Idąc ciemnymi korytarzami, miała dziwne wrażenie. Dlaczego
strażnicy patrzyli na nią z dziwnym spojrzeniem? Za każdym razem, kiedy któryś
na nią spojrzał, Benjamin wzmacniał uścisk na jej ciele. Objął ją jednym
ramieniem, jakby chciał ochronić przed nimi. Wiedział, że to bezskuteczne, bo i
tak mieli ją zabrać z celi następnego ranka. Kebi powiedziała, że rano będą
musieli ją zabrać i przyszykować do ceremonii. Co będą chcieli jej zrobić przed
tą rzeźnią? Przeszli przez jakieś drzwi. Ciągnął się korytarz, a pomiędzy nim
były kraty. Cele, w których siedzieli jej przyjaciele. Poczuła ulgę, że widzi
ich całych. Ale na jak długo? Jutro to ona będzie musiała ich skrzywdzić.
Widziała na ich twarzach ulgę. Czy oni wiedzą, co ich czeka?
Co ich wszystkich?
-Alexandro jesteś cała- usłyszała głos Cleo. Spojrzała na
nią. Co ona tu robi? Ją też złapali? Przecież się rozdzielili.
Zamknęli ich w celi, koło niej i Isisy. Od razu wtuliła się
w ramiona Egipcjanina.
-Kochanie jesteś cała i zdrowa, jak dobrze- do krat przyszła
ich wspólna matka. Podeszła do Isisy i chwyciła jej dłoń.
-Nie na długo- powiedziała cicho.
-Alex, co z maleństwem?- usłyszała głos Belli. –Nic wam nie
jest?
-Jest z nim w porządku.
-Kochanie, co się dzieje. Co chcą zrobić?- usłyszała Esme.
Była naprzeciwko, po drugiej stronie.
Benjamin chwycił jej dłoń i usiedli na niewielkiej płycie z
drewna. Było to chyba miejsce przeznaczone do snu. Delikatnie przeniósł ją na
kolana. Czuła, że zaraz się rozsypie. Musiała im powiedzieć, to ona będzie ich
katem.
-Was, całą waszą rodzinę i Jack’a chcą ukarać- łzy zaczęły
płynąć po jej twarzy. –Chcą byście zostali ukarani tak, byście przeżyli. Ale
Benjamina, ciocię i.. i- zaczęła szlochać w jego pierś.
-Mnie, Asterę, matkę i Cleo, chcą by nas zgładziła-
powiedział Benjamin zgaszonym tonem.
Nikt się nie odezwał.
-Przepraszam, nie chciałam by tak wyszło- powiedziała
płacząc. –Nie chciałam tego, nie chce.
-Kochanie, to nie twoja wina- powiedziała Esme. Widziała, że
kobieta się boi nie tylko o siebie, o swoją rodzinę, ale i o nią.
-Jak możesz tak mówić? To ja muszę jutro to wszystko zrobić-
powiedziała załamana.
-Wiedzieliśmy, jakie jest ryzyko mała- usłyszała Emmeta.
Spojrzała w jego kierunku. Obejmował Rosalie. Ona również była przestraszona.
Spojrzała na nastolatkę i posłała jej lekki uśmiech. Również chciała ją
uspokoić.
-Co chcą zrobić maleństwu?- zapytała blondynka. –Wiedzą o
nim?
-Tak- powiedziała. –Richard dowiedział się pierwszy.
-Rozmawiałaś z nim?- zapytał zły. Nie na nią, na niego.
Nienawidził go, tak jak wszyscy jej przyjaciele.
-Wyleczył mnie, po tym jak mnie przywieźli do niego. Jest
jeszcze większym potworem niż sądziłam- powiedziała.
-Czego chciał?- zapytał.
-Przypomniało mu się, że jestem jego córką. Chce za wszelką
cenę nas rozdzielić. Twierdzi, że nie chce mojej śmierci i dziecka- powiedziała
ścierając łzy.
-Podły manipulant –usłyszała głos Jaspera.
-Wiedziałaś Rafaela?- zapytała Isisa obejmując córkę.
-Nie, nie widziałam. Nie wiem, gdzie może być.
-Alex, nie płacz- powiedziała Cleo. Sięgnęła po jej dłoń.
Nastolatka chwyciła ją. –Wiem, że nie chcesz tego zrobić. Nie mam do ciebie
urazy. Wiem, iż nie skrzywdziłabyś nawet najmniejszej istoty. Jesteś zbyt
dobra.
-Kochanie, postaraj się o nas zapomnieć- odezwała się Isisa.
–Będziesz musiała.
-Nie potrafię. Nie mów tak, proszę. Ja was tak strasznie
kocham i nie mogę. Chcą mnie zahipnotyzować. Nie będę kontrolować siebie, ale
widzieć wszystko …tak. Musi być jakieś wyjście.
-Alex- odezwała się Alice. –Jest coś, co mogłabyś zrobić,
ale nie wiem czy to możliwe.
Spojrzała na nią. Jest jakieś wyjście?
-Mów Alice, mów- powiedziała.
-Nie wiem, czy możesz użyć mocy. Mogłabyś w jakiś sposób
zawiadomić Volturich. Wtedy by przyszli lub…
-Uciekli- zakończył za nią Jasper.
Poinformować ich? Jak?
-Jak mogłaby ich wezwać?- zapytał Carlisle.
-Musiałaby mieć przedmiot z Włoch i Egiptu. Znacz zaklęcie i
przesłać myśli- powiedziała.
-Znasz zaklęcie?- zapytał Benjamin. Wyczuwała nutę jego
nadziei.
-Nie jestem pewna- powiedziała zastanawiając się.
Było to w księgach-
powiedziała w myślach. –Była mała i czerwona…
-Ta z tym złotym wzorem? Ta księga?- zapytał.
-Skąd wiesz, że myślałam o niej?
-Powiedziałaś to.
-Ona niczego nie powiedziała Benjaminie- odezwała się Isisa.
Spojrzała na niego. Słyszał jej myśli?
-Telepatia- powiedział cicho Carlisle. –Uaktywniła ci się.
-Niemożliwe- powiedziała.
-Benjaminie przekaż jej jakąś myśl- powiedział pełen
nadziei.
-Wierzę, że sobie
poradzisz Alex- usłyszała jego głos w głowie.
-Naprawdę?- zapytała
-Tak. Jesteś zaklętą,
moją księżniczką. Poradzisz sobie.
-To działa- powiedziała na głos.
-Ona może ci pomóc z kontaktem- powiedziała zadowolona
Alice. Jest nadzieja.
-Możesz użyć mocy?- zapytał Jack.
Złączyła swoje dłonie i pomyślała o zaklęciu. Światło
pojawiło się z ociąganiem i wyblakłym połyskiem. Coś ją blokuje, ale może jej
użyć.
-Jest słaba, ale chyba dam sobie radę.
-Mamy jakiś przedmiot z Włoch i Egiptu?- zapytała Astera.
-Mam bransoletę z dziewiętnastego wieku- odezwał się
Carlisle. –Dostałem ją, kiedy odchodziłem z Voltery- zaczął ściągać z
nadgarstka.
-A coś z tego kraju?- zapytała Renesmee spod ramion
rodziców.
-Wszystko zostało w domu- powiedziała Cleo spoglądając na
matkę.
-Nic- spojrzał na nią. Jego wiara zaczęła go opuszczać.
-A może to być przedmiot, który otrzymałam tutaj?- zapytała.
-Chyba tak- powiedziała Astera. –Warto spróbować.
Spojrzała na narzeczonego.
-Wisiorek od ciebie- powiedziała. –Ten z moich
dziewiętnastych urodzin.
-Tak- uśmiechnął się i zaczął go ściągać.
Esme wzięła z dłoni męża jego bransoletę i podeszła do krat.
Chciała go rzucić. Benjamin podszedł do nich i złapał go. Jest szansa. Mogą
jeszcze coś zrobić.
Uklękła na ziemi i nasypała piasku, spod deski. Musiała
narysować runy. Benjamin był naprzeciwko. Zaczęła je rysować, Egipcjanin
chwycił jej dłoń.
-Weź to- podał jej przedmiot, którym rysował znaki w rytuale
wezwania bogów.
Uśmiechnęła się lekko. Zaczęła je szybciej rysować. Jest
nadzieja. Może uniknie tego wszystkiego. Może przeżyją. Zrobi wszystko dla
przyjaciół, ukochanego i ich kropeczki.
Narysowała okrąg, a wzdłuż jego obwodu symbole. Po środku
koła narysowała dwa mniejsze. W jednym położyła bransoletę Carlisla, a w
drugiej naszyjnik. Spojrzała na niego. Był zdenerwowany. Musi się udać.
-Nikt się nie zbliża?- zapytała.
-Nie wiem. Ściany są zabezpieczone- powiedziała Isisa.
Chciała zacząć czarować, kiedy drzwi na końcu gwałtownie się
otworzyły. Benjamin jednym ruchem zasłonił szkic i wziął ją objął w sposób
taki, jakby płakała. Nie mogli zobaczyć rysunku. Wtedy będzie po nich. Objęła
go za szyję, a on położył dłonie na plecach. Zauważyła, że Esme cofa się z
Carlislem pod ścianę, żeby niczego nie zauważyli. Usłyszała kroki. Dwoje
mężczyzn szło i chyba coś nieśli. Coś, albo kogoś. Zatrzymali się pod ich celą.
Usłyszała jak otwierają ją. Mocniej się go objęła. Zaczęła panikować. Nie mogli
jej zabrać. Może wyczuli, że próbowała użyć mocy? Ale jak? Przecież ją blokują.
-Masz swojego brata maleńka. Richard chciał byście się
pożegnali- powiedział z dziką satysfakcją i usłyszała jak rzucili kimś. Wpadł
do ich celi. Zamknęli ją i rozbawieni zaczęli wracać.
Odwróciła się. Rafael. Miał zakrwawioną głowę, blady wyraz
twarzy. Jego pierś ledwo co się ruszała. Zeszła z kolan Benjamina i przyszła do
niego. Ciężko oddychał.
-Rafael- powiedziała Cleo podchodząc do krat.
Wzięła delikatnie jego głowę w dłonie. Lekko ruszył
powiekami.
-Gdzie…- próbował coś powiedzieć.
-Rafael, to ja Alexandra. Nie ruszaj się- powiedziała.
Spojrzała czy nie ma żadnych innych obrażeń był cały.
-Co mu jest?- zapytała Cleo.
-Skutek wyciągania informacji telepatycznie- odezwał się
Benjamin.
-Zajmij się runami. Musisz wysłać wiadomość, ja go wyleczę-
odezwała się jej ciocia.
-Dobrze- podeszła do miejsca, gdzie były narysowane symbole.
Wzięła głęboki oddech. Zaczęła się bać, a co jak się nie
uda?
Poradzisz sobie- usłyszała
jego głos w swoim umyśle.
Spojrzała na niego. Była gotowa.
-Razem?- zapytała.
-Razem.
Złączyli swoje dłonie. Zaczęła szeptać słowa w łacinie. Runy
zaczęły świecić jasnobłękitnym światłem.
-Skupie się na połączeniu. Przekażesz im telepatycznie
wiadomość?
-Dobrze- powiedział. –Daj mi znak.
Zaczęła szeptać słowa. Ciągnęły się nieubłagalnie. Zaczęła
czuć ból głowy. Blokada. Zignorowała go. Nie może się poddać. Ból stawał się
powoli nie do zniesienia.
Teraz- przekazała mu.
Chwilę milczał.
Amun i jego rada chcą
obalić Volterę. Jutro o zachodzie słońca, chce wykorzystać Księżnę singularis
do rzeźni. Chcą po tym obalić wasz Królewski Ród i ujawnić się światu.
Potrzebujemy waszej pomocy, by świat został w równowadze. Potrzebujemy was tu,
w Egipcie, by nie zgładzono nas wszystkich, także was, drodzy Volturi.
Poczuła mocny ból. Zaczął promieniować w jej skroniach.
Wiadomość jeszcze nie przeszła. Spojrzała. Runy się świeciły. Dopóki nie zgasną
samodzielnie, widomość nie dotrze do Włoch. Trzymała mocno. Czuła jak na czole
ujawniają się drobne oznaki potu.
-Alex, co się dzieję?- zapytał zaniepokojony.
Zamknęła oczy. Trzymała dłonie nad symbolami. Wiadomość musi
dotrzeć, musi! Jest jedyną nadzieją. Jeżeli nie to, wszyscy mogą zginąć. Musi.
Dla ich wszystkich.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Nie może przerwać. Nie może
pozwolić zawładnąć sobą i pozwolić, by ich wszystkich skrzywdzono. To jedyna
nadzieja. Zaczęła głęboko oddychać. Wysiłek stawał się nie do wytrzymania.
Poczuła na swoich dłoniach, dłonie narzeczonego. Nagle ból lekko zelżał.
Spojrzała na niego. Dawał trochę swojej. Runy nadal się świeciły. Kiedy zgasną?
I ten nagły ból w piersi. Zagryzła wargi. Nie może się poddać. Patrzyła na runy
nadal błyszczały. Siły zaczynały ją puszczać. Benjamin szybko ją chwycił i
odciągnął. I w tym samym momencie runy przestały błyszczeć.
Szybko położył ją na ziemi. Nie miała siły się ruszać.
-Alex- powiedział zaniepokojony. Otworzyła oczy. Wreszcie
mogła normalnie oddychać. Ból zniknął. Wyciągnęła ręce i pomógł jej usiąść.
Przyciągnął ją na swoje kolana i przytulił. Oparła się o jego pierś.
-Udało się?- zapytała.
-Chyba tak- powiedział.
Ulżyło jej trochę. Rozluźniła się w jego ramionach. Udało
się?
-Alexandro, nie mdlej- usłyszała głos cioci. –Nie możesz
teraz zamknąć oczu.
-Alex nie zamykaj ich. Nie narażaj się tak nigdy więcej.
Proszę.
-O ile będą następne razy- powiedziała cicho. Tylko on mógł
to usłyszeć.
-Będzie, obiecuję.
-Nie obiecaj niemożliwego- powiedziała.
-Jedna niemożliwa rzecz już się wydarzyła- uśmiechnął się do
niej.
-To prawda.
Było już po wieczorze. Siedzieli nadal zamknięci. Każdy
rozmawiał z osobą w celi. Szeptali, gdyż strażnik przyszedł na noc. Siedział
przy wyjściu i bacznie ich wszystkich pilnował. Całe szczęście, że wykonali ten
rytuał. Miał nadzieję, że wiadomość została wysłana i dotrze jak najszybciej do
Voltery. Spojrzał na Rafaela. Rozmawiał z jego siostrą. Wiedział, że to nie
jego wina, że został porwany i, że odkryli ich położenie. Alexandra nie zdążyła
wszystkiego zataić w jego pamięci. Ale mimo tego, nadal nie darzył go ani krzty
sympatii.
Alexandra skuliła się przy jego boku. Musiało jej być
chłodno. W lochach po dniu było zimno. Na szczęście miała sweter.
-Zimno ci?- zapytał.
-Nie jest tak źle- powiedziała. –Jestem tylko zmęczona.
-Od kiedy jesteś ze mną tak szczera?- uśmiechnął się lekko.
–Zazwyczaj mówiłaś, że wszystko jest dobrze.
-Cieszę się- delikatnie ją pocałował. –Zaśnij. Będę cały
czas obok- pogłaskał jej policzek.
-Nie chce- powiedziała wtulając się w niego. –Chce być z
tobą.
-Jestem tu cały czas. Bez obaw.
-Twoje więzienie było lepsze- spojrzała na niego. –Tam
byliśmy sami.
Uśmiechnął się.
-Tam prawie cię zjadłem- zaśmiała się cicho. Wiedziała, że
nie lubił tego określenia i lubi się z niego śmiać.
-Potem mi pomogłeś jak wracałam z dyskoteki- powiedziała.
-Nie chciałaś mi podziękować- przypomniał jej.
-Ale podziękowałam.
-Trwało to dłuższą chwilę. Potem mi uciekłaś.
-A ty jak Książe z bajki znalazłeś mnie i po raz kolejny
uratowałeś.
-Lubisz pakować się w kłopoty. Ja lubię cię z nich ratować.
Uśmiechnęła się.
-Pamiętasz swój mecz? Jak wtedy zabłysłaś z Kasandrą?
-Pewnie. Udusiłabym cię po nim prawie z radości. Potem
zasnęłam pierwszy raz u ciebie, po liście od cioci.
-Biłaś mnie poduszkami za to, że przebrałem cię- uśmiechnął
się psotnie.
-Byłam wtedy tylko przyjaciółką- szeptała.
-Potem ta wigilia- zaczerwieniła się. –Pierwsze święta godne
zapamiętania. Były najwspanialsze.
-Mówisz o części z Jack’em, czy bez?- zapytała sennie.
-Zdecydowanie część bez niego, choć tamta też była ciekawa.
-Była wspaniała- pogłaskała jego policzek. –Chciałabym ją
powtórzyć- jej uśmiech zniknął.
-Powtórzymy ją. Nie myśl teraz o przyszłości.
-Nawet nie chce jej widzieć- powiedziała cicho.
-Ciii Alex. Lepiej pomyśl o naszym wyjeździe do Australii-
szepnął.
-Obudziłam się w samolocie. To nie była miła niespodzianka-
powiedziała. –Tam dałeś mi wisiorek, poszliśmy do opery- zaczynała się lekko
uśmiechać. –Wtedy powiedziałeś, że mnie kochasz- spojrzała mu w oczy.
-I od tamtej pory byłem najszczęśliwszym wampirem na
świecie. Nastraszyłaś mnie, jak wleciałaś do wody.
-To ty mnie do niej wrzuciłeś. Musiałam ci pokazać, ze tego
się nie robi.
-Zapamiętałem to. Wtedy się na mnie obraziłaś- uśmiechnął
się złośliwie. –Pokazałaś mi swój charakterek.
-I tak najlepszy był wyjazd w sylwestra- powiedziała.
-Szczególnie noc- pocałował ją czule.
-Chciałeś powiedzieć każda noc na tym wyjeździe- uśmiechnęła
się. –Nigdy tak bardzo się nie wysypiałam na wakacjach.
-Cieszę się, że zostało ci to w pamięci. Zabójczo wyglądałaś
w tym stroju kąpielowym.
-Natomiast ty bez niego wyglądałeś jak młody bóg- objęła go
za szyję. –I niestety, wyglądasz tak cały czas.
-Ty przecież się nie starzejesz Alex. Przed tobą pięćset lat
życia.
-Ale jakiego?- zapytała patrząc bez wyrazu. –Bez was…-
zamilkła. Wiedział, że boi się przyszłości.
-Alex, spójrz na mnie- powiedział delikatnie. –Kochasz mnie?
-Wiesz, że tak.
-A naszą kropeczkę?- zapytał.
-Tak- uśmiechnęła się delikatnie.
-Jutro nie chce byś się zawahała. Musisz zrobić to, co każe
Amun- powiedział.
Spojrzała przerażona.
-Posłuchaj. Jeżeli zgładzisz moją rodzinę włącznie ze mną,
ocalejesz. Przez hipnozę jest większe ryzyko, że coś ci się stanie i maleństwu.
Dlatego chce być to zrobiła.
-Kochanie, musisz. Jeżeli tak bardzo mnie kochasz, zrób to
dla dziecka. Ono chce żyć. Wychowasz je. Matka i Cleo rozumieją wszystko i są
gotowe na koniec. I tak żyję zbyt długo. Trzy tysiące lat. Nie każdy miał tyle
czasu do namysłu.
-Nie mów tak. Nie, proszę- mocno się do niego przytuliła.
–To jest zbyt wiele. Chcesz bym skrzywdziła wszystkich, których kocham.
-Alexandro kocham cię najmocniej na świecie. Wiesz, że
jesteś pierwszą osobą do której czuję tyle uczuć i to tak mocno. Chce jedynie
twojego bezpieczeństwa i szczęścia. Jest jedna osoba, która zapewni ci radość.
Jest nim ono- delikatnie dotknął jej brzucha. –Będziesz miała część mnie. Nigdy
cię nie zostawię. Będziesz miała kontakt z bogami. Trafię do ich świata.
Będziesz mogła mnie widzieć, jeżeli ich wezwiesz.
-To nie będzie to samo. Wiesz o tym. Dziecko powinno mieć
ojca, będę mogła cię zobaczyć raz na jakiś czas. Nie chce nawet myśleć o chwili
bez ciebie.
-Nic nie zrobimy. To jest dla nas koniec. Resztę będziesz
musiała przejść beze mnie- powiedział.
-Przestań- wtuliła się w niego. –Chce to wszystko pamiętać,
jak nasz wyjazd w Sylwestra, jak wyjazd do Australi, jak nasza wigilia czy
poranki z tobą.
-I tak też zróbmy. Chce cię widzieć uśmiechniętą w tych
ostatnich chwilach.
-Kocham cię- spojrzała mu głęboko w oczy.
-Ja ciebie również- przyciągnął ją bliżej na podłodze i
pocałował. Wiedział, że to są ostatnie ich chwile. Musi się pożegnać.
Alexandra spała na lewym boku jego klatki piersiowej.
Trzymał jej dłoń na swojej piersi. Udało jej się zasnąć, choć nie chciała.
Pragnęła spędzić jak najwięcej czasu z nim. Patrzył na nią cały czas. Miał jej
już nigdy nie zobaczyć. Co z tego, że będzie mógł ją zobaczyć, kiedy wezwie
radę egipską. Ona będzie sama. Napiął się ze wściekłości. Nie chciał ich
zostawiać. Jej i dziecka. Maluch powinien mieć pełną rodzinę. Powinien być
kochany. Nie wiadomo nawet, czy przeżyje jak jego matka, którą kocha nad życie.
Tylko ją zdołał pokochać i też tak zostanie.
Usłyszał jak ktoś wchodzi na korytarz lochu. Nie zwrócił na
to uwagi. Spojrzał na Esme i Carlisle naprzeciw. Szeptali. Oboje mieli
zamknięte oczy. Żegnali się. Tak samo robili inni. To miał być ich koniec? A
gdzie szczęśliwe zakończenie? Nareszcie poczuł, że żyję, a Amun jak zwykle
niszczy go. Tak było odkąd się urodził. Ktoś stanął przed ich celą. Spojrzał i
nie mógł oderwać wzroku. Cieszył się, że siedzi z Alexandrą, bo gdyby wstał,
starałby się za wszelką cenę rzucić na tą osobę. Czarne długie włosy, proste
jak struna. Czerwone oczy, czarna bluzka i spodnie. Złota biżuteria, dostojny
wzrok.
wzrok.
-Witaj Benjaminie- powiedziała.
-Tia- wywarczał.
-Nic się nie zmieniłeś- powiedziała niedowierzając.
Nie odezwał się. Czego ona chce? Przeniosła wzrok z niego na
śpiącą nastolatkę. Jej wzrok stał się jakby zrozpaczony, rozczarowany.
-A więc to prawda- powiedziała cicho.
-Czego chcesz? Przyszłaś napawać się moim niewolnictwem?
–zapytał.
-Jak możesz tak myśleć, Benjaminie. Po tylu latach. Dlaczego
ją kochasz, a nie mnie?
-Dlaczego przyszłaś?- zapytał.
-Chce byś poszedł ze mną. Chce byś ze mną uciekł. Nie chce
by twój ojciec cię zgładził.
-Przypomniałaś sobie nagle o mnie?- zapytał z drwiną. –Jakoś
trzy tysiące lat temu, patrzyłaś jak mnie zamykano. Nie zrobiłaś nic.
-Nie mogłam- powiedziała patrząc na niego z utęsknieniem.
–Nie chciałam by moja mama miała problemy. Błagam cię, chodź ze mną.
-Nigdzie się stąd nie wybieram- powiedział stanowczo.
Alexandra się poruszyła. Delikatnie ją uściskał, by się nie obudziła. Spała
dalej.
-Co ona ma w sobie czego ja nie mam?- zapytała.
Spojrzał na nią nie pokazując żadnych uczuć.
-Kochałam cię Benjaminie. Jest tak cały czas. Nie rób mi
tego, nie rób tego nam…
-Nie ma nas- powiedział groźnie. –Nigdy nie było. Może i byś
zaślepiła mnie w przeszłości. Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Miałaś
swoją szansę. Nic nie zrobiłaś. Miejsce przy moim boku zajmuje tylko ona.
Alexandra, nie ty Tio i zrozum to. Możesz sama uciec, nie obchodzisz mnie nic-
powiedział z wyrzutem.
Spojrzała na niego rozczarowana, jakby zraniona ale i zła.
Czego się spodziewała?
Rzuciła na niego ostatnie spojrzenie i zniknęła. Usłyszał
głośne trzaśnięcie drzwi. Poszła. Co sobie wyobrażała? Chyba za wiele. Nigdy
nie zostawi jej. Nawet jeżeli to ona miała go zgładzić z rąk Amuna, nie zostawi
jej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz