Translate

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 3 Oryginalny faraon

Siedziała w laboratorium. Właśnie wróciła z wykopalisk niedaleko Doliny Królów. Miała setki próbek, a wraz z kolegą z zespołu - Jackiem - pracowała nad dziesięcioma z nich. Ogólnie rzecz biorąc badanie odłamków skalnych wydaje się śmieszne i nudne, ale w rzeczywistości tak nie jest. Badanie i sprawdzanie z jakiej epoki jest kawałek skały. Mają szansę znaleźć nawet coś nowego. Kiedy kopała wraz z dwoma kolegami z grupy, znaleźli przypadkowo starą misę. Kiedy Alexandra ją znalazła, wszyscy zaczęli skakać z radości jak z jakiegoś filmu o odkrywcach. Dzięki temu małemu odkryciu, dziewczyna dostała kolejne pozytywne noty na projekt. Był to już szósty dzień wyjazdu. W laboratorium było cicho. Jack zajmował się swoimi sprawami, Catherine, Lisa, Callum i Dean poszli już do hotelu w celu przygotowawczym na jutrzejszą dyskotekę.
- Idziesz jutro z nami na imprezę? - usłyszała głos przyjaciela.
- Nie mam pojęcia - odrzekła znad okularu mikroskopu.
- Weź chodź z nami - zachęcał ją - nie będziesz siedzieć tu sama z tymi kamieniami - zaśmiał się, przez co szatynka uśmiechnęła się - powariujemy w szóstkę, Lisa znowu wyleje na siebie napój, jak wtedy w drugi dzień na zabawie.
- Oj, chyba nie mam wyboru - zaśmiała się.
- Proszę, Alex - błagał przyjaciółkę - dasz radę. Jesteś dobrą tancerką, nauczyłabyś mnie...
- Dobra, dobra - pokazała dłonią by przestał, pokazując swoje białe zęby - pójdę, ale po jutrzejszych wykopaliskach i żadnego ale dobra? Chce mieć z głowy ten projekt.
- Dobra - uśmiechnął się zaczepnie i wyszedł z laboratorium.
***
Alexandra wstała wcześnie. Planowała tego dnia pójść sama w dalszy teren wykopalisk w celu rozpoznania nowego terenu i mając nadzieję ,że coś ciekawego odkryje. I w tym przypadku się nie pomyli.Wstała o szóstej rano. Wzięła prysznic, zjadła śniadanie i spakowała do małej podręczne torby: butelkę wody, latarkę, telefon, nóż do skał i inne przyrządy do wykopalisk. Założyła białą koszulę, beżowe krótkie spodenki, oraz wygodne buty w teren przypominające trampki. Swoje włosy zostawiła rozpuszczone. Wyszła z pokoju hotelowego z ciekawością na nowe odkrycia.
***
Szła już godzinę, znalazła wiele ciekawych miejsc do zaplanowania pracy na jutrzejszy dzień.
Mama cieszyłaby się będąc tu - pomyślała.
Szła w zamyśleniu. Dookoła dziewczyny rozciągał się skalisty krajobraz. Dookoła był piasek, tak ciepły, że gdyby dziewczyna ściągnęła buty, poparzyłaby się. Z dala widziała jedną piramidę. Z daleka wyglądała jak mała figurka, którą kupiła trzy dni temu na straganie Egipcjanina. Idąc, omijała duże skaliste odłamy z ruin dawnych budynków czy pomników.
Zauważyła, że parę metrów dalej jest wzniesienie i widać coś w jego ścianie. Podeszła do skalnej ściany. Kilka metrów przed nią zobaczyła jakiś blask. Podeszła i zobaczyła sam piach. Chcąc się wycofać, zeskoczyła z pułki. Zrobiła parę kroków, chcąc obejść górkę.W pewnym momencie miała dziwne wrażenie, iż piasek pod jej butami jest chłodniejszy, chodź nie jest w cieniu. Nagle nie czuła piasku pod sobą.Wpadła do niewielkiej dziury w ziemi.Zaczęła krzyczeć z zaskoczenia i małego strachu. Przeleciała przez otwór i wylądowała na piaszczystej powierzchni. Wstała i otrzepała się. Lustrowała pomieszczenie wzrokiem. Było to w swego rodzaju mała komnata. Była w formie prostokąta, a po obu stronach stały posągi egipskich faraonów.
Na suficie znajdowały się piękne malowidła hieroglifów przedstawiające Boga Ra-bóg słońca i najprawdopodobniej jego służących. Podłoga została wyłożona gliną robiona w interesujący sposób, ponieważ wyglądały jak deski. W komnacie było ciemno, a jedyne co widziała to pierwsze kilka metrów. Spojrzała w górę. Wyjście na powierzchnie było cztery metry w górę. Nie doskoczy, ani nie będzie mogła się wspiąć, bo ściana jest równiutka.
- Co ja mam zrobić - szeptała do siebie przestraszona - Jack. No pewnie może on mnie znajdzie.
Wyciągnęła telefon. Wybrała numer przyjaciela i nacisnęła zieloną słuchawkę. Usłyszała komunikat:
- Brak zasięgu, nie można zrealizować połączenia.
Jęknęła ze strachu i frustracji. Co miała zrobić? Nikt nie wiedział gdzie jest. Pod powierzchnią było strasznie chłodno, przez co miała gęsią skórkę. Nie miała jedzenia. Chciała tylko rozejrzeć się za nowym miejscem do znalezienia nowych materiałów.
Nie mogę tak skończyć - mówiła do siebie w duchu Alexa - weź się w garść. Znajdź inne wyjście z tego miejsca.
Rozejrzała się po komnacie. Postanowiła znaleźć inne wyjście na powierzchnię. Wyciągnęła latarkę. Zrobiła kilka nerwowych kroków, niczego się nie spodziewając, szła dalej. W pewnym momencie po obu stronach zapłonęły pochodnie. Nastolatka wydała cichy okrzyk zaskoczenia i zaciekawienia. Zgasiła latarkę.Widziała już o wiele lepiej. Wyszła z komnaty pełnej posągów. Zobaczyła kolejne pomieszczenie. Tu również płonęły latarnie ognia. Na ścianach zobaczyła normalne stare hieroglify. Były przepiękne. Tysiące lat temu były malowane w tej świątyni. Ciekawość wzięła górę. Strach zniknął. Szła powoli zatrzymując się od czasu do czasu by przyjrzeć malowidłom. Pilnowała się, by nie dotykać ich z troską
o ich wytrzymałość. Odczuwała coraz bardziej chłód. Oparła się pokusie i szła dalej. Wędrowała z komnaty do komnaty. W jednej z pomieszczeń dotknęła posągu i przypadkiem uruchomiła pułapkę. Ze ścian zaczęły wystrzeliwać nie duże strzały. Dziewczyna uciekała przed nimi, ale została draśnięta w lewy bark. Z niewielkiej rany zaczęła lecieć krew. Uciekała dalej. Błądziła bezradnie. Bliska załamania, zmarznięta i przerażona, że nie zobaczy już powierzchni i nie odczuje już ciepła słońca. Bliska płaczu zobaczyła jak przez mgłę, średni otwór w ścianie. Doszła do wniosku, iż nie była w tej części. Z małą nadzieją w sercu przeszła przez otwór. Zobaczyła kwadratowe pomieszczenie. Po środku był kamienny sarkofag. Na ścianach jak w każdej komnacie, znajdowały się malowidła egipskie. Po prawej stronie zobaczyła wielki głaz, który najprawdopodobniej zakrywał wejście do złota, które zostało zostawione po śmierci faraona. Podeszła do kamiennej trumny. Była piękna. Na jej ściankach były znaki pośmiertne dla zmarłego. Podeszła wolnym krokiem.
Jeżeli wierzyć legendom, zagłuszając sen zmarłego, można zabawić o wielkiego pecha. Alexandra nie wierzyła w takie zabobony, ale odczuwała strach i zainteresowanie. Dotknęła dłonią pokrywy. Nie była taka silna by go odsunąć, więc zaskoczyło ją to ,że zamknięcie samo się poruszyło i spadło z głuchym trzaskiem. Odsunęła się o kilka kroków. Nie lubiła patrzeć na szczątki zwłok, czy mumie. Ale wiedziała jedno, musi to zobaczyć, mimo że będzie to coś okropnego. Zrobiła kilka chwiejnych kroków. Położyła dłoń na brzegu trumny i zajrzała. Jej oczekiwania były kompletnie inne. Myślała, że zobaczy ludzki szkielet liczący tysiące lat. Każdy na jej miejscu by tak pomyślał. Lecz się myliła. W sarkofagu leżał człowiek, co dziwne wyglądał jakby spał. Był to mężczyzna. Mógł mieć z 23 lub 25 lat. Miał ciemnobrązowe krótkie włosy. Jego karnacja pokazywała, że był Egipcjaninem. Był odziany w długi materiał od pasa w dół z elementami błękitu, brązu i beżu. Na ramionach miał założoną szatę w kolorach złota. A przy klatce piersiowej duży naszyjnik po śmiertelny. Wyglądał tak nierealnie, leżąc w trumnie. Dziewczyna była zaskoczona nie na żarty. Nie chciała wierzyć, że przed sobą ma tak przystojnego chłopaka. Pytania nasuwały jej się do głowy: Kim jesteś? Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś szkieletem? Drżącą ręką chciała dotknąć jego policzka. Uczyniła to. Jego skóra była miękka, gładka ale chłodna. Patrzyła na niego z fascynacją i przerażeniem. Ale strach powiększył się, gdy otworzył oczy. Krzyknęła przerażona i cofnęła się do tyłu. Postać wstała zaskoczona i wyszła z kamiennego sarkofagu.
Chłopak był wysoki. Mógł mieć z 1,80 wzrostu. Zobaczyła jego umięśnioną klatkę piersiową i tors. Patrzył na nią zaskoczony, jakby zainteresowany. Jego oczy były czerwone jak krew. Wpatrywały się w nastolatkę. Alexandra w szybkim tempie wyciągnęła nóż i wyciągnęła go przed siebie. Była całkowicie sparaliżowana ze strachu. Za sobą czuła ścianę. Mężczyzna nie spuszczając z niej wzroku, podszedł bliżej o trzy kroki i obserwował. Po chwili usłyszała jego miękki, melodyjny głos:
- Kim jesteś? - zapytał z ciekawością.
- Jack, czy to jakieś żarty?! Może jestem w ukrytej kamerze?! Wyjdź to nie jest śmieszne - krzyczała przerażona.
- Kim ty jesteś? - powtórzył pytanie i zrobił kilka kroków.
- To nie jest śmieszne! Nie zbliżaj się - podniosła wyżej nóż.
- Jak ty tu trafiłaś... - umilkł na chwile - kim ty jesteś?
Był może z dwa metry od niej. Dziewczyna widziała jego krwistoczerwone oczy. Przerażały ją.
- Jack wyjdź. To nie jest śmieszne. To, że czytam książki o wampirach nie znaczy, iż chce je widzieć na oczy.
Kiedy chłopak to usłyszał, wyglądał jakby został urażony. Spojrzał na jej ramię i zobaczył szkarłatną plamę. Wyglądał jak zahipnotyzowany. Po chwili powiedział:
- Gdybym był na twoim miejscu, nie mówiłbym, że nie przepadam za wampirami, jeżeli stoi on przed tobą.
- Nie jesteś nim - wykrztusiła z siebie przerażona, bliska płaczu - oni nie istnieją. Przestańcie się ze mnie nabijać.
- O czym ty mówisz, nikogo tu nie ma, nikogo nie słyszę żywego prócz - chwilowo zamilkł i spojrzał na nią od dołu do góry - prócz ciebie.
Alexandra myślała, że tam zemdleje. Nie wierzyła w takie rzeczy. Wilkołaki, wampiry czy inne magiczne stworzenia nie istniały. Żyła w takim błędnym przekonaniu. Jej oddech stawał się płytki. Ręce się trzęsły. Najchętniej uciekła by, ale wyjście było za chłopakiem, a nawet gdyby mogła uciec mogłaby zostać złapana. Otwór był zbyt mały by szybko z niego wyskoczyć.
- Jak się tu dostałaś? - zapytał.
Dziewczyna patrzyła na niego przerażona. To nie Jack. On nie robi sobie z niej żartów. Ma kłopoty.
- Odpowiedz - podniósł na nią głos przez co wzdrygnęła.
Dziewczyna pokiwała głową przecząco i szeptała do siebie.
- To niemożliwe, niemożliwe.
Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Podszedł do niej nagle tak szybko, że nawet nie zauważyła kiedy. Ekspresowym tempem wyrwał jej nóż z dłoni i zaciągnął ją za sobą.
- Puszczaj mnie to boli - krzyczała, lecz jego uścisk nie zelżał.
Odsunął głaz po prawej stronie pomieszczenia i rzucił dziewczyną jak szmacianą lalką.
- Co ty robisz?!
- Zamykam cie - odpowiedział dziwnie spokojnym tonem - zajmę się tobą za chwilkę.
- Że niby co?! - wstała z podłogi ocierając ramię.
- Twoja krew pachnie idealnie, chętnie coś bym wypił po tych wszystkich przeklętych kilkuset latach.
I zasłonił wyjście. Została sama w całkowitej ciemności.
***
Było tak ciemno, że prawie nic nie widziała. Wiedziała tylko tyle, że pomieszczenie nie jest duże i wypełnione było złotem. Figurkami, klejnotami, biżuterią i drogimi szatami. Jednak coś jej nie pasowało w tym wszystkim. Złota było zbyt mało jak na grobowiec. Jakby ktoś je kradł. Nie zastanawiała się tym długo. W głowie miała obraz mężczyzny, który jest... trudno przyznać... wampirem. Kiedy tylko o tym pomyślała, dreszcze po niej przechodziły.
- On chce... moją krew... on... to niemożliwe - szeptała sama do siebie. Łzy napłynęły jej do oczu. Dała im upust. Spływały po jej policzku, brudnym od piasku.
- Musisz stąd uciec - pomyślała.
Wstała, lecz jej nogi trzęsły się ze strachu i nadmiaru informacji. On. Ten facet z sarkofagu, żyje. I jest wampirem. Poczuła coś w kieszeni. Wsadziła rękę do kieszeni i zobaczyła swój telefon. Zasięgu nadal nie było. Postanowiła coś zrobić. Nie będzie przecież czekała na śmierć. Zaczęła się rozglądać.
- Tu jest zbyt mało złota - pomyślała - ktoś musiał je zabierać.
Podeszła bliżej ułożonych kupek złota. Dotykała kamieni sprawdzając,czy nie było żadnych tajemnych przejść. Nic. Po kilku chwilach poszukiwań. Usiadła na szatach ułożonych w kącie. Usłyszała głuchy dźwięk. Jakby pod nimi była pusta przestrzeń. Wstała jak poparzona. Odsunęła drogie szaty i zobaczyła mały promyczek światła. Odsunęła materiały i zaczęła stukać w ścianę. Kamienie się odsunęły. Wzięła złoty posążek i uderzała o ścianę. Po kilku minutach powstała dziura wielkości malej budy dla psa. Odłożyła posążek i szybko przeszła przez przejście. Zobaczyła błękitne niebo, piasek i małe punkciki. Miasto. Szybko wstała i ruszyła chwiejnym krokiem. Zaczęła biec. Po kilku minutach morderczego biegu zadzwoniła do Jacka, najlepszego przyjaciela. Była z 500 m od miasta. Była po wschodniej części.
- Alexandra - usłyszała niepewny głos przyjaciela - gdzie ty byłaś?! Szukałem cię cały dzień...
- Jack ja - ledwo mówiła. Przyjaciel wyczuł jej strach.
- Alex co ci jest? Co się stało?
- Przyjdź na wschodnią granice miasta. Proszę, nie dam rady dalej - głęboko oddychała, szlochała
- Już idę  - zawołał i rozłączyła się.
***
Mężczyzna, który zamknął dziewczynę, przechodził się korytarzami świątyni. Zobaczył w jednym korytarzu torbę Alexandry. Zaczął ją przeglądać. Zobaczył mały kalendarz dziewczyny. Zobaczył dzisiejszy rok 2014.
- Trochę długo mnie przetrzymaliście - powiedział sam do siebie. 
Kiedy zwiedził  swoje więzienie, wrócił do sali, gdzie odnalazła go szatynka. Był bardzo zaskoczony jej obecnością. Osoba jej rasy nigdy nie była tak odważna, by nie zemdleć, czy nie popełnić samobójstwa. Ona jednak nie zrobiła tego. Poczuł, jakby coś było nie tak. Jakby... dziewczyna zniknęła. Nie wyczuwał jej tak dobrze. Odsunął głaz, który blokował jej wyjście ucieczki. Dziewczyny nie było. Rozejrzał się i zobaczył otwór w ścianie. Powiększył otwór poprzez uderzenie w nią. Wszedł na górę. W oddali zobaczył chłopaka klęczącego, który tulił leżącą dziewczynę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz