Translate

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 46 Oszukać przeznaczenie ...

Do jego ramienia wbił igłę z rurką do kroplówki z jej krwią. Po odebraniu 350 mililitrów, oddała dodatkowo 150. Za drugim razem zaczynało robić jej się słabo, więc przerwali. Spojrzała na
kroplówkę. Już ¼ krwi była w nim. Kurczowo trzymała jego dłoń. Tak jak wcześniej obiecywała, położyła się spać, a wcześniej zjadła mały posiłek. Niedobrze jej się robiło po jedzeniu. Carlisle twierdzi, że odczuwa to, gdyż prawie w ogóle nic nie jadła w ostatnim czasie. Siedziała teraz przy nim, jak cały ten czas, kiedy był nieprzytomny. W pokoju był Carlisle, Esme, Isisa i Cleo. Później doszedł Jack z Rafaelem. W ogóle nie rozmawiała z bratem. W czasie tego potwornego czasu zachęcał ją, by poszła odpocząć , by coś zjadła, by nie zamartwiała się. Może i go nienawidziła za wszystkie te sprawy, ale starał się i doceniała to.
-Alexandro, odsłoń kawałek jego koszuli. Sprawdzimy, czy rana zaczęła się zabliźniać.
Usiadła na brzegu łóżka. Obok była Isisa. Wzięła delikatnie kawałek koszuli i odsłoniła zranione miejsce. Nie było krwi, ani rany, tylko małe zaczerwienienie. Rana zeszła!
-Udało się- powiedziała zszokowana Cleo.
-Na to wygląda- powiedział Carlisle. –trzeba zaczekać, aż się obudzi. Jest o wiele większa szansa na jego powrót.
Nastolatka uśmiechnęła się. Znowu popłynęły łzy. Ale teraz była spokojna. Benjamin się obudzi. Jest to pewne i o to chodziło. Zaczeka.
Isisa przytuliła córkę. To było piękne jak córka z matką martwią się o swojego członka rodziny, syna i brata. Cleo miała napięte stosunki z Benjaminem, ale mimo to, martwiła się i bała o niego.
Delikatnie przykryła jego pierś koszulą. Była jeszcze brudna od krwi.
-Musisz mnie rozbierać, nawet jak jestem nieprzytomny?- usłyszeli głos.
Wszyscy spojrzeli na Egipcjanina.
-Benjamin?- zapytała.
Odwrócił głowę w jej kierunku i otworzył oczy. Świeciły srebrną szarością. Obudził się! Jest cały! Uścisnął jej dłoń, tą, którą miała w swojej. Obudził się. Jest tutaj z nimi.
-Obudziłeś się- powiedziała uśmiechnięta przez łzy.
-Chyba nie sądziłaś, że się gdzieś wybieram. Mam jeszcze kilku typków do skopania za nękanie mojej dziewczyny- uśmiechnął się słabo. Był zmęczony.
-Oczywiście- pocałowała jego knykcie. Usłyszała jak inny się uśmiechnęli. Starał się żartować, by nie pokazać jak jest źle. Cały on.
-Miło cię widzieć synku z powrotem- powiedziała jego matka. Nachyliła się i pocałowała go w czoło.
-Mamo- powiedział lekko uśmiechnięty. Wyglądał jakby bardzo dawno tego nie robił.
-Nawet nie wiesz jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy- powiedziała.
-Naprawdę?- powiedział jakby w to nie wierzył.
-Ty się głupku jeszcze pytasz?- powiedziała Cleo i zajęła miejsce matki. –Nigdy więcej nie rób takich numerów. Tęskniłam już i nie tylko ja- powiedziała przytulając się do leżącego brata.
Objął ją drugim ramieniem. Był naprawdę słaby.
-Ja zbytnio nie tęskniłem- zażartował. Uśmiechnęła się z aprobatą. –Ile tu byłem? Tydzień, dobrze pamiętam?
-Skąd wiesz?- zapytała jego siostra.
-Wszystko słyszałem podczas mojej nieobecności, jeżeli mogę tak to nazwać- spojrzał na Alexandrę.
-Ponad tydzień, dokładnie osiem dni- przytaknął lekarz.
Benjamin zaczął wstawać. Chciał usiąść na łóżku. Udało mu się to z małym ociąganiem. Pomogła mu wraz z Cleo wyprostować się.
-Nie jest ze mną tak źle- obronił się.
-Wyglądasz okropnie braciszku- powiedziała Cleo.
-I tak wyglądam lepiej niż ty- dokuczył jej. Wszyscy się wesoło uśmiechnęli.
-Lepiej odpocznij- powiedziała Alexandra do niego. –Było z tobą naprawdę źle kochanie.
-Zaraz to zrobię, ale muszę coś zrobić- powiedział.
-To może poczekać. Połóż się- poprosiła.
-Nie mogłem zrobić tego przez przeszło tydzień, mam zaległości- przyciągnął ją niespodziewanie na kolana i pocałował bezwstydnie przy wszystkich. Od razu zapomniała o nich. Teraz był tylko on. Przeżył. Obudził się i jest tu z nią, ze wszystkimi. Czuła jak mocno ją obejmuję. Łzy w końcu przestały płynąć. Od razu po tym tęsknym pocałunku przytuliła się do niego. Tak bardzo się o niego martwiła.
-Zostawimy was samych- powiedziała Esme. –Porozmawiajcie.
W mgnieniu oka zostali sami w ICH komnacie. W końcu się obudził. Jak długo czekała na ten moment. Spojrzała na niego. Delikatnie położyła dłoń na jego policzku i pogłaskała go. Wielki kamień z serca zniknął, dzięki niemu, Jego wyzdrowieniu.
-Bogowie jak ty wyglądasz- powiedział czule ze smutkiem.
Uśmiechnęła się smutnie. Miał rację. Musiała wyglądać jak potwór. Blada z sincami pod oczami przez brak snu.
-Nic mi nie będzie- obroniła się. –Lepiej powiedz jak ty się czujesz.
-Mając cię tutaj, nic nie może być złe- uśmiechnęła się. Wiedział co powiedzieć, by sprawić kobiecie przyjemność.
-Połóż się. Jesteś strasznie zmęczony- powiedziała siadając obok łóżka.
-Pod warunkiem, że położysz się obok.
Nie potrzebowała zachęty. Położyła się po jego prawej stronie, by nie oprzeć się na miejscu, gdzie był zraniony. Wzięła kołdrę i okryła ich razem, chodź Benjamin tego nie potrzebował. Od razu
mocno się do niego wtuliła. Tak bardzo tęskniła, tak bardzo się bała. Cholera! Łzy znowu wróciły, łzy ulgi, strachu, wszystkiego co jej towarzyszyło przez ten cały czas.
-Alex, ciii… Spokojnie, jestem tu- powiedział całując jej głowę. Schował twarz w jej włosach.
-Tak bardzo się o ciebie bałam…że się nie obudzisz, że już nigdy cię nie zobacze szczęśliwego, że już nie wstaniesz, że zostanę sama…to było okropne, jeszcze widząc jak cierpiałeś przed śpiączką.
-Wiem kochanie, wiem. Wszystko słyszałem- spojrzała na niego. Zaczął wycierać łzy z policzków- słyszałem wszystko. Jak płakałaś, jak upierałaś się, że chcesz zostać przy mnie, jak odmawiałaś jedzenia, pójścia do siebie i pospać. Cały czas tu byłaś, a ja nie mogłem zrobić nic. Pierwszego dnia Carlisle rozmawiał z Esme. Mówił jej, że jest z tobą bardzo źle, że nie wiadomo czy będziesz z nimi kontaktowała. Chciałem się obudzić, przyjść i powiedzieć, że jestem cały, chodź tak nie było. Słyszałem co mówiłaś, jak wspominałaś nasz wyjazd, nasze wspomnienia. Cały czas wierzyłaś, Słyszałem, co mówiłaś jakby mnie zabrakło. To prawda?
-Wszystko to było prawdą Benjaminie. Gdyby ciebie nie było, nie byłoby mnie. Byłoby bez sensu to wszystko. Nie potrafiłabym dalej żyć. Dni zlewałyby się w jeden, życie toczyłoby się dalej, a ja nie potrafiłabym z niego korzystać. Byłabym sama.
Objął i przyciągnął ją mocniej do siebie.
-Kocham cię Alexandro Walker. Bez opamiętania- powiedział prosto w jej usta.
-A ja ciebie Benjaminie Sadat, kocham bez zahamowań- pocałowała go. Jak miło czuć jego usta na swoich. Tak bardzo tęskniła, bała się. Myślami była już po jego śmierci. Zbyt bardzo się martwiła. Ale czy to nie pokazywało jak bardzo jej zależy na nim? Bardzo go kochała, że nie widziała życia bez niego. Delikatnie ich języki się masowały. Był to zbawienny dotyk dla ich obojgu. Ona tęskniła, on tęsknił. Ona cierpiała, on cierpiał. Pocałunki były czułe i delikatne. Zupełnie jak normalna, zakochana para.
-Nigdy więcej nie ukrywaj problemów przede mną Benjaminie- powiedziała. –Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? O tej ranie?
-Nie chciałem ciebie martwić. Wyciągnąłem te odłamki, ale nie chciała się zabliźnić. Podejrzewałem, że to trucizna, więc wziąłem leki ze skrytki na tego rodzaju trucizny. Ale nie zadziałało nic. Kiedy rozmawiałaś z Asterą poszedłem tu po resztę. Ale nie zdążyłem.
-Poczułam twój ból przez więź. Przeraziłeś mnie, kiedy tak leżałeś, a potem krzyczałeś.
-Byłem przekonany, że cofnąłem się o te trzy tysiące lat i znów mnie zamykają. Słyszałem potem jak Carlisle każe ci wyjść. Przypomniałaś mi się. W ten sposób zrozumiałem, że jestem w tym czasie. Bałem się, że coś ci grozi. Że ktoś cię skrzywdzi. Że nigdy cię nie zobaczę. Ból był nie do zniesienia. A myśl, że cię nie zobaczę…- zamilkł.
-Wołałeś jakąś Tije- powiedziała.
Spojrzał na nią poważnie.
-Naprawdę?- zapytał jakby w szoku.
Przytaknęła. Chwilę się zastanowił.
-Była służącą w naszym pałacu- powiedział jakby sobie przypominał.
-Jedna z twoich niewolnic?- zapytała.
-Nie. Podobno darzyła mnie uczuciem, ale ja nie odwzajemniałem tego. Była córką kochanki mego ojca, z którą był po rzekomej śmierci mojej matki. Ojciec chciał bym ją poślubił, ale ja nie chciałem. Nie przepadałem za nią. Była przy moim zamknięciu.
-Chcesz mi powiedzieć, że byłeś z nią zaręczony?
-Nie, raczej tak jakby, chyba tak. Ja nie mogę tego nazwać zaręczynami. Mój ojciec tego pragnął i chciał oświadczyć wszystkim o ślubie, ale nie zdążył.
-Bo cię zamknął?- zapytała delikatnie.
-Tak- zaczął głaskać jej policzek. –Patrzyła jak mnie zamykają. Niczego nie powiedziała, nic nie zrobiła by było inaczej. Ale zapomnijmy o tym. Nie jest warta zapamiętania. Przez pewien czas, miałem wrażenie, że jestem zamykany po raz drugi.
-Wiem, nawet nie wiesz jak się martwiłam o ciebie. Na szczęście przyszedł mi do głowy pomysł z krwią.
-Karmiłaś mnie swoją. Oszalałaś? A gdybym zrobił ci krzywdę?
-Ale nie zrobiłeś. Carlisle miał teorię co do mojej krwi i postanowiłam ją sprawdzić. Nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa, kiedy zacząłeś delikatnie ją przełykać. Od razu kazałam ją sobie pobrać dla ciebie.
-Zaraz, stop. Pobrał od ciebie krew dobrowolnie?
-Co cię dziwi? Nie miałam chwili do stracenia. Liczyło się twoje życie.
-Wbił ci igłę, bo chciałaś. Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. To wszystko zrobiłaś z myślą o mnie?- zapytał jakby niedowierzał.
-Zrobiłabym wszystko. Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak zaskoczony, mam się czuć rozczarowana, ze zwątpiłeś w to?
-Nie, oczywiście, że nie. Po prostu… nikt nie poświęcał się dla mnie tak bardzo jak ty.
-I będę jeżeli będzie trzeba.
-To wszystko potwierdziło moją decyzję. Najważniejszą w moim życiu- powiedział patrząc jej w oczy.
Nie zrozumiała.
-O jaką decyzję ci chodzi?- zapytała zdezorientowana.
Wziął dłoń z jej policzka i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej małe granatowe pudełeczko. Było w kształcie kwadratu okryte materiałem. Otworzył je. Na białym materiale był mały, srebrny pierścionek. Miał jeden duży diamencik, a pomiędzy nim były pojedyncze mniejsze. Był śliczny i skromny. Spojrzała na niego. Nie odrywał z niej wzroku.
-Alexandro Anno Walker, czy chciałabyś zostać moją żoną? Pierwszą i ostatnią?
Patrzyła zaskoczona, szczęśliwa i przerażona. Nie spodziewała się tego. Szalenie go kocha, ale nie sądziła, że jej się oświadczy. Nie wyobraża sobie życia w małżeństwie. Czy sobie da radę?...
Po co te myśli? Kocha go i chce z nim być do końca. Uśmiechnęła się.
-Tak- powiedziała.
Uśmiechnął się szeroko. Był to przepiękny widok. Wyciągnął pierścionek i włożył go na palec nastolatki. Pasował idealnie. Spojrzała na dłoń. Był piękny. Wiedział, że nie lubi przepychu. Wybrał idealnie. Skierowała wzrok ku niemu. Oczy błyszczały szczęśliwe.
-Kocham cię- powiedziała w jego usta.
-Ja ciebie również- i zakrył jej usta swoimi.
***
-Powinieneś się wykąpać, jesteś cały we krwi.
-Chodź ze mną- powiedział.
-Dobrze, naleję wody do wanny. A ty się nie ruszaj, jesteś zbyt słaby.
-Postaram się ciebie posłuchać- uśmiechnął się.
Wstała i weszła do wielkiej łazienki. Oczywiście wanna była wbudowana w podłogę. Nalała do wanny mleczko miodowe i włączyła kran. Woda zaczęła ją wypełniać. Wzięła ręczniki z szafy i położyła je na podłodze, przy kranie.
Wstała i chciała pójść po Benjamina. Odwróciła się i zobaczyła go jak opiera się o wejście.
-Miałeś się nie ruszać- powiedziała jakby był małym dzieckiem. Podeszła do niego szybko, by się nie przewrócił.
-Dobrze, przyszła pani Sadat- powiedział zadowolony.
Uśmiechnęła się szeroko. Nadal nie dotarło do niej, że jej się oświadczył.
-Chodź ściągnij tą koszulę- zaczęła rozpinać guziki, a kiedy skończyła zsunęła ją z jego ramion. Wylądowała na podłodze.
-Poradzisz sobie z resztą, co?- zapytała zadowolona. Cieszyła się, że widzi go całego.
-Chyba sobie nie poradzę- uśmiechnął się cwanie. –Jestem zbyt słaby- posłał jej uśmiech boga.
-Jesteś dużym chłopcem. Ja będę czekać w wannie- powiedziała i szybko się rozebrała. Weszła schodkami do wody i usiadła na kamiennej ławce w niej. Piana zakrywała jej ciało pod powierzchnią. Woda sięgała jej do ramion. Nim się odwróciła on już był w wodzie. Uśmiechnęła się.
-Wiedziałam, że poradzisz sobie.
-Miałem motywacje- usiadł i przyciągnął ją na swoje kolana tak, że siedziała na nim okrakiem.
Założyła mu ramiona za szyje i przytuliła się do niego. Była szczęśliwa, zupełnie jakby minione dni bez niego, nie istniały. Czule zaczął przesuwać dłońmi po jej ciele. Po plecach, udach, brzuchu, piersiach, szyi. Tak bardzo tego potrzebowała, JEGO potrzebowała.
-Pani się chyba rozmarzyła- powiedział zadowolony.
-Mam Pana koło siebie. Każda byłaby rozmarzona- powiedziała składając delikatny pocałunek na jego ustach. –Na pewno dobrze się czujesz? Nie chce byś zrobił sobie krzywdę.
Jego mina stała się poważniejsza. Czy powiedziała coś nie tak?
-Co się stało?- zapytała.
-Dużo schudłaś przez ten czas- powiedział zmartwiony.
-Nie tak dużo. Szybko je nadrobię. Nie martw się o mnie.
-Alex, schudłaś z cztery kilo w ciągu tygodnia. Jest powód do niepokoju. Czuje pod dłońmi twoje szczupłe ciało. Przy biuście masz widoczne żebra, nie było ich widać., nie czułem ich wcześniej.
-Nie przejmuj się nimi. Oboje jesteśmy zmarnowani. Obiecałam przed oddaniem krwi, że będę więcej spała, jadła i odpoczywała. Obiecałam, by Carlisle ją wziął dla ciebie. Nie przejmuj się.
-Jesteś niesamowita i za to cię kocham.
-Nadal nie wierzę, że oświadczyłeś mi się- powiedziała uśmiechając się bez zahamowań. On również to zrobił.
-Planowałem to zrobić następnego dnia, ale się nie udało. Miało być bardziej romantycznie, ale chciałem ci go jak najszybciej dać i usłyszeć odpowiedź.
-Jest piękny- wyciągnęła dłoń, by go zobaczyć. 0To również było romantyczne.
-Wiedziałem, że ci się spodoba. Chciałem by odzwierciedlał ciebie. Jest skromny i piękny, zupełnie jak jego  właścicielka.
Uśmiechnęła się szeroko.
Wziął miodowy płyn do ciała i nałożył go sobie na dłoń. Zaczął delikatnie wmasowywać go w ramiona dziewczyny. Chwyciła je by przestał.
-To ty jesteś moim chorym chłopcem. To ja cię umyję.
-Nie będę cię powstrzymywał- pocałował ją i podał płyn.
-Widzę, że czujesz się coraz lepiej- zaśmiała się pod nosem.
Kiedy go nalała w dłonie, zaczęła go wmasowywać w jego klatkę piersiową. Krew zaczęła spływać do wody. Delikatnie pocałowała miejsce, gdzie został zraniony. Widziała kątem oka, że przygląda jej się z czułością. Przesunęła dłońmi z piersi do jego ramion, bicepsów. Czuła te zbudowane mięsnie pod dłońmi.
-Ślicznie wyglądasz, kiedy jesteś skupiona- powiedział.
Posłała mu uśmiech. Przesunęła dłońmi po jego brzuchy, aż doszła do jego męskości. Zamknął oczy. Przeszła do jego ud i łydek. Potem tak samo wróciła do jego brzucha.
-Brakowało mi tego- powiedział.
-Mi też- przyznała i skradła mu pocałunek.
-Teraz to ja zajmę się tobą- wziął płynu i zaczął od jej ramion. Przesunął nimi do obojczyków i zeszły niżej, do piersi. Delikatnie chwycił je w dłonie i zaczął masować. Westchnęła zadowolona.
Przeszedł niżej. Na jej brzuch. Delikatnie przesuwał po nim. Chyba miał rację, że dużo schudła. Czuła jak przesuwa po jej żebrach. Jego dłonie poszły niżej i zatrzymały się na złączeniu ud. Delikatnie pomasował jej kobiecość i przeszedł na uda. Ten dotyk był taki pobudzający, taki intymny. Wiedziała, że tylko on ma do niej dostęp. Nikomu nie pozwoliła dojść tak daleko. On był tym pierwszym.
Kiedy skończył przytulił ją. Czuła się taka bezpieczna i kochana.

Następnego dnia, oboje czuli się lepiej niż poprzedniego. Teraz szli powoli do salonu. Dziewczyna przytrzymywała go, by nie upadł. Benjamin jeszcze nie był zbyt silny by chodzić, chociaż upierał się, że jest inaczej.
Zeszli po schodach. Od razu przywitała ich Isisa.
-Miło was widzieć, całych i takich szczęśliwych- powiedziała życzliwie.
-Witaj mamo- przytulił kobietę.
-Alexandro, jak ty się czujesz- podeszła do niej ciocia.
-W porządku.
-Chodź, zrobiłam ci śniadanie.
-Mam nadzieje, że duże- powiedział Benjamin odsuwając się od matki.
-Już dopilnuję by zjadła wszystko- mrugnęła do niego okiem.
-Nic mi nie jest. Nie przesadzajcie- powiedziała siadając przy stole. Koło niej usiadł Benjamin.
-Będziesz mnie pilnował?- zapytała krojąc naleśnik z syropem klonowym.
-Nie, będę podziwiał jak jesz- uśmiechnął się zadowolony.
-Tak jak w szkole?- zapytała.
-Oczywiście.
-Stop!- usłyszeli głos Emmeta. Widelec z naleśnikiem stanął w powietrzu. Patrzyła na niego zaskoczona. O co chodziło? Przyjrzał jej się, potem spojrzał na Benjamina.
-Kiedy skubańcu się jej oświadczyłeś?- zapytał.
Wszyscy spojrzeli się na nią i Egipcjanina. Automatycznie policzki jej się zarumieniły.
Spojrzała na Benjamina. Starał się nie uśmiechnąć, ale jakoś mu nie wyszło.
-Oświadczyłeś się jej?- zapytała Rosalie patrząc zaskoczona.
-Nie. To Jack zrobił- powiedział sarkastycznie. –Jasne, ze ja, a kto by miał?- chwycił dłoń ukochanej.
-Kochani gratuluje wam- podeszła do niej Esme i ucałowała, potem do Benjamina.
-Mała kto by pomyślał- podeszła do niej Alice. Wstała i uściskały się z nią
-Dla ciebie to nie było zaskoczenie, prawda?- zapytała cicho.
-Coś mi się obiło o oczy- mrugnęła do niej. Uśmiechnęła się.
-Stary, uważaj na nią. Masz mi ją pilnować i opiekować się nią- powiedział Emmet. –A ty moja panno, zrób wszystko by z tobą wytrzymał- zaśmiała się i uściskała go.

***

Moja siostrzenica jest zaręczona- pomyślała Astera

Siedziała wraz z wszystkimi na kanapach i oglądała rozgrywki meczu futbolu amerykańskiego. Od zawsze go oglądali, więc pozwoliła sobie go obejrzeć. Spojrzała na Alexandrę, która była wtulona w Benjamina. Widać było jak bardzo się kochają. Przy nim była szczęśliwa. Kiedy był w śpiączce, kiedy groziła mu śmierć, przeżywała to bardzo. Bała się, że jej siostrzenica zaczęła tracić zmysły, chęć życia. Może tak było, ale dzielnie to zniosła. Cały czas była przy nim, nie chciała zostawić. Rezygnowała z wszystkiego dla niego, nawet ryzykowała własne zdrowie dla tego mężczyzny. Wiedziała, że będą razem szczęśliwi. Nie miała do tego żadnych wątpliwości. Powiedział jej coś na
ucho, a na zaczęła się śmiać. Zakrywała uroczo buzie w jego trakcie. Spoglądali sobie głęboko w oczy, a po chwili pocałowali się przelotnie. W tej chwili było widać całą miłość, delikatność i czułość. Oby Richard i rada nie zniszczyła ich przyszłości, ich przyszłego szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz