Translate

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 34 Dziewiętnaste urodziny.

Alexandra spała. Nic dziwnego. Była druga w nocy. Wszedł do jej pokoju najciszej jak potrafił w ciele wampira. Spała spokojnie. Przeszedł koło jej łóżka. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał na nią. Leżała odziana w zieloną koszulę nocną na cieniutkich ramiączkach. Oddychała spokojnie. Rękę miała przy głowie, drugą miała luźno w pasie. Była okryta kołdrą. Powinno się udać. Poszedł do niej i delikatnym ruchem dotknął jej policzka. Pomyślał o nocy sprzed kilku dni. Spędzili ją razem rozmawiając i pieszcząc swoje ciała w jego sypialni. Następnie o ich rozmowie z rana. Podobało jeno j się, przyznała to. Od tamtej pory był pewien. Pewny jak nigdy w życiu. Powie jej to. Odszedł od śpiącej szatynki i powędrował do jej garderoby. Wyciągnął ubrania w które zaraz się ubierze i spakował większość do walizki. Teraz jeszcze... kosmetyki? Cicho poszedł do łazienki. Musiał spakować te ostatnie rzeczy.
-Dobra. Co ty używasz?-powiedział cicho. Wziął szczoteczkę- szczoteczka do zębów. Przyda jej się czy nie? A wrzucę , najwyżej jej się nie przyda.-Wziął kosmetyk-tusz do ....rzęs?! Na Ozyrysa jak ona nimi pisze? Pasta do zębów. To chyba do szczoteczki. Szminka. Na bogów ile ich jest?! Wrzucę wszystko. Nie wiem po co jej to.
Po spakowaniu kosmetyczki, co było dla niego trudnością, gdyż nie czytał zbytnio o nich w laptopie, włożył ją do walizki. Wziął torbę i wyszedł z nią. Uda się, musi.
***
-Alex-usłyszała głos Benjamina.
Otworzyła niechętnie oczy. Czy on oszalał?! Która była? Pierwsza? Druga w nocy? Po co ją budził? Chyba, że coś złego się wydarzyło. Usiadła. Spojrzała na niego.
-Coś się stało?!-zapytała. Tylko wtedy by ją budził.
-Nic, spokojnie. Chodź ubierz się. Zaraz musimy wyjść.
-Dokąd?-ziewnęła- przecież jest druga w nocy?
-Zaufaj mi Alex. Chodź. Położyłem ci ubrania w łazience. Będę za pięć minut.
-Eeee... okey?
Uśmiechnął się i zniknął z pokoju. O co chodziło? Wstała. Nie zakładała nawet szlafroku. Poszła od razu do łazienki. Zapaliła światło i zaniemówiła. Zobaczyła białą sukienkę. Oszalał?! Sukienkę zimną? I to jeszcze bez rajstop?! Niech mu będzie. Nie zaskoczy ją nawet fakt, że to tylko sen. Umyła twarz i zaczęła się ubierać. Założyła białą bieliznę i zabrała się za sukienkę. Włożyła ją. Była bez ramiączek. Biała idealnie dopasowana przy biuście i w tali. Od pasa do przed kolan spadała luźno. Ubrała prześwitującą białą narzutkę zwaną również małym sweterkiem. Był rozpinany z.jednym guzikiem i długim rękawkiem. Na stopy założyła srebrne buty na małym obcasie.Rozczesała włosy. Spojrzała na swoje odbicie. Strój był idealnie dopasowany. Ładnie wyglądała ale zmęczenie dawało wy znaki. Zgasiła światło. Podeszła do drzwi biorąc wcześniej komórkę w małej srebrnej torebce, którą narzuciła na ramię. Wyszła z pokoju. Przeszła przez korytarz i zeszła po schodach. Gdzie on był? Otworzyły się drzwi. Pojawił się w nich Benjamin.
-Gotowa?-zapytał.
-Na co? Benji co się dzieję? Normalnie nie budzisz mnie w nocy i nie każesz ubrać mi się jak na lato.
-Wiem, wiem. Musimy pojechać w jedno miejsce. Obiecuję. Pośpisz sobie. Nie pożałujesz-poszedł za nią i pomógł ubrać czarny płaszcz.
-No dobrze-ziewnęła.
Otuliła się płaszczem i wyszli obaj. Uderzył w nią chłód. Na dworze było bardzo zimno. Weszli do samochodu. Na szczęście było w nim nagrzane przez ogrzewanie.
-Dokąd jedziemy?
-Nie daleko. Bez obaw. Obudzę cię jak zaśniesz.
Zaczął jechać. Śnieg leżał bezwładnie na ziemi. Ku zaskoczeniu dziewczyny, nie sypało białym puchem. Jechali wśród drzew. Patrzyła przez okno. Krajobraz drzew ją usypiał. Po chwili nie widziała go. Zasnęła.
***
Spadło jej się bardzo dobrze. Poduszki były wygodne jak zwykle, kołdra okrywała jej ciało. Było cieplutko i przyjemnie. To co lubiła. Nie przeszkadzał jej nawet cichy szum. Zaraz. Szum?! Łóżko?! Przecież jechała samochodem z Benjaminem! Może jej się to  śniło? Otworzyła oczy. Pościel biała i puchata. Musiała być w domu. Ale coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoją koszulkę nocną. Gdzie była jej piżama?! Była w białej sukience. W sukience ze snu. Powoli odkryła się i usiadła na brzegu łóżka. Przy nim były jej obcasy. Włożyła je i spojrzała dookoła. Była... to był problem. Nie wiedziała gdzie! Siedziała na łóżku, które było na końcu długiego pokoju. Dookoła były małe okna. Przed łóżkiem bym biały dywan,a pod nim była szara podłoga. Po środku, po lewej  stronie był plazmowy telewizor i kanapa, a obok były dwa fotele. Zestaw był czarny. Po prawej były małe szafki z książkami. O co tu chodzi? Gdzie była? I skąd ten szum? Spojrzała w lewo. Zobaczyła jakąś kopertę z złotym napisem Alexandra. Otworzyła ją. W środku był mały list.

Kochana Alex. Bez obaw. Wiem, że ta sprawa wygląda dziwnie ale cieszę się, że mi zaufałaś. Będziesz zadowolona. A przy okazji.

Sto lat moja ty starsza o rok dziewczyno.

Z okazji twoich dziewiętnastych urodzin wymyśliłem coś specjalnego. Na twoja prośbę pilnowałem granicy rozsądku. Będziesz zachwycona.


Ponownie się zaśmiała. Kompletnie zapomniała o swoich urodzinach. Jak zwykle. Ciekawe jak wyglądała jego granica rozsądku. Usłyszała otwierające się drzwi. Spojrzała. Nie wierzyła własnym oczom. Benjamin w brązowych spodniach i białej koszuli do łokci szedł do niej z... taca pełną jedzenia. On z taca?.Uśmiechnął się na widok jej miny. Usłyszała jak zaczął śpiewać piosenkę ,,Happy birthday to you''. Zaczęła się śmiać. Zakryła usta dłońmi, gdyż nie mogła przestać . Usiadł koło niej i położył tacę z jedzeniem. Skończył śpiewać piosenkę.
-Wszystkiego najlepszego-uścisnął ją-nieśmiertelności, boskiego faceta,najlepiej takiego jak ja-zaśmiała się-pieniędzy, dzieci, super mocy, szczęścia, radości, uśmiechu, wielu wrażeń i spełnienia marzeń.
-Jejku jesteś kochany. Dziękuję-powiedziała wtulona w niego.
-Mówiłem, że będziesz zadowolona.
-Zapomniałam o moich urodzinach. Więc była podwójna niespodzianka.
-Dziś będą same niespodzianki-spojrzała z rozbawieniem-spokojnie. Nie przekroczyłem granicy rozsądku.
-Mam nadzieję. A w sumie, gdzie jesteśmy?
-Aktualnie nad oceanem. Za jakąś godzinę powinniśmy być w Australii.
-Słucham?!-była w szoku.-Żartujesz?!
-Nie, dlaczego bym miał?-zasiadł zdziwiony.
-Przecież jesteśmy w Stanach-powiedziała.
-Kilka godzin temu tak. Teraz jesteśmy nad oceanem jak już mówiłem.
Wstała i podeszła do okna. Nie przyglądała im się wcześniej, gdyż była skupiona na swoim pobycie tutaj. Podeszła i serce jej stanęło. Za oknem zobaczyła ocean i linie chmur. Momentalnie zbladła, sama to wyczuła.
-Alex?-zapytał zaniepokojony.
Boże znajdowała się nad oceanem. Zazwyczaj przed lotem musiała sobie uświadomić, ze wszystko będzie dobrze. Ale teraz...
-Nie mów mi, że boisz się latać samolotem-podszedł do niej.
-Nie jest tak źle-powiedziała biorąc się powoli w garść. Patrzyła cały czas na ocean.
-Ej. Spokojnie-obrócił ją twarzą do siebie-nic się nie dzieję-przyciągnął ją do siebie i objął. Delikatnie zaczął głaskać jej szyję kciukiem. Oparła się o niego przymykając oczy. Wiedział co ja uspokaja.
-Nie wiedziałem, że boisz się latać.
-Bo nie pytałeś. Nie jest tak źle. Po prostu nie jestem przygotowana na takie coś.
-Wiem. No nie wyszło-spojrzał na nią-zapamiętam, że następnym razem cię uprzedzić.
-I to nie jest przegięcie granicy rozsądku?! Oszalałeś?!-powiedziała nie rozumiejąc go.
-Nie rozumem o co ci chodzi.
-Zabierasz mnie do Australii. Teraz ,jak oboje powinniśmy się ukrywać by nas nie złapano-powiedziała z nutą obaw.
-Mówiłem byś niczego się nie obawiała. Wszystko było sprawdzone. W Australii ich nie ma. Rafael rozmawiał z Carlislem. Będziemy tam bezpieczni. A w ogóle. To twoje święto. Powinnaś się teraz bawić. Nie przejmuj się tym wszystkim. Masz teraz czas dla siebie. Wszystko zaplanowałem i chce byś pamiętała ten dzień. Więc pomyśl o sobie. Ten jeden jedyny dzień, tyko ty. Bez tych co nas szukają.
Spojrzała na niego zupełnie jakby mówiła ,, JESTEŚ SZALONY, COŚ TY W OGÓLE ZROBIŁ?! JAK ZWYKLE COŚ KOMBINUJESZ''
-Dobrze-uśmiechnęła się.
-Cieszę się-pocałował jej czoło-teraz zapraszam na śniadanie do łóżka.
***
Wylądowali. Na małym lotnisku czekał samochód. Benjamin rzeczywiście postarał się o wszystko. Od razu rozpoznała jakie to miasto. Sydney. Widziała tą wielką operę, do której zabierała ją mama, kiedy miała siedem lat.
-Powinnaś dobrze znać to miasto-powiedział zadowolony.
Siedzieli razem na tyłach samochodu. Kierowca jechał do ich kwatery.
-Jesteś niesamowity-przytuliła się do niego. Objął ją mocno ramieniem.
-To dopiero początek-powiedział. -Nie jest ci zbytnio zimno?
-Człowieku jest tu bardzo ciepło z 25 stopni. Miałeś dobry pomysł z tą sukienka.
-Czuję się zaszczycony. Teraz tylko musimy dojechać do apartamentu. Zabawa się zaczyna.
-Chcesz w ciągu kilku godzin tyle zrobić?
-Kto powiedział, że będziemy tu kilka godzin?
-A ile tutaj będziemy?!
-Dwa dni.
Zrobiła wielkie oczy.
-Nie patrz tak na mnie. Na sylwestra chce zabrać cie do Egiptu.
-Zwariowałeś?! Nie masz lepszego zajęcia niż oprowadzanie śmiertelniczki po świecie?
-Nie byle jakiej śmiertelniczki-pogłaskał jej policzek. Uśmiechnęła się.
-Jesteś kochany-pocałowała go w policzek- i nienormalny.
-A ty wspaniała i uparta -uśmiechnął się do niej-już jesteśmy.
Spojrzała na ich kwaterę. W otoczeniu nie było domów, prócz jednego. Biały wysoki, nie szeroki budynek. Miał konstytucję z drewna, białych ścian i szkła. Dalej był ogród, aż w końcu ocean.
Po wejściu do apartamentu czuła się jak jakaś księżniczka. Salon był duży wykonany z bieli, szkła i srebra. Z niego, szklane schody prowadziły na piętro. Był tam duży korytarz i drzwi do pokoju. Inne były wejściem do łazienki czy pokoju gier. Sypialnia była piękna i duża. Wielkie łoże,a przed nim ściana wykonana z szyby. Był to widok na ogród i ocean. Na samym końcu pokoju była łazienka. Przeszła przez oszklone drzwi na balkon. Świerze powietrze przywitało ją. Jak bardzo była szczęśliwa. Poczuła męskie ramiona wokół swojej talii. Spojrzała na ich właściciela. Nie mogła przestać się uśmiechać.
-Jesteś szalony. Dziękuję Benji. Jesteś najlepszy.
-Cieszę się. Ale chciałbym ci coś dać-stanął na przeciwko dziewczyny i podał jej małe pudełeczko -nie mów mi, że nie musiałem-chwycił jej ramiona. -Musiałem. Chce widzieć twój uśmiech Alex. Chce byś była szczęśliwa. Ja....-zamilkł. -Chce byś zapamiętała ten dzień.
Spojrzała na pudełeczko. Otworzyła je. Ujrzała srebrny naszyjnik. Był drobny i cieniutki. Była na nim przewieszka trójkąta a w nim koło. Pamiętała go. Kiedy była na zakupach z Jackem zobaczyła go. Nie kupiła go sobie bo kosztował bardzo dużo.
-Chciałbym byś go nosiła.
-Był drogi, ja... -była zaskoczona.
-Cena nie gra roli. Daj założę ci go-podała mu go. Odwróciła się do niego tyłem. Poczuła srebrny wisiorek na swojej klatce piersiowej. Zapiął go. Spojrzała na odbicie w szybie balkonowej. Wisiorek był śliczny i ładnie komponował się z medalionem mamy. Widziała przed sobą zadowoloną minę wampira. Objął ją w tali.
-I co ? Podoba się rozpoczęcie dnia?
-Dobijasz mnie. Ile ty pieniędzy wydałeś? Wisiorek kosztował bardzo dużo , samolot nie wiem się też dużo, apartament nie wiem , świadoma jestem tego, że dużo i to bardzo dużo. Nie chce byś na mnie tyle wydawał, źle się potem z tym czuję.
-Nie przejmuj się kosztami. Wszystko dostałem od bogów jako ich podopieczny. Kiedyś dostawałem o wiele więcej. To jest błahostka.
-Poważnie?-spojrzała zaskoczona.
-Poważnie. Kiedyś mieli wręcz dość spełniać moich życzeń. Przez te tysiące lat zebrało się ich sporo. Chcą bym je wykorzystał. A podoba im się najbardziej to, że te życzenia są związane z tobą.Hathor i Izyda nawet chciały osobiście przyjść ale przekazują ci życzenia os dalej rady.
-Dziękuję, są bardzo mili. Dlaczego cieszą się, że robisz to wszystko dla mnie jak mówiłeś wcześniej.
-Uważają cię za cud, który zmienił ich podopiecznego. Teraz nie spełnia swoich zachcianek sto razy na dzień, tylko o wiele mniej i to dla kogoś, nie dla siebie-uśmiechnęła się.
-Co ja z tobą zrobiłam. Zastanawiam się czasem, czy chciałabym zobaczyć urywek twoich wspomnień i zobaczyć jaki byłeś.
-Uwierz Alexandro, nie chcesz wiedzieć. Sam nie chce pamiętać, wszystko traktowałem przedmiot owo, nawet taką wigilię, którą razem spędziliśmy bym potraktował. Ale nie teraz. Nauczyłaś mnie wszystkiego.
Była uśmiechnięta,a jej oczy były jakby szkliste. Odwróciła się do niego i objęła za szyję. By go przytulić musiała trochę  stanąć na palcach.
-Cieszę się, że mogłam ci pomóc. Udało nam się oboje. Też mi wiele razy pomogłeś. Dziękuję ci za to, nawet za ten numer w Egipcie-zaśmiali się krótko.
-Nawet za to, że cię nastraszyłem? Zapamiętam to sobie. Teraz chodź. Muszę cię gdzieś uprowadzić.
-Gdzie mnie porywasz?
-Dobrze znasz to miejsce. Grałaś tam na fortepianie w wieku szesnastu lat.
-Chyba nie mówisz o operze?
-Właśnie tam.
***
Była znów w tej operze. Wspomnienia zaatakowały. Widziała siebie samą w wieku szesnastu lat, jak grała na fortepianie. Była liderką,a za nią grała reszta orkiestry. Byli to jej znajomi. Pewnie jej nie pamiętali. Teraz siedziała w wygodnym fotelu z pośród wielu. Coś wręcz zabolało ją w sercu. Kiedyś tam występowała, a mama siedziała w pierwszym rzędzie. Kurtyna wzbiła się w górę. Zobaczyła  niewiele starszych od siebie ludzi. Zaczęli grać na instrumentach. Rozpłynęła się piękna melodia po sali. Była tak wyraźna i uspokajająca,
że rozluźniła się w fotelu. Oparła głowę o ramię Benjamina i słuchała. Chłopak chwycił jej dłoń i lekko uścisnął. Te urodziny będą najwspanialsze. Byłyby jeszcze lepsze, gdyby mama żyła. Ale i tak są wspaniale. Są, bo jest z nim. Zawsze jej pomoże. Jeżeli uda się im przetrwać, nie pozwoli mu odejść. Wtedy będzie miała dopiero spokój. Ale nie będzie się tym teraz przejmować. Benjamin postarał się by ten dzień był wspaniały,a ona mu w tym pomoże. Orkiestra skończyła grać. Dookoła rozległy się oklaski. Ucichły i młoda dziewczyna zaczęła grać kolejny utwór. Grała sama na fortepianie, potem dołączyły instrumenty dęte. Łzy pojawiły się znienacka. Nie chciała ich. Nie były łzami bólu. Były łzami wspomnień i szczęścia. Przetarła oczy. Łzy zniknęły z jej policzków. Benjamin niestety je zauważył :
-Co się dzieję?-zapytał troskliwie szeptem.
-Nic-nie chciała go martwić. Głupie łzy-coś mi wpadło do oczu.
-Alex załatwię ci lekcję kłamania, bo jesteś w tym beznadzieja. Dodatkowo zdradza cię więź. Co się stało? -chwycił jej policzek. Nie patrzyła na niego,oparł policzek o jej głowę. Delikatnie pocalowal jej włosy.
-Grałam tą melodie dwa lata przed śmiercią mamy-powiedziała nadzwyczaj spokojnie- ta dziewczyna przypomina mi siebie jak tu grałam na występach i konkursach.
-Nie wiedziałem-przytulił ją ramieniem.
-To nic. To tylko wspomnienia.
-Chcesz wyjść?
Spojrzała na niego.
-Nie. Dzięki temu o niej pamiętam-uśmiechnęła się-dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To najwspanialsze urodziny.
-Cieszę się-pocałował jej czoło.
Wróciła do oglądania, a raczej słuchania. To była prawda. Dzisiejsze urodziny były najwspanialsze na świecie.
***
Po koncercie wyszli z opery i poszli na spacer. Spacerowali alejką w parku. Dookoła były drzewa i zielona trawa. Wiatr wiał delikatnie od morza. Widać było błękitną wodę i zachodzące słońce. Widział jak dziewczyna jest  niezwykle w dobrym humorze.
-Nadal nie wierzę, że zabrałeś mnie do Australii-powiedziała trzymając go za rękę.
-Uwierz. Nie śnisz. Jest to jak najbardziej rzeczywistość wasza wysokość-zaśmiał się. Poszła w jego ślady i również się zaśmiała.
-Od kiedy faraon mówi wasza wysokość do zwykłej śmiertelniczki?
-Bo ta śmiertelniczka jest śliczną, kochaną zaklęta, która kończy dziś dziewiętnastkę.
-Śliczną?! Kochaną?! O kim ty mówisz?-zapytała uśmiechnięta.
-O Alexandrze Walker-zatrzymał się i objął ją. Położyła ręce na jego ramionach. Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Jesteś wspaniały Benji-powiedziała wtulona w jego pierś -chciałabym częściej tak spędzać czas z tobą, a nie ukrywać się w domu przed nimi.
-Jeszcze tak będziemy wyjeżdżali. Będziesz miała w końcu dość,a ja mini tego, będę ciebie zabierał.
-Wątpię by mi się z tobą nudziło.
-Ja już o to zadbam-powiedział.
Chciał jej jakoś to przekazać. Tylko jak? Był szczęśliwy, że ona jest zadowolona. Chciał widzieć ją w takim stanie każdego dnia.
-Alex?
-Tak?-zapytała
-Ja...Może pójdziemy na przystań?
-Pewnie-uśmiechnęła się i zaczęli iść w kierunku plaży. Ściągnęła buty i szli nią aż doszli do betonowego pomostu . Zaczęli iść w głąb wody.
Benjamin zastanawiał się jak jej to powiedzieć. Nie chce jej do niczego przymuszać. Spojrzał na nią. Rozglądała się i obserwowała zachód słońca. Jeszcze godzina,a będzie ciemno. A co jak odmówi? Usłyszał krótki dzwonek informujący, że dostał sms. Wziął szybko telefon. Może coś się stało?


Nadawca: Alice Cullen

Benjaminie powiedz jej to wreszcie :) 


Alice wiedziała. Wizje jej wszystko mówią. No tak, tylko przez nie mogła wiedzieć. Koniec. Musi jej powiedzieć. Schował telefon i zatrzymał się z dłonią dziewczyny w ręku. Spojrzała na niego.
-Alex... ja... muszę ci coś powiedzieć-był podenerwowany. Jak to się robi?
-Coś się stało?-zapytała.
-Ja...Alex nie zrozum mnie źle... ja...-nie widział jak to zrobić. Przez to jąkał się jak małe dziecko.
-Benjamin, co się stało? Kto do ciebie napisał?-była zaniepokojona.
-To nie chodzi o tą wiadomość.
-To o co? Powiedz mi-chwyciła jego dłoń drugą ręką.
-Chodzi o to, że.... że....-patrzyła i czekała. Jak miał to zrobić? Nigdy tego nie robił, mimo tylu lat.
-Benji spokojnie, bo wyglądasz jakby zaraz miał być koniec świata-uśmiechnęła się delikatnie, chciała dać mu otuchy. Nawet nie wiedziała , co on chce jej powiedzieć.
-To... Alex....
Położyła obie dłonie na jego policzkach. Delikatnie gładziła je kciukami ,a następnie położyła je na jego ramionach i dotykała teraz jego szyi. Chciała go uspokoić.
-Ty co? Spokojnie. Powiedz mi o co chodzi-powiedziała z troską. Zaczynała się chyba bać o niego.
Gdyby był człowiekiem, nie chciałby siebie wtedy widzieć. Dzięki ulepszonym zdolnością potrafił zachować spokój na zewnątrz, ale to było okropne. Skoro teraz nie panował nad tym, to co by było, gdyby nie był wampirem. Wziął głęboki oddech.
-Czy to jest bardzo ważne?-zapytała. -Może coś się stało?
-To... ważne.... bardzo...
-To powiedz, proszę. Zaczynam się o ciebie bać.
Milczał. Jak ma jej to powiedzieć? Jak się przełamać? Czy dobrze to zrobi?
-Boże Benjaminie odezwij się!-była już zaniepokojona-co się stało?
-Ja... Kocham Cie Alex.
Spojrzała zdezorientowana. Czy właśnie wyznał jej miłość? Czy to był sen? Delikatnie chwycił jej policzek. Była zaskoczona. Otworzyła usta i zamknęła je. Powiedział to. Powiedział.
-Naprawdę?-zapytała cicho.
Chciał jej to udowodnić. Przybliżył się do niej. Był spokojniejszy, kiedy ona zrobiła tak samo. Przywarli do siebie. Chłopak objął ją jedną ręką w talii , a drugą położył na policzku dziewczyny. Nastolatka położyła swoje dłonie na jego ramieniu i piersi. Była pewna. Ich języki pieściły się niezwykle delikatnie. Chłopak chciał w ten sposób ukazać, że naprawdę ją kocha. Że nie chce jej ze w względu na swoje żądze, lecz ze względu na miłość. Przywarli do siebie tak blisko, ze nie było pomiędzy nimi przerwy. Im bliskość była potrzebna, nawet bardzo. Po tym długim i prawdziwym pocałunku, oddalili swoje usta. Dziewczyna oddychała szybciej ale nie sapała. Spojrzała na niego, tak jak on na nią. Ich spojrzenia się odnalazły i pokazywały jakie są naprawdę. Szczęśliwe.Delikatnie pogładził jej policzek. Udało mu się, udało. Po raz pierwszy raz wyznał swoje użycia do kobiety. Do kobiety, którą kocha.
-To jest szczere? To nie żaden żart, czy dowcip?-zapytała.
-Alex-uklęknął przed nią i objął w pasie- ja... nigdy bym ci tego nie zrobił. Będę lepszy niż Josh czy Daniel. Nie jestem i nie będę taki jak oni. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Powinnaś być traktowana jak księżniczka i tego właśnie chce. Sprostam temu zadaniu. Dlatego chciałem cię tutaj zabrać, dlatego udało mi się zorganizować święta, dlatego pojedziemy do Egiptu w sylwestra. To nie żart. Kocham cię. Przyznaję Wielki Pan i Władca zakochał się w śmiertelniczce.-Chwycił jej twarz w dłonie i wstał -czekałem ponad dwa tysiące lat na ciebie, nie po to by żartować, po to by ci wyznać co czuję. Dzięki tobie zrozumiałem wiele i poznałem siebie. Kocham cię Alexandro Walker.
Widział w jej oczach łzy. Smutku czy radości? Bał się, że w jakiś sposób ją zranił. Po chwili odezwała się :
-Benjaminie ja... cholera zakochałam się wampirze-powiedziała szczęśliwa.
Kamień spadł mu z serca, kiedy to usłyszał. Pocałowali się jeszcze raz tym razem przelotnie. Boże, udało się! Objął ja mocno,a ona wtuliła się w jego pierś. Czuł jej nagie ramiona. Sweterek jej się zsunął z ramion. Był taki szczęśliwy. Wyznał miłość ukochanej. Udało się!
-Kocham cię-powiedziała schowana w jego koszuli.
-Oj ja ciebie bardziej. Bogowie dziękuję-powiedział z ulgą.
Śmiała się wtulona.
-Tak bardzo cię to stresowało?-zapytała.
-Bardzo-pocałował jej linie głowy.
-Nie potrzebne. Gdybyś widział swoją minę, nastraszyłeś mnie.
-Zapamiętaj ją, bo ja pamiętam twoją w świątyni.
-Chyba mnie pobiłeś, co do tych min. Mój faraon klęczał przed człowiekiem, dopiero teraz do mnie dociera co ja z tobą zrobiłam.
-Mówiłem? Zróbmy to tak, jak robią w dzisiejszych czasach.
-A wiesz jak?-ponownie się zaśmiała.
Stanął przed nią i chwycił jej dłonie. Patrzyła na niego szeroko uśmiechnięta.
-A więc-zaśmiał się i chrząknął- Alexandro Walker, czy chciałabyś zostać moją drugą połówką?
-Z wielką chęcią-powiedziała.
***
Po uroczym wyznaniu, para, tak teraz para, poszła wzdłuż plaży. Było tam pełno stoisk z grami i pamiątkami. Alex zagrała z Benjaminem w cyber game. Przegrała dwa razy przez to, że chłopak miał wampirzy refleks i szybkość. Udawała złą, co rozbawiało ich oboje.
Teraz byli na pomoście, niedaleko ich apartamentu oddzielonego od reszty domów.
-Oszukiwałeś! To się nie liczy! -broniła się.
-Przyznaj, że jesteś kiepska w tej grze-powiedział rozbawiony.
-To ty przyznaj, że oszukiwałeś!
Przyciągnął ją do siebie.
-Przyznaj się Alex.
-Do czego? Że jesteś oszustem? Boisz się, że dziewczyna cię pokona? Jeszcze ta, która jest człowiekiem?
-Mogłaś użyć mocy-zaśmiał się.
-Ha! Przyznałeś się! Miałam rację.
-Pamiętaj , że mnie do tego zmusiłaś.
-Do czego?-zapytała.
Nagle wziął ją w ramiona  jak pannę młodą, którą prowadzi się przez próg domu. Tylko on prowadził ją w kierunku .... wody!
-Ani mi się warz Benjaminie!-powiedziała teraz przestraszona.
-To twoja wina, pamiętaj o tym-powiedział rozbawiony.
-Nie ośmielisz się-powiedziała przymrużając oczy.
Uśmiechnął się cwanie i wrzucił ją do wody. Dziewczyna chciała złapać go za rękę lub nadgarstek, by też wpadł ale na próżno. Już była w lodowatej wodzie. Włosy przeszkadzały jej w widoczności. Podpłynęła do jakiejś belki i wypłynęła na powierzchnię. Była pod pomostem. Widziała chłopaka pięć metrów dalej. Skoro twierdzi, że jest taki dowcipny, ona też taka będzie. Nie zauważył jej , więc uda się.

Długo nie wychodziła z wody. Albo robiła mu na złość, albo coś się stało. Sądził, że to pierwsze. Ale jednak dziewczyna nie wypływała na powierzchnie. Zaraz.... czy ona potrafiła pływać?!
-Alex!?-zawołał, może jednak żartowała? -Alex to nie jest śmieszne, wypływaj-powiedział.
Jednak nigdzie jej nie było. Bez zastanowienia wskoczył do wody. Uderzyła w niego fala chłodu, którego ledwo co odczuł. Ale czy dla niej nie był to szok termiczny? Patrzył w dół. Popłynął siedem metrów w dół, aż dopłynął do dna. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. Zobaczył jakieś belki. Przy jednej było coś białego. Może tam jest? Przecież była ubrana w tym kolorze. Podpłynął do belki. Nie było jej.Biały skrawek był od jej sukienki lub narzutki. Co jeżeli, ktoś ją zabrał? Może jednak miała rację, żeby nie wyjeżdżać?! Jeżeli coś jej się stało... Wypłynął na powierzchnię. Nie było jej. Jednak coś przykuło jego uwagę na brzegu. Spojrzał tam. Ulżyło mu. Stała na brzegu z założonymi rękoma na piersi. Śmiała się z jego reakcji. Mała spryciula, nawet nie wiedziała, jak bardzo się przestraszył.

Podpłynął do brzegu niezwykle szybko. Cały czas miała założone ręce na piersi z kpiącym uśmieszkiem. Widziała jak się przestraszył. Było to urocze i okropne. Ale musiała mu pokazać. Po chwili był przy niej.
-Nigdy więcej tego nie rób-powiedzieli równo.
-Nigdy więcej nie wrzucaj mnie do wody!-powiedziała od razu.
-Nigdy więcej mnie nie strasz, Alex!-powiedział i przytulił ją.
-Musiałam się odegrać. Jak mogłeś wrzucić mnie do tej zimnej wody!
-Mówiłem, zmusiłaś mnie do tego.
-A ja nie zmuszam się teraz do focha!
-Obraziłaś się?-zaśmiał się.
-Tak! -zaczęła iść w kierunku apartamentu.
***
Po powrocie nie odzywała się do niego. Było już po zachodzie słońca i w pokoju były włączone lampki. Wykąpała się i przebrała w białą koszulę nocną na ramiączkach i koronką przy biuście. Narzuciła na siebie szlafrok i wyszła z łazienki. Chciała się położyć i odpocząć po całym dniu ale łoże było już zajęte. 
-Wynocha!-powiedziała do niego, ten uśmiechnął się cwanie.
-Dlaczego? Czekałem na ciebie-powiedział widocznie zadowolony z siebie.
-Ty nie śpisz, nie potrzebujesz łóżka. Wynocha!-weszła do łóżka
-Też mam do niego prawo-powiedział rozbawiony. Uwielbiał ją denerwować.
-Boże nie dosyć, że jest gorąco to jeszcze zesłałeś mi go-wyszła z łóżka i podeszła do lodówki.
-Zawsze możesz się przytulić a będzie ci chłodniej-uśmiechnął się jak młody bóg.
-Dzięki. Ale teraz wolę kostki lodu-wyciągnęła je i położyła na ręcznik.
Przyłożyła je sobie do karku ale zamiast chłodzić, grzały. Wiedziała dlaczego.
-Benjamin!-warkła- przestań używać mocy!
-Nie rozumiem o co ci chodzi-starał się nie śmiać.
Wrzuciła kostki do zlewu i wróciła do łóżka ściągając po drodze szlafrok.
Spojrzała na niego zła. Położyła ręce o jego ramię i chciała go wyrzucić z łóżka. Ale skończyło się na niepotrzebnym wysiłku. Nie ruszyła go nawet na mikromilimetry. 
-Co ty robisz?-zapytał udając zaskoczenie.
-Dobrze się bawisz?-zapytała, a kiedy się uśmiechnął powiedziała- nie znoszę cię- i odwróciła się do niego plecami.

Leżała tyłem już ponad godzinę. Musiała być naprawdę zła. Słyszał, że nie może zasnąć. Wierciła się, wzdychała, a na czole miała malutkie kropelki potu. Jej duma była zbyt wysoka. Lubił robić jej na złość. On jemu też. Uroczo wtedy wyglądała. Przybliżył się do niej delikatnie i objął w pasie. Dziewczyna leniwym ruchem wzięła jego ramię i odrzuciła. Zaśmiał się cicho. To jest jak najbardziej w jej stylu. Odwrócił ją , by była do niego przodem. Była w pół śnie. Miała przymknięte oczy. Przycisnął ją do siebie. Wiedział, że tak
będzie jej przyjemniej ,bo jest zimny, a jest jej za ciepło. Ręką chciała się odepchnąć od niego, ale był to zbyt delikatny ruch.
-Alex, Alex-westchnął. Pocałował jej czoło.
-I tak cię nie cierpię-powiedziała cicho jak małe dziecko.
Objął ją ,a ona wtuliła się w niego. Po chwili już spała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz