Translate

środa, 21 maja 2014

Rozdział 4 Ponowne spotkanie

Po incydencie z rana , Jack zaprowadził roztrzęsioną nastolatkę do jej pokoju. Położyła się na łóżku, a chłopak powiedział nauczycielce, że Alexandra źle się poczuła i musi dziś zrezygnować z zajęć laboratoryjnych. Wszyscy znajomi z grupy pytali się go o zdrowie koleżanki. Mówił, że jest coraz lepiej. Kiedy załatwił usprawiedliwienie szatynce, przyszedł do niej, dowiedzieć się co się wydarzyło. Zapukał lekko w drzwi jej pokoju i wszedł. Alexandra leżała skulona w łóżku. Podciągnęła nogi i je objęła. Usiadł koło niej i położył dłoń na jej ramieniu. Zadrżała i odwróciła głowę do przyjaciela. Jej oczy były całe zapłakane.
Nigdy nie była w takiej sytuacji, by płakać. Zawsze była pogodną nastolatką, która pocieszała innych, nigdy nie martwiąca się o siebie, tylko myśląca o innych. Zaczęła się uspokajać. Usiadła na łóżku. Przyjaciel objął ją delikatnie. Jej oddech powoli unormował się. Po chwili spytał:
- Alexa co się stało? Dlaczego byłaś tak daleko, przecież miałaś znaleźć nowe miejsce na swoje stanowisko. Tak mi mówiłaś.
Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież, przyjaciel jej nie uwierzy, że widziała wampira. Była święcie przekonana, iż przyjaciel nie zrobiłby czegoś takiego. Co wymyślić?
- Bo byłam - otarła spływającą łzę - byłam w terenie znalazłam ciekawe miejsce i... - nie wiedziała co wymyślić.
- I? - spytał podejrzliwie - co dalej?
- Jakiś facet... Wsadził mnie do wozu i wyjechał. Chciałam mu uciec, ale dzięki bogu zwiałam przy pierwszym jego przystanku. Szłam przez te pustkowie. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie było zasięgu - tylko to przyszło jej do głowy - przepraszam. Błagam tylko nie mów Josh'owi. Nie chce by się martwił.
- Alex - zaczął - jestem jego kuzynem. Powinienem do niego od razu zadzwonić - widząc jej błagalny wzrok zmiękł - no dobrze, ale uważaj. Dobrze? Następnym razem nie wychodzisz nigdzie sama. Zrozumiano?
- Tak - uśmiechnęła się - dzięki Jack. Jestem ci winna dziś imprezę.
- Jesteś pewna? Może jednak zostaniesz w hotelu?
- Przed chwilą mówiłeś, że nigdzie nie mogę być sama - oboje zaczęli się śmiać - idę, bo zwariuje tu sama. A w ogóle dotrzymuje obietnic.
- Jak uważasz. Będę cie miał na oku, bo jak coś ci się stanie kuzyn mnie zabije.
W końcu uśmiechnęła się beztrosko.
***
Catherine, Lisa, Callum, Dean i Jack czekali pod hotelem za Alexandrą. Była godzina 19:16, a za kilka minut planowali bawić się na dyskotece w klubie. Po chwili dziewczyna zeszła.
Ubrała rozkloszowaną sukienkę bez rękawków. Od pasa w górę, strój był w kolorze czerni. Od pasa w dół materiał był śnieżnobiały. Założyła niskie szpilki, a swoje długie brązowe włosy pozostawiła luźne.
- To co idziemy - starała się, by głos jej się nie łamał i udało się.
-No pewnie, impreza bez nas się nie rozkręci -zażartował Callum.
-Ładna sukienka-powiedziała Lisa.
-Dzięki-uśmiechnęła się szatynka-to co idziemy?
***
W klubie bawili się wyśmienicie.Kolorowe swiatła padały na twarze imprezowiczów.Nastolatkowie tańczyli do upadłego,chodź jedna osoba nie bawiła sie w pełni zadowolona.Alexandra cały czas miała obraz krwisoczerwonych oczu egipcjanina,który ....był wampirem.Jack chyba to zauważał,ze jest zamyślona ,bo od razu brał ją do tańca.Porobiła swoim telefonem pełno zdjęć z przyjaciółmi.Po godzinie,obraz z rana zniknął i bawiła się beztrosko.Po dłużym czasie spojrzała na zegarek w telefonie.Byla 23:03.Wcześnie powiedzieli nauczycielce,ze wróca około drugiej nad ranem,a Alexsie pozwoliła pójść z dwóch powodów.Po pierwsze miala nadrobiony material do przodu,po drugie ''już dobrze się czuła ,po niby bolu brzucha''.Podeszla do Jack'a.
-Ja już będe się zmywać,bo jutro nie wstanę.
-Zostań jeszcze dwie godzinki-poprosił ją przyjaciel.
-Jack to był zbyd zwariowany dzień.Idę już do hotelu.
-Odprowadze cię.
-Nie, nie musisz.Hotel mam 600 m od klubu i jestem w centrum miasta .Nic mi nie będzie ,baw się dobrze.
-Jesteś pewna?Lepiej pójdę.
-Baw się ,ja się zmywam.Milej zabawy.
Nim chlopak mógł zaprotestować,dziewczyna zniknęła za tlumem tancerzy.
***
Szła ulicami miasta.Dookoła siebie widziała uśmiechniętych turystów.Rodziny,dzieci,zakochanych.Wszystko szło w normalny obieg,a jednak dziewczyna widziała teraz świat w innym kontraście.Wampiry.ci wszyscy ludzie nie wiedzą o ich istnieniu.A ona dziś rano spotkała właśnie osobe z tej rasy.na myśl o mężczyźnie łzy zaczęły napływać do oczu.Nie bala sie.Zawsze miala nadzieje ,ze mimo pochodzenia,osoba jest inna.Ile razy czytała książki o wampirach żyjących wraz z ludźmi w zgodzie.Czytała o tym jak , nie chcieli nimi być,bo uważali,iż to przekleństwo.Ale życie to nie bajka.To jest realizm.Realny świat.Nie chciała popaść w histerię.Postanowila zadzwonić do swojego ukochanego,Josh'a.Chciala uslyszeć jego głos.Strasznie za nim tęskniła.Usłyszała ,ze ktoś odbiera.
-Johs?-zapytała
-Cześć księżniczko-odpowiedział-jak w Egipcie?Znowu coś ciekawego odkryłaś?
A żebyś wiedział-pomyślała
-Hej,nie nic nowego nie odnalazłam ,a jak w Irlandii?
-Same nudy.Siedzimy co chwilę w jakimś zamku.A jak tam u ciebie?Wszystko w porządku?
-Tak-odpowiedziala szybko-po protu jestem zmęczona.Wracam z imprezy.
-U nas imprezy są tak nudne,ze w hotelu je robimy-usłyszała jego śmiech,przez co sama się uśmiechnęła.
-A tu w Egipcie jest całkiem nieźle.Słysze,ze u ciebie Irlandia jest nudna-zaśmiała się
-A zebyś wiedziała-westchnął-jeszcze tydzień i się widzimy.
-Do zobaczenia,strasznie tęsknie-powiedziała smutnym głosem.
-Ja za tobą również,jeszcze tylko tydzień.Pa ksieżniczko.
I zakończyli swoją rozmowę.Szła dalej ulicą .byla w polowie drogi.Skręciła w uliczke gdzie nie było ludzi.Pisała sms do Jack'a by sie nie martwił.Kiedy schowała telefon poczuła,ze ktoś ją łapie za talię i ciągnie w ciemny zaułek.Chciała krzyknąć ale napastnik zasłonił jej usta ręką.Wyrywała się ,lecz byl zbyt silny.Starala się opanować,lecz było ciężko.Poczuła coś chłodnego przy brzuchu.Ostrze zalśniło przy jej ciele.Osoba trzymiąca ją chyba to zauważyła, bo cicho się zaśmiala.
-Co taka śliczna dziewczyna idzie sama o tak późnej porze?-zapytał mężczyzna.
-Zostaw mnie -udało jej się wykrzyczeć.
-Badź grzeczna ,a nic ci nie będzie.Spokojnie-poczuła jak próbuje ja zaciągnąć dalej.
Wyrywała się ale bez skutku.Nagle usłyszała inny,drugi męski głos i ręce mężczyzny znikły.Odbiegła kilka kroków i spojrzała na swojego wybawce.Myślała ,ze ta Jack,ale się myliła.Był to mężczyzna z zaginionej świątyni,który zamknął ją w komnacie.Jej strach dociągnął zenitu.Szybko ruszyła do hotelu.Nie chciała być widziana ,ani dotykana przez tę dwójkę,mimo to,że napastnik przegra,nie chce widzieć chłopaka który ją zamknął.Była już pod hotelem.Spotkała nauczycielkę i zameldowała swój powrót.
***
Szła swoim korytarzem.Wyciągneła swój telefon z kieszeni sukienki,była 23:38.Zapomniała o swojej karcie do pokoju.Miał ją Jack.Wzięła swoją zapasową kartę od recepcjonistki i przesuneła przy otworze, by otworzyć pokój.Weszła doi niego i zamknęła drzwi.Była cała roztrzęsiona.Wzięła białe leginsy do przed kolan i białą bluzkę z napisem ,,STORY OF MY LIVE''Zamknęła się w łazience i wzięła kąpiel.Kiedy już umyta założyła strój do spania otworzyła drzwi łazienki i przewiesiła ręcznik przez drewno.Zaczęła myć zęby.Kiedy wypluła całą pianę i umyła twarz, spojrzała na siebie w lustrze.Nadal była w szoku ale i zła.Dlaczego ON uwziął się akurat na nią?
-Dlaczego zawsze muszę się w coś wpakować-powiedziała do siebie wychodząc z łazienki.
-Sam chciałem cię o to zapytać-usłyszała głos od strony drzwi.
Odwróciła się.Zobaczyła wysokiego mulata.Jego ciemnobrązowe włosy były w nieładzie,a krwistoczerwone oczy były skierowane w jej osobę.Był ubrany w czarne ,zwężane spodnie ,biały T-shir i czarną skórzaną,letnią kurtkę.Dziewczyna jak go zobaczyła staneła zaskoczona i przerażona.Ale jednak czuła jeszcze coś.Gniew.Była wściekła ,ze jest śledzona przez niego.
-Co ty tu...-wyjąkła-co tu robisz?
-Zazwyczaj wszyscy by dziękowali na twoim miejscu,że ci pomogłem-powiedział sarkastycznym tonem.
-Tyle że ja nie jestem wszyscy-powiedziała z małym przypływem odwagi-czego chcesz?Kim jesteś?.
-Chyba już wiesz,jesteś bystra.Przekonałem się o tym dziś rano.Nie każdy by uciekł z świątyni liczącej tyle lat i to przedemną.
Stała wmurowana.Kiedy przybysz zrobił kilka kroków ona zrobiła również,żeby nie przybliżał się w jej kierunku.Przybliżyła się do balkonu.Mulat przyglądał jej się z zaciekawieniem.
-Nie bój się ,nie mam zamiaru cię tu zabijać-powiedział lekko rozbawiony.
-Narazie ale w każdej chwili może się to zmienić-stwierdziła fakt.
On jakby potwierdzając to uśmiechnął się.
-Może w końcu mi wyjaśnisz jak mnie znalazłaś?
-Może w końcu powiesz mi dlaczego mnie śledzisz i nękasz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Pierwszy spytałem-drobił kolejne kroki w jej kierunku
Zmierzyła go wzrokiem.Przerażał ją , a szczególnie jego oczy.
-Przypadkiem.Szukałam odpowiedniego miejsca do...
-Badań-przerwał jej-słyszałem ,ze masz tu projekt.No cóż ciekawe odkrycie.
-Teraz ty odpowiedz-powiedziała cofając się.
-Otwarłaś świątynie,odnalazłaś mnie ,uwolniłaś.Przyznasz ,ze rzadko się zdarza by człowiek to zrobił.
-Uważaj bo ci uwierze.Dziś rano chciałeś mnie zabić...
-Chciałem-przyznał.Zrobił kilka kroków w jej stronę.
-Nie podchodź-cofnęła się była już na balkonie-nie-powiedziała stanowczo z nutą strachu.
-Niby dlaczego.Benjamin niczego sobie nie zakazuje?
-Benjamin?-zapytała zaskoczona.
-Tak Alexandro tak się nazywam-uśmiechnął się lekko.Znów zrobił kilka kroków.
-Nie podchodź powiedziałam-cofnęła się tak szybko,że zachwiała się i wyleciała przez barjerkę.
Mieszkała na drugim piętrze.Upadek mocno by nią pokiereszował.Mogła zginąć.Była w takim szoku,że nie dopuszczała nawet myśli o swoim życiu.Zazwyczaj w chwilach takich jak ta ,sceny z całego życia pokazują się i widzimy co zrobiliśmy ,oraz widzimy swoich znajomych.Widzimy bliskich , przyjaciół , uśmiechy,płacz,czasy szkolne ,wspomnienia złe jak i te dobre.Alexandrze nie pojawiły się.Spadła.Grunt nie był ,aż tak twardy jak myślała.Nie czuła takiego wielkiego bólu,prawie wcale go nie odczuła.Ze strachu nie mogła się poruszać.Nie chciała widzieć tego widoku.Bała się ,ze kiedy to uczyni poczuje ból ,a widok ciała będzie straszne.Ale nagle poczuła jakby się przemieszczała.Otwarła lekko jedno oko.Była w takim szoku ,że przechodziły nią dreszcze.Lekko się trzęsła , a oczy były mokre od łez.Benjamin ją złapał.Wiedziała ,iż chłopak jest szybki jak wampir ,ale i tak była skołowana.Ten lekki ból odczuwała,bo uderzyła w niego, kiedy wpadła w ramiona mulata.Zamknęła oczy.Była zbyt mocno przerażona.Spadła z drugiego piętra i przeżyła.
***
Benjamin trzymał przerażoną nastolatkę z taką łatwością,jakby codziennie to robił.Czuł jej strach i paraliż.Niósł dziewczynę do jej pokoju.W oka mgnieniu był ponownie w pomieszczeniu.W całym swym życiu nie spotkał się z taka sytułacją.Szatynka zakryła swoją twarz dłońmi.Rozumiał jej strach.Przecież nie codziennie spada się z drogiego piętra,a co lepsze nie spotyka się wampira.Położył dziewczynę na łóżku i okrył ją kołdrą.Oddychała głęboko.Trzęsła się i płakała.Chłopakowi pierwszy raz w życiu zrobilo sie żal z powodu strachu dziewczyny.Zniknął tak szybko, jak się pojawił
.***
 Dziewczyna poczuła, że leży w łóżku, chciała podziękować za uratowanie, lecz nie zdążyła.Zasnęła szybko, jak zawsze, kiedy płakała. Była ciemność,.Po chwili nastala jasność jakby w pokoju , ktoś zapalił światło.Zobaczyła , że lezy na kanapie w swoim domu w New Pol,a koło niej kuca starsza od niej kobieta.Glaskala dziewczynę po głowie.Miała brązowe, krótkie włosy.Zielone oczy, jasna karnację,a jej figura była nienaturalnie chuda.Jej ciało było wyniszczona, tak jak jej organizm po chorobie.Alexandra spojrzała na nią.Była to jej zmarła mama.
-Mamo?-zapytała szatynka ze łzami w oczach-mamo, to ty, jak...
 Kobieta przerwała jej ruchem ręki.Glaskala ja nadal po głowie.
 -Dlaczego odeszłaś, brakuje mi ciebie-po jej policzku poleciały łzy Kobieta posmutniala, wycierała łzy córki.
 -Skarbie-zaczęła kobieta -mój żywot już się zakończył.Tak musialo być.Nie odtracaj innych.Nie zamykaj się w sobie.Żyj dalej, chce byś była szczęśliwa.Jak wtedy.Ktoś inny będzie musiał cię chronić.
 -To nie fair -zaprotestowała-jestem sama.Pakuje się w same kłopoty między innymi w Egipcie.Miałyśmy, kiedyś tu razem przyjechać.
 -Alexandro daj innym szanse , nie jestem przy tobie w ciele ludzkim, ale duchem w twoim sercu.Zawsze będę z tobą.Kocham cię córeczko.
-Mamo nie odchodź-krzyknęła-nie... Wyciągnęła rękę do kobiety i nastała nagła ciemność.Nie widziała matki , nie widziała nic.
 ***
 Obudziła się z wrzaskiem.Na czole miała zimny pot.Trzęsła się.Śniła jej się matka.Strasznie jej , nastolatce brakowało.Zauważyła, że trzymie medalion od rodzicielki.Był w ksztalcie owalu ,a po środku był wygrawerowana literka A i kwiat lili.Otworzyła go.W środku zobaczyła zdjęcie mamy i siebie.Łza jej poleciała.Strasznie tęskniła.Nie rozumiała , co mama chciała powiedzieć , przez ten Wyczuła jakiś ruch.Spojrzała na otwarty balkon.Zobaczyła jakiś cień.Nagle wyłonił się z mroku mulat.Benjamin patrzył na szatynke z lekkim przejęciem.Jakby się...... martwił? Dziewczyna przerażona myślała, że znowu jest we śnie.Więc wzięła szybko budzik z szafki nocnej i rzuciła w wampira.Chłopak szybko zrobił unik.
 -Ja ci ratuje życie,a ty rzucasz we mnie tym ustrojstwem-powiedział rozbawiony.
-Jednak to nie sen-powiedziała do siebie ocierając łzę
. -Nie, to nie sen-powiedział przyglądając jej się badawczo-jeszcze żyjesz-położył się na jej łóżku rozbawiony. Dziewczyna siedziała z objętymi nogami.
 -Podziekujesz mi kiedyś za uratowanie życia?
-Właśnie się zastanawiam nad tym i chyba zrezygnuje z tego-nie mogła ukryć lekkiego uśmiechu.Rozbawiła ja ,jego zaskoczona mina.
 -Jak to?!-zapytał zaskoczony, udawajac obrażonego
. -Tak to-pokazała mu żartobliwie język-Dobra tak na poważnie, dziękuję za ponowne uratowanie życia.
-Tak lepiej-uśmiechnął się łobuzersko. Nastolatce słaby uśmiech zszedł z twarzy.Znów wróciła myśl o śnie, śnie o mamie.Była ciekawa czy to była wiadomość od rodzicielki? Czy ja odwiedziła? Cały czas czuła wzrok wampira.Patrzył się na nią.Nagle z zamyślenia wyrwał ją melodyjny głos Benjamina, zapytał:
 -Wszystko w porządku? Krzyczałaś przez sen.
-U mnie noc bez koszmarów jest nocą straconą-wyznała.
-Od urodzenia tak masz?
 -Nie , mam tak od czterech miesięcy.
 -A co się stało , że tak masz ?-zapytał jakby od niechcenia.
 -Nie ważne-powiedziala chwytając za medalion-czego chcesz? Jak chcesz mnie zabić to mógłbyś się pośpieszyć.
Spojrzał na nią zaciekawiony.Dziewczyna oparła się o ścianę.Patrzyła smutnym wzrokiem na koniec pokoju.
-Nie mam zamiaru ciebie zabijać.Odpowiedź na to pytanie.
 -Nie powinno cię to interesować-powiedziała -A może jednak? Dziewczynie napłynęły łzy do oczu.
-Stało się coś ,przez co nie mam chęci żyć.
 Jego spojrzenie cechowało zaskoczenie i nuta żalu.Dziewczyna nie spodziewała się tego, by wampir jej wspólczul.Nagle poczuła ostry podmuch wiatru i chłopaka nie było.Po chwili usłyszała , że ktoś puka i wchodzi do pokoju.Miał że sobą nie duzego misia,a jego oczy się świeciły.
 -Alex wszystko w porządku ?-zapytał przyjęty-słyszałem krzyki.
 -Chciałeś mnie uratować tym misiem zombie?-nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Dla twojej informacji, to jest latarka-usiadł koło niej , ma łóżku
. -Dobra, dobra-uśmiechnęła się wraz z przyjacielem-wszystko w porządku jak zwykle mały koszmar. -Dziś widocznie nie był taki mały, cała się trzesiesz.
Właśnie to zauważyła.Tak się bała Benjamina, że tego nie zauważyła.Byla cala chłodna , trzęsła się. -Nic mi nie jest-powiedziała cicho-po prostu chce już wyjechać z tego kraju.Wszystko mi się wali. -Nie martw się-przytulił przyjaciółkę-jeszcze ci się ułoży.Masz mnie,Johs'a.Zawsze mogę ci pomóc. -Dzięki Jack, ale nie chce cie martwić swoją osobą.
-Oj przestań.Ty jak zwykle.Myślisz o innych,a nigdy o sobie.
-Musisz ze mna wytrzymać-zaśmiała się -To będzie sama przyjemność.


Angels, Karin
Szczególne podziękowania dla Sebastiana , Który pomógł nam wymyślić całą historie :*****
Pozdro for Marek <333333 :*******************-


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz