Translate

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 32 Dwie szokujące sytuacje.

Stał jak sparaliżowany. O co tu chodziło? Znał tą kobietę?
-Benjaminie wybacz, że zjawiliśmy się bez zapowiedzi. Rada dowiedziała się nowych informacji dotyczących ciebie i twojej przyjaciółki-uśmiechnęła się kobieta.
Egipcjanin lekko pochylił się do przodu w geście szacunku. O co tu chodziło?
-Oczywiście o Izydo-powiedział z szacunkiem.
Powiedział Izyda?! Ta IZYDA?! Przecież ona była boginią. Zaraz czy nie mówiła o radzie? Radzie boskiej?
-Alexandro to jest zwiastunka Izyda. Powinna ci być dobrze znana z ksiąg za czasów dzieciństwa by i nie tylko.
-Oczywiście-powiedziała lekko zszokowana. -Bogini magii, mądrości ale...-spojrzała pytająco na Benjamina.
- Tak-uśmiechnęła się kobieta- ty jesteś Alexandra, przyjaciółka Benjamina. Miło cię poznać.
- Mi również. Przepraszam ,że tak się zachowuje. Jestem troszeczkę zaskoczona.
- Rozumiem. Nie codziennie widzi się starożytnych opiekunów Egiptu.
- To ja nie będę przeszkadzać na zebraniu-powiedziała grzecznie- Pójdę do siebie.
- Nie zostań. Czekaliśmy na was. Wszyscy jesteśmy w salonie. Moglibyśmy porozmawiać? To sprawa dotycząca waszej dwójki.
-Oczywiście o Pani. Proszę-wskazał bogini i nastolatce salon.
Dziewczyna była nie tyle co zaskoczona ale i zdenerwowana. Zaraz stanie przed częścią rady bogów egipskich. Ona , zwykły człowiek zobaczy postacie o których czytała jako dziewczynka. Istoty o których wie, dzięki mamie. Weszła do salonu z Benjaminem. Cały czas trzymał ją za rękę i prowadził przy sobie.
Zobaczyła ich. Siedzieli przy stole. Wraz z boginią magii było ich siedmiu. Wyglądali zwyczajnie w wcieleniach ludzkich. Rozpoznała wszystkich. Wśród nich widziała : Boginie: Hathor, Izydę oraz Baset. Jak i Bogów: Ozyrysa, Horusa, Tota i Imhotepa. Wszyscy spojrzeli w ich kierunku. Czuła się troszeczkę zawstydzona. Nie spodziewała się tego.
- Salam alejkum. Witajcie w moim domu szlachetni. Cieszę się, że mogę was gościć.
- Witaj. Wybacz za tą niespodziewaną wizytę-odezwał się Ozyrys. Był zbudowany. Miał nagi tors , a w pasie był otoczony materiałem. Wiedziała, że to on po licznych bliznach na ciele. - Przedstawisz nam twoją przyjaciółkę? Nie zaszczyciliśmy się oficjalnym poznaniem.
Najchętniej zrobiłaby krok do tylu ale się powstrzymała. Zwiastun boga wskazał by usiedli przy długim stole. Podeszli. Wampir odsunął jej krzesło by usiadła. Podziękowała mu i zasiedli.
Ozyrys spojrzał na nią swoim poważnym , lecz życzliwym spojrzeniem.
-Benjamin opowiadał nam ,ze znasz rewelacyjnie naszą kulturę. Rozpoznajesz nas wszystkich?
-Tak sądzę-zdołała tylko powiedzieć.
-Mogłabyś powiedzieć kim jestem i czego jestem zwiastunką?-zapytała kobieta o czarnych włosach, białej sukience z symbolem kota na ramieniu, Bastet.
-Bogini Bastet. Jesteś Pani boginią miłości, radości, muzyki, tańca, domowego ogniska oraz płodności.
Kobieta uśmiechnęła się. Jak widać była bardzo pogodną postacią. Alexandra spojrzała na kobietę obok Bastet.
-Bogini Hathor. Zwiastunka miłości i nieba-powiedziała o kobiecie z czarnymi włosami i granatową suknią w złocie. Uśmiechnęła się jak poprzedniczka.
-Izyda. Pani płodności, opiekunka rodzin oraz magii
-Imhotep. Egipski lekarz i twórca piramid. Został Pan przemieniony w bóstwo. Opiekun pisarzy i twórca pisma-przytaknął uśmiechnięty. Spojrzała dalej-Thot. Bóg mądrości oraz czasu-przytaknął.
Spojrzała na młodego mężczyznę o sokolim wzroku.
-Horus. Syn Ozyrysa i Izydy. Pomściłeś ojca, po tym jak został zdradzony przez swojego brata, Seta. Opiekun opieki monarchii i społeczeństwa oraz nieba.-Doszła do ostatniej istoty- Ozyrys. Najwyższy sędzia zmarłych. Bóg zmarłych i odrodzonego życia.
Mężczyzna zaśmiał się krótko. Był zadowolony jak wszyscy.
-Jest niesamowita-pochwaliła ją Hathor- w lustrze kiedy widziałam ją w Egipcie nie miała okazji się wykazać. A tu proszę. Rzadko kto w tych czasach nas zna.
-Jak to mnie widzieliście?-zapytała grzecznie.
-Jak sama wiesz , jesteśmy bogami. Od czasu do czasu zaglądamy do lustra, to zwierciadło pokazujące osoby, które chcemy. Widzimy co robią na ziemi. Kilkakrotnie już cię sprawdzaliśmy. Pewnie zastanawiasz się dlaczego?-powiedział Ozyrys.
Przytaknęła.
- No widzisz. Byliśmy ciekawi jak wypuściłaś naszego podopiecznego, zwanego Benjaminem. Widzieliśmy cię w kilku sytuacjach. Dlatego znaliśmy cie już wcześniej z niego.
-Rozumiem-powiedziała. Zauważyła, że Benjamin się uśmiecha.
-Dobrze. Wróćmy do powodu naszego spotkania. Zgromadzenie zwane się Radą Lepszych była w twoim więzieniu-spojrzał na Egipcjanina.
O nie. Zaczęli poszukiwania?
-Dowiedzieli się o twoim zniknięciu miesiąc temu. Opuścili je bardzo szybko. Nie byli zadowoleni. Wyjechali tego samego dnia. Z tego co widzieliśmy i słyszeliśmy podejrzewają, że możesz coś wiedzieć o Alexandrze, swojej przyjaciółce.
-Jak nas powiązali?-zapytał wampir.
-Wiedzą, że szkoła do której chodziła miała wyjazd tam. Rozmawiali z niejaką Elizabeth Wyles. Powiedziała, że byłaś nieswoja po dłuższym czasie tam. Znasz tą kobietę?-spojrzał na nią.
-Jest moim opiekunem na uczelni.
-Wyjechali w kierunku dzisiejszej Hiszpanii i Portugalii. Tam planują być przez jakiś czas. Niejaki Richard szuka cię moja droga. Z tego co wiemy spotkałaś go-przytaknęła. -Zaczął wahać się czy aby na pewno cię wplątać w nasz świat.
-Nie wie, że moja moc się uaktywniła. Sądzi, że jestem po ślubie i prowadzę normalne życie. Myśli, że moja mama żyję.
-I to ich zdezorientowało. Szukają twojej matki i ciebie. Głównie ciebie. Podejrzewają, że twój mąż też jest wplątany w te sprawę. Choć z tego co wiemy, nie jesteś mężatką.
-To sprawka Benjamina, że tak myślą-spojrzała na przyjaciela. Uśmiechnął się.
-Rozumiem-zaśmiał się wraz z innymi. - To w twoim stylu.
-Widzieliśmy również sytuację przed waszym przyjazdem-zaczęła Izyda. -Masz brata Alexandro. Wiem, że ci się to nie podoba ale osobiście uważam ,że można mu ufać. Szczególnie po tym jak złożył przysięgę.
Przytaknęła ruchem głowy. Czy widzieli ich pocałunek? Dziewczyna teraz najchętniej spaliłaby się ze wstydu. Bogowie obserwują urywki z jej życia. Spojrzała na Hathor. Uśmiechnęła się tajemniczo,a zarazem życzliwie. Może ona widziała.
-Jesteś bardzo odważna, że pojechałaś na spotkanie by ratować przyjaciela-pochwalił ją Horus.
-Dziękuję-powiedziała.
-Co nie znaczy, że było również szalone. Jesteście bardzo do siebie podobni-zaśmiał się najważniejszy. - Nie zbaczajmy z kursu. Rada jest poirytowana i przerażona. Sądzą ,że jeżeli nie odnajdą dziecka singularis nie wykonają swoich celów. Przerażeni robią się bardziej niebezpieczni. Jedynym pocieszeniem jest to, że są bardzo daleko od was. Richard od razu po waszym wyjeździe z domu wyjechał z tego miasta. Sądzą ,że Gabriela wywiozła cię w inne miejsce.
-Podejrzewają czy moc się uaktywniła?-zapytał szarooki.
-Są zaniepokojeni, że możesz już być po wieku uaktywnienia. Chodź podejrzewają, a raczej mają nadzieję ,że masz moc.
-Nie mogą się o niej dowiedzieć. Jeżeli odbiorą mi moc, skrzywdzą wiele osób-powiedziała Alexa.
-Wiemy. Dlatego was informujemy-powiedziała Bastet. -Wiemy, że dacie radę z pomocą waszych przyjaciół.
Tylko ja nie chce ich narażać - pomyślała.
-To wszystkie informację które dziś zdobyliśmy. Stwierdziliśmy, że powinniście o tym wiedzieć.
-Dziękujemy. Liczę, że będę mógł się odwdzięczyć.
-Jesteś faraonem. Jesteśmy ci to winni. Jesteś teoretycznie jednym z nas. Będziemy już wracali. Dziękujemy za spotkanie.
Wstali. Poszła w ślady gości. Jej przyjaciel również wstał.
-Powodzenia-powiedział Ozyrys i zaczął znikać jak mgła.
Po nim odeszła reszta prócz Hathor i Imhotepa.
Mężczyzna powiedział do niej.
-Podejdź dziecko. Pokaż mi te rany na szyi, które ukrywasz.
Zaskoczona spojrzała na wampira. Przytaknął głową. Podeszła ściągając apaszkę. Położył swoje stare chude palce na jej szyi. Nagle poczuła ciepło. Potem przyszło ukojenie. Uśmiechnął się i wziął dłonie. Chwyciła swoją szyję. Nie czuła żadnych ran , zadrapań czy opuchlizny. Spojrzała na niego.
-Dziękuje-pochyliła lekko głowę w geście szacunku.
-Mam nadzieję, że do zobaczenia-zaczął znikać.
Wróciła do stołu koło Benjamina. Hathor stała i po chwili się odezwała:
-Poradzicie sobie?
-Oczywiście. Innej opcji nie ma-powiedział wampir.
Kobieta podeszła do dziewczyny i ją przytuliła. Alexandra była zaskoczona. Usłyszała jej głos, tak bardzo cichy, że nawet Benjamin nie mógł jej usłyszeć.
- Potrzebujecie siebie nawzajem. Będziecie razem szczęśliwi- odeszła i zniknęła.
te słowa szumiały jej w uszach. Była boginią miłości. Co ona planowała?
Benjamin podszedł do niej.
-Co ci powiedziała?
-Damska tajemnica-uśmiechnęła się słabo. Nie potrafiła mocniej. Nie dziś. Nawet po takiej niespodziance.
-No tak. Wy kobiety-objął ją.- Wszystko w porządku?
-Prócz tego, że rozmawiałam z bogami? Z postaciami którymi inspirowałam się od małego dziecka?
-No tak. Jakoś tak wyszło. Twoja mina była niezapomniana.
-Tak jak w dniu uwolnienia ciebie-powiedziała złośliwie.
-Ta była bardziej warta zapamiętania. Wtedy się bałaś. Dziś byłaś onieśmielona.
-Nawet bardzo-ziewnęła.
-Idź się położyć. to nie był udany dzień.
-Zakończenie dnia nawet mi się podobało-stwierdziła.
-Cieszę się. A teraz leć zanim sam cię zaniosę.
-Już biegnę-uwolniła się z jego objęć i poszła w kierunku schodów.
***
Był środek nocy. Siedział w swojej sypialni na wielkim łożu. Jedyne co zrobił wcześniej to przebrał się w czarną koszulę i spodnie. Medalionu nie ściągał jak zwykle. Rozpiął pierwsze trzy guziki koszuli, nie lubił, kiedy był zapięty na ostatni guzik. W dłoniach miał księgę szatynki. Chciał ją przejrzeć. Zamierzał jej jakoś pomóc na czas dopóki Carlisle nie znajdzie nauczyciela. Ale skończyło się tylko na chęciach. Otworzył książkę i nie mógł odczytać słów. Były to same symbole, które ona widziała je jako słowa. Tak księga chroniła się przed tymi co nie są godni. Zbliżała się druga w nocy. W głowie miał scenę z lasu, gdzie Alexandra chciała uciec. Tak naprawdę myśli ciągnęły do jednego czynu. Pocałunku. Pierwszy ICH pocałunek. Pierwsze złączenie ich wspólnych warg. Jakie to wtedy było cudowne. Czuć jej miękkie usta. Było mu wtedy przyjemnie, jej też. Więź ich nawzajem informowała. Był w tym czasie najszczęśliwszym potworem na świecie. Zawsze w starożytności całował masę kobiet ale nie z miłości tylko żądzy zaspokojenia swoich pragnień i wybuchu namiętności. Nigdy nie z miłości. Teraz czuł takie dziwne emocje, że zaczął podejrzewać jedno. Czy kocha tą dziewczynę? Zrobiłby dla niej wszystko, nawet więcej.
Nagle jego przemyślenia przerwał krótki krzyk. Alexandra! Wampirzym tempem wybiegł z pokoju do niej.
Otworzył drzwi i zobaczył ją. Siedziała na środku łóżka  zakrywając dłońmi twarz. Oddychała głęboko. Szybko do niej podszedł.
-Alex co się stało?
-Spojrzała na niego. Była przestraszona.
-Nic. To tylko koszmar. Przepraszam. Nie chciałam krzyczeć.
-Cała się trzęsiesz. Na pewno wszystko gra?
-Tak jakby, chyba tak-zaczął schodzić z łóżka. Wiedział, ze nie lubi pokazywać się w kozuli. Nagle chwyciła jego nadgarstek. Obrócił się do niej i usiadł obok. Nie zamierzał nigdzie odchodzić.
-Proszę nie zostawiaj mnie samej. Nie mogę być sama...
-I nie będziesz , spokojnie jestem tu. Położymy się. Spokojnie.
Dziewczyna przytaknęła i powoli się położyła. Chłopak okrył się do polowy kołdrą i przyciągnął do siebie. Wtuliła się w jego pierś,a on położył swoją dłoń na jej plecy. Zaczęła się uspokajać. 
-Spokojnie. Cały czas tu będę.
Leżeli cały czas razem. Nastolatka nie może zasnąć. Coś nie było w porządku.
-Nie możesz spać?-zapytał po czasie.
-Nie mogę. Nie wiem dlaczego.
Cały czas była jakaś niespokojna. Nie będzie pytał co jej się śniło, gdyż to nie pomoże. Musi zmienić temat na pozytywny. Już wiedział jaki.
-Wiesz, że za cztery dni jest gwiazdka? Twoje ulubione święto-zaczął.
-Tak szybko?-wydawała się zaskoczona-tyle czasu minęło.
-Może spędzimy ten dzień razem?-zapytał z nutą nieśmiałości.
-Było by miło.
-Możemy jeszcze zaprosić Jack'a jeżeli nigdzie nie wyjedzie.
-Naprawdę?-spojrzała na niego. - Mogłabym?
-Oczywiście. Możesz tu robić co tylko zachcesz. Nie musisz się mnie pytać. To jest również twój dom.
-Dziękuje jesteś najlepszy-wtuliła się ponownie. Miło było sprawić jej radość. - Miał spędzić święta ze mną i mamą, gdyż jego bliscy mieszkają w Europie i nie jest w stanie pojechać do nich. Będzie mu miło. Szczególnie po tym co zrobił mu Rafael.
Nie cierpiał tego chłopaka. Żałował, iż nie zdążył się na nim wyżyć.
-Też tak sądzę. Jesteście prawie jak brat i siostra. Dla mnie jest dobrym znajomym. To w takim razie Święta obchodzimy.
-Muszę zająć się jedzeniem. Ty masz łatwo bo pożywiasz się tylko krwią.
-Wiesz mogę ci to załatwić, iż też będziesz się pożywiała nią.
-Nie dziękuje-usłyszał jej krótki śmiech. -Mam dość przemian. A w ogóle za długo trwałoby moje życie.
-Wiesz ile rzeczy byśmy zrobili? Wiele.
-Może i tak.
-Skoro mowa o długim życiu. Nie długo strzeli ci dziewiętnastka.
Zaśmiała się.
-Kolejne zmarszczki mi dojdą. Zestarzeje się i z każdym dniem będę coraz brzydsza. Taka natura ludzi.
Wziął z jej pleców dłoń. Położyła się na materacu. Chłopak oparł się na łokciu i bawił jej kosmykiem lokowanych leciutko włosów.
-Miałabyś być brzydka? Powiedz kiedy, bo sądzę , że nie zauważę-uśmiechnął się.
-To mówię ci teraz. Nie należę do królowej piękności-spojrzała na niego.
-i dobrze, iż nią nie jesteś. Z tego co wyczytałem i zobaczyłem wcale nie są piękne. Są sztuczne i niezbyt mądre.Są twoim przeciwieństwem.
-Co ci się stało Benji? Cały czas mnie chwalisz. Chwalisz człowieka.
-Ciebie można. Niektórych nie. Lecz nie chwalę cię. Stwierdzam fakty. Jesteś dobra tu-delikatnie dotknął jej czoła- i tutaj. Szczególnie tutaj-dotknął miejsca gdzie miała serce.
-Co ja z tobą zrobiłam-westchnęła.- Zrobiłam z ciebie romantyka-zaśmiała się.
-Nie takiego romantyka-delikatnie dotknął jej biodra i delikatnie przeszedł na udo.
-Ale nadal zachowałeś swój urok starożytnego pocieszania-zaśmiała się ponownie. Jaka to była piękna melodia.
-Zawsze zostanie-również się zaśmiał.-Kocham to robić.
-Mimo tego i tak cię uwielbiam. A kiedy tobie strzeli na kark tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt jeden lat?
-Na ten kalendarz. W pierwszy dzień stycznia.
-Niedługo. 
-Może i tak. Ale najpierw są twoje. Jak chciałabyś spędzić swoje święto?
-Zazwyczaj siedziałam w domu z mamą. Nigdy nie traktowałam poważnie urodzin. Wszyscy się w nie angażowali prócz mnie.
-Jak tak można. W tym dniu trzeba zrobić imprezę.
-Miałam małe przyjęcia.
-Tych urodzin w życiu nie zapomnisz. 
-Benji nie przesadzaj.
-to będzie niespodzianka. Nie zatrzymasz mnie.
-Wiem. Ale proszę. Miej granicę wyznaczoną. Nie przesadź. 
-Postaram się.
Nagle przestała się uśmiechać. Myśli wróciły?
-Czy to na pewno dobry czas na takie rzeczy?
-Alex. Na to zawsze jest czas. Nie myśl o tym. Skup się na czymś wesołym. Na świętach, na nadchodzących urodzinach.
-To trochę trudne-wyznała.
-Będzie łatwe, jeżeli pomyślisz, co zrobimy jak wszystko minie. Wiesz co mam zamiar zrobić?
-Nie?-była ciekawa.
-Najpierw zabrałbym cię na wycieczkę dookoła świata.
Ponownie się zaśmiała. 
-Zabrałbym cię wszędzie , gdzie byś chciała. Zobaczyłabyś wszystko. 
-Wziąłbyś mnie znowu do Egiptu?-zapytała.
-Obowiązkowo. Pokazałbym ci , gdzie się wychowałem, miejsca w których lubiłem być. Wszystko. Ale będę oczekiwał jednej sprawy od ciebie.
-Jakiej?-zapytała.
-Żebyś się zgodziła. Tu i teraz. Będę mógł cię zabrać na wyjazd? Na małe wakacje.
-Perspektywa wyjazdu bardzo mi się podoba-uśmiechnęła się sennie.
Chwycił jej policzek i zaczął delikatnie go dotykać kciukiem. Zamknęła oczy. Przy tym zaczęła zasypiać.
-To znaczy, że się zgadzasz.
-Tak-powiedziała odpływając w krainę Morfeusza.
-Cieszę się.
Siedział z nią kolejne chwile. W końcu zasnęła. Leżała oddychając spokojnie. Nie widział łez czy smutku. Tak wyglądała najlepiej. Bez negatywnych uczuć.Położył się,a po chwili przytuliła się do niego przez sen. Nie mógł się powstrzymać i został z nią ,aż do ranka.
***
Słońce. Czuła na swoim policzku jego promienie. Otworzyła oczy. Dzień był nie do poznania. Słońce świeciło z nad chmur, których nie było aż tak dużo. Z podziwem znowu się położyła. Nagle doszła do wniosku, że nie leży na materacu, tylko na człowieku. Spojrzała na Benjamina. Zaśmiał się.
-Spokojnie. Do niczego nie doszło-powiedział wesoło.
O co chodziło? Aha. Już wie. Pierwszy raz jak się obudziła z nim wystraszyła się, że doszło do zbliżenia. Lubił wypominać jej dziwne zachowania.
-Sądziłam, że mi się śniłeś-powiedziała szczerze.
-Cóż gdyby tak było miałabyś piękny sen.
-Podejrzewam skromnisiu-dała mu kuksańca w ramię. - Która godzina?-usiadła i przeciągnęła się
-Dochodzi jedenasta.
Spojrzała zaskoczona.
-Tak długo spałam?
-I tak zbyt mało śpisz. Możesz sobie codziennie tak długo leżeć w łóżku. Potrzebujesz odpoczynku.
-Wiem , wiem. Powtarzasz mi to cały czas.
-A ty zaczynasz stopniowo się słychać.
-Możliwe. Wiesz, chciałam ci podziękować.
-Za co?
-Za wczoraj w lesie-powiedziała rumieniąc się. Pewnie wspomniała ich wspólny pocałunek -i za to w nocy. Nie poradziłabym sobie sama.
-Od tego jestem. W życiu bym cię nie wypuścił i nie zmienię zdania. Zapomnij o tym pomyśle. Uśmiechnij się, odpocznij. Cieszę się, że mogłem ci pomóc-chwycił jej dłoń
Uśmiechnęła się, położyła na łóżko i schowała się pod kołdrę.
-Co ty robisz?-zaśmiał się krótko.
-Zdycham, odpoczywam-powiedziała spod zakrycia.
-To skoro zdychasz , ja zadzwonię do Jack'a z zaproszeniem.
Kiedy to usłyszała szybko wyskoczyła z łóżka. Chłopak trzymał telefon w ręce. Chciała mu go zabrać, lecz ten podniósł rękę tak by nie mogła sięgnąć. Założyła ręce na piersi. Zrobiła złą minę.
-Zła w koszuli nocnej o poranku wyglądasz uroczo.
 Spojrzała na siebie, potem na niego. Podskoczyła by złapać telefon. Nie dała rady.
-Oddaj mój telefon!-warknęła-masz swój!
-I tak pierwszy do niego zadzwonię nawet jeżeli teraz pójdę po swój, który leży w mojej komnacie.
-A chcesz się założyć? Oddaj go.
-Policz do trzech i zaczynamy.
 -Niech ci będzie-powiedziała.
Rzucił jej telefon do dłoni. Złapała go. Stał i czekał.
-A więc: raz... dwa... trzy!-zniknął.
 Szybko narysowała literę J na ekranie. Telefon od razu zaczął telefonować do przyjaciela. Czekała. Usłyszała połączenie. Benjamin chyba nie dodzwonił się jeszcze do niego. Nagle usłyszała odbieranie komórki :
-Halo? Cześć Alex.
-Tak dodzwoniłam się pierwsza! -krzyknęła z radości.
-Eeee Alex o co chodzi?-zapytał zaskoczony przyjaciel.
-Nic takiego. Moje dziwactwa. Słuchaj mam do ciebie sprawę i nie waż się odmówić.
-Okej. Dla ciebie wszystko.
-Niedługo jest gwiazdka. Chcesz spędzić ją ze mną i Benjaminem w jego domu?
-Oczywiście Alex-był zadowolony. -Chętnie spędziłbym z wami trochę czasu. Na pewno to nie problem? Nie chce byś się litowała nade mną
 -Nie ma problemu. Sam to zaproponował. Mieliśmy spędzić razem święta , jak co roku od kilku lat. Święta bez ciebie nie będą takie jak zawsze.
 -Alex pewnie, że przyjadę. Będzie to sama przyjemność.
 -Cieszę się. A jak się czujesz? Przepraszam, że nie zadzwoniłam wczoraj. To nie był udany dzień.
-Jest coraz lepiej. Nie czuję już prawie bólu. Tylko powiedz mi jak ty się czujesz? Rozmawiałem z Benjaminem. Nie chciał mi zdradzać szczegółów, bo chciał bym z tobą porozmawiał. Rozmowa z bratem nie była zbytnio miła?
Był kochany, oboje byli kochani. Jack troszczył się o jej samopoczucie. Benjamin nie chciał innym mówić o jej problemach. Chciał by zostało to między nimi. Co bez nich by zrobiła?
-Jest olbrzymim dupkiem delikatnie mówiąc-powiedziała. -Przypomniał sobie na końcu, że jestem jego siostrą. Powiedział wiele. Nie może nas zdradzić bo wykonał przysięgę wieczystą.
-Słyszałem. Podejrzewam, że Benjamin się na niego rzucił?
-Podobno. Jak przyszłam było w miarę spokojnie. Gadaliście wczoraj?
-Tak. Rozmawialiśmy. To jakie plany masz związane z tą wigilią?
 -Powiedz mu, że jadę po niego!-usłyszała krzyk Benjamina.
Była zaskoczona. Wszedł do jej pokoju. Stanął przy drzwiach.
 -A nie mówiłam, ze pierwsza się dodzwonię -powiedziała do niego.
-Niech ci będzie. Powtórz mu, ze będę za chwilę.
-Benjamin kazał ci przekazać , że będzie za chwilę u ciebie. Dasz radę wyjść ze szpitala?
 -Alex bez problemu, skoro macie już plan działania, będę gotowy. 
-Świetnie do zobaczenia-pożegnali się.
-Zadowolona?-zapytał widocznie szczęśliwy z siebie.
-Bardzo. A najbardziej podoba mi się to, że byłam szybsza od wampira.
-Dałem ci wygrać. Nie przystoi rywalizować z damą-mrugnął okiem.
-Uważaj bo ci uwierzę-odłożyła telefon i położyła ręce na biodrach. Zapomniała, że jest w koszuli nocnej. -Nie przyznasz się nigdy do tego, że człowiek cię pokonał i to jeszcze dziewczyna.
-Alex-powiedział  patrząc na nią.
-Benji-powiedziała rozbawiona.
Nagle znalazła się w jego ramionach. Zaniósł ją do łóżka i wrzucił ją do niego. Następnie zakrył kołdrą.
-Hej! Za co? -odkryła się kołdrą.
 -Nie mogę się skupić przez twój stój-powiedział rozbawiony.
-Jaki?-rozłożyła się na łóżku śmiejąc się.
-Co za zmiana. Wcześniej rzucałabyś we mnie czym popadnie bym ciebie nie zobaczył w tej czarnej koszuli.
 -Może zmieniłam zdanie?-zaśmiała się i położyła się na brzuch przodem do niego.-Teraz mogę, tak sądzę. Znam cię dłużej, a w ogóle przebrałeś mnie, kiedy zasnęłam przy tobie na kanapie. Ale postaram się byś nie musiał mnie znowu przebierać.
-A szkoda. Podobało mi się-westchnął jak zawodowy romantyk.
-Wybacz. Nie urodził się na świecie taki człowiek, który by wszystkim dogodził.
-Podejrzewam. Ja już jadę po Jack'a. Potem będę musiał was zostawić.
-Śniadanko?-zapytała wstając.
-Skoro tak to nazywasz. Owszem śniadanko.
-Dobrze. To jedź. Ja pójdę się wykąpać.
-Sama?-udał zawiedzionego
 -Tak sama -zaśmiała się. Podeszła i przytuliła go-dziękuje. Dziękuję, że może tu zostać. Za wszystko.
-Alex mówiłem ci, żebyś nie dziękowała. Cieszę się, że będziesz zadowolona.
-Jesteś kochany-powiedziała całując go w policzek. Delikatnie położył dłoń na jej policzku. Pogłaskał go kciukiem. Uśmiechnęła się lekko.
 -Spędzimy ten czas inaczej. Musisz się rozerwać, wszyscy musimy. Inaczej zwariujemy. Idź się wykąp, a ja pojadę po niego.
 ***
 -Cześć Alex-powiedział Jack obejmując na przywitanie przyjaciółkę.
Wyglądał o wiele lepiej. Oczy nie były zamglone tylko żywe. Lśniły błękitem. Cera nie była szara tylko śniada z rumieńcami. Poruszał się szybciej jednak nadal wolno. Rana jeszcze go ograniczała. Był uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Cześć Jack-objęła go również.
Czuła ulgę, że jest z nim coraz lepiej. Wprowadziła go powoli na piętro i powiedziała gdzie co jest. Benjamin zniknął w lesie. Pokazała mu pokój w, którym będzie mieszkał. Był podobny do jej komnaty, lecz różnił się ozdobnością i kolorystyką. Pokój był w odcieniach granatu. Przyjaciel miał już w nim swoje rzeczy. Egipcjanin je przyniósł przed wyjściem. Po krótkim oprowadzeniu siedzieli w kuchni i jedli drugie śniadanie, dla dziewczyny było to pierwsze. Opowiadała mu o spotkaniu z bratem.
-Wychodzi na to, że nie ma ich w mieście. Podejrzewają, iż moja mama mnie i mojego'' męża'' wywiozła z miasta. Rafael działał na własną rękę-powiedziała.
-Czyli Richard potrzebuję cię, a jego syn chciał ciebie zabić. To bez sensu. I udało mu się to ukryć?
-Richard jest podobno opętany władzą.Moim zdaniem jest to bardzo prawdopodobne z tego co słyszałam.
-I że on jest twoim ojcem. To pewne?
 -Niestety-spuściła wzrok na sałatkę-w notatkach mamy wszystko jest napisane. To jest pewne tak jak to, iż tu siedzę Jack.
-W ogóle nie jesteś do niego podobna. Nie zachowujesz się jak ten potwór. Jesteś jak matka.
 -Właśnie, że zachowuje się jak on-powiedziała smutno.
-Niby jak? Co takiego zrobiłaś czy robisz Alex?
-Wczoraj.... jak byłam w domu Cullenow. Widziałam Rafaela i jak zaczęliśmy rozmawiać, kłócić się...-łzy zaczęły się ujawniać. Wytrzymała je, nie mogła teraz płakać.- Zaczął mówić do mnie o tym, że nie jestem wychowana jak prawdziwa zaklęta, o tobie i innych rzeczach. Byłam tak wściekła, że....-wymknęła jej się łza, szybko ją starła- że miałam chęć by go zabić. Chciałam wyciągnąć ten sztylet po mamie, który znalazłam na strychu i wbić go w niego. To mnie prześladowało. Chęć była tak mocna.... Powstrzymała mnie tylko Rose, która trzymała dłoń na mojej dłoni i Benjamin, który był tuż obok. Gdyby nie to, zrobiłabym mu krzywdę. Potem bym żałowała. Nie wiem co się ze mną dzieję. Ale to, ta cząstka Richarda jest we mnie. 
-Nie mów w ogóle tak!-powiedział rzeczowym tonem.-Nie jesteś taka jak on. On zabiłby bez zahamowań. Nie żałowałby tego. Ty inaczej zareagowałaś-chwycił jej dłoń.- To normalne chcąc się rzucić na niego i coś zrobić. Byłaś zła i przestraszona. Zrobił coś mi i tobie wściekłaś się. Ty byś żałowała. Masz wybór zrobić to lub nie. Nie zrobiłaś tego. Chodź mogłaś. Richard nie zawahałby się. Zabiłby z zimną krwią. To ciebie różni. Nie jesteś taka jak on. Nigdy nie będziesz.
-Chce tak myśleć ale jednak jestem jego córką.
 -Genetycznie tak, na papierku tak, lecz w więzi czy relacji nie. Zawsze możesz wybrać. 
-A jak wybiorę źle?-zapytała z wątpliwością.
-To strzelę w tą twoją śliczną głowę-uśmiechnęła się. -Nie ma szans byś źle wybrała. Nie byłabyś wtedy Alexandrom Walker. Zaśmiała się.
-Pokładasz we mnie zbyt duże nadzieję. Ty nie jesteś żadnym dziwolągiem, który coś ukrywa.
Nagle chłopak spoważniał. Czy powiedziała coś nie tak?
-Jack? Coś nie tak? Powiedziałam coś złego?-zapytał lekko zdezorientowana.
-Alex, co do ukrywania tajemnic.... pamiętasz jak chciałem ci coś wyznać w szpitalu?
-Tak?-zapytała zaskoczona- tak, pamiętam. Chciałabym żebyś nie czuł się przymuszony do mówienia mi wszystkiego.
-Ale ja powinienem ci to powiedzieć. Nie ważne jakie to okoliczności, ale muszę , teraz.
-Okey? Słucham, co chcesz mi powiedzieć.
Chłopak wyglądał jakby miał zaraz stąd uciec. Był zdenerwowany.
-Ja... spotykam się z kimś-powiedział powoli.
Uśmiechnęła się. Bał jej się wyznać, że z kimś się spotyka? Uśmiechnęła się. To była rewelacyjna wiadomość.
-Świetnie! Dlaczego mi nie powiedziałeś od razu? Opowiadaj-oparła się o blat stołu- jaka jest? Wysoka? Szczupła? Miła? Czym się interesuje? Jak ją poznałeś? Od kiedy jesteście razem?
Miała tyle pytań. Była szczęśliwa, że przyjaciel w końcu kogoś sobie znalazł. Ale coś jej nie pasowało. Chłopak był coraz bardziej spanikowany.
-I właśnie tu jest problem...-zamilkł na chwilę. O co chodzi? -Chodzi o to, że to on, nie ona.
Spojrzała zdezorientowana. Czy jej przyjaciel jest homoseksualistą?!
-Słucham?-powiedziała zaskoczona- jeżeli nie chcesz mi powiedzieć o niej to w porządku....
-Alex mówię poważnie-powiedział bliski załamania.
Oparła się o krzesło. Nie żartował. Mówił poważnie. Ale... dlaczego był załamany? Powinien się cieszyć. To troszeczkę dziwne, dowiadując się ,że najlepszy przyjaciel z dzieciństwa jest innej orientacji.
-Wiem co chcesz powiedzieć. Idę się spakować-odsunął krzesło i wstał.
-Oszalałeś?!-szybko wstała i podeszła na przeciw niemu- nigdzie się nie pakujesz.
-Alex, czy ty zrozumiałaś, co ci powiedziałem?
-Tak. Spotykasz się z kimś i masz inną orientację ale dlaczego miałabym cię wyrzucać?!
-Dlatego, że jestem inny w najdziwniejszy sposób.
-A ja? Też jestem dziwna. Twoja przyjaciółka jest czarownicą. Ty jesteś przy mnie całkowicie normalny-uśmiechnął się tak jak ona- Jack-przytuliła go- nie obchodzi mnie kim jesteś, ważne, że jesteś szczęśliwy.
-Nie brzydzisz się mną?-zapytał w jej włosy.
-Jak bym mogła? To by o mnie źle świadczyło. Jesteś moim przyjacielem na dobre i złe. Nic tego nie zmieni.
-Dziękuje Alex-powiedział z ulgą w głosie.
-Ktoś jeszcze o tym wie?-zapytała
-Benjamin. W szpitalu przez przypadek się dowiedział.
-I niczego mi nie powiedział?
-Prosiłem go o to. Chciałem ci to osobiście powiedzieć.
-Rozumiem. A kim jest ten szczęściarz?
-Pamiętasz Calluma?
-Tego z projektu archeologicznego? Tego blondyna z równoległej klasy?
-Tak. To on.
-Muszę ci przyznać, masz niezły gust-zaśmiał się.
-Uwielbiam cię Alex, dziękuje.
-Nigdy nie myśl, że odwrócę się do ciebie plecami. Zbyt bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też Alex, jak brat i siostra-wyciągnął mały palec.
-Jak brat i siostra-zahaczyła swoim palcem o jego, jak to robili w dzieciństwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz