-Witaj Alexandro- powiedział Margon przetrzymując jej
przyjaciela. –Miło cię widzieć.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego- powiedziała zła
i przestraszona.
Co teraz? Margon jest zdrajcą. Jej nauczyciel! Ufała mu. Jak
mógł coś takiego zrobić? Dlaczego tego nie widziała, niczego nie zauważyła?
Miała co do niego obawy, ale postanowiła mu zaufać. Sądziła, że to tylko
niepotrzebny niepokój, nieufność. Był miły i opiekuńczy. Pomagał jej, nigdy nie
podnosił głosu. Dlaczego?
Spojrzała w górę. Benjamin stał napięty. Chciał przyjść do
niej, widziała to na jego twarzy. Pokiwała przecząco głową. Nie mógł zejść.
Położył palec na ustach i odsunął się od nich. Co on kombinował? Nie mógł się
pokazać. Niech chociaż on i Cleo będą bezpieczni.
-Weź go. Zajmę się nią- powiedział rzucając wręcz jej
przyjacielem.
-Nie dotykaj jej!- krzyczał.
-Zrobi co będzie mu się podobało. Jazda!- popchnął go by
wyszedł.
-Gdzie go chcesz zabrać?- stała jak sparaliżowana.
Chłopak wyrywał się, ale na marne. Po chwili już ich nie
było.
-Zaraz będziesz z nim zamknięta, zobaczycie się jeszcze. Cieszę
się, że już lepiej się czujesz. A jak Benjamin?- zapytał drwiąco. –Z tego, co
widzę po twoim ubiorze, nie przeżył- powiedział zadowolony. –Nie ma go koło
ciebie.
Dziękowała w duchu, że ubrała się w czarne spodnie i sweter.
-Skąd wiesz?- zapytała zaniepokojona. Musiała udawać.
-To ja zaplanowałem atak na ciebie- powiedział złośliwie.- Cóż, przy okazji dowiedziałem się, że Rafael
jest po twojej stronie. Szkoda, dobry był z niego chłopak.
-Co mu zrobiłeś?- zapytała oddalając się od schodów.
Mężczyzna zbliżał się do niej małymi krokami.
-Cóż, źle zrobiłaś, że się pokłóciliście. Nie wiem o co, bo
bardzo dobrze zakodowałaś mu pamięć. Jedyne co udało się nam znaleźć w jego
umyśle to ten dom. Nie ukryłaś wszystkiego.
-Skąd pomysł, że chciałam to ukryć? Gdzie on jest?
-Zapewne umiera w jednym z lochów- uśmiechnął się. Słabo jej
się zrobiło. Jej brat…umierał?!
-Nie patrz tak na mnie. Jeżeli chcesz zobaczyć wspomnienia z
umysłu, trzeba zapłacić. Rafael zaczął tracić zmysły. Długo nie pożyje- zaśmiał
się.
-Jesteś obrzydliwy- powiedziała z pogardą. Nienawidziła go.
Nie wiedziała, że potrafi aż tak bardzo czuć tą negatywną emocje.
-Jakoś nie widziałem, byś miała z nim dobry kontakt-
zadrwił.
-To mój brat. To nie jego wina, że taki jest. To wszystko
przez was!
-Nie rzucaj mi tu sentencjami. Gdzie Cleopatra? Wszystkich
mamy tylko nie ciebie, jej i Benjamina. Cóż, martwy się już nie przyda. Gdzie
ona jest?
-Nie wiem- powiedziała. Zatrzymała się. Za sobą miała
podartą kanapę. Nie mogła się cofnąć dalej. –Nie wiem, gdzie jest od kilku dni-
była tak zła, że skierowała w niego swoją moc. Skupiła się, by poczuł ból w
głowie, taki jakim poczęstowała Cleopatrę w Egipcie. Jednak nie zadziałało.
Dlaczego?
-Kłamiesz. Wiem, że jesteś w tym niezła. Wiele rzeczy
próbujesz ukryć przed radą ale ci się nie uda. Nie licz na to. Pewnie
zastanawiasz się, dlaczego twoja moc nie działa- wskazał na bransoletę. -Poprzez
treningi poznałem część twojej wielkiej mocy. Uodporniłem się na nią w czasie,
kiedy umierał ci twój chłoptaś- podszedł szybko do niej. Zakleszczył jej szyję
swoja dłonią i przyciągnął ją na ścianę obok. Uderzyła mocno plecami. Zrobiła
grymas. Nie mogła go ukryć.
-Boli?- zapytał rozbawiony. Zaczął zduszać jej szyję-
jeszcze nie wiesz, co to ból.
-Ty tego nie wiesz- usłyszała głos Benjamina.
Mężczyzna krzyknął w niebogłosy. Co się dzieje? Przecież nic
mu nie zrobiła. Puścił ją i odsunął się spanikowany. Jego plecy płonęły.
Sprawka Benjamina. Szybko wykrzyczał jakieś zaklęcie by płomienie zniknęły. I
mu się udało. Spojrzał na nią i chciał podbiec z furią na twarzy, ale został
zablokowany. Benjamin zaszedł go od tyłu, i unieruchomił mu szyję i kark.
Przez to, że krzyczał usłyszeli go inni. Spod drzwi
balkonowych pojawił się jeden mężczyzna, a w miejscu, gdzie były drzwi, stanął
kolejny. Cleo szybko pociągnęła ją za
siebie. Chciała ją chronić. Benjamin stał i przetrzymywał Margona. Mężczyźni
stali i czekali. Widać było, że są niemile zaskoczeni, a również onieśmieleni.
Cały czas patrzyli na Alexandrę. Zobaczyli swój cel.
-Puść go!- powiedział jeden.
Benjamin patrzył napięty na siostrę i narzeczoną. Przytaknęła
ruchem głowy. Wiedziała, co muszą zrobić. Cleo zasłaniała ją, więc nie widzieli
jej dłoni. Nawet nie potrzebowała ich do tego zaklęcia. Pomyślała o nim, a
mężczyźni zaczęli krzyczeć. Upadli na podłogę, trzymając się za głowy.
Standardowa obrona. Benjamin szybko ją chwycił i wybiegł na zewnątrz. Jego
siostra była tuż obok. Wbiegł do lasu. Zamknęła oczy. Barwy się zlewały. Nie
widziała niczego. Kurczowo chwyciła się jego kurtki. Jak mogło do tego dojść?
Przecież ich dom był jedynym bezpiecznym
miejscem. Gdzie są teraz Cullenowie? Ciocia? Isisa? Jack? I co z Rafaelem?
Musieli go porwać. Nie mógł ich zdradzić, tak jak jej były nauczyciel. Cały
czas się ukrywali, szukali rozwiązań, a oni ich odnaleźli. I co teraz?! Będą
chcieli by skrzywdziła te wszystkie istoty. Nie chce zamienić się w potwora.
Jack, on nie jest niczemu winien. Widziała jaki był przerażony, kiedy zeszła na
dół. Bal się bardziej o nią niż o siebie. Tak nie powinno być! Gdzie on teraz
jest? Gdzie są członkowie rady? Są za nimi? Są w
okolicy? Czy przyjaciele są bezpieczni? Na szczęście nie wiedzą nic o dziecku. Carlisle nie poinformował go. To była tak okropna i bolesna zdrada. Ufała mu.
okolicy? Czy przyjaciele są bezpieczni? Na szczęście nie wiedzą nic o dziecku. Carlisle nie poinformował go. To była tak okropna i bolesna zdrada. Ufała mu.
Boże! Dziecko! Co teraz z nim będzie? Nie mogą się
dowiedzieć, będą chcieli je skrzywdzić. Nie wybaczy sobie, nie wybaczy im,
jeżeli coś mu się stanie. To największe szczęście, największa motywacja jej i
Benjamina. Szczególnie dla niego.
Zatrzymał się i postawił ją na ziemie. Nadal kurczowo się go
trzymała. Czule ją obejmował. Usłyszała jak mówi do siostry:
-Najlepiej się rozdzielmy. Pobiegnę z Alex na północ, ty na
zachód. Skontaktujemy się jakoś.
-Będę w Falls City. Jest oddalone o wiele kilometrów. Tam
będę.
-Skontaktujemy się z tobą.
-Dobrze, uważajcie- przytuliła się do nich.
Alexandra mocno się do niej przytuliła. Wampirzyca też się
bała i mocno ją objęła.
-Alex, bez obaw. Jakoś się ułoży- powiedziała ścierając jej
spływające łzy.
-Cleo uważaj, proszę- powiedziała.
-Będę ostrożna. Wy także. Maleństwo na was liczy- uściskała
ich. Odsunęła się. Rzuciła na nich ostatnie spojrzenie i zniknęła.
Benjamin mocno ją uściskał. Tak bardzo się tego bała.
-Spokojnie Alex- powiedział przerażony. Jego strach udzielał
się także jej.
-Co oni im zrobili, Benjaminie? Gdzie oni są?- zapytała
szlochając w jego koszulkę.
-Nie wiem, może ich zamknęli. Kochanie spójrz na mnie-
podciągnął jej podbródek- musimy uciekać. Nie pomożemy im jak nas znajdą-
powiedział spięty.
-A co z maleństwem? Nie mogą się o nim dowiedzieć. Zabiją
je.
-Nie dopuszczę do tego- objął jej policzki. –Nie mogą tego
zrobić. Uciekniemy, wymyślimy
rozwiązanie. Proszę cię, nie płacz. Boli mnie to. Musisz być dzielna- powiedział.
rozwiązanie. Proszę cię, nie płacz. Boli mnie to. Musisz być dzielna- powiedział.
-Nie potrafię. Boję się o nich, o nas, o nie-chwyciła
delikatnie swój brzuch.
-Też się boję. Nigdy tak bardzo się nie bałem. Nigdy nie miałem
o kogo. Boję się o was- położył dłoń na jej dłoni, która leżała na brzuchu. –o
nich. Nie wiem, co mogą im zrobić. Carlisle powiedział mi, że gdyby zaszła taka
sytuacja, mamy uciec na północ. Tam będziemy bezpieczni. Tam zastanowimy się,
co zrobić dalej.
-Dobrze. Prowadź- powiedziała biorąc się powoli w garść.
-Nie masz kurtki. Zmarzniesz- powiedział ściągając swoją i
otulając ją. Spojrzał jej głęboko w oczy- gdyby coś się stało…
-Nie stanie się, nie może- powiedziała obejmując jego twarz.
–Nie morze się stać- powtórzyła szeptem.
-Kocham cię Alexandro Walker. Pamiętaj o tym.
-A ja kocham ciebie Benjaminie Sadat- nachylił się i gorąco
ją pocałował. Było w tym tyle uczucia, strachu, miłości. Zupełnie jakby mieli
się już nigdy nie zobaczyć. Odrzuciła tą myśl. Musi być szczęśliwe zakończenie.
Wziął ją na ręce i zaczął biec dalej.
To prawda. Nie miał takiej motywacji nigdy. Zawsze był sam.
Bał się tylko o matkę, ale nigdy nic jej nie groziło. Co mogli zrobić Cullenom?
Matce? Asterze? Jack’owi? Wiedział, ze są nieobliczalni. Nie mówił o swoich podejrzeniach
Alexandrze. Już dosyć cierpi, boi. On przywyknął do tego, że grozi mu
niebezpieczeństwo. Groziło mu przez te wszystkie wieki. Ona dowiedziała się o
tym przypadkiem, wie o tym od kilku miesięcy. Wiedział, że ma się czego bać.
Również się niepokoił. Nie chciał jej stracić, nie chciał stracić ich
pocieszenia, dziecka , ani przyjaciół.
Dobiegł już na skraj lasu. Zatrzymał się. Przed nim
rozciągało się jezioro. Musiał je wyminąć. Jeszcze nigdy nie był tak daleko w
głębi lasu. Postawił ją. Rade musieli mieć już bardzo daleko. Nie chciał jej
nieść swoim tempem. Jest to zbyt dla niej niebezpieczne i mogli by zwrócić
swoją uwagę ludzi łowiących nad jeziorem.
Chwyciła w swoją dłonią, jego. Miała bardzo solidny uścisk
jak na tak drobną budowę. Zaczęli iść. Alexandra szła bardzo szybko. Przeszli
przez ścieżkę i doszli do skalnego terenu. Omijali duże głazy. Nagle Benjamin
zatrzymał się.
-Co się dzieję- odwróciła się do niego.
Miał skupiony wzrok. Nasłuchiwał.
Zauważyła jakiś błysk za nim. Stanęła i wyczarowała
jasnoniebieską poświatą blokadę. Uderzyły w nią dwa pociski. Byli tuż za nimi.
Usłyszała za sobą odgłosy walki. Spojrzała. Benjamin walczył
jednym z nich. Bez problemu go pokonał. Pojawili się tak nagle…z nikąd. Następny
go zaatakował. Skupiła się na swoich wrogach. Jeden zaczął ją atakować. Zaczęła
się bronić. Z dziecinną łatwością go unieruchomiła. Tym razem przyszli dwoje.
Ciężko było. Oboje rzucali ciężkimi czarami. Były zmodyfikowane. Pewnie sami je
tworzyli. Była jakby…mroczniejsze. Obroniła się ale uderzyła o skałę za sobą.
Zabolało ale dzięki temu ciosowi, gwałtowniej zaatakowała. Nie pozwoli by ich
skrzywdzili.
Usłyszała jak Benjamin został zraniony jedną ze świateł.
Szybko się cofnęła i utworzyła pole ochronne wokół niego. Jego ramię bolało. Czuła
to przez więź. Zrobili to by go unieruchomić. Było ich zbyt wielu. Kiedy
skupiła się na trzech, czwarty wykorzystał jej skupienie na nich i zaatakował
od tyłu. Benjamin nie zdążył go odciągnąć. Też go nie zauważył, gdyż
powstrzymywał czterech.
Poczuła piekący ból w barku i na plecach. Ból zaczął
promieniować w całym kręgosłupie. Nie wiedziała, dlaczego ręce jej opadły.
Musiała walczyć! Co się dzieję?! Usłyszała zduszony głos Benjamina. Wołał ją.
Dochodził jakby z oddali.
-Uciekaj- starała się powiedzieć, ale nie była pewna, czy
wypowiedziała słowo.
Kolory zaczęły się zlewać. Poczuła jak ktoś ją łapie. Były
to ramiona, ale nie Benjamina. Nie chciała by był to któryś z tych potworów.
Chciała się wyszarpać, uciec. Musiała dla niego, dla Benjamina, dla ich kropeczki.
***
Piekący, promieniujący ból. Tylko to odczuwała. Ale nagle on
zelżał. Nie wiedziała, dlaczego. Nie wiedziała nawet, gdzie się znajduje. Czy
leży? Czy siedzi? Czy może ktoś ją niesie. Na policzku wyczuła czyjąś dłoń.
Delikatnie i czule głaskała jej policzek. Benjamin? Kto to był? Nie mogła
otworzyć oczu. Walczyła z powiekami, lecz nie chciały odpuścić. Ból zelżał
jeszcze bardziej, że prawie w ogóle go nie odczuwała. Ulga, ale tylko w tym
bólu. Gdzie jest Benjamin? Co z dzieckiem? Co z Cullenami? Isisa? Jackem? Są
cali? Bezpieczni? Dlaczego te cholerne oczy nie chcą się otworzyć? Nagle
poczuła jak czyjeś wargi całują jej czoło. Był to wolny pocałunek i tylko
jeden. Potem nie słyszała nic. Ciemność była cały czas taka sama, ale dlaczego
zaczęła czuć chłód?
***
-Gdzie ona jest?!- warknął na strażnika.
-Bez obaw. Nie zabiją jej, jeszcze- zaśmiał się przechodząc
pomiędzy celami. Zatrzymał się i patrzył z drwiną na niego.
Benjamin podszedł szybko do brzegu krat i wyciągnął rękę by
go dosięgnąć. Niestety, odsunął się w porę. Jednak w oczach mężczyzny było
widać nutę przerażenia. Był młody i niepewny. Wyminął go i trzasnął drzwiami.
Wyszedł.
Wściekły usiadł na końcu. Patrzył się w kraty. Były dookoła
niego. Jedyną cechą tej sytuacji było to, że wiedział, gdzie są Cullenowie,
Matka, Astera, Jack i… Cleo? Spojrzał na nią zdezorientowany. Była w celi obok.
Spojrzała na niego. Miała przerażoną i złą minę, ale kiedy ich spojrzenia się
spotkały, widział cały jej strach i udrękę. Była na siebie zła, bo ją złapali.
Bała się. Nie tylko ona. Podeszła do brzegu celi. Wyciągnął do niej dłoń i
chwycił ją. Chciał być, chociaż wsparciem dla niej. Ale co z Alexandrą? Gdzie
ona jest? Czy jest cała? A co z dzieckiem? Czy nie ucierpiało? Czy ją zobaczy?
Gdzie ona jest…
Kiedy ten mężczyzna ją zaatakował z tyłu, kiedy rzucił w nią
zaklęciem… stała się taka bezwładna. Usłyszał jej cichy krzyk. Musiała
cierpieć. A kiedy upadała, jeden z tych plugawych potworów wziął ją na ręce i
wyniósł. Dlaczego się nie obudziła? Nie ruszała? Musiał być to czar
obezwładnienia, tłumaczył sobie. Nie mogli jej skrzywdzić. Ten strażnik
powiedział, że jej nie skrzywdzili, czyli musi żyć.
-Nic jej nie będzie Benjaminie- usłyszał głos matki.
Spojrzał na nią. Siedziała naprzeciwko Cleo w celi. Tak bardzo
się o nią bał, nie dopuszczał myśli, że może to być koniec.
-Jest silna. Poradzi sobie, na pewno- powiedziała przez
kraty. –Na pewno coś wymyśli.
-Ona się nie ruszała. Nie słyszałem nawet by jej serce biło-
powiedział przerażony.
-To mogło być zaklęcie Benjaminie- usłyszał Carlisla. Był
naprzeciwko jego celi. Z nim byli Esme, Alice i Jasper.
-A więź? Coś w niej czujesz?- usłyszał głos Alice.
Starał się na niej skupić. Chciał wyczuć chodź najmniejszą
emocje, ale wyczuwał tylko chłód.
Alexandro, gdzie jesteś?-
pomyślał
Tak bardzo chciałby usłyszeć jej głos. Być pewny, że jest
cała, że dobrze się czuje.
-Nic…- zaczął Ale przerwał mu głos.
Benjaminie? To
była ona.
-Benjaminie, co się dzieję?- zapytała Esme.
-Słyszałem ją- powiedział z nadzieją. Poprawił się na
podłodze i nasłuchiwał.
Nic.
-Zaczynam wariować- powiedział zakrywając twarz dłońmi.
-Spokojnie. Ona jest silna, tak jak jej matka. Znajdzie
rozwiązanie- powiedziała Esme.
Ale ktoś powinien jej
pomóc w tym ciężarze- pomyślał. –Jest to dla niej zbyt wielkie obciążenie.
***
Przez chwilę, jakby go słyszała. Tak strasznie chciała go
zobaczyć. Gdzie on jest? Poczuła jak ciepłe powietrze wchodzi w jej nozdrza.
Gdzie ona była? Przecież w New Pol jest zimno…
Ponownie podjęła walkę z oczami. Powoli zaczynały zaglądać
na świat. Zobaczyła, że leży na jakimś łóżku. Była okryta kołdrą. Pościel była
niezwykle cieniutka, a w pokoju było ciepło. Podłoga była obłożona drewnem,
ciemnymi deskami. Ściany były bordowe, w kolorze wina. Przez czerwone zasłony
wybijało się światło. Promienie słoneczne. W New Pol? Tyle słońca? Może znowu
śni?
W kącie był stary fotel. Był okryty czerwono złotym
materiałem. Nikogo na nim nie było. W lewym kącie był stolik z kanapą i lampką
do czytania. Na ścianach były klasyczne obrazy, na półkach marmurowe posążki.
Gdzie była? Wstała i przytrzymała się ściany, miała zawroty głowy. Gdzie ona do
cholery jest? Pokój był niewielki, ale śliczny. Zupełnie jakby cofnęła się w
czasie. Spojrzała na siebie. Była w swoich ubraniach. Było jej ciepło w tym swetrze.
Podeszła do okna i rozsunęła delikatnie zasłonę. Serce jej zamarło. Piasek,
słońce, piramidy.
Niemożliwe by była w Egipcie. Chwyciła się znowu ściany.
Strasznie bolał ją kark i głowa. Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi.
Odwróciła się. Nie! Błagała w myślach by był to sen. W drzwiach stanął
mężczyzna. Był wyższy o pół głowy od nastolatki. Miał brązowe włosy,
identycznego koloru, co ona. Niebieskie oczy, białą karnację, zbudowaną
posturę. Richard, jej ojciec.
-Obudziłaś się- powiedział z głosem ulgi.
-Nie, nie ty! Nie podchodź, nie- powiedziała cofając się,
kiedy zaczął się do niej zbliżać.
-Alexandro, spokojnie. Jesteś bezpieczna- powiedział
zatrzymując się. Ułożył ręce w uspokajającym
geście.
geście.
-Bezpieczna? Z tobą? Z nimi?- zapytała sarkastycznie. Szybko
chwyciła się za półkę. Znowu kręciło jej się w głowie. –Gdzie jest Jack?! Gdzie
Benjamin?! Gdzie są wszyscy?!- zapytała.
-Wiesz, kim jestem- powiedział cicho.
-Nie codziennie ktoś morduję mi matkę. Trudno zapomnieć-
powiedziała.
Spojrzał na nią zszokowany.
-Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?- powiedziała.
-Powiedziała ci?- zapytał.
-Wyczytałam z jej dzienników. To tak, jakby mi to
powiedziała. Gdzie są Cullenowie? Gdzie są inni?- zapytała.
-Alexandro usiądź, zaraz upadniesz. Każdy wstrząs osłabi ciebie
i twoje dziecko- powiedział spokojnie.
Spojrzała sparaliżowana. Skąd ON wiedział o dziecku?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz