Translate

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 51 IDEA AMUNA

Od razu dłoń zeszła na jej brzuch. Skąd oni wiedzieli o dziecku? Skąd? Teraz nie będzie mogła go uchronić. Nie chce by je skrzywdzili!
Musiała udawać. Zsunęła dłoń z brzucha na biodro.
-Słucham?!- zapytała zszokowana, co było prawdą.
-Usiądź, wszystko ci wyjaśnię. Jesteś jeszcze słaba- chciał podejść, ale odsunęła się od niego. Stała pod ścianą koło lóżka.
-Postoję- powiedziała.
Wyglądał jakby to go zabolało. Ale nie podszedł. Usiadł na fotelu w kącie. Patrzył na nią, wręcz lustrował wzrokiem.
-Jesteś do niej tak strasznie podobna- zaczął.
-Nie wspominaj jej- zagroziła. Czuła jak łzy pod powiekami zbliżają się. Nie chciała ich. Nie chce pokazać słabości przed nim.
-Kiedy jeden z tych głupców cię zaatakował, użył zagrażającego dla ciebie czaru. Musiałem ci pomóc. Jako pół wampir dostałem zdolność leczenia. Wyleczyłem cię, a inni zajęli się tym głupcem, co cię zaatakował. Wyczuwałem w tobie coś. Sądziłem, że to niemożliwe, ale prawdziwe.
Spodziewasz się dziecka- powiedział.
-Co zrobiliście z tamtym?- zapytała.
-Zabiliśmy go. Mógł cię skrzywdzić- powiedział spokojnie.
Nie odezwała się. Tak łatwo mówił o śmierci. Co teraz pocznie? Co z maleństwem? Co z Benjaminem? Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane?
-Podejrzewam, że wiedziałaś o swoim stanie- powiedział bacznie ją obserwując.
-Nie powinno cię to interesować- powiedziała zła. Tak bardzo się teraz bała. Nie o siebie, o dziecko.
-Powinno. Jesteś moją córką…
-Którą chciałeś zabić- przerwała mu. –Jestem przecież niepotrzebnym potworem żerującym na życiu- powtórzyła jego słowa, które wyczytała z dzienników mamy.
-To nie tak, dziecko- powiedział.
-Nie mów tak do mnie. Nie chce mieć z tobą nic do czynienia. Zabiłeś mamę, oszukiwałeś Rafaela ,przez co o mało co, a by mnie zabił- zrobił duże oczy. Zaskoczony?
-O czym ty mówisz? Dlaczego Rafael chciałby cię skrzywdzić?- powiedział zaskoczony.
-Bo naopowiadałeś mu kłamstw o mnie. Znalazł mnie, zastraszał, nękał, mój przyjaciel prawie umarł przez niego, spowodował mi wypadek, że gdyby nie Benjamin, zginęłabym. I tyle byście mieli pożytku z mojej mocy!- krzyknęła.
Zamilkł. Był chyba zaskoczony tą informacją. Chwyciła się szafki nocnej. Znowu te zawroty.
-Nie miałem pojęcia, że Rafael tak zareaguje. Miał tym zapomnieć o Gabrieli.
-Nie wymawiaj jej imienia- powiedziała zła. –Nie masz prawa.
-Dziecko, nie chciałem jej zabijać. Nie wiesz, jakie to było dla mnie trudne. Miałem rozkaz zabicia własnej żony. Dlaczego? Bo ty byłaś w niej- spojrzał na nią poważnie. –Miałaś być zakazanym dzieckiem. Prawo zakazywało tworzenia się nowych ras. Mogły być niebezpieczne dla otoczenia.
-Mogły być silniejsze od was. Tego się baliście. Że singularis przejmą waszą rolę w świecie. To chore. Nie mogliście żyć w zgodzie?
-Nie. Każde dziecko miało zostać zabite. Ty również. Nie chciałem tego.
-Kłamiesz. Gdybyś naprawdę kochał mnie i mamę, nie zabiłbyś jej, a dziś nie byłoby mnie tutaj i moich przyjaciół. Gdzie oni są?
-W lochu. Nikomu nic się nie stało. Twój przyjaciel się szarpie i ten Egipski więzień, syn Amuna.
-Nazywa się Benjamin i nie jest Egipskim więźniem. Jest następcą królewskiego tronu- powiedziała przez zęby. Miała ochotę krzyczeć na tego mężczyznę. Podejść i uderzyć... Siedzi spokojnie i opowiada.
-To, dlaczego ja jestem tutaj? Sama?- zapytała.
-Ty nie jesteś więźniem. Jesteś potrzebna do zaklęć i musisz być zdrowa. Tamto miejsce nie jest dla ciebie. Poprosiłem Amuna byś odpoczywała tutaj. Zgodził się.
-Wole siedzieć w lochu, niż tutaj być- powiedziała.
-Nie mów tak. Nie po to szukałem cię tyle lat, byśmy się kłócili.
-Byłam szczęśliwa żyjąc z przyjaciółmi i narzeczonym. Osobą, która się mną zaopiekowała i pokochała ze względu na wszystko. Nie prosiłam się o odnalezienie. Nasze ostatnie spotkanie, skończyło się na tym, że umierałam przez arhde- powiedziała.
-Wtedy miałem inne rozkazy. Mieliśmy pozbyć się dzieci singularis. Nie miałem wyboru. Dopiero od trzech lat odkryliśmy, że możesz zrealizować najważniejszy plan w dziejach.
-Obalić Volturich i się ujawnić. To chore, tylko po to mnie szukałeś- powiedziała z obrzydzeniem.
-Trzeba pokazać swą siłę, Alexandro. Zmienisz dzieje historii. Jeżeli to przeżyjesz, będziesz mogła zająć należne ci miejsce. Będziemy mieli większą władzę.
-Władzę? To o to wam chodzi?
-Dzięki niej będziemy mogli chodzić w śród ludzi i będą wiedzieli, kim jesteśmy. Nie będziemy musieli się ukrywać, nikt, zaklęci, wampiry, pół wampiry, zmiennokształtni, czarownice. Nikt nie będzie musiał ukrywać swej odmienności.
-A czy to w tej odmienności nie jest piękne? Coś czego inni nie mogą mieć. Jesteście silniejsi od ludzi, macie dodatkowe zdolności.
-Jest to też przekleństwem. Ludzie cię unikają- powiedział.
-Wy chcecie się im przypodobać- powiedziała. –Nie chodzi wam o władzę.
-Chodzi tu tylko o nią- powiedział zły. –Nie interesują nas słabe pomioty tacy jak ludzie. Są tak delikatni i żałośni. Myślą, że cierpią ale nic nie wiedzą o życiu- powiedział zły.
-Właśnie, że wiedzą. Żyłam do osiemnastego roku życia jako człowiek. Nie wiedziałam niczego o zaklętych, wampirach, zmiennokształtnych. Nie sądziłam, że ja jestem inna. Myślałam, ze jestem zwykłą nastolatką, która żyje samotnie z mamą. Potem zmarła i żyłam sama. Ludzie wiele wiedzą o cierpieniu. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Kiedy dowiedziałaś się o swoim pochodzeniu?- zapytał patrząc na nią czule. Nienawidziła tego mężczyzny, który twierdził, że jest jej ojcem.
-Dwa miesiące przed urodzinami- powiedziała. Dlaczego mu odpowiedziała?
-Kiedy byłem u ciebie, wiedziałaś już?
-Nie pamiętam- skłamała.
-Byłaś wtedy cala poobijana. Miałaś zraniony policzek i wargę. I pełno siniaków.
-Pamiątki po wypadku spowodowanym przez Rafaela- powiedziała zła.
-Powiedziałaś wtedy, że jesteś mężatką. To też było kłamstwem? Tak jak nieobecność twojej mamy?
-Tak i gdybym musiała to powtórzyć, zrobiłabym to.
-Ale kłamstwo zaczęło się wypełniać. Z tego, co widzę, masz pierścionek zaręczynowy i jesteś w
ciąży.
-Co chcecie z nim zrobić?- zapytała.
-To ci wyjaśni Amun. Chodź musisz z nim porozmawiać. Dasz radę iść?- zapytał.
-Teraz?
-Tak. Rytuał odbędzie się jutro lub za dwa dni. Wszystkiego dowiesz się od niego. To on to wszystko utworzył.
-Kiedy ich wszystkich zobaczę?
-Może za chwilę. Chodź, Alexandro- podszedł do drzwi. –Proszę, nie staraj się uciekać. Wszystko jest obstawione.
Nie mogła się ruszyć. Ale myśl, że może zobaczyć przyjaciół była silniejsza. Wolnym krokiem zaczęła się zbliżać do drzwi. Zatrzymała się. Czekała.
-Przykro mi, że tak to wszystko się potoczyło. Kochałem twoją mamę. Nie chce byś brała udział w tym rytuale, bo wiem, jakie jest ryzyko dla ciebie i…- zamilkł na chwilę. –I dziecka. Wiem, że kochasz Benjamina, ale to nieodpowiedni wampir dla ciebie. Nadal jesteś moją córką i kocham cię Alexandro. Nie chce cię stracić. Może moje czyny tego nie pokazują ale tak jest. Każdy rodzic kocha swoje dziecko- zaczął otwierać jej drzwi.
-Tylko ty dla mnie nim nie jesteś- powiedziała i przeszła przez drzwi.
***
Weszła do jakiegoś pokoju. Był olbrzymi. Przypominał bibliotekę. Wchodząc widziało się półki z książkami. Ściany były bordowe, a podłoga z ciemnego drewna. Nie było tu zbytnio klimatu egipskiego, choć są w tym kraju…chyba. Przeszła przez nie powoli. Zobaczyła, że przed nią są trzy fotele. Dwa koło siebie i jeden naprzeciw. Pomiędzy nimi był stolik ze szkła. Za oknem nie było niczego, prócz piasku, gdzie była? Rozglądała się, nikogo tu nie było. Gdzie Richard ją przyniósł? Kazał jej wejść, a drzwi zamknął z wielkim lękiem. Co się tu działo? Cisza dzwoniła jej w uszy. Stanęła naprzeciw okna. To nie był żadny psikus. Naprawdę musieli być w Egipcie. Odwróciła się by spojrzeć na książki. Podskoczyła, kiedy ujrzała przed sobą jakiegoś mężczyznę. Cofnęła się. Nie spodziewała się go, nie słyszała jak tu przyszedł. Chwyciła się za serce. Naprawdę ją zaskoczył.
-Wybacz Alexandro, nie chciałem cię wystraszyć. To miejsce tak działa na wszystkich gości- powiedział. Miał bardzo dostojny głos.
Mężczyzna był wysoki. Był chyba wyższy od nastolatki o głowę i trochę więcej. Czarne włosy i krótka broda, szare oczy, złocista karnacja. Stał wyprostowany i dumny. Już chyba wiedziała, kim
jest.
-Czy my jesteśmy…
-W Egipcie? Tak. Przetransportowaliśmy was tutaj. Pozwól, że się przedstawie- powiedział chwytając jej dłoń. –Nazywam się Amun…
-Jesteś ojcem Benjamina- powiedziała. Szybko ugryzła się w język, by czegoś więcej nie powiedzieć. Mężczyzna spojrzał na nią zaintrygowany.
-Tak- przyznał. Puścił jej dłoń i zaczął chodzić wokół niej. Przyglądał jej się. –A więc to ty jesteś wybranką mego nieszczęsnego syna- powiedział.
Nie odezwała się. Strach zbytnio ją paraliżował.
-Co ci o mnie powiedział? Opowiadał jakim to byłem złym ojcem, zamykając go w świątyni?
-Powiedział samą prawdę- wymksnęło jej się. Mężczyzna zamilkł. Po chwili, zanim się zorientowała, mężczyzna przygwoździł ją do ściany.
-Nie znasz mnie Alexandro, więc nie wiesz, czy mówił prawdę- powiedział przez zęby. Serce na moment jej stanęło. Amun naprawdę był przerażający. –A więc? Co takiego powiedział?- zapytał puszczając ją. Delikatnie zaczął dotykać jej policzek. Lekko pochyliła twarz, by tego nie robił.
-Jesteś tak samo waleczna jak twoja mama- powiedział. –Widać, że jesteś jej córką.
Spojrzała zaskoczona i przestraszona. Znał jej matkę?
-Tak, znałem ją- powiedział jakby czytał jej w myślach. –Była piękną i mądrą kobietą. Ty odziedziczyłaś to po niej- uśmiechnął się dotykając jej policzek. –Pięknie grałaś na nosie moim podwładnym. Niestety, Gabriela wybrała źle i urodziła cię. Przyznaję po latach, że jednak dobrze postąpiła. Dzięki tobie spełnimy największy plan, który zatrzęsie tym państwem, kontynentem, wszystkimi światami.
-To chore- zdołała tylko powiedzieć.
-To nie jest chore. Zbliża się nowa era, Alexandro- powiedział odsuwając się od niej. Zaczął wręcz spacerować po pomieszczeniu, lecz nie spuszczał jej z wzroku. –Ludzie się dowiedzą o nas, będą posłuszni. Volturich obalimy. Te królewskie ścierwa myślą, że są najważniejsze. Potrafią tylko zabijać i zatajać. Jednak, Włochy zapomniały o Egipcie. To Egipt zapoczątkował. To dzięki niemu powstali pierwsi nieśmiertelni.
-Ale dzięki nim jest hierarchia. Jest równowaga. Dzięki nim nikt nie ujawnił się ludziom…
-No właśnie. Zatajają nas Alexandro. Dlaczego? By ludzie o nas nie wiedzieli? Co mogą zrobić? Będą straszyć mnie czosnkiem?- zaśmiał się. –Krzyżami? Kołkiem z osiny? Co mogą mi zrobić? Nic. Ale za to ja mogę wiele, owszem.
-Oni będą się bać. O to w tym chodzi? Tak bardzo zazdrościcie ludziom spokoju? Sądzicie, że nie da się żyć normalnie, jako to wcielenie? To jest nienormalne.
-Nie mów więcej tego kochana- powiedział. Brzmiało to jak groźba- nigdy nie mów takich rzeczy. Zazdrościć ludziom, też mi coś- zaśmiał się arogancko. –O to chodzi. Ludzie będą się bali. Będą nam służyć, dawać rozrywkę. Czy nie o to chodzi? Silni powinni dominować. Widzę, że ten pomysł ci się nie podoba- powiedział niezadowolony.
-Powiedziałam, co o tym myślę- powiedziała. Bała się jego reakcji.
-Zmienisz zdanie po jutrzejszej ceremonii Alexandro. Jutro zabijesz wszystkich groźnych więźniów, których zamknęliśmy. Są w lochu. Po tym zrozumiesz, co mam do zaoferowania światu i tobie.
-Nie zabiję przyjaciół- powiedziała przestraszona. Nie ukrywała tego.
-Nie chodzi mi o nich- powiedział podchodząc powoli do niej. Chciała się cofnąć, ale za sobą miała już tylko ścianę. –Zapewne Benjamin opowiedział ci, że zamykałem wampiry zagrażające mojej władzy, czy z niebezpiecznymi mocami. On ma moc żywiołów, nie wiesz, co by się stało z tym światem, gdyby zaczął eksperymentować, dziewczynko. Wszyscy, całe dwanaście osób, dwunastu wampirów, zostanie zabite jutro o zachodzie słońca. I to ty to zrobisz.
-Nie, nie zrobię tego, nie- powiedziała cicho. Nie mogła mówić głościej, strach zaczął wręcz ją dusić. Jedna, duża łza spłynęła po jej policzku. Nie może zabić. Nie chce. Nie potrafi. Nie jest mordercą.
-Spokojnie Alexandro- starł ją. Przytrzymał jej podbródek i podniósł wyżej, by na niego spojrzała- to nie potrwa zbyt długo. Wypowiesz krótkie zaklęcie i już. To tylko mordercy. Wampiry. Nie mają duszy, czym się przejmować? Co z tego, że jest tam mój syn. Zasłużył na to.
-Nie, nie zasłużył. Zmienił się po tym jak go odnalazłam. Jest inny niż ci się wydaje- powiedziała, a wtedy łzy zaczęły płynąć po jej policzku.- Nie zabiję go. Nie chce nikogo zabijać i nie zrobię tego.
-Jeżeli będziesz się opierała, zahipnotyzujemy cię. I tak to zrobisz. Nie masz wyjścia Alexandro. Rozumiem, że jesteś jego narzeczoną, ale to nie miłość, to zadurzenie. On cię oczarował, on nie jest zdolny do odczuwania uczuć, a szczególnie miłości. Jesteś jego kolejną ofiarą Alexandro. Taka piękna, mądra i utalentowana zaklęta jak ty, nie powinna żyć w błędzie.
-Nie kłam. To same brednie!- krzyknęła. –Nie znasz go. Był twoim synem, a ty potraktowałeś go jak zwykłego mordercę, jakiegoś przestępcę. Zamknąłeś go, bo nie zrozumiałeś jego mocy, jego potęgi i zdolności. Siedział trzy tysiące lat w sarkofagu. Wyciszył się, dzięki czemu przeżył do dziś. Nie żałuję, że zgubiłam się i odnalazłam tą świątynie. Nie żałuję, że go odnalazłam, choć na początku chciał mnie skrzywdzić. Zrozumiał swoje błędy z przeszłości. Jest więcej wart niż myślisz- skończyła.
Nie mogła go zabić. Nie jego, nigdy. Nie chce nikogo zabijać, już raz to zrobiła, kiedy się broniła przez tym mężczyzną, co o mało zabił i ją i Asterę.
-Jesteś zaślepiona. Dlaczego? Bo był obok ciebie? Bo jest ojcem twego dziecka?- zapytał. Spojrzała przestraszona. –Tak, wiem o twoim czasie oczekiwań. Dziecko może być zbyt potężne. Potężniejsze od ciebie Alexandro. Zabijemy je. Nie łódź się, ze zmienię zdanie- zaczęła szlochać. –Jest zbyt duże ryzyko. I tak będzie martwe, kiedy będziesz z nami u bram Włoch. Będzie tam wielka bitwa. Kiedy ją wygramy, ukażesz ich. A jak będzie po wszystkim, odbierzemy ci moc by nikt nie zagroził potędze. Przeżyjesz, albo nie. Zależy od ciebie, czy dziecko przeżyje. Jeżeli zgaśniesz ty, zgaśnie i ono.
-Dlaczego ty nam to robisz?- zapytała bezsilna.
-Benjamin, powinien umrzeć trzy tysiące lat temu. Ty jesteś ofiarą swoich rodziców tak jak twoje dziecko. Powiedziałem ci już, jeżeli przeżyjesz, dziecko też. Będziesz mogła odejść. Chociaż powinnaś zając należne ci miejsce.
-Jakie?- zapytała nie rozumiejąc.
-Nie powiedziano ci? Richard jest takim tchórzem, że nie wyjawił ci sekretu, dotyczącego ciebie? Cóż moja droga, w twoich żyłach płynie królewska krew. Jesteś następczynią tronu swojej rasy. Jesteś pierwszym dzieckiem singularis, czyli panią wszystkich z twojej rasy.
Spojrzała zdezorientowana. Ona i królewskie pochodzenie? To niemożliwe. Nigdy nie była kimś wyjątkowym, prócz tego, iż jest z odmiennej rasy.
-Jeżeli uda ci się przeżyć, ukażesz tych co ci karzę i zgładzisz, czeka cię bardzo świetlana przyszłość. Pozwolę sobie na to, by twoja rasa nie była prześladowana przez moich podwładnych.
-A co z moimi bliskimi?- zapytała.
-Cullenowie zostaną ukarani, tak jak ten ludzki chłopak. Ale spokojnie, przeżyją. Natomiast twój narzeczony, Isisa, która oszukała mnie ze swoją śmiercią, córka, która z nią uciekła zginą na jutrzejszej ceremonii. Pomożesz im, by dłużej nie cierpieli. Nie będą musieli dłużej się ukrywać i uciekać. Wyświadczysz im tylko przysługę- potarł jej policzek. –A przy okazji, pozbędziemy się przeciwników nowej idei.
-Twojej idei. Nie chce mieć z tym nic wspólnego- wyznała.
-Podziękuj swoim rodzicom, głównie ojcu. To dzięki niemu jesteś w to wszystko wciągnięta. Gdyby nie to, że przyznał się, że nie zabił twojej mamy, nie ścigalibyśmy cię. Zaufałbym mu na słowo, uwierzyłbym w kłamstwo i mogłabyś żyć normalnie. Nie musiałabyś wiedzieć o swojej królewskiej krwi. Richard jako twój ojciec musi być z ciebie dumny. Jesteś bardzo odważną dziewczyną jak na swój wiek. W tych czasach mało jest takich młodych kobiet.
-On nie jest moim ojcem- wywarczała.
-Dobrałaś się z moim synem. On również sądzi, że jestem okropnym ojcem, prawda/?- zadrwił.
Nawet bardzo- pomyślała.
Usłyszała jak ktoś puka do drzwi. Od razu się otworzyły. Nie widziała, kto idzie, ale po usłyszeniu obcasów, stwierdziła, że to musi być kobieta. Amun odsunął się i spojrzał na miejsce, gdzie zaraz powinna pojawić się kobieta.
-Amunie- powiedziała kiedy się im ujawniła. Była śliczna. Wyraz twarzy miała bardzo sympatyczny. Skinęła głową, na znak szacunku. Miała kruczoczarne włosy. Była w ciemnej białej sukni, w stylu ich kultury.
-Kebi- powiedział.
-Richard i Cedderik proszą o twoje przybycie. To kwestia jutrzejszej ceremoni, Panie- powiedziała z szacunkiem.
-Dobrze- spojrzał na nastolatkę- nie przejmuj się Alexandro. Wiem, że będziesz miała z tym problem, więc przygotuj się na hipnozę. Może być trochę nieprzyjemna. Jak wyjdziesz, jeden ze strażników zaprowadzi cię do komnaty.
-Nie chce do niej iść. Wolę siedzieć w lochach- powiedziała.
-Dumna jak matka- powiedział zadowolony. –Oczywiście, powiem by tam cię zaprowadzono. Kebi, przypilnuj jej- dotknął policzka kobiety.
-Dobrze Amunie- powiedziała przytakując ruchem głowy na znak szacunku.
Zaczął iść w stronę wyjścia. Nagle się zatrzymał i odwrócił w jej kierunku.
-Zanim wyjdę. Chcąc pokazać ci, że nie jestem takim potworem, pozwolę sobie na ukazanie trochę serca. Będziesz mogła się z nim pożegnać. Pomyśl o mojej propozycji - powiedział i wyszedł z komnaty.
Dziewczyna zsunęła się po ścianie i schowała twarz w dłoniach.  Te wszystkie potworności, morderstwa, czary. Ona będzie musiała skrzywdzić innych. Każą jej zabić Benjamina, Cleo i Isise. Dlaczego? Dlaczego on jest takim potworem? A dziecko? Czy ono przeżyje? A jeżeli tak, to co? Nie będzie miało ojca. Tak wspaniałego jak Benjamin. Zaczęła płakać. Nie! Nie może go skrzywdzić, ich. Tak bardzo go kocha. Co ma zrobić? Musi być jakieś rozwiązanie. Poczuła jak kobieta chwyta jej ramiona. Spojrzała na nią. Czego chciała?
-Proszę, zetrzyj te łzy- powiedziała. –Chciałabym ci pomóc, ale jestem bezradna- powiedziała z żalem w głosie.
-Dziękuję- chwyciła chusteczkę od kobiety. Zaczęła się uspokajać, choć szło jej to ciężko.
-Nie płacz dziecko- powiedziała czule.
-A jak mam się tym nie przejmować? Mam zabić, skrzywdzić przyjaciół i… i Benjamina- powiedziała zaszlochana.
-Gabriela urodziła utalentowaną córkę. Uda ci się coś zdziałać. Też nie podoba mi się ta idea całej tej rady.
Spojrzała na nią zaskoczona.
-Tak Alexandro. Ja również nienawidzę tego wszystkiego, choć jestem w tym bez wyboru. Wbrew mojej woli. Twoja mama była bardzo dobrą kobietą. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś do niej podobna.
-Skąd pani ją zna?- zapytała.
-Pomogłam jej i twojej cioci uciec- powiedziała cicho.
Spojrzała zaskoczona.
-Nigdy jej później nie widziałam. Miałam nadzieję, że nic ci nie jest. Szukali cię zawzięcie. Powiedz- zamilkła na chwilę. –Który miesiąc?- spojrzała na brzuch.
-Praktycznie drugi, ale jest w rozwoju czwartego. W mojej rasie ciąza trwa około sześciu miesięcy.
-Cztery miesiące- powiedziała wzruszona. –Na pewno przeżyje. Postaram się coś zdziałać. Nigdy nie poznałam Benjamina. Ale wierzę, że nie był taki, jakim jest w opowiadaniach Amuna- uśmiechnęła się do nastolatki.
Usłyszała, że ktoś wchodzi. Kebi pomogła jej wstać. Dlaczego już wrócił. Miała ochotę znowu zacząć płakać. Spojrzała na wychodzącą postać. Benjamin.
Jak tylko go zobaczyła poszła do niego najszybciej jak mogła. On zrobił podobnie. Szybko go objęła, a on ją. Czuła się taka bezpieczna w jego ramionach. Zaczęła płakać. Jest cały, nic mu nie jest. Poczuła małą ulgę. Jest tu z nią. Poczuła jak schował twarz w jej włosach. Mocno ją obejmował. Również się bał. Ukląkł na podłodze, a ją usadził sobie na kolanach. Tak bardzo się bali.
-Och Alex- chwycił jej policzek i pocałował. Odwzajemniła go. Tak bardzo się obawiała. Jego usta były zbawieniem dla niej.
-Benjaminie jesteś cały- powiedziała niedowierzając. –Nic ci nie jest.
-A ty? Nic ci nie jest? Bogowie, tak bardzo się o ciebie bałem, kiedy leżałaś nieruchoma. Zaczynałem myśleć, że cię już straciłem- powiedział po czym zaczął całować jej twarz.
-Jestem cała- powiedziała, kiedy skończył. –Benjaminie, oni wiedzą.
Spojrzał na nią poważnie. Zaczął zaprzeczać ruchem głowy.
-To niemożliwe- powiedział zrozpaczony.
-Wiedzą o dziecku. Richard mnie leczył, po tym jak mnie zaatakował jeden z jego podwładnych. Dowiedział się i powiedział…- zamilkła. Łzy nie dawały jej spokoju.
-Nie płacz. Proszę, poradzimy sobie- zaczął ścierać jej łzy i przytulił ją, najciaśniej jak tylko potrafił.
-Benjaminie, chcą bym jutro ciebie, twoją matkę i siostrę zabiła razem z dwunastoma innymi- zaszlochała.
-Powiedz, co chcą zrobić z maleństwem?- zapytał cicho.
-Jeżeli wykonam jutrzejszy rytuał i … wygrają bitwę we Włoszech, chcą odebrać mi moc. Jeżeli przeżyje, będę mogła odejść. Jeżeli ja przeżyje, przeżyje i ono. Jeżeli przyjmę jego propozycję.
-Ciii spokojnie kochanie- powiedział w jej włosy. –Spokojnie. Powiedz mi wszystko po kolei.
Delikatnie zaczął nią kołysać. Trzymała się go bardzo mocno, a on trzymał ją jeszcze mocniej. Zupełnie jakby mieli zostać rozdzieleni, co nie było pewne. Alexandra zaczęła stopniowo się uspokajać. Jak może postąpić w takiej sytuacji? Musi zniszczyć wszystko, co kocha.
-Powiedz, o jakiej propozycji ci powiedział?- zapytał zdenerwowany. Wyczuła to. Jego mięśnie były strasznie napięte.
Nie odezwała się. Kurczowo trzymała się jego bluzki.
-Alex, jestem tu- powiedział chwytając jej twarz w dłonie. –Powiedz, czego chciał.
-Jeżeli zrobie wszystko co będzie chciał i…. i przeżyję, będę mogła je urodzić, ale chce je…- zamilkła. Nie mogła tego wypowiedzieć. –Będę mogła zostać we Włoszech i objąć tron.
-Jaki tron?- zapytał.
-Jako pierwsza singularis, jestem panią wszystkich z mojej rasy. Jeżeli wszystko pójdzie jak będą chcieli, mogę tam zostać i poślubić innego- zaczęła znowu szlochać na tę myśl.
-Spokojnie- przytulił ją.
-Ja nie chce tego- powiedziała cicho. Nie miała siły już mówić.
-Wiem, wiem- zaczął głaskać jej głowę. –Wiem kochanie, ale będziesz musiała to zrobić- powiedział. Słyszała w głosie całe jego cierpienie. Starał się opanować sytuację, ale wiedział, że jest to sytuacja bez wyjścia.
Nie, nie chciała tego zrobić.
-Benjaminie- odezwała się Kebi. Spojrzał na nią wrogo. Wzmocnił uścisk, by chronić Alexandrę.
-Czego chcesz?- powiedział nieufnie.
-Przykro mi, że do tego dojdzie. Postaram się wam pomóc. Nie po to chroniłam Gabrielę kilkanaście
lat temu, by teraz patrzeć jak cierpi jej córka.
Spojrzał zaskoczony.
-Pomogła mojej mamie i cioci uciec, kiedy ojciec chciał nas skrzywdzić- powiedziała nastolatka.
Zrozumiał. Jego spojrzenie, zmieniło się. Błagało.
-Zrób coś by zmienił decyzję- powiedział niemal błagalnie.
-Postaram się, ale niczego wam nie obiecuję. Nie zawsze mnie słucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz