Translate

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 31 Rafael

-Cześć Jack- rzuciła na przywitanie.
-Hej Alexa-uśmiechnął się rówieśnik.
Przyjechała z samego rana. Osoby odwiedzające mogły być dopiero od dziesiątej rano. Położyła na szafkę
koło łóżka torebkę i małą paczkę z jedzeniem dla przyjaciela. Podeszła do niego i przywitali się znanym już od wielu lat buziakiem w policzek.
-Przyniosłam ci małe co nieco. Podejrzewam ,że szpitalne jedzenie nie jest idealne.
- Jeżeli będę musiał tym się pożywiać przez kilka dni, trzy razy na dobę , sami mnie uśmiercą-zażartował. Jak on to robił? Poprzedniego dnia dowiedział się ,że istnieją postacie z filmów i legend, prawie go straciła, a on potrafił się teraz z tego śmiać.
- Jak się czujesz?-zapytała chwytając jego dłoń.
- Boli mnie jeszcze brzuch po sztylecie ale tak to jest w porządku. Prócz jedzenia.
Uśmiechnęła się smutno.
- Ej co jest?-zapytał.
- Nic takiego. Jack ja... przepraszam ,że dowiedziałeś się wszystkiego w taki , a nie inny sposób. Chciałam ci powiedzieć w dniu , kiedy razem jechaliśmy do miasta. Ale potem stwierdziłam, że jednak to nie dobry czas. Potem ten wypadek. Przeze mnie jesteś tutaj i ja jestem temu wszystkiemu winna-powiedziała patrząc na niego śmiertelnie poważnie.
-Alex, Alex -westchnął- nie obwiniam cię. Rozumiem, że nie chciałaś mnie nastraszyć i w ogóle. Rozumiem. Nie obwiniaj się. W tym jest również trochę mojej winy. Gdybym był uważniejszy nie zaszedłby mnie od tyłu, a gdybym zauważył twoje dziwne zachowanie , powiedziałabyś mi. Znam cię.
- Przez twoje przemówienie czuje się jeszcze gorzej-powiedziała. Zaśmiali się krótko. - Naprawdę nie jesteś zły? Nie przeraża cię to? Sądziłam ,że zareagujesz tak jak ja kiedyś. Że będziesz się bał. Że obrazisz się za kłamstwa.
- Alex wiem ,że chciałaś mnie chronić. Masz problemy od samego początku przyjazdu do tego miasta. Radziłaś sobie. Potem dowiedziałaś się ,iż twój ojciec ,a raczej człowiek ,który powinien nim być jest zły i szuka cię do niezbyt dobrych celów. Chciałaś bym był bezpieczny. By do mnie nie dotarli. Rozumiem. Powinienem być ci wdzięczny za te gesty. A w ogóle wampiry i wilkołaki są moimi przyjaciółmi. Powinienem się cieszyć. Nie każdy jest takim szczęściarzem.
- Naoglądałeś się za dużo filmów-zaśmiała się.
- Może i tak. Wiem ,że mnie nie skrzywdzisz Alexa. Ty muchy byś nie skrzywdziła. Dlatego się nie boję.
-Oj zabiłam kilka much w Forks i Sydney-zażartowała.
-Wiesz o co chodzi-zaśmiał się. -Gdzie masz Benjamina?
- Jest w lesie. Na polowaniu. Dom Cullenów jest bardzo blisko. Postanowił ,że przyjdzie do nich. Masz pozdrowienia od nich. Nie chciał nam przeszkadzać. Zaraz pewnie zaczną rozmawiać z ... no , z moim bratem.
- Dziękuje. Również ich pozdrów. A co do tego Rafaela. Benjamin mu dokopie-powiedział na pocieszenie- ty go dobijesz. Nie masz co się martwić.
- Przed chwilą mówiłeś ,że nie skrzywdziłabym muchy, a mam bić tego człowieka.
- On nie jest muchą-zaśmiał się.
- Mam nadzieję ,iż teraz wszystko się wyjaśni. Myślałam wczoraj, że już po nas. Był w prawdziwej furii. Zaczęłam się go bać. Chociaż wiem ,iż z Cullenami jestem bezpieczna... Jak go zobaczę nie wiem jak zareaguję, czy płaczem , czy gniewem.
- Znając ciebie-udał zastanowienie- gniewem.
-Dzięki, Jack. Wiesz... Chciałabym ci powiedzieć ,że skoro wiesz już tyle to, nie mam żadnych tajemnic. Już nie. Będę ci wszystko mówić.
- Wierzę ci-powiedział nagle smutny.
- Co się stało? Wszystko w porządku?
-Tak tylko... ja mam jedną tajemnicę i... boję się ci ją powiedzieć. Znienawidzisz mnie. Będziesz się mnie brzydzić. Wściekniesz się. Chce ci to powiedzieć ale ... -przerwała mu gestem ręki.
- Jack-chwyciła jego dłoń w swoje- dobrze. Zróbmy tak. Kiedy będziesz gotowy powiesz mi o co chodzi. Nie rób niczego na silę. Musisz być gotowy. Ale chce byś wiedział, słuchaj teraz uważnie, cokolwiek to będzie nie odwrócę się od ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi na dobre i złe. Możesz być nawet trędowatym, a i tak będziesz dla mnie jak brat. Nic tego nie zmieni.
- Zmienisz zdanie jak się dowiesz ale dobrze. Wierzę ci na słowo. Będziesz pierwszą osobą ,której to powiem. Chodzi o to....-zamilkł. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Przepraszam Panienkę ale musi pani już wyjść. Pacjent będzie miał badanie.
- Dobrze już wychodzę-powiedziała do kobiety. Zwróciła się do Jack'a - do zobaczenia. Zadzwonię wieczorem. Wszystko będzie dobrze.
-Do zobaczenia. Powodzenia na rozmowie-uśmiechnął się porozumiewawczo- a i powiedz Benjaminowi by do mnie zadzwonił. Spojrzała zaskoczona. Przytaknęła i wyszła z sali.
***
Benjamin wraz z całą rodziną Cullenów oraz Sethem i Jacobem ,  siedzieli w salonie domu. Wśród nich znajdował się Rafael. Emmet i Jasper mieli na niego oko. Egipcjanin pilnował się by nie rzucić się na brata Alexandry. Od ponad godziny Carlisle uświadamia go, że Gabriela zmarła na skutek zatrucia przez Richarda. Chłopak nie chciał w to wierzyć.
- To jest jakiś skandal. Ojciec może i jest nienormalny ale nie zabiłby własnej żony , mojej matki i siostry -powiedział w końcu. 
Kiedy to usłyszał, nie wytrzymał. Szybkim ruchem chwycił przód koszulki chłopaka i przygwoździł go do ściany.
-Benjaminie spokojnie-powiedziała Esme.
-Teraz sobie przypomniałeś ,że masz siostrę?  Jakoś przez te tygodnie chciałeś ją zabić, tak jak Richard jej matkę.
-Benjaminie odstaw go -poczuł dłoń Carlisla na ramieniu.
Odstawił go. Rafael usiadł na kanapie, gdzie wcześniej.
- Nie rozumiecie tego- zaczął Benjamin- nie musieliście patrzeć jak ona cierpi. Jak płakała, siedziała przygnębiona , z nie wiadomo jakimi myślami. Nawet nie mogła się do cholery wyspać, bo ten gnojek się pojawił! I ma mu teraz się przyglądać? Patrzeć po tym co jej zrobił? Przecież dwukrotnie o mało co jej nie zabił!
- On ma rację-usłyszał głos Emmeta. Spojrzał na siłacza- kiedy zostałem u niej w domu miała koszmary. Nie wspominam nawet jak wtedy się zachowywała. Przez tego gnojka wszystko się zaczęło.
- Popieram ich-wtrąciła się Rosalie- Alex o mało co , a by zginęła. Nie powinna w ogóle z tobą rozmawiać- spojrzała z obrzydzeniem na Rafaela.
- Ale będę, bo chce dowiedzieć się czego ode mnie chce Richard-usłyszał znajomy głos. 
Wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi. Alexandra przyjechała ze szpitala. Wyglądała na trochę zmęczoną. Miała lekkie sińce pod oczami. Zakryła je pewnie kosmetykami. Ściągnęła miały płaszcz i powiesiła go przy wejściu. Miała na sobie jasne jeansy , białą bluzkę over size z rysunkiem flagi brytyjskiej. Nie ściągnęła kozaków , które były w tym samym kolorze co góra. Na szyi miała niebieską apaszkę. Zasłaniała jej pręgi po ataku.
- I jak się czuje Jack?-podeszła do niej Esme i uściskały się.
- Jest z nim dużo lepiej niż wczoraj. Kazał was pozdrowić. Jedyne co mu nie podoba się to szpitalne jedzenie-uśmiechnęła się słabo.
- Nic nowego-uśmiechnęła się kobieta.
- Przyniosłam mu trochę z domu. A Benjaminie-zwróciła się do przyjaciela- Jack chciał byś do niego zadzwonił wieczorem.
-A w jakiej sprawie?
 -Nie wiem. Nie zdążył mi powiedzieć, musiałam wyjść. Miał mieć badania.
Usiadła koło Rose. 
-Księgi które chciałaś są w gabinecie. Już je spakowałem-powiedział Carlisle.
-Dziękuję. Wezmę je jak będziemy wracać-spojrzała na brata potem na Cullenów-na czym skończyliście?
-Benjamin rzucił się na Rafaela-odpowiedział rozbawiony Em.
-Twój brat chyba zrozumiał, że jesteś niewinna. Przytaknęła głową. Spojrzała na członka rodziny. Nie pokazywał żadnych uczuć.
-Przepraszam Alexandro-zaczął Rafael- ojciec mnie oszukał. Gdybym wiedział nie zrobiłbym tego. -Nawet jeżeli tak ci powiedział , powinieneś porozmawiać , a nie od razu grozić-powiedziała ostro. -Zostałaś inaczej wychowana. Jak ten cienias z wczoraj. Nie jak zaklęta czy pół wampir.
Nie wytrzymała. Wstała. Chciała do nieco podejść ale nie. Rosalie ja zatrzymała kładąc dłoń na ręce.
-Jeszcze raz go tak nazwij! Nie ręczę za siebie! Jeszcze nigdy nie zobaczył by była tak wściekła.
-Będziesz miała cały czas za złe, że dostał tym sztyletem? Przeprosiłem-powiedział jakby zaskoczony.
-Słowo przepraszam nie wystarcza. O mało co zabiłeś mojego przyjaciela i jesteś oburzony, że nie wybaczyłam. Coś jest w nie tak z tobą. Może bym skrzywdziła osobę którą ty kochasz? On jest dla mnie jak brat. Jest mi bliższy, niż ty mi.
-To co mam zrobić żebyś mi wybaczyła? To co zrobiłem nie było wcale jakie złe.
 Najchętniej by się na niego rzuciła i udusiła. Czy on ma uczucia? Próba zabicia jej przyjaciela i jej, to nie przesada? Carlisle na nią spojrzał. Usiadła i założyła ręce na piersi. Słuchała.
-Oszukał mnie. Dowiedziałem się o tobie kilka lat temu. Chciałem ją pomścić. Każdy z zaklętych jest tak wychowany, trzeba pomścić zabitą osobę z rodziny czy przyjaciół. Kiedy cię znalazłem zwątpiłem. Poprosiłem by ociec opowiedział mi ponownie tą historię. Usłyszałem to samo. Nie mówiłem mu co planuje. Nawet nie wie gdzie jestem.
-Skoro chcesz się zrehabilitować ,powiedz jak zareagował po odnalezieniu Alexandry? Co zamierza zrobić.
-No cóż. Był w szoku, że jest po ślubie-powiedział Rafael.
-Po ślubie?!-zapytał Emmet z Jasperem.
-No tak.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę i Benjamina. Alex wymieniła się z nim spojrzeniem. Uśmiechnęli się.
-Alex, czy my o czymś nie wiemy?-zapytała Nessie.
-To nie tak-zaśmiała się krótko.
-Kiedy przyszedł-zaczął uśmiechnięty Egipcjanin-rozmawiał z Alex. Po jakimś czasie chcieli wejść. Oszukała ich, że zaraz wyjeżdża. Byli zbyt nachalni i podeszłem udając jej męża. Uwierzył. Był w takim szoku, że szybko skończył rozmowę.
-Rozumiem-zaśmiał się Carlisle z Esme.
-Cwaniaku , wykorzystałeś okazję-powiedział Em.
-Co ci dokładnie powiedział?-zapytała Esme.
-Matka ucieka w ciąży, bo chciała ochronić dziecko. Miało to być pierwsze dziecko nowej rasy. Ojciec szukał ja wiele lat. Opowiadał mi, że trzeba zabić to dziecko. Jest podobno groźne dla zaklętych i wampirów jak i pół wampirów. Matka podobno została zamordowana przez dziecko, czyli Alexandre. Benjamin spojrzał na nastolatkę. Widział jak zaciskała pięści. Położył dłoń na jej ramieniu. Ledwo panowała nad sobą.
- Do czego mu jestem potrzebna?-zapytała.
-Z tego co wynikało z notatek chcą wykorzystać twoją moc by zniszczyć dzieci singularis-powiedział Carlisle.
-Skąd o tym wiecie? Alexandra wstała i zaczęła chodzić. Musiała się uspokoić.
-Bo kiedy planowałeś mnie zabić, wszyscy szukaliśmy informacji w dziennikach mamy-powiedziała poważnie.
-Musisz mi to wytykać?-zapytał czarnowłosy.
-Coś jeszcze planuje?-zapytał Edward.
-Czekajcie co wiecie? Muszę wiedzieć na czym stoicie.
 -Dowie się, a potem powie Richardowi - powiedziała Bella.
-Nie powiem. Co mam zrobić byście mi zaufali?
-A można?-zapytał Emmet.
-Można-obronił się Rafael.
-Nie byłbym taki pewny
-Dobra, przestańcie-powiedziała Alex-można to sprawdzić jednym sposobem.
- Jak?-zapytała Alice.
-Chyba wiesz co to wieczysta obietnica. Złożysz ją? -zapytała.
-Oczywiście. Skoro to da wam pewność.
-Co to za obietnica?-zapytał Benjamin.
 Spojrzała na niego.
-Nie możesz złamać obietnicy. Jeżeli to zrobisz, zginiesz.
Przytaknął.
-Carlisle pomożesz?
-Tylko pójdę po księgę. Zaraz będę-zniknął.
-Alex ale nic ci nie będzie?-zapytała Nessie.
-Trochę zabili. Nic więcej.

Doktor pojawił się przed stolikiem z księgą w dłoni.
-Dobrze podejdź, ty też Rafaelu. Podeszła do Carlisla tak jak on.
 -Stańcie na przeciwko siebie. Podajcie sobie ręce w nadgarstkach, muszą być splecione.
Stanął przed nią. Wyciągnął dłoń. Czekał. Spojrzała najpierw na rękę, potem na niego. Chwyciła jego nadgarstek, tak jak on jej. Oboje użyli mocy. Czerwień mieszała się z błękitem. Wampir zaczął czytać zaklęcie w języku łacińskim, kiedy skończył. Był to znak by zaczęła.
-Rafaelu Astonie czy obiecujesz wszystkim zgromadzonym w tym domu , że nie powiesz nikomu o informacjach dotyczących naszej sprawy. Sprawy dzieci singularis oraz dotyczące ...-zawahała się- naszej rodziny. Nie będziesz dawał sygnałów innym. Nie zdradzisz żadnego z naszych członków. Będziesz milczał przy wampirach, zaklętych, pół wampirach, ludziach czy innych postaci poza zgromadzonymi i Jack'u .
-Ja Rafael Aston przysięgam na dane warunki. Przyrzekam na swoje życie.
Po wypowiedzeniu tych słów światła jakby wtopiły się w ich ciała. Poczuła wielki ból w ręce im przed ramieniu. Zrobiła grymas.Ktoś coś powiedział i Carlisle zatrzymał tą osobę. Koniec. Ból znikł. Już po wszystkim. Było to męczące. Oddech się pogłębił. Cofnęła się i usiadła koło blondynki. Brat również usiadł.
 -Jesteś cała?-zapytała Rose.
-W porządku. Teraz powiedz, co planuje Richard?
-Zaczynając, wiecie kim jest Rada Lepszych?
-Rada starożytnych wampirów. Zamykają groźnych zimnych by cierpiały do końca istnienia świata. -To oni cię zamknęli w świątyni?-zapytała Alexa.
Przytaknął ruchem głowy.
-Dokładnie. Od stulecia dołączyły do nich pół wampiry i niektórzy zaklęci. Nasz ojciec jest radnym od dziewięćdziesięciu lat. Radni od początku zakazali mieszankę wampirów czy pół wampirów z zaklętymi.Dotycząc singularis. Mogli być parą ale nie mieli prawa mieć dzieci. Rada robiła badania. Okazało się duże prawdopodobieństwo, że singularis będą potężniejsze od wampirów. Poczuli się zagrożeni. Prawo dla ojca jest święte. Kiedy matka przyszła z wiadomością o ciąży, zdenerwował się. Chciał by zabito pierwsze singularis. Matka kochała cię zbyt mocno i uciekła. Powiedział o tym radzie. Postanowili odnaleźć ją. Jednak nie chcieli jej zabijać. Amun, najwyższy z radnych postanowił wykorzystać singularis. Chciał by Alexandra została odebrana matce po urodzeniu i wychowana przez radę. Po ujawnieniu się mocy chcieli wykorzystać jej moc do zabicia wszystkich dzieci singularis , które narodziły się po rozszerzeniu wieści. Powstały bunty. Od kilku tygodni , odkąd dowiedziano się, że jednak żyjesz postanowiono inaczej. Troje z wielu zamkniętych wampirów uciekło z więzień. Rada chce wykorzystać ciebie do połączenia. Inaczej chcą odebrać całą twoją moc i zniszczyć ich.

Zamarła. Oni chcą by skrzywdziła tyle istnień? To podłe. Nie, nie podłe, okropne.
-Ale jeżeli odbiorą jej moc... Jeżeli zaklęci stracą moc, giną-powiedziała Esme zakrywając usta.
-Tak-przytaknął brat jakby zasmucony.
-To po to mnie potrzebuję? Bym zabijała?
-Czują się zagrożeni. Wiem, że to okropne ale ojciec nie chce z tego zrezygnować. Jest przepełniony nienawiścią, praktycznie rządzą władzy. Chodzi po trupach do celu. Chcą ci namieszać w głowie byś była im posłuszna i wypełniała rozkazy.
Myślała, że zaraz się rozpłacze. Czym ona jest? Bronią? Poczuła jak Rose obejmuję ją ramieniem. Nie! Stop! Nie teraz.
-Co on teraz zamierza? Szuka mnie?
- Cały czas. Ale odkąd wyprowadziłaś się ze swojego domu nie wiedzą gdzie jesteś. Szukają jakąś waszą rodzinę do której pojechaliście. To pewnie też wymyśliliście?-zapytał Rafael.
-Tak. Powiedziałem im, że wyjeżdżamy do części mojej rodziny.
-Sądzą, że jesteś w obrębie kraju. Wszyscy co współpracują z singularis zostaną ukarani. Przykro mi.
-Jakoś ci nie wieżę-powiedziała szczerze nastolatka.
Wyglądał jakby go zabolało. Jakby coś w nim pękło. Czyżby mu zależało?
-Jesteś moją siostrą. Nic tego nie zmieni. Teraz wszystko rozumiem. Żałuję naprawdę, że skrzywdziłem ciebie i twojego przyjaciela. Ojciec jest potworem. Teraz to rozumiem. Chce ci, wam pomóc. Nie chce by skrzywdzili moją siostrę.
-Teraz jestem twoją siostrą, przed chwilą byłam wrogiem, to kim będę zaraz?-spytała.
Zamilkł. Wstała i poszła po swój płaszcz.
 -Alex gdzie idziesz?-zapytał Jacob.
-Muszę wyjść. Zaraz wrócę. Muszę pomyśleć-założyła płaszcz. Spojrzała na przyjaciół-przepraszam-wyszła.

Zamknęła drzwi i spojrzała przed siebie. Ciemny las wręcz przyciągał ją do siebie. Miała ochotę zacząć biec i nie zatrzymać się. Odejść gdzieś daleko. Wtedy by nie narażała przyjaciół. Wszyscy co pomogą singularis zostaną ukarani. Nie tylko Jack ucierpi. Skrzywdzą Cullenów, Jacoba, Setha. I to wszystko przez jej moc. Zeszła ze schodów i szła w ciemność. Ominęła korzenie i lód. Zatrzymała się kilkanaście metrów od domu. Oparła się o pień wielkiego drzewa. Mogłaby z trzema osobami go objąć. Śnieg poruszył delikatnie, a księżyc był w pierwszej kwarcie. Patrzyła na niego. Potrzebowała chwili spokoju. Musiała wszystko ułożyć chronologicznie. Ma brata. Richard oszukał go, ze ona zakończyła życie mamy. Rada szuka jej i Benjamina. Jej, gdyż potrzebują mocy, jego bo uciekł z więzienia. Uciekł bo go wypuściła przypadkiem. Rada potrzebuje jej mocy do zniszczenia singularis i starożytnych zimnych. Jej bliscy są w niebezpieczeństwie. Dlaczego oni jej to robią? Co im zrobiła? Przecież nie chce nikogo skrzywdzić! Zaczynała tracić siły. Osunęła się na ziemię. Mama nie powiedziała jej o tylu rzeczach. Nie powiedziała o bracie, prawdy o ojcu. Prawdy o jej życiu, by była bezpieczna. Ryzykowała własnym życiem. I zmarła. Dlaczego w ostatnim czasie jest tyle cierpienia i śmierci? To boli. Jedynym wyjściem, ochroną dla innych będzie jej wyjazd. Zdobi to co mama. Odejdzie.
 ***

Nie wracała już dobre kilkanaście minut. Co ona tam wymyśla? Pewnie teraz się zadręcza. Nie wiedział o czym myślała. Ale był świadomy, iż jest w rozsypce. Więź go informowała. Chciał dać jej trochę czasu na przemyślenia. Stał przy oknie. Widział jak weszła do lasu. Chciał tam szybko iść. Ale nie. Musi pobyć sama. Minuty płynęły coraz wolniej. Zaczął się niepokoić. Minęło pół godziny i nie wróciła. Podeszła do niego Esme.
-Idź do niej. Ona cię teraz potrzebuje. Ona chce odejść.
-Jak? Nie może-zaprzeczył wystraszony.
-Idź. Alice ma przebłyski. Waha się czy odejść ,czy nie. Porozmawiaj z nią. Ona cię posłucha.
Nie musiała powtarzać. Od razu wyszedł z domu i wyczuł jej zapach. Wbiegł w ciemność. Musiał być blisko. Więź była bardziej odczuwalna. Zobaczył ją wśród śniegu i drzew. Siedziała na ziemi oparta o pień ogromnego drzewa. Patrzyła w górę na księżyc. Zawszę to robiła, kiedy było jej źle. Powoli zbliżał się do niej.
-Nie rób tego-powiedziała nagle.
-Czego?-zapytał spokojnie. Stanął przed nią.
-Nie zbliżaj się. Proszę-powiedziała beznamiętnie.
-Dlaczego? Alex?
-Jestem potworem. Nic nie wartym potworem, który doprowadza do samych nieszczęść-powiedziała i spojrzała na niego.
-Nie prawda-zbliżył się szybko. Podkurczyła bardziej nogi. Chciała się odsunąć. Nigdy jej na to nie pozwoli.
- Nie jesteś potworem. To oni nimi są. Jesteś niewinna.
-Nie prawda. Przeze mnie wszyscy są zagrożeni, a jeżeli mnie odnajdą stanę się mordercą-po jej policzkach spływały łzy.
-Przestań-usiadł koło niej i przytulił ją. Na początku nie chciała ale od razu się poddała. Zaczęła mocniej szlochać. Serce mu się ścisnęło , gdy widział jej łzy. Wtulona w jego pierś leżała i płakała z wielkim mętlikiem w głowie. Delikatnie głaskał jej głowę. Nic nie pomagało jej się uspokoić.
-Alex posłuchaj mnie. Wiem, co planujesz. Nie pozwolę ci na to. Zbyt bardzo mi na tobie zależy. Nie możesz-w jego głosie była nuta desperacji.
-Pozwól mi. To będzie najlepsze wyjście-powiedziała cicho.
-Nie jest to najlepsze wyjście. Jeżeli odejdziesz będę cię szukał tak długo, aż cię nie odnajdę. Tak jak wtedy, gdy wyjechałaś z Egiptu i szukałem cię. Zawsze cię zajdę. W ten sposób wszyscy będą cię szukać. Nikt cię nie obwinia. Nie jesteś potworem. Nie niszczysz, nie jesteś niebezpieczna. To, ze twoja moc jest potężna, nie znaczy, iż jest niszczycielska.
Leżała cicho. Twarz schowała w jego koszuli. Słuchając go nadal płakała.
-Wszystko zależy od ciebie. Nie chcesz niszczyć ani zabierać życia. Chcesz mieć spokój, bliskich i trochę szczęścia. Nie jesteś maszyną do zabijania. Jesteś dobrym człowiekiem. Kimś wyjątkowym, kochanym. Wszyscy cię kochają i wspierają. Zrozumieć, że bez ciebie będzie inaczej. Tak pusto, cicho. Musisz zostać.
-Staram się ale jest coraz gorzej. Tak będzie lepiej. Proszę nie szukaj mnie.
-Alex-wziął jej twarz w dłonie- nie rozumiesz? Nie puszcze cię. Nie po tym wszystkim. Przeżyłaś nasze pierwsze spotkanie, przeżyłaś Josh'a. Wytrzymałaś z egipskim dupkiem, którego zmieniłaś. Przetrwasz i to. My przetrwamy. Ty nigdy nie będziesz sama. Nie odchodź. Błagam. Zrób to dla mnie. Dla nas, dla nas wszystkich.
Spuściła wzrok. Była taka zagubiona. Chciał być jej wskazówka, odpowiedzią. Powodem by była szczęśliwa.
 -Alex proszę cię. Błagam. Nie odchodź. Nie uciekaj. Zawalczymy razem. Jeszcze będzie szczęśliwe zakończenie w naszej historii. Będziesz jeszcze szczęśliwą. Minie to wszystko. Wierz w to. Jesteś silna. Wierzę w to. Wierzę w ciebie. Wierzę, że nie zostawisz mnie, nas.
Milczała. Wyczuł, że jest jej zimno. Podniósł ją i stanęli. Śnieg lekko ją ochłodził. Ale nie przejmowała się tym. Była w fatalnym stanie. Trzymał ją w objęciu. Wzrok miała cały czas na dole. Chwycił delikatnie jej podbródek by spojrzała. Była taka zagubiona!
-Obiecaj mi, że nie odejdziesz. Błagam-był tak blisko jej twarzy, że czuł jej ciepły oddech na sobie. Coś w niej pękało.
-Obiecasz?-zapytał ponownie.
Przytaknęła ruchem głowy.
-Chce to usłyszeć od ciebie. Obiecujesz?
-Tak, obiecuję-powiedziała cicho-obiecuję.
Ulżyło mu. Nie odejdzie. Jednak nie mógł skupić myśli. Ich twarze były tak blisko siebie. Oczy wpatrywały się w siebie. Szare i zielone tęczówki nie odrywały się od siebie. Spojrzał na jej usta. Nie był pewny czy zrobiła podobnie, gdyż przybliżył swoje usta do jej. Obejmując ją ciaśniej pocałował. Jej wagi były chłodne i miękkie, zupełnie jak jedwab. Zrobiła top trochę nieśmiało ale po chwili się wyluzowała. Ich języki się dotknęły. Pieściły się jak para kochanków. Z delikatnością , romantyzmem i namiętnością. W czasie tego pocałunku,delikatnie musnął dłonią jej policzek. Był mokry od jej łez. Po tej wspaniałej chwili dla nich, oddalili się. Patrzyła lekko zaskoczona ale i spokojniejsza. Wyczuł to. Była to magiczna chwila dla wampira. Upragniona i uzależniająca. Stali tak objęci przez jakiś czas. Benjamin pierwszy się odezwał.
-Dziękuję Alexandro. Dziękuję, że zostałaś.
Poczuł, że mocniej się do niego przytula. Usłyszał jej cichy głos :
-Nie poradzę sobie. Potrzebuję pomocy. Nie dam rady sama.
-Od tego masz mnie, Cullenow, Jacoba, Setha i Jack'a. Bez obaw poradzimy sobie-złożył delikatny pocałunek na jej czole -wracamy?
-Chce do domu-powiedziała w jego koszule.
-Pojedziemy. Wezmę tylko księgi. Chodź-chwycił jej dłoń. Wracali do domu przyjaciół.
***
Wysiedli z wozu. Od razu chwyciła jego dłoń. Nie chciała być teraz sama. Te potworne myśli znowu wrócą. Otworzył drzwi i przepuścił. Weszła do domu. Tu czuła się najlepiej. Tu mogłaby mieszkać już zawsze, z nim. Nikim innym. Ściągnęła płaszcz i powiesiła go. Chłopak objął ją ramieniem i stanął przed nią. Był tyłem do salonu.
- Uśmiechnij się. Będzie dobrze-powiedziała.
- Cokolwiek zrobisz, nie dam rady. Nie powinno w ogóle mnie tu być. Nie zasługuję na to.
-Alex ty niczego nie zrobiłaś i nie zrobisz. Znam cię. Myślisz zawsze o innych, nie o sobie. Chcesz wszystkich chronić ale nikt tego jeszcze nie zrobił. To Richard i rada chce z ciebie zrobić potwora. Ale nie uda im się.
-Skąd wiesz?-spojrzała smutno.
-Z dwóch powodów. Po pierwsze: nie porwą cię. Nie ma szans. Dom jest chroniony, pamiętasz? Po drugie: jesteś taką buntowniczką, że szału z tobą dostaną, skoro dawny faraon nie mógł sobie z tobą poradzić-uśmiechnął się.
Uśmiechnęła się lekko. Był kochany.
-Mówiłaś ,ze nie dam rady sprawić byś się uśmiechnęła. Kto miał rację?
-Jak zwykle ty-zaśmiała się krótko.
-I o to chodziło-przytulił ją. Jak bardzo potrafił jej pomóc. Szkoda ,że przyszłość jest niewiadoma. Odsunęli się ale nadal się obejmowali. 
-Jutro przejrzysz księgi? A w ogóle kiedy je czytałaś, że wiedziałaś o przysiędze. Sprytnie to zrobiłaś.
- Nie mogłam spać od kiedy zobaczyłam to martwe zwierzę z mom zdjęciem i krwią, więc w nocy w czasie przebudzeń czytałam. 
-Mogłem się tego spodziewać.
Uśmiechnęła się słabo. Nagle jakiś ruch za nim zwrócił jej uwagę. Spojrzała. Zamarła. Ktoś był w domu prócz nich. Po chwili wyłoniła się z nich jakaś kobieta. Miała białą suknię w stylu egipskim. Czarne proste włosy sięgające do ramion. Złote bransoletki z szlachetnymi kamieniami. Spojrzała życzliwie na nią. Jakby czekała ,aż ich zobaczy.
-Benjaminie-powiedziała.
-Co się stało? Jesteś jakaś dziwna.
Patrzyła cały czas na kobietę. W końcu Egipcjanin się odwrócił. Kiedy ją ujrzał zamarł. 

3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Przeczytałam już jakiś czas temu wszystkie rozdziały i muszę przyznać że z każdym kolejnym co raz podoba mi się. Po prostu ta historia jest cudowna.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    Vee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz. Cieszę się, że historia się podoba. Wkładam w tą opowieść całe serce,a dzięki tobie włożę jeszcze więcej. Miło się piszę , kiedy wiem, że jest ktoś kto czeka na ciąg datglszy :-) xxx
      Ann

      Usuń
  2. Fajny rozdział czekam na nastepny picie szybko. B

    OdpowiedzUsuń