Translate

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 39 Trzeba było słuchać Emmeta :)


Tydzień w Egipcie minął im niezwykle szybko. Bo w końcu, co dobre to się szybko kończy. Cleopatra przychodziła do nich. Alexandra często wymyślała powód by zostawić ich samych. Są w końcu rodzeństwem. Muszą w końcu się kiedyś pogodzić. Ale kiedy wracała, zawsze sobie dokuczali jak małe dzieci, wytykali błędy, czy naśmiewali się. Dopiero, kiedy była w ich towarzystwie, oboje odzywali do siebie w miarę jak na dobre rodzeństwo przystało. Dogadywała się z jego siostrą. Może i
poznały się w dziwny sposób, bo Cleopatra chciała ją zabić, ale miały dobry kontakt. Teraz wracali do domu. Byli na lotnisku. Jak zwykle para trzymała się za ręce, a Cleopatra szła obok Alexandry. Nie zbliżała się do brata. Trzymała niewielki dystans od niego.
-Rozumiem, że będę mogła zostać z wami przez jakiś czas? Muszę znaleźć jakiś dom- zaczęła brunetka.
-Mam nadzieję, że szybko go znajdziesz- powiedział nie patrząc na siostrę.
-Łaski bez, poradzę sobie- powiedziała jak zwykle z wyrzutem.
-Czy ja coś powiedziałem?
-Znam ten twój ton, braciszku. Poradzę sobie i bez ciebie…
-Możecie przestać? Zachowujecie się jak małe dzieci. A to ja jestem najmłodsza- powiedziała Alexandra.
-To on zaczął- obroniła się.
-Zawsze jest na mnie. Zmień powód, bo już się trochę postarzał.
-Postarzał tak jak ty.
-Przynajmniej nie jestem tak zużyty jak ty- warknął Benjamin.
-Boże, ja z wami nie wytrzymię- Jękła Alexandra- możecie się pohamować? Zaczynacie mnie wkurzać.
-Poparłaś to, żeby z nami wróciła- obronił się Benjamin- jak myślisz, dlaczego byłem przeciwny? Właśnie, dlatego- pocałował jej czoło.
 -Alex!- ktoś ją zawołał.
Odwrócili się. Zawołał ją Emmet. Był z nim Jack, jak i cała rodzina Cullenów. Poszli do nich, a Emmet od razu przytulił swoją ulubienicę.
-Em udusisz mnie!- powiedziała łapiąc powietrze.
-Cieszę się, że jesteś cała. Wiesz jak się zamartwiałem?- zaczął udawać dramatyzm- Z myślą, że on jest z tobą słabo mi się robiło- zaśmiali się. –Nie śmiejcie się. Ja temu kobieciarzowi nie wierzę- zaśmiał się.
-Tak. Cały czas zamartwiał się o ciebie- zażartowała Rose i przytuliła przyjaciółkę.
-Wiesz, że niepotrzebnie-uściskała ją.
-Wiesz, jak wygląda jego zamartwianie się- zaśmiała się Rose.
-Cześć młoda- uściskał ją Jack.
-Hej. I jak twoja rana?- przytuliła się do niego.
-Jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że wypoczęłaś.
-Stary nie znęcałeś mi się nad nią?- przywitali się mocnym uściskiem dłoni.
-Może troszeczkę. Pilnowałem ją- uśmiechnął się do Alexandry.
-To ciebie trzeba było pilnować!- obroniła się nastolatka.
-Nie wiem. Mam opowiedzieć wszystko skarbie?
-Zabiję cię- zagroziła mu.
-Tęskniłabyś za nim- uśmiechnęła się Esme- witaj kochanie w domu. Odpoczęliście troszeczkę?
-Tak, było wspaniale- uściskała ją wampirzyca.
-To dobrze. Mamy nowe nowiny- powiedział Carlisle obejmując żonę. –Nie będziesz miała teraz odpoczynku.
-Co się stało?- zapytał Benjamin.
-Alexandro, znaleźliśmy ci nauczyciela-uśmiechnął się blondyn.
-Naprawdę?! Dziękuję- uściskała małżeństwo.
-Nie ciesz się na zapas. Jeszcze będziesz miała go dość, po tych treningach- powiedziała złotooka. Spojrzała na Cleopatrę- może przedstawicie swoją towarzyszkę? Benjamin nie chciał powiedzieć nam kim jest podczas rozmowy.
-To siostra Benjamina, Cleopatra- zaczęła Alexandra.
-Tak, żyje, niestety- powiedział Benjamin na widok zaskoczonych min rodziny.
-Jakoś nie tryskasz szczęściem- stwierdziła Rosalie.
-Miło cię poznać- podeszła do niej Esme.
-Mi również. Alexandra opowiedziała mi o was.
-Mam nadzieję, że nie powiedziała o wszystkim- zażartował Emmet.
-Nie, nie wspomniałam jej, jak wrzuciłeś mnie do basenu w moje dwunaste urodziny- uśmiechnęła się złośliwie.
-Tego szczegółu mi nie powiedziała- uśmiechnęła się zadowolona brunetka.

Po przywitaniu się z rodziną, rozdzielili się. Alexandra z Benjaminem i Cleopatrą poszli w kierunku samochodu, a Cullenowie mieli wrócić do siebie. Rose powiedziała przy okazji by byli gotowi na wizytę. W czasie drogi nie było korków i ze spokojem dotarli do domu. Kiedy jego siostra zobaczyła dom powiedziała zadowolona:
-Jak zwykle. Same luksusy. Jestem z ciebie dumna, że chociaż tego nie zmieniłeś.
Spojrzał na Alexandrę z miną zbolałego psa. Jego siostra go denerwowała.
-Dajesz sobie radę kochanie- uśmiechnęła się do niego i wyszła z samochodu.
Wysiedli i weszli do domu. Alexandra zaprowadziła ją do wolnych pokoi. Wiedział, że zrozumiała o co mu chodzi. Nie ufał na tyle swojej siostrze. Wiedział, że Alexandra ma dobre serce i pomoże każdej osobie zamieszanej w tą sprawę. Ale nie, nie potrafi się przełamać w stosunku do siostry. Poszedł odłożyć jej i swoją walizkę. Jego siostra nie chciała puścić swojej, więc nie prosił. Odstawił walizki, po czym wrócił na korytarz. Wyczuł, że więź jest mocniejsza, czyli jego ukochana jest tuż obok. Podszedł do przymkniętych drzwi. Chciał wejść ale usłyszał część rozmowy Alexandry z jego siostrą.
-Dziękuję ci Alexandro. Gdyby nie ty, mój wredny braciszek by mnie nie wpuścił do samolotu- powiedziała Cleopatra.
-Nie ma sprawy. Naprawdę. Jesteście rodzeństwem i masz taką samą sytuację jak my. Każdy kto jest ofiarą rady potrzebuje pomocy- powiedziała nastolatka.
-Ach ten mój brat w końcu znalazł sobie kogoś na stałe. Nie rozumiem jak to zrobiłaś. Zmienił się odkąd go pamiętam. Żadna nie usiedliła go przy sobie.
-Był cały czas taki. Po prostu nikt tego nie zauważał- usłyszał jak otworzyła szafę z pościelą.
-Nie prawda. Widzę jak się zmienił. Wcześniej nie był tak szczęśliwy jak z tobą. W pałacu tylko marudził, był drażliwy. Jedyną kobietą jaką szanował i kochał była nasza matka.
-Z tego co słyszałam ty też nie byłaś święta Cleopatro- uśmiechnął się. Jego dziewczynka też mówiła prosto z mostu.
-Mów mi Cleo, nie cierpię całego imienia. No może i nie byłam święta, ale z czasem troszeczkę się opanowałam.
-Nie chcę ci niczego wytykać, ale niezbyt ci to wychodzi- powiedziała rozbawiona Alexandra- jakoś nadal masz bujne życie towarzyskie.
-Musiałaś o tym napomnieć?- Zaśmiała się Cleo- No może, ale wiesz, jakie to fajne? Dostajesz, co chcesz i ile chcesz. Suknie, biżuteria, drogie samochody, pieniądze, wyjazdy. Nie myślałaś o tej stronie medalu?
-Może i ciekawie to brzmi, ale nie chciałabym być przedmiotem w męskich dłoniach. Nie byłabym z mężczyzną tylko dla dóbr materialnych, a raczej z mężczyznami. Moim zdaniem to podłe i wiąże się z brakiem szacunku dla siebie. Nie, żebym cię osądzała. Ale tak sądzę. Chciałabym czuć się kochana, a przede wszystkim chciałabym odwzajemniać uczucia.
-Nigdy nie miałaś przynajmniej dwóch kochanków? Ale jesteś porządna, podziwiam cię.
-Nie ma czego. Nigdy nie chciałam prowadzić podwójnego życia. Poprzednie związki nie były piękne, ale twój brat wszystko zmienił.
-Poznaliście się w jego więzieniu. Urocze. Nigdy bym nie sądziła, że mój brat się ustatkuje i do czegoś dojdzie. Po co ty się tak w to zaangażowałaś? - Boże jak ta kobieta działała mu na nerwy. Chciał wejść i coś powiedzieć, lecz usłyszał odpowiedź ukochanej.
-Bo nigdy go nie doceniałaś- powiedziała podchodząc do drzwi. Na szczęście go nie zauważyła- jest wspaniałym człowiekiem, wampirem. Po prostu nikt tego nie widział, a ja chciałam pokazać wszystkim, że się mylą. Że jest wspaniały, nie jest tylko istotą zdolną do krzywdzenia jak większość z jego rasy. Jest jedyny w swoim rodzaju i jako siostra powinnaś o tym wiedzieć i go wesprzeć- uśmiechnęła się do niej. –Jakbyś czegoś potrzebowała po prostu mnie zawołaj.
-Dobrze. Muszę przyzwyczaić się, że nie ma tu służby. Dziękuję ci Alexandro.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi i odwróciła się. Podskoczyła, kiedy go ujrzała.
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
-Nie szkodzi- spojrzała na niego- chyba nie podsłuchiwałeś?
-Zbyt dużo nie usłyszałem- uśmiechnął się cwanie i porwał ją w objęcia.
-Jak mogłeś?- uśmiechnęła się. –Wiesz, że to niegrzeczne?
-Nikt mnie tego nie nauczył- zaśmiał się. Wziął jej dłoń i poszli do salonu.
Chłopak włączył telewizor, a dziewczyna poszła do kuchni. Zaczęła szykować sobie coś do jedzenia. Przyszedł do niej. Właśnie nalewała soku i usiadła na blacie.
-Jak dużo słyszałeś?- zapytała.
-Wystarczająco dużo, by stwierdzić, że jesteś czymś pięknym w moim okropnym życiu- uśmiechnęła się mocno. Uwielbiał ten uśmiech. Podszedł do niej i położył dłonie na jej biodrach.
-Mała zaraza taka jak ja, jest czymś dobrym? Zapamiętam to sobie.
-Może i początki były kiepskie, ale im dalej było, tym lepiej.
-Wszyscy mówili, że do siebie pasujemy.
-I mieli rację.
-Nie pochlebiasz sobie?
-Z tego co usłyszałem, jestem niedocenianym wampirem przez innych. Więc doceniam samego siebie.
-Interesujące spostrzeżenie. Bardzo skromne jak na ciebie. Nauczysz się kiedyś zasady nie podsłuchiwania?
-Chyba nigdy, niestety obleję tą lekcję…- przerwał mu dzwonek do drzwi.
-To pewnie Rose- powiedziała. Ominąwszy Benjamina, poszła otworzyć drzwi. Nie pomyliła się. W drzwiach zobaczyła Rosalie z Emmetem, Nessie i Alice. Wszystkie tryskały radością, a Emmet nie podzielał tego nastroju.
-Cześć Alex- od razu uściskała ją Alice.
-Cześć- uśmiechnęła się.- Chodźcie do środka.
-O nie moja panno- zaczęła Alice- ubieraj się, zawołaj Benjamina i jego siostrę. Zabieramy was na obgadane beze mnie zakupy.
-Teraz?!- zapytała zaskoczona. Przecież dopiero, co wrócili.
-Jak ja dawno nie byłam na zakupach. Chętnie z wami pójdę, skoro zostałam zaproszona- pojawiła się Cleo.- Cześć, jestem Cleo, siostra Benjamina- przedstawiła się Alice.
-Cześć, jestem Alice. Świetnie został nam jeszcze Benjamin.
-Dokąd mamy jechać?- zapytał zwarty i gotowy.
-Zakupy. Centrum handlowe w centrum. Jest olbrzymie z wieloma sklepami, a potrzebne jest odświeżenie szaf nam i Alexandrze, prawda?
-Owszem- uśmiechnęła się szatynka.
-No to, na co czekamy?- zapytał Egipcjanin.
-Stary- odezwał się Emmet- nie bądź taki chętny tam pojechać. Spędzimy tam przynajmniej pół dnia jako wózki dla toreb z ich zakupami- powiedział zdołowany.
-Nie będzie tak źle. No to jedziemy.
***
Pojechali. Benjamin na początku nie miał nic przeciwko, że pochodzą po sklepach. Ale stwierdził po czterech godzinach, że nienawidzi zakupów. Jeden raz mu wystarczy. Zmarnował tu już cztery godziny, a nawet nie byli w połowie sklepów w centrum.  Dziewczyny bardzo dobrze się bawiły. Teraz siedziały w przebieralniach, a on z  Emmetem siedzieli na kanapach sklepu.
-Mówiłem ci stary, że to koszmar- powiedział Emmet.
-Nie wiedziałem, że to tak straszne. Nie wyczytałem o tym, Alex też mi o tym nic nie mówiła.
-Nie trzeba było się zgadzać- westchnął.
-Skąd miałem wiedzieć? Przesiedziałem trzy tysiące lat w sarkofagu.
-Też wtedy tyle spędzały czasu na zakupach?
-Nie- westchnął Egipcjanin.
-Czyli wiele się zmieniło- stwierdził Em.
-Chłopaki nie marudźcie- podeszła Rosalie i usiadła koło swojego chłopaka.
-Już skończyłaś?
-Ja już kupiłam jedną sukienkę w tym sklepie. Idziemy jeszcze do kilku i możemy wracać.
-Nareszcie- powiedzieli zadowoleni mężczyźni.
-Alexia wychodź- powiedziała Alice zatrzymując się przy lustrze. –Chce zobaczyć cię w tej sukience.
-Chwilka- odpowiedziała schowana zza zasłony.
Już po chwili kotara rozsunęła się i pokazała jego ukochaną. Spojrzał i nie mógł oderwać wzroku. Nastolatka miała założoną czerwoną sukienkę. Sięgała jej do przed kolan i była bez rękawków. Sukienka była idealnie dopasowana do jej kształtów. Kiedy przeglądała się w lustrze zobaczył, że strój eksponuje jej plecy do połowy. Zadowolona przeglądała się w lustrze, które było na całej dużej ścianie.
-Wyglądasz bosko- powiedziała Cleo spod zasłony przebieralni.
-Ślicznie ci w tym kolorze. Musisz ją wziąć. Będzie idealna na bal absolwentów- powiedziała Alice.
-Nie jestem pewna, nie pokazuje za dużo?- powiedziała sceptycznie.
-Coś ty! Wyglądasz w niej idealnie. Benjamin- spojrzała na niego Rose. –Powiedz coś swojej dziewczynie.
-Musisz ją wziąć. Ale nigdzie cię w niej nie puszczę- puścił do niej oczko.
-Dlaczego?- zapytała zaskoczona Alice. –Powinna się chwalić swoimi atutami.
-Stary nawyk kochanie- odezwała się do niego Alexandra. –To nie starożytność. Mogę się tak pokazać- uśmiechnęła się.
-Nie chce by inni zobaczyli jaka jesteś wspaniała- powiedział uwodzicielsko.
-Oj Benjaminie- westchnęła Alice i zwróciła się do nastolatki- bierzesz ją?
Przejrzała się jeszcze raz. Podobała jej się. Wiedział to po jej oczach. Wzięła metkę i spojrzała na nią. Zrobiła wielkie oczy.
-Ała ale cena. Wiesz co Alice, chyba sobie ją odpuszczę- powiedziała idąc do przebieralni.
-Dlaczego?- zapytała Rosalie. Była widocznie zaskoczona.
-Cztery tysiące dolarów za sukienkę? Mam ważniejsze wydatki niż sukienka.
-Poważnie?- Cleo spojrzała na metkę. Zrobiła duże oczy. –Szkoda.
-Trudno. Przebiorę się i możemy iść dalej.
***
Wyszli ze sklepu i przechodzili przez kolejne. Aleksandrze szkoda było, że ta czerwona sukienka kosztowała tyle pieniędzy. Cóż, była z markowej firmy i dobrgo materiału. Podobała jej się, ale ma ważniejsze sprawy niż ona. Musiała wejść do jeszcze jednego sklepu. Do sklepu z bielizną, kiedy Benjamin nagle się odezwał:
-Muszę odebrać telefon. Zaraz przyjdę- powiedział.
-Będziemy w sklepie za rogiem- powiedziała radośnie Alice.
Spojrzała na niego. Uśmiechnął się i poszedł by odebrać. Kto mógł dzwonić? Carlisle? Esme? Jack? I po co? Zapyta się go jak wróci.
-Alex chodź- wzięła ją za dłoń blondynka i poszły.
Benjamin wrócił bardzo szybko. Nie było go zaledwie cztery minuty. Nie zdążyły nawet dojść do wybranego sklepu.
-Kochanie- objął ją jednym ramieniem- może już wrócimy?- zapytał Egipcjanin.
-Tylko wejdziemy do tego sklepu i już wracamy, obiecuję- powiedziała.
-Musimy?
-Muszę w czymś spać. W Egipcie rozdarłeś mi wszystkie koszule nocne, nie wiem, czy pamiętasz- powiedziała rozbawiona.
-Możesz spać nago- uśmiechnął się zadowolony z siebie i przyciągnął ciaśniej do siebie dziewczynę.
-O Boże- oboje usłyszeli głos Emmeta. Spojrzeli na niego. Chyba wszystko słyszał:
-Nie chce wiedzieć co się tam działo- powiedział blady. Znowu się wygłupiał.
-To nie pytaj- zaśmiała się Alexandra.
-Jesteś zdecydowanie za młoda by się z nim spotykać- powiedział.
-Kochanie, może pozwolisz Alexi robić to co może? Jest bardzo dorosła jak na swój wiek.
-Może i tak ale to nadal dziecko- obronił się.\
-Nieposłuszne dziecko, które cię nie posłucha Em- powiedziała rozbawiona Alexandra.
-Zuch dziewczynka- pochwalił ją Benjamin- schodzisz na złą drogę.
-Masz na nią zły wpływ- powiedziała Alice.
-Dziwisz się? Za dużo spędzam z nim czasu. Ale może teraz ja sprowadzę cię na dobrą drogę?
-Co masz na myśli?- zapytała zainteresowana Cleo.
-Zmieniamy plany. Idziemy do tego sklepu- wskazała na sklep z odzieżą męską.
-Już wiem o co ci chodzi- uśmiechnęła się tajemniczo Alice.
-Co planujesz?- zapytał chłopak.
-Chodź kochanie- wzięła jego dłoń i weszli wszyscy do sklepu.
Puściła jego rękę i poszła między półki. Wzięła kilka ubrań i podała mu je.
-Co ty robisz?- zapytał zdezorientowany.
-Idź się przebierz i przyjdź się nam pokaż.
-O nie, mnie w to nie wkopiecie- Emmet zaczął się wycofywać, lecz Rosalie go złapała za nadgarstek.
-Też idziesz. Znieś to jak prawdziwy mężczyzna i ubierz się. Przyda ci się odświeżenie szafy.
-Alex nie zrobię tego- powiedział.
-A dla mnie?- spojrzała uroczo by jego martwe serduszko zmiękło.
Spojrzał twardo na nią, ale widziała, że mięknie. Uśmiechnął się i skradł jej pocałunek.
-Niech ci będzie- poszedł w kierunku przebieralni.
-Stary ale jesteś miękki- powiedział załamany Emmet idąc się przebrać.
-Jak ty to robisz?- zapytała ją Cleo.
-Co?- zapytała.
-Poszedł, chodź to według niego, jest poniżej jego wysokiej godności. Co zrobiłaś z moim wrednym bratem?- zaśmiała się.
-To on się zmienił, ja mu tylko w tym troszeczkę pomogłam- puściła do niej oczko.
-Kiedy ślub?- zapytała nagle Alice.
Alexandra spojrzała zaskoczona jej pytaniem. Skąd ta myśl?
-Słucham?- powiedziała osłupiała.
-Kiedy planujecie ślub? A wcześniej zaręczyny?
-Alice…. My…Eee- była zbyt zaskoczona.
-Nie planujecie nic?- zapytała Rosalie.
-Nie, nie myślimy o tym- powiedziała w szoku nastolatka.
-Wiesz kochana, że będziecie razem z pięćset lat, potem … odejdziesz- powiedziała delikatnie Alice. –Nie macie dużo czasu.
-Chyba, że się przemienisz, chodź ja za tym nie jestem- dodała Rose również ostrożnie.
Westchnęła. Dlaczego musiały mieć rację?
-Nie myśleliśmy o tym wszystkim jeszcze. Na razie głównym tematem jest cała nasza sytuacja. Musimy najpierw pokonać radę, wtedy będziemy mieli prawdziwy czas dla siebie.
-Nie wiadomo ile czasu to potrwa. Widać jak bardzo się kochacie. Nie potrzeba dowodów na to, że jesteście idealni, mimo takiej różnicy wiekowej.
-Mama zawsze mówiła mi, żebym nie miała chłopaka starszego od niej- uśmiechnęła się nastolatka z przyjaciółkami.
-Nie sądzę, że byłaby zła- uśmiechnęła się Alice.
-Wypytywałaby o jego dawne czasy, nie mylę się?
-Masz absolutną rację. Tylko… nie wiem, czy byłaby zadowolona, ż moc się uaktywniła.
-To nie twoja wina. Uaktywniała się po jej śmierci.
-Wiem. Chciałabym wiedzieć, co spowodowało to wybudzenie energii.
-Tego niestety nie wiemy.
-Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. Chce zobaczyć chłopaków- spojrzała na przebieralnie.
-Emmet wychodź!- zawołała jego dziewczyna.
-Benji wyjdź. Pokaż się- zawołała nastolatka.
Kotara się rozsunęła i wkroczył Benjamin w stylu profesjonalnego modela. Miał założone brązowe spodnie, biały T-shirt i czarną marynarkę. Na głowie miał kapelusz, który zasłaniał mu czoło i oczy. Zaczął iść jak na wybiegu. Dziewczyna nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Wyglądał bosko, jak zwykle. I przede wszystkim uroczo, kiedy tak udawał.
Podszedł i poprosił o jej dłoń. Uśmiana chwyciła ją przyciągnął ją do siebie i obrócił, po czym przyciągnął jak do tańca.
-Mój nie jest taki romantyczny- westchnęła Rosalie.
-Benjamin czy twoi koledzy też są zamknięci w świątyniach? Rosalie chętnie któregoś uwolni.
-O nie, nikt mi jej nie zabierze- z przymierzalni wyszedł Emmet. Wyglądał również całkiem nieźle. Beżowe spodnie i biały golf pokazywał jego mięsnie z poprzedniego życia.
-Wiem, co zrobić byś wyszedł z przebieralni- uśmiechnęły się wampirzyce.
-Nikt mojej blondynki nie weźmie na romantyczne gatki- powiedział zaangażowany i pocałował Rosalie.
-Jaki się czuły zrobił- zaśmiała się blondynka.
-Mój zawsze taki jest- złożyła delikatny pocałunek na wargach Benjamina.
-Uważaj, bo się obrażę. Faraon nie może być czuły, musi być stanowczy i władczy- posłał jej boski uśmiech.
-Oczywiście kochanie- uśmiechnęła się i założyła mu ręce na szyi. –Jesteś bardzo władczy i stanowczy. Szczególnie teraz.
***
Wrócili tuż po godzinie. Benjamin zaczął się nieźle bawić w sklepie. Przebierał się i kupił co nieco. Od razu poszła do kuchni zrobić sobie coś do picia, a Egipcjanin zaoferował się by zanieść torby z jej nowymi rzeczami do garderoby. Wlała sok pomarańczowy do kubka i zaczęła iść do swojego pokoju. Cleo siedziała w swoim pokoju. Przymierzała swoje nowe ubrania. Wykupiła chyba wszystkie sklepy. Również dobrze się bawiła. Wspięła się po schodach. Benjamin właśnie wychodził z jej pokoju. Uśmiechnęła się zmęczona. Dochodziła ósma wieczorem. A zaledwie rano była jeszcze w Egipcie.
-Zmęczona?- zapytał.
-Ale zadowolona- uśmiechnęła się szerzej. –Mówiłam, że nie będzie tak źle.
-Było okropnie, nie zabieraj mnie tam już nigdy więcej- zaśmiała się.
-Na końcu sam nieźle się bawiłeś.
-Musiałem coś wymyślić by nie wiało nudą- położył dłonie na jej biodrach.
-I wyszło ci to bardzo dobrze.
-To co? Nowe koszule już są rozpakowane. Mam co z ciebie zdzierać- wybuchnęli śmiechem.
-Ej podobają mi się, więc ani mi się warz.
-Tamte ci się nie podobały?- udał urażonego.
-Pokazywały za dużo, ale były ładne. Masz wspaniały gust jak na taki wiek.
-A ty znowu o wieku- zaśmiała się. –Lubisz podkreślać swą młodość- przyłożył swoje czoło do jej czoła- za moich czasów w pałacu kobiety spały bez koszul. Ten gust mi się bardziej podobał- po raz kolejny się uśmiechnęła. Uwielbiała jego argumenty dotyczące przeszłości.
-Pójdę się wykąpać i przyjdę do ciebie. Zajrzę jeszcze do twojej siostry.
-Nie fatyguj się. Jest zajęta przymierzaniem ubrań i podziwianiem siebie samej. Nic jej nie będzie jak do niej nie przyjdziesz.
-Jest twoim gościem Benjaminie. Zobaczę, czy wszystko jest w porządku i przyjdę.
-Cała ty- pocałował jej czoło. –Dzięki bogom, że pomyślałem o ochronie prywatności. Tak to bym słyszał jej monologi w naszej sypialni.

Po kąpieli poszła w ręczniku do garderoby. Musiała ubrać się w koszulę. Wzięła granatową wykonaną z satyny i koronki, a pod spód założyła bieliznę identycznego koloru. Wzięła biały szlafrok i założyła go na siebie. Przypadkowo zauważyła jakiś karton w szafie, pod sukienkami. Nie pamiętała by wcześniej tam stał. Przeszła przez pomieszczenie i nachyliła się po pudełko. Otworzyła je. Zamarła z wrażenia. W pudełku była sukienka. Czerwona sukienka, którą przymierzała dziś w centrum handlowym. Ta sukienka, której nie kupiła, gdyż kosztowała zbyt wiele jak na ubranie. Wiedziała teraz, dlaczego Benjamin odszedł wtedy od nich. Jego rozmowa przez telefon była zmyłką. Jak mógł wydać na nią, aż tyle pieniędzy? Wzięła telefon i włączyła Internet. Był kochany, że kupił jej ją, nawet bardzo. Sukienka podobała jej się bardzo. Była śliczna. Weszła na konto w banku i przeżyła kolejny szok. Na zakupach wydała około czterystu dolarów. Cała kwota, która powinna zostać odjęta od jej pieniędzy, nie została. Dlaczego? Benjamin wpłacił na jej konto całą sumę. Tego było za wiele. Kochała tego faceta, uwielbiała jego niespodzianki, spędzanie czasu. Ale to było przesadą. Nie może okrywać całych jej kosztów. Nie chce być na jego utrzymaniu, ciężarem. Musi mu się jakoś odwdzięczyć. Tylko jak? Na początek musi do niego pójść i wyjaśnić całą sytuację. Wzięła piękną sukienkę w rękę z największym szacunkiem i wyszła z pokoju. Od razu poszła do sypialni Benjamina, którą zaczął nazywać ICH sypialnią. Weszła bez pukania. Właśnie wyszedł z łazienki w samych spodniach do kolan. Uśmiechał się do niej, a kiedy zobaczył materiał w dłoni, poszerzył ten gest.
-Co to jest?- zapytała.
-Sukienka. Musiała się kurzyć w garderobie, a dlaczego pytasz?- udał, że niczego nie wie.
-Benjaminie jak mogłeś ją kupić, była droga. Bardzo droga.
-Jedna sukienka, nic wielkiego- podszedł do niej.
-Ona kosztowała fortunę. Nie powinieneś wydawać tyle pieniędzy na mnie. Jestem tylko twoją dziewczyną.
-Tylko?- zapytał i objął jej twarz swoimi dłońmi- jesteś wszystkim co teraz mam i tym, czego nie miałem w przeszłości. Ona się tobie należy Alexandro. Wiedziałem, że ci się podoba i żal ci było, iż jej nie będziesz miała. Postanowiłem ci ją kupić. Wiem, że nie lubisz tego, kiedy jesteś obdarowywana, ale co to dla mnie? Pamiętaj, jestem podopiecznym bogów. To wszystko jest z myślą o tobie.
-To przesada. Nawet wpłaciłeś pieniądze, które wydałam. Pozwól mi oddać chociaż część.
-Niczego od ciebie nie przyjmę Alexandro. Wszystko co mi oddasz, wpłynie do twojego konta. Nawet nie próbuj. Chcesz się odwdzięczyć? Załóż sukienkę przy najlepszej okazji i ciesz się nią.
-To nie fair- powiedziała.
-Nie podoba ci się?- zapytał.
-Jest piękna- odpowiedziała.
-A więc jest stworzona dla ciebie. Nie kłóć się ze mną. Ona należy do ciebie, zasłużyłaś na nią.
-Nie chce być na twoim utrzymaniu Benjaminie. Źle się z tym czuję. To tak jakbym się z tobą związała dla wygody.
-A taj jest?- zapytał spokojnie.
-Oszalałeś?!- zapytała zaskoczona. –Kocham cię- przytuliła się do niego bardzo mocno, przy czym odłożyła sukienkę na zdobioną skrzynię.
-No właśnie. Jesteśmy razem, czujemy to samo. Spójrz na to w inny sposób. Gdybym nie był faraonem, czyli jednym z bogów, co bym miał? Obudziłabyś mnie w więzieniu, potem pewnie odnalazł i co robił? Musiałbym być dla ciebie ciężarem. Pomyśl o mnie jak o podobnej osobie do ciebie. Mam to wszystko dzięki pochodzeniu. Ty zapracowałaś na to wszystko, ja mam to, bo jestem z królewskiej rodziny.  Mam to, bo nic nie zrobiłem.
-Ale to nie zmienia faktu, że mnie zbytnio rozpieszczasz- obroniła się.
-Rozpieszczam cię, bo cię kocham Alex- ucałował ją delikatnie. – Robię to, bo wiem, że masz ciężko i miałaś. Chce być twoją opoką, byś się uśmiechała. I udaje mi się z czego jestem bardzo zadowolony i dumny. Ciesz się tym, bym i ja się cieszył. Dlatego nie przejmuj się wartością rzeczy, którą dostajesz. Ty jesteś cenniejsza.
Wiedziała, ze widzi jak jej spojrzenie mięknie. Kochała go bardzo i on dobrze o tym wiedział.
-Też chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć Benjaminie- objęła jego szyję i stanęła na palcach, by się do niego przytulić. Otulił ją ramionami, czuła je na plecach. Jego naga pierś była zimna jak zwykle. Kochała ten chłód, tak jak i jego.
Nagle Benjamin położył ramię pod jej kolana i wziął w ramiona. Podszedł ze spokojem do łóżka i delikatnie ją położył. Od razu ułożył się koło niej na prawym ramieniu. Patrzyła w jego lśniące srebrem oczy. Delikatnie swoją dłonią pogłaskała jego policzek. Jak bardzo wdzięczna była losowi za tego mężczyznę.
-Skoro nie mogę cię obdarowywać jako dziewczynę, mam obdarowywać się jako narzeczoną lub żonę?- zapytał uśmiechnięty.
Spojrzała zaskoczona. Skąd taki pomysł?
-Słyszałem jak Alice zaczęła mówić o tym w centrum. I szczerze? Otworzyło mi to oczy. Chciałbym spędzisz każdą chwilę z tobą, byś była przy moim boku..
-Benjaminie, Carlisle stwierdził, że dożyję do pięćsetnego wieku. Nie jestem nieśmiertelna. Nie zawsze będę z tobą tu.
-Wymyślimy coś. Znajdziemy jakiś sposób. Musimy. W księgach nie ma jakiegoś zaklęcia?
-Nie wiem, może jest, może nie. Ale nie potrafię tego dokonać, równowaga zostałaby zachwiana i byłyby problemy. Nawet nie jestem pewna, że taki rytuał istnieję. A nie chcę doznać przemiany.
-Wiem, że tego nie chcesz. Dlatego musimy znaleźć coś w księgach. Mamy jeszcze trochę czasu. Na pewno coś znajdziemy.
-Ale jeżeli nie znajdziemy…- zamilkła na chwilę. –Jeżeli nie znajdziemy…
-Znajdziemy.
-Pozwól mi dokończyć. Jeżeli nie uda się, lub będzie zbyt wielkie ryzyko, że ktoś może na tym ucierpieć… przemienisz mnie?
Spojrzał na nią poważnie. Potrafiła zmienić się w takiego potwora jak on, byle by byli  razem.
-Nie chcesz być wampirem, szanuję to. Nie chce byś była nim na siłę. Zobaczymy co czas pokaże Alexandro- przyciągnął ją do siebie. Oparła się o jego nagą pierś- znajdziemy inny sposób i go wykorzystamy. Ale jeżeli nie da się nic zrobić i zgaśniesz, ja też. I wtedy spotkamy się w krainie moich przodków i bogów. Będziemy razem nawet wtedy.
-Skąd ta pewność? Przecież nie należę do twojej religii- powiedziała spoglądając na niego.
-Jesteś dziewczyną faraona, przyszłą żoną i królową Egiptu. Należysz już do niej.
-Nigdy nie myślałam o tak dalekiej przyszłości. O ślubie, dorosłości, jak będzie wyglądało moje życie za kilka lat i czy będę jeszcze wtedy żyła.
-Będziesz żyła. Jesteś silna i wiedz o tym. Mam zamiar po tym wszystkim zobaczyć cię w sukni przy kobiercu i usłyszeć nasze przysięgi, pocałować pierwszy raz jako żonę. Niestety nie będziemy mogli mieć dzieci i to będzie jedynym bólem w naszym małżeństwie. Jedyna rzecz jaką musisz zrobić, to powiedzieć mi, czy zgodzisz się w dniu, kiedy zapytam, czy za mnie wyjdziesz.
-Głupie pytanie-nachyliła się i pocałowała go, przy czym on przyciągnął ją tak, by leżała na nim. –Oczywiście, że się zgodzę. Tylko, nie wyobrażam sobie tego. To takie nie realne. Mam zaledwie dziewiętnaście lat. Nie wyobrażałam sobie tak mojego życia. Nie sądziłam, że będę czarownicą, że będę miała brata, że odnajdę zamkniętego wampira, którego pokocham. Do tego już przywykłam.  Ale nawet jako nastolatka przed i po przemianie, nie widzę siebie na ślubnym kobiercu.
-Dlaczego?- zapytał spokojnie dotykając jej policzek.
-Od zawsze bałam się, czy sprawdzę się w roli żony, matki. W tym przypadku żony. To jest zbyt szczęśliwe wydarzenie by mogło mnie spotkać. Jedno mnie już spotkało. Właśnie na nim leżę- uśmiechnęli się oboje.
-Ja sądzę, że zasługujesz na takie szczęście- obrócił się tak, że ona leżała na plecach, a on opierając się na ramieniu był prawie nad nią. –I dopilnuję by tak się stało.
-To też należało do obowiązków faraona?- uśmiechnęła się.
-Oczywiście ale jego priorytetem była królowa- nachylił się nad nią i musnął jej szyję. Dziewczyna westchnęła. Wiedział, ze to jej słaby punkt. –I to, by była zadowolona- przeszedł bliżej jej ust, aż doszedł do nich. Od razu do siebie przywarli. Mimo tylu różnic, byli razem. To dowód na to, że przeciwieństwa lubią się przyciągać. Obrócił się do niej, ze był nad nią. Rozwiązał jej szlafrok i była w samej koszuli. Jak bardzo uwielbiał ją w tym stroju.
Nagle przestał ją całować i spojrzał w zielone oczy ukochanej.
-Poradzimy sobie. Znajdziemy sposób byśmy byli cały czas razem. Dłużej niż pięćset lat.
-Uda się nam- powiedziała- musi.
Ponownie ucałował jej wargi. Więź była silnie wyczuwalna. Czuli to słodkie uczucie, które symbolizowało szczęście. Przesunęła dłońmi po jego piersi. Co jeżeli jednak się im nie uda odnaleźć odpowiedzi? Nie może tak być. Nie chciała być wampirem. Wiedziała, ze sobie nie poradzi w tym wcieleniu. Nie chciałaby zabijać i być groźną dla otoczenia. Cullenowie, Benjamin i Cleo mają opanowaną silną wolę, ale ona nie byłaby tak silna.
-Byłaś u mojej siostry?- zapytał nagle.
-Nie zdążyłam- oddała mu pocałunek- byłam zbyt przejęta sukienką.
-To dobrze. Niedługo będzie bal absolwentów, po twoich egzaminach. Chcę cię tam zabrać. I pragnę byś założyła tą sukienkę- wziął jej kosmyk włosów z twarzy i założył za ucho nastolatki.
-Zapraszasz mnie na szkolną potańcówkę?- zapytała.
-Tak- uśmiechnął się zadowolony.
-Nie jesteś za stary?- zaśmiała się.
-Bogowie, ty znowu o tym wieku- schował twarz w jej szyi.
-Będą tam sami nastolatkowie. Nie wiem czy spodoba ci się to. Tam nie będziesz faraonem, tylko zwykłym uczniem- pogłaskała jego głowę.
-Przeżyję to. Zrobię wszystko by cię zobaczyć w tym stroju.
-To będzie twoja pierwsza potańcówka w dwudziestym pierwszym wieku- stwierdziła.
-Pierwsza i na pewno nie ostatnia- zaśmiał się. –Jeszcze poimprezujemy.
-Nie wątpię w to. Ale na pewno nie jutro. Mam pierwszy trening.
-Boisz się go?- zapytał.
-Trochę. Nie wiem, czego się spodziewać. Czy dam  sobie radę? Czy sprostam tym zadani i , czy moc będzie mnie słuchała.
-Dasz radę. To tylko trening. Najważniejsze byś opanowała swoją moc. Wtedy będziemy kolejny krok dalej od rady.
-Myślisz, że uda nam się jakoś ich obalić? By odrzucili ten pomysł obalenia Volturi i ujawnienia się światu?
-Nie wiem co się wydarzy, ale chce doprowadzić to do końca. Oby zakończenie było dla nas szczęśliwie.
-Takie zakończenia lubię najbardziej- powiedziała zadowolona.
-I tak też musi być. Chodź już spać- położył się na plecach i ułożył ją na swoim ramieniu. –Jutro będziesz wykończona.
-Wiem, muszę porozmawiać też z Kasandrą. Miałam z nią powtarzać przedmioty ścisłe do egzaminów. Muszę się z nią umówić.
-Zajmiemy się tym jutro- pocałował jej czoło.
Przytaknęła ruchem głowy i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Zamknęła oczy i chciała zasnąć, kiedy nagle usłyszeli otwierające się drzwi. Spojrzała w tamtym kierunku. Siostra Benjamina weszła zadowolona.
-Nie nauczył cię nikt pukać?- warknął do niej.
-Też miło cię widzieć- powiedziała zadowolona. –Przyszłam tu tylko z jednego powodu.
-Coś się stało?- zapytała Alexandra.
-Nudzi się i przyszła zatruć nam życie- powiedział sam do siebie mężczyzna.
-Jesteś zły o byle co. Zaraz was zostawię i Alex będziesz mogła spać. Carlisle dzwonił i kazał ci przekazać, że nauczyciel będzie o jedenastej. Prosił byś była na tą godzinę.
-W porządku. Dziękuję- uśmiechnęła się do Egipcjanki.
-Widzisz?- spojrzała na brata. –Ona nie warczy na wszystkich tak jak ty.
-Podejrzewam, że jutro zobaczysz, że nie jest święta- powiedział Benjamin spoglądając na nastolatkę.
-Co masz na myśli?- zapytały obie kobiety.
-Carlisle uprzedził mnie wcześniej, że Rafael będzie na miejscu.
Zacisnęła dłonie w pięści. Nienawidziła swojego brata za wszystko co zrobił.
-Dlaczego dowiaduję się tego teraz?- usiadła i spojrzała na niego.
-Bo wiem, że go nienawidzisz i byłabyś zła. Nie chciałem ci psuć dnia.
-Słynny braciszek? Jak pozwolisz, mogę go zabić- uśmiechnęła się zadowolona.
-Nie dzięki Cleo. Będzie moją pierwszą ofiarą, po tym jak nauczę się panowania mocą- powiedziała zła na myśl, że go zobaczy.
-Musisz go naprawdę nienawidzić- stwierdziła jakby z podziwem Egipcjanka.
-Tak jak ja nienawidzę ciebie- dodał Benjamin.
-Nie masz za co. On próbował ją zabić, ja ciebie nie.
-Ale przez ciebie zamknął mnie na trzy tysiące lat w sarkofagu.
-Skąd miałam wiedzieć? Nadal jesteś zły? Alex pomóż.
-Wybacz Cleo, on ma prawo być na ciebie zły. Musisz jakoś się zrehabilitować. Bądź dla niej łaskawy- dodała patrząc na jej brata.
-Po moim trupie- powiedział.
-Jesteś okropny. Zostawiam was. Alex, gdybyś była tak wspaniała i doszła do jego rozumu, byłabym wdzięczna. Dobranoc- wyszła z pokoju.
Spojrzała na Benjamina. Położył się i przyciągnął ją do siebie. Zaczął delikatnie głaskać jej ramię.
-Nie zatajaj żadnych spraw przede mną, dobrze?- poprosiła.
-Co by to dało, ze bym ci powiedział? Byłabyś tylko zła- powiedział.
-Nie mów mi, że nie mam prawa być zła. Namieszał i to dużo, a na dodatek prawie mnie zabił.
-Też chciałbym go rozszarpać, ale to jedyny sprzymierzeniec, który był blisko Richarda i rady. Nawet nie wspominaj tamtego czasu. Nie chce tego nawet pamiętać- objął ją mocniej.
Zupełnie jakby miał zaraz powtórzyć się ten czas, kiedy jej życie było w niebezpieczeństwie przez jej brata.
-Dobrze, koniec tematu. Nie chce o tym znowu myśleć. Chodźmy spać.
-Musisz się jutro wyspać.
-Co ty w ogóle robisz, kiedy ja śpię? Przecież ty nie odpoczywasz.
-Rozmyślam, coś robię ale od kiedy jesteś tu ze mną, myślę i patrzę jak uroczo wyglądasz, kiedy śpisz.
-Ej, pewnie się ze mnie śmiejesz-schowała twarz w jego piersi. –Pewnie gadam przez sen, a ty słuchasz.
-Nie mówisz przez sen. Zazwyczaj skulisz się jak mała kotka i przytulasz. Raz na jakiś czas coś mówisz.
-A co?- zapytała zawstydzona.
-Raz mówiłaś imię Jack’a, raz moje. Kiedyś mnie wystraszyłaś, miałaś koszmar i łzy płynęły ci po policzku. Rano nie wiedziałaś o tym, więc nie mówiłem nic.
-Wtedy, kiedy w czasie śniadania pytałeś się mnie co chwilę, czy wszystko w porządku? Kiedy cały dzień przeleżeliśmy w łóżku?
-Tak, wtedy.
-Zrobiłeś się strasznie czuły dla mnie.
-Idealne stwierdzenie. Dla ciebie- zaśmiał się pod nosem.
-I to w tobie uwielbiam- ziewnęła.
-Śpij kochanie, jutro też jest dzień.

-Yhym- powiedziała ledwo słyszalnie. –Dobranoc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz