwrócił się do nastolatki.
-ALEXANDRA ,UCIEKAJ!!!!
Nie wiedziała jak się podnieść.Nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić.Osoba którą kochała,oszukiwała ją i bawiło się jej uczuciami.O mało co by nie umarła tylko dlatego,że odpowiedziała na pytanie o matce.Dlatego że wyżalała się ukochanemu,udawanemu ukochanemu.Był z nią nie z miłości,lecz z powodu krwi.
Zobaczyła twarz Egipcjanina.Wstała szybko i zaczęła biec w kierunku wyjścia z parku.Nikt jej nie mógł zobaczyć w parku,gdyż byl opuszczony.Nadgarstek który trzymał Josh była cała sina i chłodna.Ściągnęła chustę i zawiązała ją wokół ręki.Wybiegła przez starą,zardzewiałą bramę.Odwróciła się i widziała tylko drzewa.Straciła ich z oczu.Niestety, biegla dalej.Szybko przemieszczała się.Minęła las.Drzewa przypominały jej ,jak Josh jedno zniszył.Potężne drzewo,które nie miało prawo pęknąć,nie miało prawo zostać zniszczone.Spojrzała kątem oka i zobaczyła Jacoba ,Renesmee i Alice.Tak rozpoznała ją po elfiej fryzurze i delikatnej posturze.Wyglądali jakby się kłócili.Nie chciała nikomu mówić o tym co zaszło.Nie chciała nikomu się wyzalać.Chciała po prostu nie istnieć.Biegła z nadzieją,ze jej nie rozpoznają.Wbiegła na swoją ulicę.Zdawało jej się,że ktoś ją woła ,ale nie zareagowała.Na szczęście nikogo ze sąsiadów nie było.Wyciągneła klucze z kieszeni.Jej ręka się tak trzęsła,ze nie mogła trafić w zamek.Zaklęła pod nosem.Kiedy przekluczyła szybko weszła do domu.Zakluczyła drzwi na wszystkie spusty.W panelu ustawiła by rolety zeszły w dół.Została sama.W ciemnym domu.Niczego nie widziała.Mogła teraz się rozpłakać.Łzy zaczęły lecieć strumieniami.Ręce i nogi zaczęły się trząść.Szlochała.Zaświeciła w salonie malą lampę.Telefon był rozradowany. Podłączyła telefon stacjonarny by zadzwonić do Jack'a by przyszedł.On jest jej najwierniejszym przyjacielem.Niczego nie wiedział.Nagle zadzwonił telefon.Nie odebrała. Czekała ,aż osoba się rozłączy lub zostawi wiadomość.Zaczęła palic w kominku.Było jej zimno.Słuchała w trakcie czynności.
-Cześć-powiedziała nagrana przez nia informacja powitalna-tu Alexandra Walker.Nie ma mnie w domu lub jestem zajęta by odebrać.Zostaw wiadomość a zadzwonię później.
Pobiegła szybko do kuchni po lód.Ręka była sina.Bolała ją i spuchła trochę.Przykladając lód sunęła się po ścianie na podłogę.Siedząc na zimnej powieszchni słuchała.
I wiadomość zbila ją z tropu.Był to glos Renesmee:
-Alexa?-byla zdenerwowana-wiem ,ze mnie słyszysz odbierz.Co się stalo?Widziałam jak biegniesz przerażona do domu?Co z twoją ręką?Proszę odbierz.Przyjdę do ciebie.Ale proszę porozmawiaj ze mną.Blagam cie..Proszę porozmawiaj ze mną.Powiedz co się stało,ze jesteś przerażona.Oddzwoń .Błagam.Co ci zrobił Benjamin.Alice widziała go w wizji.Oddzwoń.Odezwij się...
Alexandra bez namysłu wstała przytrzymując lód i nacisnęła szybko guzik.Zrobiła to impulsywnie.Skoro ona jest wampirem ,dlaczego nie powiedziała ,że jest nim Josh?!Przecież rozpoznają swój rodzaj.Odebrała rozmowę.Szlochając powiedziała tylko:
-Renesmee.... przyjdź
I usłyszała ,że ktoś puka do drzwi.
-Nie boli cie ramię?-zapytał
-Nie wszystko jest już dobrze z nim.Zagoiło się.
-A jak ostatnio samopoczucie?Pogodziłaś się z przyjaciółką?
Nastala chwila ciszy.Dziewczyna nie chciała go zamartwiać swoimi problemami.
-Nie przejmuj się moimi problemami-przytuliła się do niego-rozwiąże je.
-Chce wiedzieć -zaczął bawić się jej kosmykiem-zależy mi na tym.Dzięki twojej odpowiedzi podejmę pewną decyzję.
-Jaką decyzję?-spojrzała na niego
-Wyjaśnię ci zaraz-powiedział całując jej policzek-ale opowiedz mi najpierw.
-No coz....Dzwoni do mnie i zostawiła pelno wiadomości na telefonie i sekretarce.Nawet ich nie wysłuchałam.Ale chyba do niej zadzwonię albo spotkam się w szkole.Jest moją przyajciólką.Oszukała mnie bo musiała.Bała się o moje dobro.Nie mogę jej za to winić.
-Ale jest coś jeszcze ,prawda?Widzę to w twoich oczach.Co się dzieje .Nie tylko przez to jesteś taka smutna.
Wtuliła się w niego. Czula miękki materiał kurtki.
-Brakuje mi jej.Od jej śmierci śni mi się coraz częściej.Chciałabym ją w końcu zobaczyć ,by było jak dawniej.Żeby pomagała mi w przygotowaniach do występów , uczyła nowych melodii na fortepianie ,pomagała napisać piosenki.Żebym tylko trzymała ją za rękę.
Umilkła.Łzy napływały lecz powstrzymywała je jak mogła.
-Ale mimo tego ,mam nadzieje,ze lepiej jej tam ,gdzie jest.Oby nie czuła bólu i nie męczyła się jak w domu i szpitalu.
-Chciałabyś ją zobaczyć ,prawda?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.Ale to chyba jeszcze nie mój czas.Kiedyś się znów zobaczymy-uśmiechnęła się uroczo-wierzę ,że jest jej dobrze.Nie mogę się użalać nad sobą.Dam radę.Na pewno by tego chciała.
-Mógłbym w pewien sposób pomóc ci w realizacji tego marzenia-powiedział mocniej ją przytrzymując.
Spojrzała na niego zaskoczona i lekko przestraszona.
-Słucham?-spytała ,myśląc ,ze się przesłyszaa.
-Czy chciałabyś zobaczyć się z matką?-szepnął jej koło ucha.Polożyła dłonie na jego ramionach by się od niego odsunąć.Ale nie mogła był zbyt silny.Delikatnie musnął jej szyję ustami. Byly chłodniejsze niż przed chwila.
-O czym ty mówisz?Niby w jaki sposób?Musiałabym...-nie dokończyła -Josh proszę puść mnie-zaczęła się znów odpychać.Bała się ,ze jej nie puści ale zrobił to bardzo delikatnie.Odsunęła się od niego o pół metra.
Patrzyli sobie w oczy.Ona lekko przestraszona ,a on ze swoją pewnością siebie.Wyglądał jakby chciał się na nią rzucić.Patrzył jak drapieżnik na swoja ofiarę.
-Oszalałeś?!
Patrzyl tak na nią ,jak na zwierzynę.
-Drżysz-powiedział do niej.
-Dziwisz się -usłyszeli oboje głos z boku-proponujesz jej śmierć.
Alexandra odwróciła się w kierunku melodyjnego głosu.Należał do mężczyzny.Był opart o pień drzewa.Miał miedzianą cerę,ciemno brązowe włosy były w nieładzie.Miał na sobie czarne spodnie,T-shirt tego samego koloru i skórzana kurtkę.Patrzył to na dziewczynę, to na chłopaka.
Alexandra miala dosyć.Benjamin cały czas ją prześladował.Teraz była spanikowana,chodź na zewnątrz zachowywała lekki spokój.
-Sądziłem,ze byłaś ze mną szczera Alexandro-powiedział Benjamin do niej-nie byłem pierwszym mojego rodzaju ,którego znasz.Oszukałaś mnie w Egipcie.
-Twojego rodzaju?Słucham?-spojrzała zaskoczona na niego-chyba nie sądzisz ,że...-umilkła.
Patrzył na nią śmiertelnie poważnie.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć,ze niczego o nim nie wiesz-jego twarz zaczęła być pełna gniewu.
Patrzyła na niego nadal zdezorientowana.
-No pięknie-powiedział sam do siebie.Spojrzał na Josh'a.-Zamierzałeś jej powiedzieć czy się nia bawies?To trochę podłe.Nie sądzisz?Nawet ja się tak nie bawiłem ludźmi.
Josh spojrzał na Benjamina pelen gniewu.Alexa spojrzała na swojego chłopaka.Kiedy zobaczyła jego twarz przestraszyła się i nie zdążyła tego ukryć.Zrobiła szybkie trzy kroki w tył.Spojrzał na nia.Jego oczy.Nie to niemożliwe.Cały czas byla oszukiwana.Niczego jej nie powiedział.Jak mogła tego nie zauwazyc?Jego oczy... Było tyle wskazówek,tyle sytuacji na to wskazujących ... Byla tak przejęta wszystkim,ze nie zauważyła tego.Jak mogła być tak ślepa?!Jego oczy byly szkarłatne.Znów spojrzał na Benjamina.Dziewczyna była w szoku.Ta propozycja spotkania z matką ,to wszystko...
-Czy zamierzasz jej to powiedzieć?A raczej czy zamierzałeś?-spytał ponownie
-Jak mnie rozpoznałeś?-spytał Josh
-Cóż przyznam nie bylo łatwo-umiechnąl się sztucznie ,ale szybko znikł,a na jego twarzy był gniew.-Podejrzewałem cię odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz.Wtedy w szpitalu,ale wydałeś się.Wiesz kiedy?
-Słucham-powiedział pusto Josh
-Alexandra wrocila z Egiptu i znalazłem ją.Następnie śledziłem po tym jak wyszła ze szpitala na żądanie .Widziałem każde wasze wspólne spotkanie.Miałeś chłodne ręce,to był jeden symptom.Ciemne oczy, drugi symptom.Zawsze chodziłeś zbyt szybko jak na człowieka.Ale wydałeś się głownie dzisiaj.Alexa sama powiedziała, masz twarde usta, czyli cała skóra jest twarda.Niezniszczalna.Ale każdy wampir ma jakąś zdolność.Ja panuje nad żywiołami,a ty zabierasz ciepło od ludzi by cię nie rozpoznali.To było trudne do zgadnięcia ,ale się udało.
-Gratuluje-wycedził-jesteś bardzo spostrzegawczy.
Dziewczyna była załamana.Czy kiedyś jej się ułoży?Bedzie kiedyś szczęśliwa.Czy będzie żyła bez kłamstw i oszustw.Wyczuła ,ze Josh chce wziąść jej dłoń.Cofnęła się o dwa kroki.Oczy były szkliste,lecz nie uroniła żadnej łzy.Nie teraz.Nie tutaj.
-Alexa spokojnie-mówił powoli-wszystko ci wyjaśnię-powiedział Josh
Benjamin szedł w ich kierunku.Patrzył cały czas na chłopaka.
-Od kiedy nim jesteś?
-Przemiana w XVI wieku-powiedział i spojrzał na dziewczynę.
Patrzyła się na niego wzrokiem pełnym zawodu.
-Alexandra...-ale przerwała mu gestem ręki.
Wzięła dwa oddechy.Dwójka mężczyzn patrzyła się na nią.Zaczęła mówić.
-Dlaczego wybrałeś sobie akurat mnie?Dlaczego w ogóle pojawiłeś się przy mnie?
-Jesteś tak podobna do Elisabeth-kiedy dziewczyna spojrzała zdezorientowana wyjaśnil-była w twojej rodzinie.Zyla w osiemnastym wieku.Jesteś do niej tak strasznie podobna.Ona była taka urocza,delikatna jak dziecko.Ale ty jesteś jej lepszym wydaniem.Masz charakter ,walczysz i nie jesteś uległa ,jak ona.Lecz jedną cechę masz taką jak każda w twojej rodzinie.Jesteś wrażliwa,chodź udajesz ,iż tak nie jest.Chcesz być silna i jesteś nią ...
-I dlatego sprawdzasz czy jestem odporna na wrażliwość bawiąc się mną ?Sprawdzasz czy jestem silna psychicznie?!-warknęła na niego załamana-nią też się tak bawiłeś?!
-Nie bawiłem się tobą.Kiedy mnie nie było przesyłałem Jack'a byś nie była sama...
-Bym nie uciekła może?!-na chwile umilkła-Powiedz mi ,ze Jack nie jest... że on nie jest-nie mogła się wysłowić .Głęboko oddychała by się nie rozpłakać.
-Nie on nie jest wampirem,jest człowiekiem. Jestem adoptowany.Pamiętasz?
-Przysyłałeś Jack'a by dłużej mieć swoją zabawkę.By zaczekać ,aż ją wykorzystać i wyrzucić!-powiedziała
-Wiesz ,ze nigdy bym cię nie skrzywdził-podszedł do niej,lecz ona się odsunęła.Złapał ją za rękę i chwycił nadgarstek by nie uciekła,chodź nadal starała się odsunąć-tak jakoś wyszło.Chciałaś wrócić do matki.Mówiłaś ,ze cierpiałaś.To chciałem skorzystać z okazji...Ona podobnie skończyła...Elisabeth też...Chciałem skorzystać z okazji....
-I mnie zabić?!Dlatego się wypytywałeś o moje problemy?By nie mieć wyrzutów sumienia?!Puść mnie to boli!
-Właśnie widzę jak jej nie chcesz skrzywdzić-powiedział Benjamin z sarkazmem-dobra koniec.Puść ją.
-Wyluzuj stary-powiedział Josh odwracając się do Benjamina-możemy się nią podzielić.Krwi wystarczy jak na naszą dwójkę.
-Na pewno nie pozwole żebyś ty ją wziął-warknęła na Josh'a-wolalabym każdego ,byle nie był tobą.
-Jeszcze zmienisz zdanie-powiedział do niej zaciskając uścisk na nadgarstku.
Benjamin widział przerażenie i zdradę w oczach dziewczyny.Została skrzywdzona.Nie rozumiał dlaczego,ale chciał ją uratować.Nie rozumiał samego siebie,ale jego martwe serce tak mówiło.Ocal Alexandre. Ona się boi.Została zdradzona.Jej sytuacja jest beznadziejna.Jest sama,z chłopakiem ,który chce ją zabić.Sama z wieloma problemami.Sama z wampirami.Jeden chce jej krwi,drugi chce jej bezpieczeństwa.I to właśnie Benjamin jest tym drugim.Uśmiechnął się do siebie prze co , Josh wziął to za potwierdzenie.Benjamin powiedział:
-Puść ją
Spojrzał mu w oczy.
-Wolisz ,zeby uciekala?-uśmiechął się wrednie.
Dziewczynie serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.Chcą się nią pobawić?Żeby uciekała i zabić ją ,robiąc jej nadzieję,ze ucieknie?!Nagle poczuła czyjeś ramiona na barkach , klatce piersiowej i poczuła,ze ktoś ją odsuwa.Stało się to tak szybko.Zorientowała się,że to jest Benjamin.Spojrzała przez ramię na niego.Ich oczy się spotkały .Jej zielone tęczówki z ciemnymi.Nagle usłyszała szept przy uchu.
-Kiedy powiem ci byś uciekała ,uciekaj-był to tak cichy szept,ze ledwo go słyszała.
On chce mi pomóc?-była zszokowana.
Nie chce jej skrzywdzić.Obcy pomaga jej przed, niedawno, swoją najbliższą osobą.To było okropne.
-Nie sądzę by była twoja-powiedział spokojnie.
Josh dostał szału.Zgiął nogi w kolanach rozstawił szeroko ręce.Benjamin szybkim ruchem pojawił się przed nim.Zrobił to tak gwałtownie i szybko ,że dziewczyna upadła.Patrzyła przerażona przed siebie.Dwoje mężczyzn w tych samych pozach, lustrowało się gniewnie spojrzeniami.Z gardła Josh'a wydobył się ryk jak u zwierzęcia.Alexa zatkała uszy.Egipcjanin zaatakował pierwszy pchnął z wielką siłą na chłopaka lecz on poleciał tylko dwa metry do tyłu.Szybko wstał i zaczęli się szarpać.Alexandra patrzyła paraliżowana.Chciała pomóc swojemu wybawcy ale nie wiedziała jak.Były chłopak dziewczyny zaatakował swojego wroga.Na Benjaminie nie zrobiło większego wrażenia.Udeżył go z całej sily w klatkę piersiową.Josh poleciał na drzewo ,które było wielkie i potężne.Pod jego ciężarem zostało połamane i spadło.Benjamin odwrócił się do nastolatki.
-ALEXANDRA ,UCIEKAJ!!!!
Nie wiedziała jak się podnieść.Nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić.Osoba którą kochała,oszukiwała ją i bawiło się jej uczuciami.O mało co by nie umarła tylko dlatego,że odpowiedziała na pytanie o matce.Dlatego że wyżalała się ukochanemu,udawanemu ukochanemu.Był z nią nie z miłości,lecz z powodu krwi.
Zobaczyła twarz Egipcjanina.Wstała szybko i zaczęła biec w kierunku wyjścia z parku.Nikt jej nie mógł zobaczyć w parku,gdyż byl opuszczony.Nadgarstek który trzymał Josh była cała sina i chłodna.Ściągnęła chustę i zawiązała ją wokół ręki.Wybiegła przez starą,zardzewiałą bramę.Odwróciła się i widziała tylko drzewa.Straciła ich z oczu.Niestety, biegla dalej.Szybko przemieszczała się.Minęła las.Drzewa przypominały jej ,jak Josh jedno zniszył.Potężne drzewo,które nie miało prawo pęknąć,nie miało prawo zostać zniszczone.Spojrzała kątem oka i zobaczyła Jacoba ,Renesmee i Alice.Tak rozpoznała ją po elfiej fryzurze i delikatnej posturze.Wyglądali jakby się kłócili.Nie chciała nikomu mówić o tym co zaszło.Nie chciała nikomu się wyzalać.Chciała po prostu nie istnieć.Biegła z nadzieją,ze jej nie rozpoznają.Wbiegła na swoją ulicę.Zdawało jej się,że ktoś ją woła ,ale nie zareagowała.Na szczęście nikogo ze sąsiadów nie było.Wyciągneła klucze z kieszeni.Jej ręka się tak trzęsła,ze nie mogła trafić w zamek.Zaklęła pod nosem.Kiedy przekluczyła szybko weszła do domu.Zakluczyła drzwi na wszystkie spusty.W panelu ustawiła by rolety zeszły w dół.Została sama.W ciemnym domu.Niczego nie widziała.Mogła teraz się rozpłakać.Łzy zaczęły lecieć strumieniami.Ręce i nogi zaczęły się trząść.Szlochała.Zaświeciła w salonie malą lampę.Telefon był rozradowany. Podłączyła telefon stacjonarny by zadzwonić do Jack'a by przyszedł.On jest jej najwierniejszym przyjacielem.Niczego nie wiedział.Nagle zadzwonił telefon.Nie odebrała. Czekała ,aż osoba się rozłączy lub zostawi wiadomość.Zaczęła palic w kominku.Było jej zimno.Słuchała w trakcie czynności.
-Cześć-powiedziała nagrana przez nia informacja powitalna-tu Alexandra Walker.Nie ma mnie w domu lub jestem zajęta by odebrać.Zostaw wiadomość a zadzwonię później.
Pobiegła szybko do kuchni po lód.Ręka była sina.Bolała ją i spuchła trochę.Przykladając lód sunęła się po ścianie na podłogę.Siedząc na zimnej powieszchni słuchała.
I wiadomość zbila ją z tropu.Był to glos Renesmee:
-Alexa?-byla zdenerwowana-wiem ,ze mnie słyszysz odbierz.Co się stalo?Widziałam jak biegniesz przerażona do domu?Co z twoją ręką?Proszę odbierz.Przyjdę do ciebie.Ale proszę porozmawiaj ze mną.Blagam cie..Proszę porozmawiaj ze mną.Powiedz co się stało,ze jesteś przerażona.Oddzwoń .Błagam.Co ci zrobił Benjamin.Alice widziała go w wizji.Oddzwoń.Odezwij się...
Alexandra bez namysłu wstała przytrzymując lód i nacisnęła szybko guzik.Zrobiła to impulsywnie.Skoro ona jest wampirem ,dlaczego nie powiedziała ,że jest nim Josh?!Przecież rozpoznają swój rodzaj.Odebrała rozmowę.Szlochając powiedziała tylko:
-Renesmee.... przyjdź
I usłyszała ,że ktoś puka do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz