Cały czas zakrywał ją swoim ciałem. Kim ona była? Co się z
nim stało? Kobieta patrzyła na nich srebrnymi oczyma. Nie wyglądała na osobę,
która chce ich zabić czy skrzywdzić. To co tu robiła?
-Ty nie żyjesz- powiedział w szoku.
-Owszem, nie żyję. Przemieniłam się już dawno temu. Od
wieści, że jesteś wolny, szukałam ciebie i
twojej siostry.
twojej siostry.
-Jak? Jakim cudem? Umarłaś. Po moim zamknięciu- powiedział
jakby zrozpaczony.
-To były plotki. Nikt nie widział mojej śmierci- odezwała
się. –Wszyscy sądzili, że umarłam z rozpaczy, co było szczerą prawdą. Uciekłam
po przemianie. Twój ojciec nie chciał nawet zobaczyć mojego ciała.
Twój ojciec? Czy ta kobieta nie była z nim spokrewniona?
-Może przedstawiłbyś mnie swojej towarzyszce, którą tak
ukrywasz przede mną- spojrzała uprzejmie na nią. –Wiesz, że nigdy nie chciałam
krzywdzić ludzi.
Przez chwilę stał nieruchomo. Nadal był w szoku. Po chwili
odsłonił ją i przyciągnął delikatnie, by była koło niego.
-Alexandro, too…. – zaśmiał się jakby niedowierzał. –To moja
matka.
Spojrzała na niego zaskoczona. Podejrzewała taką opcję, ale
nie sądziła, że okaże się prawdą. Jego matka zginęła po jego zamknięciu.
Spojrzał na nią. Znów widziała te iskierki w oczach. Uśmiechnęła się do niego.
Kobieta zrobiła krok w ich kierunku. Benjamin szybko do niej podszedł i objął.
Kobieta była szczęśliwa, tak jak on. Pięknie było patrzeć tak na nich. Kobieta,
która go rozumiała, znała od małego.
-Tak strasznie się o ciebie bałam- powiedziała do syna.
–Starałam się znaleźć rozwiązanie by cię uwolnić. Potem ta wojna. Musiałam Cleo
pomóc uciec z Egiptu. Twój ojciec zamykał następnych. Nie mogłam nic zrobić-
powiedziała. Nastolatka podejrzewała, że gdyby jego matka była człowiekiem,
płakałaby.
-Wiem mamo, wszystko słyszałem przez pierwsze lata
zamknięcia.
-Jak ci się udało? Uciec? Słyszałem, że ktoś to zrobił. Jest
teraz poszukiwany, że jest groźny.
Uśmiechnął się szerzej i spojrzał na nią. Wyciągnął do niej
dłoń. Podeszła i chwyciła ją. Przyciągnął ją bliżej.
-To ona mnie uwolniła- powiedział.
Kobieta spojrzała na nią. Była zaskoczona. Ponownie
spojrzała na syna i znowu na nią.
-Dziękuję- objęła nastolatkę. –Dziękuję.
-Niech pani nie dziękuję- powiedziała spokojnie. –Sama się
cieszę, że go uwolniłam.
Odsunęła się od niej i spojrzała na nastolatkę.
-Nie mów do mnie pani, jestem Isisa. Miło cię poznać
dziecko.
-Alexandra, mi również jest miło cię poznać.
-Kim dla siebie jesteście? Nie mów mi, że nadal zachowujesz
się jak w pałacu.
-Nie mamo- powiedział obejmując Alexandrę. –To ta jedyna-
spojrzała na niego uśmiechnięta. Czy to był etap, kiedy przedstawiali się
rodzicom?
-Nie wierzę. To dało ci tyle do myślenia? Kochanie, cieszę
się waszym szczęściem- powiedziała patrząc na parę.
-Mama?- usłyszała głos Cleo.
Kobieta odwróciła się do niej przodem.
-Cleo, nic się nie zmieniłaś- powiedziała kobieta.
-Ale… jak?- spojrzała na Benjamina.
-To naprawdę ona. Wróciła.- powiedział do niej.
Siostra chłopaka szybko podeszła do matki i przytuliła się
do niej.
-Tak strasznie tęskniłam- powiedziała do niej jak mała
dziewczynka.
-Też kochanie. Szukałam cię cały czas. Kiedy usłyszałam, ze
Benjamin jest wolny, szukałam waszej dwójki. Wiedziałam, że będziecie trzymać
się razem.
-Zawdzięczamy to tylko Alexandrze, mamo- powiedziała
wtulona.
-Na pewno musimy wszystko sobie wyjaśnić- powiedział
Egipcjanin.
-Zostawię was samych- odezwała się Alexandra. –Niestety,
jedyna czuję tutaj chłód. Poinformuję Carlisle o fałszywym alarmie.
-Wybacz zapomniałem. Będziemy zaraz w salonie.
-Nie będę wam przeszkadzać, porozmawiajcie. Nie widzieliście
się tyle wieków.
-Zostań z nami- poprosiła kobieta. –Chce usłyszeć o tobie
wszystko. Dzięki tobie to wszystko, załączyłaś naszą rodzinę.
Czuła jak jej policzki robią się mocniej różowe.
-Dobrze, wrócę za kilka minut.
***
-Wszystko w porządku Alexandro?- odebrał Carlisle.
-Tak. Chciałam wam powiedzieć, że to był fałszywy alarm.
Rady nie ma w okolicy- powiedziała.
-Nie rozumiem, jak to? Kim była ta kobieta?
-Okazało się, że to matka Benjamina- powiedziała zadowolona.
Znów widziała wesołe twarze rodzeństwa na widok ich matki.
-Przecież ona nie żyje. Benjamin o tym wspominał- powiedział
zaskoczony.
-Cleo również nie żyła, ale jest z nami. Zaraz porozmawiamy
z nią.
-Na pewno jest zadowolony- powiedział Carlisle.
-Tak. Oboje są w szoku. Niedowierzają, że jest tutaj-
powiedziała szczęśliwa.
-Powiem innym by się nie obawiali o was. Zostawiam was. Do
zobaczenia na jutrzejszym treningu- powiedział.
-Do zobaczenia- powiedziała wychodząc z pokoju.
Poszła do salonu. Uśmiechnęła się. Cleopatra siedziała z
matką na kanapie. Cały czas ją obejmowała. Benjamin siedział na fotelu i
zadowolony czekał na nią. Spojrzał na nią, kiedy schodziła ze schodów. Musiał
ją usłyszeć. Schowała telefon do kieszeni spodni. Kiedy pojawiła się przy nim,
usiadła koło niego. Razem siedzieli na dużym fotelu.
-Rozmawiałaś z Carlislem?- zapytał.
-Tak. Są spokojni. Cieszą się, że odnalazł ci się kolejny
członek rodziny- powiedziała zadowolona. –Powiedziałam, że rady nie ma w
okolicy.
-Dlaczego oni was poszukują?- zapytała Isisa. –Wiedzą, że
jesteś wolny?
-Tak, ale to nie do końca ich cel. Chcą odnaleźć i mnie, i
Alexandrę. Nawet Cleo. Wszystkich uwięzionych, którzy są wolni i… - zamilkł.
Nie wiedział, jak zareaguje jego matka.
-I mnie, dlatego, że mnie potrzebują- powiedziała.
Isisa spojrzała poważnie na nich, potem na nią.
-Ty ty jesteś singularis- powiedziała powoli.
-Niestety- powiedziała. Wyczuła jak Benjamin wzmacnia
objęcie w jej talii.
-Nie miałaś łatwo. Śmierć matki, ojciec, który cię poszukuje
dla rady…- zaczęła kobieta.
-Skąd o tym wszystkim wiesz?- zapytał Benjamin. Był tak samo
zaskoczony jak nastolatka i Cleo.
-Słyszałam jak niejaki Richard Aston zamordował swoją żonę,
bo urodziła ich dziecko. Tym dzieckiem była dziewczynka, która jest z nowej
rasy wampirów i zaklętych. Rada chce ciebie Alexandro, bo potrzebują twojej
mocy. Tylko nie wiem do czego jest im potrzebna.
-Chcą obalić Volturich, zabić wszystkich więźniów i ujawnić
się wszystkim- powiedziała Alexandra.
Isisa patrzyła na nich zaniepokojona. Nie dziwiła się, też
tak zareagowała w Egipcie.
-Że mój mąż wymyślił tak brawurowy i okrutny plan. Wy
kochani nigdy nie mieliście szczęścia. Ty Alexandro, nawet wy moi kochani,
Benjaminie i Cleopatro. Ojciec również was nie oszczędza.
-Jak ci się udalo uciec przed nim?- zapytał Egipcjanin.
–Przecież nie posłuchał cię w świątyni,
by mnie uwolnił. Znając jego, nie pozwoliłby ci odejść.
-Bo to prawda, kochanie- zaczęła kobieta. –Błagałam go by
cię wypuścił, bo on nie był lepszy, kiedy był nowonarodzonym. Obawiał się
twojej mocy. Jest bardzo potężna. Kiedy cię zamknął poszukiwałam w bibliotece
wszelkich sposobów na złamania zaklęcia.
Wszystkie księgi zniknęły. Wiedział, że będę chciała cię uwolnić. W tym
czasie Cleo- pogłaskała córkę po głowie. –Objęła tron. Amun chciał by wszyscy
myśleli, że zachorowałaś i zmarłaś. Tak planował podać ci truciznę, którą
unieruchomili Benjamina. Dali ci małą dawkę, dzięki czemu tylko cierpiałeś. Nie
umierałeś- spojrzała na syna. –Kiedy dowiedziałam się, że chce skrzywdzić
drugie dziecko, powiedziałam stanowcze nie. Cleo została przemieniona, potem
ja. Amun był zbyt zajęty Kebi, nową kochanką, by opłakiwać śmierć żony. Upozorowałam
swoją śmierć. Wszyscy sądzili, że zrzuciłam się z klifu. Tam leżała moja szata.
Nie sądził, żebym się przemieniła. Wiedział, że nie chciałam. Wyprowadziłam
Cleo z Egiptu. Poszukiwali jej. Potem krążyłyśmy po świecie, aż wybuchły
powstania. Ludzie odkryli, że wampiry żyją wśród nich. Ukrywałyśmy się, a potem
nie mogliśmy się odnaleźć. Została mi tylko nadzieja, że będzie cała. Teraz
niespełna pół roku temu usłyszałam od mojego przyjaciela, jest zaklętym, że
Egipski Książe został wypuszczony. Kiedy to usłyszałam wróciłam do Egiptu, ale
nie mogłam cię znaleźć. Potem usłyszałam o dziecku, które jest potężniejsze od
nas. Podobno było w okolicy twojego więzienia. Bałam się, że mogło cię
skrzywdzić. Potem spotkałam pewną kobietę. Twierdziła, że nie jest groźne. Że
dziewczynka jest niewinna i nie zna prawdy o sobie i naszym świecie.
-Kim ona była?- zapytała
Alexandra.
-Nazywała się Astera- powiedziała.
Zrobiła duże oczy. Astera, przecież tak nazywała się siostra
jej matki. To ona wysłała jej list z ostrzeżeniem. To dzięki niej wiedziała, co
zrobić, kiedy ojciec zawitał u jej drzwi.
-Ale to przecież…- spojrzał na nią Benjamin. Kiwnęła głową.
Również to pamiętał.
-Znacie ją?- zapytała.
-To siostra matki Alexandry. Jej ciotka.
-Naprawdę? Masz z nią kontakt? Dawno jej nie widziałam-
powiedziała Isisa.
-Nie mam z nią kontaktu. Raczej trzymie się ode mnie z
daleka.- powiedziała.
-Nie mów tak- przytulił ją.
-Sama prawda Benjaminie. Nie mów, że jest inaczej.
-Dlaczego tak sądzisz?- zapytała jego matka.
-Dostałam od niej list, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że
moja rodzina jest magiczna. Wtedy myślałam, ze mama zmarła na raka, a ojciec
zostawił nas, kiedy byłam dzieckiem. Było to ostrzeżenie, że mnie szuka i mam
uważać. Podpisała się jako moja ciocia. Była w moim domu, obserwowała go.
Musiała, bo zostawiła list w moim domu, kiedy wyszłam na chwilę z domu. Wie, że
musi się trzymać ode mnie z daleka, by Richard się na niej nie zemścił.
-Dużo robiła by nie znaleźli ciebie Alexandro. To prawda.
Nie chce rzucać ci się w życie. Chce cię chronić.
-To dlaczego ze mną nie porozmawia? Dlaczego nie powie mi
wszystkiego?
Zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć. Tak też się
domyśliła.
-Jeszcze się to wyjaśni- dodała nastolatka. –Zobaczymy co
będzie.
-Lepiej powiedzcie mi, co zrobiłyście z moim synem, że nie
przypomina mi go za czasów jego panowania?- uśmiechnęła się.
Alexandra się szeroko uśmiechnęła, on również.
-Mamo, zadaję sobie to pytanie od bardzo dawna. Nie wiem, co
zrobiła Alexandra, ale jest genialna.
-Jakoś tak wyszło- powiedział Benjamin po czym pocałował
Alexandrę przelotnie.
-On sam to zrobił- uśmiechnęła się do niego Alexandra.
-Jak go odnalazłaś?- zapytała Isisa.
-Byłam na projekcie w Egipcie. Chciałam pójść sama w teren.
Poszłam i zaciekawiło mnie jedno miejsce. Potem zapadła się nade mną ziemia i
wpadłam do jakiejś komnaty. Szukałam wyjścia i znalazłam sarkofag. Chciałam
zadzwonić do przyjaciela by mnie znalazł, ale nie miałam zasięgu. Myślałam, że
znalazłam jakiś zaginiony grobowiec. Potem otworzyłam sarkofag i zobaczyłam go-
uśmiechnęła się na to wspomnienie. Usłyszała krótki śmiech ukochanego.
-Potem starałem dowiedzieć się jakoś kim jest. Myślała, że
jej przyjaciel robi sobie żarty. Ale potem uwierzyła, że to się dzieję
naprawdę. Zamknąłem ją, a kiedy wróciłem nie było jej. Uciekła mi. Jak
wyszedłem z wyjścia zobaczyłem jak Jack ją znalazł.
-Widziałeś to?- zapytała zaskoczona.
-Oczywiście. Tylko ci o
tym nie mówiłem- powiedział.
-To dlaczego nie poszedłeś do nas? Nie bałeś się, że powiem
mu co widziałam?
-Czułem, ze nie powiesz tego nikomu. Nikt by ci nie
uwierzył. A w ogóle byłaś przestraszona.
-Widziałeś jeszcze coś, o czym nie wiem?- zapytała.
-Rzeczywiście bardzo romantyczne poznanie mieliście-
zasmiała się Isisa.
-Bardzo. Potem uratowałem ją od jakiegoś przestępcy i
złapałem jak upadała z drugiego piętra.
-Tylko ty doprowadziłeś do tego, że z niego wypadłam-
powiedziała.
-Skąd miałem wiedzieć, że skoczysz?
-Nie skoczyłam, tylko wypadłam. Tak bardzo się ciebie bałam,
że zbyt szybko cofałam się do tyłu.
-Musiałaś już podbić jego serce. Nie ratował nigdy ludzi-
powiedziała jego matka.
-Byłem ciekawy, jak mnie uwolniła- obronił się.
-Braciszku przyznaj się. Już miałeś na nią ochotę- zaśmiała
się Cleo.
-Nie sądzę- przytuliła się do niego mocniej.
-A od kiedy? Przyznaj się, jak długo zwlekałeś z tym?-
zapytała matka.
-Miałaś nam opowiedzieć jak przeżyłaś, a nie słuchać jak
doszło do tego, że jestem z Alexandrą.
-Już wyjaśniłam jak potoczyło się ze mną. Chętnie posłucham
jak potoczyło się twoje i jak ta dziewczyna zmieniła cię w wymarzonego dla mnie
syna, a dla niej przyszłego męża.
***
W dniu, kiedy odnalazła się matka Cleo i Benjamina,
rozmawiali z nią, aż do nocy. Miło było poznać matkę ukochanego. Polubiła ją z
wzajemnością. Jak bardzo chciałaby by okazało się tak z jej rodzicielką.
Tęskniła za nią strasznie. Ale wiedziała, że jest jej dobrze, tam gdzie jest.
Teraz każdy dzień wyglądał tak samo. Wstawała wcześnie i spotykała się z
Kasandrą na powtórki egzaminacyjne. Po kilku godzinach powtórek, jechała na
trening z Margonem. Moc zaczęła ją słuchać i posługiwała się nią coraz lepiej.
Nie ukazała jej się żadna nowa noc. Nie wiedziała czy się cieszyć, czy nie. Ale
była zadowolona, że magia jej słucha. Dziś miała egzamin z przedmiotów
ścisłych. Zaczęła się denerwować. A co jak nie pójdą jej dobrze? Jak nie zda na
tak dobry procent, że nie dostanie się na studia w Kairze? To trochę dziwne
martwić się taką błahostką w porównaniu do problemów z radą. Ale jeżeli jednak
jej się uda, to co z radą? Jeżeli będzie w Egipcie odnajdą ją jak na dłoni.
Westchnęła. Teraz musi skupić się na teraźniejszości. Bo jeżeli ją zniszczy,
przyszłość będzie jeszcze gorsza.
Wyszła z łazienki. Poranny prysznic dobrze jej zrobił.
Rozczesała włosy i westchnęła. Tyle powtarzała, uczyła się systematycznie musi
zdać na bardzo dobry. Założyła czarną spódniczkę i białą koszulę do łokci.
Musiała ubrać się elegancko. Były to w końcu egzaminy. Zaczęła bawić się swoją
mocą. Wiele trenowała również w domu. Wyczarowała błękitną kulę. Była pomiędzy
jej dłońmi. Ruszyła ręką by kula się powiększyła. Nagle światło w łazience
zgasło. Było to zaklęcie odbierające światło. Ruszyła drugą ręką i ponownie
lampy się zaświeciły. Uśmiechnęła się. Żeby to były egzaminy z jej mocy. Była
by wtedy spokojna.
Nagle poczuła ramiona Benjamina w ogół swojej talii.
Zobaczyła jego odbicie w lustrze. Uśmiechał się. Ostatnio bardzo często to
robił. Tak naprawdę od odnalezienia jego matki. Był w pełni szczęśliwy.
Chciałaby zobaczyć jego radość, kiedy będą już wolni.
-Zdenerwowana?- zapytał.
-Zdasz na sto procent. Nawet więcej.
-Chciałabym. To są najgorsze egzaminy. Jeżeli ich nie zdam
bardzo dobrze, mogę pożegnać się ze studiami w Kairze.
-Bez obaw. Chodź bo się spóźnisz, a chyba nie chcesz zrobić
wielkiego wejścia wbiegając do Sali zadyszana.
-Jesteś bardzo zabawny- powiedziała i poszła po płaszcz.
-Ślicznie ci w eleganckich ubraniach. Wyglądasz jak wzorowa
uczennica- powiedział zalotnie.
-Cwaniaczek- przeszła przez pokój i zaczęła ubierać płaszcz.
-Mówię poważnie. Musisz częściej się tak ubierać.
-Może mam jeszcze spiąć włosy w dwie kitki?- zapytała
sarkastycznie.
Podszedł do niej spokojnie.
-Wtedy nie wypuściłbym cię z domu- zaśmiała się.
Wyszli z pokoju. Zaczęli iść do salonu.
-Mówię poważnie- powiedział idąc z nią.
-A czy ja bym chciała wtedy wyjść z domu?- zapytała
rozbawiona.
Stanęli przy wyjściu. Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
-Jak uroczo- usłyszeli głos z sypialni.
Była to Isisa.
-Jedziecie już?- zapytała.
-Tak. Za godzinę zaczną się egzaminy- odpowiedziała
szatynka.
-Życzę powodzenia. Na pewno sobie poradzisz.
-Powtarzam jej to cały czas.
-Na razie mówiłeś mi, że ładnie mi w stylu grzecznej
uczennicy- dokuczyła mu jak za dawnego czasu.
-Tego we mnie nie zmienisz- powiedział.
-Wiem i nie zamierzam tego zmienić- zaśmiali się we trójkę.
–Gdzie Cleo?
-Umówiła się z jakimś chłopakiem- powiedziała.
-Kolejny utrzymanek- powiedział niezadowolony Benjamin.
-Tym razem chyba się zakochała. Rozmawiałam z nią, cały czas
mówiła mi o Rafaelu.
Spojrzała na Benjamina. On na nią również. Oboje byli
zaniepokojeni.
-Co się stało? Dlaczego tak patrzycie.
-Chyba nie mówisz o tym Rafaerze?- powiedział Benjamin.
-Nie wiem. Ale jest szczęśliwa. Cieszę się jej szczęściem.
-Jeżeli spotyka się z moim bratem, muszę z nią porozmawiać.
On nie jest zbyt zaufaną osobą- powiedziała.
-Rafael- zastanowiła się matka Benjamina. –Nie pomyślałam o
tym, że to morze być on. Porozmawiam z nią jak tylko wróci. On jest zbyt
niebezpieczny dla niej, mimo, że przeżyła tyle wieków. Przed wyjściem kazała
złożyć ci powodzenia.
-Dziękuję.
-Dobrze, chodź bo się spóźnisz.
-Ok. Wzięłam wszystko? Dokumenty, długopisy, kalkulator są.
Niczego nie zapomniałam- odetchnęła nerwowo.
-Spokojnie, bo zbyt bardzo się przejmujesz- objęła ją kobieta.
–Spokojnie, wiem, że sobie poradzisz. Powodzenia kochanie.
-Dziękuję.
Stała już przed aulą. Najpierw miała napisać test, a po nim
miały odbyć się egzaminy ustne. Od razu będzie miała wynik. Powiedzą jej, czy
zdała, a jeżeli tak, to na ile procent. Zaczęli wywoływać osoby. Była na samym
końcu przez nazwisko, więc czekała.
-Bez obaw kochanie- usłyszała głos tuż nad uchem.
Podskoczyła. Sądziła, że Benjamin już pojechał.
-Co ty tu robisz?!- zapytała szeptem.
-Czekam na twoje wyniki. Będę trzymać kciuki- pocałował jej
policzek i zniknął tak, że nikt nie zwrócił na to uwagę.
Westchnęła. Ma tyle lat, a nadal zachowuje się jak dziecko.
-Widzę, że obstawę masz- usłyszała kolejny głos. Odwróciła
się. Był to Jack.
-Cześć- uściskali się.
-Zestresowana?- zapytał.
-Strasznie. A co ty taki spokojny?
-Będzie co będzie. Wierzę w swoją wiedzę. Też powinnaś
spróbować.
-Jakoś nie potrafię uwierzyć w siebie- powiedziała z
powątpieniem.
-Uratowałaś mnie od rąk twojego pomylonego brata, siebie w
Egipcie przed Benjaminem, mieszkasz z wampirem i jego rodziną, oraz trzymiesz
kontakt z drugą rodziną wampirów. To powinno ci trochę pomóc. Jeszcze nie
zwariowałaś.
-To jest błahostką w porównaniu do egzaminów.
Zaśmiał się cicho.
-Słyszałem, że matka Benjamina się odnalazła.
-Tak, rozmawiałeś z Benjaminem?
-Nie. Wjechałem na chwilę do Nessie po powrocie z wyjazdu.
-To był najgorszy stres na świecie. Na szczęście polubili
mnie i są zadowoleni. Gorzej z jego ojcem. Nie jest zbytnio szczęśliwy.
-Nie przejmujcie się. Przywyknie do tego- uśmiechnęła się do
niego.
-Oby. Lecę, zostałem wywołany.
Napisała egzamin. To było coś strasznego. Dziewięćdziesiąt
minut skupienia. Napisała każde równanie, każdy wzór, każdą teorię, obliczyła
każde zadanie, wykonała każdy przykład doświadczalny. Teraz zdawała ustnie.
Odpowiedziała w pełni na siedem pytań, a na trzy cząstkowo. Bała się, że nie
osiągnie wymarzonego wyniku.
-Panno Walker- zaczął nauczyciel- zyskała Pani dużo punktów
z testu, ale o wiele mniej z testu ustnego- spojrzał na nią.
Serce biło jej jak oszalałe.
-Na jaką uczelnie chciałaby się pani dostać?- zapytał drugi.
-Na uniwersytet archeologii w Kairze- odpowiedziała.
-Sądzę, że z takimi osiągnięciami dostanie się pani na tę
uczelnię. Gratuluję, zdała pani na osiemdziesiąt sześć procent materiał ścisły.
Zrobiła duże oczy. Udało się?
-Naprawdę?- zapytała niedowierzając. Profesor wstał i
podszedł do niej z dokumentami.
-Proszę o to wykaz zdanego egzaminu. Gratuluję- uśmiechnął
się do niej. Uścisnęła jego dłoń. Podeszła do siedzących nauczycieli i również
uścisnęła ich dłoń.
-Dziękuję- powiedziała zadowolona.
-Proszę o przyjście na bal absolwentów. Wiadomości otrzyma
pani od wychowawcy.
-Dziękuję. Do widzenia i wyszła z Sali.
Na korytarzu stał Benjamin z Jack’em i państwem Cullen.
-I jak?- zapytał Jack.
Nie mogła w to uwierzyć. Nie potrafiła się nawet uśmiechnąć.
Zaczynała dopiero w to wierzyć.
-Nie udało się?- zapytał Benjamin. Był już gotowy podejść do
niej i ją objąć by pocieszyć, ale go wyprzedziła. Podbiegła do niego i rzuciła
mu się na szyję. Zaczęła się śmiać. Udało! Naprawdę się udało!
-Oszalałeś?- zapytała. –Zdałam!- zaczął się z nią obracać.
-A nie mówiłem?- powiedział odstawiając ją na ziemię.
-Gratuluję kochanie- podeszła do niej Esme i objęła.
Była kochana. Przyjechała tutaj wraz z Carlislem jakby była
ich córką.
-Dziękuję Esme.
-Nawet w świecie realnym zdajesz wszystkie egzaminy-
powiedział Carlisle- Gratuluję.
-Staram się być perfekcyjna- zaśmiała się w jego objęciu.
-Ile procent? Pochwal mi się- przytulił ją Jack.
-Osiemdziesiąt sześć procent.
-Kurde, więcej niż ja. Miałem siedemdziesiąt dziewięć. Mój
geniusz- zaśmiał się.
-Teraz został ci tylko jutrzejszy egzamin i jesteś wolna.
-Jutro muszę zdać na dziewięćdziesiąt. To mój cel- odsunęli
się od siebie.
-To będzie dla ciebie zbyt proste- objął ją ramieniem
Benjamin. –Będą musieli ułożyć ci trudniejszy test.
Zaśmiali się pogodnie.
-Gratulujemy ci kochanie. My już musimy jechać. Zobaczymy
się za dwa dni. Zadzwońcie nam jak ci poszedł egzamin z egiptologii.
-Oczywiście. Carlisle- zwróciła się do niego. –Jak idą
badania?
-Musimy jeszcze trochę poczekać. Jutro z Margonem
kontynuujemy badania. Bez obaw niedługo poznamy wyniki.
-Dziękuję. Oby wyniki były dla nas dobre.
-Na pewno. Do zobaczenia i powodzenia jutro.
Małżeństwo zaczęło wychodzić.
-Dzielna dziewczynka. Wiedziałem, że sobie poradzisz-
powiedział Egipcjanin.
-Nie mogłam w to uwierzyć. I mam z tym nadal problem.
-Powodzenia jutro. Ja już muszę iść.
-Jak poszło Callumowi?- zapytał Benjamin.
-Zdał na sześćdziesiąt dziewięć procent.
-Idź do niego- mrugnęła do niego okiem. –Ucałuj go ode mnie.
-Mam być zazdrosny?- zapytał Benjamin.
-Nie- zaśmiała się.
-Zrobię co w mojej mocy. Cześć- powiedział i poszedł na
piętro wyżej.
-I zostaliśmy sami- powiedziała.
-To jak świętujemy?
-Świętować to zaczniemy jutro, jak zdam egiptologie. Teraz
marzę o ciepłym łóżku i odpoczynku.
-Da się załatwić, ale nie wiem, czy będziesz wypoczywać-
zaśmiali się.
-Jesteś okropny.
-Ale nie mów, że ci się nie podoba- zaśmiał się i zaczęli
iść w stronę szatni, gdzie miała kurtkę.
-Pójdę po twój płaszcz. Widzimy się przy wyjściu?
-W porządku.
Poszedł ludzkim tempem, by nikt niczego nie podejrzewał.
Spojrzała na dokumenty. To na co tyle pracowała. Taka mała rzecz, a sprawia
tyle radości. Odetchnęła w końcu ma najtrudniejszy materiał z głowy.
-Przepraszam?- usłyszała kobiecy głos.
Spojrzała. Jakaś kobieta stanęła przed nią. Była wyższa od
niej o niewiele. Miała krótkie blond włosy. Patrzyła na nią z dziwnym
odczuciem. Była trochę zmieszana i podenerwowana.
-Coś się stało?- zapytała. Kobieta była podenerwowana.
-Nie, ależ skądże. Chciałam się zapytać, czy już skończyły
się egzaminy jak na ten dzień?
-Jest jeszcze kilku uczniów, którzy czekają na pierwszym
piętrze- odpowiedziała.- Na pewno wszystko w porządku?
-Tak, tak. Siostrzenica ma tutaj egzaminy. Jakoś nie mogłam
jej znaleźć.
-Rozumiem. Może być na górze- uśmiechnęła się do kobiety.
-Dziękuję. A jak Panience poszły egzaminy? Oczywiście,
jeżeli można zapytać- powiedziała lekko nieśmiało.
-Zdałam. Jestem bardzo zadowolona- uśmiechnęła się do niej.
-Gratuluję. Nie będę Pani zatrzymywać. Do widzenia- odeszła
i weszła na górę.
Po chwili był przy niej Benjamin.
-Z kim rozmawiałaś?
-Jakaś kobieta szukała swojej siostrzenicy. Idziemy?-
zapytała.
-Oczywiście- założył jej płaszcz. Chwyciła jego dłoń i
zaczęli iść w stronę wyjścia. Ominęli schody po których wracała kobieta z którą
rozmawiała. Nagle Alexandra chwyciła się ramienia Benjamina drugą ręką.
Strasznie zrobiło jej się słabo. Chłopak szybko zareagował i objął ją drugą
ręką w pasie.
-Alex, co się dzieję?- zapytał zaniepokojony.
-Nie wiem. Źle się poczułam- powiedziała stając o własnych
siłach.
-Zaczekaj, usiądź- pomógł jej usiąść na ławce na korytarzu
szkolnym.
-Nic mi nie jest. Już przeszło. Możemy iść- obroniła się.
-Zaczekaj chwilkę, dobrze?- położył dłoń na jej czole. –Masz
lekko podwyższoną temperaturę. Chyba przesadziłaś z tą nauką i treningami. Za
długo siedziałaś przy książkach w domu i jesteś zmęczona.
-Może troszeczkę. Jutro zdaje egiptologie, wtedy się wyśpię.
-Nie musisz tyle siedzieć dzisiaj nad książkami.
-Bo możesz mi wszystko opowiedzieć- uśmiechnęła się.
-Mogę, ale nie znaczy, że to zrobię. Osobiście dopilnuję,
byś poszła dziś do łóżka wcześnie i odpoczęła. Chodź- wziął jej dłoń. Wstała.
Zaczęli iść powoli.
***
-Alex, odłóż tą książkę- powiedział wchodząc do ich
sypialni.
-Jeszcze tylko chwilkę- powiedziała. –Muszę powtórzyć
ostatnią dynastię.
Wziął jej książkę i położył na stoliczku nocnym. Nachyliła
się po nią, ale ten złapał ją i położył.
-Miałaś dziś odpocząć- powiedział przykrywając ją kołdrą.
-Tylko dokończę. Nie pamiętam zbytnio informacji o niej.
Chce je sobie przypomnieć.
-Znasz ją wystarczająco dobrze- pocałował jej czoło. –Nie
chce by powtórzyło się to co po teście.
-Jednorazowy wybryk. Nic mi nie będzie- powiedziała.
-Nic ci nie będzie jeżeli odpoczniesz dzisiaj. Nawet w nocy
nie próbuj po nią sięgnąć. Pamiętaj, że ja nie śpię.
-Wiem- ziewnęła.
Westchnął. Wiedział, że zależy jej na egzaminach ale nie
może stawiać ich na pierwszym miejscu. Jej zdrowie jest ważniejsze.
-Alex- przytulił ją. Wtuliła się w niego- nie możesz tak. A
co, gdyby mnie dzisiaj nie było? Upadłabyś, mogłabyś spaść ze schodów. Musisz
się pilnować. Przejmujesz się wszystkim tylko nie sobą.
-I tak jest lepiej niż wcześniej- powiedziała uśmiechając
się sennie.
-Nie powiem, że nie. Chodź spać- powiedział. –Rano możesz
sobie powtórzyć. I tak ci opowiedziałem wszystko jak wróciliśmy. W tym pomogła
mi moja matka.
-Wiem, ale chce być pewna.
-Ty jesteś pewna. Nie dyskutuj ze mną.
-Zabiję cię jeżeli nie zdam- powiedziała.
-Ja już jestem martwy kochanie. Ale w porządku. Będziesz
mogła to zrobić. Śpij Alex.
-Dobranoc- otuliła się szczelniej kołdrą i wtuliła się w
jego pierś. Na jutrzejsze egzaminy musi być wypoczęta. Miał rację. Nie może
przecież zasłabnąć w czasie testu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz