Jest to już piąty dzień od powrotu Benjamina do ich świata.
Od tamtej pory oboje spędzali ze sobą każdą chwilę. Głównie leżeli w łóżku, by
oboje odpoczęli. Ona była wykończona przez oczekiwanie, zaniedbanie i oddanie
dużej ilości krwi. On był wykończony przez truciznę i jej iluzje. Dzięki temu
nastolatka nie miała już sinych obwódek pod oczami, spuchniętych oczu od
płaczu, cera nie była niezdrowo blada. Ale mimo tego, miała powody do
niepokoju. Ostatnio często była zmęczona. Robiło jej się słabo czy miała dziwne
sny.
Poszła do garderoby w sypialni. Benjamin obmyślił sprytny
plan. Zrobił jej niespodziankę i zaprowadził do jego garderoby. Przeniósł jej
ubrania do niego. Teraz bez problemów nie musiała iść do swojego dawnego pokoju
i tam się przebierać. Założyła jeansy i biały za duży sweter robiony na drucie.
Ostatnio było jej zimno, był to kolejny powód jej niepokoju. Co się z nią
dzieję?
Zapomniała o niepokojach, kiedy spojrzała na swój palec.
Pierścionek zaręczynowy od Benjamina. Uśmiechnęła się szeroko. Nie potrafiła
tego zrozumieć. Przyzwyczaiła się do tego, że była przyjaciółką, potem
dziewczyną czy partnerką. Ale nie dochodziło do niej, że jest narzeczoną.
Wiedziała co o znaczy. Bała się swojego ślubu, nawet bardzo. Nie wyobrażała
sobie jej i Egipcjanina przy ślubnym kobiercu. Ona nastolatka, on faraon ze
starożytności. To jest taka duża rozbieżność.
Czy to nie było dziwne? Owszem było. Nie codziennie się widzi zakochane pary, w których pomiędzy partnerami jest prawie trzy tysiące lat różnicy. Ale nie obchodziło ją to. Co było normalne w niej? W nim? W jej przyjaciołach? Wszyscy są wampirami, zmiennokształtnymi czy zaklętymi. Nawet Jack, kto normalny akceptuje bez problemów, że jego przyjaciele są postaciami z koszmarów? Że przyjaciółka z dzieciństwa jest swego rodzaju czarownicą.
Czy to nie było dziwne? Owszem było. Nie codziennie się widzi zakochane pary, w których pomiędzy partnerami jest prawie trzy tysiące lat różnicy. Ale nie obchodziło ją to. Co było normalne w niej? W nim? W jej przyjaciołach? Wszyscy są wampirami, zmiennokształtnymi czy zaklętymi. Nawet Jack, kto normalny akceptuje bez problemów, że jego przyjaciele są postaciami z koszmarów? Że przyjaciółka z dzieciństwa jest swego rodzaju czarownicą.
Poczuła jak czyjeś dłonie obejmują ją w pasie. Benjamin.
Przyłożył wargi do jej szyi i złożył czuły pocałunek. Uśmiechnęła się jeszcze
szerzej.
-Podziwiasz swój pierścionek?- zapytał zadowolony.
-Staram się przyswoić informacje. To trochę – zamilkła na
chwilę- nierealne.
-Sprawie, że nierealne stanie się jak najbardziej prawdziwe.
-Staniesz się człowiekiem?- zażartowała.
-Tego nie powiedziałem- zaśmiał się w jej włosy.
Obróciła się by być twarzą do niego. Delikatnie objął jej policzek
swoją dłonią. Przyjemnie się patrzyło, jak wracał do zdrowia.
-Nareszcie wyglądasz o wiele lepiej. To chyba przez ten
uśmiech- powiedział, by powiększyć jej gest. I faktycznie, udało się.
-Jestem teraz spokojna o ciebie, o nas. Dodatkowo do pakietu
dorzuciłeś pierścionek zaręczynowy.
-Twoja odpowiedź również mi pomogła w wyzdrowieniu. Dzięki
bogom, że już to minęło. Przez te odpoczywanie czułem się jak człowiek.
-Nie podobało ci się?
-To było raczej dziwne. Nie pamiętam jak to było być
człowiekiem. A po tym, stwierdzam, że kocham swój wampiryzm.
Zaśmiała się. Czemu ją to nie dziwiło?
-Mała powtórka tak na przypomnienie- uśmiechnęła się i
wyszła z garderoby. Zaczął iść za nią do łazienki.
-Wole co innego powtórzyć- powiedział uwodzicielsko.
Stanęła przed lustrem i zaczęła smarować kremem swój
policzek, potem drugi. Zadowolony znowu objął ją w talii i patrzył na ich
wspólne odbicie.
-Doprawdy a jakie?- zapytała.
-Sypialnia w Egipcie. Noc z sylwestra na moje urodziny. I
następne kolejne dni.
Zaśmiała się. Pamiętała te upojne noce. Były wspaniałe, żal
zapomnienia.
-Walentynki nas ominęły, jest już prawie koniec miesiąca,
możemy ogrzać atmosferę dziś w nocy- uśmiechnęła się uwodzicielsko.
-Czyżby Pani mi to obiecywała?- zapytał widocznie
zadowolony.
-Można tak to nazwać, chyba, że wyrazisz sprzeciw.
-Musiałbym być obłąkany by odmówić- odwrócił ją i zaczął
czule i namiętnie całować.
Oparła się o szafkę by nie zachwiać się. Objęła go mocno za
szyję. Uwielbiała go.
Nagle usłyszeli kroki. Były bardzo szybkie. Ktoś wbiegł do
ich pokoju.
-Alex?! Alex?! Nic ci nie jest- była to Alice.
Oderwali się od siebie i spojrzeli w swoje zaskoczone
twarze. Co się dzieje?
-Alice jesteśmy w łazience- powiedział Benjamin odwracając
się do uchylonych drzwi.
Wampirzyca od razu przez nie przeszła. Spojrzała
przestraszona na niego potem na nią. O co chodziło?
-Nic ci nie jest- powiedziała patrząc wprost na nią.
-Alice, co się dzieje? Przecież nic mi się nie mogło stać-
powiedziała nie rozumiejąc paniki
przyjaciółki.
przyjaciółki.
-Miałam wizję- powiedziała. –Leżałaś nieprzytomna. Było tyle
krwi. Myślałam, że Benjamina nie ma tutaj. Że jest z Carlislem- spojrzała teraz
na niego. –Sądziłam, że ktoś był tutaj.
-Alice, nic jej nie jest. Jak to możliwe byś to widziała?-
zapytał Benjamin. –Musiała być błędna, a w ogóle, nikt nie ma prawa tu wejść.
Wszystko jest chronione przez starożytnych.
-Nigdy mi się jeszcze taka nie zdarzyła- powiedziała
zdezorientowana ale i też pełna ulgi.- Cieszę się, że to pomyłka. Na pewno nic
ci nie jest? Mogłam to też źle zinterpretować.
-Jestem cała. Benjamin cały czas był obok- uśmiechnęła się
do niej. –Nic mi nie jest- nagle się zaniepokoiła. Oboje to wyczuli.
-Co się dzieje?- zapytał Benjamin.
-Ty nigdy nie miałaś wizji przypadkowo- zaczęła. –Czy…-
zamilkła na chwilę. –Czy mogłaś zobaczyć moją…- nie dokończyła. Nie podobała
jej się ta myśl.
-Czy mogłam zobaczyć twoją przyszłość- powiedziała Alice.
–Nie wiem, chyba… Zazwyczaj jak coś widzę, to znaczy, że się wydarzy w ciągu
kilku chwil. Jeżeli czyn zostanie podjęty. Nie mogłam zobaczyć twojej
przyszłości aż tak odlegle.
-Może to przez ten cały stres tym wszystkim?- zaproponował
Benjamin.
-Możliwe, wszystko mi się zlewa. Zupełnie jakby ktoś
manipulował przyszłością.
-Rada jest zdolna do wielu rzeczy. To jest całkiem w jej stylu.
-Ale na pewno nic ci nie jest?- zapytała z troską.
-Mam ręce, mam nogi, samopoczucie dobre, jesteście
bezpieczni, wszystko jest dobrze. Gdyby coś się działo od razu was bym
poinformowała.
-Nie prawda. Nigdy tego nie mówisz- zaprzeczyła Alice z
psotnym uśmiechem.
-Ale obiecałam to komuś- spojrzała na Benjamina.
-Narzeczonemu- uśmiechnęła się zadowolona. –Nadal Benjaminie
nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to zrobiłeś. Macie świetlaną przyszłość.
-Też się cieszę- objął Alexandre ramieniem- chcesz zdradzić
nam jak będzie wyglądała przyszłość? –zażartował.
-Jeszcze wszystko może się zmienić. Nie zadrze wam, ale na
pewno będzie szczęśliwe zakończenie.
-Musi być. Innego scenariuszu nie chce- powiedziała
nastolatka przytulając się do
narzeczonego.
-Zostawiam was. Muszę porozmawiać z Carlislem na temat tej
błędnej wizji.
-Zaraz przyjdziemy. Muszę jeszcze umówić szczegóły z
narzeczoną- spojrzał rozbawiony w stronę ukochanej.
Oj ona już wiedziała jakie szczegóły.
Alice wyszła i spokojnie kroczyła po płytkach komnaty.
Pomieszczenie było bardzo duże.
-Na tym, że musiałbyś być obłąkany by mi odmówić.
-No właśnie. A nim nie jestem, więc z niedoczekaniem czekam
na wieczór.
-Nie jesteś jeszcze zbyt słaby?
-Mógłbym zapytać cię o to samo- zaśmiał się.
-Zawsze jestem zwarta i gotowa- pocałowała go.
W pewnej chwili zakręciło jej się w głowie. Sądziła, że to
przez pocałunek. Ale nagle samopoczucie się gwałtownie pogorszyło. Brzuch
zaczął mocno boleć. Miała wrażenie, że coś promieniuje w nim. Odsunęła się
szybko od Benjamina. Wiedziała, że musi być zaskoczony i zdezorientowany. Też
była, dodatkowo była spanikowana. Podbiegła do sedesu i wymiotowała. Pozbyła
się okropnej cieczy z ust. Poczuła jak Benjamin przytrzymuje jej włosy. Chwycił
je jedną ręką, a drugą objął by się nie przewróciła. Wypluła ślinę i otworzyła
oczy. W wyplutej cieczy była krew! Wszystko co było w jej żołądku było w
ubikacji. Ale dlaczego była też tam krew?!
-Alice!- zawołał ją przestraszony Benjamin.
-Tak?- przyszła i przestraszyła się, kiedy zobaczyła, że
nastolatka ponownie pluła krwią.
-Idź po Carlisla, szybko!- powiedział.
Dziewczyna zniknęła. Już jej nie było.
-Benjamin- powiedziała przestraszona nastolatka. Dlaczego
połowa wymiotowanej cieczy to była krew?
-Spokojnie, wstań- pomógł jej się wyprostować i podszedł z
nią do umywalki. Włączył wodę i pomógł jej umyć twarz. Wzięła trochę wody do
ust i wypłukała ją. Wypluła wodę i oparła się o umywalkę.
-Proszę- podał jej nerwowym ruchem ręcznik. Wytarła usta.
Oddychała szybko. Głównie przez zdenerwowanie. Strasznie zaczął ją boleć
brzuch.
-Już lepiej?- zapytał. –Alex spójrz na mnie, otwórz oczy.
Zrobiła to. Nie rozumiała co się dzieje. Nogi miała jak z
waty. Przytrzymał ją i usiadła na jego kolanach. Lewą ręką chwyciła się za
brzuch.
-Boli cię?- zapytał. Przytaknęła, wzięła głębszy oddech.
Odkrył jej brzuch. Chciał położyć dłoń na nim, z nadzieją,
że jego chłodna dłoń zmniejszy ból. Ale tego nie zrobił. Na dolnej parti
brzucha, po lewej stronie miała sińca. Dlaczego? W ostatnich dniach oboje
odpoczywali. Dosłownie leżała, spała, jadła, rozmawiała z nim.
Kiedy Alexandra go zobaczyła, spojrzała przestraszona na
niego.
-Co się dzieje?- zapytała.
-Spokojnie zaraz się dowiemy, oddychaj. Masz podwyższoną
temperaturę- chwycił jej czoło. Jest rozgrzana. Spojrzał na nią pytająco- chyba
to nie kolejna klątwa?
-To nie jest związane z magią. Czułabym ją, jak wtedy, kiedy
Rafael rzucił na mnie- powiedziała mocno napierając na niego. Ból był silny.
-Wymiotowała jedzeniem i krwią, głownie krwią. A na brzuchu
ma sińca. Nie miała go wczoraj.
-Odkryj brzuch Alexandry- powiedział klękając obok.
Spojrzał na niego i delikatnie dotknął dłońmi. Nacisnął na
brzuch. Zrobiła grymas na twarzy. Bolało.
-Boli?
Przytaknęła ruchem głowy.
-Musimy pojechać do szpitala i zrobić szybko prześwietlenie.
Esme, przynieś proszę środki znieczulające- zwrócił się do żony. Szybko wyszła
po nie. –Pojedziemy moim samochodem. Musimy uważać. Rada może być w okolicy.
Chodźmy do salonu.
-Kochanie może cię zaboleć- powiedział biorąc ją w ramiona.
Przeszli przez korytarz i zeszli do salonu.
-Alexandro na bogów, co się dzieje?- powiedziała Isisa.
-Zabieramy ją do szpitala. Dziękuje Esme- powiedział
odbierając strzykawkę z dłoni żony.
-Co się dzieje, kochanie?- Astera usiadła koło Benjamina i
poprawiła włosy siostrzenicy.
-Boli- powiedziała cicho.
-Carlisle co to może być?- zapytał. Narzeczona dopiero co, a
była zdrowa. Tak nagle jej stan się pogorszył.
-Nie mam pojęcia. Może to być wylew, nowotwór… jest wiele
opcji- powiedział widocznie spięty. Wbił igłę i wlał płyn z fiolki do
krwioobiegu nastolatki.
-Nowotwór?!- usłyszała z oddali Jack’a.
-Nie wiem co jej jest. Poinformujemy was. Benjaminie, weż ją.
Nie ma czasu do stracenia. Nie wiemy, co jej jest.
***
-Jest o wiele lepiej niż w domu- powiedziała trzymając dłoń
narzeczonego.
-Znieczulenie działa. Dobrze, że jest już lepiej- pocałował
jej czoło.
-Benjaminie odsłoń jej brzuch. Robimy jej USG brzucha.
-A co z EKG?- zapytała.
-Twoje serce bije w normalnym rytmie, może jest trochę zbyt
wolne, ale to przez to, że oddałaś swoją krew. Jesteś osłabiona.
-To dobrze?- zapytała.
-To, że jesteś osłabiona, nie. Ale rytm serca nie jest
argumentem do niepokoju. Bądź o to spokojna.
Ulżyło jej. To w takim razie, co się dzieje?
-Możliwe, że przez to oddanie krwi jest w takim stanie?-
zapytał Benjamin.
-Wątpię w to, ale jest taka opcja- nałożył żelu na brzuch
dziewczyny. –Bardziej podejrzewałbym, że to coś się stało w skutek ataku na
ciebie, Alexandro. Wtedy w szkole- powiedział wyciągając sprzęt i włączając
monitor. Spojrzał na jej brzuch- nie rozumiem.
-Czego?- zapytał Egipcjanin.
-Miałaś siny brzuch. Teraz jest w normie.
-Niemożliwe- powiedział Benjamin patrząc na skórę
dziewczyny.
-W takim razie, co się ze mną dzieje?- zapytała. Mocniej
ścisnęła jego dłoń.
-Zaraz się dowiemy- powiedział przesuwając po jej brzuchu
urządzeniem. Bacznie obserwował monitor.
Wzięła głęboki oddech. Zaraz się dowie, co jest przyczyną
złego samopoczucia. Teraz czuła się lepiej. Jakby przed chwilą nie zwijała się
z bólu i wymiotowała. Benjamin trzymał jej dłoń zaniepokojony. Nie chciała by
się martwił. Zawsze wychodzili z opresji cali.
-Ostatni raz w szpitalu nie pozwoliłabym ci się dotknąć-
powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.
-To prawda- uśmiechnął się. –Byłaś wtedy małą,
niedoświadczoną nastolatką- powiedział całując jej knykcie.
-Kto by pomyślał, że to się tak potoczy. Bo ja na pewno
nie-zaśmiała się.
-I tak mnie znalazłeś.
-Jack cię wkopał, rozmawiając z tobą przez telefon.
-Nazwałeś to wtedy dziwnym urządzeniem- uśmiechnęli się
szeroko.
-Nie siedziałaś tyle czasu w sarkofagu pod ziemią. Też byś
nie wiedziała. Gdybyś tylko widziała mnie na lotnisku- zaśmiał się. –Nie
wiedziałem co i jak. A recepcjonistki patrzyły na mnie jak na wariata.
-Podejrzewam- uśmiechnęła się.
-Tyle się zmieniło- westchnął. –Mam nadzieje, że to nie
kolejna przemiana. Po przedniej mam już ich dosyć.
-Nie mam zamiaru ci mdleć- powiedziała. –A w ogóle w co
miałabym się przemienić?
-Jesteś w pewnym sensie czarownicą, to może w wróżkę? Jak w
tych wszystkich bajkach co mi pokazywałaś u siebie w domu- uśmiechnął się
szerzej po zobaczeniu jej miny.
-Nie chce skrzydeł- powiedziała jak małe dziecko.
Widocznie dobrze się bawił. Zaczął się z niej śmiać.
-Dobrze się bawisz?
-Oczywiście- spojrzał na lekarza. –I co z nią?- zapytał.
-Alexandro, czy miałaś ostatnio jakieś duszności? Zawroty
głowy?
-Było mi słabo, raz na jakiś czas kręciło mi się w głowie.
Ale, mówiłeś mi, że to normalne po tym jak oddałam krew.
-Tak sądziłem. Ale twoje zasłabnięcie w łazience i wymioty
są niepokojące. Czy coś jeszcze się działo?
-Często było mi zimno- powiedziała.
-Dlaczego nie mówiłaś?- zapytał Benjamin.
-Po co mam ci mówić o takich błahostkach? Zawsze mi jest
zimno, nie przyzwyczaiłeś się?
-Jak często ci było zimno?
-Nie wiem, trzy tygodnie? Cztery? Zawsze wieczorami i
popołudniami.
-A prócz tego?
-Chyba nic- powiedziała zastanawiając się.
-W ostatnim czasie dużo spałaś. Miałaś koszmary- powiedział.
-Rozumiem.- powiedział patrząc na monitor.
Patrzył na niego wręcz z fascynacją ale i niepokojem.
-Jest tak źle?- zapytała.
-Spokojnie, nie umierasz- uśmiechnął się do niej. –Na pewno
nie pozwoliłbym ci, a w szczególności Benjamin- uśmiechnął się również do
niego.
-Nawet o tym nie myśl- powiedział do niej.
-Nigdzie się nie wybieram- usłyszała jak dzwoni telefon
Benjamina. Wyciągnął go.
-Dzwoni moja mama- powiedział. –Pewnie jest zaniepokojona.
-Uspokój ją. Nie chce by się martwili- powiedziała.
Uśmiechnął się do niej i odebrał.
-Tak mamo…tak… nie, jeszcze nie wiemy co jej jest, ale nie
zagraża życiu… tak… spokojnie… chwilkę- spojrzał na nią.- Moja mama chce z tobą
rozmawiać.
Wyciągnęła dłoń i przyłożyła telefon do ucha.
-Tak?- zapytała.
-Oj kochanie, jak się czujesz? Benjamin twierdzi, że nic nie
zagraża twojemu życiu.
-To prawda. Carlisle prowadzi jeszcze badanie. Poinformujemy
was wszystkich jak się dowiemy co się dzieję.
-Dobrze, powiem innym, że musimy poczekać. Twoja ciocia się
strasznie martwi, twój brat również.
-Rafael?- zapytała zaskoczona.
-Nie bądź zdziwiona. Jesteś jego siostrą, naprawdę się o
ciebie martwi.
-Rozumiem.
-Zadzwońcie od razu jak się czegoś dowiecie. Oby bogowie wam
pomogli- powiedziała.
-Dziękuję mamo- powiedziała.
-Jestem zaszczycona, że możesz tak do mnie mówić Alexandro.
Wracaj do zdrowia- powiedziała i rozłączyła się. Podała telefon narzeczonemu.
Isisa była bardzo kochaną kobietą.
-Zaskoczona? Co ci powiedziała? Wyciszyłaś rozmowę.
-Przepraszam, nie kontroluje tego. Rafael się przejął.
-I tak u mnie nie zapunktuje- powiedział.
-U ciebie ciężko zapunktować.
Uśmiechnął się. Poczuła, że Carlisle mocniej naciska
urządzeniem na brzuch. Zabolało i zrobiła grymas bólu.
-Co się dzieje?- zapytał Benjamin patrząc na lekarza.
-Alexandro, Benjaminie…- powiedział i zamilkł. Co się
dzieje?
-Carlisle co jej jest?- zapytał zaniepokojony.
-Lepiej, żebyś usiadła Alexandro- powiedział.
Tak też zrobiła. Benjamin objął ją ramieniem. Była
zdezorientowana.
-I?- zapytała.
-Alexandro, Benjaminie nie wiem jak to możliwe ale…- zamilkł
na chwilę –zostaniecie rodzicami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz